Czyż mam szczegół po szczególe opisywać nasz pobyt na okręcie?
Straszny to był pobyt! Powietrze morskie podnieciło apetyt mojej Najdroższej. Apetyt ten urósł do rozmiarów zatrważających. Nikt chyba
nigdy nie spotkał się z tak wygórowanym apetytem! Cała załoga była
w trwodze. Brylanty ginęły na okręcie z niezwykłą szybkością. Najdroższa po prostu zębami wydzierała je z pierścionków i połykała
w okamgnieniu. Starano się wreszcie ukrywać przed nią klejnoty.
Lecz i to nie pomogło. Brylanty ginęły nadal. Najdroższa węszyła
wszelkie skrytki z nadzwyczajną łatwością. Cała wszakże załoga tak
była oczarowana wdziękami Najdroższej, że nie wzbraniała jej przywłaszczania sobie cudzych brylantów, ograniczając się jedynie do niewspomagania królewny w tych jej czynnościach. Jeden tylko kupiec
perski — posiadacz całego kufra diamentów — nie okazywał najmniejszych względów Najdroższej. Napomknął nawet, że ją zasztyletuje,
o ile nie doliczy się w kufrze choćby jednego brylantu. Liczył je co dzień
nad ranem i chodził potem po pokładzie, ostrząc co chwila swój sztylet i połyskując nim na słońcu, o ile, ma się rozumieć, była pogoda.
Błagałem Najdroższą, aby nie zaglądała do zakazanego kufra, obiecując całe góry diamentów w Bagdadzie. Bałem się jednak, że Najdroższa błagań moich nie usłucha i w końcu zajrzy do kufra. W dzień
ani na krok jej nie odstępowałem, zaś na noc sznurami przytwierdzałem do łoża. Pewnej wszakże nocy zasnąłem tak mocno, że się zbudziłem dopiero po północy, chociaż zazwyczaj budziłem się co godzina,
aby sprawdzić, czy moja Najdroższa nie przegryzła więzów. Tym razem, korzystając z mego snu, przegryzła je właśnie. Łoże było puste.
Byłem przerażony. Pobiegłem natychmiast do miejsca, gdzie stał kufer. Zastałem królewnę pochyloną nad próżnym kufrem i dogryzającą
resztki ostatniego diamentu. Załamałem dłonie i zacząłem płakać.
— Nie płacz! — szepnęła Najdroższa. — Mam przecież latarkę-plotkarkę,
która nas ukryje przed okiem perskiego kupca.
Mówiąc to, zapaliła latarkę-plotkarkę i przy jej świetle przespaliśmy
resztę nocy. Nad ranem zgiełk i krzyk powstał na okręcie.
Zgiełk czyniła załoga, krzyk zaś pochodził bezpośrednio od perskiego
kupca. Ten ostatni ze sztyletem w dłoni szukał nas po wszystkich kątach i zakątach, lecz dzięki latarce-plotkarce — szukał nas zawsze tam,
gdzie nas nie było.
— Dość mam ciebie i twego Bagdadu! — rzekła mi nagle Najdroższa. — Nie wierzę ani w ciebie, ani w twój Bagdad. Z pewnością i tobie, i twemu Bagdadowi zbraknie diamentów, aby wyżywić moją osobę. Chcę
wrócić do mojej dziupli, do mej otomany, do moich lamp różowych
i do mego dzikiego, olbrzymiego skrzydlaka, który mi tak pilnie dostarcza świeżych diamentów!
— Co mówisz, Najdroższa? — zawołałem zrozpaczony.
— Mówię, co mówię! Myślę, co myślę! Postanawiam, co postanawiam — odparła Najdroższa, ziewając niecierpliwie. — Znudziło mnie wszystko i ty — i kapitan — i nieustanna kradzież brylantów — i okręt — i ten twój
Bagdad, którego jeszcze nie widziałam.
W tej chwili właśnie ujrzałem nad naszym okrętem olbrzymiego Roka.
Ważył się w powietrzu, rzucając skrzydłami cień na całe morze.
— Skrzydlaku mój, cudowny, dziki, nieokrzesany skrzydlaku! — zawołała królewna. — Zbliż się do mnie, podaj mi grzbiet, abym cię mogła dosiąść! Unieś mnie z powrotem do swojej dziupli!
— Słyszę twój głos, lecz nie widzę ciebie! — odpowiedział Rok. — A raczej widzę cię na tamtym brzegu morza, skąd głos twój nie mógłby
chyba do mnie dolecieć!
— Jestem tu — na pokładzie okrętu! Ścigają mnie za kradzież brylantów. Zbliż się do pokładu i podaj mi grzbiet.
Zbliżył się Rok do pokładu, podał królewnie swój grzbiet i oboje po
chwili znikli w niebiosach. Tymczasem rozpacz kupca perskiego była
tak wielka, że stracił mowę i znieruchomiał całkowicie.
Rozumiał jednak mowę innych. Toteż zbliżyłem się do niego i obiecałem
uroczyście, że po powrocie do Bagdadu zwrócę stracone diamenty w tej
samej ilości. To go uspokoiło i przyszedł do siebie.