- Honoré de Balzac (1)
- Władysław Bełza (1)
- Giovanni Boccaccio (1)
- Tadeusz Boy-Żeleński (3)
- Stanisław Brzozowski (12)
- Kazimiera Bujwidowa (3)
- Karel Čapek (1)
- Joseph Conrad (2)
- Anton Czechow (1)
- Maria Dąbrowska (1)
- Denis Diderot (1)
- Tadeusz Dołęga-Mostowicz (1)
- Antonina Domańska (1)
- Zygmunt Gloger (1)
- Johann Wolfgang von Goethe (4)
- Wiktor Teofil Gomulicki (1)
- Seweryn Goszczyński (1)
- Karol Irzykowski (4)
- Alter Kacyzne (1)
- Jan Kasprowicz (9)
- Jan Kochanowski (2)
- Maria Konopnicka (5)
- Karl Arnold Kortum (1)
- Michał Dymitr Krajewski (1)
- Ignacy Krasicki (8)
- Zygmunt Krasiński (3)
- Józef Ignacy Kraszewski (1)
- Selma Lagerlöf (1)
- Bolesław Leśmian (3)
- Antoni Malczewski (2)
- Adam Mickiewicz (15)
- Michel de Montaigne (2)
- Alfred de Musset (1)
- Andrzej Niemojewski (2)
- Friedrich Nietzsche (1)
- Autor nieznany (1)
- Cyprian Kamil Norwid (1)
- Eliza Orzeszkowa (26)
- Jan Chryzostom Pasek (1)
- Wacław Potocki (4)
- Bolesław Prus (38)
- Kazimierz Przerwa-Tetmajer (1)
- Aleksander Puszkin (2)
- Edward Redliński (1)
- Mikołaj Rej (1)
- Władysław Stanisław Reymont (50)
- Henryk Rzewuski (1)
- Miguel de Cervantes Saavedra (7)
- William Shakespeare (Szekspir) (1)
- Henryk Sienkiewicz (26)
- Juliusz Słowacki (28)
- Stanisław Staszic (15)
- Stendhal (1)
- Zdzisław Stroiński (1)
- Władysław Syrokomla (15)
- Émile Verhaeren (1)
- Stanisław Ignacy Witkiewicz (Witkacy) (5)
- Kazimierz Wyka (6)
- Stanisław Wyspiański (39)
- Stefan Żeromski (47)
- Narcyza Żmichowska (1)
- Zofia Żurakowska (2)
- Other:
- Adolf Abrahamowicz
- Ajschylos
- Dante Alighieri
- Edmondo de Amicis
- Władysław Anczyc
- Hans Christian Andersen
- Jerzy Andrzejewski
- Sz. An-ski
- Karol Bołoz Antoniewicz
- Guillaume Apollinaire
- Ludovico Ariosto
- Arystofanes
- Arystoteles
- Szymon Askenazy
- Adam Asnyk
- Ferdinand Avenarius
- Izaak Babel
- Krzysztof Kamil Baczyński
- Michał Bałucki
- Théodore de Banville
- Antanas Baranauskas
- Pedro Calderon de la Barca
- Justyna Bargielska
- Henry Bataille
- Charles Baudelaire
- Pierre Beaumarchais
- Wacław Berent
- Jean-Marc Bernard
- Aloysius Bertrand
- Miłosz Biedrzycki
- Dominik Bielicki
- August Bielowski
- Jonas Biliūnas
- Rudolf G. Binding
- Józef Birkenmajer
- Björnstjerne Björnson
- Józef Bliziński
- Teresa Bogusławska
- Wacław Bojarski
- Mieczysław Braun
- Anatole Le Braz
- Feliks Brodowski
- Aleksander Brückner
- Stefania Buda
- Justyna Budzińska-Tylicka
- Georg Büchner
- Władysław Bukowiński
- Michaił Bułhakow
- Frances Hodgson Burnett
- George Gordon Byron
- Louis le Cardonnel
- Sébastien-Roch Nicolas de Chamfort
- François-René de Chateaubriand
- Anna Chuda
- Sylwia Chutnik
- Anna Cieśla
- Pierre Corneille
- Jan Niecisław Baudouin de Courtenay
- Charles Cros
- James Oliver Curwood
- Maria Cyranowicz
- Józef Czechowicz
- Wiktor Czermak
- Ignacy Dąbrowski
- Theodor Däubler
- Gustaw Daniłowski
- Karol Darwin
- Zofia Daszyńska-Golińska
- Zofia Emilia Daszyńska-Golińska
- Max Dauthendey
- Zdzisław Dębicki
- Daniel Defoe
- Julien Offray de La Mettrie
- Casimir Delavigne
- Demostenes
- Deotyma
- Tristan Derème
- Antoine de Saint-Exupéry
- Marceline Desbordes-Valmore
- René Descartes (Kartezjusz)
- Benedykt de Spinoza
- Léon Deubel
- Charles Dickens
- Liudvika Didžiulienė-Žmona
- Michalina Domańska
- Arthur Conan Doyle
- Elżbieta Drużbacka
- Aleksander Dumas (ojciec)
- Aleksander Dumas (syn)
- Gustaw Ehrenberg
- Max Elskamp
- Eurypides
- Fagus
- Felicjan Faleński
- Maria De La Fayette
- Alojzy Feliński
- Julia Fiedorczuk
- Gustaw Flaubert
- Darek Foks
- Anatole France
- Aleksander Fredro
- Wacław Gąsiorowski
- Tadeusz Gajcy
- Louis Gallet
- Joachim Gasquet
- Konstanty Gaszyński
- Stefan George
- Zuzanna Ginczanka
- Karl Gjellerup
- Konrad Gliściński
- Oliver Goldsmith
- Maksim Gorki
- Guido Gozzano
- Stefan Grabiński
- Jan Grabowski
- Władysław Grabski
- Kenneth Grahame
- Jacob i Wilhelm Grimm
- Maria Grossek-Korycka
- Artur Gruszecki
- Mariusz Grzebalski
- Wioletta Grzegorzewska
- Charles Guérin
- Motiejus Gustaitis
- Ludovic Halévy
- Czesław Halicz (właśc. Czesława Endelmanowa-Rosenblattowa)
- Julius Hart
- Jaroslav Hašek
- Gerhart Hauptmann
- Fryderyk Hebbel
- Heinrich Heine
- Paul Heyse
- Fryderyk Hölderlin
- E. T. A. Hoffmann
- Klementyna z Tańskich Hoffmanowa
- Hugo von Hofmannsthal
- Tadeusz Hollender
- Homer
- Alexander von Humboldt
- Henryk Ibsen
- Stanisław Jachowicz
- Max Jacob
- Francis Jammes
- Pjotr Janicki
- Jerzy Jarniewicz
- Alfred Jarry
- Bruno Jasieński
- Roman Jaworski
- Cezary Jellenta
- Julia Duszyńska
- Klemens Junosza
- Adam Kaczanowski
- Zygmunt Kaczkowski
- Gustave Kahn
- Eleonora Kalkowska
- Immanuel Kant
- Franciszek Karpiński
- Światopełk Karpiński
- Bożena Keff
- Ellen Key
