Theme
Kondycja ludzka
in work
Na Wzgórzu Śmierci
↓ Expand fragment ↓Przyczyna tej śmierciNie w dni dzisiejszych strasznym leży łonie…Wyrokowano o niej przy pogrzebie...
↑ Hide fragment ↑Przyczyna tej śmierciNie w dni dzisiejszych strasznym leży łonie…Wyrokowano o niej przy pogrzebieLudzkiego szczęścia, przed wiekami, w Raju,Gdy za poszeptem węża–kusicielaNiewinna nagość, z drzewa świadomościZerwawszy owoc, zmieniła się w ciało,Piękne, nęcące marmurami kształtów,Świeżością barwy i wonią, co zmysłyNasze tumani, ale w którym mieszkaGrzech…
↓ Expand fragment ↓Mądrość rozpaczy… Oto jakim jesteś —Jakimi wszyscy jesteśmy, co w sercuMamy uczciwość, a nie...
↑ Hide fragment ↑Mądrość rozpaczy… Oto jakim jesteś —Jakimi wszyscy jesteśmy, co w sercuMamy uczciwość, a nie mamy woli,By tę uczciwość ubrać w stal i śmiałoNa bój wyruszyć… Ale ja ci mówię,Że czas nadchodzi wielkich zmian. Nie będzieMuzyką linii krągła KallipygosPrzygłuszać mocy w szlachetnym człowieku,Że zamiast walić żelaznym taranemW przybytek grzechu, którego jest świadomI który chciałby uprzątnąć ze świata,Rzuca się w jego objęcia, pijany,I czołem bijąc swej własnej słabości,Ginie, choć prawo miał zostać zwycięzcą.Wiesz, Aletheju: Któryś z waszych mędrcówUczył, że wszystko jest z ognia… Nie umiemTego–ć wyłożyć, ale jedno widzę:Że z ognistego krzaka znów przemawiaBóg do nas, ludzi, i że od płomieniGłosu bożego cały świat się pali,Ażeby miejsca ustąpić lepszemu…Stanąłem dzisiaj, zmieszawszy się z tłumem,Na szarych stopniach, wiodących do kaźniSynedrjonu… Przed bramą ciemnicyUsadowili na błazeńskim krześleJednego z nędznych i marnych, o którymNigdy by ludzki nie przypuścił rozum,Że stać się może groźnym królów tronom,Że może ręką, słabą, bladą ręką,Tjary strącać z głów arcykapłanów,Że na puch zetrze metal cielców złotychI tak na cztery rozwieje go wiatrySwym tchem, iż wszystek ślad od razu zginieKształtu i treści tych bożyszcz.. Posłuchaj:Pluli Mu w oczy, żelazną prawicąŻołdak Mu ciężkie wymierzał policzki,A na ciemiona stalowymi prętyTak z cierni zwity wtłaczali djadem,Że Mu po twarzy krew strugami ciekła,Na pierś spadając wklęsłą i na chwiejne,Żałość budzące kolana i stopy.Okryty błotem, krwią i plwocinami,Siedział ten biedny syn cieśli, pokorny,Prawie bezkształtny dla oka, jak kupaGliny, na której zaledwie zostałyRoztarte znaki rzeźbiarskiego palca.A jednak czułem — może z przywidzeniaUdręczonego niepewnością mózgu,Co będzie z światem i co będzie z nami,Jeśli to wszystko, co z śmiechem szyderczym —Czelnie istocie człowieczeństwa przeczy,Bezmiernym pływać będzie lewiatanemPo niezmierzonym oceanie życiaNa hańbę niebios i ziemi: być może —,Lecz obojętnym jest to mnie i tobie,Skąd i dlaczego? — dosyć ci, że czułem,Iż w tym Człowieku jest nie łotr, lecz zbawcaIż On tym krzakiem ognistym, iż płomień,Który Zeń idzie, towarzysząc głosomBożej wszechmocy, wypełnia ogromyI przez stulecia sięga swym językiem…Czułem, że prawdą były Jego słowaO rozwalonej świątyni i przezeńPobudowanej na nowo… Posłuchaj:Czułem, że motłoch, który Mu urągałNie dziś, to jutro, nie jutro, to kiedyśUpadnie przed Nim, tak, jak ja o małoŻe nie upadłem w obliczu siepaczyKaifaszowych przed uroczną mocą,Co spod przymkniętej biła mu powieki.Czułem, iż On to usunie ten przedziałCo w dłoń Kaina wcisnął miecz na Abla,Że On do Raju otworzy znów drogęWypędzonemu Adamowi… Czułem,Że przepowiednią On jest i pragnieniem,Nieugaszonym żarem i tęsknotąI snem i jawą ludzkiego dążenia,Co nieustannie, z wiedzą i bezwiednie,Zwraca swe oczy ku skrytym, zawartym,Przez Cherubina żarliwie strzeżonymUtraconego polanom Ogrodu…Umrze, bo — musi!.. Śmierć zwycięzcą śmierci.Nad Adamową wzniesie się mogiłąKrzyż, znamię hańby, co się w chwałę zmienia,Krzyż, znamię śmierci, co się zmienia w życie…W tym miejscu grób jest pierwszego człowieka,Grób, który odtąd przestaje być grobem…
↓ Expand fragment ↓Tak! Prawda! WątpieniemPostrącaliśmy swoich dawnych bogów,By na ich miejsce postawić — wątpienie.Ono dziś...
