Theme
Kobieta
in work
Narcyssa i Wanda
↓ Expand fragment ↓Wyobraziłaś sobie, że jakiś kurs naukowy albo słowo jakiejś zasady zbawiennej mogłoby wiele wpłynąć na...
↑ Hide fragment ↑Wyobraziłaś sobie, że jakiś kurs naukowy albo słowo jakiejś zasady zbawiennej mogłoby wiele wpłynąć na polepszenie stanowiska kobiety w naszym kraju. Otóż ja mam wprost przeciwne przekonanie. Każda praca wyłączniej w tym celu przedsięwzięta i pod tym tytułem występująca rozbije się o śmieszność lub w najlepszym razie o bezskuteczność przynajmniej. W kółku dobrych znajomych, wśród życzliwych przyjaciółek wolno nam bez wątpienia roztrząsnąć sobie tę i ową wątpliwość, a nawet westchnąć z utęsknieniem ku tej lub owej zmianie; lecz do ogółu nie radziłabym nigdy w tym sensie się odzywać. Nie było takim niegdyś zdanie moje, ale takim się stało przez ciąg życia i doświadczenia; później życie i doświadczenie wytłumaczyło mi się i stwierdziło bardzo logiczną teorią. Kobieta jest przede wszystkim potrzebującą „spełnienia” istotą; gdyby nie nadużyto bardzo brzydko tego wyrazu, to bym powiedziała, że jest „realistką”. W naturze jej leży, aby dążyła ku zrzeczywistnieniu choć najabstrakcyjniejszych ideałów. Wszelkie przedwczesne, ponad „teraz” wybiegłe pojęcia najniebezpieczniejsze są, gdy się między kobiety dostaną, ale też najpewniejszymi wtedy zastosowania, próby, ciała i krwi być mogą; kobieta więc, jako tak przeważnie zrzeczywistniająca, rzeczywistością głównie wyrabiać się powinna. Musi to być jej prawem Bożym, gdyż wszelkie „rzecznictwa”, wszelkie dowodzenia zawsze więcej złego niż dobrego jej przyniosły. Był czas, kiedy z pewnym żalem myślałam sobie, dlaczego Chrystus w Ewangelii swojej nad czołem kobiety stanowczego błogosławieństwa równości duchowej nie wymówił? Teraz nic mi to nie przeszkadza; widzę, że je dał uczynkiem. Samarytance przy studni powierzył najpiękniejsze, fundamentalne słowa swojej nauki; a nie ścieśnił daru swojego powiadając: — „Dlatego ci to oznajmiam, bo kobietą jesteś” — lub — „chociaż kobietą jesteś” — po prostu do duszy ludzkiej się odzywał. Ja też myślę, że nam wypada nie dla siebie, nie dla nas kobiet, ale w ogóle dla wszystkich, dla świętej prawdy, prawdy się dopominać. Na co się zdadzą traktaty logiki dowodzące, że kobiety mogą, a więc, kiedy mogą, to i powinny umysłowo się kształcić? Krótsza sprawa od ukształcenia bez dowodzeń zacząć. Systemat wykładów niedostatecznym się okazuje? — trafić praktycznie do tych, którzy na zmianę wpływają; mówić w imię nauki, nie w imię potrzeb naszych. A zresztą mam to przekonanie, że wśród społeczeństwa jest miejsce dla każdej z nas takie, jakie zająć zdolna; nie czuję ochoty nawet o więcej się dopominać.
↓ Expand fragment ↓Panna Mazoni skarży się na krzywdę kobiety matki, żony i kobiety indywiduum — właściwiej byłoby każdy...
