Chcę cię prosić, abyś rozkazał wybudować w ogrodzie małą świątynię z marmurowym sarkofagiem we wnętrzu. W tym sarkofagu ułożę zwłoki mego ojca i będę tam co dzień spędzała kilka godzin na smutnych rozmyślaniach. Lecz nikomu, prócz mnie jednej, nie wolno będzie wchodzić do tej świątyni, bo smutek mój jest tak wielki, że wymaga zupełnej samotności.
— Czy i mnie wstęp do tej świątyni będzie wzbroniony? — spytałem, uważnie przyglądając się Chryzeidzie.
— I tobie, i wszystkim twoim poddanym! — odrzekła groźnie Chryzeida i w oczach jej błysnęła nienawiść.
— Dobrze! — odpowiedziałem — uczynię to, czego pragniesz. Dziś jeszcze każę zbudować świątynię z marmurowym sarkofagiem we wnętrzu. Ani ja, ani żaden z moich poddanych nie wejdzie do tej świątyni i nie zakłóci twego spokoju i twej samotności. Spełniam posłusznie twe życzenie na dowód, jak cię kocham. Może z biegiem
czasu zapomnisz o swych nieszczęściach, zrzucisz żałobę i przestaniesz poglądać na mnie z nienawiścią, jak poglądałaś przed chwilą…
Chryzeida nic na to nie odpowiedziała. Wzruszyła tylko ramionami i wyszła z pokoju.
Co do mnie — spełniłem swoją obietnicę. Kazałem natychmiast budować świątynię na końcu ogrodu, w miejscu, gdzie został zabity potworny Murzyn, gdyż Chryzeida sama wskazała to miejsce, żądając, aby tu właśnie stanęła świątynia.
Nazajutrz świątynia była już gotowa. Zbudowano ją według wskazówek samej Chryzeidy, która była obecna przy robocie.
Dziwna to była świątynia! Cała z różowego marmuru, bez okien i bez drzwi. Zamiast drzwi, Chryzeida kazała zostawić jedną tylko wąską szczelinę, przez którą jeden tylko człowiek mógł się przecisnąć do wnętrza. Szczelinę tę Chryzeida zasłoniła ciężką, złocistą kotarą. Na samym środku świątyni ustawiono olbrzymi sarkofag z białego marmuru.
Wieczorem, Chryzeida sama poniosła zwłoki Murzyna do świątyni i złożyła je w marmurowym sarkofagu. Widziałem przez okno mego pokoju, jak dźwigała na rękach te potworne, czarne zwłoki w purpurowym świetle zachodzącego słońca. Niosła je przez aleję kasztanową, cyprysową, palmową, aż wreszcie wkroczyła wraz z nimi w aleję krzewów różanych, gdzie właśnie znajdowała się świątynia.
Widziałem potem, jak odsłoniła złocistą kotarę i wsunęła przez szczelinę potworne zwłoki, a potem sama wniknęła do wnętrza świątyni.
Ciekawość nie dawała mi spokoju. Chciałem zobaczyć, co Chryzeida robi teraz we wnętrzu tajemniczej świątyni.
Ponieważ noc już nadchodziła i ogród pogrążył się w mroku, więc wyszedłem z pałacu do ogrodu i udałem się wprost do świątyni.
Szybko przebiegłem aleję kasztanową, cyprysową i palmową, aż przedostałem się wreszcie do alei krzewów różanych.
Księżyc wysunął się zza chmury i oświetlił nagle całą świątynię. Jej różowe marmury zdawały się przejrzyścieć w jego srebrnym blasku. Złocista kotara jarzyła się tak mocno, że oślepiała moje oczy.
Przysunąłem się na palcach do tajemniczej kotary i uchyliłem jej z lekka, tak, że mogłem zajrzeć do wnętrza.
Serce zabiło mi mocniej, zaparłem oddech i zajrzałem.
To, com zobaczył, wprawiło mnie w zdumienie! Raz jeszcze miałem sposobność przekonania się, że Chryzeida jest jedną z potężnych czarownic.
W pierwszej chwili, gdy zajrzałem do wnętrza, panował tam zmrok i trudno mi było w tym zmroku rozróżnić oddzielne przedmioty. Rozróżniałem tylko marmurowy sarkofag i obok niego ciemną postać Chryzeidy. Niedługo wszakże trwała ciemność we wnętrzu świątyni. Chryzeida bowiem wyciągnęła przed siebie obydwie dłonie i szepnęła:
— Światło moje, światło zaklęte, zjaw się w ciemnościach nocnych!
Natychmiast złocisto-zielone światło wypełniło świątynię bez pomocy świec i lamp. W tym złocisto-zielonym oświetleniu ujrzałem zwłoki potwornego Murzyna, który leżał w sarkofagu, przybrany w wieniec z róż.
Po bokach świątyni stały złote kadzielnice i dymiąc, przepajały powietrze taką rozkoszną wonią, że na chwilę przymknąłem oczy i rozszerzyłem nozdrza, aby tę woń wdychać.
Tymczasem Chryzeida, stojąc nad sarkofagiem, mówiła:
— Mój drogi, mój kochany Murzynie! Podły miecz nieznanego mordercy zadał ci ranę śmiertelną! Śmierć przedostała się do twego cudownego karku, a z karku do głowy, do oczu, do warg, do rąk, do nóg, do serca! Leżysz teraz martwy i nieruchomy! Ale znam ja maść czarodziejską, która cię uleczy i uzdrowi! Tą maścią natrę twe szlachetne zwłoki, aby im przywrócić utracone życie!
Chryzeida wyjęła szkatułkę małą ze słoniowej kości, pełną wonnej czarodziejskiej maści. Starannie natarła tą maścią zwłoki Murzyna i rzeczywiście po tym starannym natarciu, Murzyn poruszył się w sarkofagu.