Potrzebujemy Twojej pomocy!
Na stałe wspiera nas 417 czytelników i czytelniczek.
Niestety, minimalną stabilność działania uzyskamy dopiero przy 1000 regularnych darczyńców. Dorzucisz się?
↓ Rozwiń fragment ↓AMELIA
O tak, królu, jak zwykle, dziś, o słońca wschodzieSzłam na mszę. Pan Mazepa...
↑ Zwiń fragment ↑AMELIA
O tak, królu, jak zwykle, dziś, o słońca wschodzieSzłam na mszę. Pan Mazepa mnie spotkał w ogrodzie.Na wąskiej kładce, zewsząd okrytej drzewami,Ukląkł — jam się bladością okryła i łzami,Lecz nie chciałam się cofnąć, by nie zdradzić strachu:Począł mówić, że poznał mnie po róż zapachu,Że mu wschodzące słońce powiedziało o mnie;Zawstydzona, ile że ubrana mniej skromnie,Bom nie myślała, że mnie kto z ludzi nadybie,Musiałam spuścić oczy i w rzeczułki szybieWołać rybek na pomoc i prosić o radę.Gdy ten bezczelnik, lica moje widząc blade,Rozumiał, że mnie z barwą zarazem różanąOdleciał wstyd — i z trwogi na kładce zachwianąZatrzymał tak, że usta uczułam na twarzy.KRÓL
O! Szatan!AMELIA
Więc się, panie, zawstydzona skarży.Ufam, że się król ujmiesz za sprawą kobiety.KRÓL
Osądź go sama.AMELIA
Jak to! Ja mam sądzić — nie ty?Królu, ty w naszym domu.KRÓL
na stronie.Przeklęty paziku!Do Amelii.Pani, w naszym kodeksie jest zbrodni bez liku,Lecz takiej nie ma zbrodni, ani kary na nią.