- Dōgen Kigen
- Andrzej Kijowski
- Rudyard Kipling
- Heinrich von Kleist
- Barbara Klicka
- Wespazjan Hieronim Kochowski
- Szczepan Kopyt
- Stanisław Korab-Brzozowski
- Wincenty Korab-Brzozowski
- Janusz Korczak
- Julian Kornhauser
- Wincenty Korotyński
- Julian Korsak
- Franciszek Kowalski
- Paweł Kozioł
- Krystyna Krahelska
- Anna Libera (Anna Krakowianka)
- Antanas Kriščiukaitis-Aišbė
- Juliusz Krzyżewski
- Ksenofont
- Zofia Kucharczyk
- Paulina Kuczalska-Reinschmit
- Vincas Kudirka
- Władysław Łoziński
- Pierre Choderlos de Laclos
- Antoni Lange
- Jan Lemański
- Teofil Lenartowicz
- Charles Van Lerberghe
- Julie de Lespinasse
- Gotthold Ephraim Lessing
- Edward Leszczyński
- Stefan Leszno
- Karol Libelt
- Jerzy Liebert
- Detlev von Liliencron
- Otto zur Linde
- Elżbieta Lipińska
- Leo Lipski
- Oskar Loerke
- Pierre Louÿs
- Niccolo Machiavelli
- Maironis
- Bronisław Malinowski
- Karol Maliszewski
- Stéphane Mallarmé
- Subcomandante Marcos
- Marek Aureliusz
- Pierre de Marivaux
- Karol Marks
- Michał Matys
- Guy de Maupassant
- Prosper Mérimée
- Wojciech B. Mencel
- Stuart Merrill
- Gustav Meyrink
- Bolesław Miciński
- Tadeusz Miciński
- Zygmunt Miłkowski
- Krystyna Miłobędzka
- Franciszek Mirandola
- Andrzej Frycz Modrzewski
- Joseph Mohr
- Mendele Mojcher-Sforim
- Molière (Molier)
- Charles de Montesquieu (Monteskiusz)
- Lucy Maud Montgomery
- Zuzanna Morawska
- Kazimierz Morawski
- Jean Moréas
- Jan Andrzej Morsztyn
- Izabela Moszczeńska-Rzepecka
- Adam M-ski
- Joanna Mueller
- Daniel Naborowski
- Tadeusz Nalepiński
- Edith Nesbit
- Julian Ursyn Niemcewicz
- Novalis
- Klara Nowakowska
- Patrycja Nowak
- Franciszek Nowicki
- Artur Oppman
- Łukasz Orbitowski
- Władysław Orkan
- Ferdynand Ossendowski
- Bronisława Ostrowska
- Rodrigues Ottolengui
- Owidiusz
- Helena Janina Pajzderska
- Mykolas Palionis
- Joanna Papuzińska
- Blaise Pascal
- Edward Pasewicz
- Friedrich Paulsen
- Maria Pawlikowska-Jasnorzewska
- Icchok Lejb Perec
- Jehoszua Perle
- Włodzimierz Perzyński
- Bolesław Piach
- Vincas Pietaris
- Pietro Aretino
- August von Platen
- Platon
- Plaut
- Marta Podgórnik
- Jacek Podsiadło
- Edgar Allan Poe
- Wincenty Pol
- Ludwik Ksawery Pomian-Łubiński
- Praca zbiorowa
- Marcel Proust
- Zygmunt Przybylski
- Stanisław Przybyszewski
- François Rabelais
- Jean Baptiste Racine
- Justyna Radczyńska-Misiurewicz
- Šatrijos Ragana
- Radek Rak
- Henri de Régnier
- Adolphe Retté
- Jean Richepin
- Rainer Maria Rilke
- Georges Rodenbach
- Maria Rodziewiczówna
- Zofia Rogoszówna
- Bianka Rolando
- Wacław Rolicz-Lieder
- Edmond Rostand
- Józef Roth
- Jean-Jacques Rousseau
- Józef Ruffer
- Lucjan Rydel
- Jacek Świdziński
- Wacław Święcicki
- Aleksander Świętochowski
- Safona
- Saint-Pol-Roux
- Emilio Salgari
- Albert Samain
- Fryderyk Schiller
- Maurycy Schlanger
- Christof Schmid
- Artur Schnitzler
- Artur Schopenhauer
- Bruno Schulz
- Marcin Sendecki
- Marceli Skałkowski
- Maria Skłodowska-Curie
- Edward Słoński
- Sofokles
- Paweł Sołtys
- Piotr Sommer
- Andrzej Sosnowski
- Carl Spitteler
- Johanna Spyri
- Barbara Sroczyńska
- Jan Sten
- Robert Louis Stevenson
- Andrzej Strug
- Maciej Stryjkowski
- Rajnold Suchodolski
- Jonathan Swift
- Mikołaj Sęp Szarzyński
- Józef Szczepański
- Ziemowit Szczerek
- Taras Szewczenko
- Władysław Szlengel
- Szolem-Alejchem
- Maciej Szukiewicz
- Rabindranath Tagore
- Władysław Tarnowski
- Torquato Tasso
- William Makepeace Thackeray
- Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki
- Andrzej Trzebiński
- Magdalena Tulli
- Mark Twain
- Kazimierz Twardowski
- Zofia Urbanowska
- Jan Vaihinger
- Motiejus Valančius
- Jules Gabriel Verne
- Francis Vielé-Griffin
- François Villon
- Voltaire (Wolter)
- Cecylia Walewska
- Edmund Wasilewski
- Otto Weininger
- Jerzy Kamil Weintraub-Krzyżanowski
- Herbert George Wells
- Wergiliusz
- Adam Wiedemann
- Oscar Wilde
- Bruno Winawer
- Radosław Wiśniewski
- Stanisław Witkiewicz
- Stefan Witwicki
- Władysław Witwicki
- Bogdan Wojdowski
- Agnieszka Wolny-Hamkało
- Maryla Wolska
- Wacław Wolski
- Spiridion Wukadinović
- Józef Wybicki
- Zofia Wydro
- William Butler Yeats
- Žemaitė
- Jerzy Żuławski
- Adam Zagajewski
- Gabriela Zapolska
- Kazimiera Zawistowska
- Henryk Zbierzchowski
- Marian Zdziechowski
- Zgromadzenie Ogólne Ligi Narodów
- Zgromadzenie Ogólne ONZ
- Emil Zola
- Starożytność (1)
- Renesans (7)
- Barok (12)
- Oświecenie (25)
- Romantyzm (76)
- Pozytywizm (143)
- Modernizm (167)
- Dwudziestolecie międzywojenne (28)
- Współczesność (9)
- Other:
- Średniowiecze
- nie dotyczy
- Aforyzm (1)
- Artykuł (3)
- Bajka (7)
- Ballada (1)
- Baśń (9)
- Dialog (2)
- Dramat poetycki (32)
- Dramat romantyczny (4)
- Dramat szekspirowski (1)
- Dramat współczesny (5)
- Epopeja (11)
- Esej (11)