↑ Hide fragment ↑Panna Mazoni skarży się na krzywdę kobiety matki, żony i kobiety indywiduum — właściwiej byłoby każdy zarzut podeprzeć artykułem prawnym, cyfrą statystyczną — historycznym wypadkiem. Jeszcze tych ostatnich to jest dosyć, sławne imiona bohaterek i artystek na wierzchu jak oliwa po pamięci pływają; lecz mnie się zdają, na mnie robią wrażenie retorycznej ozdoby. Wolałabym coś bardziej dotykalnego; życie bieżące mnóstwo przecież dostarcza psychologicznych i sądowych dramatów. Cóż z tym wszystkim? gdyby się biedna Włoszka w najdobitniejsze uzbroiła argumenta, ja myślę, żeby to zupełnie na to samo wyszło. Z wyzwoleniem kobiety rzeczy tak pójdą jak z demokracją, socjalizmem itp. systemami. Tytuł upadnie, a szczegóły jedne za drugimi geologicznie składać się będą na ostateczną formę powierzchni. Idea bardzo jest piękną, ale szczegół bardzo jest skutecznym. Pani Sand, najtkliwsza i najszaleńsza między kobietami, wywołała sympatie — ale ta pani (po kobiecemu zapomniałam jej nazwiska), ta pani, która dla kobiet w Paryżu otworzyła Szkołę Sztuk i Rzemiosł, nierównie większą oddała im przysługę. Dzisiaj pracą i zarobkiem dochodzi się najwznioślejszych celów. Choćbyś się jak po zażyciu chininy bez opłatka wzdrygnęła, moja Wando rozmarzona, to jednak tego nie zeprzesz, że pieniądze są wolnością. Pieniędzmi swoimi, pieniędzmi zarobionymi, zmusi kiedyś kobieta napoleońskich Francuzów do zmiany całych rozdziałów w sławnym cesarskim kodeksie. Pieniędzmi ugruntuje równość małżeńską i władzę macierzyńską; pieniędzmi i dziś przecież, gdy chce, może sobie wykształcenie osobiste zapewnić. Pieniędzmi dopiero świat stanie dobremu otworem, a to dlatego, moja pani, że pieniądze zawsze reprezentują pracę — a praca rozum — a rozum Pana Boga. Czas już zamknąć ten ustęp poboczny przypomnieniem broszurki wywołany, tym bardziej że w to, co ganiłam właśnie, to jest w bezbrzeżne ogólniki wpadam.
↓ Expand fragment ↓Dobrze zrobiłaś, Wando, żeś mi wypisała te kilka słów z listu Seweryna. Nie zachęcą mię...
↑ Hide fragment ↑Dobrze zrobiłaś, Wando, żeś mi wypisała te kilka słów z listu Seweryna. Nie zachęcą mię do autorstwa, bo już klamka zapadła, ale bardzo mię zachęcą do prowadzenia z nim dalszej korespondencji. Na pierwszy raz byłam odważną, bo miałam szczegóły umyślnie dla niego uzbierane i wspólnie nas obchodzące; lecz teraz, nieznanym jemu światkiem otoczona, dłużej się z odpowiedzią marudziłam, bo mogłam tylko szczupłymi funduszami ogólnikowych lub moich własnych „rozumowań” dysponować. Kiedyć jednak powiada, że mu i takie „moje” na cokolwiek się zdadzą, więc znać, że nie wyłącznie to dobre, co dobre, ale i to, co komu dobrze służy. Dziwuję się trochę zadziwieniem Pana Choros[zewskiego] nie przez skromność z Pamiątki po dobrej Matce, bo dosyć wierzę temu, że czasem ze słów moich coś użytecznego wyciśniesz ty i kilka jeszcze innych bliskich moich, lecz na to trzeba niektórych władz kobiecych. W stosunku z wszystkimi panami, choćby najżyczliwszymi przyjaciółmi, czułam się zawsze bardzo niepotrzebną. Gdyby kiedy było przeszło aż za linię demarkacyjną, to osądziłam sama siebie, że nawet szkodliwą być mogę. Dałby się z tego cały rozdział do pewnej „Autobiografii” ułożyć. Lecz wracając do Seweryna, może w nim są właśnie owe kobiece — minorowe klawisze. Nie znam go dość osobiście na wysnucie stanowczych wniosków; jeśli tak nie jest, obraziłby się nawet, że jest o coś podobnego posądzony — choć, według mego gustu, mam ogromną sympatię dla kobiet z męskim umysłem i dla mężczyzn z kobiecym sercem — byle, ma się rozumieć, kobieta swoje kobiece serce zachowała, a mężczyzna ze swego męskiego umysłu nie abdykował.
