Poprawione błędy źródła: chiała -> chciała
Ludovico AriostoOrland szalonytłum. Piotr Kochanowski
Tom II
XVII. Pieśń siedmnasta
Argument
1Karzeł na Rodomonta ludzie swoje wiedzie.
Gryfon do Norandyna na gonitwy jedzie,
W których nikczemny Martan ukazuje tyły
I daje znać, że słabe ma serce i siły;
5Potem, aby sromoty Gryfona nabawił,
Zbroję mu jego ukradł i znowu się stawił
Na dwór, od Norandyna barzo szanowany;
Hańbę ma za Martana Gryfon rozumiany.
Allegorye
1Przez Rodomonta w tej siedmnastej pieśni, który przybiegł i spalił część wielką Paryża, a żaden mu się oprzeć nie śmiał, pokazuje się nikczemność wielka, która się pospolicie najduje w nizkiem i podłem gminie. Przeciwnem obyczajem w cesarzu Karle, który z wielką dzielnością idzie przeciwko niemu z swojem rycerstwem, pokazuje się męstwo, które się pospolicie najduje w szlachetnych i wysokich animuszach. W Norandynie mamy przykład wiernego i prawdziwego miłośnika i wielkiego i hojnego króla. W Martanie ukazuje się, jako zawsze ludzie serca nizkiego i podłego są źli i siła o sobie rozumieją.
1. Skład pierwszy
1Bóg sprawiedliwy, kiedy nasze nieprawości
Mijają kresy łaski i jego litości,
Aby pokazał, że jest niemniej sprawiedliwy,
Jako dobry, łaskawy, jako litościwy,
5Częstokroć na świat srogie tyranny podawa
I na złe jem
[1] dowcipu i siły dodawa;
Tak okrutnego Syllę, tak i Maryusza,
Tak obudwu Neronów
[2], tak dał i Kajusza
[3].
2
1Tak i Domicyana, tak i Antonina,
Ostatniego tak wziąwszy z plugawego gmina,
Podwyszszył i cesarstwo dał Maksyminowi
[4]
I dawniejszego wieku Teby Kreontowi
[5];
5Tak chciał Mezencyusza
[6] mieć agilińskiego
Ludu srogiem tyrannem, tak czasu bliższego
Za jego dopuszczeniem włoski kraj Gotowie
I Hunnowie psowali i Longobardowie.
3
1Co mam o Ecelinie
[7] albo o Attyli
I inszych wielu mówić, którzy świat niszczyli
I których często podług swej sprawiedliwości
Bóg daje na karanie naszych nieprawości?
5Nie tylko dawnych wieków siła tego mamy
Przykładów, ale i dziś tego doznawamy,
Kiedy nam, nędznem trzodom, w te dni nieszczęśliwe
Miasto pasterzów daje wilki drapieżliwe,
4
1Co na tem mało mają, iż się, żal się, Boże,
Tak wiele mięsa w brzuchach ich zmieścić nie może,
Ale głodniejszych wilków poźrzeć nas wołają,
Którzy za wysokiemi górami mieszkają.
5Nie mogą się porównać kości pod Kannami,
Trebią, Trazymenem — mem zdaniem — z kościami
Temi, które po brzegach i po polach leżą,
5
1Bóg pozwala, abyśmy za nasze złośliwe
Ustawiczne występki i grzechy brzydliwe,
Byli karani jeszcze przez gorsze narody,
Odnosząc spustoszenia i niezmierne szkody.
5Przydzie ten czas, że i my także ich pójdziemy
Ziemie psować, jeśli się kiedy polepszemy,
Kiedy i oni także przez swe nieprawości
Przywiodą wieczną Dobroć do zapalczywości.
6
1I ci na on czas pewnie musieli swojemi
Boga barzo urazić grzechami ciężkiemi,
Bo poganie wszytkie ich miejsca napełnili
Obelżeniem i wszytek ich kraj połupili;
5Ale najbarziej byli nędzni dnia onego,
Obciążeni od gniewu Rodomontowego.
Powiedziałem, że o niem dano znać Karłowi
I że bieżał, aby go nalazł, ku rynkowi.
7
1Widzi, jadąc, pobite ludzie, rozwalone
Kościoły i pałace pyszne popalone,
Wielką część miasta pustą, że rzadko słychano,
Rzadko takiej srogości przykłady widziano.
5»Dokąd, o nikczemnicy, uciekać myślicie?
»Przynamniej się na szkody swoje obejźrzycie!
»Jaka ucieczka albo jakie wam zostanie
»Insze miasto, jeśli wam to wezmą poganie?
8
1»I takli jeden tylko, waszem z każdej strony
»Murem tak, że nie może uciec, obtoczony,
»I mogę tak rzec, w mieście waszem poimany,
»Ujdzie, zbiwszy wszytek lud, zdrów, bez żadnej rany?«
5Tak w on czas cesarz mówił, gniewem zapalony
I sromotą i hańbą oną poruszony,
Przypadszy przed swój pałac wielki, tam, gdzie psował
I gdzie wściekły poganin lud jego mordował.
9
1Tam się była pospólstwa wielka część zbieżała.
Gdzie się jakiej pomocy naleść spodziewała,
Bo pałac beł obronny i chwilę gwałtowi
Mógł wytrzymać przeciwko nieprzyjacielowi.
5Plac wszytek przed pałacem wielkiem odbieżany,
Od wściekłego pohańca beł opanowany,
Który szablą skrwawioną w jednej ręce błyska,
Drugą ognie pożerce
[12] i tam i sam ciska.
10
1I tłucze wielką bramę i mocne podwoje
Wysokiego pałacu tak, że drżą pokoje.
Ludzie lękliwi z góry, z wież i z wierzchu bramy
Zmiatają sztuki murów i wysokie tramy,
5Dachy psują i czego jeno dopaść mogą,
Na poganina jedną posyłają drogą;
Lecą drzewa, kamienie i balki złocone
I posadzki i drogie filary zwalone.
11
1Głowę i piersi jasną stalą przyodziany
W bramie królik z Algieru stoi, krwią pijany,
Nieinaczej, jako wąż jadowity, który
Z ziemie świeżo wyszedszy, pyszny z nowej skóry,
5Czując, że mu z dostanej dopiero młodości
Przybyło więcej siły i więcej rzeźwości,
Ogień w oku ma, trzema językami świszczy,
Gdzie mija, źwierzowie mu ustępują wszyscy.
12
1Kamienie, drzewa, cegły i tramy zwalone,
Strzały gęste, i z łuków i z kusz wystrzelone,
Nie mogą wściągnąć jego popędliwej ręki;
Tłucze wielkie podwoje i wrota przez dzięki
[13]
5I już w bramie uczynił, nieuhamowany,
Taką dziurę, że widział i mógł być widziany
Od wybladłych i strachem twarzy napełnionych,
Na podwórzu wielkiego zamku zgromadzonych.
13
1Po przestronych pokojach i salach wołania
I wrzaski i niewieście słychać narzekania.
Białegłowy żałosne wszędzie się mięszają
I zapamiętawszy się, po domu biegają,
5Ojczyste swoje łoża i miłe podwoje
Ostatnie
[14] obłapiając, już jako nie swoje.
Do tego było przyszło, kiedy z przebranemi
Cesarz skwapliwy przypadł rycerzmi swojemi.
14
1Obróciwszy się do swych bohatyrów onych,
Nie w jednej już potrzebie przedtem doświadczonych,
»A zaście nie wy ze mną — rzecze — w Aspramoncie
»Otrzymali zwycięstwo na wielkiem Almoncie?
5»Nie wyście Agolanta z Trojanem zabili?
»Nie wyście sto tysięcy ich wójsk porazili?
»Inszych wielkich swoich dzieł teraz nie pomnicie,
»Że się jednego tylko tejże krwie boicie?
15
1»Dlaczego mniejszej siły i serca być macie
»Teraz, aniżli przedtem? Czego się lękacie?
»Ukażcie swoje męstwo temu psu wściekłemu,
»Psu wściekłemu, lichy gmin pożerającemu!
5»Serce mężne, by tylko śmierć była uczciwa,
»Nic nie dba, lubo późna, lubo jest skwapliwa:
»Ja mniemam, żeście są ci, coście przedtem byli,
»Ci, którzyście mię zawżdy zwycięzcą czynili«.
16
1To wyrzekłszy, zwarł konia i biegł z wielkiem gniewem
Na króla z Algijeru z pochylonem drzewem
[15];
I wojewoda Ugier właśnie w tejże chwili
I Nam równo z cesarzem do niego skoczyli.
5W tenże czas i Awokon tuż i z Oliwierem,
Awin i mężny Otton z cnem Berlingijerem,
Wszyscy do Rodomonta konie rozpuścili
I w piersi go i w boki drzewy uderzyli.
17
1Ale już kiedykolwiek bojom pokój dajmy
I o śmierci i o krwi więcej nie śpiewajmy
I tego poganina niemniej okrutnego
Zapomnimy na chwilę, jako i mężnego —
5I takem się jem więcej, niż trzeba, zabawił —
A pódźmy do Gryfona, któregom zostawił
Z niewierną Orygillą w Damaszku bogatem
I z jej gamratem
[16], co się mienił być jej bratem.
18
1Między wschodniemi miasty kładą najludniejszy
I najpierwszy Damaszek i najbudowniejszy,
Damaszek piękny, który tak daleko słynie,
W wielkiej i urodzajnej i żyznej równinie,
5Zbyt wesołej tak lecie, jako czasu zimy,
Siedm dni jazdy leżący od Jerozolimy;
Przyległa miastu góra od jednego końca
Bierze pierwsze promienie wschodzącego słońca.
19
1Dwie rzece kryształowe miasto przedzielają,
Które swą wilgotnością gęste odżywiają
Zawżdy pełne i liścia
[17] i kwiecia ogrody,
Rozsyłając przez różne strumienie swe wody.
5Twierdzą, że w niem tak wiele wód cedrowych
[18], żeby
I młyny jemi
[19] mogły mleć według potrzeby,
I że kto przez ulicę idzie, w każdej stronie
Czuje ze wszystkich domów wychodzące wonie.
20
1Jedna między inszemi główna ulicami
Wszytka była z różnych barw nakryta suknami,
Insze zaś były kryte ziołami wonnemi,
Albo ogrodowemi albo też polnemi.
5Wszytkie bramy i okna wszytkie są ubrane
W kobierce drogie, z różnych jedwabiów utkane,
Ale najbarziej w dziwnie piękne białegłowy,
Strojne w perły, w kamienie, w świetne złotogłowy.
21
1Widać było na wielu miejscach tańcujące
Ludzie w sieniach i różne muzyki grające;
Na koniech się piękna młódź przejeżdżała wszędy,
Przybranych w drogie siodła i bogate rzędy.
5Ale nawiętszą czynił ozdobę bogaty
Dwór królewski z ubranych paniąt w świetne szaty,
W perły, w kamienie i w to, co Indye mają
I czego w Erytrejskiem morzu dostawają.
22
1Powoli z towarzystwem Gryfon postępował
I wszytkiemu się i tam i sam przypatrował,
Kiedy beł od jednego na drodze wściągniony
I żeby zsiadł do jego pałacu, proszony;
5I według tamtych krajów zwyczajnej ludzkości
Wszytkie swe ofiarował dostatki dla gości,
Wprzód jem, aby się zmyli w jego łaźni, radził,
Potem je u bogatej wieczerzy posadził.
23
1I powiedział jem, jako ich król zawołany
Damaski i syryjski, Norandyn
[20] nazwany,
Zapraszał cudzoziemskie rycerze i swoje
Na dwór swój, na gonitwy i surowe boje,
5Które się począć miały rano dnia przyszłego,
Skoroby weszły słońca promienie nowego,
Radząc, jeśli z postawą zgodne męstwo mieli,
Żeby się z niem ukazać na tem placu chcieli.
24
1Lub
[21] tam Gryfon przyjachał dla czego inszego,
Nie wymówił się w on czas z wezwania takiego;
Bo gdziekolwiek się trafi miejsce i pogoda
Oświadczyć swoje męstwo, opuszczać jej szkoda.
5Potem się dowiadował pilnie, jeśli one
Gonitwy z dawnych były czasów ustawione
[22]
I jeśli się na każdy rok odprawowały,
Czy się nowo od króla teraz wywołały.
25
1On szlachcic na to: »Te — pry
[23] — gody zawołane,
»Co cztery miesiące być mają sprawowane.
»Jeszcze żadne nie były i pierwsze być mają
»Te, które się po ranu jutro poczynają
5»Na pamiątkę, że tego dnia beł wyzwolony
»Król nasz, w niebezpieczeństwie wielkiem położony,
»Bywszy cztery miesiące swą własną osobą
»W wielkiem strachu i mając śmierć zawsze przed sobą.
26
1»Ale iż chcecie wszytko dostatecznie wiedzieć,
»Wolę wam wszytkę sprawę z początku powiedzieć.
»Miłował król Norandyn od czasu dawnego
»Gładką córkę możnego króla cypryjskiego;
5»Nakoniec jej u ojca dostawszy za żonę,
»Prowadził ją wesoły na zad w swoję stronę,
»W towarzystwie rycerze i białą płeć mając,
»Prosto się do Syryej w drogę obracając.
27
1»Ale skorośmy poszli pełnemi żaglami
»I ziemia i port został daleko za nami,
»Tak sroga niepogoda nagle nastąpiła,
»Że samego starego szypra przeraziła.
5»Trzy dniśmy i trzy nocy po morzu błądzili
»I tam i sam krzywemi ścieszkami kolili;
»Wysiedliśmy nakoniec na brzeg utrudzeni
»U wesołych pagórków i chłodnych strumieni.
28
1»Zaczemeśmy namioty piękne rozbijali
»I odpoczynki morskiem trudom gotowali;
»Jedni z nas drwa nosili i ognie niecili,
»Drudzy ławy i stołki i stoły stawili,
5»A wtem króla naszego chęć wzięła w doliny
»Przechodzić się i w lasy głębsze dla zwierzyny,
»Lub jelenia lub sarnę naleść zamyślając,
»Dwu sług z sobą, co za niem strzały nieśli, mając.
29
1»Kiedyśmy tak wesoło tam odpoczywali
»I wracającego się króla wyglądali,
»Ujźrzeliśmy z daleka Cyklopa
[24] strasznego,
»Brzegiem morskiem przeciw nam prosto bieżącego.
5»Strzeż was Boże, panowie, widzieć twarz straszliwą
»Okrutnego Cyklopa i postać gniewliwą!
»Lepiej, żebyście o niem z powieści wiedzieli,
»Aniżli, żebyście go gdzie z blizka widzieli.
30
1»Tak miąższy jest, tak wielki i tak słuszną miarę
»Wzrostu przeszedł, że temu nie każdy da wiarę.
»Miasto oczu pod czołem ma z twarzy wydane
»Brzydkie, szpetne, straszliwe dwie gałki kościane.
5»Zda się, że się pagórek ruszył, gdy nad brzegiem
»Przeciwko nam, jakom rzekł, bieżał wielkiem biegiem;
»Zanadrze ma skrwawione, nos długi, a z gęby
»Ukazuje tak, jako świnia, krzywe zęby.
31
1»Pysk przy ziemi tak właśnie, jako ogar, niesie,
»Kiedy zająca szuka i szlakuje w lesie.
»Zajźrzawszy go, wszyscy się okrutnie strwożemy
»I tam, gdzie nas strach pędzi, uciekać poczniemy.
5»Że go ślepem widziemy, mało nam pomoże,
»Kiedy samem wąchaniem tylko więcej może,
»Niż drugi, co ma z węchem dobrem zdrowe oczy,
»I trzeba skrzydła, kto chce zdrów uść jego mocy.
32
1»Ten tam, ten sam ucieka, ale uciec jemu
»Próżno było, z wiatrami równo bieżącemu.
»Wszytkich naszych czterdzieści spełna osób beło,
»A tylko dziesięć w okręt zdrowo przypłynęło:
5»Jednych w łono, w zanadrze wielkie drugich sobie,
»Drugich pod obie pachy nakładł w onej dobie;
»Niektóremi napełnił torbę swą przestroną,
»Tak, jako u pasterza, przed się zawieszoną.
33
1»Zaniósł nas dziw straszliwy potem między skały
»Przy brzegu, w które biły gęste morskie wały;
»Gdzie z marmuru jest jego jama wykowana
»Tak białego, jako jest karta niepisana.
5»W niej jedna białagłowa społem z niem mieszkała,
»Która serce żałosne i twarz zawżdy miała,
»I pań i panien siła mając w swem opieku
[25],
»Gładkich, szpetnych i stanu i różnego wieku.
34
1»Niedaleko jaskiniej, w której mieszkał, onej,
»Jakoby w samem wierzchu góry wyrobionej,
»Była druga nie mniejsza, w której stado swoje
»Zamykał w nocy albo w południowe znoje;
5»Które od niego lecie i zimie pasione,
»Dla wielkości swojej być nie mogło zliczone,
»A dla zabawy je swej raczej miał i chował,
»Niż, żeby go zażywał albo potrzebował.
35
1»Bo mu mięso człowiecze lepiej smakowało,
»Jakoż się to, niżli wszedł w jamę, pokazało;
»Bo z onych towarzyszów naszych nieszczęśliwych
»Trzech zjadł zaraz albo ich raczej pożarł żywych,
5»Potem kamień odwala i jamę otwiera
»I stado z niej wygania, a nas w niej zawiera;
»Potem idzie, na paszą owce poganiając
»I w piszczałkę pasterską sobie przygrawając.
36
1»Wtem się z lasu Norandyn wraca i przygody
»I nieszczęście i swoje zrozumiewa szkody:
»Wszędzie cicho i pełno wielkiego milczenia,
»W namiotach nie zastawa żywego stworzenia.
5»Nie może się domyślić, kto mu zostawiony
»Lud rozegnał i na brzeg bieży, potrwożony,
»I widzi swe żeglarze, że kotwie wciągają
»I żagle ukwapliwi na maszty stawiają.
37
1»Oni, skoro na brzegu króla obaczyli,
»Z okrętu łódź po niego małą wyprawili;
»Ale skoro usłyszał, kto mu szkodę onę
»Uczynił w jego ludziach i uniósł mu żonę,
5»Zarazem się namyśla jeszcze świeżem tropem
»Tak długo, aż go dojdzie, bieżeć za Cyklopem,
»Bo albo żywot stracić i bez dusze zostać,
»Albo swojej Lucyny
[26] chce koniecznie dostać.
38
1»Gdzie, się pokazowała w piasku świeża stopa
»Podle brzegu morskiego wielkiego Cyklopa,
»Jako mu wściekła miłość każe, pędem bieży,
»Aż przypadnie, gdzie ona jama jego leży,
5»W którejeśmy zawarci strasznego czekali
»Pasterza i gotowej śmierci wyglądali;
»Na każdy dźwięk zdało się, żeśmy go słyszeli
»I żeśmy od niego pożarci być mieli.
39
1»Tak szczęście jego chciało i tak mu zdarzyło,
»Że jego żonę zastał, samego nie było;
»Która skoro go jeno z daleka ujźrzała,
»»Uciekaj! Oto zginiesz: uciekaj!« wołała.
5»»Wszystko — prawi — za jedno; zginę lub nie zginę.
»»Ja chcę widzieć koniecznie drogą swą Lucynę.
»»Nie błąd, ale mię żądza prowadzi w tę drogę,
»»Bo żyć bez swej małżonki nie chcę i nie mogę«.
40
1»Potem pytał: »Powiedz mi o tych, moja pani,
»»Którzy naprzód na brzegu byli poimani,
»»Których znać pasterz srogi poniósł na to miejsce,
»»Jeśli
[27] zabił Lucynę, jeśli żywa jeszcze«.
5»Odpowiada mu na to żona Cyklopowa,
»Że ta, o której pytasz, i żywa i zdrowa,
»I cieszy go i ludzko z Norandynem gada,
»Powiadając, że Cyklop białychgłów nie jada.
41
1»»I ja — pry
[28] — i te wszystkie insze białegłowy,
»»Które widzisz, podeprą mej prawdziwej mowy,
»»Bo ani jem ani mnie Cyklop nic nie szkodzi,
»»Krom, że żadna od jamy daleko nie chodzi.
5»»Na te, co zamyślają uciekać, karanie
»»Srogie kładzie i wiecznie zwykł się gniewać na nie
»»Albo je w łańcuch wsadza, albo żywo grzebie,
»»Lub cały dzień na słońcu nago ma u siebie.
42
1»»Twoi ludzie od niego dzisiaj przyniesieni,
»»Nie byli od białychgłów jeszcze rozdzieleni,
»»Ale jako je przyniósł, razem poimane,
»»Do jaskinie je wpuścił, społem pomieszane.
5»»Samem węchem mężczyzny zarazem poczuje
»»I białą płeć, ale tej nigdy nie morduje,
»»Same tylko mężczyzny; tych siła umiera,
»»Bo ich pięć jednego dnia albo sześć pożera.
43
1»»Jakobyś miał wybawić żonę, nie rozumiem,
»»Z tego miejsca i radyć dać na to nie umiem.
»»Dosyć możesz mieć na tem, że żywo została
»»I będzie tu z nami złe i dobre cierpiała.
5»»Ale uciekaj, synu! dla Boga, uciekaj
»»I Cyklopa, aby cię nie pożarł, nie czekaj,
»»Bo skoro przydzie, wącha wkoło i poczuje
»»I biedną mysz, jeśli się w domu gdzie najduje«.
44
1»Odpowie król, że nie chce odejść z tamtej strony,
»Jeśli pierwej nie ujźrzy swojej miłej żony,
»I że tam z nią pospołu woli umrzeć raczej,
»Niż żyć bez niej, ani chce uczynić inaczej.
5»Ona skoro ujźrzała, że go zbić nie mogła
»Z tak wielkiego uporu, aby mu pomogła,
»Wszytkie swe siły zaraz na to obróciła
»I wszytek zmysł i wszytek dowcip w to włożyła.
45
1»Zawsze w domu pobitych baranów niemało,
»Owiec i kóz i jagniąt i kozłów wisiało,
»Któremi sama siebie i swoje żywiła;
»Z dachu skór powieszonych widać było siła.
5»Król za radą życzliwej onej białejgłowy
»Zebrał około nerek wszystek łój kozłowy
»I mazał się tak długo od głowy do pięty,
»Aż jego pierwszy zapach wszystek beł odjęty.
46
1»Skoro porozumiała, że zapachem nowem
»Dobrze trącił Norandyn i parchem
[29] kozłowem,
»Skórę jako najwiętszą kozłową obrała
»I ubrać się w nię zaraz królowi kazała.
5»On, jako nauczony beł od swej mistrzyni,
»Na bałuku znienagła lezie do jaskini,
»Tam, gdzie pięknej Lucyny była ulubiona
»Twarz
[30], kamieniem ogromnem w jamie przywalona.
47
1»I jako mu kazała, kryty cudzą skórą,
»Stoi podle jaskiniej tuż nad samą dziurą,
»Aby w nię wszedł z owcami, kiedy je z ugora
»Przyżenie, i cierpliwy czeka do wieczora.
5»Wieczór słyszy piszczałkę, której zwykł używać
»Srogi pasterz i stada do domu zwoływać;
»Sam sobie przygrawając, znienagła za niemi
»Idzie na odpoczynek krokami wielkiemi.
48
1»Osądźcie, jeśli nie drżał i beł próżny trwogi,
»Kiedy poczuł, że się już wracał Cyklop srogi,
»I kiedy ujźrzał, że się do niego przymykał
»Z straszną twarzą i wielką jaskinią odmykał.
5»Lecz więcej miłość mogła, niż strach, niewątpliwie,
»A wy uznajcie, jeśli miłował prawdziwie.
»Wprzód przydzie wielki Cyklop i kamień odłoży;
»Król wchodzi, wmieszawszy się między gęste kozy.
49
1»Gdy weszło stado, Cyklop sam się w jamę wpuszcza,
»Ale pierwej za sobą wielkie drzwi zapuszcza;
»Chodzi, wszystkich wąchając, na ostatek bierze
»Dwu naszych towarzyszów do srogiej wieczerze.
5»Gdy mi wspomnieć na jego straszne zęby przydzie,
»I teraz drżę od strachu i pot przez mię idzie.
»Król skórę, skoro Cyklop wyszedł precz z jaskinie,
»Zrzuciwszy, u szyje się uwiesza Lucynie.
50
1»Ona nędzna, widząc go, co się cieszyć miała,
»Więtszą żałość i smutek z jego przyścia miała:
»Widzi, że musi zginąć i więcej nie może
»Stamtąd wyniść i onej namniej nie pomoże.
5»»W tem żalu, w którem mię mieć zła fortuna chciała,
»»Wielkąm pociechę — prawi — miły mój, stąd miała,
»»Żeś w ten czas nie beł z nami, kiedy mię z inszemi
»»Okrutny Cyklop dziś wziął sługami twojemi.
51
1»»Bo lubo mi gorzko przyść do tego kłopota,
»»Że ladakiedy zbędę miłego żywota,
»»Alebym tylko, kiedy tak zła gwiazda chciała,
»»Swojego złego losu była żałowała;
5»»A teraz, lub wprzód zginiesz, lub później, żal z twojej
»»Śmierci więtszy mieć będę, niżli z własnej mojej«.
»I dalej powiadała z żałością Lucyna,
»Że jej barziej, niż o się, szło o Norandyna.
52
1»Król rzekł: »Jam się dlatego na to miejsce stawił,
»»Abym i ciebie i tych inszych stąd wybawił;
»»Czego, jeśli nie sprawię, zawarłem
[31] u siebie
»»Raczej umrzeć, niżli żyć, me serce, bez ciebie!
5»»A jakom tu wszedł, tak też i wyniść stąd mogę
»»I wy pospołu zemną pójdziecie w tęż drogę,
»»Jeśli czynić, jakom ja uczynił, będziecie
»»I smród na się szpetnego źwierzęcia weźmiecie«.
53
1»I ukazał nam sposób, jemu już zdarzony,
»Który na nos Cyklopów miał od jego żony,
»Abyśmy się ubrali wszyscy w koźle skóry,
»Jeśliby nas chciał macać na wyściu u dziury.
5»Łatwie nas na to było namówić i ile
»Nas było, tak białychgłów, jako mężczyzn, tyle
»Kozłóweśmy zabili, którycheśmy mieli
»Za najstarszych i którzy najbarziej śmierdzieli.
54
1»I icheśmy swe ciała łojem namazali
»I wszyscyśmy się w skóry ich poubierali.
»Tym czasem z oceanu syn pięknej Latony
[32]
»Ze dniem jasnem poganiał na świat wóz złocony;
5»Cyklop też z pierwszem światłem, jako więc czyniwał
[33],
»Wracał się do jaskiniej i swem się ozywał
»Stadom, grając w piszczałkę, aby zostawiały
»Jaskinią i na paszą w pole wychadzały.
55
1»Trzymał rękę u jamy, w dziurze nas przejmując
»I żebyśmy z owcami nie wyszli, pilnując.
»A macał nas, gdy kozy i owce wypuszczał,
»I zaś nas, poczuwszy sierć albo wełnę, puszczał.
5»Takiemeśmy sposobem z białemigłowami
»Wszyscy wyszli, koźlemi nakryci skórami;
»I nie wściągnął nikogo Cyklop, aż lękliwa
»We drzwiach była Lucyna, barzo bojaźliwa.
56
1»Lucyna, lubo łojem, nędzna, swego ciała,
»Brzydząc się jem podomno, nie nasmarowała,
»Lubo barzo pieszczono i miękko chodziła,
»Że zwierzęcego w on czas chodu nie trafiła,
5»Lubo kiedy ją macał, trwożyć się poczęła
»I od wielkiego strachu, nieszczęsna, krzyknęła,
»Lub się była nakryła skórą ladajako:
»Postrzegł jej srogi Cyklop, ja sam nie wiem, jako.
57
1»Takeśmy się każdy z nas byli obrócili
»Na swe przypadki, żeśmy cudzych nie patrzyli.
»Jam się przecię obejźrzał na jej wrzask do dziury
»I ujźrzałem, że ją już zewlókł Cyklop z skóry
5»I wtrącił ją w jaskinią. A myśmy skórami
»Nakryci, po staremu szli między owcami,
»Gdzie nas pasterz wprowadził w łąki niesieczone,
»Między piękne pagórki i chrósty zielone.
58
1»Gdzieśmy potem czekali, ażby usnął w cieniu,
»Podle lasu, przy pewnem wesołem strumieniu.
»Ten ku morzu, a ten się ku górom udawa;
»Norandyn z nami nie chce i w stadzie zostawa.
5»Taka go miłość wzięła przeciwko Lucynie,
»Że się na zad chce wrócić stamtąd do jaskinie,
»Ani odejść, póki jej stamtąd nie wyzwoli,
»A umrzeć tamże przy niej, niż bez niej żyć, woli.
59
1»I gdy ją z razu ujźrzał, we drzwiach postrzeżoną
»I gwałtem do jaskiniej na zad zaś wciągnioną,
»Chciał, nie mogąc wytrzymać wielkiemu żalowi,
»Dobrowolnie się wrzucić w garło Cyklopowi.
5»I już się beł zapuścił i beł mu u gęby
»I blizko było, że mu mało nie wpadł w zęby;
»Ale go ta nadzieja jeszcze zatrzymała,
»Że za czasem Lucyna stamtąd wyniść miała.
60
1»Wieczorem napasione stado swe przygnawszy
»I żadnego w jaskiniej z naszych nie zastawszy,
»Czując, że go wieczerza spodziewana minie,
»Wszystkę winę przyczyta i daje Lucynie
5»I do łańcucha ją stać pod niebem skazuje
»Na skale, ani ciału pięknemu folguje.
»Król patrzy, co dla niego cierpi — żal się, Boże —
»I schnie żalem i tylko że umrzeć nie może.
61
1»I wieczór i po ranu miłośnik strapiony
»Widzi mękę, ciężki płacz nieszczęsnej swej żony;
»I lub w pole lub idzie z pól, między barany
»I owce przednie coraz przychodzi wmieszany.
5»A ta twarzą żałosną znać dawa nieboga,
»Aby stamtąd uciekał, prosząc go dla Boga,
»Ponieważ i sam zginąć ladakiedy może
»I jej swoją bytnością namniej nie pomoże.
62
1»Namniej jej nie pomoże; a nie tylko ona,
»Ale go o toż prosi Cyklopowa żona,
»Nadaremnie; bo król być i jednej godziny,
»Kiedyby to mogło być, nie chce bez Lucyny.
5»W tej niewolej, w której go miłość uwiązała
»I potem go pobożność i litość trzymała,
»Trwał tak długo, aż w ten kraj, jak to bywa czasem,
»Trafili się z przygody Mandrykard z Gradasem
[34].
63
1»Którzy swoją śmiałością tak wiele czynili,
»Aż nakoniec Lucynę piękną wyzwolili;
»Acz to raczej sprawiło szczęście, które mieli
»W tej sprawie, i do morza w skok z nią ubieżeli
5»I ojcu ją, co tam beł, dali. To się stało
»Właśnie w ten czas, kiedy się świtać zaczynało,
»Kiedy jeszcze Norandyn król między owcami
»Odpoczywał w jaskiniej i między kozami.
64
1»Ale skoro świat jasne słońce oświeciło,
»Dowiedział się król, że już Lucyny nie było.
»Wszytko mu powiedziała Cyklopowa żona,
»Jako się działo, jako była uniesiona.
5»Król Bogu dzięki czyni i ręce podnosi
»Do nieba i pokornie i nabożnie prosi,
»Aby ją tam prowadził, skądby ją mógł potem
»Mieć lub prośbą lub mocą lub skarbem i złotem.
65
1»Niepodobnie wesoły i pełen obrady
[35],
»Idzie na paszą między kosmatemi stady
»I tam czeka tak długo, aż nieokrócony
[36]
»Pasterz w cieniu na ziemi legł, snem zwyciężony.
5»On dzień cały uchodzi do mroku samego,
»Aż beł bezpieczny od rąk Cyklopa srogiego;
»Potem wesół wsiadł w okręt pewny w Sataliej
[37]
»I ode trzech miesięcy przybył do Syryej.
66
1»Król po miastach, miasteczkach, po ziemi, po wodzie,
»W Egipcie i w Afryce, w Turczech, w Cyprze, w Rodzie
»Rozesłał wszędzie szukać kochanej Lucyny,
»A nie miał o niej, aż dziś czwarty dzień, nowiny.
5»Dziś czwarty dzień wiadomość od świekra swojego,
»Że z nią jest w Nikozyej, ma, króla cyprskiego,
»Potem, jako go wiatry przeciwne trzymały
»I długo go po morzu tam i sam miotały.
67
1»Na znak swego wesela i wielkiej radości
»Król zawołane gody sprawuje dla gości
»I uchwalił na czasy na potem idące
»Takie drugie sprawować co cztery miesiące
5»Na pamiątkę, że cztery miesiące w kozłowem
»Odzieniu szpetnem chodził w stadzie Cyklopowem;
»I ten dzień właśnie jutro przypadnie, którego
»Wyszedł z ciężkiej niewolej pasterza srogiego.
68
1»To wszystko, coście teraz odemnie słyszeli,
»Częściem sam widział, a część, abyście wiedzieli,
»Wiem od króla, który czas wyszszej mianowany
»Trwał w tej nędzy, zwierzęcą skórą przyodziany.
5»Jeśli wam kto inaczej będzie co powiadać,
»Że nic nie wie, możecie bezpiecznie mu zadać«.
Tak on szlachcic powiadał w on czas Gryfonowi,
Skąd przyszło one gody sprawować królowi.
69
1Niemałą część rycerze nocy w onej chwili
Rozmawiając o onej przygodzie, strawili;
Tem zawarli
[38], że miłość prawie niesłychana
I pobożność od króla była pokazana.
5Potem wstawszy od stołu, szli na odpocznienie
Tam, kędy mieli wczesne
[39] i dobre złożenie
[40].
Nazajutrz w dzień pogodny, skoro grać poczęli
Trębacze, rycerze się ochotni ocknęli.
70
1W bębny biją po mieście, w głośne trąby grają
I na plac naznaczony pospólstwa wołają.
Gryfon, skoro obaczył i wozy i konie
Na ulicy i wielki zgiełk na każdej stronie,
5Ubiera się i kładzie na się zwykłą swoję
Doskonałą i nieraz doświadczoną zbroję;
Bo niepożyta była i uczarowana
I własną ręką wiedmy białej hartowana.
71
1Antyocheńczyk się też z niem także gotował,
Jachał na plac i członki żelazem warował
[41].
Już też od gospodarza beły zgotowane
Dla nich wielkie kopie, dobrze zżyłowane
[42];
5Który swoje powinne i krewne zgromadził
I na plac je, czyniąc jem uczciwość, prowadził,
Przydawszy jem i piesze i na koniech sługi
Umiejętne i do tej sposobne posługi.
72
1Przyjachawszy na rynek, zawściągnęli konie
I nie jeżdżąc po placu, stanęli na stronie,
Aby na plac jadące tem lepiej widzieli
Po jednem, po dwu, po trzech, którzy gonić mieli:
5Ten misternie złączone farby wynajduje
I pociechę swej paniej lub żal ukazuje;
Ten na szyszaku, a ten na tarczy znać dawa,
Czy łaski, czy srogości w miłości doznawa.
73
1Syrowie tak się w on czas ubierali w boje,
Jako i my, i także używali zbroje
I od Francuzów stroje podomno bierali,
Zwłaszcza, że z niemi w blizkiem sąsiedztwie mieszkali;
5Co w on czas święte miasto rządzili lat wiele,
Kędy z ludźmi wszechmocny Bóg przebywał w ciele,
Które z wielką sromotą panów chrześcijańskich
Teraz w ręku widziemy brzydkich psów pogańskich.
74
1Gdzieby na pomnożenie wiary świętej broni
I kopij mieli swoich używać, to oni
Wolą się między sobą drapać i mordować
I tę trochę, co wierzy, jeszcze chcą zepsować.
5Lepiej, mężni Hiszpani, lepiej, Francuzowie,
Lepiej, Niemcy waleczni, lepiej, Szwajcarowie,
Że się na inszą zdobycz, godniejszą udacie,
Bo to już Chrystusowe, czego tu szukacie.
75
1Do tego, jeśli królmi najchrześcijańskiemi
[43]
I drudzy też zwani być chcecie powszechnemi,
Czemuż tak Chrystusowe ludzie zabijacie?
Czemu ich niepobożnie z ich dóbr odzieracie?
5Czemu do Jeruzalem raczej nie jedziecie?
Czemu go gwałtownikom tem nie odbierzecie?
Czemu Konstantynopol poganie trzymają?
Czemu lepszą część świata bisurmańcy mają?
76
1Czy nie większe urazy, o hiszpańskie plemię,
Ponosisz od Afryki, niż od włoskiej ziemie?
A przecię, aby się jej przykrzyło strapionej,
Odbiegasz swej odprawy pierwszej umyślonej.
5I ty, gniazdo niecnoty, czemu się nie czujesz,
Pijana włoska ziemi, ani się frasujesz,
Żeś się to tych, to owych niewolnicą zstała
Narodów, któremeś ty pierwej panowała?
77
1Jeśli abyś w swych nie zdechł jaskiniach o głodzie,
Chceć się do włoskiej ziemie, szwajcarski narodzie,
I szukasz u nas chleba albo na ostatek
Śmierci, żeby cię nie gryzł głód i niedostatek:
5Masz bogactwa tureckie tak blizko w Azyej,
Wypądźże
[44] go z Europy, a namniej z Grecyej;
Tak głodu nie ucierpisz, albo tamte włości
Z więtszą zasługą weźmiesz w swoje osiadłości.
78
1A co tobie, to zaraz mówię i Niemcowi,
Niemcowi, przyległemu twemu sąsiadowi.
Tam są od Konstantyna z Rzymu przeniesione
Bogactwa, tam są wszytkie skarby zgromadzone
5Paktola
[45], Herma
[46], gdzie jest złoto znamienite;
Migdonią, Lidyą i insze obfite
Kraje, o których często z historyj słychacie,
Nie tak daleko, jeśli iść tam chcecie, macie.
79
1Ty, wielki lwie
[47], któryś jest teraz niebieskiemi
Obciążony od Boga kluczami złotemi,
Obudź sam włoską ziemię ani jej dopuszczaj
Spać tak długo, ale ją na te psy poduszczaj.
5Ty masz łaskę, tyś pasterz, od Boga obrany,
I dla tegoś tak strasznem imieniem nadany,
Abyś ryczał, rozciągał ręce i ściśnionej
Trzody bronił od wilków, tobie powierzonej.
80
1Ale z mowy do mowy, o jakom mojego
Zbyt daleko ustąpił gościńca
[48] pierwszego!