- Felieton (2)
- Fraszka (2)
- Gawęda (5)
- Gawęda szlachecka (1)
- Hymn (2)
- Komedia (1)
- Legenda (1)
- List (3)
- Nowela (12)
- Odezwa (1)
- Opowiadanie (8)
- Pamiętnik (1)
- Poemat (7)
- Poemat dygresyjny (3)
- Poemat heroikomiczny (1)
- Powieść (209)
- Powieść epistolarna (4)
- Powieść poetycka (2)
- Przypowieść (7)
- Reportaż podróżniczy (3)
- Rozprawa polityczna (15)
- Satyra (1)
- Sonet (1)
- Tragedia (28)
- Wiersz (25)
- Other:
- Akt prawny
- Anakreontyk
- Artykuł naukowy
- Bajka ludowa
- Dedykacja
- Dramat
- Dramat antyczny
- Dramat historyczny
- Dramat niesceniczny
- Dramat wierszowany
- Dziennik
- Epigramat
- Epos
- Epos rycerski
- Epos satyryczny
- Erotyk
- Farsa
- Humoreska
- Idylla
- Kronika
- Lament
- Manifest
- Melodramat
- Motto
- Oda
- Odczyt
- Pieśń
- Poemat alegoryczny
- Poemat prozą
- Pogadanka
- Poradnik
- Powiastka filozoficzna
- Praca naukowa
- Proza poetycka
- Psalm
- Publicystyka
- Rozprawa
- Sielanka
- Tragifarsa
- Traktat
- Tren
- Wiersz sylabotoniczny
- Chłop X
- Alkohol (1)
- Ambicja (3)
- Anioł (1)
- Antysemityzm (1)
- Artysta (2)
- Bieda (15)
- Bijatyka (2)
- Bóg (5)
- Bogactwo (9)
- Brat (1)
- Broń (1)
- Bunt (6)
- Buntownik (3)
- Car (2)
- Chciwość (4)
- Chleb (2)
- Choroba (7)
- Chrystus (1)
- Ciało (2)
- Cierpienie (1)
- Cnota (2)
- Córka (2)
- Czary (1)
- Czas (1)
- Czyn (5)
- Dama (1)
- Dar (1)
- Diabeł (1)
- Dom (4)
- Drzewo (1)
- Duma (2)
- Dwór (5)
- Dworek (2)
- Dzieciństwo (1)
- Dziecko (11)
- Dziedzictwo (2)
- Emigrant (2)
- Erotyzm (1)
- Filozof (2)
- Flirt (1)
- Głód (2)
- Gość (2)
- Gospodarz (7)
- Gotycyzm (1)
- Gra (2)
- Grób (2)
- Grzech (3)
- Handel (1)
- Historia (6)
- Honor (4)
- Idealista (3)
- Imię (1)
- Interes (6)
- Jabłko (1)
- Jedzenie (3)
- Kaleka (1)
- Kara (6)
- Karczma (1)
- Kłamstwo (3)
- Kłótnia (2)
- Klejnot (1)
- Kobieta (24)
- Kondycja ludzka (5)
- Konflikt (12)
- Korzyść (4)
- Kradzież (1)
- Krew (5)
- Król (7)
- Krzywda (7)
- Ksiądz (19)
- Książka (1)
- Kuszenie (1)
- Łzy (2)
- Las (1)
- Lekarz (2)
- Lenistwo (1)
- List (1)
- Literat (3)
- Los (2)
- Lud (12)
- Mądrość (4)
- Mąż (8)
- Małżeństwo (8)
- Marzenie (9)
- Maszyna (1)
- Matka (6)
- Matka Boska (3)
- Mężczyzna (11)
- Miasto (3)
- Mieszczanin (13)
- Miłość (2)
- Miłość niespełniona (2)
- Miłosierdzie (1)
- Mizoginia (1)
- Młodość (1)
- Moda (1)
- Modlitwa (2)
- Morderstwo (3)
- Morze (1)
- Mucha (1)
- Muzyka (2)
- Nacjonalizm (2)
- Nadzieja (4)
- Naród (5)
- Natura (2)
- Nauczyciel (3)
- Nauka (11)
- Niebezpieczeństwo (1)
- Niedziela (1)
- Niemiec (9)
- Niewola (6)
- Obcy (4)
- Obowiązek (1)
- Obraz świata (3)
- Obrzędy (1)
- Obyczaje (15)
- Obywatel (1)
- Odwaga (4)
- Ojciec (7)
- Ojczyzna (9)
- Okrucieństwo (6)
- Opieka (2)
- Pamięć (1)
- Pan (42)
- Państwo (1)
- Patriota (6)
- Piętno (1)
- Pielgrzym (1)
- Pieniądz (3)
- Pies (1)
- Pijaństwo (5)
- Pobożność (2)
- Podróż (3)
- Poeta (7)
- Poezja (2)
- Pokora (1)
- Polak (18)
- Polityka (2)
- Polowanie (2)
- Polska (16)
- Powstanie (2)
- Pożar (1)
- Pozory (1)
- Pozycja społeczna (59)
- Praca (19)
- Praca u podstaw (3)
- Prawo (3)
- Próba (1)
- Proroctwo (1)
- Prorok (1)
- Przebranie (2)
- Przekleństwo (1)
- Przemiana (7)
- Przemoc (10)
- Przyjaźń (2)
- Przysięga (1)
- Przywódca (4)
- Ptak (4)
- Pycha (2)
- Radość (1)
- Raj (1)
- Religia (3)
- Rewolucja (8)
- Robotnik (5)
- Rodzina (2)
- Rosjanin (3)
- Rozstanie (1)
- Rozum (2)
- Rycerz (8)
- Ślub (3)
- Śmiech (2)
- Śmierć (7)
- Śmierć bohaterska (1)
- Śpiew (1)
- Sąd (5)
- Sąsiad (1)
- Samolubstwo (1)
- Samotnik (1)
- Seks (3)
- Sen (1)
- Sielanka (1)
- Siła (3)
- Słowo (7)
- Sługa (8)
- Smutek (1)
- Społecznik (2)
- Sprawiedliwość (12)
- Starość (2)
- Strach (1)
- Strój (4)
- Syn (5)
- Syn marnotrawny (1)
- Szaleństwo (2)
- Szaleniec (1)
- Szczęście (2)
- Szkoła (2)
- Szlachcic (148)
- Sztuka (3)
- Tajemnica (3)
- Taniec (4)
- Tłum (3)
- Tożsamość (1)
- Trup (1)
- Ucieczka (1)
- Uczeń (1)
- Upadek (1)
- Upiór (2)
- Uroda (1)
- Urzędnik (3)
- Wąż (1)
- Walka (8)
- Walka klas (7)
- Wdowiec (1)
- Wesele (2)
- Wiedza (1)
- Wierzenia (3)
- Wieś (35)
- Wina (2)
- Wino (2)
- Wiosna (1)
- Wizja (2)
- Władza (14)
- Własność (20)
- Woda (2)
- Wojna (12)
- Wolność (4)
- Współpraca (1)
- Wspomnienia (4)
- Żałoba (1)
- Żebrak (1)
- Żołnierz (8)
- Żona (9)
- Żyd (11)
- Zabawa (3)
- Zazdrość (3)
- Zbawienie (1)
- Zbrodnia (4)
- Zemsta (3)
- Ziarno (1)
- Ziemia (8)
- Zło (1)
- Złodziej (1)
- Zwierzęta (2)
↓ Expand fragment ↓— Ano tak. Jak dyrektor przyjechał, zeszły się i czekały pode drzwiami całą wsią. Jak wyszedł...
↑ Hide fragment ↑— Ano tak. Jak dyrektor przyjechał, zeszły się i czekały pode drzwiami całą wsią. Jak wyszedł z sieni, obstąpiły go, skłoniły się i Zalesiaczka wyleciała pierwsza z gębą…
— Czegóż ona chciała?
