Wesprzyj Wolne Lektury 1,5% podatku — to nic nie kosztuje! Wpisz KRS 00000 70056 i nazwę fundacji Wolne Lektury do deklaracji podatkowej. Masz czas tylko do końca kwietnia :)

Przekaż 1,5%

Przekaż 1,5% podatku na Wolne Lektury KRS 00000 70056
Ufunduj darmowe książki dla tysięcy dzieciaków.
WIĘCEJ

Szacowany czas do końca: -
Józef Birkenmajer, Wycieczka (tomik), Rozmowa z cieniem
← Podzamcze

Spis treści

      Józef BirkenmajerWycieczkaRozmowa z cieniem

      1
      Zawsze ciebie widziałem w cieniach mej przeszłości
      I twojego początku dociekam daremnie.
      Nie wiem, czy jesteś synem nocy czy światłości —
      Jedno tylko wiem, cieniu: — żeś zrodzony ze mnie.
      5
      Było to w czasach, których nie objąć wspomnieniem —
      Bo pamięć ma nie sięga nawet do kołyski —
      W czasach, co dawno zmierzchły i dni swych przebłyski
      W cień rzuciły… i stały się wraz z tobą — cieniem.
      I jeno żyje we mnie ta myśl podświadoma,
      10
      Która niejasne słowa fantazji mej szepce —
      Żem już wtedy cię chwytał drobnemi rękoma,
      Gdym z tobą, jak brat bliźni, wraz leżał w kolebce.
      Nie chwyciłem cię ręką, lecz chwyciłem wzrokiem —
      Byłeś pierwszem wrażeniem, jakiegom ja doznał.
      15
      Oszołomiony zjawisk nieznanych natłokiem
      Dzięki tobie-m kształt pierwszy, pierwszy ruch rozpoznał.
      I może-ś tak znienacka włóczył się wokoło,
      I pozorami rzeczy różnych mnie omamiał,
      Że nieraz cień przestrachu kładł się na me czoło,
      20
      I żem cień odtąd często z lękiem utożsamiał.
      Odtąd… bo odtąd coraz częściej się kojarzysz
      Z mojemi wspomnieniami, cieniu mój posępny!
      Gonisz pierwsze me kroki — mych zabaw towarzysz —
      Proszony — nieproszony — ale nieodstępny.
      25
      Jako rówieśnik, rosłeś ze mną jednocześnie,
      Ze mną spać szedłeś wczesną godziną wieczorną,
      Lecz nieraz, jak żak-łobuz, bawiłeś mnie we śnie
      Figlami — lub straszyłeś postacią potworną.
      A widząc, iż się tobą trwożę lub ciekawię,
      30
      Takeś już zbisurmaniał i tak zezbereźniał,
      Żeś takie same figle płatał mi na jawie
      I wciąż mnie naśladował — lub częściej przedrzeźniał.
      Podobniśmy do siebie — jak dwie rzeczy bliźnie;
      Lecz ty, snać chcąc zaznaczyć różność naszych natur,
      35
      W żywe oczy urągasz mojej podobiźnie,
      Przerabiając ją w tysiąc śmiesznych karykatur.
      Jakbyś kładł moją postać na łożu Prokrusta,
      Umiesz jej tuszy dodać albo wzrostu odjąć.
      Nie wiem, czy to złośliwość czy swawola pusta, —
      40
      Czy jesteś mym obrazem, czy moją parodją.
      Nie wiem — bo mi nie dano spojrzeć w twe źrenice,
      Z którychbym myśli twoje czytał i zamiary;
      Płaskie i ciemną sadzą zatarte masz lice,
      Jesteś, jak widmo — wiotki, bezoki i szary.
      45
      Nie wiem, czy ci źle ze mną czy dobrze. Wiem jeno,
      Że przez dzień cały chodzisz ze mną, jak najęty
      I niezrażony żadną przygodą ni sceną
      Natrętnie i wytrwale włazisz mi na pięty.
      Włóczysz się wszędzie za mną, jak stary pieczeniarz,
      50
      Do moich nóg przykuty, jak do progu listwa;
      Aż czasem sobie myślę, że pewno oceniasz
      Korzyści, jakie ciągniesz z mego towarzystwa…
      Lecz gdy nadciągną chmury lub wieczór się zmierzchnie,
      Próżno wtedy, mój cieniu, szukam cię koło mnie;
      55
      Znikasz — jak w chwilach nieszczęść nieraz się rozpierzchnie
      Rzesza druhów, rzucając druha wiarołomnie.
      Lecz nie sądzę cię ostro; — bo jak moje życie,
      Tak i twoje się wiąże ze światła istnieniem.
      Bo gdyby nie jaśniało słońce na błękicie,
      60
      Gdyby światła nie było, ty nie byłbyś — cieniem.
      Nie przeszkadza to jednak, że gdy idę z tobą,
      Ty — przez światło do życia powołany co dzień —
      Na światło nie śmiesz wyjrzeć, lecz za mą osobą
      Przed słońcem się ukrywasz, jak zły duch lub zbrodzień.
      65
      Skryty jesteś z natury. — Choć wciąż żyjesz ze mną,
      Nigdym z twych ust nie słyszał żadnego wyrazu.
      I gdym do ciebie mówił, to zawsze daremno
      Przemawiałem — jak ów dziad — do swego obrazu.
      Czasami, kiedy z tobą jedynie sam jestem
      70
      I gdy jestem trapiony myślami smutnemi,
      To i ja nic nie mówię… ale zato gestem
      Rozmawiamy ze sobą — jak dwaj głuchoniemi.
      Lecz nigdy mi nieznany tej rozmowy wynik,
      Bo gdy ręce załamię — gdy ból twarz mą ściąga,
      75
      Ty często me uczucia przedrwiwasz jak cynik,
      A twarz twoja — czy nie twarz — śmiechem mi urąga.
      Wiecznie milczysz — u stóp mych — szary towarzyszu…
      I nawet nie pożegnasz mnie cichem westchnieniem,
      Gdy spocznę — już bez ciebie — w grobowem zaciszu,
      80
      Gdy na wieki w zaświaty już odlecę — cieniem.

      1930

      x