Ale nie takem przecię bardzo obłądzony,
Abych zaś nie miał trafić na tor opuszczony.
5Powiedziałem, że się tak na on czas Syrowie
Ubierali do bojów, jako Francuzowie.
Zaczem w Damaszku beł plac rycerzów wybranych
Pełny, w hełmy i zbroje zupełne ubranych.
81
1Gońcom
[49] się z ganków piękne przypatrują panie
I kwiecie rozmaite wymiatają na nie,
Kiedy przeciwko sobie kopie składają
Albo z mieczmi na koniech na się nacierają.
5Każdy, lubo zły jeździec lubo jest ćwiczony,
Chce się udać
[50] na placu i być pochwalony;
Zaczem jedni i sławy i czci dostawają,
Drudzy słyszą, że szydząc za niemi wołają.
82
1Zwycięzcy na gonitwach zbroję wystawiono,
Którą królowi w dary świeżo przyniesiono,
Nalezioną z trafunku od kupca jednego
Na drodze, z Armeniej na zad jadącego.
5Przydał król zwierzchnią szatę, utkaną ze złota
I z jedwabiów; okrom że sama jej robota
Dziwna beła, kamieni siła w sobie miała
I pereł, że się za skarb wielki szacowała.
83
1Kiedyby beł Norandyn poznał onę zbroję,
Pewnieby ją beł schować dał w skarbnicę swoję,
I choć beł hojny, by go był kto o niej sprawił
[51],
Na gonitwyby jej beł za dar nie wystawił.
5Siłaby o tem mówić, jako znieważona
I od kogo tak barzo była pogardzona,
Że porzucona w drodze na ziemi leżała
I na łup tem, co wprzód szli i pozad, została.
84
1Indziej o tem, a teraz powiem o Gryfonie,
Który, jakom przypomniał, stanąwszy na stronie,
Zastał kilka par z sobą kopie łamiących
I potem się ręcznemi broniami bijących.
5Ośm było naprzedniejszych na dworze, co byli
Towarzystwo i związek z sobą uczynili;
Wszyscy młodzi i w bojach bywali mężowie,
Lubo domów przedniejszych lub wielcy panowie.
85
1Ci przeciwko każdemu w szranki wstępowali
I wszytkiem po jednemu w bój odpowiadali
Pierwej drzewem, a potem szablą i buławą,
Póki się jeno cieszyć chciał król oną sprawą.
5Częstokroć sobie drzewy zbroje dziurawili,
Wrzkomo w igrzysku, ale to wszytko czynili,
Co czyni nieprzyjaciel nieprzyjacielowi,
Krom, że ich było wolno rozdzielić królowi.
86
1Rycerz z Antyochiej i z serca obrany
I z siły, Martan
[52] własnem imieniem nazwany,
Jakoby mając z sobą Gryfona, śmiałości
Był jego ucześnikiem i jego dzielności,
5Wjechał w szranki na pięknem i ubranem koniu
I potem sobie w miejscu stanął na ustroniu,
Czekając, ażby byli srogi bój skończyli
Dwaj rycerze, którzy się z sobą w ten czas bili.
87
1Pan z Seleucyej
[53], jeden z onych, którzy mieli
Odpowiadać tem wszytkiem, którzy gonić chcieli,
Goniąc w on czas z Ombrynem, właśnie go kopią
W jego miarę ugodził, w czoło pod skofią
[54].
5Spadł Ombryn z konia zaraz na ziemię, zabity,
Z wielką żałością wszytkich, bo beł znamienity
Rycerz z niego i człowiek do tego cnotliwy,
Ale cóż, kiedy tak chciał los jego złośliwy.
88
1Martan widząc to, bał się, aby się i jemu
Także właśnie nie zstało, jako i onemu,
I do swego się zaraz wrócił przyrodzenia,
Myśląc, jakoby zniknąć
[55] boju i gonienia.
5Gryfon, który stał przy niem, jego urażony
Ociąganiem, popchnął go, żeć wżdy ośmielony,
Przeciwko się jednemu ruszył rycerzowi,
Jako pies pospolicie przeciwko wilkowi,
89
1Co się za niem zapuści trochę i zaś czeka,
W miejscu stając, i tylko z daleka nań szczeka,
Widząc, jako ma w oczu zapalonych żywe
Ognie i jako zęby wyszczerza straszliwe.
5Gdzie wszytek lud, gdzie wszyscy rycerze ćwiczeni,
Gdzie i król i książęta byli zgromadzeni,
Wylękniony się Martan razowi uchronił
I w prawą stronę głowy i wodze
[56] nakłonił.
90
1Przecię mógł jakokolwiek koniowi swojemu,
Wymawiając się, winę dać twardoustemu;
Ale kiedy do ręcznej przyszło potem broni,
Tak zbłądził, że Demosten sam go nie obroni:
5Jakoby beł papierem kryty, nie żelazem
Tak się boi i tak drży przed namniejszem razem,
Na ostatek ucieka bez wstydu i rzędy
Miesza; ludzie się śmieją koło niego wszędy.
91
1Potem powstał huk i krzyk i wielkie wołanie
Pospolitego ludu i chłopiąt gwizdanie,
Gdy wypuściwszy wodze swojemu koniowi,
Właśnie, jako szczwany wilk, bieżał ku domowi.
5Gryfon, co został, tak się rozumie zelżonem,
Tak swego towarzysza hańbą oszpeconem,
Żeby się w ogniu wolał widzieć w onej chwili,
Widząc, jako się wszyscy śmiali i szydzili.
92
1Pała na twarzy z gniewu i wstydu wielkiego,
Jakoby błąd Martanów beł jego samego,
Bo wszyscy tejże kuźniej dzieła wykładali
I takiegoż się po niem męstwa spodziewali.
5Jeśli kiedy, dziś mu się trzeba dobrze stawić
I swego towarzysza występku poprawić:
Błąd na piądź, iż już o niem złe mniemanie mieli,
Na dziesięćby go beli łokci rozumieli.
93
1Wziął był już drzewo Gryfon i do toku włożył,
Któremu się był w bojach tak dobrze przyłożył,
Że rzadko kiedy chybiał, i konia rozpuścił,
Co jedno biegu mógł mieć, i na dół je spuścił
5I tak je dobrze w on czas o pana zawadził
Z Sydoniej
[57], że go zbił i z siodła wysadził;
Wszyscy się zadziwili i na nogi wstali,
Bo przeciwnego po niem wszytkiego czekali.
94
1Gryfon znowu zajachał i z onemże drzewem,
Całem i niezłomanem, skoczył z wielkiem gniewem
I złamał je we troje o tarczą mężnemu
Rycerzowi, staroście laodycejskiemu
[58],
5Który niewytrzymanem razem uderzony,
Zachwiał się i raz i dwa, na dół pochylony;
Ale się prętko przecię zasię poprawiwszy,
Szedł na Gryfona, szable od boku dobywszy.
95
1Gryfon widząc, że mało kopia sprawiła
I że go, jako tuszył, z siodła nie zwaliła,
Czego kopia sprawić nie mogła to — prawi —
Szabla za piątem cięciem albo szóstem sprawi.
5I przypuściwszy konia podeń, wysadzony
Od siodła, ostrą szablą tnie go bez obrony
W lewą skroń, nie przestając, raz drugi i trzeci,
Że ogłuszony z konia na ostatek leci.
96
1Tamże i z Apamiej
[59] dwaj bracia rodzeni,
Jako o nich trzymano, gońcy
[60] doświadczeni,
Jeden Tyrses, a drugi Korymbus nazwani,
Od Gryfona zostali z koni pozwalani.
5Uderzony kopią, Tyrses łęk zostawił,
Ale się ręczną bronią z Korymbem rozprawił;
Już Gryfonowi wszyscy prawie przysądzają
Zwycięstwo i pewnie, że dank
[61] weźmie, trzymają.
97
1Po tych dwu w szranki wstąpić zaś Salinterowi,
Najwyszszemu dopiero przyszło marszałkowi,
Który wszytkiem królestwem rządził, podwyszszony
Na pierwsze dostojeństwo damaskiej korony.
5Ten znieść tego nie mogąc, w sobie rozgniewany,
Że on od cudzoziemca miał być otrzymany
Dank w gonitwie, groźnych słów i fuków
[62] używa
I Gryfona na drzewo zuchwale wyzywa.
98
1Odpowiedział mu Gryfon dobrze hartowaną
Kopią, za najlepszą z dziesiąci obraną.
I aby uszedł błędu, w pół tarczy mu mierzył
I tak go ją na on czas potężnie uderzył,
5Że mu piersi i oba blachy rozerwała
I przepadszy, grot tyłem na piądź ukazała.
Wszyscy krom króla radzi śmierć jego widzieli,
Bo go z jego łakomstwa zbyt nienawidzieli.
99
1Toż i dwiema damaskiem panom, Karmundowi,
Gryfon właśnie uczynił, i Ermofilowi;
Z których jeden wszytkich wójsk na ziemi hetmanem,
Drugi na amilarstwo
[63] świeżo beł obranem.
5Jeden zbył konia, drzewem z siodła wysadzony,
Drugi leżał na ziemi, koniem przywalony,
Który nie mogąc razu wytrzymać ciężkiego,
Jakoby go podrąbił
[64], padł, Gryfonowego.
100
1Jeszcze beł z Seleucyej pan został, którego
Miedzy tą siedmią mieli za namężniejszego,
A dobrze baczył pewnie siłę swą niemałą
Z dobrem koniem i zbroją przednią, doskonałą.
5Oba się kopiami tak, jako mierzyli,
Gdzie hełm przeście wzrokowi daje, ugodzili;
Lecz przecię lepiej Gryfon uderzył tamtego,
Bo mu noga wypadła z strzemienia lewego.
101
1Skruszywszy wielkie drzewa, złomki zarzucili
I z mieczmi się do siebie gołemi wrócili.
Uprzedził mężny Gryfon i szablą staloną
Tak mocno poganina w tarcz ciął wystawioną,
5Że chocia była z miąższej kości i żelaza,
Puściła, znieść nie mogąc tak ciężkiego raza;
Przeciął ją aż do zbroje, ale ta wytrwała
I nieuchronnej szable moc zahamowała.
102
1Z Seleucyej pan zaś w łeb tak chrześcijańskiego
Rycerza ciął, że razu wytrzymać srogiego
Żadne najwyborniejsze żelazo nie mogło;
Że beł uczarowany szyszak, to pomogło.
5Darmo potem i zbroję siecze z każdej miary,
Bo i ta także była zrobiona przez czary;
A jego zbroja zasię już jest zdziurawiona,
Nie w jednem, ale w kilku miejscach od Gryfona.
103
1Już u wszytkich rzecz jasna i widoma była,
Że Gryfon nad pogańskiem rycerzem miał siła,
I jeśli ich Norandyn prędko nie rozdzieli,
Że go Gryfon zabije, na oko widzieli.
5A zatem też od króla strażom rozkazano,
Aby ich nie mieszkając zaraz rozerwano;
I tak byli na różne rozdzieleni strony
I z onego postępku król beł pochwalony.
104
1Ona ośm, którzy mieli przeciwko każdemu
W bój wchodzić, a odeprzeć nie mogli jednemu,
Gdy źle, czego się byli podjęli, strzymali,
Że już mieli uchodzić wszytkiem, wyjawiali;
5Po jednemu już byli zjachali do dworu,
A gonitwy zostały bez żadnego sporu,
Bo jem sam jeden Gryfon wziął, jako widzieli
To, co przeciwko ośmiom wszyscy czynić mieli.
105
1A tak to krótko trwało, co dziwniejsza była,
Że się w godzinę wszytka ta sprawa skończyła;
Ale chcąc król Norandyn krotofile
[65] użyć
I aż ku wieczorowi igrzysko przedłużyć,
5Zszedłszy z ganku uprzątnąć plac kazał i swoje
Rycerze pomieszane rozdzielił na dwoje
I na nową gonitwę według ich zacności
Na pary je połączył i według dzielności.
106
1Wtem się beł do gospody wrócił rozgniewany
Gryfon, w sercu żal niosąc niewypowiedziany;
Barziej go towarzyska sromota
[66] frasuje,
Aniżli się z swojej czci cieszy i raduje.
5Martan swe obelżenie i hańbę pokrywa
I kłamstw i fałszywego języka używa,
A nierządnica, co go bratem nazywała,
Jako mogła najlepiej, tak mu pomagała.
107
1Lub mu uwierzył, lubo nie uwierzył, toli
Jako baczny, wymówki one przyjąć woli
I myśląc, co ma czynić, nakoniec obiera
Jachać stamtąd i cicho się zaraz wybiera,
5Tusząc, że stać pospólstwo spokojem nie miało,
Skoroby jeno było Martana ujźrzało;
I tak, jako naskryciej i naciszej mogą,
Puszczają się za miasto co naprostszą drogą.
108
1Gryfon lubo sam, lub koń jego beł strudzony,
Lubo po onej prącej snem beł obciążony,
Stanął w pierwszej gospodzie, na którą trafili,
Od Damaszku mniej jeszcze, niżli w równej mili;
5I z swojej się zwyczajnej zbroje rozebrawszy
I siodła zdjąć i uzdy z konia rozkazawszy,
Zamknął się sam w komnacie, w której rozebrany
Położył się na łożu na sen pożądany.
109
1Ledwie dopadł pościeli, jako zmrużył oko
I wszytek zmysł utopił we śnie tak głęboko,
Że leniwi pilchowie
[67] twardziej nie sypiają
I szczurcy snu głębszego nigdy nie miewają;
5Wtem chytra Orygilla i Martan do chłodu
Na przechadzkę blizkiego poszli, do ogrodu
I zdradę rozpoczęli, która u człowieka
Nigdy w myśli nie była podobna od wieka.
110
1Konia i świetną zbroję i szyszak i szaty,
Z których się rozebrał, spać wszedszy do komnaty,
Umyślił wziąć niecnota Martan Gryfonowi
I za niego się udać w nich Norandynowi.
5Wykonał zaraz swą myśl i konia dzielnego,
Bielszego, niżli mleko, wziął Gryfonowego;
I nasuwień
[68] i szyszak, tarcz jego i zbroję,
Włożył na się w gospodzie, porzuciwszy swoję.
111
1Z giermkami, z Orygillą swoją, okazały,
Przyjachał na plac, gdzie beł lud jeszcze niemały,
I trafił właśnie w ten czas, gdy już przestawali
Gonić i już ze szranków wszyscy wyjeżdżali.
5Wtem król po cudzoziemca pewne swe rycerze
Onego posłał, który białe nosił pierze
U hełmu, koń miał biały, sam wszytek beł w bieli,
Bo imienia zwyciężce jeszcze nie wiedzieli.
112
1Martan nikczemny, który cudzą w onej dobie,
Jako kiedyś osieł lwią, skórę miał na sobie,
Od przedniejszych dworzanów beł z czcią prowadzony
Do króla Norandyna, jako beł proszony.
5On go waży i z stołka przeciw niemu wstawa,
Obłapia go, miejsce mu podle siebie dawa
I nie ma dosyć na tem, że go czci i chwali
Przed wszytkiemi swojemi, którzy w koło stali,
113
1Ale na dźwięk trąb głośnych chce go dnia onego
Za zwyciężcę w gonitwie obwołać pierwszego.
Idą po wszytkich stronach głosy niezliczone,
Sławiąc imię niegodne, imię obelżone;
5Każe król, aby obok jachał z niem pospołu,
Chcąc go mieć na wieczerzy u swojego stołu,
I taką mu cześć czyni, że Herkulesowi
Nie mógłby więtszej czynić ani Gradywowi
[69].
114
1Nadto go w swem pałacu postawił budownem,
W pokojach, ozdobionych obiciem kosztownem.
Orygillę także czcił i swem pacholętom
Prowadzić ją rozkazał i pierwszem paniętom.
5Ale czas, abym znowu o Gryfonie śpiewał,
Który się w on czas żadnej zdrady nie spodziewał,
Ani od towarzysza ani od żadnego,
I do wieczora niemal twardo spał samego.
115
1Gdy się ocknął i postrzegł, że się dobrze było
Do późnego wieczora słońce nachyliło,
Poszedł tam, gdzie od niego, nim szedł spać, zmyślony
Szwagier beł z Orygillą chytrą zostawiony.
5Skoro ich tam nie zastał i obaczył swoje
Szaty wzięte i nie mógł naleść zwykłej zbroje
I towarzyskie
[70] tylko widział tam odzienie,
Dopiero mu to wpadło w wielkie podejźrzenie.
116
1Gospodarz się wtem trafił i wszytko powiedział
O jego towarzyszu, co widział i wiedział,
Że się w białą przebrawszy zbroję i niewiasta
I wszytka czeladź chwilę wrócili do miasta.
5Dopiero napadł na ślad, który do tej doby
Miłość mu zakrywała, i pełen żałoby,
Widzi swe pierwsze błędy i poznawa zatem,
Że on beł Orygille gamratem
[71], nie bratem.
117
1Winę teraz głupiemu daje rozumowi,
Że szczerą mówiącemu prawdę pielgrzymowi
Uwierzywszy, tak prędko zaś beł odmieniony
Na słowa tej, od której nieraz beł zdradzony.
5Mógł się pomścić, a nie chciał, teraz chcąc nie może:
Ujachał nieprzyjaciel, Gryfonie nieboże!
Musisz jeszcze na wielką niefortunę swoję
Tak marnego człowieka wziąć konia i zbroję.
118
1Lepiej beło bezbrojnem, nagiem
[72] i swobodnem
Zostać, niż piersi odziać blachem tak niegodnem,
Niż wyśmianą na głowę i posromoconą
Przyłbicę i na ramię tarcz wziąć obelżoną.
5Ale się barziej żądzej, niżli rozumowi
Dał rządzić, która była cudzołożnikowi
Dać karanie i na złej pomścić się niewieście,
I jachał tak, że mógł być przed wieczorem w mieście.
119
1Przy bramie, którą wjachać miał Gryfon stroskany,
Z lewej strony jest zamek pyszno budowany
Z pięknemi pokojami, barziej urobiony
Dla wczesnego
[73] mieszkania, niżli do obrony;
5Gdzie król, gdzie i syryjskie nazacniejsze panie
I przedniejszy panowie i pierwszy dworzanie
Na jednej pięknej sali przestronej siedzieli
U bogatej wieczerzy i byli weseli.
120
1Wielka sala, na którą tak się było siła
Dworu zeszło, daleko za mur wychodziła
I z wysoka widoki wszędzie rozsyłała
I pola i gościńce wszytkie odkrywała.
5Wtem się Gryfon do bramy tamtej przybliżając,
Hełm i zbroję na sobie obelżoną mając,
Na swe wielkie nieszczęście strojem beł wydany
I od króla i dworu wszytkiego ujźrzany.
121
1I za tego, którego i zbroję i pierze
I tarcz miał, rozumiany, panie i rycerze
Pobudził na wielki śmiech. Martan z prawej strony,
Podle króla samego, siedzi poważony;
5Orgilla podle niego zdradliwa za stołem.
Których na on czas pytał król z wzrokiem wesołem:
»Kto to, co się dopuścił tak grubego błędu
»I tak nie miał na swoję cześć żadnego względu,
122
1»Że się dziś tak sromotnie i źle popisawszy,
»Jeszcze mi lezie w oczy, na dwór przyjachawszy?
»Dziwno mi to — powiada — że wy, będąc takiem
»Rycerzem zawołanem, tak się z ladajakiem
5»Towarzyszem łączycie, nad którego tchórza
»Więtszego stąd nie najdzie do samego morza.
»Podomno to czynicie, że swoje dzielności
»Przy jego lepiej chcecie udać nikczemności.
123
1»Ale to wam na Boga mojego ślubuję,
»Że jeno, że was wielce ważę i szanuję:
»Wziąłby takie karanie, jakie zasługują
»Wszyscy inszy, co się tak, jako on, sprawują,
5»I tożbym mu uczynił, jako inszem wielem
[74]:
»Zawszeż ja takiem ludziom beł nieprzyjacielem,
»I jeśli bez karania odejdzie puszczony,
»Dla was to czynię, z którem przyjachał w te strony«.
124
1Naczynie takich złości, Martan niecnotliwy
»Ja go — powiada — nie znam, królu miłościwy!
»Na drodzemem go trafił niedawno z przygody,
»Jadąc z Antyochiej na te sławne gody.
5»Z postawym go być godnem rozumiał i sądził
»Mojego towarzystwa, alem w tem pobłądził;
»Jegom męstwa nie widział jeszcze ani słyszał,
»Aż dopiero tu, gdzie dziś tak się źle popisał.
125
1»Czem mię do tak wielkiego przywiódł zasromania,
»Żeby był zaraz tamże nie uszedł karania,
»Tak, żeby się beł odrzekł na gonitwach bywać
»I na nich lub kopiej lub szable używać;
5»Alem miejsce i bytność królewską uważał,
»A on mi się też potem więcej nie ukazał.
»Nie chcę jednak, aby mu co pomagać miało,
»Ze był w mem towarzystwie, co tak krótko trwało.
126
1»Wiem, żem się tem obelżył i wesół nie będę,
»Póki zmazy, nabytej przezeń, nie pozbędę;
»I jeśli z wielką hańbą dzieła rycerskiego
»Nie odniesie, o królu! karania żadnego,
5»Nie każ go, proszę, puszczać; więtszą mi pokażesz
»Łaskę, kiedy go z muru powiesić rozkażesz,
»I będą twój uczynek wszyscy wychwalali,
»Aby się jego drudzy przykładem karali«.
127
1Orygilla Martana mowy potwierdzała
I aby zaraz wisiał, króla nalegała
[75].
»Nie tak barzo wystąpił — król odpowie na to —
»Aby na garle miał być pokarany za to;
5»Niech ma pokutę, swemu należną grzechowi,
»Niech ludziom krotofile jutro też odnowi«.
I jednego rotmistrza przyzwać sobie kazał
I jako sobie miał w tem postąpić, ukazał.
128
1Rotmistrz tak, jako mu król rozkazał, z ochotą
Poszedł, nic nie mieszkając, do miasta z piechotą,
Którą z sobą po cichu do bramy prowadził,
I z nią się na Gryfona czekając zasadził;
5I między dwiema mosty w bramie go zatrzymał
I niestrzegącego się z piechotą poimał
I do wieże go ciemnej stamtąd zaprowadził
Z naśmiewiskiem i strażą dobrą go osadził.
129
1Ledwie beł piękny Febus złote swoje włosy
Ukazał z oceanu, mokrej pełne rosy,
I poczynał oświecać przez jasne promienie
Wierzchy gór, wyganiając niewesołe cienie,
5Kiedy Martan bojąc się, aby od Gryfona
Na ostatek nie była ta rzecz objawiona
I nań się jego na zad nie wróciła wina,
Jachał precz, pożegnawszy króla Norandyna,
130
1Wynalazszy wymówki pewne w onej chwili,
Że przy naznaczonej być nie mógł krotofili.
Tak wziął dar, nie od siebie w gonitwie wygrany,
I wielą upominków inszych darowany,
5Odjachał, nadewszystko zacnem ozdobiony
Przywilejem, którem beł wielce podwyszszony.
Ale niech jedzie, gdzie chce; wiem, że w krótkiem czesie
Godne karanie za swój występek odniesie.
131
1Gryfon wtem, obstąpiony nakoło piechotą,
Prowadzon beł na rynek z hańbą i sromotą;
Hełm mu wzięto, z jego go zbroje zewleczono
I w samem go kaftanie tylko zostawiono
5I jakoby beł na rzeź do jatek wiedziony,
Na wysokiem beł wozie wzgórę posadzony,
W którem beły dwie szpetne krowie zaprzężone,
Słabe, chude i wielkiem głodem wycieńczone.
132
1Około zelżonego woza nierządnice
Szły zewsząd niewstydliwe i stare zwodnice
[76].
Te beły woźnicami i krów poganiały,
A wszytkie go sromotnie lżyły i szczypały;
5Ale mu się najbarziej chłopięta przykrzyły,
Bo okrom słów plugawych, które mu mówiły,
Na śmierćby beł kamieńmi od nich obrażony,
Kiedyby od baczniejszych nie miał beł obrony.
133
1Zbroja, która przyczyną jego złego była
I która nieprawdziwy sąd o niem czyniła,
Za wozem uwiązana, w błocie się walała
I pomazana, godne karanie cierpiała.
5Nakoniec przed sędziami wóz zastanowili,
Gdzie za cudzy występek słuchał w onej chwili
Swej sromoty, która mu była wymiatana
Na oczy, od trębacza w głos wywoływana.
134
1Stąmtąd go wieźli dalej od bramy do bramy,
Przed kościoły, ratusze i bogate kramy,
Gdzie słowo tak wszeteczne żadne nie zostało,
Któremby mu pospólstwo było nie łajało.
5Na ostatek za miasto beł wyprowadzony
Od gminu, który mniemał tak, że wypędzony
Miał być stamtąd samem ich wrzaskiem i gwizdaniem,
Którzy nie znając, kto beł tam, a wyli za niem.
135
1Ledwie co mu jeno z nóg żelazo i pęto
I powrozy z obu rąk zdymować poczęto,
Jak tarcz porwał i broni dopadł, którą pole
Hojnie skropił i suche ponapawał role.
5Nie miał oszczepów ani mieczów przeciw sobie,
Bo bezbronne pospólstwo biegło w onej dobie. —
Alem nazbyt przedłużył, przeto pieśni skrócę,
A w drugiej się do tejże historyej wrócę.
Koniec pieśni siedmnastej.
XVIII. Pieśń ośmnasta
Argument
1Mści się swej zelżywości Gryfon zawołany.
Mandrykard Rodomonta szuka; bój z pogany
Zwiódszy, cesarz wygrawa. Dają Martanowi
Słuszną kaźń; cna Marfiza lud Norandynowi
5Bije, potem z Gryfonem stamtąd i inszemi
Do Francyej się puszcza wiatrami dobremi.
Klorydon się i Medor w pole wyprawują
I króla Dardynella zmarłego najdują.
Allegorye
1W tej ośmnastej pieśni w Gryfonie, który zemściwszy się mężnie swojej krzywdy, beł poznany i barzo szanowany od króla Norandyna, jaśnie ukazuje, że niewinność złączona z dzielnością może się nie bać nigdy złego końca. Przeciwnem obyczajem przez Martana, od Akwilanta nalezionego i do Damaszku przywiedzionego i sromotnie za jego niecnoty i nikczemność pokaranego, daje się przestroga, aby się nikt nie sadził na swej chytrości, która jest przeciwko prawdzie i przeciwko sprawiedliwości.
Skład pierwszy
O zawołane książę, o panie łaskawy!
Słuszniem chwalił i chwalę zawsze twoje sprawy,
Acz z drugiej strony siebie samego winuję,
5Żeć grubem piórem wielką część chwały ujmuję;
Ale najbarziej między inszemi wszytkiemi
Ciągnie serce i język mój dzieły twojemi
To, że każdego zawżdy rad słuchasz cierpliwie,
Ale nie zaraz wiarę dajesz mu skwapliwie.
2
1Słyszę więc, że na obronę nieobecnemu
I za oczy do ciebie źle odniesionemu
Często i te i owe wymówki najdujesz
I drugie mu przynamniej ucho zostawujesz;
5Ucho mu zostawujesz drugie, aż się stawi
Sam przed tobą i z rzeczy zadanych się sprawi,
I raczej do miesięcy albo i lat sprawy
Odkładasz, niżbyś wyrok miał skazać nieprawy.
3
1By beł także uczynił Norandyn, jako ty,
Nie odniósłby beł Gryfon od niego sromoty,
Jaką odniósł; przeto cześć i sława z twojego
Postępku, a hańba brzmi z Norandynowego.
5Dla niego jego ludzie na on czas polegli,
Bo z tych, którzy za miasto i bramę wybiegli,
Dziesiącią razów ciętych, dziesiącią sztychowych
Trzydzieści zaraz padło od rąk Gryfonowych.
4
1Drudzy zasię tam, gdzie ich strach pędził, przez drogi,
Przez ścieszki i przez pola w prędkie poszli nogi;
Drudzy, kiedy do miasta na zad uciekali,
W bramie jeden na drugiem pobici padali.
5Gryfon próśb nie używa, ale rozgniewany
Bez litości, zażarty i nieubłagany,
Macha mieczem około gminu bezbronnego
I mści się znieważenia okrutnie swojego.
5
1Z tamtych, którzy do bramy naprzód przybieżeli
I którzy nogi rętsze
[77], niżli inszy, mieli,
Część wielka, aby sobie raczej dogodzili,
Niżli inszem, wiszące wzwody
[78] podnosili;
5Część krwie próżnych na twarzach wybladłych z wołaniem,
Uciekając i płacząc, z wielkiem narzekaniem,
Po ulicach tam i sam zgiełkiem napełniali.
Wszytkie strony i miasto wrzaskami mieszali.
6
1Dwu, jako ich zły los chciał, Gryfon zapędzony
Porwał, kiedy wielki wzwód wznoszono u brony;
Jednego o kamienny słup uderzył czołem,
Że mu się mózg rozpierzchnął po powietrzu kołem,
5Drugiego wziął za piersi i tak mocno potem
Cisnął jem, iż za mury spadł wśród miasta lotem:
Dopiero wziął zimny mróz mieszczany za boki,
Kiedy widzieli, że ten leciał pod obłoki.
7
1Byli ci, co się bali, aby beł przez mury
Nie skoczył Gryfon, inszej nie szukając dziury.
Więtszy tam strach nie mógł być, kiedyby beł hurmem
Sułtan wojsko obegnał i miasto wziął szturmem.
5Zgiełki, wrzaski i krzyki i srogie wołanie
I ludzi, po ulicach tam i sam bieganie
Z dźwiękiem się trąb krzykliwych i bębnów mięszały
I nieba dosięgały i świat ogłuszały.
8
1Ale teraz tu stanę rad nie rad, bo o tem
Wolę inszego czasu powiedzieć wam potem;
Bo mi trzeba za Karłem, który ku rynkowi
Przeciwko okrutnemu biegł Rodomontowi,
5Rodomontowi, co lud paryski mordował.
Słyszeliście, jako nań cesarz następował
Z Danem, Namem, Ottonem i Oliwijerem,
Z Awinem i z Awolem i z Berlingijerem.
9
1Ośm kopij, któremi nań spólnie w onej chwili
Ośm rycerzów tak wielkich razem uderzyli,
Skóra, łuską nakryta, snadnie wytrzymała,
Co mężnego pohańca piersi pilnowała.
5Jako się pospolicie okręt więc prostuje,
Gdy go uczony żeglarz pod wiatr nakieruje,
Tak się prędko Rodomont poprawił pochyły
Po raziech, coby beły i góry ruszyły.
10
1Mężny Gwidon, Ranijer, Rykard z Salomonem,
Angolier i Turpin wierny z Ganellonem,
Andzolin, Ugiet, Iwon i Marek z Peryny
I Maciej, pan świętego Michała równiny
[79],
5Z ośmią, którzy na rynek z cesarzem przypadli,
Wszyscy wraz zuchwałego pohańca opadli,
Aryman z Odoardem także, którzy byli
Świeżo z angielskiem ludem do miasta przybyli.
11
1Nie tak huczy na skale z gruntu wywiedziony
Mocny mur na Krępaku, kiedy Akwilony
Wściekłe około niego gniewy rozciągąją,
Które z korzeniem twarde dęby wywracają,
5Jako huczy Sarracen, gniewem zapalony
I niezmiernem pragnieniem na krew przerażony;
I jako piorun z grzmieniem bywa w jednem czesie,
Tak jego gniew zarazem z sobą pomstę niesie.
12
1Tego, co podeń podpadł nabliżej, z Dordony
Ugięta tak ciął ostrą szablą bez obrony,
Że choć miał doskonały szyszak, aż do gęby
Przeciął mu łeb, że wszytkie widać było zęby;
5I samego też w onem czasie wszyscy bili
Prawie po wszytkiem ciele, lecz mu to czynili,
Co nakowalniej
[80] igły: tak Sarracen hardy
Miał na sobie łuszczasty smoczy łupież twardy.
13
1Wszytkie mury nakoło były opuszczone,
Z wałów i z baszt piechoty beły pozwodzone;
Bo gdzie potrzeba więtsza była, tam prowadził
Ludzie cesarz i wszytkie do rynku gromadził.
5Ze wszytkich stron, ze wszytkich ulic się zbiegają
Do rynku i lękliwe tyły w zad wracają;
Każdy widząc, że się sam cesarz nie szanuje,
Serce bierze i w boje ochotnie wstępuje.
14
1Jako gdy zawołany tryumf gdzie sprawują,
Na którem lud ucieszyć wszytek usiłują,
Do mocnego okołu
[81], gdzie z dawna chowają
Libijską lwicę, byka srogiego puszczają;
5Lwięta przypatrując się na stronie przy lwicy,
Jako zuchwało stąpa, jako straszno ryczy,
Którem jeszcze nowina widzieć takie rogi,
Stoją z daleka pełni, niewidanej trwogi;
15
1Ale skoro mężna mać zębem weń uderzy
I porwie go za ucho, one przy macierzy
Wziąwszy serce, łakome gęby zajuszają
I morzyć go macierzy śmiałej pomagają,
5Ten go za brzuch, a ten go za bok rwie: tak owi
Naprzeciw surowemu szli Rodomontowi,
Kamienie nań to z dachów, to z okien ciskają,
Drudzy nań z blizka chmury pocisków puszczają.
16
1Pieszych, jeznych tak wiele zewsząd każdą drogą
Przybywa ze wszytkich stron, że się ledwie mogą
Zmieścić w przestronem rynku; lecą, jako pszczoły
Pełnem rojem, wonnemi obkarmione zioły,
5Że choćby beli nadzy wszyscy, nieubrani,
Choćby tak, jako rzepa, mogli być krajani
I choćby nie broniąc się na pował leżeli,
Za dwieby ich Rodomont nie pobił niedzieli.
17
1Przykrzy się na ostatek już poganinowi,
Radby się w zad ku swemu wrócił orszakowi;
Mało co ich ubywa, choć ich tysiącami
Bije, choć koło niego leżą gromadami.
5Już się umęczył, już tchnie
[82], już widzi i czuje,
Że jeśli, póki się w niem siły co najduje,
Nie wyńdzie stamtąd, potem, skoro nademdleje.
Choćby chciał wyniść, żadnej nie będzie nadzieje.
18
1I tam i sam po stronach wzrok obraca srogi,
Widzi nakoło wszytkie zastąpione drogi;
Ale sobie wszytkie wnet uprzątnie zawady
Z upadkiem wielkiej ludzi pobitych gromady.
5Awo już tam, gdzie go gniew ciągnie nieużyty
I myśl wściekła, miecz w ręku kręcąc jadowity,
Bieży przeciw Anglikom pędem niesłychanem,
Które świeżo Odoard przywiódł z Arymanem.
19
1Jeśli kto widział, kiedy byk nieokrócony
[83],
W szrankach cały dzień bity i ze psy goniony,
Porwie płoty i mocne obali okoły
[84],
Gdzie gęsty na igrzysko patrzy lud wesoły;
5Wszyscy pełni widomej uciekają trwogi,
On tego i owego w tem bierze na rogi:
Ten niech wie, iż tak srogi, gdy wpadł na Angliki,
I jeszcze ponno sroższy beł rycerz z Afryki.
20
1Piętnaście ich na poły poprzek poprzecinał,
Piętnastom albo więcej głowy poucinał;
Każdy raz jego, prosto albo odlew cięty,
Zda się, że ścina winne lub wierzbowe pręty.
5We krwi wszytek poganin wściekły umoczony
Odcięte głowy, nogi i ręce z ramiony
I insze członki tam, gdzie idzie, zostawuje,
Na ostatek powolej z rynku ustępuje.
21
1Ale tak ustępuje przecię w onej dobie,
Że namniej znaków strachu nie daje po sobie;
Różnie jednak obraca myśl swą rozdwojoną,
Którą stamtąd może uść nabezpieczniej stroną.
5Nakoniec po rozmyśle długiem tam przychodzi,
Gdzie Sekwana pod wyspą za mury wychodzi;
Ale go ludzie zewsząd pędzą i ściskają
I w pokoju mu dalej iść nie dopuszczają.
22
1Jako lew urodziwy na massylskiej puszczy
[85],
Od łowców i od gęstej obegnany tłuszczy,
Chocia ucieka, mężne serce ukazuje
I z groźbą i leniwo w lasy ustępuje:
5Tak Rodomont w postępku każdem onem czasem
Niestrwożony, foremnem obegnany lasem
Strzał lotnych i oszczepów, z niezmrużonem okiem
Idzie do rzeki lekkiem i leniwem krokiem.
23
1I tak beł i raz i dwa gniewem przerażony,
Że będąc już w bezpiecznem miejscu zapędzony,
Znowu się wrócił w boje i szablę ukrwawił
I więcej ich, niżli sto, żywota pozbawił.
5Ale wściekłość nakoniec ustąpić musiała
Rozumowi i rady zdrowszej posłuchała,
Rady tej, że skoczywszy w rzekę między wody,
Wyszedł z niebezpieczeństwa i z onej przygody.
24
1Tak skoczył, jako ciężki, jako beł ubrany,
A płynął, jak sitowiem w pachach podwiązany.
Nie chlub się z Anteusza, nie chlub się z wielkiego
Annibala, Afryko: takiego drugiego
5Jeszcześ nigdy nie miała. A skoro za rzekę
Przepłynął, niewymowną czuł na sercu mękę
I że miasta nie spalił i wszcząt nie zepsował,
Przebiegszy je wzdłuż i wszerz, okrutnie żałował.
25
1I tak go pycha i gniew gryzie zapalczywy,
Że znowu do Paryża chce wpaść i wątpliwy
Wzdycha i przysięga się, że się w zad nie wróci,
Aż go zniszczy, zepsuje i z gruntu wywróci.
5Ale ujźrzał nad rzeką pędem przeciw sobie
Bieżącego, który w niem on gniew w onej dobie
Uhamował. Kto to był? — Wnet będziecie wiedzieć,
Bo teraz o czem inszem trzeba mi powiedzieć.
26
1O Niezgodzie pierwej wam powiedzieć mi trzeba,
Której anioł rozkazał, wyprawiony z nieba,
Aby miedzy mężniejsze sarraceńskie pany
Nasiała zwad i wniosła swar niepojednany.
5Wyszła jędza przeklęta onegoż wieczora,
Zasadziwszy swe miejsce kiem inszem z klasztora,
Zdradzie podniecać ogień zajęty zleciła
I poddymać go, ażby sama się wróciła.
