Wolne Lektury potrzebują pomocy...


Potrzebujemy Twojej pomocy!

Na stałe wspiera nas 459 czytelników i czytelniczek.

Niestety, minimalną stabilność działania uzyskamy dopiero przy 1000 regularnych darczyńców. Dorzucisz się?

Tak, dorzucę się do Wolnych Lektur!
Tym razem nie pomogę, przechodzę prosto do biblioteki
Dołącz

Dzisiaj aż 15 770 dzieciaków dzięki wsparciu osób takich jak Ty znajdzie darmowe książki na Wolnych Lekturach — dołącz do Przyjaciół Wolnych Lektur i zapewnij darmowy dostęp do książek milionom uczennic i uczniów dzisiaj i każdego dnia [kliknij, by dowiedzieć się więcej]

x
← Eliasz

Spis treści

    1. Bóg: 1
    2. Czary: 1
    3. Dar: 1
    4. Droga: 1
    5. Drzewo: 1
    6. Jedzenie: 1
    7. Język: 1 2
    8. Klęska: 1
    9. Krew: 1 2
    10. Mądrość: 1
    11. Natura: 1
    12. Niebo: 1
    13. Nieśmiertelność: 1 2
    14. Potwór: 1 2
    15. Pożądanie: 1
    16. Przekleństwo: 1
    17. Przemijanie: 1
    18. Przemoc: 1
    19. Ptak: 1
    20. Rośliny: 1
    21. Siła: 1
    22. Słońce: 1
    23. Spotkanie: 1
    24. Starość: 1
    25. Śmierć: 1
    26. Ucieczka: 1
    27. Walka: 1
    28. Wiosna: 1
    29. Zwycięstwo: 1

    pisownia łączna/rozdzielna: wpoprzek > w poprzek; zdaleka > z daleka; nakształt > na kształt; odniechcenia > od niechcenia; zlekka > z lekka; niewiadomo > nie wiadomo; nakształt > na kształ; niechcąc > nie chcąc; powtóre > po wtóre; nielada > nie lada; bardzoby > bardzo by;

    pisownia joty: bestja > bestia;

    fleksja: czem > czym; tem > tym; niem > nim;

    leksyka/pisownia u/ó/o: dwuch > dwóch;

    interpunkcja: przyczyny!». > przyczyny!»;

