Chłop, ze był mądry gazda, poznał Śmierć i zara myśli, jako się jej
pozbyć. Wzion wreście wiercić dziurę do wirby, wiercił, póki nie wywiercił, a
potem w nią zagląda.
— Czego patrzys? — pyta Śmierć.
— Chcesz uznać, to sama zaźrzyj.
Zaźrzała Śmierć do dziury, nie widzi nic — a bez ten cas ociosał se chłop
rąbanicą bukowy kołek.
— Nie widzę nic — powiada Śmierć.
— Wleź całkiem, to obacys.
Ledwie Śmierć wlazła całkiem, zatkał ci ją chłop — prosem piknie — bukowym kołkiem, przybił kołek obuchem i poseł.
Az tu rok po roku idzie, chłop żyje i żyje; ludziska przestali umierać;
zajaziło się od nich w Zakopanem, w Białym Dunajcu, w Chochołowie,
wsędy, ze cłek koło cłeka stał, jako smereki stojom w borze. Chłopisko się
zestarzało, bieda pocena go gnieść, robić już nie mogło. Naprzykrzyło mu się
w ostatku zyć, poseł i odetkał Śmierć z wirby.
Jak Śmierć — prosem piknie — skoczy, jak weźmie kosić — w Zakopanem, w
Białym Dunajcu, w Kościeliskach, w Chochołowie, to tyla się luda wykopyrtło, ze i chować gdzie nie było.