27
1Ale się jej zda, żeby więtszą siłę miała,
Gdzieby się z nią i Pycha w tę drogę wybrała;
A iż obiedwie w jednej komorze mieszkały,
Nie trzeba było, aby się były szukały.
5Ale i Pycha także, mając się wyprawić,
Nie chciała bez namiastki
[86] klasztoru zostawić:
Przez te kilka dni, jako wrócić się tuszyła,
Swoje Hipokryzyej rządy poruczyła.
28
1Tak przeklęta Niezgoda, mając Pychę z sobą,
W towarzystwie szła spiesznie w drogę oną dobą
I potkała na temże gościńcu stroskaną,
Wyschłą, wybladłą Zazdrość i ukłopotaną;
5A ona do obozu także pogańskiego
Szła, mając w towarzystwie karlika małego,
Którego Doralika piękna posyłała
Do Rodomonta i znać o sobie dawała.
29
1Bo kiedy się dostała Agrykanowemu
Synowi — wiecie, jako i kędy — małemu
Poleciła swojemu cicho karlikowi,
Aby onę nowinę niósł Rodomontowi,
5Mając pewną otuchę o jego dzielności
I o jego wiadomej ku sobie miłości,
Że miał dziwy porobić i wrychle nad hardem
Odnieść pomstę, co mu ją odjął, Mandrykardem.
30
1Tego karlika Zazdrość w drodze potrafiła
[87]
I słysząc, z kiem szedł, z niem się na on czas złączyła,
Bo tak sobie myśliła i tak rozumiała,
Że i ona w tej sprawie swe miejsce mieć miała.
5Niezgoda niezmiękczona rada była srodze,
Że się z Zazdrością w on czas potkała na drodze,
Wiedząc zwłaszcza, po co szła, i że rozumiała,
Że jej mogła ratować w tem, co czynić miała.
31
1Zda się jej, że ma śrzodek powadzić mężnego
Rodomonta i syna Agrykanowego;
Jakoż nie mógł być lepszy miedzy temi zwadę
Uczynić; inszych zwadzie najdzie inszą radę.
5Idzie z karłem pospołu tam, gdzie wojska blizkie
Pogańskie obegnały w krąg mury paryskie,
I przyszli właśnie w ten czas, kiedy przepławiony
Przez Sekwanę, na brzegu stanął z drugiej strony.
32
1Skoro poznał Rodomont, że to beł posłany
Od jego pięknej dziewki, zaraz ubłagany,
Gniew umarza, pogodne czoło pokazuje
I że w niem od radości serce skacze, czuje.
5Każdej inszej nowiny czeka, niżli onej,
Aby miał kto uczynić jego ulubionej
Krzywdę lub lekkość jaką; wesół karła wita
I »Jak się ma? Gdzie cię śle moja panna?« pyta.
33
1Odpowie karzeł na to: »Nie jest więcej moja
»Ta, co jest w cudzych ręku, ale ani twoja;
»Wczoraśmy na rycerza jednego trafili,
»Co ją nam wziął: takeśmy oba ją stracili«.
5Na tę nowinę Zazdrość do niego skoczyła
I w poły go, jako wąż zimny, obłapiła.
Powiada dalej karzeł, że to wszytko zrobił
Sam jeden: i onę wziął i ludzie jej pobił.
34
1Natychmiast i Niezgoda ogniwo porwała
I krzemienia dobywszy, kilkakroć wskrzesała;
Żagiew była od pilnej podłożona Pychy,
Skąd się we mgnieniu oka zajął ogień cichy,
5Co tak barzo zapalił serce w onej dobie
Poganina, że miejsca nie najdował sobie;
Wzdycha, jęczy i z twarzą straszliwą wyzywa
Bogi z nieba i klątew brzydliwych używa.
35
1Jako lwica, co próżną jamę zwartowała
[88]
I tam i sam i węchem nakoniec poznała,
Że w niej byli myśliwcy i że jej pobrali
Miłe syny i z niemi nagle ujachali,
5Tak się zrze, tak się gryzie wściekłością tak srogą,
Tak gore, że jej góry ani rzeki mogą,
Ani noc ani grady ani deszcz hamować,
Aby swego nie miała zbójcę prześladować:
36
1Do tej wściekłości wściekłość jego równać mogę.
Zawoła na karlika: »Ty tam jedź w swą drogę!«
Konia i wozu nie chce czekać i żadnemu
O swej trosce nie daje znać słudze swojemu.
5Sam, jako wściekły, pędem niewściągnionem bieży,
Tusząc, że gdzie rozbójcę swojego przebieży.
Konia nie ma, ale wziąć zamyśla pierwszego,
Którego potka, by też i nie wiem czyjego.
37
1Niezgoda się, postrzegszy tej myśli, rozśmiała
Na towarzyszkę Pychę, która blizko stała,
I rzekła, że mu konia niedługo zdobędzie,
Za którem więcej mu zwad i swarów przybędzie,
5Myśląc uprzątnąć drogi, żeby mu przez dzięki
[89]
Inszy koń, okrom tego, nie przyszedł do ręki;
I myśliła już o niem. — Ale już Niezgodę
Zostawię, a do karła znowu was powiodę.
38
1Skoro cesarz pohańca wyparł i zajęte
Ognie zgasił, pożogi uśmierzył rozczęte,
Wszytkie ludzie, co ich miał, w rzędy swoje sprawił,
A część na słabszych miejscach tam i sam zostawił;
5Ostatek, chcąc grę wygrać onę, jako tuszył,
Przeciwko Sarracenom nie mieszkając ruszył,
Puściwszy ich bramami razem dwojem torem
Między świętem Germanem
[90], a świętem Wiktorem
[91].
39
1I rozkazał do bramy Marcella świętego
[92],
Kędy była wielka część pola zrównanego,
Aby się oba pułki do kupy ściągały,
Puszczone stąd i zowąd, i tam się czekały;
5Stamtąd zagrzewając ich, aby się stawili
Tak, żeby onego dnia wieczną uczynili
Pamięć, kazał chorągwiom wchodzić w swoje rzędy
I dać po wszytkiem wojsku znak potkania wszędy.
40
1Tem czasem król Agramant, z siodła wysadzony,
Wielką mocą na konia znowu beł wsadzony.
Kiedy z króla szkockiego zawołanem synem
Odprawował srogi bój i krwawy, z Zerbinem,
5Lurkani miał Sobryna króla w onej dobie,
A Rynald cały wielki hufiec przeciw sobie.
Który szczęściem i wielką rozrywał dzielnością,
Przebijając się przezeń z niezmierną śmiałością.
41
1Kiedy się tak toczyła bitwa między temi,
Cesarz natarł na zadni pułk z ludźmi swojemi,
Z tamtej strony, z mężnemi kędy Hiszpanami
Pod gęstemi Marsyli król stał chorągwiami
5Z jezdą na obu skrzydłach, we śrzodku z piechotą;
Wpadł cesarz na Hiszpany z ludem swem z ochotą,
Z krzykiem i trąb i bębnów, z dźwiękiem, że się zdało,
Że się ziemia i rzadkie powietrze mięszało.
42
1I już byli poczęli, gwałtem przełomieni,
Dość znacznie ustępować na zad Sarraceni
I wszytkieby już były hufce zuciekały
[93]
Rozprószone, że trudno do sprawy przyść miały,
5Ale i król Gardoni i Falzyron śmiały
I z królem Balugantem Serpentyn zuchwały
I Ferat przypadł, który, co głosu miał w sobie,
Nawracając ich na zad, wołał w onej dobie:
43
1»Towarzysze i bracia! prze Bóg w miejscu stójcie!
»A tych się psów i tego motłochu nie bójcie!
»Jeśli naszę powinność wszyscy zachowamy,
»Zwycięstwo z nieprzyjaciół pewne otrzymamy.
5»Patrzcie na cześć, na sławę, na zysk, na zdobyczy,
»Których wam dzisiejszego dnia fortuna życzy,
»Gdzie
[94] wygracie; patrzcie zaś na ostatnie szkody,
»Hańbę i śmiech tych, którzy przegrają nagrody«.
44
1Drzewo wielkie miał w ręku; z tem dawszy koniowi
Bojca w bok, bieżał przeciw Berlingijerowi,
Który się onem czasem Argalifą bawił
I już mu beł na głowie szyszak podziurawił;
5Zbił go z konia i przy niem, co się nawinęli,
Dziewięć od jego szable ostrej poginęli,
Bo każdy raz, rzecz pewna, kiedy się zamierzy,
Jeden przynamniej padnie i ziemię uderzy.
45
1Na drugiej zasię stronie Rynald niezwalczony
Posiekł i pobił pogan poczet niezliczony;
Hufiec mu się nie oprze żaden; uciekają
Wszyscy, gdzie się obróci i plac mu dawają.
5Niemniej się mężnie Zerbin i Lurkani stawił,
Każdy z nich miecz w pogaństwie obficie ukrwawił:
Ten na wylot przebił brzuch sztychem Balastrowi,
Tamten na poły przeciął łeb Finadurowi.
46
1Balastra wszystkie wojska z Aldzierby słuchały,
Wszystkie wojska z Aldzierby, skoro postradały
Króla swego i wodza wielkiego, Tardoka;
Finadur rządził ludem z Zumary, z Maroka;
5»Nie mieli Afrykani nadeń mężniejszego,
»I szablą i kopią umiejętniejszego?«
Mógłby mi kto powiedzieć; ale to omijam:
Toli
[95] żadnego chwały godnego nie mijam.
47
1Chciał ratować i wesprzeć króla zumarskiego
Szlachetny Dardynel, syn Almonta starego,
Od którego kopią Ubertus z Mirfordy
[96]
I mężny Klaudy zrzucon i Andzelm z Stanfordy
[97];
5Szablą zasię Eliasz i Urban z Kobrynu
I Rajmund i Pinamund, obadwa z Londynu,
Wielcy mężowie, byli zbici i zwaleni;
Trzej zdechli, jeden ranny, a trzej ogłuszeni.
48
1Ale ze wszystkiem męstwem, które pokazować
Silił się aż i nazbyt, nie mógł uhamować
Ludzi swoich tak, żeby uciekać nie mieli,
Skoro nasze choć w mniejszej gromadzie ujrzeli,
5Chocia w mniejszej gromadzie, lecz lepiej ćwiczone
I w oręże wojenne lepiej opatrzone.
Ucieka lud z Maury
[98], ucieka z Zumary,
I z Setty i z Maroku, ucieka z Kanary
[99].
49
1Ale najbarziej w on czas wojska uciekały
Z Aldzierby, które wracał młodzieńczyk wspaniały,
Chcąc jem śmiałość do piersi wrócić to groźbami,
I surowemi fuki, to płaczem z prośbami.
5»Jeśli się wam zasłużył kiedy z jakiej miary —
Tak do nich mówi — Almont, mój rodziciel stary,
»Dowiem się wnet, jeśli mnie, jego opuścicie
»Syna, jeśli mię w tak złem razie odbieżycie.
50
1»Proszę przez mój młody wiek, w którem takie macie
»Nadzieje i po którem pociech swych czekacie:
»Stójcie! stójcie! nie chodźcie, prze Bóg! na miecz goły,
»Obróćcie śmiałe twarzy na nieprzyjacioły!
5»Wszędzie prześcia i drogi zawarte najdziemy,
»Jeśli bez sprawy wszyscy w rozsypkę pójdziemy:
»Góra, chciejcie mi wierzyć, że to mur wysoki;
»Morze trudno przeskoczyć: przykop to szeroki!
51
1»Daleko lepiej umrzeć, niżli się do ręki
»Dostać tem psom na lekkość
[100], na hańbę, na męki.
»Stójcie w miejscu, bo insze wszelakie sposoby
»Próżne są, moi wierni rycerze, tej doby.
5»Wżdyć i oni nie więcej, niżli my, rąk mają
»I jednę duszę także w sobie zawierają«.
Tak mówiąc do nich śmiały młodzieńczyk, grofowi
Przeciął głowę do ucha, Ottonoleowi.
52
1Wspominanie Almonta tak serc zagrzewało
Afrykańskiego wojska, co już uciekało,
Że woli rąk na swoję obronę używać,
Niżli nieprzyjaciołom tyły pokazywać.
5Gwilelm z Burneku
[101] wzrostem beł między wszystkiemi
Anglikami nawyszszy, ale go z inszemi
Dardynel porównywa; podle niego pana
Z Kornowaliej
[102] z konia zwalił, Arymana.
53
1Kiedy leciał do ziemie Aryman zwalony,
Przybiegł mu na ratunek brat jego rodzony;
Ale niewiele pomógł i niewiele sprawił:
Tak, go, jako i brata, Dardynel odprawił.
5Stefan, w gębę trafiony, szablę mu uślinił,
A on go wolnem za to od długu uczynił;
Bo beł obiecał żenie, na wojnę jadęcy
[103],
Gdzieby żyw beł, wrócić się za dziewięć miesięcy.
54
1Wtem z daleka obaczył, że Lurkani wszędy,
Gdzie się udał, mieszając afrykańskie rzędy,
Zabił, przeciąwszy mu łeb po zęby, Dorkina
I na wylot przez piersi przebił Morytyna.
5Alteus chciał uciekać, Alteus, którego
Miłował tak Dardynel, jak siebie samego;
Ale nie dośpiał
[104], bo go Lurkani dopędził,
I z tyłu go pod garło koncerzem przepędził.
55
1Wziąwszy w rękę kopią, trochę się stanowi
I czyni fałszywemu ślub Machometowi,
Że jeśli Lurkaniego zwali i zabije
Zbroję złupioną w jego kościele przybije;
5Zatem puściwszy wodze koniowi rączemu,
Z takiem zapędem bieżał przeciw Lurkaniemu,
Z takiem zapędem bieżał i z tak wściekłem gniewem,
Że go na obie stronie ostrem przebił drzewem.
56
1Nie pytajcie mię, jeśli brat jego rodzony,
Aryodant, żałością nie beł przerażony
I jeśli nie chciał posłać dusze w czasy one
Dardynellowej między dusze potępione;
5Ale próżno, przystępu nie ma przed pogany,
Nie ma go i przed swemi także chrześcijany;
Chciałby się pomścić i miecz dobyty trzymając,
Bieży do Dardynella, drogi uprzątając.
57
1Rozrywa, siecze, bije, kto mu zastępuje,
Kto mu wstręt czyni jaki i kto go hamuje.
Ów widząc, jego żądzą, aby go nacieszył,
Tak chętnie, jako i on, do niego się śpieszył;
5Ale mu wielkość ludzi także nie dopuszcza
Wykonać jego myśli i nań go nie puszcza;
Jeśli tamten morduje i bije pogany,
I ten także zabija niemniej chrześcijany.
58
1Szczęście chciało, choć się tak na się wydzierali,
Że się z sobą przez on dzień cały nie potkali,
Bo niosło śmierć jednemu od mężniejszej ręki:
Tak każdy swego losu nie zniknie przez dzięki
[105].
5Ano Rynald w tę stronę wodzami kieruje,
W tę stronę i jednemu już koniec gotuje;
Rynalda szczęście na dank
[106] wiedzie znamienity,
Aby od niego beł cny Dardynel zabity.
59
1Ale niech stanie na tem; dosyć się mówiło,
Co się na zachód słońca na on czas toczyło.
Czas mi się już, bo i tak długom się zabawił,
Wrócić się tam, gdziem cnego Gryfona zostawił,
5Który na sercu gniewem srogiem zapalony
Mięszał lud pospolity, strachem przerażony.
Król Norandyn na on zgiełk przybiegł w onej dobie,
Mając przez tysiąc ludu zbrojnego przy sobie.
60
1A widząc, jako wszyscy w długą uciekali
[107],
Tak, że się zastanowić nikomu nie dali,
Przyszedł do bramy, wiodąc ludzie swe sprawione,
I kazał, aby wzwody
[108] beły podniesione.
5Tem czasem odpędziwszy od siebie wspaniały
Gryfon lud pospolity, nikczemny, nieśmiały,
Wziął na się dla obrony lepszej pogardzoną
Zbroję, zelżoną zbroję i posromoconą.
61
1Tamże podle kościółka jednego mocnego,
Od głębokiego rowu w krąg opasanego,
Stanął przy wązkiem mostku, dość ubezpieczony,
Żeby nie mogł być od nich wkoło otoczony.
5Wtem z miasta hufiec wielki wychodził, wołając,
Łajania, gróźb i fuków wielkich używając;
Śmiały Gryfon na miejscu niestrwożony stoi
I na twarzy znać daje, że się nic nie boi.
62
1A skoro się do niego dalej przybliżyli,
Wypadł i przeciwko niem bieżał w onej chwili;
I nazabijawszy ich, tak, jako za wały,
Ustępował z nienagła za on mostek mały,
5I tak ich jakokolwiek przecię zatrzymywał
I ustawicznie tego fortelu używał,
Coraz to wypadając, to w zad ustępując,
Straszne znaki swej siły zawsze zostawując.
63
1Siecze w prawo i w lewo i na ziemię mężne
Wali ludzie królewskie i piesze i jezne;
Ale nakoniec wszystek lud nań obrócony
Naciera nań, ściska go z tej i z owej strony.
5Boi się na ostatek, by go nie zabrało
Morze, które go zewsząd prawie zalewało:
Już w lewe ramię ranny, już w rękę, już mdleje,
Już w niem siła ustawa i znacznie słabieje.
64
1Ale dzielność, która swych nigdy nie opuści,
Sprawi to, że mu łatwie Norandyn odpuści;
Który przybieżawszy tam, ujźrzał znamienitych
Rycerzów swych, wielkiemi ranami zabitych,
5Świadectwo jego męstwa pewne, bo się zdały,
Że z Hektora samego rąk powychadzały,
I widzi, że niesłusznie uczynił onemu
Krzywdę bohatyrowi tak zawołanemu.
65
1Potem bliżej przystąpił i wejźrzał mu w czoło
I ujźrzawszy tak wiele pobitych nakoło
I góry dosyć spore, z nich poukładane,
I wody w rowie znacznie krwią zafarbowane,
5Zda mu się, że na moście widzi stojącego
[109],
Hetruryą na sobie wszystkę dzierżącego;
Zaczem i dla swojej czci i że go żałował,
Ludzie swoje natychmiast wściągał i hamował.
66
1I podniózszy bezbronny rękę, co u świata
Znakiem było pokoju od dawnego lata,
Mówi do niego: »Nie wiem, mamli się winować
»I mamli za występek i błąd swój żałować?
5»Próżno to, przyczyna jest mój rozsądek mały
»I namowy, które mię na cię pobudzały,
»Żem ci to, człowiekowi czynił tak zacnemu,
»Mniemając, żem to czynił jakiemu podłemu.
67
1»I acz lekkość, która cię od moich potkała,
»Z tą czcią, którąś sam sobie uczynił, zrównała,
»I nie tylko zrównała, ale raczej siła
»l po wielkiej ją części pewnie przewyszszyła,
5»Jednak, abyć się dosyć w tej krzywdzie twej stało,
»Odemnie to, coćby się tylko podobało,
»Lubo srebro lub złoto lubo majętności,
»Wszystko zaraz otrzymasz z mej szczodrobliwości.
68
1»Proś, o co chcesz: ato masz moję obietnicę,
»Byś też chciał i wszystkiego państwa połowicę,
»Bo taka dzielność twoja, takie męstwo twoje,
»Żeś godzien, abych ci dał i to serce moje.
5»Dajże mi twoję rękę, chęci i miłości
»I nieodmiennej zakład ku mnie życzliwości«.
To wyrzekszy, zsiadł z konia i z twarzą łaskawą
Gryfonowi podawał w on czas rękę prawą.
69
1On tak ubłaganego króla przeciw sobie
Widząc, odrzucił i miecz i gniew w onej dobie
Od siebie i śpiesznie się do niego pokwapił
I przypadszy skwapliwy, nizko go obłapił.
5A widząc król Norandyn, że dwie wielkie ranie
Miał szkodliwe, dał zaraz swoje rozkazanie,
Aby beł do pałacu pomału niesiony
I pilnie od balwierzów uczonych leczony.
70
1Gdzie leżał, aż ozdrowiał — ale o niem skrócę,
A do brata się jego, Akwilanta, wrócę
I książęcia Astolfa aż do Palestyny;
Którzy, jak skoro Gryfon, strzegąc się rodziny,
5Cicho ujachał, wielkiem przerażony żalem,
Szukali go tam i sam wszędzie w Jeruzalem,
W Jeruzalem, po miejscach świętych, po klasztorach
I wkoło po odległych miasteczkach, po dworach.
71
1Ale oba nie mogli zgadnąć, w które strony
Obrócił się z Solimy
[110] Gryfon pomieniony,
Aż z trafunku potkali pielgrzyma Greczyna,
Od którego ich doszła w on czas ta nowina,
5Że Orgilla jachała w drogę do Syryej
I puściła się prosto ku Antyochiej
Z nowem swojem gamratem
[111], do którego była
Nagle miłość i serce swoje obróciła.
72
1Akwilant się u niego dowiadował potem,
Jeśli też Gryfonowi co powiedział o tem.
Skoro rzekł, że powiedział, łatwie w onej chwili
Ostatka się obadwa zaraz domyślili,
5I że rzecz jawna była, że się do Syryej
Puścił za Orygillą do Antyochiej
Z tym umysłem, aby ją z pomstą gamratowi
Pamiętną odjął swemu spółmiłośnikowi.
73
1Nie mógł wytrwać Akwilant, aby w cudze strony
Dla tej sprawy sam jachać miał jego rodzony,
I wdziawszy zbroję, którą w drodze zawsze nosił,
Puścił się za niem; ale wprzód Astolfa prosił,
5Aby odłożył swoję drogę do Francyej
Dotąd, ażby się wrócił w zad z Antyochiej.
Szedł do morza i tam wsiadł w okręt, nie mieszkając,
Że morzem krótsza droga miała być, mniemając.
74
1Tak potężny, tak dobry, tak wiatr miał po sobie
Pomieniony Akwilant, jadąc w onej dobie,
Że nazajutrz Sur
[112], zacne miasto, i po Surze
Safet
[113] ujźrzał, na wielkiej postawiony górze.
5
Z daleka Cypr po lewej ręce żyzny mając;
Więc do morza Lajaca
[119] mierzy i prostuje.
75
1Stamtąd kazał żeglarzom, aby obracali
Sztabę
[120] i na wschód słońca sztyry kierowali,
Aż stanął nad Orontem
[121], gdzie z wielkiem zakrętem
Wody w morze wylewa, i weń wszedł okrętem.
5Tu rozkazał, aby się lądu uchwycili
I na ziemię z okrętu mosty wyrzucili.
Stamtąd, siadszy na konia, przeciw rzece jachał,
Aż do Antyochiej budownej dojachał.
76
1Tam się dowiedział, jako chwilę się tam bawił,
Ale się potem stamtąd z Orgillą wyprawił
Do Damaszku, tam, kędy król Norandyn młody
Z gonitwami sprawował zawołane gody.
5Słysząc to, chęć go wzięła taka jachać za niem,
Z tem, że się Gryfon puścił za niemi, mniemaniem,
Że i w Antyochiej nie chciał przenocować,
Ale nie chciał tej drogi morzem odprawować.
77
1Ku Lidyej
[122] obfitej wodzami kierował,
Alep ludny, a Bóg, co nagrodę dobremu
I na tem świecie daje, a kaźń niezbożnemu,
5Tak chciał, że się na on czas od Mamugi
[125] w mili
I Martan i Akwilant na drodze trafili;
Martan jachał bogato i strojno ubrany,
Dar przed sobą w gonitwie niosąc otrzymany.
78
1Rozumiał tak Akwilant na pierwszem potkaniu,
Że Martan beł brat jego, a beł w tem mniemaniu
Białą zbroją i białem strojem oszukany
Gryfonowem, jak Martan w on czas beł ubrany,
5I »Witajże!« z radością rzecze i wesoły,
Jako więc zwykło bywać między przyjacioły;
Ale obaczywszy się, że nie ten, postawę
Odmienia i inakszą mieć z niem chce rozprawę.
79
1A bojąc się, aby on nie zabił Gryfona
Z pobudki Orygille, krzyknie na Martona:
»Zdrajco! zbójco! złodzieju! bo cię za takiego
»Twarz wydaje, gdzieś konia wziął brata mojego?
5»Gdzieś wziął brata mojego konia? Bo się boję
»Żeś go ukradł; powiedz mi, gdzieś wziął i tę zbroję
»Niech wiem, jeśli brat żywie i gdzieś go zostawił
»I jakoś go tej zbroje i konia pozbawił?«
80
1Jako skoro gniewliwy on głos usłyszała
Orygilla, uciekać konia obracała,
Ale mężny Akwilant rętszy beł, niż ona:
Rada nierada, musi stanąć, pogoniona.
5Martan także na on huk, na on krzyk straszliwy,
Wylękniony, z wielkiego strachu ledwie żywy,
Co czynić i co mówić, nie wie i twarz mieni
I drży tak, jako liście
[126] na drzewie w jesieni.
81
1Akwilant po staremu surowych używa
Gróźb i fuków straszliwych i miecza dobywa
I przysięgą się wielką wiąże i zaklina,
Że i onej i jemu głowy poucina,
5Jeśli mu nie odkryją wszytkiego prawdziwie.
Martan wtem, co z bojaźni ledwie że co żywię,
Oddycha w on czas trochę i sam sobie myśli,
Jeśli co na wymówkę swych niecnot wymyśli.
82
1»Siostra to moja — prawi — panie, urodzona
»W dobrem domu i z dobrych rodziców spłodzona,
»Chocia ją chwilę Gryfon w nierządnem żywocie
»Trzymał przeciw jej wolej, w hańbie i sromocie;
5»Która mię tak bolała i tak mi wstyd srogi
»Czyniła, że nie mając sposobu i drogi
»Odjąć ją rycerzowi tak wielkiemu gwałtem,
»Chciałem mu ją przez dowcip odjąć takiem kształtem:
83
1»Zmówiłem się z nią cicho, która już myśliła,
»Aby się do lepszego żywota wróciła,
»Skoroby jeno Gryfon usnął, aby wstała
»I tajemnie od niego ze mną ujachała.
5»Tak się stało; a żeby i po mnie i po niej
»Tak, jakośmy się bali, nie było pogoniej,
»Konia jego i zbroję, jadąc, precz bierzemy
»I tak, jako nas teraz tu widzisz, jedziemy«.
84
1Mógł przyznać Martanowi, że beł i nad miarę
Chytry; Awilantby mu beł dał całą wiarę
I nie czyniłby mu beł nic, krom żeby bratnią
Zbroję, konia i rzeczy odjął za ostatnią
[127],
5Kiedyby tam wymówek swych w tem, co porobił,
Tak barzo jawnem kłamstwem beł nie przyozdobił;
Wszytkoby było dobrze uszło, ale na tem
Pobłądził, że się nazwał Orygille bratem.
85
1Wszyscy w Antyochiej tak Akwilantowi
Powiedali, że ona była Martanowi
Nałożnicą; stąd z gniewem na one obmowy:
»Łżesz, o zdrajco!« krzyknie nań fukliwemi
[128] słowy
5I tak mu dobrze pięścią wymierzył do gęby,
Że mu zaraz wypadły ze krwią cztery zęby;
I więcej z niem nie mówiąc, powroza dobywszy,
Związał go, ręce mu wspak obie obróciwszy.
86
1Związał i Orygillę, chocia się prosiła,
Choć moc wymówek na swą obronę wnosiła;
Stamtąd ich po miasteczkach, po wsiach ludnych ciągnął
Dotąd, aż do Damaszku wielkiego przyciągnął;
5Owszem, jeszczeby ich beł różnemi drogami
Przez tysiąc mil prowadził, trapione mękami,
Ażby beł brata nalazł, na którego zdanie
I rozsądek miał Martan wziąć swoje karanie.
87
1Kazał się Martanowej czeladzi z rzeczami
W zad wrócić do Damaszku i koniom z jukami,
Gdzie przyjachawszy zastał, że tam i na stronie
Nie mówiono ni o kiem, jedno o Gryfonie;
5Wszyscy, wielcy i mali, już wiedzieli o tem,
Jako władał kopią i jako kłół potem
I że to ten beł, który tak beł oszukany,
Że inszy wziął w gonitwie dar przezeń wygrany.
88
1Lud wszytek na Martana z gniewem następuje
I jeden go drugiemu palcem ukazuje.
»I to — prawi — wierutny łotr, który sposoby
»Kradzionemi z cudzych dzieł dostawa ozdoby
5»I pokrywa, świadomy swojej nikczemności,
»Swą hańbą cudze męstwa i cudze dzielności;
»Aleć i to niecnota, co wszytko źle czyni
»Dobrem ludziom, a z łotry przestawa, łotryni«.
89
1Drudzy zasię mówili: »Jako — prawi — mają
»Jedno piątno, do sfory prawie się zgadzają«.
Drudzy jem złorzeczyli i srodze łajali,
Drudzy spalić, obiesić, ćwiertować wołali.
5Tłuszcza gęsta, chcąc się ich napatrzyć, bieżała
I ulice i rynek wszytek napełniała,
Aż na ostatek sprawa i ona nowina
Doniosła się do króla także Norandyna.
90
1Jako go one wieści w pałacu zastały,
Mając swojego dworu z sobą poczet mały,
Zjachał na dół i tam się z Akwilantem w drodze
Potkał, co się mścił krzywdy Gryfonowej srodze.
5Wita go, uczciwości żadnej nie zostawia,
Którejby mu nie czynił, w pałacu go stawia,
Kazawszy z jego wolą do wieże prowadzić
Martana z Orygillą i strażą osadzić.
91
1Potem poszli tam, kędy Gryfon postawiony,
Jeszcze beł nie wstał z łóżka, jako beł raniony.
Zapłonął się, ujźrzawszy brata, bo tak wiedział,
Że się o onem jego przypadku dowiedział;
5A skoro pożartował trochę w onej chwili
Akwilant z onej sprawy, tak się namówili,
Aby i on i ona, do prawa oddani,
Wzięli swoję zapłatę i beli karani.
92
1Chciał Akwilant, chciał i król, aby ich jakiemi
Trapiono jak najbarziej mękami wielkiemi;
Ale Gryfon bojąc się, aby nie szydzono,
Gdzieby rzekł, żeby samej tylko odpuszczono,
5I królowi i swemu mówi rodzonemu,
Aby spół odpuszczono i onej i jemu,
Krótko mówiąc, że aby katu beł oddany
Martan, nie na śmierć, ale, aby beł chwostany
[129].
93
1Kiedy na tem stanęło, jako naleziono,
Nazajutrz go miotłami po mieście sieczono.
Orygillę schowano, ażby się Lucyna
Do swojego wróciła piękna Norandyna,
5Na której to na on czas zachowali zdanie,
Jakie miała mieć: lekkie, czy ostre, karanie.
Akwilant, tam mieszkając, miał zabawę swoję
Dotąd, aż brat ozdrowiał i mógł unieść zbroję.
94
1Po onem swem występku będąc roztropniejszy
Król Norandyn i mędrszy i już ostrożniejszy,
Nie mógł, jeno się zawsze troskać i frasować
I wstydzić się i tego ustawnie żałować,
5Że ten odniósł od niego i hańbę i szkodę,
Który miał słusznie odnieść i cześć i nagrodę.
Nie może się i w nocy i w dzień uspokoić,
Myśląc o tem, jakoby Gryfona ukoić.
95
1I uradził u siebie w mieście, obciążonem
Onem tak wielkiem błędem, na rynku przestronem,
Ze czcią, jaka najwiętsza mogła się któremu
Rycerzowi od króla dać namężniejszemu,
5Przywrócić mu nagrodę i dank
[130] zasłużony,
Który mu beł od złego zdrajcę ukradziony;
I wytrąbić gonitwy kazał zawołane,
Które miały być miesiąc tam odprawowane,
96
1Na które się gotował tak, jako królowi
Bogatemu i jego przystało stanowi.
Oczem wieść roznosiła po wszytkiej Syryej
Nowiny i tam i sam i po Fenicyej,
5Z Fenicyej do blizkiej Palestyny poszła,
Tak, że się i Astolfa książęcia doniosła,
Który się z Sansonetem
[131] na nie jął gotować,
Nie chcąc, aby się bez nich miały odprawować.
97
1Sansonet beł mąż wielki, jako powiadają,
Jako się wszytkie na to kroniki zgadzają;
Orland go krzcił i naszej wiary go nauczył,
A Karzeł w Jeruzalem rządy mu poruczył.
5Z tem się Astolf na drogę wezbrał
[132] w onę dobę,
Chcąc puścić swoje męstwo i dzielność na próbę
W onych gonitwach, które tak sławne być miały
W Damaszku, jako one wieści udawały.
98
1I tak jadąc powolej onemi krajami,
Nie czyniąc sobie gwałtu, małemi cugami
[133],
Aby na dzień gonitew czerstwi, niezmorzeni
Przybeli do Damaszku i nieutrudzeni,
5Potkali, przyjachawszy na jedno rozstanie,
Osobę pewną, która po stroju, po stanie,
Zdała się być każdemu mężczyzną, a ona
Była dziewica, męstwem daleko wsławiona.
99
1Marfiza
[134] miała imię, a takiej śmiałości,
Takiego serca była i takiej dzielności,
Że nieraz więc zagrzała czoła Orlandowi
Na koniu z szablą w ręku, nieraz Rynaldowi;
5W nocy i we dnie sama we zbroi jeżdżała
Po górach, po równinach i zawżdy szukała
Tam i sam potykać się z rycerzmi mężnemi,
Chcąc nieśmiertelnej sławy dostać miedzy niemi.
100
1Ta, kiedy z Sansonetem Astolfa ujźrzała,
Którzy jachali zbrojni także, rozumiała,
Że to byli rycerze jacy zawołani,
Bo urodziwi byli i strojno ubrani;
5A mając wielką żądzą z niemi się kosztować,
Poczęła się już beła w siedle poprawować,
I już wyzywając ich, wodze wypuszczała,
Kiedy przybliżywszy się, Astolfa poznała.
101
1Jego sobie na pamięć grzeczność przywodziła,
Którą w niem znała, kiedy w Kataju z niem była;
Imieniem go nazwała własnem i przyłbice
Uchyliła i z ręku zdjęła rękawice
5I choć zawsze słynęła pychą i hardością,
Witała go na on czas z wielką układnością.
Ale i Astolf niemniej układny, przyłbicę
Zdjął z głowy i przeważną przywitał dziewicę.
102
1O drodze swojej potem wzajem się pytali;
A skoro jej powiedział Astolf, że jachali
Do Damaszku, kędy król sławne wywoływał
Gonitwy i rycerze przedniejsze zwoływał
5Ze wszystkich stron, którzyby sławy i zwycięstwa
Dostać chcieli i czynić próbę swego męstwa,
Marfiza, która sławy okrutnie pragnęła,
»I ja z wami pojadę« mówić jem poczęła.
103
1I Astolf i Sansonet dziwnie się cieszyli
Z onego towarzystwa, na które trafili.
Do Damaszku dzień jeden przed gody wjachali
I na przedmieściu sobie gospodę obrali;
5Gdzie spali do godziny tej, której Tytona
Starego pospolicie budzi jego żona.
A stali tam tak dobrze, że onego czasu
Na pałacu lepszego mieć nie mogli wczasu.
104
1A skoro niewesołe cienie rozpędziło
Słońce jasne, pogodne i świat oświeciło,
Mężna dziewka i zacni rycerze na swoje
Członki polerowane obłóczyli zbroje,
5Posławszy wprzód do miasta swych, którzy znać dali,
Że się zewsząd rycerze do rynku zjeżdżali
I że już król na miejsce przybył naznaczone,
Gdzie igrzyska surowe miały być czynione.
105
1Nie mieszkając, na konie zaraz powsiadali
I szeroką ulicą na rynek wjachali,
Tam, gdzie znaku czekając, bogato ubrani
I stąd i zowąd stali rycerze wybrani.
5Upominek, zwyciężcy wisiał naznaczony,
Z buławą miecz, drogiemi kamieńmi sadzony;
Przyłożono do tego i konia dzielnego,
Jaki miał być rycerza godny tak wielkiego.
106
1Król Norandyn takiego będąc rozumienia,
Że jako pierwszy, tak ten drugi bez wątpienia
Upominek, dostawszy zwycięstwa i chwały,
Na obudwu gonitwach miał wziąć Gryfon biały,
5Aby mu dał to wszytko, co się tak mężnemu
Rycerzowi dać może i tak wybornemu,
W tej ostatniej gonitwie, chciał, by beł przydany
Do zbroje miecz, buława, koń, drogo ubrany.
107
1Zbroję na schwał
[135]wyborną, zbroję znamienitą,
Od Gryfona na pierwszych gonitwach zdobytą,
Której potem nikczemny sposobem kradzionem
Martan sobie przywłaszczył, mieniąc się Gryfonem,
5Dał przed sobą powiesić i na niej drogiemi
Miecz we złoto oprawny sadzony kamieńmi;
Przy koniu zaś buława u łęku wisiała,
Aby się Gryfonowi z tem wszytkiem dostała.
108
1Lecz, że skutku nie wzięła ta królewska rada,
Z przeważnej bohatyrki urosła zawada,
Która tam z Sansonetem i z Astolfem razem
Przyjachała na rynek, odziana żelazem.
5Ta, skoro onę zbroję wiszącą ujźrzała,
Onę zbroję wiszącą, zaraz ją poznała;
Bo jej była i w niej się miedzy co droższemi
Zbyt kochała wszytkiemi rzeczami swojemi.
109
1Acz jej była na drodze w on czas odbieżała
[136],
Kiedy, aby straconą świeżo odzyskała
Swoję szablę, z siebie ją skwapliwie zrzuciła
I Brunella złodzieja swojego goniła.
5Ale wam nie potrzeba teraz, bo nic po tem,
Wiedzieć tej historyej; przeto milczę o tem.
Dosyć na tem, że powiem, jako w on czas swoję
Marfiza tam nalazła ukochaną zbroję.
110
1I to powiem, że jako skoro ją poznała
Po pewnych znakach, które tam na niej widziała,
By jej beł dał wszytek świat, jednegoby była
Dnia, to rzecz najpewniejsza, bez niej nie stąpiła.
5Jakiejby jej sposobem, lub tem lub owo tem,
Dostać mogła, nie miała czasu myślić o tem;
Przybliżyła się do niej i rękę ściągnęła
I bez względu żadnego przed królem ją wzięła
111
1I stąd, że się kwapiła, kiedy zbroję brała,
Na ziemię zaś oręże insze pozmiatała.
Król Norandyn widząc się srodze obrażonem,
Pojźrzy na nię od gniewu okiem zapalonem;
5Pospólstwo znieść nie mogąc onej jej śmiałości
I chcąc się zemścić króla swojego lekkości
[137],
Mieczów ostrych dobywa, myśląc o tem mało,
Że się jem takich ludzi drażnić nie nadało.
