Dzisiaj aż 13,496 dzieciaków dzięki wsparciu osób takich jak Ty znajdzie darmowe książki na Wolnych Lekturach.
Dołącz do Przyjaciół Wolnych Lektur i zapewnij darmowy dostęp do książek milionom uczennic i uczniów dzisiaj i każdego dnia!

Przypisy

Pierwsza litera: wszystkie | 0-9 | A | B | C | D | E | F | G | H | I | J | K | L | M | N | O | P | Q | R | S | T | U | V | W | X | Y | Z

Według typu: wszystkie | przypisy autorskie | przypisy redaktorów Wolnych Lektur | przypisy źródła | przypisy tłumacza

Według kwalifikatora: wszystkie | angielski, angielskie | architektura | białoruski | biologia, biologiczny | botanika | celtycki | chemiczny | dawne | francuski | frazeologia, frazeologiczny | gwara, gwarowe | hebrajski | historia, historyczny | łacina, łacińskie | literacki, literatura | matematyka | medyczne | mitologia germańska | mitologia grecka | mitologia rzymska | muzyczny | niemiecki | obelżywie | poetyckie | pogardliwe | portugalski | potocznie | przenośnie | przestarzałe | regionalne | religijny, religioznawstwo | rodzaj nijaki | rosyjski | rzadki | środowiskowy | staropolskie | turecki | ukraiński | włoski | wulgarne | żartobliwie

Według języka: wszystkie | français | Deutsch | polski


Znaleziono 10146 przypisów.

wspomnij na (daw.) — pamiętaj o. [przypis edytorski]

wspomnionemu — dziś popr.: wspomnianemu. [przypis edytorski]

wspomni (starop. forma) — dziś 3.os.lp trybu rozk.: wspomnij. [przypis edytorski]

wspomni (starop. forma) — wspomnij. [przypis edytorski]

Wspomni, że to jest ten lud, od którego święty / Twój grób, Panie, beł tem psom plugawem odjęty — zbyteczna chyba dodawać, że to tylko legenda średniowieczna, jakoby Karol Wielki miał wyzwolić Ziemię Świętą z pod jarzma muzułmanów. [przypis redakcyjny]

wspornik (archit.) — występ w murze często ozdobny, służący do podtrzymywania. [przypis redakcyjny]

w sposób konieczny podstawą zjawisk zewnętrznych — w pierwszym wydaniu następuje tu kilka jeszcze określeń, które w wydaniu drugim zostały na początku § 3 trochę inaczej ujęte i szerzej rozprowadzone. Pierwotnie brzmiały one tak: „Na tej konieczności a priori polega apodyktyczna pewność wszystkich twierdzeń geometrycznych i możliwość ich konstrukcji a priori. Mianowicie gdyby to wyobrażenie przestrzeni było pojęciem osiągniętym a posteriori, które by wydobyte zostało z powszechnego zewnętrznego doświadczenia; to by pierwsze zasadniczo twierdzenia określeń matematycznych były po prostu spostrzeżeniem tylko. Odznaczałyby się więc całą przypadkowością spostrzeżenia i nie byłoby zgoła koniecznym, aby pomiędzy dwoma punktami była jedna tylko linia prosta, ale tak by jeno zawsze nauczało doświadczenie. Co jest wzięte z doświadczenia, ma jedynie powszechność porównawczą [comparative Allgemeinheit] tj. za pomocą indukcji. Można by tedy powiedzieć tylko: o ile zauważono dotychczas, nie znaleziono przestrzeni, która by miała więcej niż trzy wymiary”. [przypis tłumacza]

w sposób następujący — ταύτῃ, hac parte, an dieser Stelle (Cl.), [pominięto tłum. na rosyjski]. Odstępuję od tej tradycji przekładu, gdyż u Papego (str. 402 b) znajduję „an demselben Orte” = ἐν ταὐτῶ, a natomiast w skromnej gramatyce Ludwika Ćwiklińskiego (str. 44, Lwów, 1902) ταύτῃ oddane przez „tak”, co odpowiada mojemu zwrotowi: „w sposób następujący”. Popiera to Pape: „ταύτῃ, dem Frageworte πῇ entsprechend, auf diese Weise”. [przypis tłumacza]

W sprawach zdrowia zaś słuchają ludzie lekarzy bardziej niż rodziców — jeżeli ktoś ma dzieci, to nie dowód, że posiada umiejętność wychowania moralnego. Do tego trzeba zawodowej wiedzy, którą ja, jako zajmujący się zagadnieniem wychowania, posiadam w stopniu wyższym niż rodzice. Więc w sprawach wychowania moralnego mój głos więcej waży niż głos rodziców, podobnie jak w sprawach higieny słuchamy raczej zawodowo wykształconego lekarza, nie rodziców. [przypis tłumacza]

[W sprawie Gruzji] — odezwa ta (z datą 17. V. 1923) była drukowana (bez tytułu) w jednodniówce „Pro Patria” — 26/V — ku uczczeniu piątej rocznicy ogłoszenia niepodległości Gruzji (Warszawa, 1923). [przypis redakcyjny]