    Bolesław LeśmianNapój cienistyDwaj Macieje

    Drogiemu przyjacielowi, Franciszkowi
    Fiszerowi[1], z pełnym wzruszenia uznaniem
    dla smutnych i wesołych cudów Jego
    cygańskiego żywota i ze szczerym zachwytem
    dla Jego wiecznie młodych uniesień
    i pomysłów metafizycznych.
    1
    Pleć, pleciugo! — Na wzgórza południowym grzeju
    Siedział razu pewnego — Maciej przy Macieju.
    WiosnaDo pierwszego Macieja rzekł ten drugi Maciej:
    — «Coraz w niebie — wiosenniej, a w polu — pstrokaciej.
    5
    Lada parów potrafi, śniąc, kwiatami zarość[2]!Przemijanie, Pożądanie, Starość
    A my — co? — Do wieczności mizdrząca się starość?
    Wstyd mi z siana, gdy słońce złotą igra zmrużką,
    Z przedwczesną i zuchwałą pieszczoty pogróżką
    Zerwać się do dziewczyny, jak gęś, co spod płotu
    10
    Zrywa się z wielkim krzykiem do niskiego lotu!…
    Wstyd mi pysk — modrym oczom przysunąć do widna,
    Bo te oczy — śmieszliwe, a dziewka — bezwstydna!
    Byle durniom zejść z drogi miałbym bezrozumnie?
    Zamiast z dziewką — na sianie, bez dziewki spać w trumnie?
    15
    Dość mam śmierci, co siłkiem po ziemi się szasta!
    Nie chcę umrzeć — i kwita! Chcę potrwać — i basta!»
    Do drugiego Macieja pierwszy Maciej rzecze:
    — «Hamuj się, niecierpliwy na wiosnę człowiecze!
    Siła, MądrośćMa łeb dzielny — wieczorem, kto go miewał — wzarań[3]
    20
    Tak, jak ja — com nie szczędził mym zadumom starań…
    Wiem, co wiem! — Czary, Rośliny, Nieśmiertelność, PotwórW kniejach leśnych, w przepaściach paprotnych
    Mieszka Czmur — wpośród czarów dzikich i samotnych —
    I nic — tylko pilnuje zaklętego ziela,
    Które nieśmiertelności — gdy je zjesz — udziela.
    25
    Nie dopuszcza nikogo — podstępny i silny,
    A pięść ma tak skuteczną, jak ten głaz mogilny!…»
    Do pierwszego Macieja drugi Maciej prawi:
    — «Mam i ja — pięść, co z wrogiem niedługo się bawi…
    Pódźwa[4] z Czmurem się zmierzyć! Ty — w ślad, ja — na czele.
    30
    Przymarnimy go nieco — i odbierzem ziele». —
    Droga, NieboJęzykI poszli. — A szli w poprzek — i wprzód — i ukosem,
    Już zawczasu się srożąc pod gołym niebiosem,
    Jak mówią w tym powiecie, gdzie mimo zwyczaju
    Niebo jest — Bóg wie czemu — męskiego rodzaju.
    35
    Po obłokach — po pniakach — po jarach — szli, skacząc
    I Czmurowi zaocznie i trafnie sobacząc[5]!
    SłońceSłońce, przez żyłkowane przeświecając liście,
    Na sękach się rozpryska — różnie i zdziebliście —
    I, światłem obszerniejąc, rozprasza się po to,
    40
    By na trawę ruchliwą nawiać — nic i złoto.
    Ptak, DrzewoGil na dęba wierzchołku tak odlegle śpiewa,
    Że czuć w śpiewie wysokość szumiącego drzewa,
    NaturaA w jarach, skąd się zieleń wynurza, jak z wora,
    Po wczorajszej ulewie — woda przez sen chora[6]
    45
    Na blady niedorozwój srebra w swej głębinie,
    Mętem przeciw własnemu usrebrnieniu płynie.
    Skoro Czmur dwóch Maciejów zaoczył[7] z daleka, —
    Czarami się najeżył — i nieludzko czeka…
    Idą. — Już się zbliżyli. — Czmur w słońcu się biesi, —
    50
    Gębę do nich wykrzywia: «A wy tu — skądesi?» —
    Rzekł Maciej: «Z niedaleczka… JedzenieChcemy jestku — pitku
    Z tego ziela, coś w lesie skrył je bez użytku.
    Znamy twą tajemnicę strasznie zieleniatą!
    Wyłaź, tchórzu, zza czarów! Wyłaź!» —
    55
    PrzekleństwoA Czmur na to:
    Nieśmiertelność— «Precz stąd, śmiecie pyskate! Znam podniebia wasze!
    Na baśń leśną dybiecie, jak bawół na paszę!
    Czym dla was nieśmiertelność? Rodzajem — jarzyny!
    Wara psiarni człowieczej do bytów przyczyny!»
    60
    JęzykTrącił Maciej Macieja: «Lży, bestia nieczysta!
    Pierwszy przemów do zmory, boś lepszy mówista»…
    Sięgnął Maciej po słowo, co wszystek gniew zmieści!
    — «Ty, psiaparo — psiawełno — psianogo — psiatreści!
    Czemu ślepie wytrzeszczasz, mgliste od wyłudy!
    65
    Małpo z tamtego świata! Pomroko z psiej budy!
    Nie pyskuj śród listowia! Stłum w lesie — bezczelność!
    Nie skąp ziela, judaszu! Oddaj nieśmiertelność!» —
    WalkaI, to mówiąc, podźwignął pięść, na kształt maczugi,
    A tuż obok do boju zawrzał Maciej drugi.
    70
    PrzemocCzmur z ziemi wyrwał buczek, pełen jeszcze cienia,
    I łby obu Maciejom zmacał od niechcenia.
    Coś z lekka we łbach trzasło, lecz nic się nie stało.
    Snać[8] łbów było — za dużo, a buczka — za mało.
    Obaj do gęby Czmura rozmach wzięli szerszy, —
    75
    Cios zadał Maciej drugi, a w ślad — Maciej pierwszy.
    PotwórCzmur rozwarł pysk drapieżny zwyczajem potwora,
    Aż odsłonił krtań krwistą — kły — i zwój jęzora.
    Splunął Maciej, jęzora zgorszony straszydłem,
    I gębę w czas potłumił pięścią, jak gasidłem.
    80
    Jęknął Czmur w nieskończoność, truchlejąc haniebnie
    Przed nawałą Maciejów zbyt groźną liczebnie!
    Cztery pięście go tłukły, nie wiadomo — która!
    Coraz to inny Maciej nacierał na Czmura!
    A czynili ciał dwojgiem taki zgiełk i ścistek,
    85
    Że zlękły brakiem miejsca — las dygotał wszystek!
    Próżno Czmur się do nieba zrywał, jak zawieja, —
    Gdziekolwiek się obrócił — tam spotkał Macieja!
    UcieczkaPrzed nadmiarem Maciejów gdzie szukać obrony?
    Tu — Maciej i tam — Maciej! Maciej — z każdej strony!
    90
    Ten go chwyta za grdykę, a tamten — za łystę[9].
    Czmur nagli do ucieczki swe nogi bieżyste.