112
1Nigdy tak mały chłopiec nie bywa wesoły,
Postawiony na pięknej łące między zioły,
Nie tak się rada widzi piękna i ubrana
Dziewka w tańcu, kiedy jest jaka zawołana
5Biesiada, jako się ta na on czas widziała
Rada tam, kędy się krew hojnie rozlewała,
W huku, między chrzęstem zbrój i między mieczami,
Strzałami, oszczepami, grotami, śmierciami.
113
1Koniowi wszytkie wodze
[138] rączemu puściła,
Dawszy mu w bok ostrogi i drzewo złożyła,
Tego przez piersi, tego przez szyję ugodzi,
Tego potrąci. Potem do szable przychodzi,
5Z którą, gdzie się zawinie i gdzie wodze skłoni,
Lecą pobite trupy i spadają z koni;
Temu łeb, temu rękę, temu utnie ramię,
Temu przez gębę srogie zostawuje znamię.
114
1I Astolf i Sansonet, którzy tam z nią byli
Pospołu, ubrawszy się we zbroje, przybyli,
Chocia tam nie dla tego byli przyjachali;
Widząc rozczętą zwadę, hełmy pospuszczali
5I konie przypuszczali, niosąc drzewa w toku,
Na lud gęsty i potem dostawszy od boku
Ostrych mieczów i siekąc z tej i z owej strony
Gęste gminy, plac sobie czynili przestrony.
115
1Rycerze cudzoziemscy, którzy uwiedzieni
Sławą, na te gonitwy beli zgromadzeni,
Wielki rozterk i wielkie widząc niepokoje
I igrzyska w surowe obrócone boje,
5Nie wiedząc nic, z którejby urosły przyczyny
One burdy i one srogie mieszaniny,
Zdumiawszy się okrutnie, na swych miejscach stoją,
Czekając, jako się te rozruchy ustoją.
116
1Z których się jedni potem na pomoc puścili
Pospólstwu, ale tego prętko przypłacili;
Drudzy, co mieli lepszy rozsądek, bieżeli
Hamować stron i gwałtem rozwadzać je chcieli;
5Inszy zaś, ostrożniejszy, na miejscu czekali
I końca onej krwawej sprawy wyglądali.
Z których napierwszy Gryfon i Akwilant byli,
Co się wprzód zemścić zbroje odjętej rzucili.
117
1Ci widząc, że Norandyn król beł rozgniewany
I ukazował srogiem jadem wzrok pijany,
I wziąwszy od niektórych dostateczną sprawę,
Kto beł przyczyną i kto rozczął tę zabawę,
5Więc rozumiejąc Gryfon, że to krzywda była
Taka, że go zarówno z królem obchodziła,
Natychmiast sobie podać kopie kazali
I z surowemi fuki na wojnę
[139] jachali.
118
1Z drugiej strony ostrogi swojemu koniowi
Astolf włożywszy dobrze w bok Rabikanowi,
Bieżał z uczarowanem złotem drzewem w ręku,
Które każdego gońcę
[140] wysadzało z łęku;
5Tem napierwej Gryfona śmiałego zawadził
I tak, jako potrzeba, z siodła go wysadził;
Potem ledwie uderzył w tarcz Akwilantowi,
Jako spadł i nogami grzebał po piaskowi.
119
1Inszy także rycerze mężni, znamienici,
Od Sansoneta byli drzewem z koni zbici.
Pospólstwo w nogach samych pokłada nadzieje,
Król od jadu wielkiego dobrze nie szaleje.
5Wtem zuchwała Marfiza ze dwiema zbrojami,
Harda z swego zwycięstwa, i z dwiema hełmami,
Widząc, że przed nią wszytka tłuszcza uciekała,
Do gospody wodzami konia obracała.
120
1I Astolf i Sansonet za nią pojachali,
I ku bramie powolej w zad ustępowali.
Pospólstwo dalej na nie nacierać nie śmiało
I ujęte strachami, u bramy zostało.
5I Gryfon i Akwilant, srodze zasromani,
Że na pierwszem potkaniu beli pozbijani,
Okiem wesołem pojźrzeć od ziemie nie chcieli
I Norandynowi się ukazać nie śmieli.
121
1Skoro znowu dostali swoich dzielnych koni,
Szli na nieprzyjacioły, mając w ręku broni;
Za niemi król, za królem bieżeli dworowi,
Albo umrzeć albo więc pomścić się gotowi.
5»Bij! bij!« wielkiem wołają głosem płoche gminy,
I wyglądają, stojąc z daleka, nowiny.
Gryfon wtem przypadł tam, gdzie czoła obracali
Trzej towarzysze i most już opanowali.
122
1Ochopił
[141] mu się Astolf, bo od dnia, którego
Mężnie zabił Oryla uczarowanego,
Tenże koń miał pod sobą, tenże znak, tęż swoję
Nosił na sobie dotąd polerowną zbroję;
5Ale się nie przypatrzył temu w onej chwili,
Kiedy do siebie z drzewy na rynku skoczyli.
Wtem go poznał i zaraz chętnie go przywitał
I o dawnego jego towarzysza pytał,
123
1Więc i o to, co tego była za przyczyna,
Że nie mając na króla względu Norandyna,
Zbroję wzięli. Astolf mu o swojem powiedział
Towarzystwie, co było i co jedno wiedział,
5A że mu dać o zbroi nie mógł żadnej sprawy,
Dla której do rozruchu przyszło i rozprawy,
Tylko, że tam z Marfizą społem przyjechali
I Sansonet i onej w boju ratowali.
124
1Kiedy tak książę Astolf stał społem z Gryfonem,
Przypadł tamże Akwilant prędko po rodzonem
I poznawa go także i nienawiść zatem
Porzuca, usłyszawszy, że rozmawia z bratem.
5Wtem też Norandynowi ludzie nadbiegali,
Ale się jednak blizko nie przystępowali,
Tem więcej, że ich z sobą mówiących widzieli;
Stali cicho, aby co beli usłyszeli.
125
1Z tych jeden zrozumiawszy, że tam beła z niemi
Marfiza, na wszytek świat dziełami wielkiemi
Rozsławiona, kładzie w bok ostrogi koniowi
I bieży w zad i daje znać Norandynowi,
5Aby bramy zamykał w onejże godzinie,
Chceli, że mu lud wszytek od miecza nie zginie,
I że Marfiza była ta, co zawieszoną
Zbroję wzięła, zwyciężcy na dank
[142] wystawioną.
126
1Król słysząc ono imię straszne i surowe,
Którego wszytkie kraje bały się wschodowe
I na które, choć było przez przeciąg niemały
Odległe, niejednemu kolana zadrżały,
5Pewien jest, że jeśli wczas nie zabieży temu,
Zginąćby przyszło jego ludowi wszytkiemu;
Przeto zaraz hamował swoje w onej chwili,
Którzy już beli gniewy w bojaźń obrócili.
127
1Z drugiej strony synowie Oliwijerowi
I Astolf i Sansonet, do zgody gotowi,
Tak długo koło tego wzajem pracowali,
Że nakoniec Marfizę srogą ubłagali,
5Która się z hardą twarzą przed króla stawiła
I nie wiem jakiem prawem: »O królu! — mówiła —
»Chcesz twojemu zwyciężcy w tych gonitwach moję
»Przeciw wszelkiej słuszności darować tę zbroję?
128
1»Moja to własna zbroja, mnie samej należy,
»Którąm ja na gościńcu wielkiem, który bieży
»Do żyznej Armeniej, w polu zostawiła,
»Kiedym pieszo złodzieja mojego goniła;
5»Co, że tak jest, jako ja powiadam, pokażę
»Pewne świadectwo, mój znak, i zaraz ukażę
»Herb swój na niej wyryty, który beł korona,
»Na trzy części jednakie poprzek rozczepiona«.
129
1Tę odpowiedz od króla wzięła Norandyna:
»Prawda, żem ją od kupca ja miał Ormianina,
»I byś się była o nię namniej przymówiła,
»Lub twoja lub nie twoja, miałabyś ją była.
5»I aczem ją darował już beł Gryfonowi,
»Gościowi tak miłemu i przyjacielowi,
»Wiem, żeby mi ją beł on znowu ofiarował
»Dlatego, abym ja ją tobie zaś darował.
130
1»Nie trzeba na niej herbów żadnych pokazować
»I świadectwy, że twoja, nie trzeba probować;
»Dosyć wielkie świadectwo, któremu ja raczej
»Wiarę daję, że twierdzisz, że nie jest inaczej;
5»Że twoja jest, męstwu się pozwala twojemu,
»Upominków i nagród inakszych godnemu.
»Przeto nie spierajmy się więcej: miej ją sobie,
»A ja zaś co więtszego, Gryfonie, dam tobie«.
131
1Gryfon, który barziej dbał o to, aby swoję
Wolą król mógł wykonać, aniżli o zbroję,
Rzecze: »Wielką nagrodę, o królu! odnoszę,
»Kiedy mi sobie każesz służyć, o co proszę«.
5Wtem przysłuchywając się Marfiza tej sprawie,
Przybliżywszy się bliżej, ludzkie
[143] i łaskawie
Gryfona wspaniałego zbroją czcić poczęła
I dopiero ją za dar od niego przyjęła.
132
1Do miasta się w miłości i w zgodzie wrócili
I do zaniechanych się krotofil rzucili.
Potem beły gonitwy, na których dzielnemu
Podkrólemu
[144] dank dano jerozolimskiemu;
5Bo Astolf i Marfiza i bohatyr w bieli
I Akwilant gonić tam umyślnie nie chcieli,
Życząc, jak towarzysze, dobrze oną dobą
Sansonetowi danku
[145] i sławy przed sobą.
133
1Gdzie, skoro dziewięć albo dziesięć dni mieszkali
W krotofilach, w biesiadach, króla pożegnali,
Bo do Francyej serce barzo w nich tęskniło,
W której się jem tak długo nie być nie godziło.
5Marfiza do Francyej kwapiła się srodze
I w towarzystwie z niemi chciała być w tej drodze,
Bo pragnęła niezmiernie porównać z sławnemi
Męstwem wojewodami swojem francuskiemi
134
1I spatrzyć, jeśli skutek równy beł imieniu,
Które beło u świata w takiem podziwieniu.
Sansonet w Jeruzalem swego zostawuje
Namiestnika i tak się w drogę wyprawuje
5Ona pięć bohatyrów wielce zawołanych,
Serca, męstwa, dzielności, sił nieporównanych;
A skoro Norandyna i dwór pożegnali,
Do Trypola i morza blizkiego jachali.
135
1Kędy okręt naleźli, co miał wieźć towary
Różne na zachód słońca; w niem beł szyper stary
Rodem z Luny
[146], z którem się prędko stargowali
O się i o swe konie, które z sobą brali.
5Zewsząd jasne powietrze się ukazowało
I za długą pogodę trwałą ślubowało;
Wsiadają wtem na morze, namniej nie burzliwe,
Mając niebo pogodne i wiatry życzliwe.
136
1Pożądanej miłości wysep poświęcony
Przyjął je pierwszego dnia we mgle w port przestrony,
Która żelazo trawi, nie tyło człowieka;
Ludzie tam są nietrwali i krótkiego wieka
5Dla pewnego jeziora, z którego niezdrowie.
W prawdzie się z Famagustą
[147] natura surowie
Obeszła, złą Konstancę
[148] pod nią posadziwszy,
Ostatkowi się Cypru łaskawie stawiwszy.
137
1Dla zarazy i smrodów, które z wód wychodzą,
Prędko stąd pospolicie okręty odchodzą,
Mało co się tu bawiąc, jako i ten nagle
Poszedł stąd, wschodnich wiatrów mając pełne żagle.
5Kręcąc około Cypru, potem przyjechali
Do Pafu
[149], gdzie z okrętu na brzeg wysiadali,
Jedni dla kupiej
[150], drudzy, aby się onego
Do wolej napatrzyli kraju tak pięknego.
138
1Na dwie mili od morza pagórek wesoły
Leży, zewsząd okryty pachniącemi zioły
I drzewy roskosznemi, laurami, mirtami,
Cyprysami, Cedrami i pomarańczami;
5Rozmaryny, lilie, róże i szafrany
Puszczają z siebie zapach wdzięczny, pożądany,
Który, kiedy wiatr wieje od ziemie, poczuje
Zbyt daleko na morzu ten, co tam żegluje.
139
1Zdrój obfity wylewa przeźrzoczystej wody,
Który zioła odżywia i wonne ogrody,
Tak, że śmiele rzec może
[151] okrom wątpliwości,
Że tam ten kraj jest własny boginiej miłości.
5Białegłowy, które się w tamtem kraju rodzą,
Wszytkie insze na świecie gładkością przechodzą,
A bogini łaskawa zdarza i sprawuje,
Że każda do ostatniej starości miłuje.
140
1Tamże w Damaszku jeszcze słyszaną nowinę
Słyszeli, jako olbrzym uniósł beł Lucynę,
Która się gotowała w mieście Nikozyej
Jachać do króla męża, do żyznej Syryej.
5Wtem szyper, kiedy się już ze wszytkiem odprawił,
Tusząc dobrej pogodzie, więcej się nie bawił
W tem miejscu, ale kotwie zgbate wyciągał,
A na zachód prostował i żagle rozciągał.
141
1Ku południowi rudlem zgadzał
[152] i kierował
I na najwiętszą głębią okrętem prostował;
Ale wiatr od Afryki, skoro na głęboki
Nurt wyjachał, co, póki Febus beł wysoki,
5Zdał się lekki i wolny, przed samem wieczorem
Wzburzył morze ode dna gwałtownem uporem;
I takie trzaskawice
[153] i gromy powstały,
Że się zdało, że nieba ogniami gorzały.
142
1Obłoki z siebie czarne zasłony puszczają,
Które słońcu i gwiazdom twarzy zasłaniają;
Morze z spodku, a niebo srodze huczy z góry,
Wichry srogie ogniste wymiatają chmury,
5Które dżdżami zimne mi karzą i biczują
I mrozem niewytrwanem tych, którzy żeglują,
A w nocy pospolicie moc swą rozciągają
I gniewliwe bałwany tłuką i mieszają.
143
1Silą się marynarze w one nawałności
I sztuki pokazują swej umiejętności;
Jeden świszcząc w piszczałkę dźwiękiem ukazuje,
Co drudzy czynić mają; drugi się gotuje
5Spychać w morze główniejsze i więtsze kotwice;
Ten żagle i poprzecznie
[154] wywraca na nice,
Ten rudle okrętowe pilnie ubezpiecza,
Tego około wielkich masztów wszytka piecza.
144
1Całą noc ona sroga niepogoda trwała,
Która się wszytkiem piekłom ciemnością równała;
Szyper mniejszej się burze zastać spodziewając,
Bieży, sztyr na najwiętszą głębią obracając,
5I jak najpilniej boków, póki okręt cały,
Strzeże, a twardą sztabę obraca na wały,
Jednak nie bez otuchy i dobrej nadzieje,
Że się wróci pogoda, skoro rozednieje.
145
1Ale i w dzień, jeśli go dniem nazwać możemy,
Który po tem znać, kiedy godziny liczemy
Niepożądnej
[155] światłości, po staremu wody
Burzą się, po staremu trwają niepogody.
5Szyper wątpi i już w niem nadzieja ustaje,
A strach roście, już się w moc wszytek wiatrom daje
I między gniewliwemi tam i sam wodami
Labiruje
[156] i bieży nizkiemi żaglami.
146
1Kiedy tych tak na morzu strachami karmiła,
Niemniej drugich na ziemi fortuna trapiła
We Francyej, pod mury kędy paryskiemi
Bili się Sarraceni z ludźmi angielskiemi.
5Rynald pędzi po wielkiej części nachylone
Pogaństwo i rozrywa hufce potrwożone.
Powiedziałem wam, jako ku Dardynellowi
Bieżał, puściwszy wodze swemu Bajardowi.
147
1Ujźrzał u Dardynella w tarczy malowaną
Szachownicę pan z Alby, białą i czerwoną,
I miał go za rycerza i męża wielkiego
Stąd, że herbu używać śmiał Orlandowego;
5Jadąc dalej, beł tego znak pewniejszy, trupy
Gęste i koło niego zbitych wielkie kupy.
Lepiej — powiada — wyrwać wczas to złe nasienie,
Niż uroście i niż się zamoże
[157] w korzenie.
148
1Kędykolwiek obróci koniem Rynald srogi,
Wszyscy pierzchają, wszyscy ustępują z drogi,
Nietylko Sarraceni, ale też i swoi:
Każdy się zawołanej onej szable boi.
5On tylko Dardynella samego pilnuje
I coraz to pod niego bliżej następuje,
Zawoła: »Kłopotu cię, młodziku, nabawił
»Ten, który cię tej tarczej dziedzicem zostawił.
149
1»Chcę spróbować, jako ty bronisz i pilnujesz
»Szachownice tej, którą na sercu malujesz:
»Nie obroniszli jej mnie, tem mniej rycerzowi
»Obronić jej będziesz mógł, grabi Orlandowi«.
5On mu na to: »Czego chcesz, wszytkiegoć pomogę;
»Jeśli ją mogę nosić, i bronić jej mogę
»I czci raczej, aniżli kłopotu jakiego
»Z ojczystego się herbu spodziewam mojego.
150
1»Żem młodzik, nie rozumiej, abych miał przed tobą
»Uciec: mnie nie ustraszy nikt samą osobą.
»Jeśli mi tarczą weźmiesz, weźmiesz mi i zdrowie,
»Ale tuszę, że zdarzą inaczej bogowie.
5»Co ma być, niechaj będzie: mnie rodu mojego
»Nie osądzą wyrodkiem z postępku żadnego«.
To skoro wyrzekł, wodze wypuścił koniowi
I skoczył z szablą w ręku przeciw Rynaldowi.
151
1Krew, którą Afrykani koło serca mieli,
Zimny strach opanował, gdy nagle ujźrzeli,
Z jaką Rynald na cnego młodzieńca wściekłością,
Z jakiem pędem i z jaką biegł zapalczywością;
5Tak więc lew przemorzony bieży na młodego
Juńca
[158], na zielonej się łące pasącego.
Pierwej rycerz pogański tak, jako wymierzył,
W szyszak Mambrynów, ale bez skutku uderzył.
152
1Rozśmiał się Rynald i rzekł: »Poznasz, który siłę
Ma z nas więtszą i który lepiej trafia w żyłę«.
I Bajardowi wodze puściwszy i razem
Dawszy mu w bok ostrogi, tak go pchnął żelazem,
5Że i piersi i blachy obadwa przegnało
I ostry koniec w grzbiecie tyłem ukazało.
Leci, wszytkiej krwie próżny, z konia nieszczęśliwy
I czołem ziemię bije Dardynel nieżywy.
153
1Jako mdlejąc umiera, ostrem podjachany
Lemięzem
[159] kwiat, na bujnej roli wychowany,
Jako mak, wilgotnością zbytnią obciążony,
Spuszcza głowę i spada na mokre zagony:
5Tak przyrodzonej krasy na on czas pozbywszy
I pierwszą swoję barwę Dardynel straciwszy,
Schyla głowę na ziemię i świat zostawuje;
Afrykańskiego wojska serca strach zdejmuje.
154
1Jako ludzkiem dowcipem wody zgromadzone,
Zaporą albo groblą jaką zastawione,
Skoro wyjmą zapory, które je trzymają,
Wypadają i pola wszytkie zalewają:
5Tak lud z Afryki, który jakąkolwiek miewał
Ząporę, póki ich syn Almontów zagrzewał,
Widząc, że już zabity, spadszy z konia, leży
Ich pan młody, tam i sam rozprószony bieży.
155
1Dopuszcza tem uciekać, którzy uciekają,
A tych zaś bije Rynald, którzy się trzymają.
Gdziekolwiek Aryodant mija i przechodzi,
Leżą pobite trupy, rzadki kto uchodzi;
5Tych Lionet, tych szkocki królewic morduje,
Każdy się co najlepiej w on czas popisuje.
Karzeł także powinność swą czyni z Ugierem,
Z Turpinem, Salomonem i z Oliwijerem.
156
1We złem razie poganie beli dnia onego
I ledwie nie zginęli wszyscy do jednego,
Ale król z Hiszpaniej począł wtem uchodzić
I ostatek strwożonych ludzi swych uwodzić;
5Tak rozumie król mądry i ćwiczony laty,
Że zawsze lepsza szkoda, niż ostatnie straty
I że lepiej zachować wcale, co zostało,
Niż być przyczyną, żeby wszytko zginąć miało.
157
1Do obozu, który beł wielkiemi rowami
Okopany, obraca z swemi chorągwiami;
Z niem Stordylan, z niem idzie król z Andalozyej
[160],
Z niem z pułkiem dosyć wielkiem król Portugaliej.
5Śle prosić Agramanta, aby co najpręcej
Ustępował i żeby w bój nie wchodził więcej,
A że wiele uczyni, jeśli dnia onego
Zachowa cało obóz i siebie samego.
158
1Agramant, który się już więcej nie spodziewał
Widzieć swojej Bizerty
[161] i który nie miewał
Nigdy przedtem fortuny tak nieprzyjaźliwej
I tak złej, jako w on dzień, i tak nieżyczliwej.
5Dziwnie beł rad i wesół, słysząc, że Marsyli
Wielką część wojska w obóz uwiódł w onej chwili;
I obraca chorągwie wszytkie, pod namioty
Ustępując, i każe trąbić na odwroty.
159
1Ale więtsza część beła tych, co uciekali,
Co odwrotów i bębnów i trąb nie słuchali
I co byli o sobie zgoła tak zwątpili,
Że się gwałtem w głębokiej Sekwanie topili.
5I Agramant i Sobryn biegają nakoło
I zajeżdżają tem, co pierzchają, na czoło;
I inszy także pierwszy wodzowie biegają
I do obozu ludzie strwożone wracają.
160
1Ale ani Agramant ani Sobryn ani
Inszy pierwszy wodzowie i przedni hetmani
Mogą wszytkich nawrócić, lubo na nie prośby
Lub fuków i surowej używają groźby.
5Za jednego, który się wraca, dwa zostają,
Którzy albo są zbici albo uciekają;
I ci, co się wracają, srodze są zranieni,
Ten w przód, ten w tył, a wszyscy okrutnie strudzeni.
161
1Zatem się chrześcijanie w pogonią
[162] udali
I do bram obozowych za niemi wpadali;
Ale i w swem obozie bezpieczni nie byli,
Chociaż mu ze wszytkich stron obrony czynili.
5Bo Karzeł umiał dobrze na pogańskie szkody,
Kiedy mu ukazała twarz, zażyć pogody,
Jeno że czarnoskrzydła noc wtem nastąpiła,
Która boje rozwiodła i uspokoiła.
162
1Podobno tak Stworzyciel chciał mieć, użaleniem
I litością ujęty nad swojem stworzeniem.
Krew po polach pełnemi wszędzie strumieniami
Wylewała i biegła wszytkiemi drogami;
5Ciał ośmdziesiąt tysięcy martwych naleziono,
Które na ostre miecze przez on dzień puszczono.
Potem z swoich jam wyszli, co je odzierali,
Chłopi w nocy i wilcy, co je pożerali.
163
1Nie zdało się do miasta wrócić cesarzowi;
Stawia obóz przeciwko nieprzyjacielowi
I ognie każe czynić gęste i wysokie
I trzyma w oblężeniu pogaństwo w okopie.
5Sarraceni obrony różne wynajdują,
Ziemię kopią, sprzężone wozy zastawują,
Straży po wszytkich stronach nakoło trzymają
I zbroje przez całą noc z siebie nie składają.
164
1Całą noc słychać było u pogan strapionych,
Tak znaczną i tak wielką klęską porażonych,
Po obozie, acz ciche, gęste narzekania
I płacze i lamenty i ciężkie wzdychania;
5Jedni miłych przyjaciół pobitych żałują,
Drudzy się o się samych trapią i frasują,
Że chorzy i zranieni i z niewczasem stoją,
Ale się jeszcze więcej przyszłej szkody boją.
165
1Miedzy inszemi beli tam dwaj Sarraceni,
W Tolomicie
[163], dość w podłem domu urodzeni,
Których ja dla przykładu rzadkiego miłości
Prawdziwej historyą podam potomności;
5Jeden Medor
[164], drugi beł Klorydan nazwany,
Którzy tak czasu szczęścia, jako i odmiany,
Syna Almontowego barzo miłowali
I do Francyej tu z niem byli przyjachali.
166
1Klorydan przez wszytek wiek myśliwstwa pilnował,
A duży
[165] beł i mocny, co sam pokazował
I wzrost i jego ciało. Medor zasię młody,
Na pierwszej porze, dziwnie beł pięknej urody;
5Miedzy temi, co na tę wojnę wyjachali,
Twarzy gładszej nie było, tak to powiadali.
Oczy czarne, włos kręty, wzrok tak miał wesoły,
Że się zdało, że równał pięknością z anioły.
167
1Ci obadwa na on czas szańców pilnowali
I z wielą inszych swoję straż odprawowali
O tej dobie, gdy właśnie tak, jako potrzeba,
W jednakiej odległości noc patrzy wśrzód nieba.
5Tam utrapiony Medor w każdej swojej mowie
Dardynella wspomina i sam siebie zowie
Nieszczęśliwem i płacze, że w polu zabity
Leży beze czci żadnej, ziemią nie nakryty.
168
1Rzecze do towarzysza: »Otoć się frasuję,
»Toć wielki żal na sercu, Klorydanie, czuję
»Stąd, że niepogrzebione pana mego ciało
»W polu, ach, drogi pokarm dla wilków zostało,
5»Pamiętając, jako mi zawżdy beł łaskawy
»I rozumiem, żebym sam sobie beł nieprawy
»I żebych mu dobrodziejstw jego nie zapłacił,
»Chociabym dla czci jego i żywot utracił.
169
1»Chcę go koniecznie szukać, aby tak pod niebem
»Nie leżał i żeby beł uczczony pogrzebem.
»Być może, że to zdarzą życzliwi bogowie,
»Że mię w noc nie postrzegą ciemną Francuzowie.
5»Ty tu zostań na straży, pilnując: co wiedzieć,
»Co się stanie; zginęli, możesz to powiedzieć.
»Gdzie też wieczne wyroki na to nie zezwolą,
»Świat wszytek będzie wiedział moję dobrą wolą«.
170
1Zadziwi się Klorydan sercu i śmiałości
I takiej w młodzieńczyku wierze i stałości
I chce, zbyt go miłując, udatnemi słowy
Wyrazić
[166] mu to jego przedsięwzięcie z głowy.
5Wszytkiego, co do tego służy, nie opuszcza,
Ale próżno: żal wielki pociech nie przypuszcza.
Już się Medor odważył i zawarł
[167] u siebie,
Że umrze albo pana swojego pogrzebie.
171
1Nie mogąc go Klorydan ruszyć oną dobą,
»I ja — powiada — pójdę na tę drogę z tobą;
»I ja rad pójdę z tobą na tak zacne dziło
[168],
»I mnie dla czci, dla sławy także umrzeć miło.
5»Wszytkie swoje pociechy o jeden raz stracę,
»Jeśli ciebie, mój drogi Medorze, utracę;
»Przeto lepiej, że z tobą zginę na tej próbie,
»Aniżlibym od żalu umrzeć miał po tobie«.
172
1Kiedy się tak obadwa na to namyślili,
Miejsca swoje odmienną strażą zasadzili,
A sami za okopy prędkie kroki nieśli
I między nasze śpiące potajemnie weszli.
5Naszy wszędzie na pował leżeli po ziemi
Między zbrojami, między wozami swojemi,
Bezpieczni od pogaństwa, na wznak wywróceni,
We śnie, w winie po same uszy utopieni.
173
1Stanie trochę Klorydan i rzecze: »Bez szkody
»Nie bywa, który pierwsze upuszcza pogody:
»Czegóż mam, o Medorze, jeszcze czekać więcej,
»Czemuż się pańskiej śmierci nie mszczę co napręcej
5»Nad temi psy? Wiem, że mnie ma dobra otucha
»Nie omyli; ty tu stój i nadstawiaj ucha,
»Aby nas kto nie postrzegł, a jać pewnie mogę
»Ślubować, żeć uczynię wnet przestroną drogę.
174
1To rzekszy, gębę stulił, potem odważony,
Cicho wchodził tam, gdzie spał Alfeus uczony,
Który beł tegoż roku przyjachał do dwora
I tak za astrologa, jako za doktora
5Wzięty beł od cesarza; lecz źle praktykował
[169],
Bo sobie rzecz przeciwną prawie obiecował,
Że pełny lat w dostatku, w swej ojczystej stronie
Miał umrzeć u swej miłej małżonki na łonie,
175
1A teraz mu Afrykan ostrożny, niewiele
Bawiąc się koło niego, poderżnął gardziele.
Inszych piąci, co podle doktora leżeli,
Że czasu jedno słowo przemówić nie mieli,
5Pozabijał; imion ich nie najdzie w Turpinie:
Tak długiem wiekiem wszytko w niepamięci ginie.
Po tych z Monkalieru
[170] Palidona cnego
Zabił, miedzy swojemi końmi leżącego.
176
1Idąc dalej, obaczy z bębnem pod głowami
Grylla wywróconego na wznak pod wozami;
Wypróżnił go beł do dna i tuszył w pokoju
Wyspać się na niem do dnia, nie myśląc o boju,
5Ale padło inaczej: Sarracen go siecze
I głowę mu ucina; wino ze krwią ciecze
Przeciętemi krztaniami
[171], śni mu się, że pije,
I umiera, nie czując, nędzny, że nie żyje.
177
1Skoro Grylla odprawił, Greczyna jednego,
Andropona, i Niemca, Kondrata, drugiego
Zabił dwiema sztychami; ci długo nie spali
I przez wielką część nocy pijąc, kostki grali.
5Szczęśliwi, kiedyby się byli w onej chwili
Dotąd, aż słońce weszło, oną grą bawili!
Aleby nie podlegał wiecznem wiek człowieczy
Wyrokom, gdyby każdy wiedział przyszłe rzeczy.
178
1Jako lew, długiem głodem i długiem przemorem
Wycieńczony, kiedy gdzie ujźrzy pode dworem
Trzodę, która w południe sobie odpoczywa,
Kąsa, drze, łupi, dawi
[172] i w sztuki rozrywa:
5Tak Sarracen okrutny bije w czasy one
Chrześcijany, głęboko we śnie utopione.
Nie próżnuje i Medor w onejże godzinie,
Ale na podłem nie chce zabawiać się gminie.
179
1Wchodzi tam, gdzie z Labretu książę zawołane
Odpoczywał z swą panią, a tak na przemianę
Zobopólnie się beli z sobą obłapili,
Żeby beli między się wiatru nie wpuścili.
5On obojgu ucina głowy. O życzliwa
Fortuno, o pożądna
[173], o śmierci szczęśliwa!
Wierzę, że jako ciała beły spół złączone,
Tak spół poszły w swe miejsca dusze obłapione.
180
1Potem zabił Malinda i Artemidora,
Młodych książąt flanderskich
[174]; tych tegoż wieczora
Cesarz beł na rycerstwo opasał, do sławnych
Przydawszy jem lilie herbów starodawnych;
5Bo ich widział, kiedy się z mieczami swojemi
Wracali od potrzeby, krwią sfarbowanemi,
I obiecał jem beł wsi pod słonem jeziorem;
I ziściłby beł, ale nie mógł przed Medorem.
181
1Już się byli z cichemi mieczmi przybliżyli
Do namiotów tych, które byli zatoczyli
W koło około Karła cni wojewodowie,
Pilnując na przemiany na cesarskie zdrowie,
5Kiedy miecze okrutne poganie ściągnęli
I ustępować, póki czas mieli, poczęli:
Zda się jem niepodobna, w kupie tak gęstego
Ludu, któryby nie spał, nie naleźć jednego.
182
1Mogąc mieć dobrą korzyść i bogatą, ale
Dosyć mają, jeśli się wrócą do swych wcale.
Nabezpieczniejsze drogi i ustronne godzą,
Klorydan wprzód, a Medor za niem, i przychodzą
5Na wielkie pole, kędy między oszczepami,
Łukami i mieczami, strzałami, drzewami
Leżą konie i ludzie, społem pomieszani,
I bogaci i chudzi, we krwi uwalani.
183
1Mieszanina martwych ciał sroga i straszliwa
Łatwie to mogła sprawić, że ona życzliwa
Para przyjaciół darmo by była szukała,
Aniby beła swego pana w niej poznała;
5Ale piękna Dyanna swój jasny róg z góry
Na prośbę Medorowę ukazała z chmury,
Który w niebo nabożnie obróciwszy oczy,
Tak się modlił i tak jej prosił onej nocy:
184
1»Święta bogini, która Delowi panujesz
»I swą piękność w postawach różnych pokazujesz,
»Która niebu i ziemi i morzu nie kryjesz
»Swej twarzy, a po lesiech srogie zwierze bijesz,
5»Słusznie się zawżdy, słusznie w każdej swej potrzebie
»Naszy dawni przodkowie garnęli do ciebie;
»Ukaż mi mego pana, abym go pochował,
»Wszak wiesz, jako twych świętych zabaw naśladował«.
185
1Lub to przypadek lubo wiara sprawowała,
Z chmury się Latonówna zaraz ukazała
Tak piękna i tak biała, jako pasterzowi
Ukazała się kiedyś Endymionowi
[175].
5Natychmiast światłość nagła pola i niziny
Odkryła i z Paryżem góry i równiny;
Z daleka dwa pagórki widać oświecone,
Martyr
[176] po prawej ręce, Lera
[177] w lewą stronę.
186
1Ale się jeszcze więtsze światło ukazało,
Gdzie było zabitego Dardynella ciało;
Poznawa je zarazem Medor pomieniony
Z szachownicy na tarczy białej i czerwonej
5I bladą polewa mu twarz gęstemi łzami,
Które mu z obu oczu ciekły strumieniami,
Z tak ciężkiem narzekaniem, że wiatry stawały,
Aby jego żałosnych lamentów słuchały.
187
1Narzeka cichem głosem i ledwie słyszanem,
Nie, żeby co korzystał w żywocie stroskanem,
Który już dawno zmierził i oprzykrzył sobie
W ustawicznem po panu płaczu i żałobie,
5Ale żeby w tem jakiej nie nalazł przeszkody,
Co umyślił i na co przyszedł rycerz młody.
Biorą go na ramiona i wznoszą od ziemie
I dzielą między sobą równo miłe brzemię.
188
1Idą tak śpiesznie, jako iść najśpieszniej mogą,
Z ciężarem wdzięcznem wrzkomo bezpieczniejszą drogą.
Już też na złotem wozie jadąc pan światłości,
Wyganiał gwiazdy z nieba, a z ziemie ciemności,
5Kiedy szocki królewic, który sypiał mało,
Gdy tego jakie zacne dzieło po niem chciało,
Przez całą noc pogaństwo bijąc w uciekaniu,
Wracał się do obozu prawie na świtaniu.
189
1Miał z sobą trochę jezdy, która obaczyła,
Kiedy para przyjaciół wiernych uchodziła.
Ci za niemi natychmiast poskoczyli wszyscy,
Spodziewając się u nich bogatej korzyści,
5Kiedy rzecze Klorydan: »Już tu, bracie drogi,
»Trzeba trupa porzucić i iść w prędkie nogi;
»Cóżby to był za rozum dwu żywych utracić,
»Chcąc jednego martwego unieść i nie stracić?«
190
1Zrzuca trupa Klorydan z siebie i tak mniema,
Że uczynić inaczej Medor także nie ma,
I uchodzi przez pole śpiesznie oną dobą,
Tusząc, że ma Medora swego tuż za sobą;
5Lecz on porzuconego dźwiga swego pana
I zakłada go na się, wsparty na kolana.
By beł wiedział, że go w tak złem razie odbieżał,
Na dziesięćby beł śmierci, nie na jednę bieżał.
191
1Oni jeźni, którzy tak pewnie rozumieli,
Że uciec albo się jem dać poimać mieli,
Rozprószeni tam i sam, wszytkie zastępują
Przechody i wkoło ich prawie obstępują;
5Sam ich starszy zajeżdża, będąc przy nadziei,
Że ich poima, w gęstej okrążonych kniei,
Bo widząc, jako z wielkiem strachem uchodzili,
Beł pewny, że z obozu pogańskiego byli.
192
1Beł tam za onych czasów las stary, gęstemi
Drzewami i chróstami zarosły nizkiemi,
Pełny, jako labirynt jaki, zawikłanych
Ścieszek, od bestyj samych tylko udeptanych.
5W tem obadwa poganie tę nadzieję mają,
Że się jego cieniami i gęstwą utają —
Ale kto mnie rad słucha i rad się mną cieszy,
Kiedy drugą pieśń zacznę, niechaj się pośpieszy.
XIX. Pieśń dziewiętnasta
Argument
1Angelika rannemu Medorowi daje
Zdrowie i potem jego małżonką zostaje.
Marfiza z towarzystwem wielkiej niepogody
Zażywszy, u Lajacu na brzeg z morskiej wody
5Na ostatek wysiada. Gwidon zawołany,
Od niepobożnych niewiast w niewoli trzymany,
Z Marfizą bohatyrką do boju wstępuje,
Potem ją z towarzystwem w dom na noc przymuje.
Allegorye
1W tej dziewiętnastej pieśni przez Medora, który ruszony pobożnością przeciwko swemu panu, wdał się w wielkie niebezpieczeństwo zdrowia i nakoniec, naleziony od Angeliki, został jej małżonkiem, dwie rzeczy się znaczą: jedna, że dobre uczynki nigdy nie bywają bez nagrody, druga, że z tego przykładu daje się przestroga miłośnikom, aby to pewnie wiedzieli, że miłość barziej pochodzi z rozsądku i z obierania, aniżli z jakiego niebieskiego przeznaczenia.
1. Skład pierwszy
1Żaden nie może wiedzieć, który go miłuje
Prawdziwie, gdy go szczęście trzyma i piastuje,
Stąd, że są koło niego wierni i fałszywi,
Co mu się pokazują jednako życzliwi;
5Ale jeśli w nieszczęście i w nędzę upadnie,
Wszytka zgraja pochlebców zarazem odpadnie,
A ten, który miłuje z serca, nie ustawa
I wierny panu swemu po śmierci zostawa.
2
1Ten jest wielki na dworze i gardzi wszytkiemi,
Ten u pana w niełasce jest między podłemi;
Ale gdzieby się serce, jako twarz, widziało,
I onychby się szczęście odmienić musiało;
5Ów pokorny i cichy bełby wyniesiony,
A hardy i nadęty bełby poniżony. —
Ale się do Medora wróćmy, co swojemu
Panu beł i żywemu wierny i zmarłemu.
