— A to chwała Bogu, kiedy się organista chce pogodzić — odparł dobrodusznie zasmolony olbrzym, wysłuchawszy opowiadania żony.
Młoda gosposia aż ręce załamała ze zgrozy.
— I ty byś się z nim pogodził?… — krzyknęła.
— Ma się wiedzieć!… A kto będzie uczył Staszka? może profesor?…
— Ty się z nim pogodzisz za to, że ci butelkę o łeb rozbił?…
— Przecież nie łeb pękł, ino butelka…
— Za to, że cię od smoluchów wyzywa, z kominiarzem równa?…
— Jakem nieumyty, tom smoluch; wszyscy o tym wiedzą, a ty najpierwsza — mówił kowal, nie mogąc dojść powodu zawziętości żony.
Szarakowa wstrząsnęła głową.
— Doloż moja! — zaczęła biadać — otom ci los zrobiła!… Toś ty chłop?… To twój ojciec z moim stryjem służył w wojsku, a ty nie masz ambicji?… Ja baba jestem — mówiła zadyszana — a oczy bym mu wydrapała, a ty się chcesz godzić?… Toś ty mąż Stawińszczanki, ze szlacheckiego gniazda żonę wziąłeś, a wstydu nie masz w oczach?…