— Patrzcie no go! Już się z naszymi zwąchał. Ha, jakeś taki chwat i nie boisz się wychodzić z pokoju, to jeść dostaniesz tak samo, jak inne psy — zdecydowała i przyniosła Mikadzie miseczkę, jak i innym psiakom.
Postawiła ją na przymurku.
— Naści. Mikado, wsuwaj! — powiedziała i pogładziła psa po miękkiej sierści. — A toś się utytłał — wymówiła mu widząc, że pełno w sierści miał wiórków i słomy.
Mikado spojrzał na Katarzynę tym swoim dziwnym spojrzeniem, jakby z góry. i pomyślał:
— Prawda, że bywałem nieraz czyściejszy, niż jestem w tej chwili. Ale mi jest teraz dobrze na świecie i pani jest kochana, że mi daje jeść tu, nie zaś razem z Tiuzdejkiem.
Podszedł do miski i jadł rozważnie, spokojnie, nie spiesząc się. Za to Puc i Bursztyn żarły tak pośpiesznie, że aż się dławiły.
Zawsze tak ćpały nieprzystojnie.
Nie wiadomo dlaczego i po co? Nikt im przecież nigdy nie odbierał jedzenia, a i same sobie nawzajem go nie wydzierały.