W sprawie Machajskiego — pierwodruk — w „Nowej Reformie” 7 lutego 1911 r. (Nr. 60) — poprzedzony jest słowami redakcji: „Otrzymujemy następujący list z Paryża z prośbą o zamieszczenie”. W Księdze pamiątkowej Kielczan (1925) znajdujemy następujący krótki życiorys Machajskiego (str. 263): „Machajski Wacław — jako student medycyny uniwers. warszaw. za udział w Związku Młodzieży Polskiej i przewożenie patrjotycznej literatury nielegalnej więziony najprzód w Krakowie, a następnie w Warszawie, zostaje skazany na zesłanie na Syberję. Tam następuje przewrót w jego pojęciach i z narodowca przeobraża się w skrajnego komunistę; tworzy własną teorję anarchizmu i skupia koło siebie zwolenników — zwanych „machajowcami”, przeciwstawiających się udziałowi inteligencji w ruchu robotniczym. Machajskiemu przypisują maksymę „dołoj gramotnyje”. Po powrocie z Syberji przebywa jakiś czas w Zakopanem, gdzie aresztowany, a następnie wydalony z granic Austrji udaje się do Paryża. Tam przebywa do wybuchu rewolucji w Rosji, poczem na specjalnym statku, wysłanym przez rząd Kiereńskiego po emigrantów rosyjskich, udaje się do Rosji, gdzie dotąd pozostaje.”. Machajski jest wspominany w Wybiegu instynktu, a był on także podobno (wedle relacji kilku osób, które blisko znały Żeromskiego) prototypem Andrzeja Radka z Syzyfowych prac. Z biegiem lat oddalili się od siebie szkolni przyjaciele. Już w r. 1892, zetknąwszy się z Machajskim w Zürichu, pisał Żeromski do narzeczonej (20 stycznia): „Spotkałem się ze znajomymi i… zdążyłem już zauważyć przedział, istniejący między mną a nimi, — szczególniej zaś przedział między mną i Wackiem. On się zmienił bardzo, a przynajmniej o tyle, że nie można się zejść po bratersku, jak dawniej”. A w innym liście (25 stycznia) znowu: „Dziś się rzadko widujemy, a widząc się mało sobie mamy do powiedzenia. Łudziłem się, że to umysł i serce — to jeden z wielu postępowców, wyśmiewających dziś to, za co wczoraj gardło dawał. Śmiech bierze patrzeć na to wszystko…”. I jeszcze (29 stycznia): „Wacek z wyżyn doktrynek, jakie obecnie trzyma w pachcie, zarzuca mi wstecznictwo, konserwatyzm, filisteryją. Ja z nim — obecnie — nic prawie nie mam wspólnego… Czasami razem pijemy piwo i palemy jedne cygara, uczestniczemy w jednej rozmowie koleżeńskiéj. Jest to szlachetny chłopiec, dobry doktryner, ale ani podobny do dawnego Wacka”. Wiosną r. 1913, przygotowując się do pisania Walki z szatanem, rozczytywał się Żeromski w Sorelu i literaturze syndykalistycznej; napisał też wówczas do Machajskiego z prośbą, aby mu przysłał „najbardziej zasadniczą swoją broszurę”. I oto wrażenie z niej (w kartce z 3 czerwca 1913 r.): „Mach. przysłał mi swoją ostatnią pracę. Po zapoznaniu się dokładnem z całą prawie literaturą tego rodzaju we Francyi widzę, jakie to jego pisanie jest utrapione, wschodnie i bez wartości. Tamci podnoszą rzeczy cudowne i nad wyraz uczciwe, mądre, nowoczesne, z życia wzięte i najwznioślejsze, a ten tylko słowa, słowa i słowa bez końca…” [przypis redakcyjny]

w sprawie Marineta — sprawa roku 1818 dotyczyła nieudanej próby zamachu na Wellingtona. [przypis edytorski]

w sprawie najwyższego dobra człowieka (…) narodziło się dwieście osiemdziesiąt osiem sekt — Augustyn z Hippony, Państwo Boże, XIX, 2. [przypis tłumacza]

w sprawie pastora Petitpierre — Ferdinand Olivier Petitpierre, pastor w wiosce Ponts, został w 1758 oskarżony o wygłoszenie kazania, w którym zaprzeczał wieczności kar piekielnych; mimo pouczenia przez kolegium duchownych kalwińskich, obstawał przy swoich poglądach i w 1760 ponownie wygłosił je w kazaniu; decyzji władz duchownych o jego usunięciu sprzeciwili się parafianie, którzy zwrócili się do władz świeckich i poprosili o interwencję króla Fryderyka. [przypis edytorski]

w sprawie procesu przeciw Stanleyowi — brytyjska Izba Gmin powołała komisję do zbadania doniesień misjonarzy o stosowanie przez Stanleya niesłychanej przemocy wobec ludności afrykańskiej, sprzedawanie robotników w niewolę, wykorzystywanie seksualne kobiet oraz grabież wiosek. Śledztwo prowadził wicekonsul brytyjski w Zanzibarze, jego raportu dla Biura Spraw Zagranicznych nigdy nie opublikowano. [przypis edytorski]

w sprawie świątyni delijskiej — szło o zarząd świątyni, który Ateńczycy wzięli w swe ręce, zakładając Pierwszy Związek Morski. Kasa związkowa mieściła się wtedy w tej świątyni. [przypis tłumacza]