↓ Expand fragment ↓Zdaje mi się, że na utrapienie dalszej przyszłości swojej zaczyniłaś ciasto świeżymi drożdżami. Spadła ci...
↑ Hide fragment ↑Zdaje mi się, że na utrapienie dalszej przyszłości swojej zaczyniłaś ciasto świeżymi drożdżami. Spadła ci w życiu ważna chwila, okazją przez ludzi zwana zazwyczaj. Chociaż ty sama wiesz lepiej niż inni, że taka chwila-okazja, to coś ważniejszego jeszcze, to suma chwil mnóstwa, ciężkich, nieraz pokurczonych, pokrzywionych, niewyraźnych, niejasnych, nieszczerych, a pierwsza w szeregu następnych, nieobliczonych, choć zawsze od niej zależnych, styczny punkt skutku z przyczynami. Otóż, jak mówię, zdaje mi się, że taką chwilę-okazję przegrałaś znowu marnie. Juścić nie możesz być tak łatwowiernie dziecinną i tak mało z naturalnym rozwojem stosunków ludzkich oswojoną, abyś przypuściła, że Zygm… istotnie astronomicznie jak gwiazdę kochać cię będzie i że mu na całe szczęście wieczorna wizyta parę razy w tygodniu przy ogólnej koło waszego salonowego stołu rozmowie wystarczy. On ją dziś woli od zupełnego zerwania, ale woli dlatego, że, czy przyznana, czy nieprzyznana, zawsze jednak choć w najmroczniejszej przyszłości jakaś nadzieja mu majaczy. Póki odmowę swoją tym jedynie usprawiedliwiać będziesz, że go nie kochasz, póty mu tej nadziei nie wydrzesz. To nie jest w naturze ludzkiej taka, że ją nazwę, ślamazarna ustępność — w naturze męskiej szczególniej. Aż go szanuję za to, że się nie zraża. Zdobyć, to prawo jego; lecz prawo zdobyczy jednym jedynym prawem rzeczywistym ograniczone być może: Nie brać cudzej własności: o cudzą własność ani dobijać, ani rozbijać się nie wolno. Dlatego, jeśli powiesz starającemu się o twoją duszę i życie twoje: „Ja pana nie kocham”, to tyle znaczy, jak gdybyś mu wyzwanie rzuciła: „Zrób to, bym cię kochała”. Gdy zaś powiesz: „kocham innego”, — rzecz skończona, klamka zapadła i pieczęć nad nicością położona. Masz niby kilka innych wyrazów na zagadanie swego sumienia: uczucie twoje tak wielką jest dla ciebie świętością! jakże je zwierzać innemu… jeszcze ojcu sama nie powiedziałaś — itd., itd. — Że nie powiedziałaś ojcu, by mu chwil niespokojności w czasie nieograniczonego wyczekiwania oszczędzić, to już jedno złe; czy z twego położenia, czy z innych powodów wypływające, nie mniej złem jest; ale że Zygm… ogólnie a stanowczo odmowy swojej nie objaśniłaś, to drugie złe nieużyteczne i zobaczysz, jak kiedyś jeszcze echem się odbije w przyszłości. Przypuszczasz, że to może jakie przykrości za sobą pociągnąć; może, nie tylko dla ciebie, ale i dla kogoś, co ci więcej znaczy, mieć niemiłe następstwa; rodzinne nieporozumienia dajmy na to, ze wszystkiego najgorsze plotki… To cóż? Moja Wando kochana, nie pierwszy to raz i ostatni przekonasz się, że spełnienie obowiązku różne nieprzyjemności za sobą pociąga, a tchórzostwo czym innym nie jest, tylko chęcią uniknięcia przykrości dla siebie i ukochanych swoich…
↓ Expand fragment ↓Więc mąż? — ach! jaką ja bym głupią żoną była — ty nie wierzysz — lecz ja znam...
