Przyjaciele Wolnych Lektur otrzymują dostęp do specjalnych publikacji współczesnych autorek i autorów wcześniej niż inni. Zadeklaruj stałą wpłatę i dołącz do Towarzystwa Przyjaciół Wolnych Lektur.
Theme
Jedzenie
in work
Złote sidła
↓ Expand fragment ↓Każdemu wilkowi rzucał po kolei kawał mięsa. Dla siebie odciął również spory kawałek, który pożarł...
↑ Hide fragment ↑Każdemu wilkowi rzucał po kolei kawał mięsa. Dla siebie odciął również spory kawałek, który pożarł na surowo. Noż pozostawił utkwiony w mięsie, dając w ten sposób Filipowi do zrozumienia, że i on może sobie ukroić kawałek.
Filip usiadł obok Brama, otworzył swój worek i zaczął wydobywać z niego zapasy żywności. Rozkładał je między Bramem a sobą, aby Bram mógł wziąć to, na co mu przyjdzie ochota.
Bram przestał nagle ruszać szczękami. Kiedy Filip spojrzał na niego, zadrżał z trwogi. Bram z oczami nabiegłymi krwią, wpatrywał się z natężeniem w leżące przed nim wiktuały.
Wyciągnął rękę, chwycił kawałek placka owsianego. Już, już, otwierał usta, by go ugryźć, kiedy znienacka rzucił mięso i placek, i z dzikim rykiem skoczył na Filipa. Zanim w ogóle Filip zdążył pomyśleć o obronie, zanim zdołał zdać sobie sprawę z tego co zaszło, już leżał na ziemi, przytłoczony ciałem Brama, który chwycił go gwałtownie za gardło. Uderzył głową o twardy śnieg tak gwałtownie, że na chwilę zupełnie go zamroczyło.
Kiedy wreszcie dźwignął się z ziemi, przygotowany na ponowny atak, Bram już nie zwracał na niego uwagi.
Mamrocząc coś niezrozumiale, przeglądał kolejno wszystkie zapasy żywności Filipa. Potem, ciągle coś mrucząc, przysunął sobie skóry niedźwiedzie, leżące na saniach, rozwinął je i wydobył ze środka szary, obdarty, postrzępiony worek. W worku tym, jak Filip zauważył, mieściło się kilka małych paczek, owiniętych ni to papierem, ni to korą brzozową. Jedną z paczek poznał po opakowaniu: było to pół funta herbaty, zupełnie takiej samej, jaką kompania Zatoki Hudsona sprzedaje lub wymienia za skóry we wszystkich swych faktoriach.
Teraz Bram chował do swojego worka wszystkie bez wyjąku wiktuały, aż do ostatniej okruszyny. Kiedy skończył, schował worek między skóry niedźwiedzie i ułożył je z powrotem na saniach. A potem, mrucząc coś, usiadł spokojnie i zabrał się z powrotem do swej porcji surowego mięsa.
— Biedaczysko! — pomyślał Filip.