Wesprzyj Wolne Lektury 1,5% podatku — to nic nie kosztuje! Wpisz KRS 00000 70056 i nazwę fundacji Wolne Lektury do deklaracji podatkowej. Masz czas tylko do końca kwietnia :)

Przekaż 1,5%

Przekaż 1,5% podatku na Wolne Lektury KRS 00000 70056
Ufunduj darmowe książki dla tysięcy dzieciaków.
WIĘCEJ

Szacowany czas do końca: -
Józef Birkenmajer, Wycieczka (tomik), Wycieczka
Wieża Marjacka → ← Opuszczony okop

Spis treści

      Józef BirkenmajerWycieczkaWycieczka

      1
      Uciekłem dziś w kraj daleki,
      Gdzie rzadko kto z ludzi dotrze:
      Zrobiłem wielką wycieczkę
      W lata szczęśliwsze i młodsze.
      5
      W jedną godzinę przebiegłem
      Lat całych dwadzieścia kilka…
      (Mówią, że wobec wieczności
      Życie to jedna jest chwilka).
      I nie wiem, jak to się stało,
      10
      Kto zmianę zdziałał tę nagłą,
      Że wziął mnie z sobą na kozieł
      Furman Bartłomiej Zabagło.
      Za mną — na tylnych siedzeniach,
      Wybitych skórą i włosiem —
      15
      W tej samej bryczce siedziało
      Osób już starszych coś z osiem.
      Niebardzom uważał, o czem
      Gwarzyła ludzi tych reszta,
      Bom wiedział, że za natręctwo
      20
      Jeszcze z nich który mnie zbeszta.
      Zresztą tak była zawiła
      I mądra ta ich rozmowa,
      Że uchem swem siedmioletniem
      25
      Nie rozumiałem ni słowa:
      Zdanie zaczęte po polsku
      Często kończono z francuska,
      A i tak było w połowie
      Zgłuszone turkotem wózka.
      30
      Więc nie słuchałem tej gwary —
      Niech starsi gawędzą sami! —
      I na znak lekceważenia
      Zwracałem się do nich plecami.
      Nie dbałem o nich nic a nic
      35
      I w dumnej siedziałem pozie,
      Bom po furmanie Zabagle
      Pierwsze miał miejsce na wozie.
      Innej słuchałem rozmowy,
      Którą wyborniem rozumiał:
      40
      Rozmowy kłosów złocistych,
      Którą wokoło łan szumiał.
      Słuchałem, jak w głębi miedzy
      Odzywa się pasikonik
      Piosnką srebrzyście dzwoniącą,
      45
      Jak tony szklanych harmonik.
      Słuchałem kumkania stawów
      Spowitych w rzęsnej opończy;
      Słuchałem drgającej z niebios
      Radosnej pieśni skowrończej.
      50
      Słuchałem szmeru rzeczułki,
      Co po kamieniach się pluska, —
      Szmeru, co bywał w połowie
      Stłumiony turkotem wózka.
      Turkotał wózek, turkotał, —
      55
      Koła w nim dudnią i pędzą…
      Pył się z nich długi, jak z wrzecion,
      Wysnuwał szarawą przędzą…
      Turkotał wózek, turkotał,
      Jak w młynie żarna i pytle,
      60
      I sypał mąką kurzawy
      Na nasze podróżne kitle.
      Skakała nieraz z radości
      Bryczka radosna i wartka;
      Jechało się pysznie, wesoło,
      65
      A wódką jechało od Bartka…
      Jednakże nie był pijany
      Furman Zabagło Bartłomiej,
      Bo biczem konie poganiał
      Najtrzeźwiej i najświadomiej.
      70
      Nawet po wielkich wybojach
      Wiózł jak po drodze równej —
      I tylko z nikim nie gadał,
      Bo zawsze był małomówny.
      75
      Gwizdał se ino pod nosem
      staccata i allegretta,
      A czasem na swoje konie
      Zawołał «wiśta» lub «hetta!»
      Czasem się czapką ukłonił
      80
      Figurze koło gościńca,