3
1Nazawikłańsze ścieszki, nieszczęsny, wartował
[178]
Tam i sam, aby się w nich ukrył i zachował;
Ale to brzemię, które na ramionach było,
Wszytkie mu do tej sprawy sposoby trudniło;
5Miejsca i kraju nie jest wiadom, chybia drogi,
Wściągają go to krzaki, to kolące głogi.
Drugi się już beł dalej dobrze ukrył w cieniu,
Co takiego brzemienia nie miał na ramieniu.
4
1Tak daleko Klorydan już beł w onej chwili
Uszedł, że nic nie słyszał tych, którzy gonili;
Ale skoro się postrzegł, że odbiegł miłego
Medora, jakby serca odbieżał własnego.
5»Ach! jakom się zapomniał, jakom — pry
[179] — niedbały,
»Ach, jako nieostrożny, jakom beł ospały,
»Żem tu uszedł przez
[180] ciebie! Prze bóg! com to sprawił,
»Że ani wiem, jakom cię i kędy zostawił!«
5
1To mówiąc, krzywą ścieszką bieży, niewściągniony,
Jak nagłębiej w gęsty las i trafia w te strony,
Skąd beł niedawno wyszedł, ani nóg hamuje,
Aż nieszczęśliwy swojej śmierci ślad najduje.
5Słyszy konie, słyszy huk i wielkie wołanie
I głos nieprzyjacielski i groźne łajanie,
Na ostatek i słyszy i widzi swojego
Medora, między konnych tak wielą pieszego.
6
1Ode sta konnych sam jest, pieszy, obegnany;
Zerbin woła, aby beł żywo poimany.
On się kręci, jak cyga
[181], nakoło po lesie,
A miły ciężar przecię na ramionach niesie.
5Przy dębie i przy buku co nań biją z koni,
Jako najlepiej może, nieszczęsny się broni;
Nakoniec, spracowany, swoje miłe brzemię,
Snując się koło niego, upuszcza na ziemię,
7
1Jako więc niedźwiedzica, kiedy łowiec śmiały
Na jej jamę napadnie, w końcu ostrej skały
Na wysokiem Krępaku stoi w wątpliwości
I mruczy to z wściekłego gniewu, to z litości;
5Gniew jej i okrucieństwo radzi przyrodzone
Gębę, paznokcie, zęby skrwawić wyostrzone,
Miłość ją z drugiej strony miękczy i hamuje,
Że w pół gniewu wściekłego dzieci swych pilnuje.
8
1Klorydan, który widzi, że go nie ratuje,
I który chce z niem umrzeć, sposoby najduje,
Aby mógł niejednego z nieprzyjaciół pożyć,
Niżby mu przyszło żywot samemu położyć;
5I między gałęziami strzałę do cięciwy
Pierzystą przyłożywszy, łuk wyciąga krzywy
I tak ugadza w czoło jednemu Szotowi,
Że nieżywy wypada z siodła ku dołowi.
9
1Wszyscy się inszy zatem tam i sam mięszają
I w tę stronę, skąd strzała przypadła, patrzają.
On tem czasem drugi bełt pchnie, aby jednego
Zabiwszy, podle niego obalił drugiego.
5Ten drugi, kiedy tego i owego pytał,
Ktoby strzelił, i wołał i zębami zgrzytał,
Przyszła pierzchliwa strzała i w garle utknęła
I fuki mu surowe i mowę ucięła.
10
1Zerbin królewic, który starszy beł nad niemi,
Nie mógł już więcej wytrwać i słowy groźnemi
Wołając, koniem przeciw Medorowi kmie:
»Ty mnie tego przypłacisz — prawi — poganinie!«
5Ale to mniejsza, że nań łajania używa:
Ręką sięga i za włos złoty go porywa;
Potem wejźrzawszy mu w twarz piękną, gniew hamował
I użaliwszy się go, zdrowo go zachował.
11
1On się do próśb udawa i »Przez twoje bogi,
»Które chwalisz — powiada — nie bądź mi tak srogi,
»Mój cnotliwy rycerzu, abyś mi zmarłego
»Miał niedopuszczać pogrześć wprzód króla mojego.
5»Nie proszę cię o więcej i wiedz pewnie o tem,
»Że nic nie dbam, abyś mię darował żywotem,
»W którem póty korzystam tylko, póki ciało
»Bez pogrzebuby pana mojego zostało.
12
1»Ale jeśliś tak srogiem i tak zatwardziałem,
»Że chcesz źwierze i ptaki karmić ludzkiem ciałem,
»I serce tebańskiego masz w sobie Kreonta,
»Mnie jemi skarm, a pogrześć daj syna Almonta!«
5Takie na on czas słowa Medorowe były,
Któreby i kamienie podomno ruszyły;
I już i sam królewic jemi beł zmiękczony
I na sercu litością wszytek przerażony.
13
1Tem czasem jeden żołnierz Zerbina mężnego,
Nie mając względu namniej na pana swojego,
Niepostrzeżony, z wielkiem przyskoczywszy gniewem,
Młodzieńczykowi w piersi zadał ranę drzewem.
5Zbyt się Zerbin nieludzkiem postępkiem uraził,
Tem więcej, kiedy ujźrzał, że go tak obraził,
Że próżny krwie na twarzy upadł nieszczęśliwy
Na ziemię, i rozumiał, że już beł nieżywy.
14
1I takiem beł ku niemu żalem poruszony,
Że zawołał: »Nie będzie pewnie niezemszczony!«
I skoczył rozgniewany przeciw żołnierzowi,
Co proszącemu ranę zadał Medorowi;
5Ale on gniewliwego w miejscu nie chciał czekać
Królewica i zbiegszy, w czas począł uciekać.
Klorydan widząc, że ów już na ziemi leży,
Więcej się już nie tając, pędem wielkiem bieży.
15
1Łuk porzuca i bierze od boku miecz goły
W obie ręce i siecze na nieprzyjacioły,
Raczej, aby tam zginął, nie, żeby być miała
Pomsta, któraby z gniewem jego wyrównała;
5Widzi, że ów obfitą krew na ziemię leje
I że już żadnej niema żywota nadzieje,
A skoro zbył wszytkich sił, tuż podle swojego
Poległ, martwy, na ziemi Medora miłego.
16
1Za swojem się Szotowie wodzem obracają
Przez lasy i na insze dzieło się udają,
Jako skoro obudwu pogan w onej chwili,
Tego martwem, tego źle żywem, zostawili.
5Leżał długo na ziemi Medor i odkrytą
Z otworzonej żyły krew wylewał obfitą;
I pewnieby beł umarł, zbywszy wszytkiej mocy,
By beł nie miał ratunku i prętkiej pomocy.
17
1Bo go tam natrafiła panna obłąkana,
W podłą, pasterską suknią po prostu ubrana,
Ale pięknej urody i dziwnej gładkości,
Z uczciwości, z postępków sławna i z grzeczności
5Już chwila, jakom o niej śpiewał, i tak macie,
Że wierzę, że ją ledwie podomno poznacie.
Chcecieli ją znać, mego poradźcie się pióra:
Angelika to, cara katajskiego córa.
18
1Ta, skoro znowu swego pierścienia dostała,
Którego przez Brunella beła postradała,
Tak zhardziała i tak się wysoko ważyła,
Że wszytkiem prawie światem, tak rzekę, gardziła.
5Sama tam i sam jeździ, ani chce żadnego
Mieć w swojem towarzystwie, by najzacniejszego;
Niemiło jej, że kiedy w męstwo niezrównany
Służył jej Orland i król z Cyrkas zawołany.
19
1Ale najbarziej tego błędu żałowała,
Że kiedy Rynaldowi chęć pokazowała,
Gniewając się, że się tak podło położyła
I że tak nizko beła wzrok swój obróciła,
5I teraz jej tego wstyd; ale bóg miłości
Nie mógł znieść takiej pychy i takiej hardości
I na ścieszce, gdzie Medor leżał ledwie żywy,
Czekał jej, przyłożywszy strzałę do cięciwy.
20
1Skoro udatna dziewka ujźrzała rannego
Młodzieńczyka i śmierci ostatniej blizkiego,
Który barziej, niż siebie samego, żałował
Tego, że pana swego jeszcze nie pochował,
5Poczuła, że jej litość przez piersi przepadła
I niezwykłemi wroty w serce się przekradła;
Która je w niej zmiękczyła tem więcej, gdy młody
Poganin powiedział jej swój żal i przygody.
21
1I cyrulicką sobie naukę poczęła
Wspominać, którą beła w Indyej pojęła,
Gdzie taka umiejętność w wielkiej cenie zbytnie
Jest w tem kraju i więcej, niż gdzie indziej, kwitnie,
5Choć kart nie przewracają i ksiąg nie czytają,
Bo ją ojcowie synom przez ręce podają;
I myśli, widząc, że już martwy jest na poły,
Uleczyć go pewnemi co napręcej zioły.
22
1I przypomniała sobie, że kiedy jachała
Przez pewny kraj wesoły, ziele w nim widziała,
Co w sobie wielkie skutki lekarskie taiło
5I co krew stanowiło i niewytrzymany
Nawiętszy ból widomie wywodziło z rany;
A nalazszy je blizko, skoro je urwała,
Tam, kędy Medor leżał, spiesznie się wracała.
23
1Potkała, wracając się na zad onem czasem,
Pasterza, który jachał wierzchem gęstem lasem,
Szukając jałowice jednej swej zgubionej,
Ode dwu dni od bydła jego obłądzonej.
5Tego z sobą pojęła tam, gdzie zbywszy siły,
Medor lał krew obfitą z obrażonej żyły;
Której tak wiele z niego z piersi było wyszło,
Że mu do ostatniego końca było przyszło.
24
1Zsiada z konia skwapliwa i także onemu
Każe zsieść pasterzowi przyprowadzonemu;
Potem stłukszy kamieniem ziele, mocno ściska
I sok z niego białemi rękami wyciska,
5Który wprzód w ranę jego wnątrz wlała, a potem
Pomazała jem pulsy i piersi z żywotem;
I taki skutek wódka ona uczyniła,
Że krew zastanowiwszy, siły przywróciła.
25
1I taką mu moc nagle dała, macie wiedzieć,
Że na koniu pasterza mógł cale wysiedzieć.
Nie chciał jednak odjachać pierwej z tamtej strony.
Aż beł jego zmarły pan przy niem pogrzebiony;
5Kazał i Klorydana pogrześć jednem razem
Z Dardynellem pospołu, a stamtąd zarazem
Obrócił się i jachał tam, gdzie mu kazała,
A ta z niem w nizkiem domu pasterskiem została.
26
1Tak litością wspłonęła nagle, tak pałała,
Kiedy go leżącego napierwej ujźrzała;
Potem widząc piękną twarz i gładką jagodę,
Obyczaje i grzeczność i jego urodę,
5Poczuła, że ją gryzł mól z nienagła zakryty
I zajął się w niej płomień miłości obfity,
Który w niej z lekka palił serce zapalone,
W ogniu ciężkiej miłości wszytko utopione.
27
1Pasterz on miał dom w lesie, nizko postawiony,
Między dwiema wzgórkami, wczesny
[184] i przestrony,
W którem się sam i z żoną i z potomstwem chował,
A prawie go beł nowo dopiero zbudował.
5Tam beła Medorowi za mały czas ona
Niebezpieczna od panny rana uleczona;
Ale sama za mniejszy czas ranę niemniejszą
Poczuła w swojem sercu i niebezpieczniejszą.
28
1Niebezpieczniejszą ranę na sercu i jeszcze
Głębszą poczuła, którą przyniosło żelezce,
Które pchnął niewiadomą drogą rozgniewany
Z oczu Medora na nię bóg, w skrzydła ubrany.
5Więcej oń dba, niż o się, i czuje, że chore
Serce w niej coraz więtszem ogniem srodze gore,
I ni o czem nie myśli, jeno, aby zdrowy
Ten beł, co jej zadawał coraz postrzał nowy.
29
1Jej się rana tem barziej jątrzy, im się ona
Barziej ściska i goi rana Medorowa.
Ona febry gorącej i zimnej dostawa.
5Jemu każdy dzień prawie piękności przydaje:
Sama pełna wnętrznego ognia tle i taje
Tak, jako pospolicie taje śnieg zagrzany,
Od słońca gdzie na polu przestronem zastany.
30
1Jeśli nie chce od żądzej umrzeć w tej niemocy,
Potrzeba się jej zdobyć na prętkie pomocy.
I zda się jej, że czekać byłoby czas długi,
Ażby u niej, czego chce sama, żądał drugi.
5Tak zrzuciwszy wszytek wzgląd i wstyd Angelika,
Użyła śmiałych oczu, śmiałego języka
I prosiła, aby jej uleczył ból z raną,
Podomno niewiadomie od niego zadaną.
31
1Powiedz mi, o Orlandzie grabio, powiedz i ty,
Zacny królu cyrkaski, królu znamienity!
Co wam sława, co wasze pomogły dzielności?
W jakiem są poważeniu wasze powolności?
5Ukażcie mi jeden znak jej ku sobie chęci,
Lubo świeżej lubo też dawniejszej pamięci,
I jeśliście nagrodę jaką od niej mieli
Za to, coście czynili i dla niej cierpieli?
32
1O, jakoćby to było przykro, zacny panie,
Gdybyś się na świat wrócił, królu Agrykanie,
Że cię tak nieludzkiemi wzgardami karmiła
I tobą się, może
[187] tak powiedzieć, brzydziła!
5O Feracie, o inszych sto, których nie piszę,
Którzyście jej służyli wiernie, jako słyszę,
Jakibyście żal teraz i mękę cierpieli,
Gdybyście ją u tego na ręku widzieli!
33
1Angelika kwiat różej, długo pilnowany,
Dała sobie wziąć, przedtem nigdy nie tykany,
Medorowi i nie beł żaden człowiek żywy,
Któryby beł w ten ogród mógł wniść, tak szczęśliwy.
5A żeby uczciwością onę rzecz pokryli,
Zwykłą ceremonią świętą odprawili,
Małżeństwo, które naprzód miłość skojarzyła,
A dziewosłębem żona pasterzowa była.
34
1Zacne dość pod nizkiemi wesele dachami
Było, jako to mogło być między lasami;
I więcej, niżli miesiąc, potem tam mieszkali
I pociech swych i wczasów miłych zażywali.
5Nie mogła prawie nigdy być bez młodzieńczyka
Ani się jem nasycić piękna Angelika,
I choć mu ustawicznie u szyje wisiała,
Przecię tem swoich wielkich żądz nie umarzała.
35
1Lubo beła pod dachem lubo wyszła w lasy,
Miała go podle boku tuż przez wszytkie czasy;
Do rzek albo do łąki rano i wieczorem
Chadzała na przechadzki, a zawsze z Medorem;
5W południe ją jaskinia jaka zakrywała,
Która jem niemniej wczasów nad tę udzielała,
Do której, uciekając kiedyś przed złem czasem
I przede dżdżem, wstąpiła Dydo z Eneasem.
36
1Tak ciesząc się, jeśli gdzie pod wysokiem drzewem
Zdrój się albo strumień krył przed słonecznem gniewem,
Nożem natychmiast pisma na skórze drożyła
[188],
Te i na niezbyt twardych kamieniach czyniła,
5Na tysiącu miejsc; ale nie tylko na skórze,
Nie tylko na kamieniu, ale i na murze
Angelika i Medor coraz odmiennemi
Sposobami związani węzłami różnemi.
37
1Potem widząc, że się tam długo zbyt bawiła,
Do Indyej się nazad wrócić umyśliła,
Do Kataju z Medorem, w swą ojczystą stronę
I włożyć nań swojego królestwa koronę.
5Miała na ręce drogiem kamieniem i złotem
Osadzoną manelę
[189], którą długo potem
Na znak służb Orlandowych i chęci nosiła,
Któremu, wiecie dobrze, jako była miła.
38
1Zylantowi
[190] ją wprzódy beła darowała
Morgana, gdy go skrycie w jezierze chowała,
A on skoro się ojcu stawił Mondantowi
Za sprawą Orlandową, dał ją Orlandowi;
5Orland, który miłował ato w onej dobie,
Że ją nosił na ręce, przewiódł to na sobie,
Umyśliwszy ją swojej królowej darować,
O której mówię, i tem więcej ją zhołdować.
39
1Nie gwoli Orlandowi tę manelę złotą,
Lecz, że beła kosztowna i piękną robotą,
W wielkiej aż nazbyt cenie Angelika miała
I niepodobnie się w niej nad wszytko kochała.
5Tego nie wiem, jako jej w on czas nie straciła,
Kiedy na wyspę płaczu zaniesiona była,
Tam, kędy ją nieludzki, zły naród srogiemu
Na pokarm beł wystawił dziwowi morskiemu.
40
1A iż tam nic takiego przy sobie nie miała,
Czemby beła pasterza z żoną darowała,
Którzy do tego czasu, jako się trafili
Do ich domu, tak pilnie obojgu służyli,
5Zdjąwszy z ręku manelę swoję drogą onę,
Pasterza ją i jego darowała żonę.
Stąd ku górom jachali, które Hiszpaniej
Królestwo wielkie dzielą od pięknej Francyej.
41
1Tak drogą jadąc, z lekka poganiali konie
I myślili w Walency
[191] albo w Barcelonie
Czekać, ażby się jaki warowny nagodził
Okręt, coby do wschodnich państw stamtąd wychodził.
5Kiedy zjeżdżali na dół z Pirenejskiej góry,
Ujźrzeli pod Gironą
[192] wielkie morze z góry
I mając morski piasek i brzeg z lewej strony,
Prostą drogą jachali wciąż do Barcelony.
42
1Ale do Barcelony niżli dojachali,
Szalonego jednego przed miastem potkali,
Który, jak świnia jaka, w błocie uwalany,
Grzbiet, piersi, twarz i wszytek łeb miał umazany.
5Rzuci się na nie zaraz, jako się pies miece
Na obcych, i oboje jeśli nie uciecze,
Będzie źle około nich — ale tych zapomnię,
A przeważną Marfizę teraz wam przypomnię
43
1I Astolfa, książęcia cnego angielskiego,
I Gryfona i brata jego rodzonego,
Co się słabo bronili morzu oną dobą,
Mając, nędzni, widomą śmierć prawie przed sobą.
5Coraz więtsze i coraz sroższe niepogody
Mięszały okrutnego morza wściekłe wody,
Którego gniewy już to całe trzy dni trwały,
A nie znać było jeszcze, aby się błagały
[193].
44
1Wielkie koło
[194] na wierzchu na dół, skołatane,
Spadło, na trzaski prawie wszytko zgruchotane;
Im dalej, tem wiatr więtszy i mocniejszy wstaje,
Szyper się wszytek morzu w moc z okrętem daje.
5Ten z pochyloną głową na skrzyni w szturm srogi
Na pisanej się karcie dowiaduje drogi
Przy świetle, które w małej latarniej zamyka,
Ten na dnie z świecą dziury w okręcie zatyka.
45
1Ten zaś trzyma przed sobą zegarek ciekący
[195],
Godziny cienkiem piaskiem przez śkło
[196] skazujący;
I jeśli kęs odejdzie, śpieszy się w zad wrócić,
Patrząc, wiele wyciekło i gdzie się obrócić.
5Potem każdy z swą kartą przyszedszy, swe zdanie
W pół okrętu powiada i swoje mniemanie
Tam, kędy marynarze, w gromadę zebrani,
Do rady od starszego szypra są zwołani.
46
1Jeden mówi, że są nad Limisonem
[197], kędy
Syrty
[198] są niebezpieczne; drugi to za błędy
Rozumie i powiada, że ich wniosły wały
Niedaleko Trypola między ostre skały;
5Ten, że są Satoliej blizko zaniesieni,
Twierdzi i tem zawiera, że już są straceni.
Każdy, różno mniemając, przy swem zdaniu stoi,
Ale się każdy równo i jednako boi.
47
1Trzeciego dnia sroższy wiatr sroższe niepogody
Przyniósł z sobą i ze dna wzburzył morskie wody,
Wziął żagiel i niósł go precz pospołu z wiatrami,
Że, co wiedzieć, gdzie poszedł z prętkiemi wichrami.
5Kamienne i żelazne serce być musiało,
Które w onę złą chwilę bez strachu zostało;
Marfiza, która była zawżdy niestrwożona,
Próżno to, strachem była w on czas przerażona.
48
1
I Boży grób mianują i iść tam pielgrzymem
Śluby czynią i miejsca, które jakiem słyną
Nabożeństwem, nawiedzić chcą, jeśli wypłyną.
5Tem czasem powątlony okręt srogie wały
Ode dna ostatniego do nieba miotały;
U którego rozkazał szyper nauczony
Mniejszy maszt ściąć, przy ostrej sztabie postawiony.
49
1Cokolwiek się ciężkiego trafi i nawinie,
Miece wszytko z okrętu: fasy, bele
[202], skrzynie,
Uprząta w każdem miejscu i w każdej komorze
I w łakome bogaty towar ciska w morze.
5Jeden pompy pilnuje i słabej nadzieje
Wspierając jakokolwiek, morze w morze leje
I wyciąga niewczesne wody
[203] ze dna; drugi
Utyka roztłuczone i rozbite fugi.
50
1Cztery dni w takiem strachu, w takiej trwodze byli
I o żywocie byli zgoła już zwątpili;
I zupełne zwycięstwo jużby było miało,
By było morze gniew swój kęs dłużej trzymało.
5Ale jem uczyniła nadzieję pogody
I że wrychle miały być ubłagane wody,
Światłość świętego Herma
[204], która nagle spadła
I na sztabie, bo masztów już nie było, siadła.
51
1Wszyscy, skoro ujźrzeli światło pożądane,
Do nieba obracali oczy upłakane
I padszy na kolana, w skrusze i pokorze
Prosili o pogodę i spokojne morze.
5Szturm, który się tak barzo do tej doby srożył,
Ubłagał się
[205] i gniew swój nakoniec położył;
Już Auster
[206] i wiatr jemu poprzeczny ustawa,
A Afrykus
[207] na morzu tyrannem zostawa.
52
1Ten srodze dmie i gniewu używa bez miary
I wypuszcza z czarnawej gęby sprosne pary,
Wziąwszy do towarzystwa wicher prędki, który
Wzburzone wody miece ode dna do góry;
5I tak mocno pcha okręt, że pręcej nie leci
Sokół, gdy obłów niesie dla zgłodniałych dzieci,
Z strachem szypra, aby go, co mogło być snadno,
Nie wpędził gdzie na koniec świata albo na dno.
53
1Na to uczony szyper lekarstwo najduje
I linę co nawiętszą spuszcza i tak godzi,
Że okręt trzecią częścią biegu tylko chodzi.
5Ta rada, ale barziej płomień zapalony
Świętego Herma okręt zachował stracony,
Który sprawił, że w on czas, bezpieczny i cały,
Biegł po głębokiem morzu, porząc srogie wały.
54
1Zaniósł je wiatr na morze, które ma nazwisko
Od Lajaca, ku żyznej Syryej tak blizko,
Że i miasto i oba zamki się odkryły,
Które port zamykały i weścia broniły.
5Skoro się szyper postrzegł, gdzie beł, pełen trwogi,
Zbladł na twarzy i serce strach mu przejął srogi;
Bo ani tam chciał okręt do brzegu przystawić
Ani stamtąd sam uciec i swych mógł wybawić.
55
1Jeszczeby labirował
[210] i po głębi pływał,
Ale żaglów i masztów wszytkich popozbywał;
Ławy wszytkie już beły barzo potłuczone
I drzewo srogiem szturmem dziwnie powątlone.
5W port też wjachać było chcieć umrzeć tam koniecznie
Albo w pęcie i w przykrej niewolej żyć wiecznie;
Bo każdy musi umrzeć lub nosić okowy,
Kogo tam błąd lubo los zaniesie surowy.
56
1
Niebezpieczeństwo jawne swe upatrowali,
Aby na okręt z miasta nie wypadł lud zbrojny,
Niesposobny na morzu stać, a cóż do wojny!
5Gdy tak nie mógł nic zawrzeć
[213] u siebie pewnego,
Od książęcia pytany beł wtem angielskiego,
Na co się tak rozmyślał i przecz nie chciał wjechać
Do portu, kiedy dalej nie mogło się jechać.
57
1Szyper mu odpowiedział, że ten brzeg trzymają
Mężobójce
[214] niewiasty, które prawo mają,
Że każdy cudzoziemiec, co się tam dostanie,
Lubo zabity na śmierć lub więźniem zostanie;
5I ten się temu tylko nieszczęściu ukryje,
Co na placu dziesiąci rycerzów pobije
I co się takiej siły, takiej czuje mocy,
Że odprawi białychgłów dziesięć jednej nocy.
58
1Jeśli się w pierwszej próbie szczęśliwie odprawi,
A na drugiej szwankuje i źle się postawi,
Ginie albo na nogi kładą mu okowy
I bydło mu paść każą srogie białegłowy;
5A jeśli mu się zdarzy zwycięstwo oboje,
Czyni wolne z niewolej towarzystwo swoje,
Siebie nie, bo małżeństwo musi odprawować
Z dziesiącią ich i tego ustawnie pilnować.
59
1Nie mógł słuchać bez śmiechu prawa i zwyczaju
Astolf, które chowano z dawna w tamtem kraju.
Marfiza w tem przychodzi i Sansonet śmiały
I Gryfon i brat jego, Akwilant wspaniały,
5Którem także on szyper podeszły powiada,
Przecz się lądu nie chwyta i przecz nie przykłada
[215].
»Niech mię wprzód morze — prawi — pozrze, niżli w pęcie
»Mam być wiecznie z wszystkiemi, którzy są w okręcie«.
60
1Zdanie starego szypra wszyscy pochwalili,
Ale mu się z Marfizą inszy przeciwili,
Coby się byli radzi na ziemi widzieli
I brzeg za bezpieczniejszy, niżli morze, mieli
5I co takiego serca, takiej siły byli,
Że przed tysiącem mieczów nic się nie trwożyli
Na każdem miejscu, gdzieby swych broni dobywać
I na nieprzyjacioły mogli ich używać.
61
1Wszyscy pragnęli wysieść na pożądną
[216] ziemię,
Ale nabarziej książąt angielskich cne plemię,
Bo dobrze jest świadomy dźwięku swego roga,
Na który każde serce przejmowała trwoga.
5Jedna strona w port wjachać radzi i pochwala,
Druga z wielkiem uporem na to nie pozwala;
Ale zgoła silniejsza nad słabszą przewodzi:
Rad nie rad, szyper każe do portu swej łodzi.
62
1Zaraz, skoro ich z miasta na morzu ujźrzano,
Widzieli, kiedy wielką z portu wyprawiano
Galerę, w robotniki dobrze opatrzoną
I rynsztunkiem wojennem wszystkę napełnioną.
5Ta prosto przeciwko niem żagle obracała
Po to, aby zwątloną nawę poimała;
Tak do swej rufy liną jej sztabę wysoką
Przywiązawszy, wiodła ją przez wodę głęboką.
63
1Wjachali po niewolej do portu, wiosłami
Barziej, niż życzliwemi wniesieni wiatrami;
Bo się tak srogie morze beło rozgniewało,
Że jem żagle i maszty poodejmowało.
5Tem czasem cni rycerze wierne miecze swoje
Brali i obłóczyli ciała w jasne zbroje
I szyprowi i wszystkiem, którzy się trwożyli,
Dobre serce i dobrą otuchę czynili.
64
1Nakształt miesiąca jest port wielki i przestrony,
Który na milę wkoło idzie urobiony;
Weście na sześć set kroków, jako powiadają,
I dwa zamki ma, kędy rogi się schadzają,
5Gdzie się rogi schadzają oba, a tak stoi,
Że się żadnych niepogód i wiatrów nie boi
Okrom południowego; miasto postawione,
Jako teatrum, idzie w górę wyniesione.
65
1Jako skoro beł okręt do portu wciągniony,
Tak wieść o tem po mieście szła na wszystkie strony;
Sześć tysięcy z łukami w ręku ukazanych
Białychgłów było w porcie, do wojny ubranych,
5A żeby jem nadzieję ucieczki odjęły,
Między dwiema zamkami port nagle zamknęły
Częścią zgotowanemi na to łańcuchami,
Częścią rozstawionemi gęsto galerami.
66
1Jedna, którą mógł równać nieomylnie wiekiem
Z Hekubą albo z jakiem nastarszem człowiekiem,
Szypra z okrętu wołać do siebie kazała
I jeśli żywot chcieli położyć, pytała,
5Jeśli w niewolej zostać według obyczaju
I według starodawnych praw tamtego kraju,
A że to beło na ich samej dobrej woli
Jedno ze dwu wziąć: umrzeć albo żyć w niewoli.
67
1»Prawda — pry
[217] — kiedyby się który między wami
»Mógł naleźć z takiem sercem, z takiemi siłami,
»Żeby się przeciw naszem dziesiąciom nie trwożył
»Rycerzom stanąć w placu i onychby pożył
5»I żeby mógł przez jednę noc dziesięć odprawić
»Naszych niewiast, tenby mógł was wszystkich wybawić;
»Onby nam beł za pana i został koniecznie
»Z nami, a wybyście szli w swą drogę bezpiecznie.
68
1»Nadto wolno wam będzie wszystkiem zostać z nami
»Lub części jakiej, ale pod kondycyami,
»Aby ten, co zostanie, beł według ustawy
»Dobry z dziesiącią niewiast do małżeńskiej sprawy.
5»Ale wasz rycerz, jeśli dziesiąciom nie zdoła
»Albo jeśli tej drugiej próbie nie wydoła,
»On zginąć musi, a wy z nami zostaniecie
»I w niewolej w tem kraju do śmierci będziecie«.
69
1Spodziewała się baba, że w nich naleźć miała
Strach i bojaźń; lecz rzeczy przeciwnych doznała,
Bo każdy z nich tak dobrze rozumiał o sobie,
Że miał wygrać na pierwszej i na drugiej próbie.
5I przeważna Marfiza niemniej serca miała,
Choćby beła ostatniej próbie nie zdołała;
Ale gdzie jej natura ratować nie mogła,
Pewna beła, żeby jej szabla jej pomogła.
70
1Szyprowi dać odpowiedź staremu zlecili,
Na którą się wprzód wszyscy w okręcie zgodzili,
W ten sposób, że takiego między sobą mieli,
Który się chciał kosztować w boju i w pościeli.
5Dłuższą mową jej szyper podeszły nie bawił
I okręt niemieszkanie
[218] do lądu przystawił
I most zrzucił, po którem, we zbroje ubrani,
Wyszli z końmi swojemi rycerze wybrani.
71
1Stamtąd kiedy przez miasta pośrzodek jechali,
Nie w jednem miejscu mężne dziewice zastali,
A one ukasane tam i sam jeździły
Po ulicach i w rynku z kopią goniły.
5Nie mogą tam mężczyzny drzewa nosić w toku
Ani miecza używać i nosić przy boku,
Okrom dziesiąci naraz, bo taka ustawa,
Takie są tego kraju starodawne prawa.
72
1Wszyscy inszy, którzy są i po wsiach i w mieście,
Ubrani w czepce, w tkanki i suknie niewieście,
Przędą albo krosna tczą
[219] albo kłębki wiją
Albo doją albo syr tworzą albo szyją.
5Niektórych też w okowach chowają pod strażą,
Którem bydło paść albo ziemię orać każą;
Barzo mało mężczyzny
[220] i kto porachuje,
Na tysiąc niewiast ledwie sto się ich najduje
73
1Po wsiach i po miasteczkach. A chcąc oną dobą
Cni rycerze przez losy obrać między sobą,
Któryby mógł zwyciężcą nad dziesiącią zostać
I który mógł dziesiąciom niewiast także sprostać,
5Cnej Marfizy pospołu z sobą nie włożyli,
Gdy losy rzucić mieli; bo się w tem baczyli,
Żeby beła na drugiej próbie nie wskórała,
Kiedy zwycięstwa dostać sposobu nie miała.
74
1Ale ona chciała być przecię między niemi
I zgoła na nię los padł wprzód miedzy wszytkiemi.
»Pierwej ja — prawi — umrzeć i zginąć mam wolą,
»Niżlibyście wy mieli podpaść pod niewolą.
5»I na tę wam swą szablę ślubuję odkrycie
[221],
»Że wszytkie wikłaniny, które w tem widzicie,
»Tak rozwiklę, jako on król tak zawołany
»Macedoński gordyjski węzeł zamotany.
75
1»Niechaj na wieczne czasy i póki świat stoi,
»Żaden się tego miasta i kraju nie boi«.
Tak rzekła; towarzystwo na tem też musiało
Przestać, nie mogąc jej wziąć, co jej szczęście dało.
5I tak jej onę wszytkę sprawę do rąk dali,
Żeby lubo zginęli lub wolni zostali.
Ona, iż była zbroję już na się włożyła,
Na placu się ochotnie do boju stawiła.
76
1Jest plac na końcu miasta wielki i przestrony,
Z stopniami do siedzenia, nakoło zamkniony,
Który zawsze beł wolny, okrom, kiedy miano
Gonić albo turnieje kiedy oprawiano;
5Cztery bramy i cztery wrota miał spiżane
[222],
Które go zawierały. Tam z męska ubrane
Niewiasty szły gromadą; zatem zawołano,
Aby Marfizie wjachać na plac rozkazano.
77
1Miała w on czas Marfiza pod sobą koń siwy,
Koń siwy, jabłkowity; sam beł urodziwy,
Głowę małą, szerokie piersi, chód zuchwały,
Uszy ostre, brzuch lekki, a kark miał wspaniały.
5Wybrawszy go na staniu za napiękniejszego
I za namocniejszego i nadzielniejszego
Między tysiącem inszych, które w stajniej chował,
Król go jej był Norandyn w Damaszku darował.
78
1Przez południową bramę Marfiza wjachała
I ledwie co stanęła, gdy dźwięk usłyszała
Trąb krzykliwych, które się coraz pomykały
I wkoło się na wszytkie strony rozlegały.
5Potem widziała, kiedy od północnej strony
Wjachało dziesięć na plac na bój umówiony;
Tak się zdało Marfizie, że jeden z dziesiąci,
Co wprzód na plac wjachał, stał za wszytkich dziewiąci.
79
1Z wielkiem sercem, jako znać beło, na przestrony
Plac wjachał, a pod sobą miał koń wszytek wrony,
Wszytek wrony, jako kruk, okrom że na czele
I na zadniej nodze miał białego niewiele.
5Sam także, jaki beł koń, czarno beł ubrany,
A tą barwą dawał znać on rycerz wybrany,
Że jako mniej na sobie światła, niż ciemności,
Tak mniej pociech miał w sobie, niżeli żałości.
80
1Skoro znak dano, dziewięć rycerzów skoczyło
I przeciwko Marfizie kopie złożyło;
Ale czarny na stronie stał sobie z pokojem,
Brzydząc się tak niesłusznem i nierównem bojem,
5I tak się o to gniewa i tak go to boli,
Że gwałcić ostre prawo, niż swoję cześć, woli;
Patrzy pilnie, trochę się ustąpiwszy w lewo,
Co przeciw dziesiąciom drzew sprawi jedno drzewo.
81
1Marfiza wtem koniowi wodze wypuściła
I w pełnem biegu drzewo ogromne złożyła,
Które na maszt pomniejszy raczej było poszło
[223],
Boby go było innych cztery nie uniosło;
5To, wychodząc z okrętu, do potrzeby sobie
Obrała miedzy wielą inszych w onej dobie.
Straszna postać, z którą się do boju puściła,
Tysiąc twarzy zmieniła, tysiąc serc strwożyła.
82
1Tak dobrze otworzyła piersi najpierwszemu,
Żeby to było dosyć uczynić nagiemu
[224];
Przebiła mu napierwej tarcz, stalą odzianą,
Potem zbroję zbyt miąższą i uhartowaną.
5A tak beł ciężki on raz, że drzewa ostatek
Ukazał się na łokieć dobry w tył łopatek.
Tego, tak wetknionego na drzewo, opuszcza,
A naprzeciwko inszem koniowi wypuszcza.
83
1Drugiego i trzeciego koniem potrąciła,
A tak ich dobrze i tak mocno uderzyła,
Że obadwa zarazem nieżywi zostali
I połamani w krzyżach, z koni pospadali.
5Tak ciężkie i tak twarde było to potkanie
I oni też tak żartko przypuścili na nię,
Żem ja tak tylko widział, kiedy kula z działa
Hufce rwała, jako tych Marfiza potkała.
84
1Inszy o nię kopie oraz ułomili,
Ale tak jej ruszyli i tak jej wadzili,
Jako wadzi murowi, kiedy go piłami
Albo balonem biją, nabitem wiatrami;
5Tak twarda, tak jej zbroja była niepożyta,
Że wytrwała każdy raz, by namocniej bita;
Przy piekielnem ją ogniu przez czary kowano,
Potem stygijską wodą ją zahartowano.
85
1W końcu placu dzielnego konia zawściągnęła,
Potem go obróciła i kęs mu wytchnęła;
I dopiero skoczywszy, wszytkich rozerwała
I szablę aż po jelca we krwi umaczała;
5Temu ramię, temu łeb, temu pół łba wzięła,
Tego tak ugodziła i tak wpół przecięła,
Że łeb, piersi i ręce na ziemię zleciały,
A brzuch i obie nodze na siedle zostały.
86
1To powiadam, że go tak w miarę ugodziła,
Gdzie graniczą z lędźwiami żebra, i sprawiła,
Że został półfigurą, jakie to bywają,
Które przed obrazami świętemi wieszają,
5Ze srebra albo z wosku, po pas urobione,
Od dalekich i blizkich ludzi zawieszone,
Którzy za otrzymanie łaski albo zguby
Ustrzeżenie iszczą swe obiecane śluby.
87
1Za jednem się, który miał uciekać, puściła
I właśnie go w pośrzodku placu dogoniła
I tak mu rozdzieliła dobrze szyję z głową,
Że się nie mogły zlepić ręką doktorową —
5Krótko mówiąc, wszytkich cna dziewica pobiła
Albo na śmierć albo ich srodze poraniła,
Tak, że bezpieczna beła i pewna pokoju
Od wszytkich, że znowu wstać nie mogli do boju.
88
1On rycerz, co z inszemi beł na wronem koniu
Na plac przyjachał, patrzał i stał na ustroniu;
Bo bić się z jednem samem w takiej nierówności
Zdało mu się być przeciw wszelakiej słuszności;
5A teraz widząc, że już wszyscy porażeni,
Wszyscy od jednej ręki beli zwyciężeni,
Ruszył się, chcąc pokazać, że tego nie sprawił
Żaden strach, ale dobroć, że się w bój nie stawił.
