Przyjaciele Wolnych Lektur otrzymują dostęp do specjalnych publikacji współczesnych autorek i autorów wcześniej niż inni. Zadeklaruj stałą wpłatę i dołącz do Towarzystwa Przyjaciół Wolnych Lektur.
- Other:
- Adolf Abrahamowicz
- Ajschylos
- Dante Alighieri
- Edmondo de Amicis
- Władysław Anczyc
- Hans Christian Andersen
- Jerzy Andrzejewski
- Sz. An-ski
- Karol Bołoz Antoniewicz
- Guillaume Apollinaire
- Ludovico Ariosto
- Arystofanes
- Arystoteles
- Szymon Askenazy
- Adam Asnyk
- Ferdinand Avenarius
- Izaak Babel
- Krzysztof Kamil Baczyński
- Michał Bałucki
- Honoré de Balzac
- Théodore de Banville
- Antanas Baranauskas
- Pedro Calderon de la Barca
- Justyna Bargielska
- Henry Bataille
- Charles Baudelaire
- Pierre Beaumarchais
- Władysław Bełza
- Wacław Berent
- Jean-Marc Bernard
- Aloysius Bertrand
- Miłosz Biedrzycki
- Dominik Bielicki
- August Bielowski
- Jonas Biliūnas
- Rudolf G. Binding
- Józef Birkenmajer
- Björnstjerne Björnson
- Józef Bliziński
- Giovanni Boccaccio
- Teresa Bogusławska
- Wacław Bojarski
- Tadeusz Boy-Żeleński
- Mieczysław Braun
- Anatole Le Braz
- Feliks Brodowski
- Aleksander Brückner
- Stanisław Brzozowski
- Stefania Buda
- Justyna Budzińska-Tylicka
- Georg Büchner
- Kazimiera Bujwidowa
- Władysław Bukowiński
- Michaił Bułhakow
- George Gordon Byron
- Karel Čapek
- Louis le Cardonnel
- Sébastien-Roch Nicolas de Chamfort
- François-René de Chateaubriand
- Anna Chuda
- Sylwia Chutnik
- Anna Cieśla
- Joseph Conrad
- Pierre Corneille
- Jan Niecisław Baudouin de Courtenay
- Charles Cros
- James Oliver Curwood
- Maria Cyranowicz
- Anton Czechow
- Józef Czechowicz
- Wiktor Czermak
- Maria Dąbrowska
- Ignacy Dąbrowski
- Theodor Däubler
- Gustaw Daniłowski
- Karol Darwin
- Zofia Daszyńska-Golińska
- Zofia Emilia Daszyńska-Golińska
- Max Dauthendey
- Zdzisław Dębicki
- Daniel Defoe
- Julien Offray de La Mettrie
- Casimir Delavigne
- Demostenes
- Deotyma
- Tristan Derème
- Antoine de Saint-Exupéry
- Marceline Desbordes-Valmore
- René Descartes (Kartezjusz)
- Benedykt de Spinoza
- Léon Deubel
- Charles Dickens
- Denis Diderot
- Liudvika Didžiulienė-Žmona
- Tadeusz Dołęga-Mostowicz
- Antonina Domańska
- Michalina Domańska
- Arthur Conan Doyle
- Elżbieta Drużbacka
- Aleksander Dumas (ojciec)
- Aleksander Dumas (syn)
- Gustaw Ehrenberg
- Max Elskamp
- Eurypides
- Fagus
- Felicjan Faleński
- Maria De La Fayette
- Alojzy Feliński
- Julia Fiedorczuk
- Gustaw Flaubert
- Darek Foks
- Anatole France
- Aleksander Fredro
- Wacław Gąsiorowski
- Tadeusz Gajcy
- Louis Gallet
- Joachim Gasquet
- Konstanty Gaszyński
- Stefan George
- Zuzanna Ginczanka
- Karl Gjellerup
- Konrad Gliściński
- Zygmunt Gloger
- Johann Wolfgang von Goethe
- Oliver Goldsmith
- Wiktor Teofil Gomulicki
- Maksim Gorki
- Seweryn Goszczyński
- Guido Gozzano
- Stefan Grabiński
- Jan Grabowski
- Władysław Grabski
- Kenneth Grahame
- Jacob i Wilhelm Grimm
- Maria Grossek-Korycka
- Artur Gruszecki
- Mariusz Grzebalski
- Wioletta Grzegorzewska
- Charles Guérin
- Motiejus Gustaitis
- Ludovic Halévy
- Czesław Halicz (właśc. Czesława Endelmanowa-Rosenblattowa)
- Julius Hart
- Jaroslav Hašek
- Gerhart Hauptmann
- Fryderyk Hebbel
- Heinrich Heine
- Paul Heyse
- Fryderyk Hölderlin
- E. T. A. Hoffmann
- Klementyna z Tańskich Hoffmanowa
- Hugo von Hofmannsthal
- Tadeusz Hollender
- Homer
- Alexander von Humboldt
- Henryk Ibsen
- Karol Irzykowski
- Stanisław Jachowicz
- Max Jacob
- Francis Jammes
- Pjotr Janicki
- Jerzy Jarniewicz
- Alfred Jarry
- Bruno Jasieński
- Roman Jaworski
