-
Gdy nawet flota twoja przepłynie już fale
I na brzegu dziękczynne ołtarze zapłoną,
Pamiętaj purpurową...
Gdy nawet flota twoja przepłynie już fale
I na brzegu dziękczynne ołtarze zapłoną,
Pamiętaj purpurową włos zakryć osłoną,
By pośród świętych ofiar jaka świętokradzka
Twarz wroga nie zmąciła wróżb twoich znienacka;
Ten i ty, i druhowie chowajcie obyczaj,
W ten obrządek i wnuków twych powtajemniczaj.
-
Nie może się nasycić — oczyma zdumiony
Po niej wodzi, rękoma pieści i ramiony
Straszliwy szyszak...
Nie może się nasycić — oczyma zdumiony
Po niej wodzi, rękoma pieści i ramiony
Straszliwy szyszak z kitą, miotający płomię,
Miecz śmiercionośny oraz potężną w ogromie
Spiżową zbroję, która się krwawo rumieni,
Jak chmura, z dala lśniąca od słońca promieni,
Nakolanka ze srebra i złota, i włócznie,
I piękną niewymownie tarcz, rzeźbioną sztucznie.
Na niej dzieje Italii i triumfy Romy
Wybornie wróżb i czasów następnych świadomy
Po Askaniu i wojny wszystkie nieprzerwanie
Wyrzeźbił Ogniowładca. Tam ród, co powstanie
Przedstawił: w grocie Marsa, widać, rozciągnięta
Wilczyca leży, wokół jej wymion bliźnięta
Igrają, chłopcy, mleko ssąc zgoła bez trwogi;
Ona zaś, lekko ku nim zginając kark srogi,
Liże obu i gładzi językiem ich ciała.
Niedaleko tuż Roma potężna jaśniała;
Porywane Sabinki wśród świąt przez tłum zbrojny
Bezecnie, i stąd wszczęte z nagła nowe wojny
Przez Romy lud, Tacjusza i Kuretów społem
Surowych. Lecz wnet bitwy znużeni mozołem
Zbrojni króle maciorę składają w ofierze
Jowiszowi, ucztują i czynią przymierze.
Obok — Metta w dwie strony rwą w pędzie rydwany
(Obyś trwał, Albańczyku, w słowie niezachwiany!).
Wlecze zdrajcę Tul, w gniewie zacięty niezmiernie,
Przez las, a krwią dokoła zrosiły się ciernie.
Tuż Porsenna, gród z mocą oblegając, zmusza
Wygnanego na powrót przyjąć Tarkwiniusza.
Eneadzi za wolność porywają miecze;
On żywo zda się grozić; gniew widać go piecze,
Że rozerwać most Kokles odważył się młody,
A Klelia uszła, płynąc przez tybrowe wody.
Manliusz zamków tarpejskich i świątyni strzeże
Pilnie, dzierżąc wysokie Kapitolu wieże;
Strzechą ze słomy błyszczy Romulowa chata;
Tuż srebrna gęś w krużgankach wyzłacanych lata
Głosząc, że Gallów wojska czyhają za progiem;
W krzach pod zamkiem Gallowie siedzą z licem srogiem,
Głuchą nocą zakryci wśród ciemności ślepych;
Złote włosy ich, płonie złocistych szał przepych
I płaszczy prążkowanych; śnieżyste ich szyje
Spina złoto; z dwu włóczni alpejskich blask bije
Wokół, a długie tarcze osłaniają ciała.
Saliów też i Luperków nagich tam jaśniała
Gromada — czapy z czubem, tarcze niespodzianie
Spadłe z nieba; i matki w wygodnym rydwanie
Wiezione wśród obrzędów przez gród. — Tuż mrok siny
Tartarskich pól, Plutona głębokie krainy
Widać, kary za zbrodnie: przykuty do skały
Katylina, na twarze jędz patrzy struchlały;
Cnotliwi są osobno: tym prawa śle Kato.
W środku lśni morza obraz, rzeźbiony bogato
W złocie: błyska biel piany z tła ciemnej głębiny;
Ze srebra wyrzeźbione naokół delfiny
Wzburzone fale zwinnie w krąg sieką ogonem.
Z przodu flota w spiż strojna. Na morzu spienionem
Aktyjską widać bitwę; Leukate wre w szale
Wojennym; szczerym złotem połyskują fale.
Tu August Cezar wiedzie italskie w bój srogi
Zastępy — z nim lud, senat i potężne bogi.
On na statku wyniosłym stoi, obie skronie
Płomień zioną, rodowa gwiazda z czoła płonie.
Tuż z wróżby pomyślnymi Agryppa dostojny
Wiedzie zastęp potężny; mocarny znak wojny,
Okrętowy mu wieniec błyska wokół czoła.
Antoniusz barbarzyńców pod znaki swe woła.
Zwycięzca z krajów Wschodu, z Czerwonych Wybrzeży,
Z Egiptu hufce zbiera — lud Baktry z nim bieży;
Społem idzie (o hańbo!) Egipcjanka, żona.
Wraz wszyscy gnają, morza toń huczy spieniona
Od wioseł, dziobów, osęk. Suną nad głębiną;
Rzekłbyś, że to Cyklady oderwane płyną
Po morzu lub z turniami zbiegają się turnie:
Tak z mocą walą statki, piętrzące się górnie.
Lecą w krąg szybkie strzały i w kłębach płomieni
Pakuły — krwawą rzezią morze się rumieni.
Królowa w środku, hufce brząkadłem w bój woła,
Dwóch wężów za plecami niewidząca zgoła.
Przeróżnych bogów larwy i szczekacz zuchwały
Anub — w Neptuna, Wenus i Minerwę strzały
Miecą. Sroży się Mawors w okrutnej potędze,
Zakuty w stal, posępne lecą w górze jędze;
Ucieszona Niezgoda w rozdartej odzieży
Gna, a za nią Bellona z krwawym biczem bieży.
Widząc to, łuk Apollo aktyjski napina
Z wysoka: drży Egiptu i Indu drużyna,
I Arabi Sabejcy podają tył nagle.
Królowa sama każe w lot rozpinać żagle,
Puścić liny i z wichrem gnać morzem spienionem.
Ją, wśród rzezi blednący niedalekim zgonem,
Wyrzeźbił Ogniowładca jak z pędem Japyga
Gna; ogromny Nil w dali od smutku się wzdryga,
Otwiera jej ramiona i na ciche łono
Swych modrych fal przyjmuje rzeszę zwyciężoną.
Potrójny tryumf święcąc Cezar, w mury Romy
Wiezion, bogom Italii w znak chwały widomy
Nieśmiertelny ślub czyni, wielkich świątyń trzysta
Wznosi w mieście. Lud z igrzysk wesoło korzysta;
W świątyniach tłumy matron, w zieleni ołtarze,
Przed nimi cielce, bogom poświęcone w darze,
On w śnieżnym chramie Feba siedząc, wybór czyni
Z darów, łupem obwiesza podwoje świątyni
Przepyszne. Długim rzędem idą zwyciężeni,
Różni mową — strój różny i oręż się mieni:
Tu Nomadów tłum, Afrów rzesza rozbrojona;
Lelegi, Kary, łowczych Gelonów plemiona;
Eufrates, już uciszon, szedł drżący od trwogi,
Szedł daleki Morynów naród, Ren dwurogi,
Dzicy Daje i Araks, który mosty zrywa.
Te na tarczy Wulkana oglądając dziwa,
Cieszy się obrazami, choć spraw nieświadomy,
Na barkach wznosząc sławę wnuków i los Romy.