Potrzebujemy Twojej pomocy!

Na stałe wspiera nas 471 czytelników i czytelniczek.

Niestety, minimalną stabilność działania uzyskamy dopiero przy 500 regularnych darczyńców. Dorzucisz się?

Przekaż 1,5%

Przekaż 1,5% podatku na Wolne Lektury KRS 00000 70056
Ufunduj darmowe książki dla tysięcy dzieciaków.
WIĘCEJ

Szacowany czas do końca: -
Krzysztof Kamil Baczyński, I część: krzyż człowieczy, Pieśń o ciemności
Pieśń o klęsce → ← [Pod nieba dłoniastą palmą nie daj mi chodzić samotnie...]

Spis treści

      Krzysztof Kamil BaczyńskiPieśń o ciemności

      1
      Sny leżą na mnie warując milczenia
      jak lwy z pomników co warują śmierci
      i liść opada czasem, śnieg, albo i obłok,
      albo ptaków pióropusz wzbije się i przyjdzie.
      5
      I niebo stoi. Wtedy mam podobną
      twarz do nieba, choć cienia niema w niej, ni żalu
      słyszę jak się sodomy w cichym trzasku palą.
      O nie sędzią ja czekam! Dzień płonie jak listek
      na płytę pieca opadły i zwija
      10
      sieć żyłek delikatną, a z nim giną wszystkie
      chwile nerwem łączone. Noc i dzień przemija.
      I w katakumbach czasu od sklepień odbija
      głos, może napomnienie, może bitwa walna —
      — wszystko nierozróżnione i rozdarte wszystko.
      15
      I noc przechodzi górą jak śmierć — triumfalna
      i spływa obraz do mórz wrzących pysków.
      W huku werbli, w burz wrzawie, w łoskocie pokoleń
      idą chłopcy o oczach z największych przeznaczeń,
      idą, aż za daleko przechodzą — do ziemi,
      20
      idą, kiedy za nimi świt nie zapłacze
      mlekiem błękitnym. I tak stygną z niemi
      i przechodzą żelazem — karty czarnej ziemi.
      A tyle rzeczy czeka jak spod dłoni — nowych
      na nadawanie imion. Jak zwierzęta stoją,
      25
      tak smutnieją mijane i schylają głowy,
      aby przeżuwać zapomnienia zmierzch.
      O zatrzymać! Płacz milknie. Znów przywala grób,
      znów sen się kładzie głazem mruczący jak lew
      i niebo jak kolumna. Stygnie w urnach krew,
      30
      a burza ciężko pełznie nad doliną.
      Noc. Po nocy powstają upiory i z ciała
      wychodzą, aby truć oczy i zmieniać je w popiół,
      aby smutnym dziewczynkom twarz jak orzech gnieść,
      i słuchać w płaczu cichym zwycięstwa i śmiechu
      35
      swojej strasznej postaci jak uschnięty badyl
      natchniony śmiercią, lub serc wodospadem,
      który się w ciemność toczy. Znowu dym spowija
      i snem przybitą leżąc umieram. Wiek mija.
      O! Zatrzymać! Milczenie. Widzę jeszcze ludy
      40
      i naród pod kopułą, gdzie szalone wozy
      wypruwają z obłoków deszcze krwawych nożyc.
      I pada mór i ludzie wypłoszeni
      do bram łomoczą, a bramy z kamieni
      więc przypadają do stóp drżącej ziemi,
      45
      a ta otwiera paszcze, całuje i wchłania,
      a niebo drga, nie woła żaden głos.
      Milczenie. Sny ziewają. Puszcze płyną górą
      i leżą tak, a w dłoniach kolumny z marmuru
      wbite warują ciszy. Nie przychodzi śmierć
      50
      i tylko niebo błyszczy oparte o pierś,
      a ciało jeszcze raz zmienia się w sypki popiół.
      x