- Cezary Jellenta
- Julia Duszyńska
- Klemens Junosza
- Alter Kacyzne
- Adam Kaczanowski
- Zygmunt Kaczkowski
- Gustave Kahn
- Eleonora Kalkowska
- Immanuel Kant
- Franciszek Karpiński
- Światopełk Karpiński
- Jan Kasprowicz
- Bożena Keff
- Ellen Key
- Dōgen Kigen
- Rudyard Kipling
- Heinrich von Kleist
- Barbara Klicka
- Jan Kochanowski
- Wespazjan Hieronim Kochowski
- Maria Konopnicka
- Szczepan Kopyt
- Stanisław Korab-Brzozowski
- Wincenty Korab-Brzozowski
- Janusz Korczak
- Julian Kornhauser
- Wincenty Korotyński
- Julian Korsak
- Karl Arnold Kortum
- Franciszek Kowalski
- Paweł Kozioł
- Krystyna Krahelska
- Michał Dymitr Krajewski
- Anna Libera (Anna Krakowianka)
- Ignacy Krasicki
- Zygmunt Krasiński
- Józef Ignacy Kraszewski
- Antanas Kriščiukaitis-Aišbė
- Juliusz Krzyżewski
- Ksenofont
- Zofia Kucharczyk
- Paulina Kuczalska-Reinschmit
- Vincas Kudirka
- Władysław Łoziński
- Pierre Choderlos de Laclos
- Selma Lagerlöf
- Antoni Lange
- Jan Lemański
- Teofil Lenartowicz
- Charles Van Lerberghe
- Bolesław Leśmian
- Julie de Lespinasse
- Gotthold Ephraim Lessing
- Edward Leszczyński
- Stefan Leszno
- Karol Libelt
- Jerzy Liebert
- Detlev von Liliencron
- Otto zur Linde
- Elżbieta Lipińska
- Leo Lipski
- Oskar Loerke
- Pierre Louÿs
- Niccolo Machiavelli
- Maironis
- Antoni Malczewski
- Bronisław Malinowski
- Karol Maliszewski
- Stéphane Mallarmé
- Subcomandante Marcos
- Marek Aureliusz
- Pierre de Marivaux
- Karol Marks
- Michał Matys
- Guy de Maupassant
- Prosper Mérimée
- Wojciech B. Mencel
- Stuart Merrill
- Gustav Meyrink
- Bolesław Miciński
- Tadeusz Miciński
- Adam Mickiewicz
- Zygmunt Miłkowski
- Krystyna Miłobędzka
- Franciszek Mirandola
- Andrzej Frycz Modrzewski
- Joseph Mohr
- Mendele Mojcher-Sforim
- Molière (Molier)
- Michel de Montaigne
- Charles de Montesquieu (Monteskiusz)
- Lucy Maud Montgomery
- Zuzanna Morawska
- Kazimierz Morawski
- Jean Moréas
- Jan Andrzej Morsztyn
- Izabela Moszczeńska-Rzepecka
- Adam M-ski
- Joanna Mueller
- Alfred de Musset
- Daniel Naborowski
- Tadeusz Nalepiński
- Edith Nesbit
- Julian Ursyn Niemcewicz
- Andrzej Niemojewski
- Friedrich Nietzsche
- Autor nieznany
- Cyprian Kamil Norwid
- Novalis
- Klara Nowakowska
- Patrycja Nowak
- Franciszek Nowicki
- Artur Oppman
- Łukasz Orbitowski
- Władysław Orkan
- Eliza Orzeszkowa
- Ferdynand Ossendowski
- Bronisława Ostrowska
- Rodrigues Ottolengui
- Owidiusz
- Helena Janina Pajzderska
- Mykolas Palionis
- Joanna Papuzińska
- Blaise Pascal
- Jan Chryzostom Pasek
- Edward Pasewicz
- Friedrich Paulsen
- Maria Pawlikowska-Jasnorzewska
- Icchok Lejb Perec
- Jehoszua Perle
- Włodzimierz Perzyński
- Bolesław Piach
- Vincas Pietaris
- Pietro Aretino
- August von Platen
- Platon
- Plaut
- Marta Podgórnik
- Jacek Podsiadło
- Edgar Allan Poe
- Wincenty Pol
- Ludwik Ksawery Pomian-Łubiński
- Wacław Potocki
- Praca zbiorowa
- Marcel Proust
- Bolesław Prus
- Kazimierz Przerwa-Tetmajer
- Zygmunt Przybylski
- Stanisław Przybyszewski
- Aleksander Puszkin
- François Rabelais
- Jean Baptiste Racine
- Justyna Radczyńska-Misiurewicz
- Šatrijos Ragana
- Radek Rak
- Henri de Régnier
- Mikołaj Rej
- Adolphe Retté
- Władysław Stanisław Reymont
- Jean Richepin
- Rainer Maria Rilke
- Georges Rodenbach
- Maria Rodziewiczówna
- Zofia Rogoszówna
- Bianka Rolando
- Wacław Rolicz-Lieder
- Edmond Rostand
- Józef Roth
- Jean-Jacques Rousseau
- Józef Ruffer
- Lucjan Rydel
- Henryk Rzewuski
- Jacek Świdziński
- Wacław Święcicki
- Aleksander Świętochowski
- Miguel de Cervantes Saavedra
- Safona