89
1Ruszywszy się, z daleka ręką na nię kiwał
I że z nią coś chciał mówić, pierwej ukazywał;
I rzekł do niej przed bojem i przyszłą rozprawą,
Nie myśląc, aby się pod tak męską postawą
5Dziewica taić miała: »Znać, żeś spracowany,
»Rycerzu, pierwszem bojem i umordowany;
»I każdyby przyganę mógł we mnie najdować,
»Kiedybym z tak strudzonem miał bój odprawować.
90
1»Pozwalam ci, że sobie wytchniesz i odjedziesz,
»A jutro na plac, skoro dzień będzie, przyjedziesz;
»Bo teraz się bić z tobą sromotaby była,
»Widząc, jakoć się praca teraz uprzykrzyła«.
5»Bić mi się nie nowina — Marfiza odpowie —
»Nie tak mam słabą siłę, nie tak słabe zdrowie,
»Jako podomno mniemasz; ty to sam uczujesz
»I wnet, jeślim tak barzo strudzony, poczujesz.
91
1»Dziękujęć za twoję chęć, ale mi nie trzeba
»Odpoczywać i czekać jutrzejszego nieba;
»I jeszcze tak wiele dnia zbywa, żeby była
»Sromota, kiedybyśwa nic weń nie zrobiła;
5»Szkoda zgoła próżnować«. — On jej zasię na to:
»Czego chcesz, będziesz syty: jać ślubuję za to;
»Ale patrzaj, abyć się inaczej nie zdało
»I abyć zaś dnia tego długiego nie zstało«.
92
1To skoro rzekł, rozkazał przynieść w onej dobie
Dwie wielkie drzewa i dał jedno obrać sobie
Marfizie, które się jej barziej podobało,
A sam potem wziął ono, co było zostało.
5Już gotowi i tylko już tego czekają,
Że znak dadzą, na który boje rozczynają.
Niebo i ziemia drżała, kiedy się ruszyli,
Kiedy na znak głośnych trąb do siebie skoczyli.
93
1Z tych, co patrzą, nikt gębą i okiem nie ruszy
I ledwie co trochę tchu udzielają duszy:
Tak każdy pragnie widzieć, tak każdy pilnuje,
Który ze dwu rycerzów wygra lub szwankuje.
5Cna Marfiza na to się wszytko usadziła,
Aby tak dobrze gońce
[225] w czerni zawadziła,
Żeby nie wstał, i drzewo składa; niemniej życzy
Rycerz czarny na garle sieść mężnej dziewicy.
94
1Tak się zdało, że mieli kopie wierzbowe,
Suche jakie i kruche, a nie jesionowe;
Bo się po same gałki zaraz połamały
I w trzaski się rozpierzchły i pogruchotały.
5Ono straszne potkanie poczuły i konie,
Bo jako ich podrąbił
[226], padły na ogonie;
Padły konie, ale się jeźcy poprawili
I dziwnie się od siodeł prędko uwolnili.
95
1Tysiąc gońców przez wiek swój Marfiza wybiłay
I na pierwszem potkaniu z łęku wysadziła,
A sama, choć tak często z rycerzmi się bodła,
Dopiero ten pierwszy raz dziś wypadła z siodła.
5Nie tylko się dziwiła nieszczęściu wielkiemu,
Ale beła podobna jakiemu głupiemu.
Ale i rycerz czarny niemniej się dziwował,
Bo nie tak łatwie spadał i w tej grze szwankował.
96
1A ledwie co bokami ziemię uderzyli,
Jako znowu, wstawszy z niej, do siebie skoczyli;
Cięte razy i sztychy sobie zadawają,
To się mieczmi, to wzajem tarczami składają.
5Brzmią i straszny puszczają dźwięk twarde żelaza,
Od mieczów i gęstego uderzone raza;
Ich zbroje, ich szyszaki ogromne z tarczami
Z twardemi równać każdy mógł nakowalniami
[227].
97
1Jeśli ma ciężkie ramię i rękę dziewica,
Nie jest lżejsza, rzecz pewna, u tego prawica.
Sprawiedliwą się miarą wzajem pomierzają:
Tyle sobie oddają, ile pożyczają.
5Kto chce dwie serca, żadną niepożyte trwogą,
Naleźć, niech ich tu szuka, a za jedną drogą
Niechaj szuka i męstwa i umiejętności,
Bo się w nich wszytkie zgoła zawarły dzielności.
98
1Niewiasty, które chwilę na wszytko patrzały
I jako długo bój trwał straszliwy, widziały,
A jeszcze nie znać beło, żeby się zmordował
Który z nich albo w boju surowem szwankował,
5Pierwszy jem przyznawają dank
[228] miedzy wszytkiemi
Rycerzami na świecie nadoskonalszemi;
Bo kiedyby sił w sobie aż nazbyt nie mieli,
Od samegoby trudu pozdychać musieli.
99
1Tak z sobą rozmawiając, Marfiza mówiła:
»Prawieć mi się życzliwie fortuna stawiła,
»Że się nie ruszył i stał na stronie z pokojem,
»Kiedy się ze mną drudzy rozpierali bojem,
5»Jeśli się jego sile ledwie dotąd bronię,
»A o swojej, rzec mogę, że już restem
[229] gonię«.
Tak w on czas cicho z sobą Marfiza gadała,
A coraz nań nakoło szablą przycinała.
100
1Ten także drugi mówił: »Dobrzeć mi się stało,
»Że mu się odpoczywać i wytchnąć nie dało:
»Ledwie mu teraz zdołam, kiedy pierwszem bojem
»Zmordował się, bijąc się z towarzystwem mojem;
5»By beł do dnia nowego sobie odpoczynął,
»Coby się beło stało? — Pewniebym beł zginął!
»Wielkie to szczęście, że wżdy tego nie przyjmował,
»Czemem go czcił, czemem go z ludzkości częstował«.
101
1Aż do wieczora prawie on bój trwał samego,
A nie znać było, kogo trzymać za lepszego.
A trudno go też beło już przywieść do końca,
Kiedy już dnia nie mieli, ni widzieli słońca.
5Pierwszy beł rycerz w czerni, który takiej mowy
I tych słów użył w on czas do cnej białejgłowy:
»Co dalej czynić będziem, kiedy nam widoki
»W równem szczęściu niewczesne
[230] odejmują mroki?
102
1»Zda mi się, żebyś jeszcze przedłużył żywota
»Aż do jutra, kiedy się dziś nasza robota
»Nie skończyła; aleć się opowiedzieć wolę,
»Żeć pewnie żyć nad tę noc więcej nie pozwolę.
5»Ale mię w tem nie winuj, że być dłużej żywy
»Żadną miarą nie możesz, bom ja w tem niekrzywy;
»Winuj raczej okrutność i prawo niewieście,
»Prawo złych niewiast, które panują w tem mieście.
103
1»Jeśli cię nie żałuję i tych, co są z tobą,
»Bóg widzi; jakokolwiek, proszę cię dziś z sobą.
»Pospołu z towarzystwem ze mną być bezpiecznie
»Możesz, ale gdzie indziej zginąłbyś koniecznie;
5»Bo ta gromada niewiast, któremeś ty męże
»Pozabijał, na cię się niedługo sprzysięże.
»Każdy z tych, coś je pobił, tak ci trzeba wiedzieć,
»Miał dziesięć żon, wszak o tem łatwo się dowiedzieć.
104
1»Dziewięćdziesiąt jest niewiast, które z spólnej zgody
»Mścić się będą nad tobą teraźniejszej szkody;
»I jeśli nie zostaniesz ze mną, wszytką mocą
»Dziś pewnie na cię najdą i uderzą nocą«.
5Ona na to: »Pozwalam, że mię przenocujesz
»I pewienem, że strzymasz, co mi obiecujesz,
»I że nie mniejsza wiara i dobroć jest w tobie,
»Niżli męstwo, któreś dziś pokazał po sobie.
105
1»Ale, żeć mię żal zabić, możesz także i ty
»Odemnie być, jako ja od ciebie, zabity;
»I tak mniemam, żeś poznał z teraźniejszej proby,
»Żem jeszcze nad cię nie jest słabszy do tej doby.
5»Zgoła, chceszli bój rozwieść, chceszli go do końca
»Doprowadzić, lub dzisia lub jutro za słońca,
»Ślubuję, że mię najdziesz, tem rycerskiem słowem,
»Na najmniejszy znak, gdzie chcesz i jako, gotowem«.
106
1Zgodzili się, że bój beł dotąd odłożony,
Ażby Febus wóz wegnał na nieba złocony.
Za odłożeniem boju wątpliwość została,
Któremu się pierwsza cześć w niem przypisać miała.
5Potem do Akwilanta, do Gryfona cnego
I do książęcia rycerz poszedł angielskiego
I prosił ich, aby mu tę chęć pokazali,
Aby u niego jedli i przenocowali.
107
1Wszyscy się, co ich było, chętnie obiecali
I przy świetle lanych świec
[231] na pałac jechali,
Który beł wielkiem kosztem pięknie postawiony,
Na pokoje, na sale wielkie rozdzielony;
5Gdzie, skoro hełmy zdjęli i twarzy odkryli,
Barzo się sobie wzajem gońcy zadziwili,
A tem barziej, że ile znać beło z wejźrzenia,
Ledwie lat miał ośmnaście rycerz bez wątpienia.
108
1Dziwuje się Marfiza, jako w takiem wieku
Takie męstwo być mogło w tak młodem człowieku.
Ale i drugi niemniej zdumiony zostawa,
Bo po złotem warkoczu, z kiem się bił, poznawa.
5O swoje się imiona natychmiast pytają
I tę powinność sobie wzajemną oddają. —
Ale się czuję, żem już dosyć spracowany;
Potem powiem, jako beł młodzieńczyk nazwany.
Koniec pieśni dziewiętnastej.
XX. Pieśń dwudziesta
Argument
1Gwidon z srogiej krainy z inszemi uchodzi;
Astolf, gdzie jeno jego trąby dźwięk dochodzi,
Po mieście i przyległem strach puszcza powiecie,
Potem się błąka to tam, to sam, sam po świecie.
5Marfiza we Francyej zwycięża Zerbina,
Z którego ma obrońcę i wodza Gabryna
[232],
Gabryna zła, od której, czego wprzód nie wiedział,
Zerbin o Izabelli swojej się dowiedział.
Allegorye
1W tej pieśni dwudziestej przez białegłowy mężobójce, które były rozegnane i w niwecz obrócone dźwiękiem trąby, od Logistylle Astolfowi darowanej, daje znać, że rzeczy gwałtem przeciwko zwyczajowi pospolitemu i przyrodzeniu postanowione długo trwać żadną miarą nie mogą. W Zerbinie, który z taką cierpliwością i wiarą stał się wodzem i obrońcą złej, niecnotliwej Gabryny, jest przykład prawdziwego i statecznego rycerza, który woli raczej śmierć podjąć, niż wiary danej nie dotrzymać.
1. Skład pierwszy
1Dawniejsze białegłowy wielką sławę miały,
W bojach się i w naukach często obierały
[233]
I wszytek świat, jak wielki, dźwiękiem napełniły
Swoich dzieł zawołanych, które porobiły.
5
Z dzielności są na świecie do tych czasów sławne;
I dokąd świata stanie, imię ich nie zginie.
2
1I do której się kolwiek nauki udały,
Wszytkiej doskonałości w niej dostępowały.
Ja ich nie chcę mianować; kto się o nich pyta,
Najdzie, jeno niech dawne historye czyta.
5A jeśli takie z dawna na świecie nie były,
Nie zawsze też będą złe płanety rządziły.
I może być, że ich dzieł wielkich zamilczano
Lub z zazdrości lubo, że o nich nie wiedziano.
3
1Mnie się tak zda, że widzę, że w tem wieku naszem
Wielkie się cnoty tej płci pokażą za czasem,
Któremi się napełnią papiery uczone,
Że nie będą być mogły nigdy zapomnione,
5Aby z wielką swą hańbą zmilkły nieżyczliwe
Języki, które szczypią ich sprawy uczciwe,
I tak się ich zaświeci sława, że swojemi
Przejdą dobrze Marfizę dziełami wielkiemi.
4
1Ale wróćmy się do niej. Dziewica surowa,
Już imię swoje była powiedzieć gotowa
Rycerzowi, który ją u siebie postawił,
Ale tak, aby i swe on także objawił.
5Zaczem ona dług mu swój zarazem oddała,
Aby też wzajem jego przezwisko wiedziała:
»Jam Marfiza« — więcej też nie było potrzeba,
Bo ostatek wszytek świat wiedział, jako trzeba.
5
1Nie mógł się zaś tak prętko ów drugi wyprawić,
Przyszło mu się powieścią tą dłużej zabawić,
Tak mówiąc: »Ja rozumiem, żeście są świadomi,
»Żeście są rodu mego imienia wiadomi,
5»Bo nie tylko Hiszpani albo Francuzowie,
»Tych sąsiedzi, ale też i Etyopowie
»I Murzynowie znają imię Klaromonta
[238],
»Skąd wyszedł zacny rycerz, co zabił Almonta
[239],
6
1»I ten, który Mambryna króla zamordował
[240]
»I Kiarella i państwa ich w niwecz zepsował.
»Z tej krwie, gdzie Ister
[241] morze ośmią rogów bodzie
»I wypowiada pokój Euksyńskiej wodzie
[242],
5»Matka mię moja z ojcem Amonem spłodziła,
»Który tam beł pielgrzymem, już temu lat siła.
»Już to rok, jakom ja ją żałosną zostawił,
»Kiedym się do Francyej, do swoich wyprawił.
7
1»Alem nie mógł, jakom chciał, dokończyć swej drogi,
»Bo mię tu, żal się Boże, zapędził wiatr srogi.
»Rok to, jakom do tej złej, niezbożnej krainy
»Przybył, bo sobie piszę i dni i godziny.
5»Gwidon Dziki
[243] własnemem imieniem nazwany,
»Małej sławy i jeszcze od ludzi nieznany,
»Zabiłem Argillana na rycerskiej probie,
»Który miał towarzyszów dziesiąci przy sobie.
8
1»Alem i drugą próbę odprawił szczęśliwie,
»Szczęśliwie i mam dziesięć dziewic niewątpliwie
»Napiękniejszych, w tem kraju odemnie wybranych
»I po wszytkiem królestwie tem wybrakowanych;
5»Temi władnę, jako chcę, a zgoła wszytkiemi,
»Bo mi dały nad sobą moc i rząd w swej ziemi
»I każdemu go dadzą, który się tak stawi,
»Że dziesiąci rycerzów żywota pozbawi«.
9
1Pytali stąd Gwidona, dlaczego tak mało
Mężczyzn w tamecznem kraju i w mieście zostało
I jeśli pod swą mocą żony męże mają,
Tak, jako żony mężów gdzie indziej słuchają.
5Gwidon odpowie na to: »Częstom o przyczynie
»Tej sprawy słyszał, jako mieszkam w tej krainie,
»I tak, jako ja ją wiem, kiedy tego chcecie,
»Odemnie o niej słyszeć i wiedzieć będziecie.
10
1»W ten czas, gdy się od Trojej wrócili Grekowie
»Za dwadzieścia lat spełna — bo historykowie
»Tak to twierdzą, że dziesięć lat pod nią strawili,
»A przez, drugą dziesięć lat po morzu błądzili —
5»Naleźli, że i żony, długą utesknione
»Niebytnością, lekarstwa na to nalezione
»Swoje miały, bo sobie wyrostki obrały
»Młode, aby na zimnie samy nie sypiały.
11
1»Pełne domy bękartów Grekowie zastali.
»Ale się jem tak zdało, że poodpuszczali
»Wszytkiem, bo to wiedzieli dobrze, żeby byli
»Tak długo żadną miarą pewnie nie pościli.
5»Ale precz cudzem synom od siebie kazali,
»Aby sobie gdzie indziej fortuny szukali;
»Już tego cierpieć baczni mężowie nie chcieli,
»Aby ich swojem kosztem dłużej żywić mieli.
12
1»Jednych matki, bojąc się mężów, porzuciły,
»Drugich tak, jako mogły, tajemnie żywiły.
»A więtszy i ci, którzy już beli dorośli,
»W różne strony, tam i sam między ludzie poszli:
5»Jedni do rozmaitych rzemiosł się udali,
»Drudzy zasię na wojny dalekie jachali;
»Ci pasterzami, a ci zostali dworzany,
»Jako ta chce, której jest wszytek świat poddany.
13
1»Miedzy temi inszemi srogi i surowy
»Klitemnestry pojachał młody syn królowej,
»W ośmnastu lat, tak świeży, jako kwiat różany
»Albo pięknej liliej, dopiero urwany.
5»Ten sporządziwszy okręt i nań rzeczy swoje
»Poprzątnąwszy, udał się na niem na rozboje
»W towarzystwie sta inszych młodzieńców przebranych
»Swego wieku, ze wszytkiej Grecyej wybranych.
14
1»Kreteńczykowie beli w ten czas wypędzili
»Króla swego i aby się ubezpieczyli,
»Na wszytkie strony swoje z pieniędzmi wysłali,
»Aby jako najwięcej ludzi nazbierali.
5»Między temi Falanta
[244] — tak młodzieńca zwano —
»Zaciągniono na ich żołd, któremu oddano
»Potem piękne Dyktejskie miasta
[245] do obrony
»I z temi, których z sobą przywiódł z cudzej strony.
15
1»Między miasty, których sto w Krecie się najduje,
»Pięknością i bogactwy Dyktea
[246] przodkuje.
»Białegłowy w niej piękne, które chodzą rady
»Na dobre myśli
[247], tańce, igrzyska, biesiady;
5»A iż tam cudzoziemce mają w uczciwości
»I w wielkim poważeniu, i one ludzkości
»Takiej przeciwko gościom nowem używały,
»Że jem co tylko w domach panować nie dały.
16
1»Wszyscy beli na twarzach gładcy, piękni, młodzi —
»Bo beł prawie kwiat wywiódł Falant greckiej młodzi —
»Że skoro się co tylko w Krecie ukazali,
»Zarazem serca z piersi jem powyciągali;
5»A doświadczywszy, że tak, jako gładcy byli,
»I w łóżku się jem dobrze podobno stawili,
»Tak je sobie za krótki czas upodobały,
»Że się na świecie w niwczem barziej nie kochały.
17
1»Skoro wojna stanęła z tej i z owej strony,
»Na którą beł z swojemi Falant zaciągniony,
»I służbę, na którą ich wprzód potrzebowano,
»Kiedy się pokój zawarł, jem wypowiedziano,
5»Gotowali się jachać dalej, na co panie
»Kreteńskie taki lament, takie narzekanie
»Czyniły ustawicznie, tak łzy wylewały,
»Jakby ojce umarłe przed sobą widziały.
18
1»Każda swego prosiła, aby nie jeździli
»I aby się tak barzo od nich nie kwapili;
»Ale kiedy nie chcieli, ony swe rodziny
»Zostawiwszy i ojce i bracią i syny,
5»Skoro klejnotów, złota i srebra nabrały,
»Ze swemi miłośniki cicho ujachały,
»Tak cicho ujachały, że w Krecie żadnego
»Nie było, coby postrzegł zjachania onego.
19
1»Tak wziął wczesną godzinę Falant do tej sprawy
»I tak miał wiatr życzliwy, tak na się łaskawy,
»Że pod kilkanaście mil już beli ubiegli,
»Niżli Kreteńczykowie swej szkody postrzegli.
5»Ten kraj je potem przyjął, który w one czasy
»Pusty beł i zarosły zbyt gęstemi lasy;
»Tu sobie po niewczasie morskiem wytychali
»I bezpieczni kradzieży swoich zażywali.
20
1»Tu ich beło przez dziesięć dni z pełna mieszkanie,
»Tu pociechy, rozkoszy, tu wczas, tu kochanie;
»Ale jako się trafia, że więc na ostatek
»Uprzykrzenie przynosi młodzikom dostatek,
5»Zgodzili się, żeby płeć białą zostawili
»I od onej się wielkiej kaźni uwolnili;
»Bo się żadne na świecie brzemię tak nie przykrzy,
»Jako mieć białą głowę, która się uprzykrzy.
21
1»Oni, co zbyt nieradzi z mieszka wydawali
»I pieniędzy szczędzili, to upatrowali,
»Że kiedyby tak wiele nałożnic karmili,
»Szabląby ich i łukiem trudno pożywili.
5»I tak ze wszytkiego je prawie obłupiwszy,
»Złoto, srebro pobrawszy, same zostawiwszy,
»Niewdzięczni miłośnicy od nich odjachali
»Tam, gdzie znać w Apuliej Tarent
[248] zbudowali.
22
1»Białegłowy, skoro się ujźrzały zdradzone
»I od swych miłośników same opuszczone,
»Tak się srodze wylękły zrazu, że się zdały,
»Jak na brzegu przy morzu nieruchone skały;
5»Ale widząc, że wrzaski i łzy, które lały,
»Pożytku nie czyniły i za nic nie stały,
»Poczęły pilnie myślić, jako się ratować,
»Jako się w onem wielkiem nieszczęściu sprawować.
23
1»Zdania swoje każda z nich w pośrzodek wnosiły:
»Jedne się wrócić nazad do Krety radziły
»I raczej się na wolą ojców niebłaganych
[249]
»I mężów swoich puścić, chocia rozgniewanych,
5»Niżli na niemieszkanych brzegach miedzy lasy
»Głodem umrzeć i cierpieć niezmierne niewczasy;
»Drugie zasię i słowa rzec na to nie dały
»I że się było lepiej utopić, wołały,
24
1»I chodzić chleba żebrać tam i sam po świecie
»I być nierządnicami do końca, niż w Krecie
»Poddać się pod surowe i gniewliwe ręki
»Srogich ojców i mężów na kaźni, na męki.
5»Takie rady i insze różne przed się brały,
»Ale się żadne przecię z tych nie podobały;
»Nakoniec między niemi Orontea wstała,
»Co od króla Minosa ród swój wywodzała.
25
1»Namłodsza miedzy niemi i nagładsza była
»I namędrsza i mniej też, niż insze, zgrzeszyła;
»Miłowała Falanta i jemu się dała
»Prawicą
[250] i dla niego ojca odjachała.
5»Ta ukazując z twarzy rumianej i z mowy
»Śmiałe serce i w sercu śmiałem gniew gotowy,
»Rady od inszych wszytkich wniesione zganiła
»I że jej zdanie wszytkie przyjęły, sprawiła.
26
1»Porzucić on piękny kraj jem nie rozradzała
[251],
»Który, że beł obfity i zdrowy, poznała.
»Miał w sobie przezroczyste rzeki i niziny,
»Łąki, lasy, po wielkiej części miał równiny,
5»Miał i porty, w które się mogli przed wiatrami
»I niepogodą ukryć żeglarze z nawami,
»Które to od Afryki, to z egipskich włości
»Niosły różne towary i różne żywności.
27
1»Zdało się raczej zostać i mścić się surowie
[252]
»Nad zdradliwą męską płcią srogiej białejgłowie.
»Chce, aby każdy okręt, który tam przypłynie
»I portu dla przeciwnych złych wiatrów nie minie,
5»Zarazem na łup, na miecz, na ogień puszczono
»I jednego mężczyzny aby nie żywiono.
»Na słowa Orontei wszytkie pozwoliły
»I jako chciała, prawo na to uczyniły.
28
1»Skoro wiatr wstał, a chmury wzniosły niepogody,
»Biegły hurmem niewiasty złe do morskiej wody,
»Od nowej prawodawcę swojej i królowej
»Orontey wiedzione srogiej i surowej,
5»I nawy, które wiatry do brzegów przygnały,
»Ogniem srogiem paliły i na łup dawały.
»I jeden żywo nie beł mężczyzna puszczony,
»Coby onę nowinę zaniósł w cudze strony.
29
1»Przez kilka lat tak same w onem kraju żyły
»Okrutne białegłowy i mężczyzny biły;
»Ale prędko poznały, żeby były szkody
»Nie uszły, nie zabiegszy z jednostajnej zgody
5»Swem złościom, bo kiedyby nigdy nie rodziły,
»Prawaby się ich były w niwecz obróciły
»I królestwoby było i prawo ustało,
»Które, jak ony chciały, na wieki trwać miało.
30
1
»Przeto ostrości prawa nieco uchyliły
»I przez pięć lat z okrętów, co tam przychodziły,
»Dziesięć sobie nagładszych mężów obierały
»I żywo je puszczały i zostawowały,
5»Takich, coby się beli tak dobrze stawili,
»Żeby ze stem małżeńskie dzieło odprawili —
»Bo ich spełna sto beło — i tak beł każdemu
»Jeden mąż dziesiątkowi oddany jednemu.
31
1»Siła ich stracić dały, co się nie udali
»I co się źle i słabo, nędzni, popisali.
»Tych zasię, którzy mieli potężniejsze siły,
»Towarzyszmi swych rządów i łask uczyniły;
5»Ale pierwej przysięgę uczynić musieli,
»Którą pod gardłem iścić i zachować mieli,
»Aby wszytkich, coby tam beli przyjachali,
»Bez wszelakiej litości mężczyzn zabijali.
32
1
»Potem mięższeć
[253] brzemiony i rodzić się jęły,
»A zatem się barzo bać i trwożyć poczęły,
»Aby męskiej tak wiele płci nie narodziły
»Za czasem, żeby się jej zaś nie obroniły
5»I żeby jem nakoniec rządów nie musiały
»Puścić, w których tak barzo same korzystały;
»Przeto postanowiły, póki beli mali
»I póki niedołężni, aby nie wierzgali
[254],
33
1»Srogie prawo, okrutne prawo uchwaliły,
»Strzegąc, aby pod męską zwierzchnością nie były,
»Aby jednego tylko matka zostawiła,
»Inszych albo przedała albo podawiła.
5»Dla tego je w dalekie strony zasyłają
»I tem, co je prowadzą, srogi przykaz dają,
»Aby, jeśli być może, na frymark je dali
»Za białą płeć; jeśli nie, aby je przedali.
34
1»Jednegoby mężczyzny pewnie nie żywiły,
»Kiedyby same bez nich potomstwo rodziły;
»Toć jest nawiętsze tego dobrodziejstwo prawa,
»Które więcej swem, niżli obcem, zła ustawa
5»Pokazuje, bo inszych jednako skazuje
»Na srogą śmierć i w tem się tylko poprawuje,
»Że nie chce, aby wszytkich, jak przed tem czyniały
[255],
»Bez porządku niewiasty srogie zabijały.
35
1»Jeśli dziesięć lub więcej, wiatrem zapędzeni,
»Przybyli tam, do kluzy
[256] wnet beli wsadzeni,
»Skąd potem po jednemu na dzień wyjmowani
»1 przez los, kto miał zginąć, beli wybierani
5»W ten czas, gdy Orontea okrutna rządziła,
»Która tam Pomście ołtarz beła postawiła,
»A jeden beł z dziesiątka przez los do tej kary
»Obrany, aby srogie odprawił ofiary.
36
1»Po wielu lat przybył tu jeden zawołany
»Rycerz młody, imieniem Albani
[257] nazwany,
»Który się beł zbyt pięknie i kształtnie urodził,
»A od Alcydy swój ród zacnego wywodził.
5»Ledwie się postrzegł, jako został poimany,
»Jako ten, co on kraj miał za niepodejźrzany;
»Potem go do ciasnego więzienia oddano
»I do srogiej ofiary z inszemi schowano.
37
1
»Gładki beł i udatny, pięknych obyczajów,
»Uczony i świadomy wielu różnych krajów,
»I tak beł słodkiej i tak przyjemnej wymowy,
»Żeby rady słuchały jego słodkiej mowy
5»Srogie żmije. Wtem, gdy go do więzienia dano,
»Jako o rzeczy rzadkiej o niem powiedziano
»Aleksandrze
[258]; córa to Orontei była,
»Która długiemi ciężka laty, jeszcze żyła.
38
1
»Jeszcze żyła, drugie już beły zumierały
»Wszytkie, co beły z Krety w ten kraj zajachały;
»Inszych się narodziło siła, które były
»Potem przyszły swem rządem do niemałej siły
5»I do dziesiąci kuźnic, które próżnowały
»Często, jednego tylko robotnika miały;
»A dziesięć zaś rycerzów wszytkich zabijali
»Przychodniów, co się jedno w tamten kraj trafiali.
39
1
»Aleksandra, której tak siła powiadano,
»O Albaniem i której go tak zalecano,
»Tak długo swojej starej macierze prosiła,
»Że go jej na ostatek widzieć pozwoliła;
5»I kiedy już miał odejść, poczuła, że mało
»Serca w niej, które za niem bieżało, zostało;
»Czuje się, sama nie wie, jako, poimana
»I zostawa od swego więźnia skrępowana.
40
1
»»Kiedyby tu — mówi jej — ludzkość panowała,
»»Kiedyby się, o piękna panno, najdowała
»»Tu w tem kraju, jako się gdzie indziej najduje,
»»Wszędzie, gdzie słońce świeci i bieg odprawuje,
5»»Prosiłbym was bezpiecznie
[259] przez wasze piękności,
»»Dla których serca twarde miękczeją z miłości,
»»Abyście mię żywotem teraz darowały,
»»A potem jem według swej wolej szafowały.
41
1
»»Ale kiedy w tem kraju, krom wszelkiej słuszności
»»Wszytkie serca są srogie i próżne litości,
»»Nie proszę, abyście mię zdrowiem darowały,
»»Bo wiem, żeby me prośby skutku nie uznały,
5»»O to proszę: niech umrę, jako rycerz prawy,
»»Z bronią w ręku, nie jako dla jakiej złej sprawy
»»Osądzony na garło i na śmierć skazany,
»»Albo wół, na ofiarę bogom zgotowany«.
42
1»Aleksandra, co oczy łzami umoczone
»I serce miała żalem wielkiem przerażone,
»Odpowie: »Niech tak będzie, że okrutniejszego
»»Miasta nad to nie najdzie i nieludcejszego
[260];
5»»Ale tego nie przyznam, aby między nami
»»Wszytkie beły, jako ty twierdzisz, Medeami;
»»I choćby beły wszytkie, ja sama w tę radę
»»I w tę się liczbę, tak wiedz, Albani, nie kładę.
43
1»»I jeślim przedtem beła okrutna w tej ziemi
»»I niezbożna zarówno z inszemi wszytkiemi,
»»Podomno to dla tego, żem dotąd nie miała
»»Nikogo, komubym swą dobroć pokazała;
5»»Alebych beła gorsza, niż lwi przemorzeni,
»»I sercebych nosiła twardziejsze kamieni,
»»Jeżelibym na twoje słowa nie zmiękczała
»»I kiedyby mię litość poruszyć nie miała.
44
1»»Bodaj to prawo srogie beło tak zniesione,
»»Które przeciw przychodniom jest postanowione,
»»Jakobym się twojego żywota, wiedz o tem,
»»Nie wzbraniała odkupić mem własnem żywotem.
5»»Ale okrutne prawo zagrodziło drogę,
»»Że cię tak, jako życzę, ratować nie mogę;
»»I chocia to mała rzecz, o co nas chcesz prosić
»»Albo prosisz, w tem miejscu trudno co uprosić.
45
1»»Tuszę jednak, że tę rzecz za staraniem mojem
»»Otrzymasz, jako pragniesz, abyś umarł bojem;
»»Ale się o to boję, aby cię przez dzięki
[261]
»»Sroższa śmierć nie potkała zasię z cudzej ręki«.
5»Na to rzekł Albaniusz: »Tak się dobrze czuję,
»»Kiedy członki żelazem dobrze obwaruję,
»»Że dziesiąci nawiętszych rycerzów pożyję
»»I sam żywy zostanę, a onych pobiję«.
46
1»Aleksandra mu na to nie odpowiedziała,
»Tylko ciężko westchnęła, kiedy odchadzała;
»Stamtąd do Orontei, matki swojej, poszła,
»A tysiąc ran śmiertelnych w sercu z sobą niosła;
5»I wolą jej nowego więźnia powiedziała
»I prosiła, aby go zabić nie kazała,
»Kiedyby beł tak mężny, żeby jawnie w rynku
»Dziesiąci inszych zabił sam na pojedynku.
47
1»Orontea królowa do rady zebrała
»Swe niewiasty co starsze i tak rokowała:
»»Wiecie to wszytkie dobrze, jako na tem siła,
»»Aby straż wszędzie dobra w naszych porciech była;
5»»A żeby beła dobra, trzeba nam probować
»»Tych wszytkich, co ich będą mieli zawiadować,
»»Aby z naszem upadkiem marni nie rządzili,
»»A mężni bez słuszności zdrowia nie tracili.
48
1»»Mnie się zda, aby prawo beło uczynione
»»Na mężczyzny, do naszych krajów przypławione,
»»Aby każdy, niż na śmierć do ofiary stanie,
»»Jeśli sam tak będzie chciał, uczynił potkanie
5»»Sam a sam
[262] w pojedynku na placu przestronem
»»Z dziesiątkiem inszych mężczyzn, na to naznaczonem;
»»Jeśli wszytkich zabije, ten niech za tą próbą
»»Portem rządzi i wszytek lud niech ma pod sobą.
49
1»»To mówię, że tu jeden więzień się najduje,
»»Który się bić z dziesiącią naszych ofiaruje;
»»Jeśli tak, jakiem się być udaje, jest śmiały,
»»Czemużbyśmy mu tego pozwolić nie miały?
5»»Przeciwnem obyczajem, niech będzie karany,
»»Jeśli na pojedynku będzie przekonany«.
»Tak w on czas Orontea swą radę dawała,
»Na co jej co nastarsza tak odpowiedziała:
50
1»»Nie ta beła przyczyna pierwsza, zacne panie,
»»Źeśmy wzięły męską płeć z sobą w obcowanie,
»»Aby ich miastu beło potrzeba nowemu
»»Dla obrony i temu królestwu naszemu,
5»»Bo tak, jako i oni, mamy z to śmiałości
[263]
»»I dowcipu i serca i umiejętności;
»»Bógby chciał, żebyśmy tak mogły bez nich rodzić
»»I bez nich same przez się potomstwo wywodzić.
51
1
»»Lecz że to być nie może, na to się zgodziły
»»Te, które tu napierwej prawa stanowiły,
»»Aby ich nigdy więcej nie mieszkało z nami,
»»Jedno — boby się mogli uczynić panami —
5»»Jeden przeciw nas dziesięć; i to się czyniło
»»Dla płodu, nie, aby ich nam potrzeba było
»»Dla obrony; w tem samem niechaj będą mężni,
»»W ostatku niepotrzebni, marni, niedołężni.
52
1
»»Przeciwna to we wszytkiem od celu naszego
»»Między sobą mężczyznę chować tak mężnego;
»»Bo jeśli dziesięć inszych sam jeden zabije,
»»Pytam was, wiele taki białychgłów pożyje?
5»»Kiedyby takich dziesięć być między naszemi
»»Miało, dawnoby nam rząd wydarli w tej ziemi.
»»Głupstwo wielkie panować pragnąć, a inszemu
»»Dać broń w ręce, niżeś sam, dobrze mocniejszemu.
53
1»»I to masz upatrować, że jeśli pożyje
»»Ten twój inszych dziesiąci, jeśli ich zabije,
»»Usłyszysz, o królowo, sta niewiast odkryte
»»Narzekanie o męże, od niego zabite.
5»»Chceli wyniść, niech insze sposoby podawa,
»»A niech tak mężobójcą wielkiem nie zostawa.
»»Jednak, jeśli sto w łóżku białychgłów odprawi,
»»Jako ich dziesięć czyni, niechaj się wybawi«.
54
1»Surowe było zdanie Artemiej paniej —
»Tak się zwała — atoli nie stanęło na niej,
»Boby beł Albaniusz w kościele, o srogi
»Wyroku, błagał swą krwią niepobożne bogi;
5»Ale stara królowa, która na tem była,
»Aby córce dogodzić, tak wiele wnosiła
»Wywodów wielkich, że jej przewyszszyło zdanie
»I wszytek białogłowski przypadł senat na nie.
55
1
»Gładkość Albaniusza prawie niesłychana
»I grzeczność i uroda, z nikiem niezrównana,
»Tak wiele w sercach młodych białychgłów ważyły,
»Które w radzie na on czas z Oronteą były,
5»Że starsze z Artemią niewiasty przegrały,
»Które się praw i dawnych zwyczajów trzymały;
»I blizko tego było, że od drugiej strony
»Mało nie beł Albani młody wypuszczony.
56
1
»Krótko mówiąc, miał szczęście i padł dekret po niem,
»Ale tak, aby jako rozumiano o niem,
»Dziesięć inszych sam a sam
[264] żywota pozbawił,
»Dziesięć tylko, lecz nie sto, białychgłów odprawił.
5»Drugiego dnia beł zaraz z wieże wywiedziony
»I w zwykłą swoję dobrą zbroję obleczony.
»Mając dobry pod sobą koń, na placu długiem
»Wszytkich dziesiąci zabił, jednego po drugiem.
57
1
»Tejże nocy na drugą próbę był puszczony
»I w łożnicy z dziesiącią panien położony;
»Gdzie mu się tak zdarzyło, choć się beł zmordował
»Długiem bojem, że wszytkich skusił i skosztował.
5»Czem sobie taką łaskę zjednał u królowej,
»Że go wzięła za syna i do próby nowej
»Córkę mu swą i dziewięć dziewic naznaczyła,
»Z któremi się najpierwsza próba odprawiła.
58
1
»Aleksandrę mu piękną i to miasto dała,
»Która je potem swojem imieniem nazwała
[265],
»Ale tak, aby prawo ono i sam chował
»I potomek, co po niem będzie następował,
5»Aby każdy przychodzień, co do tego kraju
»Trafi się, obrać sobie mógł według zwyczaju
»Albo umrzeć ofiarą na bogów błaganie,
»Albo z dziesięcią mężów mieć bój i potkanie.
59
1
»Gdzie, jeśliby sam wszytkich żywota pozbawił,
»Aby i drugą próbę w łożnicy odprawił;
»A jeśli mu się szczęście stawi tak łaskawie,
»Że zwycięzcą zostanie i na tej rozprawie,
5»Ten niech panem zostanie i według swej wolej
»Niech sobie dziesięć dziewic obierze po wolej,
»Z któremi niech króluje, aż drugi przybędzie,
»Co mu, jako on inszem, na garle usiędzie.
60
1»Dwa tysiąca lat spełna, jako powiadają,
»Chowano srogie prawo i dotąd chowają;
»I rzadki dzień, w któryby nie miał być zarzniony
»Na ofiarę przychodzień jaki z — cudzej strony.