— No, stul gębę, to ci rozpowiem po kolei, jak i co było. Powiedziała tak… Ażem ścierpła, jak zaczęła mleć tym pyskiem! Powiedziała tak: „Dopraszam się łaski, wielmożny naczelniku, nie chcemy tego nauczyciela, co tu siedzi u nas we wsi”. On jej na to: „Nie chcecie tego nauczyciela, a to dlaczego?” Ona wtedy: „Nie chcemy tego pana Wiechowskiego, bo źle uczy”. „Jak to źle uczy? co wam się nie podoba?” „Nam się — ona powiada — nic nie podoba, co ta on uczy”. „Tj, co ta długo gadać — wtrąciła się zaraz stara Dulębina — wielmożny naczelniku, nie chcemy tego nauczyciela, bo nam uczy dzieci jakichsi śpiewaniów po ruśku, na książce tylko to samo po ruśku; cóż to za nauka taka? Dzieciska bez trzy zimy wałęsają się do tej ta szkoły i nie umie się żadne modlić na książce, a jak które umie, to się nie we szkole nauczyło, tylko jedno od drugiego, choć i na błoni za bydłem. Nie wstyd to? Katolickiego śpiewania to ich nie ponaucza, tylko jakiesi ta… a nawet gębą nie można wymówić… I jak dzieci — gadała — zaczną we szkole śpiewać nabożnie, to ten nic, tylko się drze sam, a znowu mądrala Michcik za nim i nie dadzą dzieciskom Pana Boga pochwalić. Do czegóż toto podobne? A tu płać, dawaj na niego osypkę!”. Dyrektor się spytał: „Często też nauczyciel tak po rusku śpiewa z dziećmi?”. „Co dzień śpiewa! — wrzasnęły wszystkie razem. — To się przecie łatwo przekonać. Choćby i jego samego się spytać, przecie się nie może w żywe oczy zaprzeć! Nieraz to nawet ani jednemu na książce nie pokaże, tylko od samego rana wyśpiewują…” — trajkotała Piątkowa. „Tak wy niedowolne panem Wiechowskim — spytał się ich dyrektor — dlatego, że on uczy po rusku?” „A i mamy być dowolne! Dopraszamy się, wielmożny naczelniku, żeby go zabrać, a innego dać, co by po polsku uczył, a nie, to… nam ta szkoła niepotrzebna. Dzieciska się ta same nauczą, jak które chętliwe, i przypowiastki se przeróżne wyczytują z książek, a ten ogłupia do reszty, i pokój. Albo mu zakazać tych śpiewów…” „Dobrze, dobrze” — rzekł dyrektor i poszedł tu do ciebie.
— Chi-cha! — zaśmiał się pan Wiechowski. — Tak to mię oskarżyły! A niechże im też Pan Jezus da zdrowie!… Samem nawet zapomniał dyrektorowi powiedzieć o tym śpiewaniu. Chy… — wrzasnął nagle, wywijając po stancji jakieś kozackie hołubce. Zziajany stanął przed żoną i rzekł:
— Marcysiu, wykpiłem się! Podwyższy mi pensję! Jeszcze lepiej stoję niż ten Pałyszewski. Wiesz ty co, żoneczko czarnobrewko, palnijmy sobie to piwko, co go dyrektor pić nie chciał. Okropnie my smakuje…
Pani Wiechowska zgodziła się bez trudu i nauczyciel zaczął żłopać szklankę po szklance. Sama pomagała mu w tym dosyć skutecznie. Nawet Józia, Marcinek i służąca dostali każde po ćwierć szklanki. Skończywszy z piwem, pan Wiechowski zaczął napierać się o gorzałeczkę. Wkrótce potem Marcinek słysząc w pokoju wrzask okropny uchylił drzwi i zobaczył z przerażeniem, że nauczyciel, odziany tylko w bieliznę, siedzi na stole, trzyma w jednej ręce flaszkę z jarzębinówką, w drugiej duży kieliszek, i wymyśla komuś zapamiętale.
— Chamy, łajdaki! — wrzeszczał pedagog wytrzeszczając oczy — musicie śpiewać, jak wam każę, i gadać, jak wam każę! Wszystkie bechy będą szczekać po russki! Ponimajesz, chołop, mużyczjo? Sam dyrektor własnym słowem wyraził się, że mi pensję podwyższy, ponimajesz, chamskoje otrodje? Bunt chciałyście zrobić? Chi-cha!… Na, w zuby! — wołał, mierząc w niewidzialnych przeciwników.
↓ Expand fragment ↓Lejba Koniecpolski nie korzystał z łask Scubioły, gdyż od niego mało co wziąć było można...
↑ Hide fragment ↑Lejba Koniecpolski nie korzystał z łask Scubioły, gdyż od niego mało co wziąć było można. Toteż skulony, chudy i biedny Lejba uprawiał grunt odziedziczony sam, literalnie: sam. Do orki pożyczał krowy od sąsiada Piątka, a do brony zaprzęgał sam siebie albo swą żonę. Źle oni jednak i orali, i bronowali swe dziedzictwo. Owies był nędzny, kilka zagonków żyta nigdy nie zwracało wsianego ziarna, tylko litościwy ziemniak żywił familię. A familia Koniecpolskich była bardzo liczna. W skrzywionej chacie, obok której nie było ani stodoły, ani chlewa, ani płotu, ani kołka, ani nawet wyższego badyla ostu, mieściła się jedna, jedyna izba pełna dzieci. Gdyby do tej izby przybyło jeszcze jedno dziecko albo jedna koza — już by zapewne czarna chałupa rozpękła się na dwoje.
Lejba był rzemieślnikiem. Wyrabiał trepy o drewnianej podeszwie z przyszwą ze starego rzemienia, okrywającą palce i część stopy. W zimie mały Lejba biegał po wsiach od chaty do chaty i skupywał stare chłopskie buciska. Czasami tu i owdzie dostał jaki stary but za darmo, kiedy niekiedy bowiem zlituje się dobry człowiek nad drugim człowiekiem, nawet nad Lejbą Koniecpolskim… Gdy zgromadził dosyć materiału, szedł do lasu rządowego i ścinał w nocy dużą osikę. Następnie zaprzęgał się z żoną do małego wózka i drzewo porąbane na kawałki przyciągał kryjomo nocami do chałupy. Z tego materiału strugał podeszwy. Na wiosnę zaczynali ludzie dowiadywać się u Lejby o trepy. I szedł handel, wpływało nieco grosza na życie przez kwiecień i maj. Jednakże gdy nadchodził czerwiec i tamtejszy, gawronkowski przednówek — z Lejbą bywało bardzo kiepsko. Współwyznawcy odczepiali się od niego byle jakim datkiem: dziesiątką, dwudziestoma groszami… Wtedy szedł do miasteczka i już to kupował, już brał, gdy się dało, na kredyt chleb tak zwany żydowski, przynosił do Gawronek kilkanaście bochenków i rozprzedawał sąsiadom zarabiając dwa grosze na funcie. Tym sposobem zyskiwał dla siebie i swej licznej familii dwa, czasami trzy bochenki. Nie ta wszakże pora roku była w życiu Lejby najgorszą. Straszny czas nastawał wówczas dopiero, gdy prawie wszyscy mieszkańcy wioski, kto tylko posiadał jakie takie siły, szli na bandos, „w pszenne kraje”. Chałupy zamykano na klucz i zostawiano na boskiej opatrzności w nadziei, że nic im się złego nie stanie, a cały tłum wędrował na zarobki. Lejba nie mógł chodzić na bandos, gdyż nie umiał ani dobrze żąć, ani nie posiadał dobre sziłe. Zostawał tedy w pustej wsi i wraz z żoną i dziećmi — przymierał głodem. Gdy ludzie wesoło ruszali na roboty, Lejba omdlewał z boleści.
↓ Expand fragment ↓Teraz Jędrek, zaabsorbowany całkowicie, odkładał kartę za kartą aż do zmroku. Wtedy dopiero Paluszkiewicz wypuścił...
↑ Hide fragment ↑Teraz Jędrek, zaabsorbowany całkowicie, odkładał kartę za kartą aż do zmroku. Wtedy dopiero Paluszkiewicz wypuścił go z mieszkania obdarzywszy bardzo smacznym ciastkiem. Prosięta istotnie wlazły w kartofle. Za powrotem do domu mały badacz fauny obcokrajowej wskutek nieścisłego strzeżenia okazów swojskiej dostał od matki siarczyście po karku. Ani ta kara, ani daleko sroższe, a spadające z fornalskiej ręki ojca, nie wpłynęły jednak na poprawę obyczajów młodzieńca. Zbiesił się całkiem. Skoro tylko nadarzyła się chwila, rwał cichaczem do byłego studenta na ciastka, na wykradanie mu sprzed nosa tytoniu i na oglądanie malowideł. To ostatnie rozwinęło się w nim niebawem w nałóg iście chłopski, dający się wyrwać z ciała chyba pospołu z duszą.
