Dziękujemy, że nas odwiedzasz! Czekają na Ciebie tysiące ebooków i setki audiobooków. Działamy dzięki wsparciu osób takich jak Ty.
Czy dorzucisz się do biblioteki?
Theme
Samobójstwo
in work
Spowiedź dziecięcia wieku
↓ Expand fragment ↓Zbudziwszy się nazajutrz, czułem tak głęboki wstręt do siebie, czułem się tak splugawiony, tak poniżony...
↑ Hide fragment ↑Zbudziwszy się nazajutrz, czułem tak głęboki wstręt do siebie, czułem się tak splugawiony, tak poniżony we własnych oczach, iż w pierwszej chwili owładnęła mną straszliwa pokusa. Wyskoczyłem z łóżka, kazałem dziewczynie ubrać się i iść sobie jak najprędzej; następnie usiadłem i, wodząc rozpacznymi oczyma po ścianach, utkwiłem je machinalnie w kącie, gdzie wisiały pistolety.
Wówczas nawet, kiedy udręczona myśl idzie, można rzec, z wyciągniętymi rękami ku zagładzie, kiedy dusza chwyta się straszliwej decyzji, jest, zdaje się, jakaś niezależna od woli materialna groza w fizycznym akcie odczepienia broni, narządzenia jej; palce drżą, ramię sztywnieje. Człowiek idzie ku śmierci, ale cała natura w nim się cofa. Tak więc niepodobna mi wyrazić tego, czego doświadczałem, podczas gdy dziewczyna się ubierała; zdawało mi się jeno, że pistolet mówi: „Zastanów się”.
↓ Expand fragment ↓Mój biedny przyjacielu — rzekłem sobie w głębi serca — muszę ci udzielić jednej rady: sądzę, iż...
↑ Hide fragment ↑Mój biedny przyjacielu — rzekłem sobie w głębi serca — muszę ci udzielić jednej rady: sądzę, iż trzeba ci umrzeć. Skoro jesteś w tej chwili dobry, skorzystaj z tego, aby nie być złym; podczas gdy kobieta, którą kochasz, leży tu umierająca, podczas gdy czujesz wstręt do samego siebie, połóż rękę na jej piersi; żyje jeszcze, to dosyć; zamknij oczy i nie otwieraj ich już. Nie bądź świadkiem jej pogrzebu, lękam się bowiem, byś nie pocieszył się jutro; wbij sobie sztylet w łono, dopóki serce, które w nim nosisz, kocha jeszcze Boga, który je uczynił. Czy młodość twoja cię wstrzymuje? żal ci, że nie doczekasz siwizny? Niechaj twe włosy nie zbieleją nigdy, jeśli nie pobielały tej nocy.
A wreszcie, co ty chcesz robić na świecie? Jeśli opuścisz ten pokój, dokąd się udasz? Czego się spodziewasz, jeśli zostaniesz? Ha! nieprawdaż, iż patrząc na tę kobietę, zdaje ci się, że czujesz w sercu cały skarb jeszcze nietknięty? To co tracisz, nieprawdaż, to nie tyle to, co było, ile to, co mogło być; najgorszym pożegnaniem jest czuć, że nie wypowiedziało się wszystkiego? Czemuś nie znalazł słów przed godziną? Kiedy wskazówka była na tej cyfrze, mogłeś być jeszcze szczęśliwy. Jeśliś cierpiał, czemuś nie otworzył swej duszy? jeśliś kochał, czemuś nie mówił? Oto jesteś jak sknera umierający na swoim skarbie; zatrzasnąłeś drzwi, skąpcze; szamoczesz się za ryglami. Możesz je szarpać, mocne są: twoja to ręka je ukuła. O szaleńcze, któryś pragnął i któryś posiadł swe pragnienie, nie myślałeś o Bogu! Igrałeś ze szczęściem jak dziecko z zabawką; nie zastanawiałeś się, jak rzadkie i kruche było to, co trzymałeś w rękach; gardziłeś nim, uśmiechałeś się zeń, odwlekałeś kosztowanie go; nie liczyłeś modłów, jakie twój dobry anioł zanosił przez ten czas, aby ci zachować ten cień jednego dnia! Ha, jeśli jest w niebiesiech anioł stróż, który czuwał nad tobą, co się z nim dzieje w tej chwili? Usiadł przy organach, skrzydła ma na wpół roztwarte, ręce wyciągnął na klawiszach z kości słoniowej; intonuje wiekuisty hymn, hymn miłości i nieśmiertelnego zapomnienia. Ale kolana uginają się pod nim, skrzydła opadają, głowa pochyla się niby złamana trzcina; anioł śmierci dotknął jego ramienia, znika w bezmiarze!