5»Jeśli się który boju z dziesiącią napiera,
»Pospolicie na pierwszem potkaniu umiera;
»Z tysiąca ledwie jeden taki się najduje,
»Który do drugiej próby, nocnej, postępuje.
61
1»Trafiają się niektórzy, którzy postępują,
»Ale tak rzadko, że ich na palcach rachują.
»Między takiemi jeden Argillan się liczył,
»Ale niedługo z swojem dziesiątkiem dziedziczył;
5»Bo kiedym tu przyjachał, wiatry zapędzony,
»Beł odemnie z dziesiącią inszych zwyciężony.
»Bóg tak chciał, żem ja raczej nie pozbył żywota,
»Niż na mię padła hańba i taka sromota.
62
1»Bo wczasy i roskoszy, które więc człowieku
»Smakują, zwłaszcza tego rozkwitłego wieku„
»I purpury i złoto, zwierzchność, przodkowanie,
»Przełożeństwo, dostatki, rząd i panowanie,
5»Zda mi się, że nie mają smaku i wdzięczności,
»Kiedy człowiek pożądnej
[266] nie jest na wolności;
»I to mi się zda ciężka niewola, że w drogę
»Nigdziej stąd, nieszczęśliwy, wyjachać nie mogę.
63
1»Ale to mi najwięcej przydawa żałości,
»To mi wszytek smak bierze, że kwiat mej młodości
»Ladajako i w marnem tracę próżnowaniu,
»Tyjąc, jako wieprz jaki, w tem tu poimaniu.
5»Sława mojego rodu brzmi tak, jako trzeba,
»Prawie po wszytkiem świecie i dosięga nieba,
»Którejbym ja też mógł mieć jaką odrobinę,
»Kiedybym wżdy nawiedzić mógł moję rodzinę.
64
1»Zda mi się, że mi krzywdę nieba uczyniły,
»Że mnie do tak nikczemnych posług obróciły,
»Jako ten, co więc konia obraca do stada,
»W którem się lub chromota lubo insza wada
5»Lub ślepota najduje, że musi w pokoju
»Gnuśnieć i surowego zapominać boju.
»I życzę sobie śmierci, kiedym tak zrzucony
»Z nadzieje, abym kiedy miał wyniść z tej strony«.
65
1
Tu Gwidon potem przestał i złorzeczył dniowi,
Puściwszy wodze swemu wielkiemu gniewowi,
W którem zwycięstwa przeciw dziesiątkowi dostał
I rycerzów i dziewic i tam panem został.
5Astolf się nie chciał dać znać i stał utajony
Tak długo, aż beł z wielu znaków upewniony,
Że mu tak, jako Gwidon mówił, beł powinny
Syn zacnego Amona i ten, a nie inny.
66
1Potem mu, nie tając się więcej, odpowiedział
I jako beł brat jego tak blizki, powiedział
I wielką mu uprzejmość i chęć pokazował
I w głowę go, nie bez łez, kilkakroć całował.
5»Nie mogłać — prawi — matka na szyi zostawić
»Pewniejszych znaków, które miały cię objawić;
»Bo żeś z naszej krwie poszedł, twoje obyczaje,
»Twoje serce i męstwo twoje cię wydaje«.
67
1
Gwidon, który gdzie indziej byłby beł wesoły,
Nalazszy tam tak blizkie swoje przyjacioły,
Z smętną twarzą Astolfa w tem miejscu przyjmował
I że się tam z niem trapił, niezmiernie żałował.
5Jeśli sam żyw zostanie, więźniem będzie drugi,
Do czego już kres, tylko przez noc, tak niedługi;
Jeśli też Astolf zginie, zabiją samego:
Tak dobre tego jest złe wyraźne drugiego.
68
1
Żal mu k temu, że inszy rycerze koniecznie,
Jeśli wygra, więźniami zostać muszą wiecznie;
Ale jeśli też w onem pojedynku zginie,
Po staremu nieszczęsnych niewola nie minie.
5Bo jeśli je z jednego błota wyjmie snadnie,
Kiedy zaś do drugiego przydzie, także wpadnie.
Darmo nad niem Marfiza otrzyma wygraną,
Bo zginie, a ci przedsię w niewolej zostaną.
69
1
Z drugiej strony wiek młody, rozkwitły i owa
Ludzkość, grzeczność i wielka dzielność Gwidonowa
Tak serce towarzyszów wszytkich przeraziły
I Marfizę takową litością ruszyły,
5Że jem przyszła ich wolność prawie do wzgardzenia,
Kiedy jej mieć nie mogą bez jego zginienia;
I jeśli go Marfiza musi zabić, krzywa
[267]
Tak się rozumie, że być sama nie chce żywa.
70
1I mówi Gwidonowi: »Pospołu pójdziemy
»I gwałtem z tego miejsca wszyscy wynidziemy«.
On jej na to: »Niemasz tu ucieczki nadzieje:
»Na śmierć tu tylko samę dają przywileje«.
5Ona zaś: »O co jeno kiedy się pokuszę,
»Zawżdy skończę w tej sprawie, zawsze sobie tuszę;
»A pewniejsza się droga stąd uść nie najduje
»Krom tej, którą mi sama szabla ukazuje.
71
1»Takem na placu twego męstwa doświadczyła,
»Żebym się o więtszą rzecz z tobą pokusiła;
»Przeto jutro chcę, kiedy niewiasty się znidą
»Na plac patrzyć na nasz bój i na ganki wnidą,
5»Abyśmy na nie z każdej uderzyli strony,
»Lubo będą uciekać lub czynić obrony,
»I żebyśmy ich trupy źwierzom zostawili
»I ptakom tego miejsca i miasto spalili«.
72
1Gwidon jej zasię na to: »Ja w każdej potrzebie
»Gotowem być i umrzeć zawsze podle ciebie;
»Ale stąd żywo wyniść daremnie myślemy:
»Dosyć na tem, że się wżdy cokolwiek pomściemy.
5»Często dziesięć tysięcy na plac się zjeździwa
[268]
»Złych białychgłów, a czasem i więcej ich bywa;
»Tyle drugie zostaje tych, które pilnują
»Zamku, portu i które ma murach wartują«.
73
1»Niech ich będzie tak wiele — Marfiza odpowie —
»Jako mieli ludzi swych z Kserksesem Persowie,
»Albo tak wiele, jako było pozmiatanych
»Z nieba pokus
[269], na męki do piekła skazanych:
5»Jeśli ty będziesz ze mną, a przynajmniej z niemi
»Nie będziesz, jam gotowa bić się ze wszytkiemi
»I wiem, że ich pobiję«. — Gwidon zaś: »Ja powiem
»Jeden sposób, przez który ujdziem z całem zdrowiem,
74
1
»Jeden ten tylko sposób, jeśli nam wynidzie
[270]
»I jeśli jakie znaczne nieszczęście nie przydzie:
»Nikomu się krom niewiast do morza nie godzi
»Chodzić z miasta; jeśli kto ukradkiem wychodzi,
5»Gardłem bywa karany i dlatego muszę
»Zwierzyć się tego jednej z tych niewiast i tuszę,
»Że mię pewnie nie wyda, bom nieraz miłości,
»Nierazem jej ku sobie doznał życzliwości.
75
1
»I wiem to, że i ona ma tę dobrą wolą
»Zdjąć ze mnie i tak ciężką i brzydką niewolą,
»Spodziewając się, żeby sama ze mną żyła
»I żeby towarzyszek inszych swych pozbyła.
5»Ta, kiedy ciemne mroki poczną następować,
»Każe po cichu dobrą fustę nagotować,
»Którą naszy żeglarze i w żagle ubraną
»I w wiosła, kiedy będzie potrzeba, zastaną.
76
1»Za mną, w kupę ściśnieni wszyscy marynarze,
»Wszyscy rycerze, wszyscy kupcy i żeglarze,
»Którzyście się dziś w dom mój teraźniejszej chwili,
»Za co niechaj wam będzie dzięka, zgromadzili,
5»Pójdziecie i drogę mi będziecie torować,
»Jeśliby nas kto myślił wściągać i hamować;
»Tak za pomocą mieczów, ujźrzawszy pogodę,
»Pewienem, że was z miasta bezpiecznie uwiodę«.
77
1»Ty czyń, co chcesz — odpowie Marfiza surowo —
»Ja wiem, że sama przez się stąd ujadę zdrowo,
»I pierwej ujźrzysz wszytkie te larwy niewieście
»Pobite od mej ręki, które są w tem mieście,
5»Niżbym krok na zad stąpić albo uciec miała,
»Lub jaki znak po sobie strachu pokazała.
»Chcę stąd wyniść, chcę za dnia i chcę tylko gwałtem
»I mniemam, iż sromota wyniść inszem kształtem.
78
1
»Kiedyby mnie niewiasty, żem dziewką, poznały,
»Wiem to pewnie, żeby mnie barzo szanowały,
»I wiem, żeby mi z sobą wszytkie były rady
»I wzięłyby mię w senat i do pierwszej rady;
5»Ale iżem pospołu z temi przyjachała,
»Nie chcę, abym przywilej więtszy nad nie miała;
»Błądby beł, kiedybym się sama wyzwoliła,
»A tych drugich w niewolej ciężkiej zostawiłam.
79
1
Te i insze tam beły Marfizine słowa,
Z których jawnie dawała znać cna białagłowa,
Że się na towarzysze tylko oglądała
I że się, bojąc się ich zawieść, hamowała,
5Że z pamiętnem znakiem swej śmiałości bez wieści
Nie uderzyła zaraz na rodzaj niewieści;
Dlatego na Gwidona onę rzecz puściła,
Użyć drogi, co lepsza według niego była.
80
1
Wtem z Aleryą Gwidon, co wierniejszą żoną,
Mówi i odkrywa jej sprawę umówioną.
Nie trzeba mu jej było długo prosić; owa,
Krótko mówiąc, nalazł ją, że była gotowa.
5Do morza wskok dla Justy w ciemne mroki poszła
I złoto i swe skarby co lepsze wyniosła,
Zmyślając, skoroby dzień swojemu woźnicy
Febus kazał wieźć na świat, wyniść na zdobyczy.
81
1
Ale pierwej, niżli się do morza wybrała,
W pałacu miecze, tarcze i zbroje zebrała,
Które na się żeglarze, kupcy obłóczyli,
Którzy na poły nadzy
[271] i bezbronni byli.
5Jedni spali, a drudzy straż odprawowali
I miedzy się odmienne prace podzielali,
Co raz patrząc, jeśli się niebo czerwieniało
Na wschód słońca i jeśli świtać poczynało.
82
1
Jeszcze beł, wyjeżdżając z morza, pan światłości
Nie rozegnał, jak trzeba, mroków i ciemności,
Dopiero Arktofilaks
[272] od północnej strony
Orać pługiem poczynał niebieskie zagony,
5Kiedy niewieście gminy on plac napełniły,
Aby na koniec boju strasznego patrzyły,
Jako więc napełniają pszczoły ule swoje,
Kiedy na wiosnę nowe rozczynają roje.
83
1
W bębny, trąby i surmy uderzyć kazały,
A dźwięki się nakoło wszędzie rozlegały,
Dawając znać, aby się wrócił, Gwidonowi
I koniec rozczętemu dał pojedynkowi.
5Już stali pogotowiu Akwilant z Gryfonem,
Ubrani w świetne zbroje, i Astolf z Gwidonem,
Sansonet i Marfiza; ci konno, a owi
Inszy pieszo, do przyszłej potrzeby gotowi.
84
1
Kto chciał z pałacu morza i portu dojachać,
Musiał koniecznie poprzek przez on plac przejachać;
Żadnej drogi, lub długiej lub krótkiej, nie mieli
Nad tę, co od Gwidona już wszyscy wiedzieli.
5Który, skoro swych zagrzał słowy przystojnemi,
Ruszył się od pałacu cicho ze wszytkiemi
I na plac, gdzie niewiasty stały w onej dobie,
Wjachał śmiele, mając ich coś nad sto przy sobie.
85
1Zbyt spiesznie towarzysze swe Gwidon prowadził,
Aby ich beł co pręcej z bramy wyprowadził;
Ale wielki tłum niewiast, które stały wkoło,
Wszytek zbrojny, począł mu zachodzić na czoło.
5Mniemały, widząc, kiedy inszych wiódł za sobą,
Że chciał uciec i z bramy wypaść oną dobą;
I łuki wszytkie razem ku niem nałożyły
I tę stronę, gdzie mieli wypaść, zastąpiły.
86
1
Gwidon i inszy wszyscy i mężna dziewica
Wpadła na nie tak, jako przemorzona lwica.
Bijąc, siekąc i koląc, długo się silili,
Aby żelazne wrota u bramy wybili;
5Ale tak wielki beł tłum niewieści u brony,
Że strzały szły, jako deszcz; ten srodze zraniony,
A ten zabity leży, że nakoniec w onej
Potrzebie bardzo blizko już beli straconej.
87
1Jeszcze dobrze, że zbroje mieli doskonałe,
Że wżdy piersi za niemi zachowali całe.
Pod Sansonetem dzielny koń poległ, zabity,
Pod Marfizą padł, spisem
[273] przez szyję przebity,
5A wtem książę angielskie sam rzecze do siebie:
»A ja w jakiej swej trąby użyję potrzebie?
»Spatrzę, kiedy miecz mało sprawił, jeśli mogę
»Trąbą samą rozczętą ubezpieczyć drogę«.
88
1
Jako się we złem razie każdy więc ratuje,
Jako może, tak Astolf trąbę w czas wyjmuje
I przykłada do gęby: dźwięki straszne wstają,
Które ziemię i morze i niebo mieszają;
5Wszytek świat drży, lud, srogiem strachem przerażony,
Chcąc uciekać, na sobie pada obalony,
Niewiasty od bojaźni z teatrum spadają
I swojej bramie więcej obrony nie dają.
89
1
Jako wielką bojaźnią ludzie przerażeni,
Kiedy już ogień wszytkie opanował sieni
I wszytek dom nakoło, w ten czas, kiedy spali
I dzienny trud i troski we śnie umarzali,
5Biegając i tam i sam i nie wiedząc dziury
Do ucieczki, spadają i z okien i z góry:
Tak na on czas niewiasty z teatrum spadały
I przed straszliwem dźwiękiem wszytkie uciekały.
90
1
Uciekały tam i sam przed dźwięki strasznemi:
Na górze i na dole, pełno ich na ziemi;
Jest ich przez tysiąc w bramie, co się uprzedzają
Do wyścia i same się przez się powalają.
5W takiem wielkiem nacisku ta żywota strada,
Ta z okna, a ta z ganku wysokiego spada;
Ta rękę, owa nogę, a ta szyję łamie,
Ta zdycha, ta już zdechła, a ta tylko chramie.
91
1
Wrzask wylęknionych niewiast płacz i narzekanie
Aż do nieba sięgało i wielkie wołanie.
Gdziekolwiek dźwięk dochodzi, tłuszcza, pełna trwogi,
Jako nadalej niesie ukwapliwe nogi.
5Ale się nie dziwujcie, że w tej mieszaninie
Małe serce widzicie i strach w podłem gminie:
Wiecie, że przyrodzenie stworzyło zające
Zawżdy lękające się, zawżdy się bojące.
92
1
Ale co mi o mężnej Marfizie rzeczecie?
Co o Gwidonie Dzikiem rozumieć będziecie?
Co i o Sansonecie, co o drugich owych
Rycerzach wielkich, syniech Oliwijerowych?
5Nie baliby się byli pierwej sta tysięcy,
A teraz uciekają jako ród zajęcy,
Jako króliki, jako gęłębie na ciszą,
Kiedy grzmot jaki blizki i kołat usłyszą.
93
1Tak swem jako i obcem dźwięk i moc wadziła,
Co z uczarowanego rogu wychodziła;
Ucieka za Marfizą Sansonet z Gwidonem,
Za Gwidonem Akwilant pospołu z Gryfonem.
5Ale ich wszędzie ściga i dosięga w uszy
Dźwięk, który strach przynosi wylęknionej duszy.
Astolf biega po mieście, a u gęby trzyma
Swoję trąbę i coraz barziej ją nadyma.
94
1Ta do morza, ta w góry wielkie w one czasy,
Ta bieży i kryje się miedzy gęste lasy;
Niektóre tak się były z strachu zapomniały,
Że nie oglądając się, pięć dni uciekały,
5Niektóre rozbiegszy się, z wielkiemi pochopy
Z mostów na dół spadały w głębokie przykopy.
Uprzątnął rynki, domy, kościoły, że mało
Albo raczej nic w mieście niewiast nie zostało.
95
1Marfiza spół z Gwidonem i bracia rodzeni
I Sansonet, okrutnem strachem przerażeni,
Uciekali do morza prosto, a za niemi
Kupcy i marynarze z inszemi wszytkiemi,
5Gdzie była Alerya fustę
[274] zgotowała
Między dwiema zamkami i męża czekała;
Na którą, skoro wpadli, z portu poszli nagle,
Na wodę wiosła, na wiatr wyciągnąwszy żagle.
96
1
Wszytko miasto angielskie książę i przedmieście
Przebieżał aż do morza; ale i po mieście
I w porcie wszytkie próżne ulice zostały:
Niewiasty się pokryły i pouciekały.
5Beły i te, co z wielkiej bojaźni uchody
[275]
Obracały w plugawe miejsca i wychody;
Drugie się wpław na morze głębokie puściły,
Nie wiedząc, gdzie się podzieć i w niem się topiły.
97
1
Astolf, jako się było rzekło między niemi,
Spodziewał się u portu potrafić
[276] z swojemi.
Około siebie wszędzie wkoło upatruje,
Ale brzeg tylko pusty, bez ludzi najduje;
5Patrzy dalej i ujźrzy daleko od brzegu
Towarzystwo płynące swoje w pełnem biegu;
Widzi, że już brać musi przed się inszą drogę,
Kiedy fusta odeszła w onę wielką trwogę.
98
1
Ale dajmy mu pokój; niechaj zdrowy jedzie
Tam, gdzie go jego wola i chęć iego wiedzie.
Nie bójcie się oń, że sam ma tak wielką drogę
Odprawić przez pogańskie kraje, bo was mogę
5Upewnić, że z najwiętszych niebezpieczeństw drogiem
I z najwiętszych złych razów wyńdzie swojem rogiem,
A puśćmy się za jego wciąż towarzyszami,
Co morzem uciekają, ujęci strachami.
99
1
Kiedy się oddalili, płynąc w pełnem biegu,
Od niepobożnej ziemie, od srogiego brzegu
Tak daleko, że ich już więcej nie dochodził,
Już jem więcej straszliwej trąby dźwięk nie szkodził,
5Tak ich hańba i ona sromota bolała,
Że jem twarz wstydem, jako od ognia, pałała;
Nie śmieją na się pojźrzeć, tylko smętni stoją,
Nic nie mówiąc, choć się już niczego nie boją.
100
1
Tem czasem stary szyper swej drogi pilnuje,
Bieżąc morzem Egejskiem i Rod zostawuje;
Widzi Cypr i sto wysep, kryjących się z głową
Niebezpieczną — Maleą
[277] marynarze zową —
5I temże wiatrem dobrem jadąc od Maleej,
Widzi kryjący mu się kraj greckiej Moreej
[278];
Puszczając Sycylią, przez Tyreńslde morze
Przy brzegach włoskiej ziemie słone wody porze.
101
1
Na ostatek do Luny szczęśliwie przyjachał,
Gdzie beł żony i swojej czeladzi odjachał;
I wysiadł na brzeg, Bogu dziękując, że wody
Morskie przebył bez jakiej znacznej swojej szkody.
5Tam francuskiego szypra jednego zastali,
Który radził rycerzom, aby z niem jachali.
Tegoż dnia się puścili w drogę do Francyej
I wkrótce dojachali pięknej Marsyliej.
102
1
Bradamanta na ten czas w tem kraju nie była,
Która miastem i wszytkiem powiatem rządziła;
By była, pewnieby ich beła na swem chlebie
Potrzymała czas jaki w gościnie u siebie.
5W tę prawie, kiedy z morza wysiedli, godzinę
Marfiza cnych rycerzów czterech i drużynę
I Gwidonową przytem żonę pożegnała
I na szczęście się w drogę osobną udała,
103
1Mówiąc, że nie przystało ani się godziło,
Aby w kupie tak wiele rycerzów jeździło,
A że źwierze i ptastwa bojaźliwe rady,
Wróble, szpacy, jelenie, sarny chodzą stady;
5Ale mężni sokoli i śmiali orłowie,
Niedźwiedzie i zubrowie, lwi i tygrysowie
Bez towarzystwa, sami chodzą i latają,
Bo niczyjej pomocy potrzeby nie mają.
104
1
Ale inszy rycerze na tem nie przestali,
Aby się z towarzystwa beli rozjachali,
I tak samej Marfizie jednej w one czasy
Przyszło jachać przez puszcze, przez góry, przez lasy,
5Bitszem się obrócili gościńcem z Gryfonemy
Białem czarny Akwilant, Sansonet z Gwidonem,
Aż do jednego zamku nazajutrz przybyli,
W którem chętnie przyjęci do noclegu byli.
105
1
Chętnie, ile znać beło po zwierzchniej postawie,
Ale w sercu niechętnie i zbyt niełaskawie,
Bo pan onego zamku, co jem chęć pokazał,
Zmyślał wszytko i skutkiem inaczej ukazał;
5Od którego na łóżku beli poimani,
Kiedy spali, po przykrem trudzie spracowani,
I nie pierwej ich puścił, aż przysiądz musieli,
Że pewnie jego prawo zachowywać mieli.
106
1
Ale się wolę jemi w inszy czas zabawić,
A teraz chcę zuchwałą Marfizę odprawić.
Druencę
[279] i z Sekwaną Rodan przejachała
I w dolinę wesołą pod górą wjachała;
5I ujźrzy nad potokiem bystrem w czarne szaty
Ubraną białągłowę, już podeszłą laty,
Długą drogą i długiem chodem utrudzoną,
Ale barziej żałością jakąś utrapioną.
107
1
Ona to baba, która z zbójcami mieszkała
I co w lesie w jaskiniej jem posługowała,
Gdzie się, jeśli pomnicie, bom Już śpiewał o tem,
Jako Bóg chciał, trafił beł Orland grabia potem.
5Teraz bojąc się śmierci, nie śmiała odkrycie
[280]
Dać się znać dla przyczyny, którą usłyszycie,
I nie gościńcem, ale ścieszkami jeździła
Ustronnemi, aby gdzie poznaną nie była.
108
1Za obcego żołnierza po zbroi, po stroju
Rozumiała Marfizę; dlatego w pokoju
W miejscu stała nad wodą ani uciekała,
Jako przed znajomemi więc zawżdy czyniała
[281];
5I owszem z śmiałą dosyć i bezpieczną
[282] twarzą,
Nie pomniąc, że niecnoty takie wszędzie karzą,
Nad pięknem się potokiem tam zastanowiła,
Gdzie Marfiza jachała, którą pozdrowiła.
109
1Potem jej wielką prośbą zła baba poczęła
Prosić barzo, aby ją na koń za się wzięła
I przez potok przeniosła. Marfiza, co była
Dziwnie ludzka, tak, jako chciała, uczyniła
5I owszem ją za siodłem miała dobrą chwilę
I niosła ją przez błota więcej, niżli milę,
Przez błota, przez kamienie, aż się jem udała
Droga dobra, na której rycerza potkała.
110
1On rycerz beł bogato ubrany i strojny,
Na koniu miał drogi rząd, sam beł wszytek zbrojny;
Do onej także rzeki jachał, z jednej strony
Od lokaja, od paniej z drugiej prowadzony.
5Pani, którą miał z sobą, miała dość gładkości,
Ale niemniej niewdzięku, pychy i hardości,
Wzrzedna
[283] jakaś i przykra i godna onego
Rycerza, co ją z sobą prowadził, swojego.
111
1
Chcecie wiedzieć, kto to beł, na drodze potkany?
Był to grabia magancki, Pinabel nazwany,
Co niedawno w jaskinią Bradamantę wprawił
I mało jej zły człowiek żywota nie zbawił.
5One łzy, one jego tak ciężkie wzdychanie,
One skargi, one tak wielkie narzekanie
Wszytkie były dla tej to, z którą teraz jachał,
A przedtem czarnoksiężnik z nią mu beł ujachał.
112
1
Ale skoro on pałac starego Atlanta
Zniosła i obróciła w niwecz Bradamanta,
Bradamanta przez męstwo i swoje dzielności,
Że każdy mógł iść, gdzie chciał, dostawszy wolności,
5Ona, co się już beła stawiła powolną
Grabi Pinabellowi, teraz będąc wolną
I swobodną, do niego znowu się wróciła
I od zamku do zamku sobie z niem jeździła.
113
1A jako zrzędna zawsze i bezpieczna była,
Skoro jeno Marfizę mężną obaczyła,
Za siodłem u niej szpetną, starą sarnę
[284] widząc,
Poczęła babę drażnić, śmiejąc się i szydząc.
5Marfiza, z którą było trzeba postępować
Obyczaj nie i z którą źle było żartować,
Odpowiedziała paniej, gniewem zapalona,
Że jej baba piękniejsza była, niżli ona,
114
1
A że to rycerzowi jej pokazać chciała;
Ale to sobie u niej pierwej wymawiała:
Jeśli z siodła wysadzi jej rycerza, aby
Ona dała swe szaty i konia dla baby.
5Pinabel, który się bał hańby i sromoty,
Kiedyby się beł z onej wymówił roboty,
Tarcz bierze, koń obraca i z złożonem drzewem
Naprzeciwko Marfizie bieży z wielkiem gniewem.
115
1
Marfiza także mężna drzewo swe złożyła
I Pinabella prawie w czoło uderzyła
Tak, że spadł ogłuszony i ledwie do siebie
W dobrą godzinę przyszedł po onej potrzebie.
5Cna Marfiza zarazem onej młodej paniej
Zwierzchnie szaty i spodnie, które beły na niej,
Zewlec z siebie koniecznie zarazem kazała,
Które tamże plugawej babie darowała,
116
1
Kazawszy jej, aby się ze swoich zewlokła,
A w te, bojem nabyte, aby się oblokła;
I na konia ją potem onego wsadziła,
Na którem młoda pani dopiero jeździła.
5Tak z nią dalej jachała baba, im strojniejsza
I im piękniej ubrana, tem dobrze szpetniejsza.
Trzy dni z sobą jachały, ale nic takiego
Nie trafiło się jem tam pisania godnego.
117
1Czwartego dnia, gdy sobie powoli jachały,
Rycerza, który wielkiem cwałem biegł, potkały.
Chcecie wiedzieć, kogo to? — Powiem wam: Zerbina,
Króla cnego szockiego jedynego syna,
5Przykład rzadkiej ludzkości i wielkiej dzielności,
Który się gryzł sam w sobie od wielkiej żałości,
Że się nie mógł nad jednem pomścić, dla którego
Nie mógł sprawić pewnego dzieła pobożnego.
118
1
Zerbin długo biegając daremnie po lesie,
Szukał swojego zdrajcę pilnie w onem czesie;
Ale on tak gnał dobrze i tak wczas uprzedził,
Że go zacny królewic szocki nie dopędził,
5Bo i lasem się ukrył i mgłą, która była
W on czas światło słoneczne z rana zasłoniła.
Gonił Zerbin tak długo, aż mu z oczu zginął
I aż go gniew, którem był zagrzany, ominął.
119
1Choć się gniewał, gdy babie Zerbin wejźrzał w oczy,
Począł się śmiać do zdechu onej szpetnej mocy
[285].
Różna mu się daleko stara twarz widziała
Od szat, które na sobie szpetna baba miała,
5I Marfizie, co obok z nią jedzie, powiada:
»Pewnieć ta twoja panna kłopotu nie zada,
»Mój cnotliwy rycerzu: założę się drogo,
»Że ktoćby jej miał zajźrzeć, nie najdziesz nikogo«.
120
1
Jako zmarski
[286] i szpetna gęba wydawała,
Laty zeszłemi z starą Sybillą zrównała;
Zdała się własną małpą zamorską, ubraną
Dla śmiechu i uciechy w suknią szachowaną.
5A tem szpetniejsza była, im barziej pałała
»Gniewem, który z wściekłego oka wymiatała.
Bo nic przykrszego
[287] nad to niemasz białejgłowie,
Jako, gdy ją kto szpetną lub starą nazowie.
121
1Ukazała Marfiza z twarzy, że jej było
Wrzkomo o one żarty na niego niemiło,
I rzecze: »Moja panna więcej ma gładkości,
»Więcej gładkości, niż ty masz w sobie ludzkości;
5»I rozumiem, że zmyślasz, bo to, widzę, umiesz:
»Insze mówisz, a insze na sercu rozumiesz
»I nie chcesz do niej widzieć wrzkomo jej gładkości,
»Abyś przez to wymówić mógł swe nikczemności.
122
1
»Coćby to beł za rycerz, któryby tak młodą,
»Tak gładką, tak nadobną, tak piękną urodą
»Widząc w tak małem poczcie w polu i na stronie,
»Nie chciał jej sobie dostać, nie chciał się bić o nię?«
5»Tak wam z sobą przystoi — Zerbin na to powie —
»Że was szkoda rozłączać, a też wierz mej mowie,
»Nie tak nieobyczajny, nie takem surowy,
»Abym ci ją miał odjąć: miej ją sobie zdrowy.
123
1»Ale jeśli się ze mną darmo chcesz kosztować
»I jakie serce, jaką siłę mam, sprobować,
»Sam gotów; ale o tę nie chcę z tobą boju,
»Już ją sobie tak sam miej bez zwady w pokoju:
5»Lubo gładka lub szpetna, niech z tobą zostawa,
»Niech się przez mię tak wielka przyjaźń nie rozstawa.
»Prawieście się zgodzili: jako ta gładkości,
»Tak wiele pewnieć i ty masz w sobie śmiałości«.
124
1»A tak — rzecze Marfiza — atoż musisz dusznie
»Wziąć ją sobie ode mnie, bo czynisz niesłusznie,
»Że widząc ją tak gładką, tak barzo niebogę
»Przecię ganisz, czego ja wycierpieć nie mogę«.
5Królewic na to rzecze: »Ja mam za szaleństwo
»Wdać się we zły raz jaki i niebezpieczeństwo
»Dla zwycięstwa takiego, co zwyciężcy szkodzi,
»A zwyciężonemu się na siła przygodzi«.
125
1Marfiza zaś: »Jeślić się nie zda to podanie,
»Insze podam, a słuszna, abyś przypadł na nie:
»Jeśli ty mnie zwyciężysz, czemu ja nie tuszę,
»W jawnem boju, ja ją wziąć i otrzymać muszę;
5»Jeśli ja zasię ciebie, ty także wzajemnie,
»Choćbyś nie rad, musisz ją gwałtem wziąć odemnie;
»A zdarzyli się zbić cię i z siodła wysadzić,
»Będziesz ją winien wszędzie, gdzie zechce, prowadzić«.
126
1»Więc tak« — odpowie Zerbin i ostrogą kole
Konia, aby się rozwiódł i aby wziął pole,
I na strzemionach z lekka w siodle wyniesiony
I w się, aby nie chybił, wszytek zgromadzony,
5Bieżąc we wszytkiem skoku, kopią Marfizę,
Tak jako beł wymierzył, ugodził w paiżę
[288],
Bez skutku, a sam od niej tak beł uderzony,
Że na ziemię wnet z siodła wypadł, ogłuszony.
127
1
Barzo królewicowi to beło niemiło,
Któremu się to przedtem nigdy nie trafiło,
Który inszych tak wielu zbił z koni w potrzebie
I zawsze to za wielką hańbę miał u siebie;
5Stał żałosny, do ziemie spuściwszy źrenice,
Tem więcej, kiedy wspomniał na swe obietnice,
Na obietnice, które takie były, aby
Nigdziej nie odstępował złej, mierzionej baby.
128
1Marfiza się do niego wróci w onej dobie
I rzecze mu, śmiejąc się: »Trzymajże ją sobie,
»A im ją być piękniejszą widzę i najduję,
»Tem się więcej, że twoją zostawa, raduję.
5»Ty miasto mnie jej odtąd będziesz bojownikiem,
»Ty obrońcą w przygodzie, w drodze przewodnikiem
»Z tej umowy, która się między nami stała,
»Abyś ją tam prowadził, kędy będzie chciała«.
129
1Nie czeka odpowiedzi, ale konia kole
I bieży dobrem cwałem do lasa przez pole.
Zerbin, który rozumiał, że to rycerz jaki,
Mówi do starej baby: »Niech wiem, kto to taki?«
5Zła, niecnotliwa baba, co dobrze wiedziała,
Że się stąd miał barziej gryźć, tak odpowiedziała:
»Nie rycerz to, masz wiedzieć: dziewica to była,
»Która z tobą goniła i z konia cię zbiła.
130
1»Ta kopiej i tarcze i zbroje używa
»Jako inszy żołnierze; w ten kraj, sławy chciwa,
»Niedawno aż od wschodu słońca przyjachała,
»Aby się z francuskiemi pany skosztowała«.
5Zerbin stąd tak sromotę niewymowną czuje,
Że nie tylko twarz wstydem rumianem farbuje,
Ale tak się w sobie gryzł i tak się frasował,
Iż ledwie się sam wszytek krwią swą nie farbował.
131
1Wsiada na koń, żałosny i ufrasowany
O to, że lepiej konia nie ściskał kolany.
Śmiejąc się sama w sobie, baba nie przestawa
Drażnić go i więtszej mu żałości przydawa,
5Wspomina mu umowę i ślub obiecany.
Zerbin, który zna, że jej jest obowiązany,
Spuszcza uszy, jako koń utrudzony z drogi,
Co ma w gębie wędzidło, u boku ostrogi.
132
1I wzdychając zbyt ciężko, sam mówi do siebie:
»Jakiż to, o fortuno, frymark zły u ciebie!
»Wzięłaś mi tę, co wiecznie ze mną mieszkać miała,
»Z którą gładkość na świecie żadna nie zrównała,
5»A tęś mi, abyś się mnie natrapiła jeszcze,
»Na moję więtszą żałość dała na jej miejsce;
»Lepiej beło daleko w pierwszej szkodzie zostać,
»Niż frymarku tak barzo nierównego dostać.
133
1»Ta, co równia
[289] nie miała urodą, gładkością,
»Obyczaj mi pięknemi, cnotą i wdzięcznością,
»Utopiona na morzu — niestetyż mnie! — ryby
»I głodne swojem ciałem pasie wieloryby!
5»A tej, co już miała być dawno roztoczona
»Od robaków pod ziemią i w proch obrócona,
»Dwadzieściaś lat, niż trzeba, więcej przyczyniła,
»Abyś mię w żałość więtszą i w mękę wprawiła!«
134
1Tak w on czas mówił Zerbin i tak się frasował
I postawą nie mniejszą żałość ukazował
Z onej swojej zdobyczy nowo nalezionej,
Aniż z swojej kochanej dziewki utraconej.
5Baba, która Zerbina przedtem nie widziała,
Z tych mów, które od niego na on czas słyszała,
Postrzegła, że to ten beł, o którem czas pewny
Od pięknej galicyjskiej słyszała królewny
[290].
135
1Szła na on czas, jeśliście tej nie zapomnieli
Historyej, którąście niedawno słyszeli,
Z jaskiniej, w której po swem miłem w narzekaniu.
Izabella u zbójców była w poimaniu;
5Nie raz, nie dwa i nie trzy jej więc powiadała,
Jako z miłej ojczyzny od ojca zjachała
I jako się beł okręt z nią rozbił, a ona
U Rocelle na bacie była wysadzona.
136
1
Tak dobrze Zerbinowę twarz wymalowała,
Tak jego obyczaje babie opisała,
Że teraz, kiedy mu się z blizka przypatrzyła
I słyszała go mówiąc
[291], tem go osądziła,
5Dla którego w jaskiniej ustawnie wzdychała
Izabella, co o to barziej narzekała,
Że swojego miłego Zerbina straciła,
Niż o to, że u zbójców w poimaniu była.
137
1Baba słuchając w on czas Zerbinowej mowy,
Kiedy ciężko narzekał żałosnemi słowy,
Widziała, że rozumiał, że jego zginęła
Izabella i w morzu pewnie utonęła;
5I aby mu pociechy nie dać, choć wiedziała
O wszytkiem, ni o czem mu powiedzieć nie chciała;
Z tem się, co mu ma przynieść radość, nie odzywa,
A to tylko, z czego ma żal wielki, odkrywa.
138
1»Słuchaj — pry
[292] — co to sobie szydzisz i szpaczkujesz
[293]
»I ze mnie sobie żarty i śmiechy najdujesz,
»Byś to wiedział, co ja wiem o twej ulubionej,
»Której ty co dzień płaczesz, jako już straconej,
5»Bełbyś krótszy
[294]; lecz wolę, że mi utniesz szyję
»Albo mię w sztuki zrąbiesz, niż ci to odkryję;
»Gdzie, kiedybym u ciebie w szanowaniu była,
»Wszytkobym ci to była podomno odkryła«.
139
1Jako złajnik
[295], który się na złodzieja miece
I od wielkiego gniewu ledwie się nie wściecze,
Uspokoi się zaraz i gniewy porzuci,
Skoro mu trochę chleba lub sera podrzuci:
5Tak się szocki królewic udał do pokory
I gniewy swe ubłagał
[296] i porzucił spory,
Pragnąc, aby mu wszytko wyraźnie odkryła,
O czem mu trochę tylko baba natrąciła.
140
1I łagodnemi słowy, pełen wielkiej trwogi,
Przez ludzie ją, przez wszytkie poprzysięga bogi
I prosi jej pokornie, aby powiedziała,
Lubo źle lubo dobrze, co o niej wiedziała.
5»Nie usłyszysz nic — powie baba niecnotliwa —
»Czembyś się miał ucieszyć; to rzecz nieprawdziwa,
»Aby miała utonąć: Izabella żywię,
»Ale tak, że umarłem zajźrzy niewątpliwie.
141
1»W tych dniach, jakoś nic o niej nie słyszał, bez mała
»Nie dwudziestom się w ręce nieboga dostała;
»Co mniemasz, co rozumiesz, jeśli jej dostaniesz,
»Jeśli przydzie do ręku, jako ją zastaniesz?«
5O mierziona, plugawa babo! czemu żujesz
[297]
O cnej dziewce i szczere fałsze wynajdujesz?
Sama wiesz, że choć w ręku u dwudziestu była,
Mieszkając tam, czystości swej nie utraciła.
142
1Pytał jej cny królewic, kędy ją widziała
I jako dawno, ale nie odpowiedziała
I nie chciała kłamliwa i zła białogłowa
Do swojej pierwszej mowy przyczynić i słowa.
