Theme
Korzyść
in work
Życie na niby
↓ Expand fragment ↓Wiadomo, że do roku 1939 urząd skarbowy był postrachem dla kupca czy przemysłowca. Sypał podatki...
↑ Hide fragment ↑Wiadomo, że do roku 1939 urząd skarbowy był postrachem dla kupca czy przemysłowca. Sypał podatki i trudno go było oblagować. W okresie okupacji nie było większej sielanki nad współżycie podatnika z urzędem skarbowym. Sielanka zasadzała się na tym, że obydwie strony — i podatnik, i urzędnik poboru podatków — równie mocno były zainteresowane we wspólnym hodowaniu fikcji, jaką wobec istotnych dochodów stanowiła wysokość podatków. Podatnik był zainteresowany z całkiem prostych względów: pragnie on zawsze płacić jak najmniej. Urzędnik skarbowy był zaś zainteresowany, bo tylko dzięki temu żył z rodziną, że podatnikowi nie przeszkadzał w tym kulcie fikcji, że podsuwał mu sposoby legalnego podkarmiania owej fikcji. Za to otrzymywał mąkę, kiełbasę i wódkę, za to nie troszczył się o święcone i imieniny żony. Obydwaj zaś byli czyści w swoim sumieniu i postępowaniu: wspólnie oszukiwali Niemców. Jeden zarabiał nad miarę, drugi żył w miarę. Zapominali tylko, że całe ich postępowanie było Niemcom obojętne, bo gdy wpływy podatkowe stawały się zbyt niskie, ruszała maszyna drukarska i płynęły piękne główki góralskie na banknotach.
↓ Expand fragment ↓Ale, pytanie znacznie donioślejsze, czy formy, w jakich się ta eliminacja dokonała, i sposób, w...
↑ Hide fragment ↑Ale, pytanie znacznie donioślejsze, czy formy, w jakich się ta eliminacja dokonała, i sposób, w jaki społeczeństwo nasze pragnęło i pragnie ją zdyskontować, były i moralnie, i rzeczowo do przyjęcia? Otóż, chociażbym tylko za siebie odpowiadał i nie znalazł nikogo, kto by mi zawtórował, będę powtarzał — nie, po stokroć nie. Te formy i nadzieje były haniebne, demoralizujące i niskie. Skrót bowiem gospodarczo-moralnego stanowiska przeciętnego Polaka wobec tragedii Żydów wygląda tak: Niemcy mordując Żydów popełnili zbrodnię. My byśmy tego nie zrobili. Za tę zbrodnię Niemcy poniosą karę, Niemcy splamili swoje sumienie, ale my — my już teraz mamy same korzyści i w przyszłości będziemy mieli same korzyści, nie brudząc sumienia, nie plamiąc dłoni krwią. Trudno o paskudniejszy przykład moralności jak takie rozumowanie naszego społeczeństwa.
↓ Expand fragment ↓Tym razem spod miecza niemieckiego kata, dokonującego niewidzianej w dziejach zbrodni, sklepikarz polski wyciągnął klucze...
↑ Hide fragment ↑Tym razem spod miecza niemieckiego kata, dokonującego niewidzianej w dziejach zbrodni, sklepikarz polski wyciągnął klucze od kasy swego żydowskiego konkurenta i uważał, że postąpił jak najmoralniej. Na Niemców wina i zbrodnia, dla nas klucze i kasa. Sklepikarz zapominał, że „prawne” wyniszczanie całego narodu jest fragmentem procesu tak niespotykanego, że na pewno nie po to go historia zainscenizowała, by zmienił się szyld na czyimś sklepiku.
Formy, jakimi Niemcy likwidowali Żydów, spadają na ich sumienie. Reakcja na te formy spada jednak na nasze sumienie. Złoty ząb wydarty trupowi będzie zawsze krwawił, choćby już nikt nie pamiętał jego pochodzenia. Dlatego nie wolno dozwolić, by ta reakcja została zapomniana lub utrwalona, bo jest w niej tchnienie małostkowej nekrofilii.
↓ Expand fragment ↓Chłopu wiodło się gospodarczo tak dobrze, jak nigdy w ciągu dwudziestolecia międzywojennego. Przeskok w jego...
