Dzisiaj aż 13,496 dzieciaków dzięki wsparciu osób takich jak Ty znajdzie darmowe książki na Wolnych Lekturach.
Dołącz do Przyjaciół Wolnych Lektur i zapewnij darmowy dostęp do książek milionom uczennic i uczniów dzisiaj i każdego dnia!

Przekaż 1,5%

Przekaż 1,5% podatku na Wolne Lektury KRS 00000 70056
Ufunduj darmowe książki dla tysięcy dzieciaków.
WIĘCEJ

Szacowany czas do końca: -
Józef Birkenmajer, Wycieczka (tomik), Medytacje
Meorum Prime Sodalium → ← Listy matczyne

Spis treści

      Józef BirkenmajerWycieczkaMedytacje

      1
      W cieniu stuletnich buków nad wąwozem,
      koło klasztoru na górze Alwerni,
      smutny Panjezus siadł na kolumience;
      rękoma — spętanemi konopnym powrozem —
      5
      podpierał głowę skrwawioną,
      boć ją przygniotła korona z cierni
      i srodze cięży Mu pono…
      Usiadł Pan Jezus w smutku okrutnym,
      myśli o Swojej męce,
      10
      o Swych krzyżowych stacjach…

      *

      Pod Panjezusem smutnym,
      koło wyrębu, na drewnianej ławie,
      nieraz w godzinę wieczorną
      pogrążony w medytacjach
      15
      siadałeś, ojcze Czesławie,
      aby odmawiać swe modły
      albo kronikę spisywać klasztorną…
      Gwarzyły z tobą korne mniszki — jodły,
      gwarzyły z tobą bernardyny — buki
      20
      w burych a szorstkich habitach,
      niby dysputę z tobą wiodły,
      choć twej nie miały nauki.
      Jednakże czasem w ich szumnych rozchwiejach,
      w ich modlitewnych zachwytach,
      25
      słyszałeś opowieść rzetelną
      o dawnych dziejach,
      któreś spisywał do kronik.
      I w takiej chwili
      nieraz ci szeptał cicho pasikonik:
      30
      Cyt! już śpią, śpią snem wiecznym, pod kruchtą kościelną
      ci, co tu niegdyś żyli!…

      *

      Pod Panjezusem smutnym,
      na zielonej murawie,
      hasały sobie wróbelki,
      35
      z rozgwarem buńczucznym, i butnym i chutnym
      wzajemnej z każdym szukały zaczepki —
      i zaglądały w twarz twoją ciekawie
      i za nic sobie mając wzrost twój tęgi, krzepki,
      nieraz w poufałości i śmiałości wielkiej
      40
      dziobały twoje trepki;
      ty dobywszy z zanadrza kawał chleba suchy,
      sypałeś im okruchy…

      *

      Kędyś za borem Szymoty,
      poza Kwaczałą, Lipowcem,
      45
      chował się słońca krąg złoty;
      wieczór już zwolna szarym pokrowcem
      osłaniał łąki, łoźniaki, zagony,
      jakby kościelne barwne feretrony,
      po procesyji znów złożone w kącie…
      50
      Za mgłą się kryły babiogórskie szczyty
      daleko — na horyzoncie,
      głowy w kaptury wełniane odziawszy,
      jak zakonnicy zamodleni w stalach…
      Rąbek zórz się czerwienił — od serc ludzkich krwawszy…

      *

      55
      Z rąk twych, ojcze Czesławie, wypadał różaniec
      i mimowoli zamykał się brewjarz,
      gdyś, od psalmu wersetów
      twarz odrywając, wznosił wygoloną głowę,
      a wzrok twój, w którym płonęły zachwyty,
      60
      błądził po ziemskich okolach, oddalach
      aż poza świata kraniec —
      wszędy, wszędy, gdzie miłość Bożą ty rozkrzewiasz…
      Liczyłeś te wzgórza i wzgórki
      jakby żywego różańca paciorki,
      65
      na srebrną Wisły nawleczone wstęgę;
      wertowałeś stubarwne łąki, pola, niwy,
      niby inicjałami zdobną starą księgę;
      patrzyłeś na sterczące pośród górskich grzbietów
      strzeliste krzaki jałowcowe
      70
      i na te zorze szkarłatne,
      co nad niemi płonęły jak świece roratne;
      wzrokiem nabożnym
      zatrzymywałeś się przy każdym krzyżu
      przydrożnym,
      75
      jak gdyby przy ołtarza mensie…

      *

      Wiatr, który śpiewał poszumów gwarem
      i wierzchołki żywicznych świerczyn tarmosił,
      aromaty upojne z łąk i pól przynosił,
      jak ministrant co srebrną kadzielnicą trzęsie…
      80
      A tyś swe serce w górę wznosił,
      jakgdybyś tym cennym puharem
      w ręce Boże za braci swych, ludzi, wypijał
      wino szlachetne, ożywczy kordyjał
      miłości — powszechnej a żywej…
      85
      Te łąki — lasy — rzeki — na górach — na niżu —
      ogarniałeś miłością i błogosławieństwem,
      zowiąc je bracią własną i rodzeństwem,
      jak niegdyś mistrz twój — prostaczek z Asyżu…
      Cieszyły cię ich wonie, ich gędźby, ich blaski,
      90
      a nawet tam gdzie chłodne rozsiadły się cienie
      i kędy wrzały niesnaski,
      słałeś słowo pociechy — albo rozgrzeszenie
      i promień Bożej łaski;
      tam zaś gdzie boleść widziałeś i ranę,
      95
      wznosiłeś ręce szorstkie, spracowane,
      jakbyś chciał wziąć na siebie wszelkich mąk stygmaty…

      *

      Siedział Panjezus smutny, Jezusinek,
      na kolumience kamiennej;
      chwilowy ino miał tu odpoczynek,
      100
      bo zaraz dalej pożeną Go katy
      drogą krzyżową — hań na Kalwaryją —
      podług Bóg-Ojca woli nieodmiennej…
      Przysiadł, aby se spojrzeć, jak tu ludzie żyją,
      105
      jak się radują i cierpią,
      jako się krzywdzą i miłują,
      jakie zamiary, jakie myśli snują,
      skąd wiarę i nadzieję czerpią, —
      czy wszystko jest, jak było przódziej,
      110
      kiedy to On — Panjezus — mieszkał pośród ludzi.
      Miłość i boleść miał na twarzy
      dwie najmożniejsze w świecie, wszechrodzące siły,
      a Jego oczy przesmutne mówiły,
      że boleść On odbiera, a miłością — darzy…
      115
      Patrzył — — a świat się zwolna zanurzał w omgławie
      i rosy łzy perliste świeciły na trawie…

      1925

      x