Nie wiem, co się stało z ofiarą mego oszczerstwa, ale mało jest prawdopodobne, aby łatwo znalazła odpowiednie miejsce. Wyniosła ze sobą zarzut ciężko naruszający jej honor. Kradzież była drobnostką; ale ostatecznie była to kradzież, co gorsza łączyła się ze zbałamuceniem młodego chłopca; do tego kłamstwo i upór; słowem, niewiele można się było spodziewać po istocie, w której jednoczy się tyle przywar. Dzięki mnie znalazła się może w nędzy i opuszczeniu; może gorzej jeszcze. Kto wie, dokąd mogła ją zawieść w jej wieku gorycz pohańbionej niewinności? Jeśli nieznośną jest mi już zgryzota, iż mogłem ją uczynić nieszczęśliwą, można osądzić, czym jest dla mnie obawa, iż może uczyniłem ją gorszą ode mnie!
To okrutne wspomnienie nawiedza mnie niekiedy i dręczy tak, iż w bezsenne noce widzę tę biedną dziewczynę zjawiającą się, aby mi wyrzucać mą zbrodnię, jak gdybym ją popełnił wczoraj. Póki żyłem w spokoju, mniej mnie ono dręczyło; ale teraz, w odmętach burzliwego życia, odejmuje mi najsłodszą pociechę cierpiących prześladowanie — świadomość, iż cierpią niewinnie. Powiedziałem, zdaje mi się, w którymś z pism, że wyrzut sumienia zasypia w pomyślnej doli, ale zaostrza się w przeciwnościach. Mimo to nie mogłem się nigdy zdobyć na to, aby zrzucić z serca to wyznanie, wylewając je na łono przyjaciela.