Dzieciaki korzystające z Wolnych Lektur potrzebują Twojej pomocy!
Na stałe wspiera nas jedynie 428 osób.
Aby działać, potrzebujemy 1000 regularnych darczyńców. Dorzucisz się?
Motyw
Strach
w utworze
Cywil w Berlinie
↓ Rozwiń fragment ↓Idę więc spokojną mieszczańską ulicą — odpowiednik polskiej Wilczej czy Hożej, nagle w oddali kupa narodu...
↑ Zwiń fragment ↑Idę więc spokojną mieszczańską ulicą — odpowiednik polskiej Wilczej czy Hożej, nagle w oddali kupa narodu, słyszę krzyki, gdy dochodzę do zbiegowiska, widzę, że po jednej stronie ulicy jest Braunes Haus, czyli koszary jednego ze Sturmów, a po drugiej włoska gelateria. Staram się rozpytać, o co chodzi, ale bardzo nieśmiało, gdyż dzielnica ta nie przywykła do cudzoziemców. Dowiaduję się tylko z niechętnie, a raczej trwożliwie udzielanych mi informacji, że to bójka między esamanami z przeciwległych koszar a przedstawicielami innego Sturmu, będącymi po cywilnemu. Ale nie to jest ważne — ważny jest nastrój tłumu. Tłum ten stoi i milczy. Nie dyskutuje jak normalnie w takich wypadkach; nikt nie przechwala się, że właśnie on pierwszy usłyszał, zobaczył, czy coś podobnego. U jednych można wyczuć zgorszenie, że szturmowcy biją się pomiędzy sobą, a u większości — po prostu jakiś nieprzemyślany lęk. Z wielkim wrzaskiem syren przyjeżdżają dwa auta z uzbrojoną policją. Z czarnych czeluści bramy brunatnego domu wychodzi delegacja SA. Odbywa się jakaś rozmowa, a tymczasem dwóch policjantów z całą brutalnością przepędza nas wszystkich z chodników i bram tak, że ulica jest zupełnie opustoszała na przestrzeni czterech kamienic z każdej strony koszar. Zdumiewające jest nasze milczące odstępowanie przed tym jednym policjantem. Cofamy się z poczuciem winy, żeśmy widzieli to, co zaszło. Nikt się nie ociąga. Nikt nie protestuje. Nikt się z „panem władzą” nie przekomarza, wszyscy milczą. Znów syreny, znów dwa auta wiozą tym razem Feldpolizei, czyli żandarmerię oddziałów szturmowych, nad którymi zwykła policja nie ma władzy. Policja natychmiast odjeżdża. Feldpolizei zabiera jakiegoś nieszczęsnego cywila, którego wskazał SA, i razem udają się do wnętrza Braunes Haus. Incydent, zdawałoby się, powinien być zakończony — tymczasem tych dwóch rewirowych jeszcze energiczniej i jeszcze dalej nas odsuwa. Kiedy się pamięta to, co rok temu potrafiło dziać się w takim Braunes Haus, trudno oprzeć się myśli: a nuż nie chcą, żebyśmy słyszeli krzyki. Tłum rozchodzi się pomału. Obok mnie idzie kobieta i dwóch mężczyzn. Ona bardzo wzburzona mówi: Ich war nie Nazi, Ich war immer Deutsch-National. Na co obaj mężczyźni z przerażeniem: Sprich doch nicht so laut — bist du verrückt?. Konkretnego i rewelacyjnego nic właściwie tego wieczoru nie zobaczyłem, nie dowiedziałem się niczego nowego; a jednakże do głębi wstrząsnął mną nagły widok zasłoniętego na co dzień oblicza rewolucji.