- Saint-Pol-Roux
- Emilio Salgari
- Albert Samain
- Fryderyk Schiller
- Maurycy Schlanger
- Christof Schmid
- Artur Schnitzler
- Artur Schopenhauer
- Bruno Schulz
- Marcin Sendecki
- William Shakespeare (Szekspir)
- Henryk Sienkiewicz
- Marceli Skałkowski
- Maria Skłodowska-Curie
- Edward Słoński
- Juliusz Słowacki
- Sofokles
- Paweł Sołtys
- Piotr Sommer
- Andrzej Sosnowski
- Carl Spitteler
- Johanna Spyri
- Barbara Sroczyńska
- Stanisław Staszic
- Stendhal
- Jan Sten
- Robert Louis Stevenson
- Zdzisław Stroiński
- Andrzej Strug
- Maciej Stryjkowski
- Rajnold Suchodolski
- Jonathan Swift
- Władysław Syrokomla
- Mikołaj Sęp Szarzyński
- Józef Szczepański
- Ziemowit Szczerek
- Taras Szewczenko
- Władysław Szlengel
- Szolem-Alejchem
- Maciej Szukiewicz
- Rabindranath Tagore
- Władysław Tarnowski
- Torquato Tasso
- William Makepeace Thackeray
- Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki
- Andrzej Trzebiński
- Magdalena Tulli
- Mark Twain
- Kazimierz Twardowski
- Zofia Urbanowska
- Jan Vaihinger
- Motiejus Valančius
- Émile Verhaeren
- Jules Gabriel Verne
- Francis Vielé-Griffin
- François Villon
- Voltaire (Wolter)
- Cecylia Walewska
- Edmund Wasilewski
- Otto Weininger
- Jerzy Kamil Weintraub-Krzyżanowski
- Herbert George Wells
- Wergiliusz
- Adam Wiedemann
- Oscar Wilde
- Bruno Winawer
- Radosław Wiśniewski
- Stanisław Ignacy Witkiewicz (Witkacy)
- Stanisław Witkiewicz
- Stefan Witwicki
- Władysław Witwicki
- Agnieszka Wolny-Hamkało
- Maryla Wolska
- Wacław Wolski
- Spiridion Wukadinović
- Józef Wybicki
- Zofia Wydro
- Kazimierz Wyka
- Stanisław Wyspiański
- William Butler Yeats
- Žemaitė
- Stefan Żeromski
- Narcyza Żmichowska
- Jerzy Żuławski
- Zofia Żurakowska
- Adam Zagajewski
- Gabriela Zapolska
- Kazimiera Zawistowska
- Henryk Zbierzchowski
- Marian Zdziechowski
- Zgromadzenie Ogólne Ligi Narodów
- Zgromadzenie Ogólne ONZ
- Emil Zola
- Współczesność X
- Other:
- Aforyzm
- Akt prawny
- Anakreontyk
- Artykuł
- Artykuł naukowy
- Bajka
- Bajka ludowa
- Ballada
- Baśń
- Dedykacja
- Dialog
- Dramat
- Dramat antyczny
- Dramat historyczny
- Dramat niesceniczny
- Dramat poetycki
- Dramat romantyczny
- Dramat szekspirowski
- Dramat wierszowany
- Dramat współczesny
- Dziennik
- Epigramat
- Epopeja
- Epos
- Epos rycerski
- Epos satyryczny
- Erotyk
- Esej
- Farsa
- Felieton
- Fraszka
- Gawęda
- Gawęda szlachecka
- Humoreska
- Hymn
- Idylla
- Komedia
- Kronika
- Lament
- Legenda
- List
- Manifest
- Melodramat
- Motto
- Nowela
- Oda
- Odczyt
- Odezwa
- Opowiadanie
- Pamiętnik
- Pieśń
- Poemat
- Poemat alegoryczny
- Poemat dygresyjny
- Poemat heroikomiczny
- Poemat prozą
- Pogadanka
- Poradnik
- Powiastka filozoficzna
- Powieść epistolarna
- Powieść poetycka
- Praca naukowa
- Proza poetycka
- Przypowieść
- Psalm
- Publicystyka
- Reportaż podróżniczy
- Rozprawa
- Rozprawa polityczna
- Satyra
- Sielanka
- Sonet
- Tragedia
- Tragifarsa
- Traktat
- Tren
- Wiersz
- Wiersz sylabotoniczny
↓ Expand fragment ↓— Chodź tu, biedna dziewczynko — odezwał się. — Przyjmij ode mnie sześć pensów.
Sara wzdrygnęła się. W...
↑ Hide fragment ↑— Chodź tu, biedna dziewczynko — odezwał się. — Przyjmij ode mnie sześć pensów.
Sara wzdrygnęła się. W jednej chwili uświadomiła sobie, że wygląda całkiem jak te biedne dzieci, które nieraz wpatrywały się w nią za lepszych dni jej życia, gdy wysiadała z powoziku. Ona również obdarzała je kilkoma pensami… Twarz jej pokraśniała, potem pobladła; przez chwilę miała to uczucie, że za nic w świecie nie przyjęłaby tej drobnej monety.
