Potrzebujemy Twojej pomocy!

Na stałe wspiera nas 477 czytelników i czytelniczek.

Niestety, minimalną stabilność działania uzyskamy dopiero przy 500 regularnych darczyńców. Dorzucisz się?

Przekaż 1,5%

Przekaż 1,5% podatku na Wolne Lektury KRS 00000 70056
Ufunduj darmowe książki dla tysięcy dzieciaków.
WIĘCEJ

Szacowany czas do końca: -
Eliza Orzeszkowa, Zygmunt Przybylski, Pieśń przerwana (obrazek sceniczny)

    Eliza OrzeszkowaZygmunt PrzybylskiPieśń przerwanaObrazek sceniczny w 1-ym akcie

    OSOBY:

    1. TEOFIL WYGRYCZ.
    2. KLARA, jego córka.
    3. PANI DUTKIEWICZOWA, sąsiadka.
    4. OSKAR.
    5. BENEDYKT, kamerdyner.

    Rzecz się dzieje w małem miasteczku.

    Scena przedstawia ogródek przed małym domkiem. Na prawo domek, biało pomalowany, z ganeczkiem na dwóch słupkach, w około ganeczka i na ścianach domku wije się fasola na tykach. Obok domku stara ławeczka. W głębi wzdłuż sceny sztachetki z furtką, za któremi prowadzi ścieżka. Przy samych sztachetkach nieco z boku altanka; wejście na scenę z lewej strony w kulisie. Kilka klombików, kwiatów i t. d.

    SCENA PIERWSZA

    KLARA — po chwili OSKAR.

    KLARA

    wybiega żywo z domku z koszyczkiem, w którym znajduje się książka, białe płótno, kromka chleba; ubrana skromnie w perkalikową sukienkę, urywa kwiat z fasoli i wpina go do włosów; robi to wszystko wesoło nucąc, następnie biegnie do altanki, rozkłada płótno do szycia — w głębi za sztachetkami przechodzi Oskar; ujrzawszy Klarę, zatrzymał się i następnie zbliża się do altanki.

    OSKAR

    pokłoniwszy się kapeluszem.
    1

    Czy mogę panią zapytać, kto mieszka w tym ładnym domku?

    KLARA

    nieco zmieszana.
    2

    My — tam mieszkamy. Ojciec mój Teofil Wygrycz, ja i rodzeństwo.

    OSKAR

    3

    Miłe ustronie. Któż-to sadził przy domku te piękne rośliny, które ocieniają go w sposób tak malowniczy? Na klombach też wiele kwiatów?

    KLARA

    4

    Nie wiele ich: ja i siostra moja nie mamy czasu uprawiać więcej.

    OSKAR

    5

    Siostrzyczka pewno starsza.

    KLARA

    6

    Owszem, młodsza odemnie o lat cztery.

    OSKAR

    7

    Więc ma lat?

    KLARA

    8

    Piętnaście.

    OSKAR

    9

    Co pani robi?

    KLARA

    10

    Szyję koszulę dla braciszka.

    OSKAR

    11

    A mama?

    KLARA

    smutno.
    12

    Od czterech lat już nie mamy matki — umarła. Ja im ją zastępuję.

    OSKAR

    13

    Widzę książkę w koszyczku. Pani lubi lekturę?

    KLARA

    14

    O, lubię czytać.

    OSKAR

    wyciąga rękę po książkę, którą mu Klara podaje z pewnem wahaniem — otwiera książkę.
    15

    Czy to pani podkreśliła te wiersze?

    KLARA

    nieśmiało.
    16

    Tak…

    OSKAR

    czyta półgłosem.
    … Przenoś moją duszę utęsknioną, do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych!
    Szeroko nad błękitnym Niemnem rozciągnionych.
    Do tych pól malowanych zbożem rozmaitem…
    20
    … Gdzie bursztynowy świeżop, gryka jak śnieg biała
    Gdzie panieńskim rumieńcem dzięcielina pała
    A wszystko przepasane, jak wstęgą zieloną…

    KLARA

    która słuchała z widocznem wzruszeniem, otrząsnąwszy się z wrażenia — mówi zimno.
    23

    Pan daleko ztąd mieszka?

    OSKAR

    24

    Bardzo blizko… Jestem Juljusz Przyjemski, mieszkam w tym dużym domu.

    wskazuje ręką w kulisę.

    KLARA

    25

    Myślałam, że w tym pałacu nikt nie mieszka.