A ty w dwudziestu dwu leciech zostajesz sam na ziemi, wówczas gdy szlachetna i wzniosła miłość, gdy siła młodości miały może zrobić coś z ciebie! Kiedy po tak długich smutkach, po tak piekących zgryzotach, po tylu błądzeniach, po tak rozrzutnej młodości, mogłeś oglądać wschodzący nad sobą spokojny i czysty dzień; kiedy życie twoje, poświęcone ubóstwianej istocie, mogło spęcznieć nowym sokiem, w tej właśnie chwili wszystko zapada się w przepaść i rozwiewa się w twych oczach! Otoś został już nie z mglistymi pragnieniami, ale z rzeczywistym żalem; już nie z sercem pustym, ale spustoszonym! I ty się wahasz? Na co czekasz? Skoro ona już nie chce twego życia, niechże to życie nie liczy się już za nic! Niechaj ci, którzy kochali twą młodość, zapłaczą nad tobą! nie są liczni. Kto był niemym wobec Brygidy, powinien zostać niemym na zawsze! Niechaj ten, kto przeszedł po jej sercu, zachowa bodaj ślad jego nietknięty! Przez Boga, jeśli chcesz żyć jeszcze, czyż nie trzeba by go zatrzeć? Cóż by ci innego zostawało dla zachowania twego nędznego tchu niż skazić go do reszty? Tak, obecnie życie twoje trzeba zapłacić tą ceną. Aby je znieść, trzeba by ci nie tylko zapomnieć miłość, ale zapomnieć, że ona w ogóle istnieje; nie tylko zaprzeć się tego, co było w tobie dobre, ale zabić to, co może być jeszcze dobre; cóż bowiem począłbyś, gdybyś pamiętał? Nie mógłbyś uczynić kroku na ziemi, nie mógłbyś śmiać się ani płakać, ani dać jałmużny ubogiemu, nie mógłbyś być dobrym przez kwadrans, aby twoja krew, napływając ci do serca, nie krzyczała, iż Bóg cię uczynił dobrym po to, aby Brygida była szczęśliwą. Najdrobniejsze twoje postępki rozbrzmiewałyby w tobie i niby dźwięczne echa budziłyby jęk twoich nieszczęść; każde poruszenie twej duszy rodziłoby w niej żal. Sama nadzieja nawet, ta boska posłanniczka niebios, ta święta przyjaciółka zapraszająca nas do życia, zmieniłaby się dla ciebie w nieubłagane widmo i stałaby się bliźniaczą siostrą przeszłości; każde twoje wyciągnięcie rąk ku czemuś byłoby jedynie długim żalem. Kiedy mężobójca kroczy w ciemności, trzyma ręce przyciśnięte do piersi z obawy, aby nie dotknąć czego i aby mury go nie oskarżyły. Tak ty musiałbyś czynić; wybieraj między duszą a ciałem; trzeba ci zabić jedno z dwojga. Wspomnienie dobrego pcha cię ku złemu, robi z ciebie trupa, jeśli nie chcesz być własnym upiorem. O dziecko, dziecko! umrzyj uczciwie, iżby można było płakać nad twoim grobem!
