- Ciemność: 1 2
- Klęska: 1
- Kondycja ludzka: 1
- Melancholia: 1
- Morze: 1
- Natura: 1
- Odwaga: 1
- Okręt: 1 2
- Poeta: 1 2 3
- Prometeusz: 1
- Rozpacz: 1
- Samotnik: 1 2 3
- Strach: 1 2 3
- Tchórzostwo: 1
- Walka: 1 2
- Wiatr: 1
- Woda: 1
- Życie snem: 1 2 3
- Żywioły: 1 2
Jan KasprowiczW ciemności schodzi moja duszaVII
Lękam się nawet spojrzeć na bałwany
[1],
Oczy mam tylko w dal utkwione ciemną.
OkrętŁódź na mnie czeka… Wrą żywiołów boje,
Głosem trytonów
[2] wzywając w odmęty,
A ja się wiosła nie imam
[3]: przeklęty,
Samotny żeglarz, bez odwagi stoję.
Pędzon na żwirach pustego wybrzeża,
O które fala daremnie uderza,
Daremnie z hukiem srebrne piany miota.
Warczą ich koła, z paszcz buchają dymy
Płyną po głębiach jak ptaki–olbrzymy,
Precz poza sobą zostawiwszy trwogę.
Na jawie przędę z mgieł obrazy senne,
By okryć nimi to morze bezdenne,
Co z takim szumem swoją wieczność toczy.
StrachNa karku tylko dreszcz mi usiadł blady
I rwie mą przędzę bezlitosną dłonią:
Mego wybrzeża wstrząsną się posady.
Chwila, a orkan
[4] porwie swe obroże,
Z nóg i z rąk swoich ciężkie pęta zrzuci
I w zaślepieniu szaleństwa wywróci
Z granic kotliny rozszalałe morze.
Cały ten ogrom z łożyska wyważy:
Ku niebu wzdmie się ta pierś Lewiatana
[5],
By, płomieniami błyskawicy zlana,
Opadnąć
[6] z jękiem tonących żeglarzy…
Topi się ołów przestworza! Z łoskotem,
Z trzaskiem i sykiem już się woda pali!
Błogosławiony, kto ginie w tej fali,
W walk żywiołowych rozognieniu złotem.
Błogosławiony, kto pochwycił wiosła
I jak bohater puścił się w swej łodzi
Na wichr, co nad nim dziką pieśń zawodzi,
Na toń, co pod nim — w dziki szał urosła!
Błogosławiony, kto z swej ludzkiej duszy
Umie wykrzesać pokrewieństwo burzy,
Swe błyskawice w głębinach zanurzy,
Swoimi grzmoty przestworza poruszy!
Piekielna mściwość twe skrzydła rozpędza?
Zalej go! zalej! wszak na nim śni nędza,
Co swoje własne, gnuśne stopy liże!…
W piarg
[7] się rozpadły zębate opoki!
Wybrzeże piasek zasypał głęboki:
By stężał w turnię
[8], znikła już nadzieja!
Bezpłodny, pusty i jak rozpacz nagi:
Więzi mnie na nim trwożny brak odwagi,
Gdy w krąg żeglarze spieszą na odmęty.
O niema łódko, a przecież wymowę
Strasznych demonów mająca!… O wiosło,
Coś się ze ziemi, jak gigant, podniosło
I idziesz na mnie, na senną mą głowę!
Falo, wiodąca wciąż ze sobą wojnę!
Śmiałe, po falach wciąż krążące statki!
Żagle, rozwiane niby kwiecia płatki!
Maszty, w tysiąc flag różnobarwnych strojne!
Gdy ja, na brzegu stojąc zadumany,
Lękam się nawet spojrzeć na bałwany
I wzrok mam tylko w dal utkwiony ciemną! —
Na jawie przędę z mgieł obrazy senne,
By okryć nimi to morze bezdenne,
Co z takim szumem swoją wieczność toczy.