    OSKAR

    26

    Dotąd, oprócz służących nikt w nim nie mieszkał, ale wczoraj przybył tu na jakiś czas jego właściciel.

    KLARA

    27

    Książę?!

    OSKAR

    28

    Tak. Jestem domownikiem i zarazem przyjacielem najbliższym księcia.

    KLARA

    29

    Czy książe jest młody?

    OSKAR

    30

    Tak i nie — żyje niezbyt długo, lecz doświadczył wiele…

    KLARA

    31

    O tak! Wyobrażam sobie, ile szczęścia i przyjemności doświadczyć musiał.

    OSKAR

    32

    Pani tak myśli?

    KLARA

    33

    Naturalnie, będąc tak bogatym, może robić zawsze co mu się podoba!

    OSKAR

    34

    Nieszczęście jego w tem tylko, że mnóstwo rzeczy przestało mu się podobać.

    KLARA

    35

    Jednak są rzeczy zawsze miłe i książę, mogąc tyle doświadczać, musi być jednak bardzo szczęśliwym…

    OSKAR

    36

    Jakież to rzeczy?

    KLARA

    wskazując w głębi.
    37

    Naprzykład taki ogród. O Boże, ileż razy będąc tu, myślałam: jakie to szczęście siedzieć pod takiemi drzewami, patrzeć na piękne kwiaty; wie pan, w Kwietniu tyle fiołków bywa na tym trawniku, że trawa znika prawie pod niemi i robi się cały fioletowy, a zapach od niego idzie tak silny, że aż do naszego domku dochodzi.

    OSKAR

    38

    Pani jesteś bardzo wrażliwą na piękność… Więc pani czuje się zupełnie szczęśliwą, odkąd tu mieszka?

    KLARA

    39

    Nie zupełnie… bo wcale, wcale nie jestem spokojną o zdrowie ojca i przyszłość dzieci.

    OSKAR

    40

    A o swoją?

    KLARA

    ze zdziwieniem.
    41

    O moją? — A cóż mi się stać może? Jestem już przecie dorosłą i w każdym wypadku dam sobie radę.

    OSKAR

    42

    To pani szczęśliwszą jest od księcia, bo on nie może dać sobie rady. Sam nie wie, co ma robić z sercem zrażonem, bo po wielokroć zranionem, z dniami i godzinami, które nie mają celu.

    KLARA

    43

    Biedny! Doprawdy, może jestem zarozumiała, ale zdaje mi się, że będąc na jego miejscu, wiedziałabym co robić z sercem i życiem.

    OSKAR

    44

    Cóżby pani robiła?

    KLARA

    45

    Weszłabym na szczyt tej baszty… — widzi pan — tej… na sam szczyt i obejrzała bym caluteńkie miasto. Zobaczyłabym wszystkich, którzy tylko w nim żyją, cierpią… Pan widział kiedy medaljonik z Matką Boską Paryską? Matka Boska stoi, a z obu jej rąk leją się potoki promieni, które pocieszają, oświecają i od złego bronią — gdybym była na miejscu księcia, weszłabym na tę basztę, spuściłabym ręce i lałabym z nich potoki promieni. — O Boże, jaka byłabym szczęśliwa! — chwila milczenia.

    OSKAR

    46

    Szczęśliwy jestem, że traf pozwolił mi panią poznać…

    KLARA

    układając robotę w koszyku.
    47

    Pora mi już do domu.

    OSKAR

    48

    Już? Czy pani będzie łaskawa pożyczyć mi tej książki chociaż na chwilkę, przerzucając kartki W Szwajcaryi Słowackiego, tyle razy byłem w tym kraju, poemat znam, zdaje mi się, że znam ale może nie, — może nie?

    KLARA

    49

    Owszem, — proszę.

    OSKAR

    50

    Niech mi pani na pożegnanie rączkę poda.

    Klara podaje mu rękę — nieco zażenowana i szybkim krokiem zbliża się do domu. Oskar powoli otworzywszy książkę — znika w głębi.

    SCENA DRUGA

    KLARA po chwili WYGRYCZ

    KLARA

    sama
    51

    — Dziwny wypadek — spotkać człowieka nieznanego, rozmawiać z nim tak długo i nawet mu książkę pożyczyć — dziwny wypadek — po chw. Nie słyszałam nigdy, aby ktokolwiek tak pięknie czytał! Jaki on miły! Dziwna ta jego zmarszczka na czole, taka głęboka, a pod nią oczy takie szafirowe, czasem śmiałe i śmiejące się — a czasem takie smutne — doprawdy, dziwny wypadek — zamyśla się.