W sprawie sprowadzenia zwłok Juliusza Słowackiego — na pierwszem miejscu drukujemy tu list otwarty, który z podpisami całego szeregu osób był ogłoszony w dziennikach w lutym 1910 r. Był on naprzód drukowany w Paryżu pod tyt. Tekst listu otwartego w sprawie sprowadzenia zwłok Juljusza Słowackiego (4 stronice w ósemce) i rozsyłany do poszczególnych osób wraz z drukowanem jednokartkowem pismem, datowanem z Paryża w grudniu 1909 r., a zaczynającem się od słów: „Szanowny Panie! W załączeniu mamy zaszczyt przesłać tekst listu otwartego…”. Egzemplarz tego pisma, znajdujący się w Muzeum Tatrzańskiem w Zakopanem, jest podpisany przez Artura Górskiego, Jana Hempla, Wilhelma Mitarskiego, Tadeusza Nalepińskiego, Andrzeja Struga, Stanisława Wyrzykowskiego i Żeromskiego. Zebrawszy w ten sposób podpisy, ogłoszono List otwarty w sprawie sprowadzenia zwłok Juljusza Słowackiego w dziennikach. Położone są pod nim nanastępujące nazwiska (przepisujemy je z przedruku w Kurjerze Porannym 6 lutego 1910 r., Nr. 37): Zygmunt Bartkiewicz, Aleksander Brückner, Władysław Bukowiński, Adam Łada Cybulski, Jan Czubek, Gustaw Daniłowski, Artur Górski, Jan Hempel, Tadeusz Jaworski, Jan Kasprowicz, Juljusz Kleiner, Włodzimierz Konieczny, Marja Konopnicka, Władysław Kozicki, Stanisław Krzemiński, Ludwik Krzywicki, Antoni Lange, Jan Lemański, Bolesław Leśmian, Bolesław Limanowski, Bohdan Łepki, Franciszek Mączyński, Aleksander Mańkowski, Jadwiga Marcinowska, Marja Markowska, Ignacy Matuszewski, Romuald Minkiewicz, Wilhelm Mitarski, Kazimierz Młodzianowski, Nuna Młodziejowska-Szczurkiewiczowa, Tadeusz Nalepiński, Zofja Rygier-Nałkowska, Władysław Orkan, Eliza Orzeszkowa, Nikodem Pajzderski, Bronisław Piłsudski, Marja Raczyńska, Marja Rakowska, Tadeusz Rechniewski, Józef Ruffer, Ferdynand Ruszczyc, Wacław Sieroszewski, Artur Śliwiński, Edward Słoński, Michał Sokolnicki, Eugenjusz Sokołowski, Ludwik Solski, Leopold Staff, Andrzej Strug, Antoni Szech, Maciej Szukiewicz, Wacław Szymanowski, Edward Trojanowski, Jan Witkiewicz, Edward Wittig, Stanisław Wyrzykowski, Marjusz Zaruski, Aleksander Zelwerowicz, Stefan Żeromski. Pod podpisami czytamy: „Wysłano z Paryża w lutym 1910r”. Przedruk Listu w naszem wydaniu opiera się na druku paryskim. W pismach warszawskich, ze względów cenzuralnych niewątpliwie, ostatnie zdanie uległo zmianie. W „Kurjerze Porannym” brzmi ono tak: „A gdy nadejdzie dzień godny jego królewskiej harfy, poniesiemy go z tej górskiej pieczary, my lub potomni, do stolicznego mauzoleum”. Natomiast w krakowskiej „Nowej Reformie” (7 lutego 1910, Nr. 58) tekst paryski rozszerzony jest jeszcze wstawką wyrazu „wolny” („A gdy nadejdzie dzień wolny, dzień godny…”). Zarówno w warszawskim, jak krakowskim tekście jest też kilka jeszcze drobnych zmian stylistycznych. List otwarty wywołał następujący polemiczny artykuł p. Jana Gwalberta Pawlikowskiego (w „Lamusie”, zesz. 5, str. 49–57): O PROCHY SŁOWACKIEGO: „Dawniej, zanim jeszcze pomyślano o przewiezieniu prochów Mickiewicza do Polski, stawała często przed oczyma wyobraźni mojej chwila «dziwnie osobliwa». Jakiś dzień uroczysty i cichy, owiany tchnieniem świętości, niby wieczór Rezurekcji. Jakieś niezliczone gromady ludu, na twarzach wesoła powaga, w postaciach siła i duma. A gdzieś w górze, popod wiejącemi sztandary, otoczenie królewskiego majestatu… Może dzień koronacyjny… Wtem rozstępują się gromady ludu, jak łan żyta, który wiatr przewieje. Nad falą głów pochylonych unosi się i płynie szkarłatem okryta trumna. Powstaje król z majestatu, idzie naprzeciw niej, wita ją pokłonem i prowadzi pod sklepienia grobowe, gdzie spoczywają królowie. Bo powrócił jeden z tych, którzy w czasie bezkrólewia duchem dzierżyli berło narodu, wygnaniec protestujący na obczyźnie przeciwko wyzuciu narodu z praw majestatu, wiążący nieprzerwaną nić tradycji między tymi co śpią w grobach, a tymi którzy przyjdą i tron zasiędą… A za tą jedną trumną, widzę cały niby klucz bocianów wracających z wiosną do ojczyzny; trumna za trumną… Zlatują do gniazd opuszczonych, rozchodzą się po cmentarzach miast i siół. Wizja prysła. Nie przyjdzie już taka chwila nieporównanego dziejowego patosu. Prochy Mickiewicza sprowadzono przedwcześnie, zanim wiosna nadeszła. Złożono je w pohańbionych grobach królewskich między królmi bez ziemi. Złamano ową zasadę emigracji, którą ona sama o sobie głosiła, a która otaczała ją nimbem poetyckim, iż jest Aniołem Veto, stojącym pośród ludów Europy, o głowie promiennej — z usty otwartemi, krzyczącemi: nie pozwalam! — chociaż szaty na nim od nędzy spróchniały, połowa ciała w smętarzy obcych glinę się zapadła (Słowacki).. .. Toż kiedy trumna Mic kiewicza wśród huku dzwonów szła rynkiem krakowskim, nie było tam nastroju dumnej pogody i powitalnego wesela, ale gardła patrzących dławiło pytanie: na co wracasz i do czego?… Życie nie jest sztuką, boć sztuka jest właśnie dlatego, aby wydobyć z jego zgiełku ton czysty; życie nie dotrzymuje tragicznego patosu. Jest to aktor fuszer. Trudno się skarżyć; leży to już w naturze rzeczy. Kiedy więc już raz złamano zasadę emigracyjneo veta, sprowadzając prochy Mickiewicza do kraju, szły za tem dalsze konsekwencje. Za tym jednym, dlaczegóż nie mieli powrócić i inni «protestanci»… Rok jubileuszowy Słowackiego uznano za odpowiedni do sprowadzenia jego prochów. Powstało pytanie: gdzie je złożyć? Znalazły się różne pomysły. Zrazu w pięknem i rzewnem drgnieniu serca chciano je darować Warszawie, ogołoconej z pamiątek, a dla której zdawała się przez chwilę świtać godzina dnia lepszego. Ale ten świt nie nadszedł. — Zwróciły się więc myśli ogółu tam, gdzie już spoczywała trumna wielkiego współzawodnika Juljusza, ku górze wawelskiej. Zjazd odbyty w Krakowie powziął wreszcie w tym duchu ostateczną uchwałę. O tem, czy wybór ten był trafnym, można być różnego zdania; a zdanie przeciwne nie musi wynikać z uprzedzeń społecznych czy religijnych, albo z nieznajomości rzeczy. Takie zdanie odosobnione zresztą, ale argumentami rzeczowemi należycie podparte, słyszeliśmy od p. Zygmunta Wasilewskiego (w Słowie Polskiem). Wychodzi on z tego założenia, że Wawel nie jest polskim Westminsterem, którego zadaniem byłoby pomieścić w grobach swoich wszystkie chluby narodu. Wawel jest grobowcem królewskim, a jeśli na nim znajdują