wszyscy
w salonie naraz mówić zaczęli, a najgłośniej sam Grosglick, który dowiedziawszy się od starego Endelmana
o przejściu Bernarda na protestantyzm, wybuchnął oburzeniem.
— Ja mówiłem, że on źle skończy. On symulował
filozofa i człowieka z fin de sieclu, a skończył jak prosty szajgec. Czemu na protestantyzm? Ja myślałem, że
on jest subtelniejszy. Mnie nie o to idzie, że przeszedł
na inną wiarę, bo czy on będzie katolik, protestant, czy
mahometanin, to i tak Żydem nie przestanie być i dla
nas nie jest stracony.
— Pan nie lubi protestantyzmu? — zapytał Kurowski, goniąc orzechowymi oczami za Anką, chodzącą
po salonie z Niną.
— Nie lubię i nigdy bym na to wyznanie nie przeszedł. Ja jestem człowiek, który kocha i potrzebuje
pięknych rzeczy. Jak ja się narobię cały tydzień, to potem w szabas, czy w niedzielę potrzebuję odpocząć, potrzebuję iść do ładnej sali, gdzie bym miał ładne obrazy,
ładne rzeźby, ładną architekturę, ładne ceremonie i ładny
kawałek koncertu. Ja bardzo lubię te ceremonie wasze,
w nich jest i piękny kolor, i ładny zapach, i dzwonienie,
i światła, i śpiewy. A przy tym jak ja już muszę słuchać
kazania, to niech ono będzie nie nudne, niech ja słucham delikatnego mówienia o wyższych rzeczach, to jest
bardzo nobl i to dodaje człowiekowi humoru i ochoty
do życia! A w kirche co ja mam?… Cztery gołe ściany
i tak pusto, jakby cały interes miał się trochę zlikwidować. A do tego przychodzi pastor i mówi. Co pan
myślisz, o czym on gada?… Gada o piekle i innych nieprzyjemnych rzeczach. Bądź pan zdrów. Czy ja po to
idę do kościoła, żeby się zdenerwować? Ja mam nerwy,
ja nie jestem cham, ja nie lubię się gnębić nudnym gadaniem. A przy tym, ja lubię wiedzieć z kim mam do
czynienia — cóż to za firma protestantyzm?!
— Papież to firma.