    WYGRYCZ

    wysoki, chudy, w długim starym paltocie, czapka z gwiazdką, twarz koścista, zżółkła, wyraz kwaśny — wchodzi głównem wejściem, zbliża się do Klary.
    52

    Klaro.

    KLARA

    jakby przebudzona.
    53

    Ach — to ty ojcze.

    WYGRYCZ

    54

    Cóżeś tak się przestraszyła — moje dziecko, o czemże tak myślałaś?…

    KLARA

    nerwowo.
    55

    Myślałam — myślałam — o kwiatach, które tak pięknie kwitną około naszego domu i ocieniają go w sposób tak malowniczy, że nawet zwraca uwagę na siebie. Przed chwilą rozmawiałam dość długo z sekretarzem księcia, panem Przyjemskim, który bardzo chwalił nasz domek.

    WYGRYCZ

    kwaśny.
    56

    Więc książe powrócił?…

    KLARA

    57

    Powrócił. Znasz go ojcze?

    WYGRYCZ

    j. w.
    58

    Widziałem raz — dawno już — od kilku lat nie pokazał się tutaj. Jest tak możnym, posiada takie imie, że gdyby był pomiędzy nami, gdyby nas znał, gdyby wchodził w stan rzeczy i ludzi, każde jego słowo mogło by być poparciem, oświeceniem, każdy czas błogosławieństwem… Książę jednak woli bujać po świecie…

    KLARA

    59

    Mój tateczku — mnie się zdaje, że nie powinniśmy sądzić surowo ludzi, tak innych, od nas, zupełnie innych.

    WYGRYCZ

    60

    Jakto innych?… Co za innych? Dlaczego innych? Zwarjowałaś, czy co? Wszystkich jeden Bóg stwarza i jedna ziemia nosi, wszyscy grzeszą, cierpią i muszą umierać, a to jest wielka jednostajność, ogromna jednostajność… Umrze, jedno prawo i jeden sąd: król albo cygan — albo człowiek słucha prawa boskiego, służy bliźnim swoim i każdej sprawie dobrej albo nie czyni tego. Pierwszy może sobie być nawet grzesznym człowiekiem, ale zawsze będzie czegoś wart, drugi trzech groszy nie wart i po wszystkiem — (całuje ją w czoło serdecznie). Ale ty jeszcze tego wszystkiego nie rozumiesz. — Słońce już zaszło — i nie długo gwiazdy świecić będą, czuję się dziś więcej niż zwykle zmęczonym. Ot bieda w górze, bieda w powietrzu, bieda na dole. Wiele brakuje do dobrego wszędzie i każdemu, kaszląc wchodzi do domku.

    SCENA TRZECIA

    KLARA. — OSKAR.
    który przed chwilą ukazał się w głębi — wchodzi po cichu przez furtkę, znajdującą się między sztachetami.

    OSKAR

    z uśmiechem.
    61

    To znowu ja.

    KLARA

    zdziwiona.
    62

    Którędy pan wszedł?

    OSKAR

    j. w.
    63

    Drogą pospolitą — przez bramkę w sztachetach. Przechodząc przez ogród zobaczyłem panią na ganku. Z kim pani rozmawiała?

    KLARA

    64

    To mój ojciec. — Jest bardzo słabego zdrowia.

    OSKAR

    65

    Cóż jest ojcu pani?

    KLARA

    66

    Coś piersiowego.

    OSKAR

    67

    To smutne. Ponieważ pani tak bardzo lubi kwiaty, przynoszę je.

    KLARA

    z radością.
    68

    To z ogrodu księcia? — Móżeby się rozgniewał, gdyby wiedział że je pan dla mnie zrywał.

    OSKAR

    69

    A teraz zapomnijmy o wszystkich kłopotach domowych i niedomowych, o wszystkiem co złe, co małe, co boli i pójdźmy w świat lepszy. — Wyszukałem w bibljotece książkę — dla pani — pozwoli pani, abym czytał?

    KLARA

    cicho.
    70

    Już się ściemniać zaczyna. — siada na ławeczce — Oskar obok niej.

    OSKAR

    71

    Och — czytać jeszcze można doskonale. — czyta.

