W ogóle zastanawiałem się nieraz, bodaj na swoim przykładzie, jak u nas nisko stoi technika pracy. Istna epoka krzemienna! Nie mówię już o tak rozpowszechnionym używaniu piór, gdy maszyna do pisania dosłownie potraja wydajność pisarza, podnosząc jego mleczność do wyżyn holenderskiej krowy; ale technika intelektualna. Pisze się to, co w danej chwili człowiekowi przyjdzie na myśl, i koniec. Wypisuje się wszystko, do dna, bez troski o jutro. A skąd ta pewność, że co dzień przyjdzie coś na myśl w odpowiedniej ilości, nie mówiąc o jakości? Czy pisarz nie powinien dbać o to, aby mieć zawsze pełny rezerwuar? Podobno tak czynią literaci w krajach o starszej kulturze. Nasi autorowie pracują wyłącznie talentem; stąd niebezpieczeństwo wyczerpania i stosunkowo wysoki procent przedwczesnych ramolów. Otóż, cywilizowany literat ma przy sobie notatnik, z którym się nigdy nie rozstaje. Tam sobie zapisuje wszystko, co mu przyjdzie w danej chwili do głowy, co usłyszy, co przeczyta — dowcip, anegdotę, myśl (lub coś podobnego do myśli), aforyzm, fakt, etc. O ileż takiemu łatwiej jest później napisać komedię lub felieton: nadziewa dialog dowcipem jak rodzynkami, w miarę, nie za mało, ale i nie za dużo, aby starczyło na potem; kiedy chce napisać felieton, sfastryguje kilka kawałków, i gotowe! A my! Ileż człowiekowi przepada myśli, które puszcza przed siebie bez troski jak dymek z papierosa. Koło ilu rzeczy przechodzi niedbale i zapomina je potem! Wciąż improwizuje się, zamiast pracować metodycznie.