    KrewJuż szkarłatną rzadź[10] bytu wyplunął na jary
    I zmalał — i sprzyziemniał, jak właśnie kret szary.
    Lecz — gdy w oczach mu leśna pomętniała knieja,
    95
    A Macieja odróżnić nie mógł od Macieja, —
    Zaklął siebie słów mgliskiem — i tak zaczął znikać,
    By ciałem do niebytu, znikając, nawykać…
    Trudno stwierdzić, czy umarł, czy wpełzł na kształt gadu
    W nicość, pełną kryjówek… Dość, że znikł bez śladu.
    100
    Znikł do cna i do ista, jakby go nie było, —
    Tylko w słońcu zapachło — miętą i mogiłą…
    Ptak zaćwierkał z gałęzi na zniknione ciało,
    I coś w lesie raz jeszcze, nie chcąc, poleśniało…
    Zwycięstwo, KlęskaRzekł Maciej do Macieja: «Umknął, zmór podrzutek!
    105
    A my ziela szukajmy! Czas nagli i smutek!»
    Jęli szukać w parowie — łapczywie i żwawo.
    Poszperali — na lewo, znaleźli — na prawo.
    Miało barwy znikliwej posenną przynętę,
    A poznali je po tym, że było — zaklęte.
    110
    Daremnie próbowali gryźć ziele i łykać, —
    Nie chciały im się szczęki zmiażdżone domykać…
    Czmur za życia posiadał jakie takie siły,
    Bo cielska Maciejowe od ran się roiły.
    Do pierwszego Macieja rzecze Maciej wtóry:
    115
    — «Tak się kości gną we mnie, jak te obce wióry.
    W tym, że Czmur nas nadpsował — nie ma jeszcze sromu.
    Czas duszom — do pokuty… Czas ciałom — do domu…
    Lubię księżyc — na strychu, a słońce — w altanie,
    Ale lubię najbardziej — siebie wzdłuż na sianie!…
    120
    Ty poleżysz ustronnie — i ja też poleżę.
    Odzyskamy sił krztynę, szeptając pacierze,
    Grzeszną duszę do Boga nastroim jak skrzypkę,
    A ziele spożyjemy z mlekiem na przechlipkę».
    Bóg, SpotkanieI tak gwarząc, szli do dom — tam, gdzie dal i droga,
    125
    I na skręcie spotkali twarz w twarz — Płaczyboga.
    Miał Płaczybóg źrenice — dalami posnute,
    A w źrenicach na przemian — zadumę i smutę.
    Trącił Maciej Macieja: «Chwila uroczysta
    Pierwszy przemów do Boga, boś lepszy mówista». —
    130
    Rzekł Maciej: «Płaczyboże, co płaczesz uboczem, —
    Chcę Ci mówić o wszystkim, ino nie wiem — o czem!
    Pochwalona ta z Tobą znajomość bezkresna.
    W lesie — nasze spotkanie. Dziej się — wola leśna!
    To powiadam po pierwsze. A mówię po wtóre:
    135
    Dziej się człowiek, idący w bezmiary niektóre!
    DarNie zbraknie Bogu strawy (to mówię — po trzecie!) —
    Dopóki jeden Maciej trwa jeszcze na świecie!»
    I z zanadrza, jak z hojnej wyciągnął skarbony
    Ziele — i Płaczybogu podał zamyślony.
    140
    — «Weź to ziele na wszelki w niebiosach przypadek,
    Jako po dwóch Maciejach niepodzielny spadek.
    Wiem, że cierpisz niekiedy, — i ja czasem cierpię.
    A nuż się nieśmiertelność w niebiosach wyczerpie!
    Chociaż trwoga to — płonna, lecz myśl niebezwiedna:
    145
    Pewniejsze dwie wieczności, niźli wieczność — jedna.
    Dość Ci, Boże, źdźbło małe tego ziela spożyć,
    By do drugiej wieczności bez uszczerbku dożyć.
    Kto zasłużył na ziele — niech się nim odświeży.
    Bogu się nieśmiertelność — nam się Bóg należy.
    150
    Włącz ten dar, Płaczyboże, do Twych w niebie dziejów
    I od czasu czasu wspomnij dwóch Maciejów!» —
    Wziął Płaczybóg podarek z tym bożym uśmiechem,
    Co sprawił, że las z większym zieleniał pośpiechem,
    I rzekł: «Dar to — nie lada, i skarb — nie drobnota —
    155
    I pewne przedłużenie wiecznego żywota!
    Czymże was wynagrodzę — jaką z nieba chwałą
    Za to, co się w tej chwili we wszechświecie stało!
    Nic nigdzie nie posiadam, sam jestem — samiustek
    Wpośród ziemskiej niedoli i zaziemskich pustek.
    160
    Trzeba w płacz mój na ślepo, z całych sił uwierzyć,
    By chcieć ze mną żyć razem, albo razem — nie żyć.
    Na krańcach mego płaczu będę na was czekał.
    Nie zwlekajcie zbyt długo. Ja — nie będę zwlekał…»
    I odszedł w sen za snami, by z tym zielem w dłoni
    165
    Zniknąć w jednej i w drugiej niebiosów ustroni.
    ŚmierćKrewRzekł Maciej do Macieja: «Z ran moich niemało
    Podczas rozmowy z Bogiem krwi się w świat przelało».
    I na nogach się zachwiał i bardzo niezgrabny
    Na trawę się wywrócił bokiem, jak wóz drabny.
    170
    Drugi Maciej na ból swój boczył się i srożył,
    Lecz — by ciału dogodzić — obok się ułożył.
    Rzekł jeden: «Czemuś taki srebrniasty na licu,
    Jakbyś gębę przed chwilą wytarzał w księżycu?»
    Drugi na to: «Już do snu nicość mnie kołycha.
    175
    Wiem, co we mnie cierpiało, — nie wiem, co nacicha…
    Brak mi ziela… Ha, trudno! Niech Bóg się posili, —
    Bardzo by się przydało i nam w takiej chwili!»
    Naówczas do Macieja rzekł Maciej: «Macieju!
    Tak mi dobrze w mym bólu, jak w samym Betleju…
    180
    Pragnę tylko ostatnich ku niebu przesileń,
    By zrzucić ciała mego uciążliwą wyleń, —
    A zrzucając — nie jęknę, ani się zasmucę.
    Odwróć łeb, byś nie widział, czym będę, gdy zrzucę…»
    Chciał się właśnie odwrócić Maciej od Macieja,
    185
    Ale go zamroczyła wielka beznadzieja!
    A już śmierć się zbliżyła, by ich snem utrudzić.
    Nie wiedziała, którego ma najpierw wystudzić.
    Świat im w oczach zanikał… Nastały złe dreszcze.
    I już świata nie było, a trwali gdzieś jeszcze…
    190
    Rzekł jeden: «Noc nadchodzi!» — A drugi rzekł: «Dnieje!»
    Tak zmarli jednocześnie obydwaj Macieje.