    «Jest chwila, gdy się ma księżyc pokazać,
    Kiedy się wszystkie słowiki uciszą.
    I wszystkie liście bez szelestu wiszą,
    75
    I ciszej źródło po murawach dyszy.
    O takiej chwili, och! dwa serca płoną,
    Jeśli zaś mają przebaczyć — przebaczą,
    Jeżeli o czemś zapomnieć — zapomną.
    Słowiki jęczą i fontanna płynie,
    80
    Mówią mi o niej — ja serce otwieram,
    I o śmierć prędką — modlę się z rozpaczą».
    Spogląda na Klarę, która ma łzy w oczach.
    82

    Jaka pani wrażliwa…

    KLARA

    chce wstać.
    83

    Już pójdę do domu…

    OSKAR

    84

    Niech pani jeszcze nie odchodzi, — proszę, proszę bardzo.

    KLARA

    cicho.
    85

    Już późno — ściemnia się za sceną słychać muzykę na fortepianie. Co to? Ktoś gra w pałacu?

    OSKAR

    86

    To książę. Jest wielkim amatorem muzyki i często grywamy razem. Ja gram na wiolonczeli. Czy pani lubi muzykę?

    KLARA

    87

    Nie mogę nigdy słuchać jej bez takiego jakiegoś wzruszenia.

    OSKAR

    88

    A często ją pani słucha?

    KLARA

    89

    Od śmierci mamy, która grywała ojcu wieczorami, słyszałam muzykę dwa razy.

    OSKAR

    90

    Czy podobna! Przez cztery lata słyszeć muzykę tylko dwa razy.

    KLARA

    91

    Cóż to tak ważnego, że nie mam tej przyjemności!

    OSKAR

    92

    To prawda — cóż to tak ważnego nie mieć w życiu przyjemności, szczególniej w takim wieku…

    KLARA

    93

    Tak — oddawna już jestem dorosłą.

    OSKAR

    94

    Czy pani wie, kto był Heine?

    KLARA

    95

    Wiem. Poeta niemiecki. Byłam przecież na pensji, nie skończyłam jej jednak, bo po śmierci mamy stałam się konieczną w domu dla ojca i dla rodzeństwa.

    OSKAR

    96

    Aby być dla nich aniołem pociechy i pomocy. Otóż przychodzi mi na myśl jeden wierszyk Heinego, który pragnę pani jeszcze powiedzieć: deklamuje

    «Ty jesteś jak kwiat,
    Piękną, czystą, powiewną,
    Gdy patrzę na Cię, ma pierś
    100
    Boleścią ściska się rzewną
    I radbym wznieść dłoń
    Do nieba z modlitwą śpiewną.
    Oby zachował Cię Bóg
    Tak piękną — czystą — powiewną.
    Chwila milczenia — muzykę słychać ciągle.

    KLARA

    mówi wzruszonym głosem.
    105

    Istotnie — już późno wstaje.

    OSKAR

    cicho.
    106

    Gwiazdy spadają.

    KLARA

    107

    W Sierpniu zawsze wiele gwiazd spada. Mówią, że gdy gwiazda spada, trzeba tylko nim zgaśnie wymówić w myśli życzenie, a będzie spełnione.

    OSKAR

    108

    O co prosiłaby pani gwiazdy spadającej?

    KLARA

    109

    Gdybym wierzyła, że spadające gwiazdy spełniają życzenia ludzkie, prosiłabym ich ciągle: niech ojciec mój wyzdrowieje, niech dzieci uczą się dobrze i będą dobre.

    OSKAR

    110

    A dla siebie?

    KLARA

    111

    Jakto? Przecież to prośba byłaby właśnie o to, czego pragnę najwięcej, więc prosiłabym dla siebie.

    OSKAR

    z uśmiechem.
    112

    Egoizm szkaradny. Ale czy doprawdy nie chciałaby pani, aby gwiazdka złota przysłała pani jakieś szczęście, takie wielkie, że serce przemienia w gwiazdę pałającą i zawieszoną wysoko nad wszystkiem, co jest na ziemi.

    KLARA

    siląc się na wesołość.
    113

    Jeżeli już koniecznie miałabym prosić o coś dla siebie jednej, to prosiłabym, aby tego lata jeszcze pójść za miasto i całe pół dnia przepędzić w lesie. Ogromnie lubię las. A pan o co najwięcej prosiłby gwiazdy spadającej?

    OSKAR

    114

    Ja? Prosiłbym o wiarę, że są na ziemi serca dobre, czyste, wierne i o to, aby jedno z takich należało do mnie. Prosiłbym jej: gwiazdko jasna, daj mi zapomnieć o snach ciemnych, których miałem wiele, po chwili weselej: Czy wiesz pani, że przez tych kilka chwil, które razem spędziliśmy, ja dużo się od pani nauczyłem.