↑ Hide fragment ↑Więc mąż? — ach! jaką ja bym głupią żoną była — ty nie wierzysz — lecz ja znam siebie — i mam pewność moralną, że bym wprost na podszewkę odwróciła wszystkie zasady — a jednak zmienić bym ich nie zmieniła. Tylko — ty przecież musisz rozumieć ten psychologiczny fenomen, jak to rzeczy śmiesznie wyglądają, kiedy szczerym pojęciom rzeczywistość natury nie odpowiada. Wielkie moje i twoje szczęście, że męża nie miałam. Ot, bardziej dziecka niemianego żałuję. Prawda, że dopiero teraz potrafiłabym w prawdziwie moralnym i dobrym stosunku do dziecka mego stanąć; pierwej byłabym masą najfałszywszych pedagogicznych przesądów nagrzeszyła; lecz sobie na pociechę wyobrażam, że moje dziecko wzięłoby wiele z mojej, a ma się rozumieć, tylko ulepszonej natury; byłaby to edycja poprawna. Nic mię nie zraża przykład sióstr wszystkich, choć tak głęboko jestem o prawach rodzinnej rasowości przekonana; właśnie kiedy one miały takie niektóre zdolne, niektóre poczciwe, niektóre piękne dzieci, to moje musiałoby być i zdolne, i poczciwe, i piękne zarazem, bo ja niezawodnie więcej, zupełniej tego od nich wszystkich bym pragnęła — potrzebowała — ale — ale zależałoby niemało od doboru ojca — toteż się pocieszam, że mi zawód w dziecięciu moim oszczędzony. A dalej tedy — podróże, stopień akademicki, możność pracy? — to nie są już okoliczności, to powinny być wyroby życia. Nie dlatego ich nie miałam, że nie mogłam — że nie były dla mnie — tylko po prostu, że mieć nie umiałam. Ze wszystkich dobrych rzeczy przez ciebie wyliczonych, znalazłam jedną tylko — jednej użyłam — jednej choć w części dosłużyłam się; przyjaźni idealnej i stosunków. Nie chciałabym za przeszłość i przyszłość niczego lepszego nad to, co mam; chciałabym niezawodnie sama być lepszą, więcej korzystać, częściej się radować, bliżej stanąć — ale nikogo z was, moi drodzy, najdrożsi, zmienić nie chcę, ani Juluty, ani Kazi — ani ciebie, ani Edwarda, ani nikogo, nikogo, który z moich jest! — To wszystko znaczy, moja Wando, że gdybyś mię chciała nie wiem jakimi szczęściami lekować, daremna praca — i zdaje mi się dla wielu daremna, choć człowiek dojdzie do tego, czego potrzebuje i pragnie (twoje słowa), to mu jednak źle jeszcze będzie — może dlatego, by szedł coraz, coraz dalej. A swoją drogą, ponieważ stara jestem i sama nigdzie nie doszłam, więc w pierwszej chwili czytając te wyrazy, natychmiast rzuciłam monologowy wykrzyknik: „abo to prawda, że kto doszedł kiedy”; lecz to cię do żadnej wątpliwości nie obowiązuje. Co zaś względem prawa do tworzenia swojej własnej, nowej rodziny mówisz, na to się zgadzam zupełnie. Człowiek bez rodziny, to jak ząb bez szczęki; ale cóż na to poradzić, kiedy owa rodzina musi zacząć się od męża i żony — tu zaś wchodzą w obliczenie różne inne warunki. Jakiego męża! Dlaczego męża? Na co męża? Czy najlepszego, czy najukochańszego — czy takiego jak jest — czy dla szczęścia, czy dla obowiązku, czy dla stanowiska w życiu? Czy na wspólną pracę, czy na podporę — czy na przyzwoitość? a czy nie lepiej samą zostać w smutku niż we dwoje — a czy się godzi… itp.
