Potrzebujemy Twojej pomocy!

Na stałe wspiera nas 472 czytelników i czytelniczek.

Niestety, minimalną stabilność działania uzyskamy dopiero przy 500 regularnych darczyńców. Dorzucisz się?

Przekaż 1,5%

Przekaż 1,5% podatku na Wolne Lektury KRS 00000 70056
Ufunduj darmowe książki dla tysięcy dzieciaków.
WIĘCEJ

Szacowany czas do końca: -
Wioletta Grzegorzewska, Orinoko, Oko waserwagi
Kołyszże sie, kołysz → ← Morfinowe

Spis treści

      Wioletta GrzegorzewskaOrinokoOko waserwagi

      Tytus Czyżewski

      1
      Ja Władysław, syn Marianny i Józefa, stolarz
      z dziada pradziada, urodzony na klepisku
      jako dziecko od pasania krów uciekałem,
      modlić się pod kapliczką do Anioła Stróża,
      5
      by choć raz pozwolił pojechać do Warszawy,
      którą widziałem na obrazie u księdza w Kamyku.
      Ożeniłem się z panną, co w łóżku jak kamyk,
      wysłali rozkaz, pojechałem do Warszawy,
      wcielili do armii. Pytajcie Anioła Stróża,
      10
      pognali mnie do obozu, gdy uciekałem
      z Sudetów, żułem korę z głodu. Na klepisku
      jak bydlę konałem, ja syn Józefa, stolarz
      jak postrzelona kuna w lesie na klepisku
      i nie wyniuchał esesmański pies stolarza.
      15
      W rynnie pod mostem dziękowałem Stróżowi,
      że mnie nie zawiódł do płonącej Warszawy,
      co paliła się jak stodoła. Nie było kamyka,
      którego nie podeptał wojskowy but. Uciekałem
      na furmance, za pazuchą mój Anioł Stróż
      20
      heblował mnie na człowieka, mnie stolarza.
      Dał cynk, gdy podchodziłem do Warszawy,
      że ślubna z byle cepem urzęduje na klepisku,
      chciałem babie manto spuścić, ale uciekła
      perliczka jedna. Z domu nie został kamyk,
      25
      wystrugałem nowe gniazdko, ale uciekłem
      do gospody przed miejscowym aniołem stróżem,
      co partią mamił, obiłem mu mordę na klepisku,
      przyjechali mundurowi, wsadzili mnie stolarza,
      ojca dzieci, po których został cmentarny kamyk.
      30
      Długo śniłem na pryczy, że jadę do Warszawy,
      leżę w hotelu i oglądam ulice Warszawy
      przez okienko jak oko waserwagi stolarza,
      leże w srebrnej wannie, nie na klepisku,
      wącham mydełko jak rzeczny kamyk,
      35
      leżę tak sobie bez wiórów i nie uciekam,
      wyrywa mnie ze snu klawisz, wredny stróż.
      Ja stolarz, syn Józefa, urodzony na klepisku
      uciekałem całe życie przed Aniołem Stróżem
      do Warszawy. Niech spadnie z serca kamyk.
      x