    Przypisy

    [1]

    Franciszek Fiszer (1860–1937) — filozof, erudyta; pochodził ze spolonizowanej szlachty niem., był postacią niezwykle popularną w środowisku artystycznym Warszawy; bywalec kabaretów, kawiarni i restauracji; do jego znajomych należeli: Bolesław Leśmian, Zenon Przesmycki, Antoni Lange, Stefan Żeromski, Władysław Reymont, Artur Rubinstein, Antoni Słonimski, Julian Tuwim, Jan Lechoń oraz wielu innych twórców; znany z licznych dowcipnych anegdot, nie pozostawił żadnego utworu pisanego, lecz zyskał sobie miano „Sokratesa naszych czasów”. [przypis edytorski]

    [2]

    zarość (daw.) — zarosnąć. [przypis edytorski]

    [3]

    wzarań (daw.) — wcześnie rano; na początku. [przypis edytorski]

    [4]

    pódźwa (gw.) — pójdźmy; -wa jest końcówką daw. liczby podwójnej. [przypis edytorski]

    [5]

    sobaczyć — urągać, złorzeczyć, przeklinać. [przypis edytorski]

    [6]

    Po wczorajszej ulewie — woda przez sen chora — w wydaniu Napoju cienistego z 1936 (wyd. J. Mortkowicz), które było podstawą niniejszej publikacji, wers ten brzmi: „(…)Po wczorajszej ulewie — zieleń przez sen chora(…)”. W rękopisie utworu widnieje jednak słowo woda zamiast zieleń i na tej podstawie wprowadzamy zmianę edytorską. [przypis edytorski]

    [7]

    zaoczyć — zobaczyć, zauważyć. [przypis edytorski]

    [8]

    snać a. snadź (daw.) — widocznie. [przypis edytorski]

    [9]

    łysta (gw.) — łydka. [przypis edytorski]

    [10]

    rzadź (neol.) — coś rzadkiego, płynnego. [przypis edytorski]

    Zamknij
    Proszę czekać...
    x