pomieszczenie także trumny wielkich wodzów i trumna Mickiewicza, to ma to znaczenie symboliczne, którego przez nadużycie osłabiać nie należy. Wawel jest symbolem dziejowym państwowości polskiej, której reprezentantami są królowie, a w czasie bezkrólewia ci, którzy byli łańcuchem między jednym a drugim brzegiem, bądźto walcząc orężnie o tę państwowość, bądźto utrzymując nieprzerwanie jej ideę w duszy narodu. Reprezentantem takiego duchowego ogniwa jest Mickiewicz; Słowacki, gdyby nawet był odeń większym, byłby nim zawsze tylko jako artysta. — Przesłanki tego rozumowania, wedle mojego widzenia rzeczy, są zupełnie trafne, a jednak wniosek z rozumowania wynikający jest błędny. Bo sprawa ta należy do spraw tego rodzaju, których się logiką nie rozstrzyga. «Wawel nie jest polskim Westminsterem»; bardzo słusznie, — tak było dotąd. I to słusznie, że zatarcie jego właściwego, dotychczasowego charakteru, zaciera niestety ów wspaniały patos symbolu trumny Mickiewicza w grobach królewskich. Ale ta cała koncepcja jak jest wzniosła, tak jest i subtelna, a tam gdzie chodzi o uczucia mas, nie można ważyć argumentów na aptekarskiej wadze. Nawet kiedy masy składają się z osobników bardzo subtelnych, w całości swojej mogą się zgodzić na to tylko, co tym osobnikom jest wspólne, — a tem nie jest to, co subtelne, ale to co grube. Subtelność każda bowiem ma cechę indywidualną, różnicującą. W uczuciu mas Wawel stał się poprostu skarbcem wielkich pamiątek; co wielkie i co drogie, to chcemy w skarbcu tym przechować. — A zresztą i druga przesłanka rozumowania jest tylko względnie prawdziwą; Słowacki z wielkiego artysty staje się z biegiem czasu w uczuciu ogółu coraz to wyraźniej «wieszczem», jednym z zesłanych narodowi «Królów Duchów». Już i do niego stosowane są słowa: miljon jestem. Stało się to odkąd wagę jego twórczości przenosić zaczęto z wcześniejszej epoki na epokę mistycyzmu. Czy ta ewolucja pojęć o społecznem znaczeniu Słowackiego jest logicznie słuszną? — nie wiem — a nawet wątpię. Ale trzeba pamiętać, że to znowu taki fakt, który się «dzieje», a nie taki, który się wyrozumowuje. Pomyślmy na chwilę, czy tę treść, która się mieści w symbolu trumny Mickiewicza na Wawelu, można było całą od początku logicznie wyrozumować? Czy sprawa gdyby była podległą, że tak powiem kanonicznemu procesowi chłodnej krytyki, byłaby rozstrzygniętą tak samo? Ale tu działały inne czynniki. To co się stało — «stało się» poprostu, — stało się samo, bez rozumowania, niemal poza progiem świadomości… Tak się robią nastroje mas, tak się robi w wielkiej mierze historja. Otóż znowu «dzieje się» przed naszemi oczyma jedna z tych świeckich kanonizacyj, jakich dokonuje naród na swoich ulubieńcach; jak wogóle kanonizacjom, towarzyszy temu proces tworzenia się legendy… A któż wie, może ta legenda jest właśnie prawdą, jakąś prawdą pneumatyczną, którą śmierć i oddal odsłania?… Bądź jak bądź, Słowacki dorasta w oczach naszych do symbolu, a jako taki dorasta i do Wawelu, może i do tego Wawelu, który «nie jest — tylko polskim Westminsterem». — Niema więc żadnego powodu uważać pomieszczenia prochów Słowackiego na Wawelu za rzecz z jakichkolwiekbądź względów niewłaściwą. Owszem, przeciwnie: jest to jedyne miejsce, które obecnemu uczuciu ogółu odpowiada, a zatem jedynie odpowiednie; — boć jakież może być tutaj inne kryterjum? Sam fakt tej ewolucji uczuć, czy pojęć, już opanować się nie da, — może być tylko przedmiotem obserwacji i refleksji, a na to zaiste zasługuje. Bo uwidamia się w nim bądź jak bądź ten charakterystyczny dla narodu naszego od czasów romantycznych stosunek do poetów, stosunek niewątpliwie nienormalny. Jest to jednak temat wychodzący poza ramy niniejszych uwag. Ale komu to wydaje się opacznem, niech pomyśli, jakiego rodzaju odruch odczułby w duszy, gdyby oto nagle wyłonił się skądś projekt pomieszczenia prochów np. Kopernika w grobach królewskich… Nieprawdaż że ten odruch byłby przeczący?… Otóż to właśnie!… Zamiar pogrzebania Słowackiego na Wawelu nie dał się — jak wiadomo — urzeczywistnić z powodu przeszkód zewnętrznych. Przeszkody te są w każdym razie tylko czasowe. Ale opinja zaczęła być niecierpliwą; wydało się jakby sprowadzenie zwłok Słowackiego stało się rzeczą tak nieodzowną i naglącą iż na wszelki sposób musi być zaraz dokonanem. Co dziwniejsza, to zniecierpliwienie nie ustało jeszcze i wtedy, kiedy już minął rok jubileuszowy i kiedy dla owej nagłości żadnego już, choćby pozornego, nie można przytoczyć powodu. Skoro Słowackiego nie możemy pochować na Wawelu, powiedziano, wynajdziemy mu inny, jeszcze godniejszy grobowiec. Toż był on zawsze duszą samotną, wylatującą jak orzeł w pustkowia wyżyn, zasłuchującą się na niedostępnych szczytach w ciszę błękitu… Złożymy więc trumnę jego pod wolnem powietrzem gór, wysoko w turniach tatrzańskich… Ojcami pomysłu tego są podobno Henryk Sienkiewicz i Stanisław Witkiewicz, jedni z najlepszych ludzi w dzisiejszej Polsce. Nazwiska te onieśmielają. Lecz czytam w odezwie komitetu zawiązanego niedawno, taki piękny zwrot: «Skoro daliśmy wygnańcowi, wielkiemu poecie, to najdroższe dlań na co nas stać — dostojny grób w Ojczyźnie — nasza godność a jego zasługa nie pozwala na to, ażebyśmy gnuśnie mu tę łaskę dziś odebrali dlatego, że jeden z nas na to się nie zgodził». Otóż i ja jestem «jednym z nas», a ten mój drogi klejnot i godność uprawnia mnie i zobowiązuje, jeśli już nie mam prawa i mocy przeciwstawić zamiarowi skutecznie odmowy zgody mojej, to przecież dać głos przeciw temu, co mi się nie zda. Najznamienniejszą cechą pomysłu pogrzebania Słowackiego w Tatrach jest jego «literackość». (Tem dziwniejsze że oświadczył się za nim tak niepospolity malarz jak Witkiewicz! ). Literackiej natury są wszystkie przytaczane za nim motywy. Wszystkie one dadzą się bardzo ładnie napisać i powiedzieć. Słowa: orły, wyżyny, wolność, samotnia — mają właściwy sobie ton uczuciowy, coprawda z tą wadą, że blednie w miarę częstego użycia. Cały pomysł samotnego na szczytach grobowca da się bardzo poetycznie opisać, ale tu pono chodzi o to czy da on się dobrze wcielić w kamień. Kamienie są oporniejsze, ale i uczciwsze od słów. One będą stać nieodmiennie i pozostaną same sobą, kiedy obrzękujący je rój słów rozpłynie się i zczeźnie, a cała literacka koncepcja obleci jak