Dzisiaj aż 13,496 dzieciaków dzięki wsparciu osób takich jak Ty znajdzie darmowe książki na Wolnych Lekturach.
Dołącz do Przyjaciół Wolnych Lektur i zapewnij darmowy dostęp do książek milionom uczennic i uczniów dzisiaj i każdego dnia!

Przekaż 1,5%

Przekaż 1,5% podatku na Wolne Lektury KRS 00000 70056
Ufunduj darmowe książki dla tysięcy dzieciaków.
WIĘCEJ

Szacowany czas do końca: -
Edward Pasewicz, Dolna Wilda, Elegia sucholeska
Zmowa dzielenia → ← Kalekie kontynenty

Spis treści

      Edward PasewiczDolna WildaElegia sucholeska

      1
      Gdybym krzyknął, nie usłyszałby mnie nikt,
      anielskie zastępy to sztuczne włosy — peruczka
      kiedyś przyciskana do serca przez starszego pana,
      która musiała umrzeć, choć jeszcze się stroszy,
      5
      tu na wysypisku.
      Przerazić się tej „rzeczy” to wstyd,
      beznamiętnie podziwiać też nie można — jej kolor
      pękł i pękają też rzeczy wokół niej, jakby
      zadomowiła się tu jakaś istota, wirus albo
      10
      owo beznamiętne „coś jeszcze”, czynnik iks.
      Zadomowić się tutaj to niemożliwe, chociaż są
      mieszkańcy — ptasi jazgot unosi się nad
      kępkami traw, które pokryły już stertę ubrań
      i puchną od mchu kraciaste koszule i spodnie,
      15
      jakby na nowo — po porzuceniu — wypełniało je ciało.
      Ale tu nie da się kochać, bo język jest bezradny
      wobec fragmentów szczątków i zapożyczeń:
      twarz tutaj, to jest ślad po rozmowie, głos
      usłyszany, gdy przez szczelinę w resztce muru
      20
      przepływa powietrze
      i śpiewa ów nikt będący tu wszędzie.
      Gdybym krzyknął, nawet gdybym to zrobił,
      to co usłyszałby ów słuchający, bohater bez cienia
      i możliwości podróży?
      25
      Gdzie w słowie „pragnąć” giętkość się odzywa,
      w którym miejscu błyska możliwość zrozumienia —
      nie wiem, między zgięciem kolan (żeby tu usiąść)
      a chłodem od ziemi jest tylko widok.
      Kochać
      30
      to dużo, żeby nie powiedzieć za wiele. Ten widok —
      peruczka u stóp — dostarcza wszelkich wyjaśnień.
      Jej pleśń od wewnątrz i połysk, gdy słońce oświetla,
      to jest język nie do przełożenia — onieśmiela i kusi,
      żeby wyciągnąć dłoń i dotknąć. Lecz niczego nie zmieni
      35
      ten gest. I pozostanie pusty.
      I nic, żadnych wieści, telefon głuchnie w dłoni,
      chociaż jest zasięg, granica jest dalej.
      Zmienić trzeba przyzwyczajenia i dróżki, bo można
      spotkać własną zdradę, a wtedy zaświeci ci w twarz
      40
      i będziesz musiał opowiedzieć, a nie ma żadnej historii,
      są dzieci błąkające się bez celu po Szewskiej
      i Wronieckiej — gdzie już nie możesz chodzić.
      A płonie coś, płonie na dłoniach, jest zaśpiewem ptaków,
      choć słyszysz to od ludzi, pod bramą
      45
      na Różanej, gdzie rosną drzewa morwy.
      Klucz, który
      otwierał drzwi mieszkania, leży przy źdźble trawy,
      trawa wypełnia twoje myślenie,
      toczy się trwanie jak kulka śniegu, ciągnie za sobą
      50
      i mnie też nie zna, jak wszystkich przede mną,
      żadnego przestoju, zmiany taktu czy rytmu:
      to płonie tak, płonie ta dłoń.
      x