    KLARA

    115

    Pan? odemnie? O Boże! Czegóż ja kogokolwiek mogę nauczyć? Tylko brata czytać i pisać nauczyłam.

    OSKAR

    116

    A czego mnie pani nauczyła, wytłomaczę może później. Teraz mogę pani tylko powiedzieć, że dzięki tobie przekonałem się, że i nasza literatura jest wspaniałą; większą część życia spędziłem za granicą, w towarzystwie literatów zagranicznych. Poemat Słowackiego w „Szwajcaryi” dziś dopiero poznałem — zachwycił mnie — powtarza z pamięci:

    O takiej to chwili — ach! dwa serca płoną!
    Jeśli coś mają przebaczyć — przebaczą!
    Jeżeli o czemś zapomnieć — zapomną.
    Z za sceny słychać głos: Klarciu, Klarciu!

    KLARA

    jakby zbudzona ze snu.
    120

    Dobranoc panu.

    OSKAR

    121

    O której godzinie kończy pani wszystkie swoje zajęcia domowe?

    KLARA

    122

    Już nie długo. Brat i siostra idą wcześnie spać.

    OSKAR

    123

    Więc kiedy oni zasną, niech pani wyjdzie do ogrodu posłuchać muzyki. Ja i mój przyjaciel będziemy grać dla pani. Dobrze?

    KLARA

    124

    Dobrze. Dziękuję. Dobranoc panu.

    OSKAR

    ująwszy ją za obie ręce wpatruje się w nią.
    125

    … Grając będę myślał, że pani tu stoi gdzieś koło sztachet i słucha mojej muzyki. Tym sposobem dusze nasze będą razem.

    Szybko uniósł do ust jej ręce i pocałował obie — odchodzi zwolna.

    SCENA CZWARTA

    KLARA

    sama
    powtarzając bezwiednie:
    126

    „Tym sposobem dusze nasze będą razem.” O Boże! — co się ze mną dziś dzieje — jakże ja czuję się szczęśliwą. Serce moje zatopione w słodyczy niewypowiedzianej, o jakiej dotąd nie miałam pojęcia. — powtarza: „Ja i mój przyjaciel będziemy grać dla pani,” — dla mnie — dla mnie grać będą”.. powtarza:

    «I radbym wznieść dłoń
    Do nieba z modlitwą rzewną
    Oby zachował cię Bóg
    130
    Tak piękną, czystą powiewną.»

    SCENA PIĄTA

    KLARA. — WYGRYCZ. — DUTKIEWICZOWA.
    wychodzą z domu: Dutkiewiczowa, niska krępa, ubrana czarno, włosy zupełnie siwe, na głowie czarna koronkowa chusteczka.

    DUTKIEWICZOWA

    131

    Bywaj pan zdrów kochany panie Wygrycz — dobranoc, dobranoc.

    KLARA

    podbiegając ku niej.
    132

    Ach, to pani Dutkiewiczowa, nic nie wiedziałam, że pani była u nas.

    DUTKIEWICZOWA

    133

    Wyszłam tylko na chwilkę, prosić cię, abyś jutro rano koniecznie przyszła do mnie, musimy pójść kupić trzewiki; bez ciebie nie kupię, bo oni mnie oszukają.

    KLARA

    134

    Dobrze, przyjdę.

    DUTKIEWICZOWA

    135

    Bywajcie zdrowi. Za sceną słychać muzykę — pianino i wiolonczela. Słyszycie wy?

    WYGRYCZ

    136

    Ktoś gra na wiolonczeli i pianinie. Prześliczna melodya.

    DUTKIEWICZOWA

    137

    Dawno już nie słyszałam takiej muzyki. Żebyś ty tylko Klarciu nie zapomniała jutro o moich trzewikach…

    WYGRYCZ

    z pewną zadumą i serdeczną czułością mówi do Klary.
    138

    Matka twoja grywała także pięknie! — pamiętasz?

    KLARA

    cicho.
    139

    Pamiętam, ojcze!

    WYGRYCZ

    j. w.
    140

    O, mam ja w życiu dobre wspomnienia, święte wspomnienia. A na tamtym świecie mam moją świętą, z którą pragnąłbym się połączyć jaknajprędzej, gdyby nie dzieci, tuli Klarę do serca. Ale ona mi was zostawiła, i znowu człowiek do tej ziemi przywiązany.

