Że kelner może kochać żonę i dzieci, a nawet być smutnym, gdy żona mu choruje, umiera dziecko, wiemy z powieści, nowelek i wierszy, a z drobnych wiadomości w pismach wiemy, że nie tylko lekarze, inżynierowie, aptekarze, reporterzy, dentyści lub handlowcy umieją kochać lub nienawidzieć.
Wobec tego, kelner, jako posiadający fizyczne, zewnętrzne rysy i duchową powierzchowność ludzką — jest człowiekiem; co jeśli nie zostanie obalone w polemice — winno wpłynąć — by w restauracjach i cukierniach, obok tablic z napisem: „nie pluć na podłogę” lub „uprasza się o zdejmowanie kapeluszy” — umieszczono tablicę: „kelner jest człowiekiem”.
Jest to jednak krok dość ryzykowny. Bo diabeł nie śpi. A nużby w dalszym ciągu się okazało, że człowiekiem jest również posłaniec, dorożkarz, parobek, stróż, służąca, szwaczka, szansonistka itd.?… Musiałoby się to wpłynąć fatalnie na bieg stosunków towarzyskich…
Nie moją rzeczą rozwiązywać tak zawiłą sprawę. Dość przeżyłem wstrząśnień, nim sam zacząłem mówić mojemu kelnerowi: „dzień dobry, proszę pana, dziękuję, do widzenia się z panem”. Wiele mnie to kosztowało sił i zdrowia: toż przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka, jak mówią.