Aż wreszcie pewnego dnia przyszła do niego, oświadczając mu
z naiwną otwartością, że byłoby jej strasznie nieprzyjemnie przyznać się
przed znajomymi, że zaręczona jest z suchotnikiem.
Filip na to wspomnienie wybuchnął śmiechem tak hałaśliwym
i szczerym, że Bram mógłby go posłyszeć z odległości nawet stu jardów.
On — suchotnikiem! Rozkrzyżował szeroko potężne ramiona, aż stawy
zatrzeszczały, i wciągnął głęboko w płuca rześkie, mroźne powietrze.
Czuł się mocny i zdrowy jak rydz. Wyzdrowiał tutaj, wśród tych
olbrzymich borów, śniegów i lodów. Kochał całym sercem te północne
strony, które mu wróciły zdrowie. Kochał je i dlatego przed dwoma laty
wstąpił w służbę królewskiej policji, ogarnięty żądzą przygód i awantur.
Kiedyś wróci może na jakiś czas tam na południe, do swych znajomych.