Kawka sam nie wiedział, kiedy urwisa nauczył doskonale czytać, tak się to stało prędko. Już w jesieni tegoż roku Jędrek zabazgrywał koślawymi figlasami grube kajety, w długie wieczory zimowe ciągnął już ruskie, a latem następnego roku Paluszkiewicz jął przemyśliwać o umieszczeniu wychowańca w Progimnazjum Pyrzogłowskim. Kilkuletni pobyt na kondzie w rozmaitych Pajęczynach dał mu sposobność, przy prowadzeniu życia mało co wykwintniejszego od wzorów zostawionych przez mistrza Diogenesa, zgromadzenia kilkuset rubli. Sam zapadał coraz głębiej i coraz szybciej na suchotki. Porzucił tedy kondycję, odwiózł ulubieńca do Pyrzogłów, siłą prawie wydarłszy go rodzicom, którzy płakali za tym dzieckiem jak po zmarłym, oddał do klasy pierwszej, z góry wypłacił za niego koszta utrzymania na niezbyt drogiej stancji, a sam został w tymże miasteczku i żył „z kapitału”. Chłopak najadł się cierpień i wstydu niemało, zanim jako tako przystał do poziomu pyrzogłowskiej kultury. Dzięki korepetycjom opiekuna uczył się wybornie i z pochwałą przeszedł do klasy drugiej.
A opiekun tymczasem skapiał zupełnie. W maleńkiej izdebce, której okno wychodziło na cuchnące żydowskie podwórze, defilował z kąta w kąt, ucząc się ciągle i ciągle różnych rzeczy, niezbędnych mu do szerokiego studiowania psychologii. Podczas drugiego roku więcej zresztą leżał na sienniku, niż łaził. Wtedy także zaczął przepisywać na czysto dzieło swego życia, rozłożone w ruchomych kartkach, które zajmowały większą część pokoju. Pewnej nocy jesiennej, nocy wichru i słoty, spoczął na zawsze przy tej robocie.
W Pyrzogłowach i w ogóle na sąsiadującym z nimi świecie wiedziano jedynie, że był to i umarł taki, co wcale nie chodził do kościoła. Z pogrzebem były pewne korowody, gdyż księża tamtejsi nie chcieli zmarłego chować na cmentarzu katolickim. Dopiero w ostatniej chwili zdecydowano się pokropić trumnę wodą święconą i odwieźć na mogiłki. Resztę swego funduszu Paluszkiewicz wręczył był na kilka miesięcy przed śmiercią utrzymującej stancję, gdzie mieszkał Jędrzej Radek. Pani owa po zgonie filozofa, o ile mogła, zmniejszyła rozmiary spadku, ale bądź co bądź Jędrek wytrzymał u niej aż do końca roku i przeszedł do klasy trzeciej. Wtedy dał sobie rady. W Progimnazjum Pyrzogłowskim lepsi uczniowie klasy trzeciej i czwartej mieli prawo udzielania korepetycji wstępniakom i pierwszakom. Zarabiali nieźle. Radek należał do „kowalów” gimnazjalnych i miał opinię dobrego ucznia. Z trudem, o głodzie niemal i w srogiej poniewierce przetrwał korepetycjami klasę trzecią, czwartą — i zdał na patent. Był obyczaj w Pyrzogłowach, że większość uczniów biednych z patentami kończących waliła wprost ze szkoły: primo — do seminarium na księży; secundo — na oficerów do szkoły junkierskiej; tertio — do apteki. Radkowi prorokowali wszyscy stan księży: chłopski syn, „kowal”, mumia egipska… Tymczasem on co innego miał w głowie. Jemu „pan” ukazał horyzont tak daleki w naukach i na świecie, że Radek na księdza nie miał żadnej ochoty. Nie pojmował, co to jest uniwersytet, nie zdawał sobie sprawy z ogromu nauk, ale wiedział, że ten uniwersytet istnieje. Zresztą w duszy jego trwały jak wiecznie żywe stygmaty słowa Paluszkiewicza takie nawet, których nie mógł zrozumieć w całej rozciągłości; jak nieodwołalne prawa żyły rady, wskazówki i napomnienia. Wdzięczność dla opiekuna stała się jak gdyby jednym więcej zmysłem, za którego pomocą badał i przebywał świat. To co inni otrzymali jako spadek po całym szeregu przodków ucywilizowanych, jako wychowanie domowe, on miał od „pana”. Tym żył i tym się krzepił w swej nędzy.
↓ Expand fragment ↓Przez cały czas pobytu w szkole ani razu nie odwiedził rodziców, gdyż wakacje spędzał już...
↑ Hide fragment ↑Przez cały czas pobytu w szkole ani razu nie odwiedził rodziców, gdyż wakacje spędzał już z opiekunem, już na kondycji letniej, co mu przynosiło piętnaście rubli srebrem zarobku. Znalazłszy się na łonie rodziny, po raz drugi musiał zobaczyć niejako samego siebie, rozważyć swe życie i zaszłe w nim odmiany. Każde miejsce mówiło mu o tym, co było, wszyscy ludzie, kogo tylko spotkał, nie interesowali się wcale zmianami, jakie w nim zaszły, lecz stwierdzali ciągle jeden fakt, że uczeń, który wobec nich stoi, jest to przecie ten sam Jędrek Radków, pastuch prosiąt z okólnika. Nikogo nie wzruszały jego prace, trudy i męki, które go z oberwańca wiejskiego przekształciły na ucznia, lecz jedynie ta okoliczność, że to oni, ci znajomi, tegoż ucznia pamiętają jako świniarza. Było to tak powszechne, że Jędrek sam nie mógł odnaleźć siebie współczesnego. Cztery lata, wszystko, co stanowiło jego byt rzeczywisty — gdzieś jakby znikło. Stały natomiast znane miejsca z ich dławiącą tożsamością: podwórze, baszta na końcu dworu, gdzie urządzał muzykę, i cały zakres niewzruszenie takich samych pojęć i praw pajęczyńskich.
↓ Expand fragment ↓Z nagła wędrowiec usłyszał poza sobą głuchy turkot i zobaczył duży tuman kurzu posuwający się...
↑ Hide fragment ↑Z nagła wędrowiec usłyszał poza sobą głuchy turkot i zobaczył duży tuman kurzu posuwający się z szybkością. Wkrótce zrównała się z nim para pysznych koni bułanych, zaprzężonych do bryczki, na której siedział furman w liberii i szlachcic w kapeluszu słomkowym, otulony żaglowym kitlem. Szlachcic był młody, wąsaty i, naturalnie, ogorzały. Wejrzenie miał gwałtowne, bystre, ciężkie i tak prawdziwie pańskie, że Radek natychmiast uczuł w sobie chamską duszę i zdjął czapkę. Pojazd minął go, sypiąc naokół chmurą kurzu. Gdy z zamrużonymi oczyma stał zwrócony ku polom i czekał, aż piasek opadnie, usłyszał nagle chrapliwy i rozkazujący głos:
— Hej, kawalerze, hej!
Radek roztwarł oczy i dostrzegł, że bryczka stoi w odległości kilkudziesięciu kroków, a szlachcic wzywa go ku sobie takim gestem, jakby mu obiecywał pięćdziesiąt batów.
— Kawalerze! — wołał coraz głośniej.
Radek podbiegł do bryczki i z odkrytą głową stanął przy jej stopniu.
— A skąd to kawaler? — zapytał szlachcic pewnym głosem sędziego śledczego.
— Spod Pyrzogłów.
