Majątek 70 milionowy złożyli ojciec Zolimy, Muzaferid, drugi z wielkiego „tryumwiratu” Licki i sam Oleśnicki — pod warunkiem, że zostaną prowadzącymi własne zasekwestrowane przedsiębiorstwa kopalniane.
Mieli pewność oczyścić je z długu.
Lecz Mangro, ukryty za figurą pewnego ichmościa, stanął na czele kasy, gdyż ichmość był tylko pozornym przedstawicielem rządu.
Kiedy zepsuły się transmisje od rygu (maszyny prowadzącej wszystkie roboty w kopalni), Mangro, utajony za plecami swego agenta, nie pozwolił naprawić więcej jak połowę, mówiąc, iż teraz jest konieczną oszczędność — i wówczas dwadzieścia kilka szybów w Turowym Rogu zaczęło dawać tyle produktu w ciągu tygodnia, co jeden sąsiedni szyb barona de Mangro w ciągu jednego dnia.
Po bezowocnych walkach z intrygą, której nici dopatrzeć się nie było można — Muzaferid wycofał się, zostawiając swą majętność nowym ludziom w Banku, bo nawet pracować jako podrzędny inżynier nie mógł, widząc, że z Turowego Rogu wszystkie maszyny wywożą do kopalń barona de Mangro. Młoty parowe, ustawione z największą starannością, sprowadzone z dala z największym zachodem, poszły jako „bruch” do sąsiednich kopalń Mangra. Odwołać się do opinii publicznej, rozjuszonej przeciwko pijawkom narodu: Oleśnickiemu, Muzaferidowi i Lickiemu — nie było sposobu. Naród kipiał świętym oburzeniem.
I stało się dziwnie: gdy jednego dnia Oleśnicki nagle porażony padł na serce — Muzaferid, niewiedzący nic o tym i z dala o pięćdziesiąt mil, silny jak tur, runął zemdlony i z łoża dotąd nie powstał.
Majętność ich została kupiona przez Bank „Die unterirdische Klapperschlange”, za cenę długów, bez grosza pieniędzy!!
Tak zmarnowano wielki, genialny, prawdziwie obywatelski czyn.
Głupi, podle głupi w tym narodzie są ludzie.