Poniżej swego ohydnego posłania dostrzegł on dwóch chłopców,
widocznie nie znających się z sobą, z których mniejszy rzucał
kamienie na wodę, wyższy zaś zdawał się rozmyślać nad sposobem
zawarcia z nim znajomości. Jakub uczuł dziwną sympatię dla
tych dwóch wyrostków, chętnie by nawet porozmawiał z nimi,
tylko że nie mógł jakoś zebrać się na wypowiedzenie pierwszego
słowa; milczał więc i słuchał.
— Hej tam!… — zawołał nagle wyższy — a nie
przestaniesz rzucać, hę?…
— No, abo co? — odparł niższy.
— Bo to, że w mordę dostaniesz, jak będziesz rzucał…
— O, a za co?…
— Za to, że nie wolno rzucać na wodę kamieni. Nie wiesz,
czy co?…
Kiedy Jakub na próżno usiłował przypomnieć sobie tak
dziwny zakaz, mały chłopiec przystąpił do wyższego, który
znowu zaczął:
— Widzisz, ty cybulusie, tego łobuza na górze?… — i to
mówiąc, wskazał Jakuba.
— Może by w niego z parę razy?… — spytał nieśmiało
młodszy.
— Pal go! — zawołał starszy.