↑ Hide fragment ↑A teraz, Wandziu kochana, zwróćmy się do tego, w czym ty ode mnie lekarstwa i poprawy czekasz. Takie cisze wewnętrzne wcale do spokojności niepodobne, ale pewnego zatrzymania prądów żywotnych w duchu naszym będące skutkiem, trapią cię, jak widzę, nieznośnie — dopiero jednak wtedy niebezpiecznymi się staną rzeczywiście, gdy im zaczniesz różnych środków zaradczych dobierać. Przeciw tym ciszom bojując jak przeciw skrzydłom wiatraków upędzają się zwykle kobiety za wrażeniami i całe flaszki mikstur wychylają szkodliwych — trujących nawet częstokroć. Dwa szczególniej pająki czyhają w rogach wszystkich salonów i bawialnych pokoi na muchy-duszyczki, taką bezwładnością tajemną zwątlone: dewocja i romans. Jak spowiednicy wezmą w swoją kurację oskarżającą się i jęczącą pod ciężarem oschłości penitentkę, tak jej nie dadzą w końcu serca na słońce spod mnóstwa praktyk i gimnastyk wychylić. Jak pierwszy lepszy z interesowanych w tym gości stan ów nudą trącący zrozumie, tak mu nawzajem łatwo będzie tyle nasunąć urozmaiceń, zmartwień i przyjemnostek, że się na kształt ukochanego potrzebnym stanie. Lub zresztą obejdzie się bez przydatnich starań spowiednika i gościa; kobiety same umieją sobie rozdrobiazgować na zabawkę pobożność — upolować dla zajęcia romans w miejsce miłości. — Aby żyć, aby nie martwieć! Słuszna przyczyna; tylko trzeba w sobie zrozumieć, że chwile zawieszające niby procesy życia są chwilami snu, nie śmierci. Ani my jeszcze nie zasłużyli, ani my nie dorośli tego stanu zbawienia, w którym wszystkie władze rozbudzone, w którym czynność twórcza znać nie będzie spoczynku, tylko spoczynek przemiany coraz doskonalszej. Dzisiaj nam brak nieraz nas samych w sobie, ale to trzeba przyjąć jak przyjmujemy wszelkie niedokładności organizmu. Miarkować, co nam lepiej służy, a co więcej szkodzi — o to się starać, ku temu się garnąć, tamtego zaś unikać — czekać nade wszystko, żeby duch się własną siłą, własną prawdą krzepił, a nie pożyczonymi zewnętrznymi środeczkami ratował. Spodziewam się, że nie należysz do tych szwermerychów, co to sobie dysponują, aby nad kwiatkiem dumali, nad zachodzącym słońcem się unosili, nad ludzkim jakim arcydziełem w osłupieniu stawali. Jestem przecież pewna, że nie raz bez przygotowania i zadumałaś się głęboko, i uniosłaś zachwyceniem, i podziwiałaś, i wielbiłaś — a to samo przez się z życiem napłynęło — więc daj spokojnie chwilom wyższego podniecenia nadpłynąć — a tego, co masz na stan normalny, excusez du peu — chęć do pracy i nauki, ideał świętości — szukanie prawdy itd., itd. — niech ci to na dnie powszednie jako bardzo wystarczający kawałek powszedniego chleba wystarcza. A co niedziela — to niedziela, nie zawsze św. Jana — powiedz sobie, i idź dalej.