— O, nie! — żachnęła się. — O nie, dziękuję… Doprawdy, nie mogę przyjąć!
Głos jej tak różnił się od głosu zwykłego dziecka z ulicy, a jej maniery tak były podobne do manier osoby dobrze wychowanej, że Weronika Eustachia (której prawdziwe imię było Janet) i Rozalinda Gladys (która w rzeczywistości zwała się Nora) wychyliły się z powozu, by przysłuchać się rozmowie. Guy Clarence nie dał się pohamować w swej szczodrobliwości i wcisnął pieniądz przemocą w dłoń Sary.
— Owszem, musisz przyjąć, biedna dziewczynko! — nalegał. — Możesz sobie za to kupić dużo do jedzenia. Przecież to całe sześć pensów.
W jego twarzyczce było coś tak szlachetnego i ujmującego, iż Sara zrozumiała, że nie może odmówić jego prośbie, gdyż taka odmowa sprawiłaby mu niewymowną przykrość; wszelka hardość byłaby tu okrucieństwem. Przeto (prawda, że rumieniąc się), zdecydowała się w końcu włożyć do kieszonki ofiarowaną monetę.
— Dziękuję ci — rzekła. — Jesteś bardzo miłym i dobrym dzieckiem.
A gdy on z radością gramolił się do powozu, Sara oddaliła się z uśmiechem, oddychała jednak nierówno, a w oczach tlił się dziwny ogień. Że jest obdarta i zaniedbana, o tym wiedziała już dawniej, nie wiedziała jednak dotychczas, że ktoś mógł wziąć ją za żebraczkę.
↓ Expand fragment ↓— Ach, Donaldzie! (takie było imię Guya Clarence'a) — zawołała Janet niespokojnie — czemu to ofiarowałeś sześć...
↑ Hide fragment ↑— Ach, Donaldzie! (takie było imię Guya Clarence'a) — zawołała Janet niespokojnie — czemu to ofiarowałeś sześć pensów tej dziewczynce? Jestem przekonana, że ona nie jest żebraczką.
— Ona nie przemawiała żebraczym głosem! — zawołała Nora. — A z twarzy też nie wyglądała na żebraczkę!
— Zresztą ona wcale nie żebrała — zauważyła Janet. — Bałam się, że się rozgniewa na ciebie. Wiesz chyba, że ludzie gniewają się za to, jeżeli ktoś ich niesłusznie uważa za żebraków.
— Ona się nie gniewała wcale — odparł Donald, nieco zbity z tropu, ale jeszcze pewny siebie. — Zaśmiała się tylko i powiedziała, że jestem dobrym i miłym dzieckiem. I powiedziała prawdę! — dodał z dumą. — Przecież to było moje sześć pensów!
Janet i Nora wymieniły porozumiewawcze spojrzenia.
— Żebraczka nigdy by takich słów nie powiedziała — oświadczyła Janet. — Powiedziałaby na pewno: „Bóg zapłać paniczowi… pięknie dziękuję!”, a może by się jeszcze ukłoniła nisko.
↓ Expand fragment ↓Była to mała istotka, obdarta i zaniedbana jeszcze bardziej od niej samej — istny kłębek łachmanów...
↑ Hide fragment ↑Była to mała istotka, obdarta i zaniedbana jeszcze bardziej od niej samej — istny kłębek łachmanów, spod którego wyzierały drobne, bose, zsiniałe i zbłocone nożyny, niezdolne już ukryć się pod odzieżą. Sponad łachmanów wystawała strzecha rozczochranych włosów oraz umorusana twarzyczka o dużych, wpadniętych, wygłodniałych oczach. Sara od razu poznała, iż dziewczynka jest głodna i poczuła dla niej wielkie współczucie.
— Oto jedna z istot szarego tłumu — rzekła do siebie z westchnieniem. — Ona jest głodniejsza ode mnie.
Dziewczynka — jedna z szarego tłumu — wlepiła oczy w Sarę i usunęła się nieco w bok, by dać jej przejście. Nawykła usuwać się z drogi wszystkim; wiedziała, że gdyby ją ujrzał policjant, kazałby jej natychmiast stąd się wynosić. Sara ścisnęła w ręce pieniążek i zawahała się na chwilę, po czym zapytała dziewczynkę:
— Czy jesteś głodna?
Dziewczynka posunęła się jeszcze nieco w bok.
— Cym nie jest głodno? — odpowiedziała głosem ochrypniętym. — Albom to nie jest głodno?
— Czy nie jadłaś obiadu? — dopytywała się Sara.
— Obiadu?… A dyć nie jadłam — odpowiedziała dziewczynka, posuwając się jeszcze dalej. — Ani śniadanio nie jadłam… ani wcora kolacyi… Nic-zem nie jadła…
— Jak dawno? — zapytała Sara.
— Albom to wim? Dzisio nic mi nie dali… nikaj… choćzem prosiła i prosiła.
↓ Expand fragment ↓Mała żebraczka siedziała jeszcze wciąż skulona w kącie pod drzwiami, patrząc przed siebie tępym, zbolałym...
↑ Hide fragment ↑Mała żebraczka siedziała jeszcze wciąż skulona w kącie pod drzwiami, patrząc przed siebie tępym, zbolałym wzrokiem, a od czasu do czasu przecierając szorstką ręką oczy, nabiegające tamowanymi dotąd łzami.