Padłem na ziemię przy łóżku pełen tak strasznej rozpaczy, iż rozum mnie opuszczał; nie wiedziałem już, gdzie jestem, ani co robię. Brygida westchnęła i odsuwając kołdrę, jak gdyby broniąc się przed uciskiem natrętnego ciężaru, odkryła białą i obnażoną pierś.
Na ten widok wszystkie zmysły stanęły we mnie dęba. Z bólu czy z pragnienia? nie wiem. Okropna myśl wstrząsnęła mną nagle.
— Jak to! — rzekłem sobie — zostawić to innemu? umrzeć, zstąpić w ziemię, podczas gdy ta biała pierś będzie oddychała powietrzem przestworzy? Boże sprawiedliwy! inna ręka miałaby spocząć na tej delikatnej i przezroczystej skórze! inne usta na tych wargach, inna miłość w tym sercu! inny mężczyzna tu, przy tym wezgłowiu! Brygida miałaby żyć szczęśliwa, ubóstwiana, a ja gniłbym gdzieś w rowie cmentarnym! Ile trzeba czasu, aby zapomniała o mnie, jeśli przestanę istnieć jutro? ile łez? ani jednej może! Nie byłoby jednego przyjaciela, jednego człowieka który by się zbliżył do niej, iżby jej nie mówił, że śmierć moja jest dla niej szczęściem, który by się nie kwapił jej pocieszać, nie zaklinał, aby nie myślała już o tym! Jeżeli będzie płakać, dostarczą jej rozrywek; jeśli nawiedzi ją wspomnienie, uprzątną je; jeśli miłość przeżyje mnie w jej sercu, będą ją leczyć z niej niby z zatrucia. Ona sama powie może pierwszego dnia, iż chce iść za mną, a za miesiąc odwróci się, aby nie widzieć wierzby płaczącej zasadzonej na mym grobie! Jak mogłoby być inaczej? Czy można płakać po kimś, będąc tak piękną? Gdyby nawet chciała umrzeć ze zgryzoty, ta toczona pierś szepnęłaby jej, że chce żyć, a lustro poparłoby te słowa; a w dniu, w którym w miejsce wysychających łez wykwitłby na twarzy pierwszy uśmiech, któż by jej nie winszował powrotu do zdrowia? Po tygodniu milczenia pozwoli, aby wymawiano w jej obecności moje imię; później zacznie sama mówić o mnie z tęsknym spojrzeniem, jak gdyby chcąc powiedzieć: „Pocieszcie mnie!” A kiedy stopniowo dojdzie do tego, iż zacznie nie unikać mego wspomnienia, ale nie mówić już o nim; kiedy w piękny wiosenny poranek otworzy na oścież okno śpiewowi ptasząt; kiedy zapadnie w marzącą zadumę i powie: „Kochałam!…”, któż będzie wówczas przy niej? kto ośmieli się odpowiedzieć, iż trzeba kochać jeszcze? Ach! mnie nie będzie już wówczas! Będziesz słuchała, niewierna; pochylisz głowę, rumieniąc się jak róża, która ma rozkwitnąć; piękność twoja i młodość uderzą ci do lic. Powtarzając, iż serce twoje umarło, będziesz wydzielać z sobie tę rozkoszną aureolę, której każdy promyk wzywa pocałunku. Jak one pragną, aby je kochano, te nieszczęśliwe, które mówią, że już nie kochają! I co w tym dziwnego? Jesteś kobietą; wiesz, co warte jest to ciało, ta alabastrowa pierś; mówiono ci to; kiedy je kryjesz pod suknią, znasz cenę swego wstydu. W jaki sposób kobieta, która skosztowała dymu pochlebstw, mogłaby się bez nich obejść? czyż ona żyje, jeśli pozostaje w cieniu i jeśli zapadnie cisza dokoła jej piękności? Jej piękność to zachwycone spojrzenie kochanka. Nie, nie, niepodobna wątpić; kto raz kochał, nie zdoła żyć bez miłości; kto otarł się o śmierć, czepia się życia. Brygida kocha mnie, umarłaby może dla mnie; ale niech ja się zabiję, będzie miał ją inny.