      Albo któremu z kumotrów,
      Co szli na sumę do Tyńca.
      A że był człowiek przytomny
      I trzeźwy był na umyśle,
      85
      Więc konie sprawnie zatrzymał,
      Gdyśmy zjechali ku Wiśle.
      Na drugim wiślanym brzegu
      (Przejechać trzeba tam promem)
      Klasztor Tyniecki się wznosił,
      90
      Urwiskiem podparty stromem.
      Wyrastał prosto z opoki,
      W kamieniu cały i cegle,
      A bystra woda wiślana
      Do nóg mu padła ulegle.
      95
      Na starych zmurszałych murach,
      Pomiędzy kamienne szczerby
      Wspięły się krzewy zielone,
      Kryjąc napisy i herby.
      Czas groźne wyrył tu godła,
      100
      Świadcząc, że objął w swe władztwo
      Opustoszałe, bezpańskie
      Stare tynieckie opactwo.
      I w imię wiecznej młodości
      Odmładzał murów tych szarość:
      105
      Bo już część znaczna zwaliska
      Zielenią zdążyła zarość.
      I ja się także wspinałem
      Na jakąś skarpę zwaloną,
      Bom młody był jak te krzewy
      110
      I w głowie miałem zielono…
      W starym wśród ruin kościele
      Ludu zebrały się tłumy;
      Dzwony na starych wieżycach
      Głosiły początek sumy.
      115
      Zabłysły świece woskowe
      I wyszła msza uroczysta;
      Na chórze głosem ochrypłym
      Odezwał się organista.
      Pod wtór organów rozgłośny
      120
      Pieśń wielka jak fala wzbiera,
      Pieśń w nucie swojej fałszywa,
      A w treści swojej tak szczera!
      Pieśń, co żebrała ratunku
      Od moru, ognia, gradobić, —
      125
      By można było — choć ciężko —
      Na chleb codzienny zarobić…
      Jam się przyglądał stojącym
      W ołtarzu świętym postaciom…
      130
      Modląc się: «Boziu, daj zdrowie
      Ojcu, mamusi i braciom»…
      «Zdrowaś» zmówiłem dwa razy,
      Potem — w dziedzińcu — raz trzeci,
      Licząc jak długo kamień
      135
      Rzucony do studni leci.
      I pożegnałem tę studnię
      (Król Chrobry ponoć ją wykuł),
      Bo tam przy promie już czekał
      Bartka Zabagły wehikuł.
      140
      I znów na lewy brzeg Wisły
      Wielka przewiozła nas krypa,
      Znów nas witała w Piekarach
      Wspaniała, pachnąca lipa.
      Znów nas witała swym szumem
      145
      I pożegnała uprzejmie
      Ta lipa odwieczna, której
      Ośm osób wkrąg nie obejmie.
      Ośm osób jej nie objęło,
      Choć opasali ją kołem,
      150
      Aż ja dopiero — dziewiąty —
      Rączką ją drobną objąłem.
      Siedliśmy znowu na bryczkę;
      Bartłomiej z bicza znów strzelił —
      I jakby tem cięciem bata
      155
      Czas na dwie części przedzielił…
      Wśród zbóż i modrych bławatków
      Bryczka pomknęła z turkotem,
      Aż mnie przywiozła nakoniec
      Ku dniom dzisiejszym zpowrotem…
      160
      Znikła gdzieś w wielkiej oddali
      Wysoka skała tyniecka;
      Jak zórz ostatki, przygasły
      Słoneczne uśmiechy dziecka…
      Czas ruszył chyżo z kopyta —
      165
      Brzękły wędzidła, chomąta…
      Dnia tego chyba już przeszła
      Rocznica dwudziesta piąta…
      Z dnia tego garść młodych wspomnień
      Dziś mi została jedynie,
      170
      Zielonych jako te krzewy
      W starej tynieckiej ruinie…

      15. VI. 1930

      x