Sara otwarła torebkę i wyjęła jedno z ciastek, które swym ciepłem nieco już ogrzały jej własne, zziębnięte dłonie.
— Weź to — rzekła, wręczając ciastko dziewczynce. — To dobre i ciepłe. Zjedz, a trochę się pożywisz… nie będziesz tak głodna…
Dziewczynka wzdrygnęła się i utkwiła w niej przerażone oczy, jakby niedowierzając tak nagłemu i zdumiewającemu szczęściu; naraz pochwyciła ciastko i poczęła chciwie jeść.
— O mój Boże, mój Boże! — wzdychała przy tym w wielkim zachwycie. — O mój Boże!
Sara wydobyła jeszcze trzy ciastka i podała je dziewczynce. Ochrypły, brzmiący żarłocznością głos małej żebraczki miał w sobie coś przerażającego.
— Ona jest głodniejsza ode mnie… ona przymiera głodem… — rzekła sobie Sara w duchu, ale jej ręka drżała, gdy wydobywała czwarte ciastko. — Ja nie przymieram głodem — zauważyła, dokładając piąte.
Wygłodzone dziecko londyńskiej ulicy zbyt łapczywie pożerało dane mu przysmaki, by miało czas podziękować — choćby nawet znało się na zasadach grzeczności, których nikt nigdy nie wpajał tej małej dzikusce.
↓ Expand fragment ↓A był to wtorek, dzień jałmużny, przez pamięć na świętego patrona biednych, Antoniego z Padwy...
↑ Hide fragment ↑A był to wtorek, dzień jałmużny, przez pamięć na świętego patrona biednych, Antoniego z Padwy, któremu poświęcony był ten dzień tygodnia. W każdy wtorek biuro dziadka otwarte było przez godzinę dla biedoty, którą u wejścia witał gipsowy posąg ich patrona. Święty Antoni był młodziutki, różane było jego liczko, a łysą pałkę zdobił tylko wianuszek ciemnych włosów. Na sobie miał brązowy habit białym przepasany sznurem, spod którego wyglądały bose stopki w cienkich trepkach. Na ręce Święty trzymał Dziecko, w drugiej dłoni krągłą bułkę. Bułki takie leżały w koszu od bielizny, u stóp Świętego ustawionym, i każdy sobie brał po jednej, i pocałunek składał przy tym na tej figurce kolorowej; potem do kancelarii wkraczał, gdzie właściciel czekał za biurkiem, aby osobiście wręczyć wtorkowy grosz, czyli złotówkę. I ja spod biurka wyłaziłem, aby dziadkowi pomóc. Otwierałem rulony z bankowymi pieczęciami i złotówki układałem w stosy. Wchodzili z ukłonem i Boga chwalili, i grosz przyjmowali z powagą jak hostię, do rąk się schylali pana właściciela, a ten dłonie skrywał wołając „nie trzeba”. Przyrzekali modlitwę o zdrowie i długie życie dobrodzieja, o szczęście dla wnuczka i firmy pomyślność. I dom opuszczali, szurając trepami, drewniakami stukając, kulami, laskami — dziadkowie w kapotach i babki w chuścinach.
Wśród nich było trochę wariatów, znanych w całym mieście. Skrzypek był jeden, co ulicami maszerował w krakowskim, regionalnym stroju, w brudnej sukmanie i w czapce czerwonej z oskubanym piórem pawim; długi był, chudy i niemowa — bełkotał tylko coś, kiedy złotówkę swą odbierał i skrzypki pod podbródek wciskał, aby nam grać.
— Nie trzeba! — krzyczał wtedy dziadek — idź sobie z Bogiem.
U kolan plątał mu się karzeł z bębenkiem, także w sukmanie i w krakusce. Ten nie mówił, tylko w bębenek swój uderzał cienką pałeczką, kiedy mu dziadek trybut wręczał.
Dama jedna przychodziła, którą dziadek żartobliwie nazywał panią prezesową. Na głowie miała dziwną banię z czarnej, lśniącej słomki, w kształcie hełmu; jej twarz porastał ciemny włos i brodawki ją znaczyły, do których miałem dziwny wstręt — dziwny, bo ostatecznie cóż wstrętnego w tych czarnych i kosmatych kropkach; płaszcz zrudziały, niegdyś czarny, do samych kostek, jak duchowna suknia — a na rękawie, prawym chyba, opaskę miała szaro-rdzawą. Basem do dziadka przemawiała ta czarna dama:
— Lecę — wołała już od progu — nie czuję nóg i tchu mi brak. Zebranie zaraz się zaczyna, czekają na mnie, a ja tu…
— Dobrze, dobrze — mówił dziadek i złotówkę damie dawał, odwracając nos na stronę, bo damę było trochę czuć.
— Bóg zapłać, dzięki — odkrzykiwała prezesowa, chowając pieniądz do woreczka — w imieniu moich biednych sierot wojennych, w imieniu moich wdów po więźniach oraz powodzian z Podkarpacia.
— Dobrze, już dobrze — machał dziadek rękami.
