Dziwi ich gnuśność Teukrów niewymownie,
Iż w pole nie wychodzą na bój przed warownię,
Jeno obozu strzegą. — Turn z konia się sroży,
Bada szańce, dostępu szuka wśród bezdroży.
Jak pod pełną owczarnią pomruki złowieszcze
Wydaje wilk, u płotu wiatr znosząc i deszcze
Po północy; bezpieczne wśród matek jagnięta
Beczą — jego złość zasię zdejmuje zawzięta
Na ukryte, głód długo znoszony go nęka
I wściekłość, schnie krwi ciepłej pragnąca paszczęka
Tak w Rutulu, co mury i obóz w bliskości
Ogląda, wre gniew — twarde ból pali mu kości.
Nie wie, jak znaleźć dostęp, jak za szańców załom
Zwabić Teukrów na pole i wydrzeć ich wałom.