przegniły łach teatralny. Wskaźnikiem mogą tu być nie względy retoryczno-literackie, ale wyłącznie architektoniczno-plastyczne. Na nic się bowiem nie zda najpiękniejsze opiewanie pomnika, jeśli on sam będzie wyglądał jak guzik przyszyty niedorzecznie na kołnierzu. Mojem zdaniem zaś tak właśnie będzie wyglądał. Przemawiają za tem już względy proporcji; nisza wykuta w ścianie Kościelca (bo tę turnię wskazali ostatecznie «znawcy Tatr» — nie mający tu zresztą żadnej kompetencji — jako najodpowiedniejszą), nisza wykuta na wysokości dwustu metrów nad poziomem miejsca, z którego ją najbliżej można oglądać, a oddalona od tego miejsca bez mała może na tysiąc metrów, będzie się przedstawiać tak okazale jak dziupla puhacza. O wrażeniu monumentalności nie może być mowy. A tę monumentalność wykluczają inne jeszcze względy. Niemasz monumentalności bez wrażenia siły, a niemasz wrażenia siły, bez wrażenia architektonicznej celowości monumentu. Tutaj to wrażenie celowości wykluczy samo położenie; monument w połowie Kościelca będzie robił wrażenie miejskiego panoczka, co się wygramolił najniedorzeczniej na turnię, a nie mogąc zleźć woła o pomoc. «Hej, panoczku, a cóż was też ta wyniosło! » Będzie on nawet duchowo do tego panoczka podobny, — będzie wyglądał jak «dólski ceper», co włazi na każdą wantę, kiedy ma perć pod nosem. Co go tam wyniesie? Literatura. — A przytem sztuka ze swą cechą i wymogiem celowości stoi w pewnem przeciwieństwie do natury, której kształty z tego wymogu nie wynikły. Dlatego wszelkie bliskie kojarzenie kształtów architektonicznych z naturalnemi daje wynik ujemny. Można to zauważyć na każdym kroku. Ścieżki ogrodowe wijące się niby przypadkowo i nierozmyślnie są ohydne przez brak uwidocznionej celowości, która jest niezbędnym warunkiem piękna każdego ludzkiego dzieła; — sztuczne skały, jako podstawa pomników, robią wrażenie teatralne i t. d. Z tego samego powodu najodpowiedniejszem otoczeniem dla wszelkich monumentów jest otoczenie architektoniczne, bo ono tylko wykazuje w linjach swoich tę samą zasadę celowości, którą musi mieć wszelkie dzieło ręki ludzkiej. A jeśli otoczenie skał uwłacza charakterowi monumentalności ludzkiego dzieła, to z drugiej strony dzieło to uwłacza piękności skał. Celowa dążność konstrukcyjna człowieka i ślepa dążność niszczycielska natury zdają się sobie wrogo patrzeć w oczy. «Znawcy Tatr» jeśli mieli tu co do powiedzenia, to powinni byli to jedno tylko powiedzieć, że Tatr psuć sztuką nie wolno, bo sztuka należy do innej kategorji piękna. Czy tą sztuką będą «monumentalne schody», czy nisza o kracie bronzowej, czy posąg, czy sarkofag, czy choćby tylko pływająca nad szczytem w nazwaniu jego literackość, wszystko to jedno. Człowiek kochający Tatry powinien przechodząc zacierać za sobą ślady stóp. Ale wyznaję, że mam jeszcze inną kategorję argumentów, które może wynikają z czysto osobistych właściwości duchowych. Osobistych, o ile znajduję się w środowisku «kulturalnem», ażeby nie użyć mniej sympatycznego określenia; natomiast czuję się w tych właściwościach zupełnie zestrojonym z każdym tatrzańskim góralem, który nie uległ jeszcze cywilizatorskim wpływom «dólskiego gościa». Kiedym rozmawiał o tem z jednym z moich góralskich przyjaciół, człekiem mądrym i poważnym, spotkaliśmy się w myślach zupełnie. «E, bójcie się Boga, za cóż go też chcom tele światy jako psa od dziedziny odegnać? Kieby go już tu mieli przyprowadzić, to najdzie się na Pęksowym brzyzku [Pęksów brzeżek — tak nazywa się cmentarz w Zakopanem — P. R. („Lamusa”)] ziemia święcona». I ja tak myślę, że w Tatrach jest dla żywych samotników «strzeleckie posłanie». Ale umarłych miłość w pustaci nie zostawia; nie zostawia ich na fujawicy śnieżnej, na zmiękach wiosennych ze skał ciekących, gdzie przez większą część roku oko tkliwe nie popatrzy, stopa przyjazna nie zachrzęści. Dziwna to miłość, samotnym za życia ludziom samotne dawać groby. Z ojcem rodzonym nie uczynilibyśmy chyba tego za cenę literackiego efektu. Czyż nie stać nas na tę zwyczajną miłość dla nadzwyczajnego człowieka…? Tak, i ja wybrałbym raczej Pęksów brzeżek… Ale rozumiem że ludzie mają różny sposób odczuwania. Mówiąc o swoim, nie chcę zajrzeć nikomu. Staram się wyrozumieć to, co w uczuciu mnie samemu jest obcem — i do tego punktu, do którego wyżej doszedłem, wyrozumieć to mogę. W ostatnich czasach pojawił się jednak projekt, podpisany zresztą przez ludzi bardzo szanownych, który wszelką granicę mego wyrozumienia przekracza, tak wydaje mi się karykaturalnym i niemal świętokradzkim. Tok zawartej w nim myśli jest następujący: złożyć prochy Słowackiego na Wawelu jest pięknie i przystojnie, bo należy mu się grobowiec królewski, — ale złożyć prochy Słowackiego w turni Kościelca jest pięknie i poetycznie; szkoda byłoby zaniedbać sposobności zrobienia czegoś tak pięknego, a w dodatku czegoś, czego jeszcze nie było… Zróbmy więc jedno i drugie!… Chwila ku temu nastręcza się jedyna; «jeden z nas» odmówił pomieszczenia prochów na Wawelu; jest to liberum veto przeciwko woli narodu, które z czasem przełamanem być musi; na razie jednak z drogi usunąć się nie da. Nim więc chwila sposobna nastąpi, pomieśćmy prochy Słowackiego w Tatrach; — koncepcję «królestwa z ducha» poety zamieńmy na razie na równie poetyczną koncepcję duszy samotnej, uciekającej od ludzi na wyżyny samotne… Cały ten kapitalny pomysł jest niewątpliwie w stylu Słowackiego, a to Słowackiego wedle modły prof. Tretiaka… Słyszę jak mówi ten Słowacki: «Należą mi się honory królewskie, lecz skoro mi ich zaprzeczają, odejdę w góry i uczynię z siebie samotnika pogardzającego wszystkiem co ludzkie. Gotów jestem jednakże w każdej chwili porzucić moją samotnię, skoro mi ludzie oddadzą to, do czego się w prawie poczuwam». Szczery typ wolnodumca gotowego zawsze do pogodzenia się z porządkiem tego świata za przyzwoitą posadę! Koncepcja ta dlatego tylko nie jest dość śmieszną, że jest tak tragicznie ohydną, a dlatego nie jest dość ohydną, że jest tak śmieszną. Czyż projektodawca nie uczuł tak prostej rzeczy, że takie połączenie tych dwóch projektów w jeden, znosi zupełnie to, co każden z nich ma w sobie pięknego — lub choćby tylko dorzecznego? Tu bo już nawet i literatura zawiodła! Efekt natury literackiej jaki charakteryzuje ową koncepcję pogrzebania