Z hukiem wchodził profesor Józek (tak go zwano, bo gdy był zdrowy, uczył w szkole). Gruby plik starych gazet niósł pod pachą, laską stukał, wymachiwał, krocząc długim korytarzem, a do kancelarii wszedłszy, stawał i z powagą swoje gołe pięty badał; potem spodnie podciągając oglądał sobie brzuch, kolana oraz czubki krzywych butów. Twarz miał starą, pomarszczoną, ale grzywę bujną, złotą, którą czesał grzebieniem wyszczerbionym, mizdrząc się do szyb i luster, jak chłopak w wieku dojrzewania. Dziadek znał te ceremonie, więc nie naglił. Prócz złotówki, miał dla Józka papierosa i gazety. Tylko gadać nie pozwalał, bowiem Józek lubił pytać o twierdzenia geometrii i o wzory na pierwiastki. Taka była mania bzika.
— Tu nie szkoła, ruszaj, Józiu…
Grzecznie to mówił, gdyż Józek lubił czasem lżyć rozmówców, nawet gdy od nich brał jałmużnę.
Bywał u nas we wtorki jeden kleryk stary, któremu przed laty odmówiono święceń z przyczyn dla dziecka tajemniczych. W sutannie chodził na łachman zdartej, brewiarz miał w ręce wystrzępiony, na głowie kapelusz z dużym skrzydłem. Z czerwonego oka ciekła mu łza i z ust ślina sączyła się srebrną nitką. Ten był cichy i skromny, tylko krzyżyk na moim czole zawsze chciał nakreślić i bardzo smutno się uśmiechał, kiedy mu dziadek nie pozwalał na ten kapłański gest.
— Nie trzeba? — pytał chory ksiądz i głową trzęsąc precz odchodził.
— Dlaczego, dziaduniu? — pytałem, gdy wyszedł.
— Wariaci — mruczał — im się wszystko zdaje. Ja tam tych ich bujd nie lubię. Dam, co trzeba, i już, ale te ich, panie, mowy, gry, zaklęcia…
↓ Expand fragment ↓Tylko przy wizytach Cezara nie dawano mi asystować.
— Mały, wychodź — wołał dziadek, kiedy tylko...
↑ Hide fragment ↑Tylko przy wizytach Cezara nie dawano mi asystować.
— Mały, wychodź — wołał dziadek, kiedy tylko z dala słychać było śmiechy służby, dźwięk gitary i biadanie czekających swej kolei, których ten wesoły żebrak mijał z monarszą bezwzględnością. Był to student filozofii, jak mówiono wtedy — dziś filologiem by go zwano — który z głodu pono, czy z miłości dostał pomieszania zmysłów. Ten kostiumy często zmieniał: raz się zjawiał z gołą głową, wygoloną i w jakimś prześcieradle narzuconym na ramiona:
— Ave, panie! — wołał ramię wyciągając — daj złotówkę.
Innym razem znowu miał na sobie strzęp munduru wojskowego i połamaną czapkę z orłem. Dwoma palcami salutował wtedy do daszka, który zwisał jak przetrącone skrzydło ptaka:
— Melduję się i rozkazuję wypłacić żołd. Cześć, marszałku.
Przychodził także jako cywil w starym melonie, w kamizelce.
— Mojeszanwanie — wołał wtedy i cienkim śmiechem rżał mrugając jak radca, który kolacyjkę u Hawełki ma na widoku. Przychodził jako chłop w kaszkiecie albo robotnik, a wtedy rzezie zapowiadał, strajki i pomstę generalną na pasibrzuchach i krwiopijcach. Z gitarą tylko nie rozstawał się nigdy; z nią po podwórzach krążył, piosenki śpiewał i anegdoty opowiadał, które w kuchniach całego miasta wzbudzały nieprzyzwoity chichot. Bo świnia był, jak mówił dziadek, i dlatego wyjść nakazywał dziecku, a sam się jakoś dziwnie cieszył nadejściem błazna. Kiedym wracał, dziadek, czerwony cały, ocierał łzy i krztusił się z wielkiego śmiechu:
— A to, panie, świnia! A to drań — powtarzał z podziwem i następnego „dziada” wołał — tak nazywał tę swą wtorkową klientelę, nagląc:
— Prędzej, prędzej, praca czeka. Mnie jałmużny nie da nikt.
↑ Hide fragment ↑I tak z nimi walczył dziadek, tak się zmagał z ich bajdami i od siebie pędził precz — tych tam, jak powiadał — bzików, których coraz przybywało; w każdy wtorek nowy jakiś wkraczał z bajdą nową; a to wynalazca z teczką pełną maści, klejów i nożyków, które zaraz chciał rozkładać i zachwalać; a to malarz-portrecista, co wędrował z kartonami i w pięć minut chciał odtworzyć rysy dziadka, moje, ciotek — po złotemu od sylwetki; a to znowu jakiś pisarz wielki, choć nieznany, który z teczki wydobywał teatralne sztuki, wiersze i powieści, albo mędrzec pisujący listy do najsławniejszych ludzi świata z projektami szczęścia, dobrobytu i pokoju; albo jakiś święty, który miał widzenia; matka z dwojgiem dzieci, z których jedno nadzwyczajnie zdolne było, drugie za to pokrzywdzone na umyśle i urodzie; albo znowu zabiedzony działacz jakiejś partii, który obiecywał przewrót w zachowawczym duchu (króla na tron chciał wprowadzić); inny zasię groził gniewem ludu; inny jeszcze działał w sprawie uciśnionych zwierząt i epokę nową wieszczył pobratania wszystkich ssaków. Coraz więcej było bzików, coraz mniej zwyczajnych dziadów. I każdemu dziadek dawał grosz wtorkowy; tylko słuchać nie chciał płaczów, gróźb, obietnic, wróżb, tylko nie przyjmował dzieł, projektów, leków, próbek.