↑ Hide fragment ↑Tak! Prawda! WątpieniemPostrącaliśmy swoich dawnych bogów,By na ich miejsce postawić — wątpienie.Ono dziś berłem potrząsa nad światem,A takie jego dzisiaj królowanie,Że świat ten z karbów już wyszedł: nie wiedzieć,Jak i którędy i dokąd? ŚlepotaCel zasłoniła przed oczami ludzi,Chromość im weszła w kolana i stopy,Że kroku naprzód ustąpić nie mogą.Nawet błagalnych rąk już nie podniosą,Bo ich ramiona dotknęła bezwładność…A zresztą — po co i do kogo? W górze,Jak i na dole głucha śmierć…
↓ Expand fragment ↓Trąciłeś nogą jakąś czaszkę.ALETHEJ
Czaszkę?Nigdym się nie bał kawała skorupy,Zlepionej z gliny...
↑ Hide fragment ↑A ten twój rabi — posiada on pewność,Że dobrem jest to, za co tak haniebnąMa zginąć śmiercią?SZYMON Z KYRENY
Posiada.ALETHEJ
Odpowiedz:A ty masz pewność?SZYMON Z KYRENY
Mam —LUCYFER
Jestem!SZYMON Z KYRENY
To znaczy —Tak mi się zdaje… Jeszcze przed chwileczkąByłbym był przysiągł… a teraz… ja nie wiem…Chodźmy… ty wątpisz… i twoje wątpienieWzrok mi przesłania na wieczystą prawdę…A może… widzisz… człek jest zawsze tchórzem…Najodważniejszy jest tchórzem… Golgota —Ukrzyżowanie, które ma się spełnić…O tak… Golgota jest niezrozumiałą…Ciągnie… i widzisz, człek wie, że to dobre,Za co chce umrzeć, a gdy jest na szczycie,To, by nie umrzeć, powiada: nie warto —Bo nie wiadomo, azali jest dobre…Lecz człek wie… drogi przyjacielu… idźmy…Podaj mi ramię, widzisz, silny byłem,A jestem słaby…ALETHEJ
Chcesz się na wątpieniuOprzeć, mój druhu?…SZYMON Z KYRENY
Nie! człek wie, mój druhu,Że to jest dobre… A może on nie wie?…ALETHEJ
Dla człeka złem jest największym wątpienie:Najodważniejszych na tchórzów przemienia,A tak znienacka przychodzi i z chwilą.Gdy go się najmniej spodziewasz… W powietrzuPełno jest tego wątpienia… NieznaneI niewidzialne przywołują moceOno wątpienie ku tobie — a głosem,Który, choć ludzkie nie słyszy go ucho,Napełnia lękiem twe wnętrze… Najstraszniej,Gdy masz świadomość tej niszczącej siły,A nie masz władzy, by ją zgnieść, boś zwątpiłO możliwości tej władzy…LUCYFER
Tak! idźcie!Idźcie naprzeciw: brzask już niedaleki,Brzask, który dla was gorszy jest od nocy.Wasi ojcowie, wasze matki, siostryI wasi bracia wstają już z legowisk,Ażeby w porę stanąć do szeregu,Co na to miejsce Go przywiedzie… Patrzaj:Mieli odwagę wejść na wzgórze śmierci,Lecz schodzą z niego bez odwagi… Duszo!Jeden z nich moim, drugi nim się stajeI będzie moim, tak jak ty, o duszo,Na wieki wieków jesteś moją…
↓ Expand fragment ↓Mówię do ludzi wybranych: „Patrzajcie,Jakim jest świat ten, który Jego wszechmoc,Sławiona przez was...