Słowackiego w Tatrach, został zupełnie zniesiony przez zły gust okazany w nieorganicznem zlepieniu go z innym. Tak się przedstawia «estetyczna» strona sprawy. Z logiczną jest nie lepiej. Prawdziwych bo koziołków logicznych potrzeba aby uzasadnić taki projekt. Oto co pisze odezwa: «Odwlekanie załatwienia tej sprawy byłoby zniewagą wyrządzoną dostojeństwu poety (? ). Na taki akt woli (?!), jak sprowadzenie do kraju zwłok Juljusza Słowackiego, społeczeństwo nasze, aczkolwiek przyciśnięte ogromem nieszczęść, rozszarpane i przebite nowemi ciosami, może się zdobyć i powinno. Proch głosiciela nieśmiertelnej woli narodu, miłości Ojczyzny, apostoła idei ofiary — przyniesiony dziś na naszą ziemię, może się stać cementem, który spoi rozszarpane dzielnice (!!), złączy rozdarte zawsze warstwy i w przeciwne strony biegnące stronnictwa, tchnie w nas przynajmniej na ten dzień (! ) jedność i miłość — ku wiecznemu celowi (?!) skieruje umęczone oczy żyjących». — Co za słowa! Co za słowa! — Szkoda że one rumienić się nie umieją… Słowa jako miedź brzęcząca i cymbał brzmiący. Co wyraz to parodoks, co zdanie to frazes. Argumentacja najpospolitszej demagogji. Bo czyż można brać na serjo choćby jeden z tych powodów, uzasadniających rzekomą nieodzowność niezwłocznego sprowadzenia prochów poety na to, aby im dać grób tymczasowy i to nawet nie gdzieś tuż przy Wawelu gdzie mają ostatecznie spocząć, ale właśnie aż pod szczytem Kościelca?! Którenże z tych powodów choćby pozornie usprawiedliwić może taką poniewierkę tej cichej garstki kości, wystrajanie trupa w papierowe łachy teatralne na jarmark dla uciechy gawiedzi!… A jakby nie dosyć jeszcze było tego pomnika histerji literackiej, projektowi temu przydano jeszcze różne ornamenta; dla «baśniowego bogactwa» pomysłów współczesnej literatury dwa grzyby w barszczu jest oczywiście za mało. Projekt zawiera jeszcze następujące «numera»: «Zwłoki Juljusza Słowackiego mogłyby być przywiezione do Krakowa i na przeciąg 24 godzin wystawione ku uczczeniu narodowemu na wysokim artystycznie wykończonym katafalku, w Barbakanie przed bramą Florjańską, w tej naszej bramie triumfalnej. Poczem zwłoki poety winnyby być — nie przewiezionelecz przeniesione (sic) z Krakowa w Tatry przez czcicieli ze wszystkich warstw społeczeństwa i złożone w tym tymczasowym, czy wiecznym grobowcu». Nie chcę już popuszczać cugli wyobraźni i szukać tanich efektów w pastwieniu się nad tym projektem. Każden kto nie jest pozbawiony zmysłu rzeczywistości może sobie dośpiewać jakby wyglądał na prawdę taki pochód — przez mil czternaście — trwający najmniej tydzień — z noclegami po karczemnych zajazdach, z «szubienicznym humorem» znudzonych pątników… Danse macabre, czy kulig! Ale za to napisać dałoby się to tak pięknie! Dla «napisanych» ludzi o «napisanych» sercach to jest przecież jądrem rzeczy. Dość tego! Chciałoby się powtórzyć za poetą: «chociaż mi serce pęka, śmiech mię bierze! » Ludzie wybitni, ludzie szlachetni są między tymi, którzy na ten fatalny projekt wyrazili swą zgodę, nazwiska niektóre o doskonałem brzmieniu. Czyżby czerw dekadencji literackiej dotarł już tak głęboko, aż do tych serc? Nie wierzę. Ale jest to znak czasu, groźne, prawie straszliwe memento. Odsunięci od tylu dziedzin czynu, źle wychowywani, przejedliśmy się literaturą. Zaczynamy robić literaturę z najświętszych uczuć. Patrzymy na świat przez literę. Czujemy go nie swojem ale pożyczanem sercem. A gdzie jeszcze tak nie jest, to przecież zgadzamy się milcząco na ten typ myślenia, uważamy go za uprawniony i normalny. Oddajemy mu rządy; pozwalamy mówić za siebie. Nie wątpię, że wielu z tych ludzi, którzy ów projekt podpisali, uczyniło to odruchowo, z nałogu, przez kwietyzm. Ale dość już źle, że treść jego nie uderzyła ich odrazu obuchem w głowę, że mógł on wydać się im czemś — wedle normy. Czyby tak nie pomyśleć o innym — najpiękniejszym bez wątpienia pomniku dla Słowackiego: o tem — aby z okazji jego jubileuszowego roku, który właśnie minął — podjąć walkę przeciw chorobie, która była tragedją i jego także życia — przeciwko chorobie wewnętrznej nieprawdy i pozy. Słowacki zwyciężył ją — wiarą mistyczną. Nam innym oby dano ją rozwiązać wiarą w wyższość czynu nad słowem, zwycięstwem życia nad literą. Możeby w Tatrach zamiast grobowca Słowackiego założyć pustelnie, w którychby przychodziły do siebie i rozprostowywały się dusze skrzywione… A przed rozmyślaniem na pustelni — pokuta. Początek od tego z pomiędzy nas, kto ówże sławetny projekt sprawienia Słowackiemu podwójnego pogrzebu z kuligiem i figurami pierwszy wymyślił. Kto nim jest — niech się przyzna. Bez fałszywego wstydu. Na skrzywienia duchowe lekarstwem jest natura; na pokutę recepta człowieka natury, chłopska recepta. Oto w Barbakanie odczytać nad nim orędzie do narodu, które spłodził, przeże gnać, w rzepić obitelnie [Obitelnie — w gwarze góralskiej: jak obyczaj lub przyzwoitość każe. P. R. („Lamusa”)]. dwadzieścia pięć kijów gdzie potrza — za swawolę — i puścić z przebaczeniem. Bo złości i ja niemam nijakiej; nie o satyrę mi chodziło ale o spowiedź… Duszo wrzeszcząca i skręcana histeryczną konwulsją — idź w pokoju… A co do prochów Słowackiego, jedynem hasłem odpowiadającem czci naszej dla niego i naszej własnej godności jest: pamiętać i — czekać”. Żeromski odpowiedział Pawlikowskiemu w „Nowej Reformie” (21 maja 1910, Nr. 227) listem, który tu drukujemy jako drugi. W „Lamusie” list ten został przedrukowany w całości (zesz. 6, str. 199–202) z następującym wstępem redakcyjnym: „J. Gw. Pawlikowski, autor artykułu O prochy Słowackiego, zwrócił się do Redakcji „Lamusa” z prośbą o przedrukowanie odpowiedzi St. Żeromskiego zamieszczonej w „Nowej Reformie”. Czynimy zadość temu życzeniu”. Przedrukowały też odpowiedź Żeromskiego i inne pisma, np. „Sfinks” (tom X, str. 465–469). Ze względu na trudności bibljoteczne zmuszeni byliśmy w tekście naszego wydania oprzeć się na przedruku „Lamusa”. Dopiero w przypiskach możemy podać wyniki jego porównania z pierwodrukiem w „Nowej Reformie”. Są drobne różnice. Str. 256 wiersz ostatni: nie „zrealizowanie” lecz „realizowanie”; str. 257 w. 2: nie „tylko jedną” ale „jedną tylko”; str. 257 wiersz 18: nie „odebrany” ale „odebrany mu”; str. 258 w. 8 od dołu: nie „się znajdą” ale „znajdą się”. [przypis redakcyjny]