— Skąd?
— Z Pajęczyna Dolnego.
— A kawaler coś za jeden, czyj syn?
— Tam jednego…
— Co za jednego… tam?
— Włościanina.
— Proszę… włościanina. A dokądże to tak walisz samopas, kochanku?
— Do Klerykowa.
— Fiu — fiu. A po cóż to?
— Do szkół, proszę wielmożnego pana.
— Cóż, u licha! Ojciec na szkoły dla ciebie ma, a na furmankę nie ma? Konie trzymają ojciec?
— Nie.
— Więc skądże, do diabła, bierze na szkoły, jeśli nawet koni…
— Mój ojciec służy we dworze… — powiedział Radek z rumieńcem na twarzy.
— Za karbowego, czy jak?
Młodzieniec wahał się przez chwilę, pragnąc z całej siły skłamać i potwierdzić, ale przemógł się wreszcie i wyznał:
— Nie, za rataja.
— Patrzcież państwo! Już teraz rataje kształcą swe potomstwo w Klerykowie. A do którejże to klasy walisz w tylim tornistrze, mój filozofie?
— Do piątej, proszę wielmożnego pana.
— Do piątej? No, proszę… Jakże to sobie radę dajesz w tym Klerykowie, skoro tak rzeczy stoją?
— W Pyrzogłowach dawałem korepetycje.
— W Pyrzogłowach? Ja się pytam o Kleryków.
— Nie znam Klerykowa, wielmożny panie.
— To ty dopiero pierwszy raz?
— Pierwszy.
— I myślisz tam również tymi korepetycjami handlować?
— Nie wiem, proszę wielmożnego pana. Tak idę…
— „Tak” idziesz? No, to siadaj na koźle, podwiozę cię do miasta.
↓ Expand fragment ↓— Ajści. Jak mię tatuś oddali do szkoły na stancyją, tom ci dopiéro zobocéł, jak se...
↑ Hide fragment ↑— Ajści. Jak mię tatuś oddali do szkoły na stancyją, tom ci dopiéro zobocéł, jak se to ślachta jedzą. Bierze takie świecące widełki, źgnie ono miso, dopieros je do gęby niesie nikiej chłop snopek w zápole…
Emocja, jakiej doświadczał Radek, słuchając tych dialogów, była z pewnością palącym wstydem, ale obok niego czaiła się zemsta ukryta w masce obojętności i wzgardy tak głęboko jak iskra w krzemieniu. Nauczyciele bezwiednie zaostrzali stosunek nowicjusza do kolegów, wyrywając go często na środek dla zbadania i oceny zasobów jego umysłu. Przybyszowi z Pyrzogłów zdawało się, że go przedrwiwają wszyscy. W progimnazjum najważniejsze wykłady snuły niedołęgi wszelkiego rodzaju, dziwaki i mastodonty okręgu naukowego, toteż Radek w łacinie, greczyźnie, matematyce itd. recytował istne curiosa jako perły wiedzy podane mu przez mędrców pyrzogłowskich. Wszystkie te okoliczności sprawiły, że Jędrek, chociaż uczeń bardzo dobry i pilny, był, jeżeli nie pośmiewiskiem, to tarczą szyderstw swego otoczenia.
Pewnej lekcji, blisko we dwa miesiące po rozpoczęciu kursu szkolnego, wezwał go do tablicy pan Nogacki i zlecił wyprowadzić formułę geometryczną zadaną na ów dzień do nauki. Radek stanął przy katedrze, chwycił kredę i począł rysować figurę uciętego graniastosłupa. Silne wzruszenie przyćmiło na pewną chwilę czasu jego pamięć i bystrość umysłu. W rysunku popełnił błąd przeprowadziwszy jedną z linii bryły zanadto na prawo. Nogacki orientował go kilkakroć, mówiąc swym zimnym głosem:
— Radek, linię FG trzeba prowadzić na lewo…
Uczeń starł daną linię, ale nową przeprowadził jeszcze gorzej.
— Linię FG — na lewo… — znowu wydeklamował nauczyciel.
Koledzy śmiali się już z cicha, a Jędrek tracił coraz bardziej pewność siebie. Znowu starł nieszczęsną linię i wyrysował całkiem niedorzeczną, gdzieś poza figurą.
— Ależ, Radek, linię FG trzeba poprowadzić na lewo…
Wzburzony i drżący uczeń starł ją i bezwładnie opuścił ręce. Czarne płatki latały mu przed oczyma, gruczoły wydzielające ślinę nie funkcjonowały prawidłowo, a usta schły, kurczyły się i drgały. Wtedy z przedostatniej ławy wysunął głowę Tymkiewicz i donośnie po polsku szepnął:
— Wojtek, ady k'sobie!
Radek właśnie w owej chwili zebrał się w kupę, machnął linię prawidłowo i zaczął wybornie dowodzić. Śmiech ogólny zabrzmiał w klasie. Nawet zimny Nogacki, karcąc Tymkiewicza za odezwanie się podczas lekcji „w innym języku”, miał na wargach uśmieszek wesoły. Radek prędko skończył teoremę, rozwiązał zadanie geometryczne i obdarzony stopniem bardzo dobrym wrócił na miejsce.
Po skończonej lekcji wstał zaraz z ławy, nim jeszcze profesor wyszedł z klasy, szybko z zagryzioną wargą przybiegł do Tymkiewicza i od lewicy ściśniętą pięścią uderzył go w zęby raz, drugi… Napadnięty porwał się do bójki, ale Radek chwycił go za szyję mocną swoją garścią, trzasnął nim kilkakroć, przywlókł do muru i zaczął bić po chamsku, raz koło razu, w zęby, w gardło, w nos, w szczękę. Nim zdołano rozerwać walczących, już z nosa i ust Tymkiewicza krew się puściła strumieniem. Całej awanturze nauczyciel przyglądał się z katedry. Gdy skrwawionego i bladego jak trup Tymkiewicza złożono na ławce, Nogacki wyszedł zamykając drzwi i rozkazując wszystkim zostać na swych miejscach. Po upływie kilkunastu minut wszedł do sali Kriestoobriadnikow, inspektor, gospodarz klasy, jego pomocnik i kilku nauczycieli. Radek stał w ławce z głową zwieszoną. Łzy kapały z rzadka z jego rzęs i rozpryskiwały się zlatując na wierzch ławy. Dyżurny w krótkich słowach przedstawił całe zajście. Nogacki to potwierdził. Tymkiewicz miał twarz zmasakrowaną, jedno oko podbite i wciąż jeszcze krwi pełne usta. Dyrektor wysłuchał całej sprawy z uwagą i rzekł do nauczycieli obecnych:
— Zdaje mi się, panowie, że nie będę w niezgodzie z Radą Pedagogiczną, jeżeli Radka wydalę z gimnazjum. Jest to rozbójnik, nie uczeń. Jest to cham, istotny cham…
↓ Expand fragment ↓Do wywożenia torfu najął się zaraz Walek Gibała, bezrolny wyrobnik, na komornym siedzący w pobliskiej...
↑ Hide fragment ↑Do wywożenia torfu najął się zaraz Walek Gibała, bezrolny wyrobnik, na komornym siedzący w pobliskiej wiosce. Gibała u dawnego dziedzica służył za fornala, ale u nowego się nie utrzymał. Nowy dziedzic i nowy rządca po pierwsze ordynarię i pensję zaraz zmniejszyli, a po wtóre szukali w każdej rzeczy złodziejstwa. U dawnego dziedzica każdy fornal pół garnca owsa swojej parze koni ujmował i niósł wieczorkiem do szynkarza Berlina za tytuń, za bibułkę, za kapkę gorzałki. Jak tylko nowy rządca nastał, zaraz ten interes zmiarkował, a że na Walka właśnie wina padła, w pysk mu dał i wygnał ze służby.
