Pewien biedny człowiek zmarł w sile wieku pozostawiwszy po sobie w ciężkiej sytuacji żonę i dzieci. Znany z bogobojności Hiob postanowił pospieszyć im z pomocą materialną i moralną.
Właśnie zastanawiał się, jak i w czym im pomóc, kiedy zjawił się w jego domu szatan, który przedstawił się jako ktoś z jego licznych przyjaciół. Hiob miał bowiem tylu przyjaciół, że nie sposób było wszystkich zapamiętać.
— Słyszałem — powiedział do Hioba — że masz zamiar udzielić pomocy wdowie po tym nieszczęsnym biedaku. Otóż jako twój przyjaciel radzę ci, abyś tego zaniechał. Wystawisz się tylko na pośmiewisko.
— Nie rozumiem cię. Dlaczego?
— Czy godzi się, aby taki człowiek jak ty, pierwsza osoba w Izraelu, pełniący zaszczytną funkcję sędziego, chodził do domu jakiegoś tam nędzarza? Wystawisz tylko na szwank swój honor.
— Odczep się ode mnie! Nie mam zamiaru słuchać twoich rad! Biorę przykład z Boga, który jest opiekunem wdów i sierot.
Szatan ponowił jeszcze raz próbę odwiedzenia Hioba od spełnienia dobrego uczynku, ale nic nie wskórał. Jak niepyszny musiał ujść.
Hiob udał się do domu wdowy, aby najpierw dobrym słowem podtrzymać ją na duchu. Następnie wywiedział się od sąsiadów, jak wygląda ta biedna rodzina pod względem materialnym. Z ich informacji wynikało, że cały „majątek” rodziny składa się z małego poletka ziemi, które zmarły sam za życia uprawiał. Zboże zebrane z tego poletka nie mogło zaspokoić potrzeb rodziny. Ponadto nie miał teraz kto chodzić za pługiem.
Hiob doszedł wtedy do wniosku, że powinien zaopatrywać tę rodzinę przede wszystkim w chleb, i to do czasu, kiedy dzieci osiągną wiek dojrzały. Po siedmiu dniach żałoby po zmarłym poszedł do wdowy i zaproponował jej pomoc. Da jej do dyspozycji jednego ze sług, który będzie orał poletko. Odda jej również osła albo konia.
Wdowa jednak nie miała zamiaru korzystać z ofiarowanej pomocy. Oświadczyła:
— Bardzo dziękuję, szanowny panie, za okazaną mi dobroć, ale od obcego człowieka nie mogę przyjąć nawet najmniejszej rzeczy. Ufam, że ten, który jest Ojcem wszystkich sierot i wdów, zmiłuje się również nad nami.
Hiob zaczął ją prosić, żeby przyjęła w darze chociaż mały warzywny ogródek, ale nie chciała się zgodzić.
Rozczarowany i smutny wrócił Hiob do domu. Była właśnie wiosna, czas orania i siania. Wdowa za ostatnie uciułane grosze wynajęła osła i sama stanęła za pługiem. Po jakimś czasie zamiast spodziewanych kłosów zboża wyrosły na poletku same chwasty. Głód zajrzał do domu wdowy. Hiob nie pozostał bierny. Natychmiast przysłał jej kilka worków pszenicy. Wystarczyłoby jej co najmniej na rok. I tym razem wdowa odmówiła przyjęcia daru.
— Pójdę — oświadczyła — na służbę do obcych ludzi i tylko w ten sposób zarobię na siebie i dzieci.
Wynajęła się do pracy u bogatych gospodarzy, ale wcale nie zarobiła. Do syta ani ona, ani jej dzieci w tym czasie się nie najadły. Wtedy Hiob wpadł na nowy pomysł. Rozpuścił wieść, że wdowa jest jego krewną. Wielu mężczyzn z miasta pomyślało sobie wtedy, że jeśli się ożenią z wdową, to zaraz staną się krewniakami Hioba, a to znaczy bardzo dużo. Z tym już są związane zaszczyty i przywileje. O jej rękę zaczęło się starać wiele osób. Wśród nich był pewien dość zamożny i porządny człowiek. Wkrótce odbył się ślub, a co za tym idzie, dla biednej rodziny zaczęło się nowe, dostatnie życie.
Historia biednej wdowy, która nie chciała przyjąć jałmużny i wolała zarabiać na życie własną pracą, stała się głośna w kraju. Ludzie widzieli w tym dowód na to, że ufność w Bogu i umiłowanie pracy zapewniają człowiekowi szczęście.
W jakiś czas potem wybuchła w kraju groźna zaraza, która zebrała wiele ofiar, zwłaszcza wśród mężczyzn. Pozostało po nich wiele wdów i sierot. I tym razem Hiob nie pozostał głuchy na ich cierpienia. Zgodnie ze swoim zwyczajem najpierw odwiedzał ich w domu, aby pocieszyć dobrym słowem, a potem wesprzeć materialnie. Wchodząc do domów biedaków, tak mawiał:
— Posiadam dużo owiec i sporo rogatego bydła, mnóstwo koni i osłów i dlatego proszę was, abyście wzięli ode mnie potrzebne zwierzęta do uprawiania ziemi.
Ludzie jednak odmawiali. Nie chcieli korzystać z jego dobroci. Pola należące do tych biedaków były jałowe. Uprawiane przez długie lata bez koniecznych przerw, przestały rodzić. Nie można było z ich łąk zebrać wystarczającej ilości trawy dla krów. Hiob doszedł do wniosku, że trzeba najpierw przystąpić do nawożenia i użyźnienia ich pól. Jego słudzy zajechali na pola z wozami pełnymi kompostu i zwierzęcego nawozu. Biedni właściciele pól usiłowali przeszkodzić sługom Hioba w pracy, ale ci zgodnie z rozkazem Hioba nie przestawali pracować, zmuszając przeciwników do wycofania się.
Ludzie zaczęli sobie wówczas zadawać pytanie:
— Co się stało z naszym poczciwym Hiobem? Przecież znamy go jako człowieka prawego i bogobojnego. Dlaczego więc przywłaszcza sobie pola wdów i sierot? Dlaczego rozporządza nimi, jakby do niego należały?
Jednym słowem, ludzie wzięli go na języki. Jego autorytet, rzecz jasna, mocno na tym ucierpiał.
Tymczasem pola użyźnione przez Hioba nawozem zaczęły dobrze rodzić. Biedne wdowy i sieroty zebrały duże plony. Wreszcie mogły się najeść do syta. Mieszkańcy miasta przekonali się, że niesłusznie oskarżyli Hioba o krzywdzenie sierot. Teraz — twierdzili — widzimy, że Hiob kierował się najlepszymi intencjami. Doprawdy jest to człowiek zasługujący na miano wielkiego.