w sprawie uczniów wileńskich było coś mistycznego i tajemniczego — obacz dzieło Leonarda Chodźki: Tableau de la Pologne ancienne et moderne. Małe pisemko drukowane w czasie rewolucji w Warszawie pod tytułem Nowosilcow w Wilnie, tudzież biografia Tomasza Zana w dykcjonarzach biograficznych i w dziele Józefa Straszewicza Les Polonais et les Polonaises. [przypis autorski]

wssać — dziś: wessać. [przypis edytorski]

wssałem się — dziś popr.: wessałem. [przypis edytorski]

wstąg — wstęga. [przypis edytorski]

wstąpić w stadło (daw.) — wyjść za mąż (stadło: para małżeńska). [przypis edytorski]

wstąpił na rydwan przez drzwiczki u wozu (…) a woźnica je zamknął — podczas bitwy Abradatas sam kierować będzie końmi. [przypis tłumacza]

wstąpilim — forma skrócona od: wstąpiliśmy. [przypis edytorski]

wstajała — dziś popr. forma: wstawała. [przypis edytorski]

wstajcie — dziś popr. forma: wstawajcie. [przypis edytorski]

wstaj — dziś popr. forma trybu rozk.: wstań. [przypis edytorski]

wstałby był (starop.) — konstrukcja daw. czasu zaprzeszłego, wyrażającego czynność wcześniejszą od pozostałych czynności i stanów zapisanych w czasie przeszłym prostym; znaczenie: wstałby wcześniej, uprzednio itp. [przypis edytorski]

wstałem był — forma daw. czasu zaprzeszłego. [przypis edytorski]

wstał z obraza Matki Bożej obraz — postać Matki Bożej zeszła z obrazu. [przypis edytorski]

Wstań i chodź — por. Łk 17,19. [przypis edytorski]

wstań, porzuć dom i chodź za mną — jest to wypowiedź utrzymana w stylu wypowiedzi Chrystusa według Ewangelii. Pankracy zatem chce tu oddziałać na Henryka przez stylizację, która jest bliska temu obrońcy chrześcijaństwa. [przypis redakcyjny]

wstańże — konstrukcja z partykułą wzmacniającą -że. [przypis edytorski]

w stanach króla pruskiego nie mogło mi już grozić prześladowanie — hrabstwo Neuchâtel (ob. kanton szwajcarski) znajdowało się wówczas pod panowaniem Prus, których władca, Fryderyk II Wielki, był znany z tolerancji religijnej. [przypis edytorski]

w stanicy korenowskiej zamordowano proboszcza Nazarenko, a cerkiew sponiewierano…Czornaja Kniga, 1925, s. 255. [przypis autorski]

w staniech — dziś popr. forma Msc.lm: w stanach. [przypis edytorski]

w staniech (starop. forma) — w osobach. [przypis redakcyjny]

w stanie koloidalnym — w formie zawiesiny. [przypis edytorski]

W stanie Louis — zapewne mowa o stanie Luizjana (ang. Louisiana), nazwanym tak na cześć francuskiego króla Ludwika XIV (fr. Luis), w czasach, kiedy tereny te były jeszcze kolonią francuską. [przypis edytorski]

w stanie zupełnie spokojnym…Wykład nauki (t. X, s. 160). [przypis autorski]

w starej naszej florenckiej chrzcielnicy — Chrzcielnica ta znana jest z Piekła pieśni XIX. [przypis redakcyjny]

w starożytności Kreteńczycy (…) nałóg — Valerius Maximus, Factorum et dictorum memorabilium, VII, in extern., 18. [przypis tłumacza]

w starożytnym języku Zend — właśc. słowo Zend oznacza komentarze do Awesty, św. księgi mazdaizmu i zoroastryzmu, spisane w języku pahlawi. [przypis edytorski]

wstawać do dnia (daw.) — wstawać przed świtem. [przypis edytorski]

wstawa — dziś popr. foma 3 os. lp cz.ter.: wstaje. [przypis redakcyjny]

wstawając — dziś popr. forma: wstając. [przypis edytorski]

Wstawaj, promieniejący jak Izis… — napisy grobowe. [przypis autorski]

wstawiennictwy — dziś N. lm: wstawiennictwami. [przypis edytorski]

wstęgi — dziś popr. forma N.lm: wstęgami. [przypis edytorski]

wstęgi — dziś popr. forma N. lm: wstęgami. [przypis edytorski]

Wstęp — autorem Wstępu jest historyk literatury Józef Tretiak (1841–1923), profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego. [przypis edytorski]

Wstęp — autorstwa G. Przychockiego, wg: T. M. Plautus, Żołnierz samochwał, przeł. i oprac. Gustaw Przychocki, Kraków, Krakowska Spółka Wydawnicza, 1929 (Biblioteka Narodowa, Seria II, nr 53). [przypis edytorski]

Wstęp do filozofii czystego doświadczeniaEinführung in die Philosophie der Reinen Erfahrung, tom I wyd. 1900, II wyd. 1904. Nieprzetłumaczony na język polski. [przypis edytorski]

wstęp do filozofii — popularny na przełomie XIX i XX wieku gatunek propedeutyczny, przygotowujący do pogłębionych studiów filozoficznych. Tego typu prace były szczególnie popularne wśród niemieckich akademików, choć podobne powstawały i w środowisku polskim, np. obszerny Wstęp krytyczny do filozofii Henryka Struvego z 1896 roku. [przypis edytorski]