↑ Hide fragment ↑Mówię do ludzi wybranych: „Patrzajcie,Jakim jest świat ten, który Jego wszechmoc,Sławiona przez was, stworzyła!” A jeśliPowie z nich który: „Dobrym, doskonałymW formie i treści był ten świat, gdy wyszedłZ rąk Jego twórczych, a tylko przez grzech twójStał się nikczemnym, kruchym i bezkształtnym”,Wnet mu odkrzyknę: „Czemu Ten wszechmocny,Ten wszechrozumny, wszechwiedny, wszechdobryDo tego grzechu dopuścił?” Tym jednymZmiatam pytaniem budowę ich wiary.A gdy się znajdą ludzie między nimi,Którzy w Tamtego wierzą przyrzeczenia,Że trzeba śmierci najlepszych, by zbawićŚwiat ten od śmierci, między czerń ich wiodęI każę patrzeć, jak mrą ci najlepsi,I tak powiadam: „Tylu ich umarło,A spójrzcie tylko na ten tłum, ulepionRęką Tamtego!”… I odtądW ich ciemnym, smutnym, łzą zalanym wnętrzuRozpoczyna się moje królowanie:Wielki ogarnia ich niepokój… „Jak to?Więc nie ma szczęścia?” pytają z rozpaczą;„Nie ma zbawienia? Nie ma już spokoju?”„Jest” wnet odszepnę… „Jest we mnie, jest w wierze,Iż tak zostanie do końca, iż wszystkoDo końca zostać tak musi.. Jest szczęścieW tej z owej wiary urodzonej wiedzy,Że człek ma tylko do wyboru jedno:Ukochać rozkosz, która wypłynęłaZ tego, co Tamten kazał nazwać grzechem…A gdy nastąpi przesyt wyczerpania,Tak im powiadam: „Ze mnie idzie rozkosz,Która jest wszystkim wszystkiego na świecie!Tamtego wińcie! On was tak ulepił,Że nie możecie zażywać do końcaMojej rozkoszy, co się stała dla wasWszystkim wszystkiego!”… I złorzeczą.
↓ Expand fragment ↓DUSZA WYGNANA Z RAJU
O niezapomniany!Twórco cierniowej korony!O krwi spragniony,Wyciekającej ze serdecznej...
↑ Hide fragment ↑DUSZA WYGNANA Z RAJU
O niezapomniany!Twórco cierniowej korony!O krwi spragniony,Wyciekającej ze serdecznej rany!O źródło lęku! o bezwstydnej zbrodni,Od której hutnie roi się Golgota,Bezwstydny ojcze, hutny krzewicielu !Wiem: w twych uścisków lubieżnym weseluZnów się występek zapłodni,A jednak pcha mnie tęsknota,Której się oprzeć nie mogę,Na twej miłości wstrętną, podłą drogę.Nie jedną chwilę,Nie dzień, nie miesiąc, nie rok, nie wiek jedenTrwa w swojej sileTa orgia życia, która boży EdenZmieniła w piekieł zarzewie!Setki lat patrzę, jak na hańby drzewieZawisa Piękno, Dobro, Prawda, Miłość !Setki lat słyszę, jak dudni GolgotaOd wrzasku zgrai i od huku młotaI od bluźnierczej modlitwyNad wielkim skonem świętego Rybitwy!A jednak żądzy opiłość,A jednak grzeszna pcha mnie wciąż tęsknota,Której się oprzeć nie mogę,Na twoich pieszczot wstrętną, podłą drogę.Na krzyż spoglądam, na ten krzyż, co wiekiW swej strasznej grozie sterczy wciąż nade mnąI w księżycowym blasku cień dalekiRzuca w tę przestrzeń ciemną,W przybytek nigdy niezmazanej winy!Na krzyż spoglądam, na wyrzut godziny,Kiedy przeklęta, słodka rozkosz z tobąOkryła Eden żałobą!Na krzyż spoglądam, na którym ŻywotaSpełnia się gorzka męczarnia:I lęk mnie