    KLARA

    141

    Mój ojcze, co też ty mówisz! Ty zdrowie tutaj musisz odzyskać.

    WYGRYCZ

    142

    Ot są na ziemi poematy takich związków i takich wspomnień. Jakże biednymi są ci, którzy ich zrozumieć ani ocenić nie potrafią…

    DUTKIEWICZOWA

    143

    To ja już idę — dobranoc kochany panie Teofilu — dobranoc — a ty Klarciu, jak tylko brata wyprawisz do szkoły, to przychodź zaraz jakby sobie coś przypomniała, ciszej do Klarci: ale, ale — dam ci jutro na wpisowe dla Stasia — już pora zapłacić — no, bywajcie zdrowi wychodząc w kulisę: a nie zapomnij o moich trzewikach — bo przecie boso chodzić nie mogę.

    Słychać tylko pianino.

    WYGRYCZ

    zwracając się ku drzwiom.
    144

    A ty nie idziesz ze mną?

    KLARA

    145

    Chwileczkę jeszcze pozostanę tutaj.

    WYGRYCZ

    146

    A nie zapomnij zamknąć drzwi… wchodzi do domu:

    SCENA SZÓSTA

    KLARA. po chw. — OSKAR. — BENEDYKT. — WYGRYCZ.

    KLARA

    patrzy chwilę czy ojciec odszedł — potem idzie zwolna ku sztachetom — opiera się o nie — i jakby w upojeniu spogląda w stronę pałacu; w tej samej chwili zbliżył się Oskar.
    147

    To pan…

    OSKAR

    ująwszy jej dłonie mówi szeptem:
    148

    Musiałem koniecznie dziś jeszcze panią widzieć. Grając myślałem ciągle: „Pójdę do niej!” Przestałem grać i przyszedłem. Powiedziałem jemu „graj dalej, graj ciągle, bo chciałem z tobą rozmawiać przy wtórze muzyki. Czy dobrze, że przyszedłem? Musiałem cię widzieć i pożegnać na cały dzień jutrzejszy. Dziś zaraz mój stryj przyjedzie i zabierze mnie do siebie na całe jutro. Czym dobrze zrobił, przychodząc dziś jeszcze na chwilkę?

    KLARA

    149

    Dobrze.

    OSKAR

    150

    …Zaczekaj, wejdę do waszego ogródka — usiądziemy razem — dobrze?

    KLARA

    błagalnie.
    151

    …Nie. — Niech mnie pan nie prosi, o — niech mnie pan o to nie prosi — bo pójdę — chce odejść.

    OSKAR

    przyciągając ją ku sobie.
    152

    Tak! nie idź, dziękuję ci, żeś nie poszła. Niech rozdzielają nas te sztachety. Ale nie odchylaj główki. — Przybliż się — pochyl — tak — o moja droga. Klara przytula głowę do jego piersi: Kochasz mnie?

    KLARA

    153

    Kocham — chwila milczenia.

    BENEDYKT

    wszedł i spostrzegłszy Oskara mówi największą uniżonością:
    154

    Oświecony książe…

    OSKAR

    ze złością.
    155

    A co tam?

    BENEDYKT

    156

    Jaśnie Oświecony Książe stryj przyjechał i rozkazał szukać Jaśnie Oświeconego…

    OSKAR

    surowo.
    157

    Precz! — do Klary która jakby skamieniała Wydało się wszystko, nie gniewaj się — bo uczyniłem to z obawy — abyś…

    KLARA

    przerywa, prawie osłupiała.
    158

    Pan? — książę? — pan, książę?

    OSKAR

    159

    No — tak — ale cóż ztąd? — czyż dlatego?…

    KLARA

    j. w.
    160

    Pan? książę? — jak gdyby zrozumiała całą sytuacyę — odbiega od sztachet, obejmuje głowę rękoma i z okrzykiem trwogi — biegnie prawie nieprzytomnie ku drzwiom: Ojcze — ojcze — ojcze.

    WYGRYCZ

    ukazuje się w drzwiach:
    161

    Co to jest? — co się stało?

    KLARA

    rzuca się do kolan ojcu:
    162

    Ojcze — uciekajmy ztąd! Uciekajmy jaknajprędzej — dziś jeszcze — jeszcze dziś. — Ja tu jednej chwili pozostać nie powinnam… — Nie mogę!

    Zasłona spada.
    x