↓ Expand fragment ↓Mijało już blisko pół roku, jak posłałem Diderotowi pierwsze dwie części Julii, aby mi powiedział...
↑ Hide fragment ↑Mijało już blisko pół roku, jak posłałem Diderotowi pierwsze dwie części Julii, aby mi powiedział swoje zdanie. Nie przeczytał ich jeszcze. Przeczytaliśmy jeden zeszyt razem. Znalazł, iż jest w nim dużo gadania: to jego wyrażenie; to znaczy: dużo słów i brzęku. Ja sam czułem już wprzódy to samo; ale była to gadatliwość gorączki, nigdy nie zdołałem tego wyczyścić. Ostatnie części nie mają już tej wady. Czwarta zwłaszcza i szósta to arcydzieła stylu.
↓ Expand fragment ↓Zawakowało miejsce w „Dzienniku uczonych”. Margency napisał do mnie, ofiarując mi je, rzekomo z własnego...
↑ Hide fragment ↑Zawakowało miejsce w „Dzienniku uczonych”. Margency napisał do mnie, ofiarując mi je, rzekomo z własnego popędu. Ale łatwo mi było zrozumieć z formy jego listu (plik C, nr 33), że ma po temu instrukcje i upoważnienia; on sam oświadczył w dalszym ciągu (plik C, nr 47), że polecono mu zwrócić się do mnie z tą propozycją. Praca, której wymagało to miejsce, była niewielka; chodziło o jakieś dwa wyciągi na miesiąc, do których dostarczono by mi książek, tak iż nigdy nie byłbym w konieczności podejmowania jazdy do Paryża, nawet dla złożenia wizyt dziękczynnych. Wchodziłem przez to w towarzystwo uczonych pierwszorzędnej wartości; nie licząc, iż z pracą tak mało uciążliwą i której mogłem dokonać tak wygodnie, łączyło się wynagrodzenie ośmiuset franków, przywiązane do tego miejsca. Zastanawiałem się kilka godzin, nim powziąłem decyzję, ale, mogę przysiąc, czyniłem to jedynie z obawy sprawienia przykrości Margency'emu i obrażenia pana de Malesherbes. Lęk przed nieznośnym przymusem, który by mi nie pozwolił pracować wedle chęci i zmuszał do trzymania się terminów, a bardziej jeszcze pewność, iż powierzone mi czynności wypełniałbym bardzo nieszczególnie, przeważyły wszystko i skłoniły do odrzucenia stanowiska, do którego nie czułem się stworzony. Wiedziałem, że cały mój talent wypływa z pewnego rozżarzenia duszy przedmiotem zaprzątającym mnie w danej chwili i że jedynie miłość tego, co wielkie, prawdziwe i piękne, zdolna jest pobudzić mego ducha. I cóż by mnie obchodziły tematy większości książek, z których miałbym robić wyciągi, ba, i same książki? Obojętność dla przedmiotu zmroziłaby mi pióro i stępiła umysł. Wyobrażano sobie, że ja mogę pisać z rzemiosła jak wszyscy, podczas gdy zawsze byłem zdolny pisać jedynie namiętnością. Nie tego z pewnością potrzeba było „Dziennikowi Uczonych”. Napisałem tedy do Margency'ego list z podziękowaniem, możliwie najuprzejmiejszy. Wyszczególniłem tak dobrze swoje racje, iż niepodobna, aby bądź on, bądź pan de Malesherbes mogli uwierzyć, że jakiś kaprys albo duma są pr
↓ Expand fragment ↓Rękopisy moje pokreślone, pobazgrane, splątane, nieczytelne, świadczą o trudzie, jaki mnie kosztowały. Nie ma jednego...
↑ Hide fragment ↑Rękopisy moje pokreślone, pobazgrane, splątane, nieczytelne, świadczą o trudzie, jaki mnie kosztowały. Nie ma jednego, którego bym nie musiał przepisywać kilka razy, nim oddam do druku. Nie umiałem nigdy nic zrobić z piórem w ręku w obliczu stolika i ćwiartki papieru. Piszę w swoim mózgu, to na przechadzce, wśród skał i lasów, to znów przewracając się po łóżku w bezsenne noce. Można osądzić, jak powolny to proceder, zwłaszcza dla człowieka zupełnie pozbawionego słownej pamięci, który w życiu nie mógł się nauczyć sześciu wierszy. Niejedno zdanie, okres cały musiałem obracać i przerabiać przez kilka nocy w głowie, nim byłem zdolny przelać je na papier. Stąd pochodzi, iż łatwiej mi przychodzą dzieła wymagające pracy niż rzeczy lżejsze, np. listy, których tonu nigdy nie umiałem pochwycić i których pisanie jest dla mnie męczarnią. List, choćby najbłahszy, kosztuje mnie całe godziny męki albo jeśli chcę pisać wprost, jak mi myśli przychodzą, nie umiem zacząć ani skończyć; list staje się jedynie długą i mętną gadaniną, ledwie zrozumiałą dla tego kto go czyta.
↓ Expand fragment ↓Ta powolność myślenia połączona z żywością czucia cechuje mnie nie tylko w rozmowie. Mam ją...
↑ Hide fragment ↑Ta powolność myślenia połączona z żywością czucia cechuje mnie nie tylko w rozmowie. Mam ją i sam, kiedy pracuję. Myśli układają mi się w głowie z trudnością nie do wiary. Krążą w niej podziemnie, fermentują tak, iż cały drżę, płonę, doznaję palpitacji. Ale w tym naporze wzruszenia nie widzę nic jasno, nie umiałbym napisać ani słowa, muszę czekać. Nieznacznie uspokajam się, chaos ten porządkuje się, każda rzecz układa się na swoim miejscu, ale powoli i po długim okresie zamętu. Czy widzieliście kiedy we Włoszech operę? W czasie zmiany scen panuje tam w teatrach przykry i długi nieład; dekoracje plączą się w jeden chaos, gwałt, szarpanina nieznośna do patrzenia, zdaje się, że wszystko się przewróci. Ale powoli wszystko się układa, niczego nie zbywa i widz patrzy ze zdumieniem, jak z tego długiego zamętu wyłania się urocze widowisko. Podobny mniej więcej proces rozgrywa się w moim mózgu, kiedy się biorę do pisania.