Odtąd Walek z babą siedział na komornym we wsi, bo służby znaleźć nie mógł: rządca wydał mu takie świadectwo, że niepodobna było zgłaszać się nawet gdziekolwiek do służby. We żniwa tu i owdzie po chłopach zarabiali oboje; ale zimą i na przednówku marli głód straszliwy, nieopisany. Ogromny, kościsty, z żelaznymi mięśniami chłop wysechł jak wiór, sczerniał, zgarbił się, zesłabł. Baba jak baba, u kumoszki się pożywi, grzybów, malin, poziomek nazbiera do dworu, albo do Żyda zaniesie i choć na bułkę chleba zarobi, a chłop przy młocce bez jedzenia nie podoła. Gdy karbowy zapowiedział kopanie na łące, obojgu aż się oczy zaświeciły. Sam rządca trzydzieści kopiejek od wyrzucenia sążnia kubicznego obiecał.
Walek babę do kopania zajmował dzień dnia. Ona taczki naładowuje, on po tarcicach, rzuconych przez bajora, wywozi szlam na pole. Robota pali im się w rękach. Mają dwoje wielkich i głębokich taczek, nim Walek puste przyciągnie, już drugie naładowane; szlę na ramiona narzuca i pcha pod górę. Żelazne kółko skrzypi przeraźliwie; rzadkie, czarne, cieknące, przerośnięte korzonkami błoto pierzcha i flejtuchami pada na obnażone do kolan nogi chłopa, gdy taczki z deski na deskę przeskakują, szla wrzyna mu się w kark i ramiona, wyciskając na koszuli czarną pręgę cuchnącego potu, ręce mdleją w łokciach, nogi cierpną i drętwieją od zanurzania ich w szlamie — ale dwa kubiki na dużym dniu wybrane — to znaczy kawał grosza w kieszeni.
↑ Hide fragment ↑W ogóle, zważywszy na różne strony, co być by mogło, a co jest, trzeba ręce łamać lub gębę rozdziawiać. Teraz wszyscy prawie obywatele chwalą sobie generała Radina za jego względność i sprawiedliwość; każe on chłopom płacić zaległe czynsze i w egzekucji do podatków obywatelskich je zalicza, dowodząc bardzo jasno chłopom, że Cesarz czynszów nie darowywał, bo nie do Cesarza należały, tylko do Panów; tak samo i munduru, który pan generał nosi, Cesarz nikomu nie daruje itp. Procedé delicat.
↓ Expand fragment ↓Nik właśnie mówił, że musi pójść na chmiel zobaczyć, czy w tym roku będzie ładny...
↑ Hide fragment ↑Nik właśnie mówił, że musi pójść na chmiel zobaczyć, czy w tym roku będzie ładny zbiór. Poszli więc obaj z Olkiem, podczas gdy Tom ruszył do sadu w poszukiwaniu czegoś do zjedzenia.
Plantacje chmielowe znajdowały się przy drodze z Żytomierza, po jednej stronie. Po drugiej ciągnęły się długim szeregiem chaty wsi Perehonówki, stanowiącej niby przedmieście Niżpola. Plantacje oddzielone były od drogi głębokim rowem i płotem. Nieskończenie długie, wąskie aleje wiotkich łodyg, okręconych wokoło drutów pionowych, równomiernie zawieszonych na szachownicy drutów poziomych, lekko falowały na wietrze. Odurzający, mocny zapach chmielu owiał chłopców.
Olek zerwał garść malutkich jeszcze szyszek i uważnie rozcierał je w dłoniach. Były ładne, nieduże, a zwięzłe, bez pleśni ni rdzy — zdrowe. Gęsto pokrywały łodygi, tworząc jaśniejsze plamy na ciemnym tle szorstkich liści.
— Jeśli nie padnie rdza ani pleśń, to będzie w tym roku dużo chmielu i ładny — powiedział Olek — tylko kto to będzie rwać? Kiedy baby muszą orać, bronować i w ogóle zastępować mężów!
↓ Expand fragment ↓Wtenczas to, właśnie kiedy była mowa o paleniu, Nik przypomniał sobie sztandar. Tę chorągiew, którą...
↑ Hide fragment ↑Wtenczas to, właśnie kiedy była mowa o paleniu, Nik przypomniał sobie sztandar. Tę chorągiew, którą kiedyś znaleźli w przekopie, pod kamieniem, a potem przechowywali w domu jak świętość i relikwię. Ten sztandar powstańczy rękami ich pradziada przed wrogami ukryty w ruinach zamku. Przypomniał go sobie i zdrętwiał. Jakże mogli zapomnieć o nim — wydać go we wrogie ręce spitego tłumu! Zabrano wszystko co cenniejsze i pamiątkowe — klejnoty i papiery, srebra i obrazy z ram wydarte, a to, co stanowiło symbol odwagi i honoru, i miłości dla kraju — zapomniano! Chciał o tym powiedzieć ojcu, już nawet wyciągnął rękę, by go chwycić za ramię, gdy nagle powstrzymała go myśl, że ojciec gotów wrócić sam jeden, nocy tej, do domu, między tłum rozgorzały.
Nic nie powiedział.
Wozy wjeżdżały właśnie do lasu — było tak ciemno, iż ręki swojej własnej przed oczami nie można było dostrzec.
Nik przerzucił nogi przez drabinę wozu i lekko skoczył.
Nikt nie posłyszał plusku wody w zgrzytliwym jęku kół i drabin i wozy potoczyły się dalej.
A Nik zaczął biec z powrotem, ręką dotykając przydrożnego płotu, o którym wiedział, że prowadzi aż na folwark. Biegł całym pędem, rozchlapując miękkie błoto, potykając się, upadając w ciemności.
„Już są na pewno w domu. Już rozbijają szafy i biurka. Mój Boże! Jak to zrobić, jak to zrobić?” — myślał chaotycznie.
Jednocześnie czuł, że buty stają się już nie do zniesienia ciężkie, nasiąkłe wodą, oblepione lepkim błotem.
Zwolnił biegu. Już widział niedaleko światła w oknach czworaków i ich odblask na ścianie pustego domu ekonoma. Mijał te budynki powoli, starając się zebrać rozpierzchłe myśli. Przelazł folwarczną bramę, z trudem dźwigając ciężkie nogi i potem już szedł ociężale, popod budynkami, których chropowatych ścian dotykał w ciemnościach ręką.
Jeszcze jedną bramę trzeba było przeleźć, tę, która oddzielała folwark od rezydencji.
Już teraz widział poprzez nagie sylwetki drzew błyszczące światłami okna domu, już słyszał wyraźnie krzyki i te pojedyncze, bezsensowne strzały, które padały raz po raz, niby pogróżki pijanego człowieka.
Zatrzymał się.
Między stajnią, oficynami a domem przelewał się czarny tłum. Wyłamywano ostatnie drzwi, które z ostrym trzaskiem opadały na strony. Pośrodku podwórza, na gazonie rozpalano ognisko. Nik widział, jak setki rąk ciskało na stos meble, obrazy, książki.
W jakiejś chwili posłyszał stuk kopyt po podłodze stajennej — wyprowadzano konie.
Poczuł nagle, że musi się o coś oprzeć, że jest bezmiernie znużony i nogi uginają się pod nim. Ręką natrafił na litościwy, mokry pień drzewa i wsparł się na nim całym ciałem.
Zamknął oczy.
Ach, po cóż, po cóż tu powrócił, aby ujrzeć i zapamiętać na całą wieczność tę hańbę straszną!
