Theme
Bóg
in work
Pożegnanie jesieni
↓ Expand fragment ↓I nagle przestraszyła się — naprawdę tym razem: przecież On to słyszy. On widzi ją w...
↑ Hide fragment ↑I nagle przestraszyła się — naprawdę tym razem: przecież On to słyszy. On widzi ją w tej chwili — o, jakże trudno jest oszukać Boga! On tu jest — ale gdzie? O — może czai się tam za purpurowym klęcznikiem… Widziała Go, groźnego starca z błękitną brodą, jak w pewnej kapliczce na Podhalu, straszliwego samotnika wśród nieskończoności wirujących światów. „Że też jemu w głowie się nie kręci! Chyba dla odpoczynku siada na jakąś planetę i ma złudzenie spokoju jak my”. Przerażenie jej wzrastało, a tu, jak na złość, narzucały się myśli świętokradcze, przymusowe, nie do odparcia. Mimo że pokój zalewało żółtawe od mgły miejskiej ranne słońce, ogarnął ją dziki strach. „Czy ja zwariowałam już? Boże! Ratuj mnie! — krzyknęła, padając z zamkniętymi ze strachu oczami obok wspaniałego klęcznika wykonanego z jarzębowego drzewa przez najzdolniejszych uczniów Karola Stryjeńskiego z Zakopanego na specjalne zamówienie starego Bertza. „A czy Bóg, gdyby chciał, mógłby stworzyć drugiego Boga, takiego samego — przecież jest wszechmocny. Wtedy by się nie nudził” — przemknęła nowego typu blasfemia przez rozdwojoną świadomość. „A czy mógł stworzyć świat bez zła? Gdyby chciał, wszystko byłoby dobrze” — szeptał szatański głos tuż przy uchu. Najwyraźniej ktoś stał za nią. Nie śmiała się obejrzeć i zatopiła się w modlitwie prawie bezsensownej, nie wiadomo o co, może o łaskę. Otworzyła oczy i wpiła się w obraz Zofii Stryjeńskiej wiszący nad klęcznikiem, a przedstawiający Boga Ojca w stylu ogólnosłowiańskim, pijącego miód z niedźwiedziem, symbolem siły i płodności, i czegoś tam jeszcze, na podwórzu starej gontyny — małe aniołki bawiły się piaskiem w towarzystwie rudej kotki z młodymi, jeszcze ślepymi kociakami. Hela powtarzała w myśli wszystkie argumenty księdza Wyprztyka o zasłudze, pokucie i zbawieniu, ale nic nie mogło rozproszyć tej okropnej wątpliwości: „Przecież gdyby On chciał, nie byłoby zła na świecie. Ale wtenczas nie byłoby nic — wieczność zbawienia straciłaby swoją wartość. A więc zło jest konieczne, aby coś w ogóle było, jest integralną częścią Istnienia. A więc Bóg nie mógłby…” Straszliwa pustka bezdusznego pozornie dogmatu, kryjąca jeszcze straszliwszą, absolutnie niezgłębioną tajemnicę, otworzyła się gdzieś z boku, tam, gdzie nikt by się jej nie spodziewał. „Nierozwiązalna zagadka może być postawiona w sposób różny, mniej lub więcej doskonały. Gdzież znajdziesz lepsze ujęcie tajemnicy świata jak nie w katolickim Kościele?” — tak mówił niedawno ksiądz Hieronim. „A on wiedział o wszystkim zawczasu, bo jest wszechwiedzący” — zaszeptał znowu szatański głos. „Ukórz się przed doskonałością tajemnicy, a nie przed niedoskonałym rozwiązaniem” — przypomniały się znowu słowa natchnionego księdza. „Tak — o, gdybym mogła, byłoby to przecież najwyższym szczęściem” — szeptała ze łzami.