Znał się na koniach i psach,
strzelał celnie, jadł i pił o zakłady, śpiewał i gwizdał
przy fortepianie, tańczył na zawołanie bez muzyki i pary,
nie zostawił nikogo w spokoju, powolniejszym wręcz
dokuczał, drażliwszych wydrzeźniał z tyłu, koniec końców błaznował, najczęściej kosztem tych, nad którymi
przystawało raczej litować się; wszakże, usprawiedliwiając go, potrzeba dodać, że przykry ten dowcip miał
źródło raczej w głupocie jak w złym sercu, raczej
w zepsutym smaku towarzystwa, w którym żył, jak
w skłonnościach wrodzonych. Wszedł on w nałóg złośliwego bawienia się, jak wchodzimy we wszelką rozpustę, przez poklask zepsutych. Dla podobnego człowieka
Machnicki, albo, że użyję całego wyrażenia samegoż
hrabicza, Król Machnicki, był to prawdziwie królewski
kąsek.
Całe towarzystwo wiedziało o przygotowanym
napadzie na biednego wariata, czekało niecierpliwie,
z nielicznym wyjątkiem, chwili starcia się dwóch takich
zapaśników, których już dlatego umieszczono przy
stole obok siebie, i doczekało się nareszcie. Hrabia
zaczął. Napełnił kielich winem, podniósł się, ułożył
twarz figlarnie uroczyście i zawołał:
— Zdrowie Króla Odrzykońskiego! Oby jak najdłużej panował dla naszej radości, w takiej mądrości
i sławie u świata, jak dotąd.
Znaleźli się, którzy odpowiedzieli na ten toast,
inni, którzy szczerze zachichotali, inni wreszcie, którzy
się zmarszczyli widocznym niezadowoleniem — do ostatnich i ja należałem; znam cześć dla gruzów umysłu
ludzkiego, jak dla wszelkich innych. Machnicki siedział
nieruchomy, i byłby może takim pozostał, gdyby młodzik, za daleko swój żart posuwając, nie był go trącił
w ramię i nie przemówił z drwiącym grymasem:
— Królu, azaliż grzeczność nieznana w twoim
państwie?
Dziwna zmiana chwilowa jak błyskawica mignęła
przez oblicze Machnickiego i zostawiła po sobie tylko
chmurną powagę; nalał spokojnie swój kielich wodą,
i przemówił, nie wstając z siedzenia:
— Przyjmuję zdrowie pana Hrabiego w ten sam
sposób, w jaki było wzniesione, i mam sobie za powinność odpłacić toast toastem, przemowę przemową…
Trzeba nam wiedzieć, moi panowie, że są dwa rodzaje
wariatów: jedni, których bardzo mało, wiedzą o swoim
stanie, umieją go znosić i są tymi, co właściwie zowią
się wariatami; drudzy, z rozumem niedołężniejszym od
wariacji, sądzą, że mają najzdrowszy, ani na chwilę
o tym nie wątpią; takich jest bardzo a bardzo wiele,
a nazwisko ich znajdzie pan Hrabia w Słowniku swojej
grzeczności. Pierwszym i wino nie zaszkodzi, toteż
ich zdrowie można pić winem; drugim pomaga niekiedy zimna woda, dlatego wodą piję twój toast, panie
Hrabio! Oby podobni tobie rozmnożyli się bez liku u naszych nieprzyjaciół!