Nie wiedział, ile czasu tak przestał, odrętwiały z bólu. Gdy otworzył oczy, zobaczył w łunie płonącego ogniska bijących się pod stajnią chłopów. Wszyscy krzyczeli ochrypłymi głosami i tłoczyli wokół koni, które drżały i chrapały, przebierając nogami w miejscu.
Okna domu pryskały jedno po drugim, z wewnątrz wybijane pięścią.
— Jeśli teraz nie pójdę, to już będzie za późno, za chwilę będą palić — powiedział sobie Nik.
Spojrzał na siebie. Nie, w tym ubraniu niepodobna włazić w tłum, najbardziej pijani i oślepieni szałem jeszcze go poznają po kożuszku na oposach, po bucikach wysoko sznurowanych!
Unikając oświetlonych miejsc, podszedł aż pod sam dom. Czekał. W jakimś momencie dostrzegł w tłumie Hawryłka i już tak się przemykał, by dotrzeć niespostrzeżenie do niego. Po wielu niefortunnych próbach zdołał pochwycić lokajczuka za rękę i wciągnąć go w cień.
Hawryłko ze zdumieniem wytrzeszczył oczy — ogłupiały i zaskoczony.
— Słuchaj mnie uważnie — wyszeptał mu nakazującym głosem Nik — w bibliotece, w szafie z książkami, w tej, co stoi pod ścianą salonu, na najwyższej półce, za książkami stoi skrzyneczka. Wyjmiesz z niej to, co jest w środku, sztandar, i przyniesiesz mi tu.
— A bo to mnie dopuszczą — powiedział Hawryłko jeszcze na wpół przytomny ze zdumienia.
— Przecież wszędzie łazisz, widziałem cię tu i ówdzie — rzekł Nik.
— Tak to ja łażę, ale żebym chciał do szafy, to zaraz z rąk wydrą i jeszcze nabiją.
— Nie nabiją. Zrobisz to sprytnie, jak gdyby nigdy nic. Niby to będziesz książki niszczyć. Skrzyneczki nie bierz, bo pomyślą, żeś znalazł pieniądze.
Hawryłko stał, patrząc spode łba w oczy Nika i nagle Nik zrozumiał jasno, że urwipołeć ten nie pójdzie i nie spełni rozkazu. Że może nawet przez niepojęty upadek wszelkiego człowieczeństwa zwoła oto ludzi i wyda im na pastwę młodego pana, towarzysza swych lat dziecinnych, przyjaciela, który dzielił się z nim ongiś każdą zabawką i darzył zaufaniem.
„Tak, tak, tego jeszcze tylko brakowało” — powiedział sobie Nik i poczuł, że coś niby wąż śliski i jadowity wślizguje mu się do duszy. Prawie mu się chciało zaśmiać, ale szczęki zaciskały się jak do płaczu. Nagle raz jeszcze przemógł się i natężył wolę.
— Posłuchaj, co ci powiem — rzekł głosem stanowczym i twardym. — Jeżeli zamienisz się ze mną zaraz na kożuchy i czapki, jeżeli zostaniesz tu, nie ruszając się aż do chwili, gdy wrócę, jeżeli nie zdradzisz mnie, oddam tobie, tylko tobie, mój złoty zegarek i wszystkie pieniądze, jakie mam przy sobie. Jeżeli zaś mnie zdradzisz, zwołasz ludzi i wydasz, to i zegarek, i pieniądze, i futro, wszystko ci zabiorą i wydrą: to przecież wiesz sam. Nie próbuj także wydać mnie, jak już będę odchodził, bo wtenczas ja sam powiem im o zegarku i pieniądzach i jeszcze na zakończenie przypłacisz to życiem. Zrozumiałeś?
Hawryłko spuścił oczy i powoli zaczął ściągać kożuch — zrozumiał znakomicie.
Teraz Nik ubrany w kożuch Hawryłki i jego czapę, z włosami rozwichrzonymi i umazaną błotem twarzą, ruszył w tłum. Na szczęście nie widział wokół znajomych chłopów — sami obcy, jacyś okropni, rozwydrzeni, z obłąkanym wyrazem oczu.
Błądzącym, złodziejskim krokiem łaził po domu i dusił w sercu wzbierający gniew. Wraz z innymi, takie same przybierając dzikie gęsta, dotarł po schodach do biblioteki. Tu kręciło się najmniej stosunkowo ludzi, a zniszczenie już było ostateczne.
Podłoga, zasypana szkłem, skrzypiała pod butami. Brązowe popiersia Mickiewicza, Goethego, Homera, których zniszczyć nie były w mocy drżące od szaleństwa ręce, pozrzucane z piedestałów patrzały z podłogi niewidzącymi, obojętnymi oczyma.
Dwóch chłopów wydzierało z potrzaskanych szaf w skórę oprawne książki i miotało je przez okna na płonące w dole ognisko.
Nik przyłączył się do nich, a obrał szafę, do której przyszedł po swój skarb.
Nie zwracano na niego uwagi, toteż nie kryjąc się zbytnio, wynalazł za książkami skrzynkę, wyjął z niej sztandar i ukrył go na piersiach.
I już potem nie był w stanie udawać. Nie mógł szarpać własnymi rękami tylekroć miłująco oglądanych kart, nie mógł już krzyczeć ani złorzeczyć. Odbiegła go wszelka siła, opuściła moc i rozwaga. Stał oparty czołem o zimny kant półki i czuł, jak łzy, piekące łzy po policzkach płyną. Łzy bólu i wstydu, słabości i krzywdy, i gniewu strasznego, który uzewnętrznić zakazywał instynkt życia.
„I jeszcze w dodatku przekupiłem go, przekupiłem” — natrętnie dominowała ta myśl, spływając łzami.
Ale kiedy tak stał, bezsilny z cierpienia, zobaczył w kącie, prawie u swoich stóp dziwny widok.
Siedział tam na podłodze chłopak mały, umazany i uważnie, z namaszczeniem przewracał jedną po drugiej karty ilustrowanej księgi. Nad każdą ryciną głęboko medytował, przyglądał jej się, przekrzywiając głowę i wysuwając na bok język. Czasem wodził palcem po konturach, jak gdyby pragnąc sprawdzić ich wypukłość i przewracał karty dalej, obojętny zupełnie na otaczający ruch, głuchy na wrzaski, odgrodzony od szalejących tłumów grubą, ilustrowaną księgą Nowego Testamentu.
Nik się otrząsnął, zawrócił i poszedł przed siebie. Już na nic nie patrzał. Ani na meble odzierane z obić, ani na ściany ordynarnymi rysunkami hańbione, ani na tysiączne drobiazgi, życia codziennego miłych towarzyszy, po których deptać oto musiał w swej bolesnej drodze.
Raz tylko się schylił, aby podnieść z podłogi i zabrać małą książeczkę w zamsz oprawną. Nie znał jej tytułu, nie spojrzał na kartki — podniósł ją z prochu i zabrał ze sobą na tułaczkę.
Przez cały dom przeszedł z głową podniesioną i srogim, wzgardliwym wejrzeniem. Nie krył się już przed nikim i wyszedł z domu, nie odwróciwszy się ani razu.
W głębokim cieniu murów wysypał na ręce Hawryłka umówioną zapłatę.
Ale kiedy już odchodził, wyczuł w kieszeni pod palcami okrągłą, twardą monetę. Zawrócił tedy i podał ją milczącemu chłopcu.
— Oto jeszcze jeden rubel — powiedział — zapomniałem o nim.
Motif: Chłop
Dzięki temu motywowi mamy możliwość wskazania w utworach na postaci chłopów, charakterystyczny dla ludności wiejskiej system wartości, wzory zachowań, obyczaje, wierzenia, a także sposób współistnienia z innymi klasami społecznymi (zob. też: lud).