ogarnia!I lęków moich pełna jest Golgota!I, jak błędnica, szukam zapomnieniaW tej ciemnej smudze krzyżowego cienia,A demoniczna pcha mnie wciąż tęsknota,Której się oprzeć nic mogę,Na twych ukojeń wstrętną, podłą drogę.O Lucyferze!Z tobą wieczyste zawarłam przymierze,W ciebie jednego znów wierzę!Na zawsze dla mnie zamknięte już wrotaRozkwieconego Ogrodu:Śmierć synów bożych bram tych nie rozwarła!I wszystka we mnie nadzieja umarła,Tylko mną szarpie i miotaBól, co pozostał dla ludzkiego płoduStrasznym dziedzictwem mej zbrodni.Wiem, że występek znowu się zapłodniZ twoich uścisków, że nowa GolgotaPowstanie z grzesznej miłości,Co w naszym łonie zagości,A jednak pcha mnie płomienna tęsknota,Której się oprzeć nie mogę,Na twoich objęć rozpaczliwą drogę.W uszach brzmią ciągle rozpętanej rzeszyWrzaski i krzyki…Cały ten zamęt dziki,Który w przepaście upodlenia spieszy.Powrotną falą w me wnętrze się wlewa.W oczach sromotne wciąż mi stoją krzyże —I idą na mnie krwią ociekłe drzewaI swe ramionaWciskają gwałtem do mojego łona…Krzyż jestem żywy i żywa GolgotaW urągających ciżb zmąconym wirze…Uciec! zapomnąć! w twej Lecie utonąć!Przy twych całunkach spłonąć!Nieśmiertelności zadać kłam w rozkoszy,Której mi żaden syn boży nie spłoszy…Na ból, na rozpacz, co twą duszą miota,Na lęk, co wszystkie jej siły rozprzęga,W tobie się chowa ukojeń potęga:Szepce mi o tym piekąca tęsknota,Której się oprzeć nie mogę,A która pcha mnie na twych uciech drogę.Wróć do swej duszy, wróć, światło niosący!Do swojej duszy, drżącejOd tych uderzeń rozszalałej burzy,Od tego znoju,Co jedną dobę przemienił na wieki!Powróć, zwycięski panie, z swym promieniem,Który mi jednym świeci przeświadczeniem,Że już na zawsze los jest rozstrzygnięty,Że w życia odmętySynowie boży nie wniosą spokoju,Że nie przekształcą kałużyW czyste, krwią grzechu nieskalane rzeki!Od zmory,Co na mnie wszystkie rozpuściła lęki,Jest wybawniem dla twej duszy chorejWielka, jedyna twoich ust pieszczota…Niechaj aksamit twej młodzieńczej rękiPo moich biodrach spływa,Niech dreszcz nad dreszcze me kości przeszywa!…Tych dreszczów słodkich swej duszy nie żałuj,Pieść, pieść i całuj!W oszołomieniu miłości,Co w naszych łonach zagości,Zniknie krzyżami wieńczona Golgota…Ach! jesteś, luby!…LUCYFER
Jestem!… W twej żałobieJestem przy tobie i w tobie…DUSZA WYGNANA Z RAJU
Pieść! pieść i całuj! pieść! rozpraszaj ciemnieTym niezgaszonym płomieniem Żywota —LUCYFER
Duszo zbłąkana! duszo! wierzysz we mnie?DUSZA WYGNANA Z RAJU
Wierzę! ach! wierzę!Tęsknota,Której się oprzeć nie mogę — — —O Lucyferze! Lucyferze!Znajdę–ż wiecznego wybawienia drogęW twoich uściskach, które mnie tak kuszą,Że — — —LUCYFER
Duszo! duszo!DUSZA WYGNANA Z RAJU
Ach! pieść i całuj!… Niech w miłości twojejUtracę bytu świadomość… Ach!… zgoiMoja się rana, co taką katusząDręczy mnie wieki — — — ?LUCYFER
Duszo! duszo! duszo!..