↑ Hide fragment ↑Chłopu wiodło się gospodarczo tak dobrze, jak nigdy w ciągu dwudziestolecia międzywojennego. Przeskok w jego sytuacji od cen produktów z roku 1939 do cen okupacyjnych był zasadniczy i trwały, chociaż dokonał się powoli. Chłop zaczął jak nigdy dotąd inwestować w swoje gospodarstwo. Towarem, który pierwszy zniknął z rynku zimą 1939/1940 roku, były maszyny i narzędzia rolnicze. Niemcy dbając o swój interes ułatwiali rzeczowy postęp gospodarki rolnej, wieś produkowała więcej aniżeli przed wojną, system kontyngentów, chociaż przeprowadzony bezwzględnie, nie był — za wyjątkiem pogłowia bydlęcego — zwłaszcza w dwóch latach ostatnich wyniszczający. Chłopu po oddaniu kontyngentu starczyło i na zasiew, i na dostatniejsze jedzenie niż przed wojną, i na handel — jednym słowem, z pozoru wszystko w tej sytuacji winno było chłopa nastawić przychylnie wobec okupanta.
Tymczasem stało się przeciwnie. Wieś uświadomiła się politycznie, skonsolidowała narodowo i nie ufała okupantowi równie gwałtownie jak robotnik. Lecz ten, pamiętajmy, miał dla swego zachowania podstawy gospodarcze. Wieś stała się zarodnią partyzantki politycznej i żadne, nawet tak okrutne jak w Lubelszczyźnie, represje nie zdołały jej stłumić. Czyżbyśmy stanęli wobec faktu, że psychologia wsi ułożyła się na przekór swym podstawom gospodarczym? Wobec faktu zatem całkiem niespodziewanego? Na pewno nie. Tyle że związki pomiędzy bazą zjawiska a reakcją psychospołeczną są tutaj najbardziej skomplikowane i dlatego najbardziej kuszące do analizy możliwie dokładnej.
Sięgnijmy do faktów z przełomu lat 1939/1940 roku. Na klęskę znienawidzonego przez wieś systemu ozonowego, klęskę, którą chłopskie poczucie klasowe rozszerzyło w ogóle na miasto, biurokrację i inteligencję miejską, wieś zareagowała typową — niestety tylko niemiecki termin to oddaje — Schadenfreude. Czyli po chłopsku: tyleście się pany mądrzyły, a takeście w zadek dostały. Równocześnie ceny produktów rolnych poszły w górę, a Niemcy pierwszej jesieni i pierwszego przednówka wojennego nie nałożyli żadnych kontyngentów. Reakcja chłopska, powtarzam dosłownie, słyszałem ją z wielu ust, brzmiała: „Nareszcie nam słonecko zaświeciło, 20 lat myśmy cekali, aleśmy się docekali”. Nie dziwmy się tym przypomnieniom ani się nimi nie gorszmy: chłop od czasu kryzysu około 1930 roku pracujący niżej opłacalności swojego warsztatu, nareszcie zaczął na nim pracować z zyskiem. Klęska znienawidzonego ustroju, dla chłopa spóźniony tryumf polityczny, spoiła się z dawno czekanym zadośćuczynieniem gospodarczym.
Raczej dziwić się trzeba komu innemu: Niemcom, którzy dla rozbicia społeczeństwa polskiego nie zdołali wyzyskać tej jedynej koniunktury na wsi, koniunktury, jaka już jesienią 1940 roku przestała istnieć. Każdy z nas, kto jesienią i zimą 1939/1940 obserwował sytuację wsi polskiej, kto nasłuchał się rozmów prowadzonych w jego obecności, a niby nie pod jego inteligenckim adresem, drżał na myśl, że Niemcy poczną kuć żelazo, póki gorące. Materiał powodzenia gospodarczego i ogień politycznego zawodu był na wsi gotów. Brakowało kowala. Kowal nie przyszedł. Ściślej mówiąc — przyszedł, ale zamiast kuć żelazo, zebranych przy kuźni chłopów zaczął „kuć w mordę”.