Oto co się obecnie mniej więcej dzieje w ich obozie: „a więc nikt nie jest odpowiedzialny?” I jednak wszędzie grzech i poczucie grzeszności. Ależ musi ktośkolwiek być grzesznikiem: niemożliwa i odtąd nie wolno oskarżać i potępiać jednostki, tej biednej fali stawania się — dobrze więc: niech będzie grzesznikiem sama igraszka fal: stawanie się: tutaj działa wolna wola, tutaj można oskarżać, potępiać, pokutować i czynić skruchę: niechaj tedy Bóg będzie grzesznikiem, a człowiek jego odkupicielem: niechaj historia świata będzie zarazem winą, potępieniem siebie i samobójstwem; złoczyńca niechaj się stanie swym sędzią, sędzia własnym katem. — Ten chrześcijanizm odwrócony do góry nogami — bowiem cóż to jest innego? — to także ostatni sztych w walce doktryny o bezwarunkowej moralności z doktryną o bezwarunkowej niewoli — rzecz straszliwa, jeśli by była czymś więcej niż grymasem logicznym, więcej niż odrażającym wykrzywieniem dogorywającej myśli — być może, skurczem śmiertelnym zrozpaczonego i szukającego ratunku serca, któremu obłęd podszeptuje: „Oto jesteś baranek, który nosi grzechy boskie na sobie”. — Błąd tkwi nie tylko w poczuciu: „jam jest odpowiedzialny”, lecz również w owym przeciwieństwie: „jam nie jest odpowiedzialny, lecz ktoś musi nim być przecież”. — To także nieprawda: filozof przeto powinien rzec, jak Chrystus: „nie sądźcie”, i ostatnia różnica między głowami filozoficznymi i pozostałymi byłaby ta: że tamte chcą być sprawiedliwe, a te pragną być sędziami.