↓ Expand fragment ↓— Panie, już niedługo sądny dzień. Słońce ma się spotkać z ziemią. Bałtyk cały kraj zaleje...
↑ Hide fragment ↑— Panie, już niedługo sądny dzień. Słońce ma się spotkać z ziemią. Bałtyk cały kraj zaleje. Wisła w górę płynąć zacznie i lodowiec ruszy zaraz w naszą stronę. Przyjdzie nam się chronić w góry i będziemy wołać do nich — do tych, znaczy, gór — by nas skryły. Trzeba być gotowym, panie. Ale ja modlitwę znam, która uratuje świat.
Czekam, kiedy znów „nie trzeba” krzyknie dziadek. A ten, słyszę, pyta cicho:
— Jaka to modlitwa?
— Panna czysta mi ją wyjawiła, gdym ją spotkał nocą w mieście.
— Bożą matkę? Tu, w Krakowie?
— Na Plantach, przy fontannie, nocą.
— Ale? — tak się rozciekawił dziadek. Czy na zwłokę gra, czekając aż zięciowie przygotują przeciw niemu zamach? Czy się boi? Kapeć dziadka wznosi się i opada kurz wzniecając. A bzik baje:
— Suknię miała białą, płaszcz błękitny i koronę złotą z gwiazd. Pusto było dookoła. Ja do pawilonu wszedłem, gdzie sprzedają krachle, ciastka, lody, precle — pan wie.
— Wiem. Co dalej?
— Spać się położyłem popod kratą, w kątku, derką cały się przykryłem, o!
I pokazał burą szmatę, którą w kłąb zwiniętą niósł pod pachą.
Wyszedłem spod biurka, na kolanach dziadka siadłem. Bzik był młody, bluzę miał wojskową, starą, z guzikami blaszanymi w orły. Czaszkę mu zgolono z miesiąc temu, bo ją porastała niska, płowiejąca szczeć; twarz miał za to zarośniętą włosem grubym, rudym, lśniącym jak miedziany drut. Oczy miał błękitne, załzawione lekko; mówiąc rękami wymachiwał i słowa łykał jak ktoś, kto przybiegł zadyszany z wielką nowiną.
— No, i usłyszałem śpiew.
— Kobiety?
— Chóru chłopców albo dziewcząt.
— Co śpiewali?
— Chwalcie łąki umajone.
— W kościele może? U pijarów?
— Nocą? — zapytał drwiąco bzik.
— Bywa — ten bąknął niezbyt pewnie.
— Kościelne okna, co je nad murami widać, ciemne były.
— Bo drzewa zasłoniły światło.
— Dobrze patrzałem.
— Pielgrzymka mogła iść ulicą — do Kalwaryi lub Mogiły.
— Śpiew szedł z góry, jakby z drzew albo jeszcze z dalsza nawet — z chmur czy z gwiazd.
— Śniło ci się.
— Wstałem, zwinąłem moją derkę i wyszedłem z pawilonu. Patrzę: jasność bije od fontanny.
— Tam się przecie zawsze świci.
— Fontannę na noc zamykają i światła gaszą miejskie draby dla oszczędności. A tam — blask, i na cembrowinie, z której woda tryska w dzień — coś białego…
— Łabędź pewnie…
— Łabędzie w swoim domku spały. Podbiegłem bliżej, nad brzeg wody, i dalej, dalej aż na mostek, z którego zobaczyłem Pannę, tak jak pana widzę. Suknię miała złotą…
— Białą — mówiłeś.
— Ale wyszywaną złotem i perłami, i płaszcz błękitny na niej w czerwone róże haftowany. Koronę miała…
— Mówiła co?
Skinął głową i głos zniżył do szeptu:
— Znak mi dała, żebym ku niej szedł.
— Woda przecież?
— Też się bałem buty zmoczyć, ale mnie ten widok słodki tak pociągnął, że zeszedłem. A woda gładka była, twarda, jak lód lub szkło.
— I bliskoś podszedł?
— Jakby do pana. No, dalej troszkę, bo nie śmiałem.
— Zapach czułeś pewnie?
— Róż i jaśminów. Alem czasu nie miał na zachwyty, bom słuchać musiał, co mi mówiła. „Świat — powiedziała — cały zginie. Pożar będzie na całej ziemi taki, że woda w rzekach zawrze i liście spadną z drzew”.
— Mówiłeś, że się woda cofnie.
— To potem. Najsampierw będzie się gotować, a od tej gorącości wielkiej zrobią się nad światem chmury i deszcz z nich spadnie, który lać będzie nieprzerwanie przez niedziel sześć.
— No, dobrze, idź se już.
— Dziadku — krzyknąłem — niech dokończy.
— Ale, mówiła — podjął dziad — nie wszystko jeszcze utracone. Jeszcze was wiara może uratować.