Wstęp do francuskiego tłómaczenia sonetów Danta przez Gabryela Rossettiego La maison de vie (MDCCCLXXXVII). [przypis autorski]

wstępna środa — Popielec, środa rozpoczynająca Wielki Post. [przypis edytorski]

wstępna — tu: zerówka lub pierwsza klasa. [przypis edytorski]

wstępnej środy — [do] Środy Popielcowej. [przypis redakcyjny]

wstępniak — tu: uczeń klasy wstępnej (dziś: nauczania początkowego). [przypis edytorski]

wstępny czwartek — czwartek po Środzie Popielcowej. [przypis edytorski]

wstępnym bojem — w pierwszym starciu. [przypis redakcyjny]

Wstęp — wstęp T. Żeleńskiego (Boya) w obecnej postaci jest skróconą przedmową do Cyrulika sewilskiego (opuszczenia zaznaczono w tekście kropkami w nawiasie), która została uzupełniona wstawką ze wstępu tegoż autora do Wesela Figara (od słów „I teraz” do „pokazało mu nowe drogi”). [przypis redakcyjny]

wstępywali — dziś popr. forma: wstępowali. [przypis edytorski]

wsteczny — tu: miniony, przeszły. [przypis redakcyjny]

wstecz się cofnąć — pleonazm: cofanie się zawsze oznacza ruch wstecz. [przypis edytorski]

wstecz się cofnienie — wyrażenie „cofać się wstecz” uchodzi dziś za błąd stylistyczny i logiczny. [przypis edytorski]

wstopnie — dziś: stopnie; por. daw. wschody: schody. [przypis edytorski]

W stosunek mężczyzny do kobiety wślizguje się jakby jakaś bezlitosna polityka (…) — E. i J. de Goncourt, La Femme au XVIII siècle. [przypis tłumacza]

W stosunkach między narodami naród, który ma więcej pieniędzy, ma więcej korzyści, ale to zupełnie nie wpływa na los jednostek prywatnych i nie na tym polega dobrobyt narodu — por. fragmenty Instytucji politycznych, ustęp „O zbytku, handlu i sztukach”: „Złoto i srebro, będąc tylko znakami przedstawiającymi przedmioty, za które się je zamienia, nie mają same żadnej bezwzględnej wartości, a nadanie im jej nie zależy nawet od władzy zwierzchniej”. „Cena ich jest taka, jaka wynika z kursu handlowego, i pomimo wszelkich edyktów będzie podlegała tym samym wahaniom, zależnie od tego, czy interesy idą dobrze czy źle…” „Aczkolwiek pieniądz nie ma sam przez się żadnej rzeczywistej wartości, otrzymuje ją na podstawie milczącej umowy w każdym państwie, gdzie jest w użycia, a wartość ta zmienia się zależnie od współdziałania przyczyn, które ją stwarzają. Te przyczyny można sprowadzić do trzech głównych, a mianowicie: 1) obfitość albo niedostatek gotówki, 2) obfitość albo niedostatek środków żywności, względnie innych towarów, 3) stopień szybkości obrotu, zależący od ilości wymian, tzn. od energii handlu. Zależnie od sposobu, w jaki te trzy czynniki kombinują się w jakimś kraju, pieniądz może się w nim podnieść do olbrzymiej ceny albo też spaść poniżej wszelkiej wartości; stąd wynika, iż państwo może się znaleźć w takim położeniu, że przy wielkiej ilości pieniądza będzie mimo to w rzeczywistości bardzo ubogie i będzie mu brakowało najniezbędniejszych rzeczy; i odwrotnie, może nie mieć pieniędzy, a być bardzo bogate dzięki obfitości tych wszystkich rzeczy, które inne narody zmuszone są nabywać za gotówkę”. Ten sam pogląd rozwija Russo także w Ekonomii politycznej i w Projekcie konstytucji dla Korsyki. [przypis redakcyjny]

w stosunkach z przyjaciółmi i cudzoziemcami, z którymi nas łączy związek gościnności — przyjaciele to obywatele różnych państw obowiązani użyczać sobie wzajemnie gościny w razie przyjazdu, opieki i pomocy u władz, zastępstwa i obrony swych interesów w sądach, dla cudzoziemców niedostępnych; spotkawszy się na polu bitwy, nie walczą ze sobą. Przyjaźń taka przechodzi z ojca na syna; w rodach dziedziczą się pewne znaki, po których tacy przyjaciele dziedziczni mogą się poznać. [przypis tłumacza]

W stosunku do literatury „upadku” przybrano u nas postawę, którą można by nazwać obywatelską (…) usiłują ten gwałt naturze gleby zadać — C. Jellenta, O dekadentach, „Prawda” 1894, nr 2. [przypis autorski]

w stosunku, jaki łączy każdą rzecz z jej przeciwieństwem, każde twierdzenie z negacją przez nie przezwyciężoną — Czytelnik przypomina tu sobie może uwagi nasze o psychologicznym znaczeniu par zawierających przeciwieństwa i o biegunowości w charakterologii. [przypis autorski]

wstrącić co (starop. forma) — dać wstręt; dać odpór; przeciwstawić się czemu. [przypis edytorski]

w strachu, zwłaszcza o to, by się obywatele nie skupili około Teramenesa — pamiętali, iż upadek Czterystu zaczął się od tego, że Teramenes krytykował ich postępowanie i stanął na czele niezadowolonych. Teramenes dwa razy obalił demokrację, w 411 i 404 r., raz oligarchię we wrześniu 411. [przypis tłumacza]

w strasznym rodzica pogromie — w momencie strasznej śmierci ojca. [przypis edytorski]

w straży ubóstwa, posłuszeństwa, cnoty — mowa o ślubach zakonnych posłuszeństwa, ubóstwa i czystości. [przypis edytorski]

wstręt czynić — stanowić przeszkodę. [przypis edytorski]

wstręt (daw.) — sprzeciw, opór. [przypis edytorski]

wstręt (daw.) — tu: opór, obrona. [przypis edytorski]

wstrętem się gnie — wygina się ze wstrętem. [przypis edytorski]

wstrętnem — dziś popr.: wstrętnym. [przypis edytorski]

wstręt (starop.) — odpór, przeszkoda. [przypis redakcyjny]

wstręt (starop.) — przeszkoda; czyniąc wstręty: przeszkadzając. [przypis edytorski]

wstręt (starop.) — tu: opór. [przypis edytorski]

wstręt (starop.) — tu: sprzeciw, opór. [przypis edytorski]

wstręt (tu daw.) — przeszkoda. [przypis edytorski]