— Ja tam wierzący jestem i cały mój dom — niepewnie rzekł właściciel końskiej remizy.
— Wiara, powiedziała, we mnie, w matuchnę waszą i w to, że tobie się zjawiłam. Niech uwierzą, mówi, że spośród wszystkich ludzi świata, ciebie wybrałam na mojej łaski pośrednika. Chociażeś biedny dziad krakowski, chociażeś pijus jest i drań.
— „Drań” powiedziała? — krzyknął dziadek.
— Powiedz im, niechaj tu w tym miejscu — ze wzrastającą mocą mówił bzik — gdzie stoję teraz, figurę moją ufundują i niech co wieczór tu się zbiorą modlitwę mówić, której ty ich nauczysz wedle tego, co tobie teraz nakazuję. „Panno najłaskawsza, mają mówić — pisz pan czym prędzej, bo zapomnę — krzyknął, a dziadek chwycił pióro — coś się zjawiła biednemu włóczędze w miejscu, skąd zwykle woda tryska, spraw, niech to miejsce będzie odtąd źródłem miłości oraz przebaczenia dla wszystkich, którzy w to uwierzą. Przez Chrystusa Pana naszego amen”. I zniknęła, i chór zaśpiewał Witaj Królowo.
— Hm — mruknął dziadek, laską kręcąc, aż cienko zapiszczała guma. — A gdzie masz dowód?
— Dowód? — zakrzyknął z gniewem żebrak. — A to, że władzę odzyskałem w mych członkach?
— Kaleką byłeś?
— To pan nie pamięta, jak na laskach tutaj przypełzałem po marny grosz, którym od śmierci nas ratujesz we wtorek każdy?
— Mówiłeś, żeś po wodzie chodził?
— Sam nie wiem, jak to mogło być?
— Idź se już. Opowiedz księżom, co się stało.
— Mnie, panie, księża nie uwierzą. W pańskie ręce składam teraz losy świata. Panu to mówię, co mi powiedziała królowa nasza i panu resztę pozostawiam.
To powiedziawszy dziad się skłonił i ku drzwiom ruszył, nogą włócząc.
↓ Expand fragment ↓A tu jeszcze, jak na złość, dziad z torbami wchodzi na podworze, żegna sie, pacierzy...
↑ Hide fragment ↑A tu jeszcze, jak na złość, dziad z torbami wchodzi na podworze, żegna sie, pacierzy zaczyna! To już mnie do reszty rozsierdziło:
Jak tupne nogo, jak zamachne sie ręko: A pódziesz dziadzie, Muszka, weźgo, weź! a dziad nie czeka, rękami torby ogarnoł i du du du! ucieka jak podsmalony, podryguje, kulacho sie opędza, choć suka z budy tylko wyglądneła, nawet nie zaszczekała.
↓ Expand fragment ↓Ty niedobrze Kaziuk zrobił, dziada przeganiawszy, mówio, dziada przegnać ciężki grzech! Czy ty nie wiesz...
↑ Hide fragment ↑Ty niedobrze Kaziuk zrobił, dziada przeganiawszy, mówio, dziada przegnać ciężki grzech! Czy ty nie wiesz, kto to kiedyś chodził po ziemi za dziada przebrany?
Handzia zacierke podała: jem zacierke, kluski łykam, ale o tym dziadu zapomnieć nie moge. Prawda, opowiadajo, że kiedyś święte chodzili za dziadow przebrane, nawet sam Pambóg z Pietrem wendrowali po wioskach niby żebrawszy: chodzili i porządki boskie ustanowiali, jak żyć, pracować, modlić sie, żeb było po bożemu. Rybaka, jak dziada nie uszanował, Pambóg, on to był za dziada przebrany, w bobra przemienił! Żarty żartami, ale żeby i mnie za moje tupanie w jakiego tupacza nie przemieniło!
Może posłać za tym dziadem Ziutka z paro jajkow, mówie do żonki. Abo zawołać niech zajdzie na zacierke, co? Leć, Ziutek!
Ziutek poleciał, a my z tatkiem dawaj nad tym dziadem dumać. Prawdziwie, nigdy jeszcze taki nie żebrał u nas. Wszystkich dziadow znało sie jak rodzine, każdy zachodził na bagno co roku dwa trzy razy, każdy o swojej porze: Jaśko bez ręki koło Zielonych Świątkow i przed Popielcem, garbata Anielka po żniwach i przed Nowym Rokiem, Kiławy Wiktor w Przemienienie i na Gromnice, Niemko, najsilniejszy, ze trzy razy wioski obleciał, do nas zaglądał na Pietrapawła, przed kopaniem i na Trzykróli. Ale żaden w roztopy i jesienio iść przez błota nie miał siły ni odwagi, wybierali abo zime, abo czekali, aż lody wody spłyno.
Motif: Żebrak
Żebraka charakteryzuje wyzucie z własności, skrajna bieda, a poprzez to — umiejscowienie na samym dole hierarchii społecznej. Tymczasem w myśl ewangelicznej obietnicy: „ostatni będą pierwszymi” wielu świętych świadomie decydowało się na los żebraczy (m.in. święty Aleksy).; w średniowieczu powstawały zakony żebracze.