5Pierwej z nią mów łagodnych używał i prośby,
Potem jej groził szyję uciąć; ale groźby
I prośby próżne beły: tak się usadziła,
Tak uparła, że słowa ani przemówiła.
143
1
A widząc, że onego szpetnego stworzenia
Nie mógł pożyć, uciekł się Zerbin do milczenia;
Ale się tak o ono, co słyszał, frasował,
Że sercu swemu w piersiach miejsca nie najdował.
5Tak swej dziewki, o której ustawicznie myślił,
Pragnął szukać, żeby się dla niej nie rozmyślił
Skoczyć w najwiętszy ogień; ale żadną miarą
Nie mógł przed oną sprosną czarownicą starą.
144
1
Wie, co przyrzekł Marfizie, i tak to przez lasy,
To przez góry, gdzie chciała, jachał w one czasy.
Ale ani do siebie słowa przemówili
Ani na się wejźrzeli, aż w drodze trafili
5Rycerza o tej dobie, kiedy południowi
Słońce tył obróciwszy, szło ku wieczorowi;
Ten jem przerwał milczenie ono — ale o tem
W drugiej pieśni odemnie usłyszycie potem.
Koniec pieśni dwudziestej.
XXI. Pieśń dwudziesta pierwsza
Argument
1
Aby bronił Gabryny, podobnej do żmije,
Wielką złością Zerbin się pojedynkiem bije;
I tak dla onej sprosnej maszkary raniony
Hermonid spadł na ziemię, z siodła wysadzony;
5Który potem powiada wszytkie Zerbinowi
Obrazy przeciwko niej swe królewicowi,
Skąd ją ma w nienawiści więtszej; wtem się wraca
I konia tam, gdzie słyszy krzyk wielki, obraca.
Allegorye
1W tej pieśni dwudziestej pierwszej i wszędzie, gdzie jeno mówi o niepobożnej Gabrynie, jest przykład złej i niecnotliwej niewiasty, która żadnem dobrodziejstwem zwyciężona być nie może. W Filandrze zasie mamy przykład prawdziwego i szczerego przyjaciela i jeśliby kto widząc, jak Filander niesłusznie cierpi więzienie od przyjaciela Argeusa, i potem, jak otruty od niecnotliwej baby, wpadł w jaką wątpliwość o sprawiedliwości i opatrzności Bożej, ten niechaj raczej stąd się w tem utwierdzi, że jest drugi żywot po śmierci ciał naszych, w którem Bóg sprawiedliwy daje godne karanie za złe uczynki i godną nagrodę za dobre tem, którzy jej tu na tem świecie nie odnieśli.
Skład pierwszy
Nie tak mocno ciężkich bel
[298] powrozy ściskają
Ani tak mocno sęki drzewa się trzymają,
Jako wiara, kiedy się w człowieku najduje,
5Mocnem węzłem szlachetne serce opasuje.
Stądże starzy inaczej nie opisowali,
Inaczej świętej wiary nam nie malowali,
Jeno w rąbek odzianą
[299]; bo kiedyby miała
Jednę piegę na ciele, szpetnąby została.
2
1
Wiara i słowo ma być zawsze dotrzymane,
Lub tysiącowi zaraz lub jednemu dane
Tak na lesie, na polu ustronnem, w pustyniej,
Daleko od wielkich miast i wsi, tak w jaskiniej,
5Jako na trybunalech, jako przed księgami,
Gdzie się ludzie twardemi wiążą zapisami;
Słowo, gdy je kto komu da, ma być ważniejsze,
Niż przysięgi, zapisy niżli namocniejsze.
3
1Ta wiara i to słowo, od Zerbina dane,
Widzicie, jako było Marfizie trzymane,
Które, jako poważał, lepszego nie mogę
Dowodu naleźć nad ten, że swą własną drogę
5Porzucił w on czas, a z tą jachał, co mu była
Tak, jako wrzód lub jaka choroba niemiła;
Ale więcej w niem mogła jego obietnica,
Niż ta, co go gdzie indziej ciągnęła, tęsknica.
4
1Jużem powiedział, jako niewidomem psował
Serce żalem i jako gryzł się i frasował
O to, że ją miał z sobą, więc jako milczeli,
Jadąc z sobą, i patrzać sobie w twarz nie chcieli;
51tom powiedział, jako beło rozerwane
Ich milczenie, gdy Febus koła spracowane
Ostatnie ukazował światu, od jednego,
Co je na drodze potkał, rycerza błędnego.
5
1
Zarazem beł od baby on rycerz poznany,
Hermonides, który tarcz wszytkę uczernioną,
A na niej za herb poprzek strefę miał czerwoną.
5Poznawszy go, pierwszy gniew i pychę złożyła
I mową i postawą pokornie prosiła
Zerbina, aby się jej ziścił w obietnicy,
Którą świeżo uczynił walecznej dziewicy.
6
1
On rycerz beł jej w głowę i jej narodowi
[302]
Nieprzyjaciel, jako to potem Zerbinowi
Powiedziała; ojca jej zabił niewinnego
I brata, krom którego nie miała inszego;
5Potem na to się udał, na to się usadził,
Aby ostatek tej krwie zgubił i zagładził.
»Nie bój się, nie lękaj się!« — Zerbin do niej rzecze —
»Pókiś jest w mojej straży i w mojej opiece«.
7
1
Skoro się Hermonides w sprosnej i brzydliwej
Twarzy z blizka obejźrzał baby niecnotliwej,
Zawoła na Zerbina fukliwemi słowy:
»Albo się bij albo tej odstąp białejgłowy,
5»Aby tak, jako godna, jako zasłużyła,
»Od moich ręku żywot brzydki położyła;
»Chceszli się bić, zabiteś, jako co za krzywą
[303]
»I za rzecz się ujmujesz zbyt niesprawiedliwą«.
8
1
On ludzkie
[304] odpowiada Hermonidesowi,
Że to jest podła żądza, że się rycerzowi
Takiemu, jako on beł, nie godzi na zdrowie
Stać, lubo zła lubo dobra, żadnej białejgłowie;
5A że gotów, jeśli być nie może inaczej,
Bić się z niem, jednak radził, aby tego raczej
Zaniechał, ponieważby wielkiej się nabawił
Hańby, gdzieby niewieścią krwią ręce splugawił.
9
1Tak w on czas mówił Zerbin; ale to nie miało
Miejsca, owo do rzeczy zgoła przyść musiało.
A skoro z ogromnemi drzewy zajachali,
Koniom przeciwko sobie wodze
[305] wypuszczali.
5Jako więc wypadają w tryumfy puszczone
Albo w jakie wesele race zapalone,
Z takiem w on czas ich konie pędem wypadały
I tak od zajachanych kresów wybiegały.
10
1
Hermonides poniżył i jako wymierzył,
W prawy bok królewica przez paiż
[306] uderzył;
Ale się słabe drzewo w trzaski zgruchotało
Tak, że nieobrażony Zerbin został cało.
5Drugiego uderzenie daremne nie było
I tarcz sobie przeciwną drzewem przepędziło
Tak, że na drugą stronę przez prawą przebity
Łopatkę Hermonides spadł, z siodła wybity.
11
1
Mniemając, że go zabił, litością zmiękczony,
Skoczył śpiesznie królewic z konia z lewej strony
I odkrył mu z szyszaka twarz bladą, skoczywszy.
Hermonides tak, jako ze snu ocuciwszy
[307],
5Długo w niem utopiony wzrok trzymał bez mowy;
Potem język rozwiązał i rzekł temi słowy:
»Nie żal mi, żem od ciebie w boju pokonany,
»Bo widzę, żeś jest rycerz jakiś zawołany.
12
1
»Tego dziwnie żałuję, iż za sprawą jednej
»Białejgłowy zażywam tej boleści biednej,
»Której żeś jest rycerzem, nie przystoi tobie:
»Raczej zimny grób zaledz miałeś życzyć sobie.
5»Bo gdybyś wiedział sprawę, która mnie pod wodzi
»Na pomszczenie i z której przyczyny się rodzi,
»Nie jenobyś odpuścił gniewowi słusznemu,
»Alebyś jeszcze pomógł sam ukrzywdzonemu.
13
1
»I jeślić tę będę mógł sprawę — bo co wiedzieć,
»Jeśli żywy zostanę — wszytkę wypowiedzieć,
»Pokażęć to na oko, że ta czarownica
»Wierutna jest niecnota, zdrajczyna
[308], złośnica.
5»Miałem brata jednego, który w swej młodości
»Z Olandy
[309], gdzie ojczyste mamy majętności,
»Wyjachał i rycerzem beł od Heraklego
»Uczyniony, na on czas cesarza greckiego.
14
1
»Gdzie potem przyjacielem serdecznem jednemu
»Został dworzaninowi niedługo zacnemu,
»Który miał jeden zamek mocny w serbskiej ziemi,
»Obronny, opasany murami dobremi,
5»Nakoło miał wysoki parkan i wał nowy.
»Argeus
[310] beł nazwany mąż tej białejgłowy,
»Którą on tak serdecznie, tak z dusze miłował,
»Że w tej mierze z przystojnych kresów występował.
15
1
»Ale zła, niecnotliwa żona obrotniejsza,
»Powienniejsza
[311], niestalsza i niestateczniejsza,
»Niżli od wiatru liście bite, kiedy lasy
»Sucha jesień odziera i mróz z pierwszej krasy,
5»Serce, które do męża była obróciła
»Zrazu czas jakikolwiek, prędko odmieniła
»I ze wszytkiem staraniem na to się udała,
»Aby za miłośnika brata mego miała.
16
1
»Nie tak Akrocerauńskie niepożyte skały
[312]
»Mocno stoją, kiedy w nie biją morskie wały,
»I nie tak wielka sośnia odpiera srogiemu
»Na Krępakowej górze wiatrowi wściekłemu,
5»Sośnia
[313], która tak korzeń ma w ziemi głęboko,
»Jako wierzch rozłożysty podnosi wysoko:
»Jako odpierał, jako stał mocny, surowy
»Brat na zapamiętałej żądze białejgłowy.
17
1
»A jako się śmiałemu trafia i przydawa,
»Który szuka hałasu, a też go dostawa,
»Raniono było brata onego mojego
»Niedaleko od zamku Argeusowego;
5»Gdzie on, choć nie wezwany, często przemieszkiwał,
»Lubo doma Argeus bywał lub nie bywał.
»Tam sobie odpoczynąć myślił onej doby,
»Ażby rany podgoił i wstał zdrów z choroby.
18
1
»A wtem Argeus, w domu zostawiwszy żonę,
»Dla pewnej swej potrzeby jachał w cudzą stronę.
»Zarazem niewstydliwa z bratem mojem mówić
»Poczęła, chcąc go na zły uczynek namówić;
5»Ale on, który nie chciał u boku swojego
»Dłużej mieć ani cierpieć bojca tak ostrego,
»Przyjaźni Argeowi dotrzymać umyślił
»I z dwojga złego mniejsze obrać się namyślił,
19
1
»Które było, aby swej tak dawnej zaniechał
»Przyjaźni z Argeusem i stamtąd odjechał
»W tak daleki kraj, żeby o niem nie wiedziała
»Zła niewiasta i o niem więcej nie słyszała.
5»Ciężka mu się to zdała, ale już tak wolał,
»Aby na złej niewiasty żądze nie pozwolał
»I żeby zaś nie musiał tego Argeowi,
»Co ją z serca miłował, odkryć, jej mężowi.
20
1»Tak nie do końca jeszcze dobrze ozdrowiawszy,
»W świetną się swoję zbroję zwyczajną ubrawszy,
»Jachał z zamku, mając w tem umysł utwierdzony
»Nie wracać się, póki żyw, nigdy do tej strony.
5»Ale mu zła fortuna tego zabroniła
»I dobre jego żądze wniwecz obróciła.
»Mąż się wtem z drogi wraca i srodze płaczącą
»W domu żonę zastawa i narzekającą,
21
1
»Twarz upłakaną, włosy roztargane miała.
»Pyta jej, o co się tak barzo frasowała,
»A pyta nie raz, nie dwa, niż mu odpowiada,
»Niż mu przyczynę smutku swojego powiada,
5»Na to się nasadziwszy, aby się pomściła.
»Nad tem, od którego tak pogardzona była;
»A właśnie tak przystało jej niestateczności
»Odmienić w nagłe gniewy chęci i miłości.
22
1
»»Nakoniec, czemu grzech swój pokrywam — mówiła —
»»Któregom w niebytności twej się dopuściła?
»»Bo choćbym go przed wszytkiem światem chciała taić,
»»Sumnieniu go mojemu nie mogę utaić;
5»»Bo dusza, która w brzydkiem grzechu się najduje,
»»Taki żal i pokutę taką w sobie czuje,
»»Żebym najwiętsze męki na ciele wolała
»»Cierpieć i prędzejbym je podomno wytrwała.
23
1
»»Wiedz i ty o tem grzechu, jeśli zwać możemy
»»Grzechem, co poniewolnie i przez gwałt czyniemy,
»»A potem zaraz mieczem twem nieuproszonem
»»Rozdziel niewinną duszę z ciałem splugawionem
5»»I zawrzy mi, proszę cię usilnie, na wieki
»»Z twoich ręku bez wszelkiej litości powieki,
»»Abych ich ustawicznie nizko nie trzymała
»»I abych się wszytkiego świata nie sromała.
24
1»»Twój towarzysz tak dawny, tak wielki, któremu
»»Takeś ufał, gwałt ciału uczynił mojemu;
»»I bojąc się, abyś się tego dowiedziawszy
»»Odemnie, nie mścił na niem, jachał nie żegnawszy«.
5»Temi słowy złośliwej i przewrotnej żony
»Tak beł przeciwko bratu jej mąż zakrwawiony,
»Że zaraz jachał za niem, aby go dogonił
»I zabił, lubo mu się bronił lub nie bronił.
25
1»I jako ten, co kraju onego świadomy
»I wszytkich dróg i ścieszek prostych beł wiadomy,
»Brata, który beł chory i pomału jachał,
»Powolej jadącego niedługo dojachał
5»I na ustronnem miejscu na niego się rzuca;
»On niewinności swojej pilnie go naucza,
»Wywodząc mu, że tego nie winien uczynku,
»Ale próżno; koniecznie chce z niem pojedynku.
26
1
»Jeden beł zdrowy, duży i zbyt rozgniewany,
»Drugi chory i słaby z niezgojonej rany,
»Tak, że się mało bronić mógł Argeusowi,
»Teraz głównemu swemu nieprzyjacielowi;
5»I tak nędzny Filander
[314] niegodny onego
»Nieszczęścia — to jest imię mego rodzonego,
»O którem ci powiadam — w boju pokonany,
»Od Argeusa w on czas został poimany.
27
1»»Nie daj Boże, aby mię na to podwieść miała
»»Żałość i krzywda, co mię od ciebie potkała,
»»Abym cię, jakoś godzien, miał zabić, którego
»»Miłowałem serdecznie od czasu dawnego,
5»»Chociaś mi to źle oddał — tak Argeus bratu
»»Mówi — ale pokazać chcę wszytkiemu światu,
»»Że jakom beł w miłości szczerszy i w przyjaźni,
»»Takem i teraz nad cię lepszy w nieprzyjaźni.
28
1»»I acześ
[315] tego godzien, abym cię tu raczej
»»Gardłem skarał, ale cię karać chcę inaczej«.
»To rzekszy, dał z gałęzi mary na koń włożyć
»I na nich nieszczęsnego młodzieńca położyć.
5»Tak beł, na poły martwy, do zamku niesiony
»I do wieże oddany i na dno wsadzony,
»Na więzienie, póki żyw, od niego skazany,
»Złej niewiasty potwarzą szczerą pokonany.
29
1»Tak jednak siedział, że krom odjętej wolności,
»Że nie mógł nigdziej wyniść, wszytkie sposobności
»I wszytkie miał dostatki; wszyscy go słuchali,
»Wszyscy, co chciał — tak kazał Argeus — czyniali
[316].
5»Ale chcąc po staremu zła żona swojemu
»Zamysłowi uczynić dosyć bezecnemu,
»Częstokroć do więzienia do niego chodziła,
»Od którego złośnica klucz sama nosiła.
30
1»I śmiałości, niż przedtem, więtszej używała
»I ustawicznie brata mojego gabała
[317].
»»Coć — mówi do Filandra — ta twoja, nieboże,
»»Wierność przeciw mojemu mężowi pomoże?
5»»O, jako cię wysokie czekają zdobyczy,
»»Jako wielkie tryumfy, kiedy niewolniczy
»»Żywot musisz prowadzić, kiedyć urągają
»»Jako zdrajcy i wszyscy za tego cię mają!
31
1»»Jakoby to z twem lepszem i uczciwem było
»»Uczynić dla mnie chętnie to, co się mówiło!
»»Barzo tak dobrze na cię, że ato nagrodę
»»Masz swojego uporu, straconą swobodę?
5»»Jesteś teraz w więzieniu i bez wątpliwości
»»Wiecznie będziesz, jeśli swej nie zmiękczysz twardości;
»»Jeśli mi też będziesz chciał kwoli być, ja sprawię,
»»Że cię z więzienia, że cię z osławy wybawię«.
32
1
»Odpowie jej: »Darmoś się na to nasadziła:
»»Ja chcę, aby jaśniejsza wiara moja była
»«Niżli słońce, choć taką w jasnej niewinności
»»Nagrodę mam przeciwko wszelakiej słuszności.
5»»Niechaj mi urągają, byle mi sowito
»»Po śmierci Bóg, któremu nic nie jest zakryto,
»»Nagrodził to i każdy znał, że bez przyczyny
»»Wszytko cierpię i okrom żadnej mojej winy.
33
1»»Jeśli ma mało na tem Argeus gniewliwy,
»»Niechaj mi zaraz weźmie ten żywot brzydliwy;
»»Bo za to, da Bóg, w niebie nagrodę odniosę,
»»Że za dobry uczynek karanie ponoszę.
5»»Może być, że Argeus obaczy się potem,
»»Kiedy się duch rozdzieli z tem przykrem żywotem,
»»I postrzegszy się w swojej omyłce i błędzie,
»»Zmarłego towarzysza nieraz płakać będzie«.
34
1»Tak co raz zła niewiasta Filandra gabała
»I co raz się bez skutku od niego wracała.
»Ale jej ślepa żądza, która po staremu
»Chce dosyć zamysłowi czynić niezbożnemu,
5»Na pamięć sobie grzechy swe dawne przywodzi
»I uważa, jeśli się z nich który przygodzi
»Do teraźniejszej sprawy; o tysiącu myśli
»Sposobów pierwej, niż się na który namyśli.
35
1»Pół roka całe, jako u niego nie była,
»Co przedtem ustawicznie do niego chodziła,
»Że Filander rozumiał, że dawnych przestała
»Swych zamysłów i więcej o niego nie dbała.
5»Ale fortuna właśnie, jakoby na zmowie,
»Użyczyła pogody chytrej białejgłowie,
»Że koniec z pamiętnem złem dała niezbożnemu
»Zamysłowi, na straszny grzech odważonemu.
36
1»Wielką z dawna nieprzyjaźń i niepojednany
»Zaciąg miał pewny szlachcic, Morandus nazwany,
»Z jej mężem i w niebytność jego tak beł śmiały,
»Że na przepych
[318] pojeżdżał aż pod same wały;
5»Ale kiedy beł doma, do zamku onego
»Nie przybliżyłby się beł Argeusowego
»Na dwie mili. On zmyśla, że uczynił Bogu
»Ślub iść do Jeruzalem, do świętego grobu.
37
1»I od wszytkich widziany, jawnie jedzie z domu
»I głosy o tem wszędzie puszcza, a nikomu
»Nie powierza się tego, okrom samej żony,
»O jej wierze ku sobie będąc upewniony;
5»I wraca się do domu, gdy mrok świat okrywa,
»I w nocy zawsze, we dnie nigdy w niem nie bywa;
»I z odmiennemi znaki, gdy świt wstaje rany,
»Wyjeżdża, od nikogo, z domu, nie widziany.
38
1
»Około zamku jeździ w te i owe strony,
»Aby tak nieprzyjaciel beł ubezpieczony,
»I potem oszukany jego niebytnością,
»Podjeżdżał, jako beł zwykł, z tem większą śmiałością.
5»We dnie się w lesie kryje i tai na stronie,
»A skoro Febus w morze wpędzi rącze konie,
»Wraca się zaś do domu po cichu, od żony
»Tajemną fórtą tyłem do zamku puszczony.
39
1
»Wszyscy sądzą, krom żony, że Argeus jachał
»I że mil kilkadziesiąt od domu ujachał.
»Ona wtem upatrzywszy czas prawie pogodny,
»Do brata mego przydzie, uczynek niegodny
5»Chcąc popełnić, i twarz łzą zmyśloną oblewa
»I daje znać, że z żalu wrzkomo nie omdlewa.
»»Kto mię, prze Bóg! ratuje — tak bratu mówiła —
»»Żebym sławy i mej czci wiecznie nie straciła?
40
1»»Nie tylko mojej, ale i męża mojego,
»»Który by tu beł teraz, uszłabym wszytkiego.
»»Znasz Moranda i wiesz to, jako postępuje,
»»Kiedy w domu małżonka mojego nie czuje;
5»»Ten, patrz, co mi wyrządza: co raz to prośbami,
»»To na mię surowemi naciera groźbami
»»I moich naprawuje, abym się skłoniła
»»I na jego nieczyste żądze pozwoliła.
41
1»»Iż wie, że mąż precz jachał i tak prędko z drogi
»»Wrócić się swej nie może, urosły mu rogi
»»I tak się zstał zuchwały i śmiały, że wczora —
»»Jakie to bezpieczeństwo
[319] jego! — wszedł do dwora.
5»»Ale przy Argeusa mojego bytności
»»Nigdyby serca, nigdy nie miał z to śmiałości
[320]
»»I owszemby omijał — znasz dobrze człowieka —
»»Na trzy mile i więcej te mury z daleka.
42
1»»I o to, czego przedtem przez posły chciał po mnie,
»»Śmiał mię sam w oczy prosić; i już beło o mnie
»»Barzo źle, bo w tem takiej używał śmiałości,
»»Żem mało nie odniosła wielkiej zelżywości.
5»»I jeno, żem go słowy pięknemi zbywała
»»I na jegom pozwolić żądze obiecała,
»»Gwałtemby beł otrzymał i wziął poniewolnie
»»To, co sobie mieć tuszył z mych słów dobrowolnie.
43
1»»Prawda to jest, żem mu być kwoli obiecała;
»»Nie dlatego, abym mu słowa dotrzymała,
»»Ale żebym mu mogła zbronić takiem kształtem
»»Tego, coby beł sobie mógł w on czas wziąć gwałtem.
5»»W tem złem razie, krom ciebie, nikt mi nie pomoże,
»»Inaczej nie tylko ja na czci — żal się Boże! —
»»Ale i mój małżonek szwank weźmie, którego
»»Miłujesz, jako mawiasz, nad siebie samego.
44
1»»Jeśli mię nie ratujesz, twierdzę z każdej miary,
»»Że tej, którą się chlubisz, niemasz w tobie wiary;
»»Nie wzgląd na Argeusza żaden to sprawował,
»»Którąś mi się ty tarczą zawżdy zastawo wał,
5»»Że u ciebie wzgardzona była prośba moja,
»»Ale srogość i hardość i nieludzkość twoja;
»»I co tego nie mógł nikt wiedzieć, teraz wszędzie
»»Moja niecześć
[321] po świecie rozgłoszona będzie.
45
1»»Niepotrzeba tak długiej — brat rzecze — przemowy:
»»Dla mego Argeusza jam wszytko gotowy
»»Uczynić, jeno niech wiem, czego chcesz, bo jaki
»»Byłem zawsze, tak teraz, chcę mu być jednaki.
5»»I chocia to, co cierpię, cierpię bez winności,
»»Nie chcę go w tej winować niesprawiedliwości
»»I owszem pójdę na śmierć chętnie kwoli jemu
»»Przeciw memu losowi i światu wszytkiemu.
46
1
»»Tego — pry
[322] — chcę, co mi cześć moja rozkazuje,
»»Abyś tego zniósł, co mi na nię następuje;
»»A nie bój się, bo cię w tem ubezpieczyć mogę,
»»Żeć do tego ukażę niepochybną drogę.
5»»Obiecał się dziś do mnie, gdy mrok świat okryje,
»»Jako trzeba, kiedy w noc zegar trzecią bije
[323];
»»I ma znak umówiony i hasło odemnie,
»»Za którem go do siebie mam puścić tajemnie.
47
1»»Ty nie tęskni i próżny wszelakiego strachu
»»Bez świece i bez światła czekaj w mojem gmachu
»»Dotąd, aż ci ode mnie wpół nagi
[324] oddany
»»I z jasnej będzie zbroje swojej rozebrany«.
5»Taką sztukę nad mężem swojem wyprawiła,
»Aby tylko nieczystej żądzej dogodziła
»Zła żona, jeśli tę zwać słusznie może
[325] żoną,
»A nie jędzą, dopiero z piekła wyprawioną.
48
1
»Skoro noc nastąpiła, z wieże wywiedziony
»Filander, dobrą bronią od niej opatrzony,
»Czekał, nie objawiony w komorze nikomu,
»Tak długo, aż Argeusz wrócił się do domu.
5»Zstało się, jako chciała, bo rzadko chybiają,
»Rzadko złe rady skutku swojego nie mają:
»Zabił brat Argeusza, krótko powiadając,
»Że nie Argeusz, ale Morand beł, mniemając.
49
1
»Uciął mu szyję z głową do jednego raza,
»Bo hełmu i żadnego na sobie żelaza
»Nie miał; tak gorzki koniec beł Argeuszowy
»Z przyczyny niecnotliwej tej, złej białej głowy.
5»Ten go zabił, co o tem nie myślił i czemu
»Nigdyby beł nie wierzył, i ten, co miłemu
»Pomóc — o, rzadki przykład! — chcąc towarzyszowi,
»Uczynił to, co czynią nieprzyjacielowi.
50
1
»Skoro nieszczęsny poległ Argeusz nieznany,
»Filander miecz Gabrynie oddał krwią spluskany —
»Tak zową te łotrynią, co się urodziła
»Na to tylko, aby źle niecnota czyniła —
5»Co do tej doby zawsze o prawdzie milczała,
»Filandrowi iść z świecą kazała do ciała
»I tak mu ukazuje srodze zabitego
»Męża a towarzysza jego tak miłego.
51
1
»Potem mu pocznie grozić, jeśli nie pozwoli
»Na jej nieczyste żądze, jeśli umrzeć woli,
»Że on mord wszytkiej swojej czeladzi objawi,
»Którego się nie może zaprzeć, i to sprawi,
5»Że będzie jako zdrajca i zbójca skarany
»I na śmierć z jego wieczną sromotą podany,
»Przypominając często w onej swojej mowie,
»Aby dbał o uczciwe, gdy nie dba o zdrowie.
52
1»Skoro swój błąd obaczył Filander strapiony,
»Wielkiem żalem na smutnem sercu przerażony,
»Pierwszą tkniony wściekłością, zabić ją zamyślał,
»I chwilę przywątpliwszy, na to się namyślał;
5»I jeno, że mu rozum wystawił na oczy,
»Że beł w nieprzyjacielskiem domu bez pomocy
»I bez broni, wielkiemi ujęty gniewami,
»Kąsałby ją beł w sztuki podomno zębami.
53
1
»Jako okręt na morzu wielkiem w niepogody,
»Gdy przeciwne dwa wiatry biją słone wody,
»Który, gdy go od siebie jeden gwałtem pędzi,
»Drugi go zaś do kresu pierwszego przypędzi,
5»I od sztaby do rufy
[326] od obu miotany,
»Od możniejszego bywa nakoniec pognany:
»Tak Filander w dwu myśli społem rozdwojony,
»Na on czas na mniej gorszą został odważony.
54
1
»Wie, jeśli się zamkowej czeladzi odkryje
»Mężobójstwo i on mord, że pozbędzie szyje;
»Lecz to mniejsza, bo na śmierć poszedłby ochotny,
»Ale go boli koniec szpetny i sromotny.
5»Czasu nie ma, aby się namyślił powolej,
»I tak musi pić gorzki kielich poniewolej;
»Na ostatek więcej mógł strach w myśli troskliwej,
»Niż gniew i upor na śmierć niewiasty złośliwej.
55
1»Onej śmierci sromotnej tak w niem beł strach tęgi
»Że nie jednę i nie dwie i nie trzy przysięgi,
»Ale tysiąc uczynił być kwoli Gabrynie,
»Żeby zdrów mógł uść stamtąd w onejże godzinie.
5»Zła niewiasta nieczystem żądzom koniec dała
»I z zamku z niem pospołu cicho ujachała.
»Tak się Filander wrócił z nią do Olandyej,
»Zostawiwszy po sobie złą sławę w Grecyej.
56
1»Ale mu w sercu został stroskanem wyryty
»Jego miły przyjaciel, tak głupie
[327] zabity,
»Za którego na swój żal i wielką tęsknicę
»Frymarkiem wziąć Medeą musiał okrutnicę;
5»I jeno, że go wielka przysięga trzymała,
»Zabiłby ją beł pewnie, bo go tak mierziała,
»Tak się ją barzo brzydził, zostawszy jej mężem,
»Jako jaką gadziną albo jakiem wężem.
57
1»Nikt nie widział, aby się miał śmiać; wszytkie słowa
»Żałosne, każda była smętna jego mowa.
»Wzdychał zawsze, od żalu tak opanowany,
»Że z niego beł Prestes własny, na przemiany
5»Od piekielnych jędz biczem sieczony troistem,
»Kiedy matkę swą zabił pospołu z Egistem,
»Mając mord popełniony ustawnie przed sobą,
»Że nakoniec legł, wielką złożony chorobą.
58
1
»Kiedy zła nierządnica potem obaczyła,
»Że była Filandrowi brzydka i niemiła,
»Pierwszej chęci i pierwszej płomienie miłości
»Obraca w gniew, w nienawiść i w srogie wściekłości
5»I takie serce bierze przeciw Filandrowi,
»Jakie miała na on czas przeciw Argeowi:
»Chce i myśli koniecznie tak, jako pierwszego,
»Zgładzić z świata i tego małżonka drugiego.
59
1
»I nalazła doktora prawie do tej sprawy
»Sposobnego, łakomcę, co z cudzej naprawy
»Lepiej ludzie zabijać umiał truciznami,
»W czem beł mistrzem, niżli je leczyć syropami.
5»Niedługo się okrutna jędza targowała
»I więcej jeszcze, niż chciał, dać mu obiecała,
»By tylko tak on trunek lekarski przyprawił,
»Żeby jej niewdzięcznego Filandra pozbawił.
60
1»I jam sam beł i inszych ludzi wiele przy tem,
»Kiedy doktor z napojem przyszedł jadowitem,
»Zalecając lekarstwo swoje, że skoroby
»Wypił je, miał wstać prędko Filander z choroby.
5»Wtem Gabryna na zdradę udała się nową
»Pierwej, niż mąż receptę wypił doktorową,
»Aby tego, co to sam mógł wiedzieć, straciła,
»Abo żeby umownej summy nie płaciła.
61
1»»Prawie w ten czas, gdy kubek dawał Filandrowi,
»»Zawściągnąwszy mu rękę, rzekła doktorowi:
»»Nie dziwuj się, że się bać o małżonka muszę,
»»Którego tak miłuję, jako własną duszę;
5»»I dla tego wolę być pewna, że tem twojem
»»Nie zawadzisz mu barziej jakiem złem napojem.
»»Przeto lepiej, doktorze, że go wprzód skosztujesz,
»»A dopiero uwierzę, że go nie zepsujesz«.
62
1
»Co rozumiesz, jako beł starzec pomieszany,
»W onem niebezpieczeństwie tak nagłem zastany!
»Czas go krótki tak ścisnął barzo w onej dobie,
»Że się nie mógł namyślić, co miał obrać sobie?
5»Nakoniec, aby nie beł barziej podejźrzany,
»Od Gabryny, co tego chciała, pilnowany,
»Wypił jadowitego napoju dostatek;
»Potem go wziął Filander i wypił ostatek.
63
1
»Jako jastrząb, co w nodze trzyma uchwyconą
»Kuropatwę i już ją chce jeść oskubioną,
»Od nieobyczajnego wyżła bywa zbity
»I pokarm, prędkiem piórem, upuszcza, zdobyty:
5»Tak doktor, na zysk wszytek bezecny udany,
»Nalazł, kiedy nie myślił, wstręt niespodziewany.
»Rzadki przykład łakomstwa i mało wiadomy;
»Bodaj taką zapłatę brał każdy łakomy!
64
1»Sprawiwszy tę robotę lekarz niecnotliwy,
»Porwał się i do domu chciał iść ukwapliwy,
»Aby jakie potężne lekarstwo zgotował
»I już zarażonego serca wskok ratował;
5»Ale go mężobójca
[328] żona zatrzymała
»I od męża chorego odejść mu nie dała.
»»Postój — pry
[329] — aż lekarstwo, surowe z początku,
»»Skutek jaki ukaże, strawione w żołądku«.
65
1
»Kręci się i aby mógł na czas odejść, prosi,
»Lecz żadnego w swej prośbie skutku nie odnosi;
»A czując swą śmierć blizką i już słabe siły
»I jadem zarażone niemal wszytkie żyły,
5»Namyślił się nam, cośmy tam beli, objawić
»Wszytkę rzecz, z której się ta nie umiała sprawić;
»I tak, co inszem często dobry doktor czynił,
»To sobie na ostatek samemu uczynił.
66
1»Taka w on czas doktora potkała zapłata:
»Prędko potem za duszą poszedł mego brata.
»My, cośmy to od starca przez on czas słyszeli,
»Jako żyw beł po bracie, i śmierć ich widzieli,
5»Poimaliśmy ten źwierz srogi w one czasy,
»Sroższy wszytkiego źwierza, co go mają lasy,
»I do więzieniaśmy ją ciemnego oddali
»I na śmierć, jakiej godna, ogniową skazali«.
67
1
Tak mówił Hermonides nie bez utrapienia
I chciał jeszcze powiedzieć, jako się z więzienia
Wykradła, ale nie mógł dla zbyt słabej siły
I dla krwie wypuszczonej z obrażonej żyły.
5Wtem jego dwaj lokaje gałęzie złożyli,
Ucięte tamże w lesie, i nosze zrobili,
Na które go włożyli, jak na jakie mary,
Bo inaczej iść stamtąd nie mógł z żadnej miary.
68
1
Z Hermonidesem Zerbin wymówek używał
I wielką swoję żałość z tego ukazywał,
Że go obraził, kiedy z niem kopią gonił;
Ale to czynił, aby swej baby obronił,
5Tak, jako rycerzowi przystało dobremu,
Wiarę i słowo swoje uważającemu,
Ponieważ beł obiecał, kiedy jej opieka
Nań padła, od każdego bronić jej człowieka.
69
1Ale jeśli do posług jakich go chce użyć,
Aby mu co rozkazał, gotów mu jest służyć.
Hermonides to tylko chce mieć, a nie więcej,
Aby się ze złą rozprzągł niewiastą co pręcej,
5Pierwej, niżli co pocznie przeciw niemu knować,
Czegoby potem nigdy nie mógł wyżałować.
Gabryna w ziemię patrzy w onej ich rozmowie:
»Trudno przeciwko prawdzie« powiada przysłowie.
70
1
Pojachał stamtąd szocki królewic, gdzie chciała,
Gdzie mu zła, niecnotliwa baba rozkazała,
Złorzecząc jej cały dzień, sam w sobie strapiony,
Że dla niej cny jest rycerz od niego raniony.
5Teraz skoro się onych jej niecnót dowiedział
Od tego, który wszytko, jako trzeba, wiedział,
Co się ją przedtem brzydził, co jej nierad widział,
To jej teraz tak, jako węża, nienawidział.
71
1
Patrzyć na nię nie może, lecz niemniej i ona
W złej wolej być od niego nie chce zwyciężona.
Jeśli jej nienawidzi, jeśli jej on łaje,
Ona mu to oboje sowito oddaje;
5Serce jadem nadęte i wściekłością miała,
Która się jej przez oczy i twarz wydawała.
W takiej chęci i w takiej zgodzie onem czasem
Jachali z sobą wespół pewnem wielkiem lasem.
72
1
Wtem wieczorem usłyszą niedaleko drogi
Tenten
[330] jakiś, wołanie, kołat i krzyk srogi
I dźwięki ciężkich razów, nieomylne znaki,
Że tam zwada albo bój beł straszliwy jaki.
5Królewic chcąc się z blizka przypatrzyć wszytkiemu,
Wypuścił w tamtę stronę koniowi rączemu,
Gabryna za niem — ale w drugiej pieśni pocznę
O tem śpiewać, a teraz niech sobie odpocznę.
Koniec pieśni dwudziestej pierwszej.
XXII. Pieśń dwudziesta wtóra
Argument
1
Astolf najduje pałac starego Atlanta,
Psuje zamek i więźnie puszcza; Bradamanta
Z Rugierem się poznawa, od którego zbici
Byli z koni rycerze czterej znamienici,
5Kiedy się z nią pośpieszał pospołu jednego
Wybawić z srogiej śmierci rycerza błędnego,
Który miał być o pewny uczynek spalony;
Pinabella zabija dziewica z Dordony.
Allegorye
1
Ta dwudziesta i wtóra pieśń jest pełna wszędzie pięknych i dziwnych przypadków. Trąba Astolfowa, którą mu Logistylla darowała, ukazuje zwykłą moc swoję przeciwko czarom. Pinabel trwając w swej przyrodzonej złości, postanowia i wnosi niecnotliwy zwyczaj odzierać białegłowy i rycerze, którzy imo jego zamek jeźdżali, gdzie poznany nakoniec od Bradamanty, bierze ostatnie karanie za wszytkie swoje niecnoty. Rugier nie chcąc używać w skutku tarczy uczarowanej, aby stąd nie nabył przygany, zarzuca ją w studnią, gdzie potem siła ludzi ladajakich daremnie szukać jej przychodzi.
1. Skład pierwszy
1
Piękne panny i panie, stwierdzone w stałości,
Co przestawacie tylko na jednej miłości,
Acz wiem, że takich tak jest mało miedzy wami,
Żeby je podomno mógł policzyć palcami,
5Nie przypisujcie tego, proszę, mojej winie,
Żem tak ostry w słowach beł przeciwko Gabrynie,
I jeśli jeszcze muszę jej sprawy złośliwe
Lżąc obmawiać i serce, niecnót różnych chciwe.
2
1
Gniewacie się snać na mię o nię, jako słyszę;
Jam nie krzyw: taka właśnie była, jako piszę,
Ale przeto nie tracą swojej czci cnotliwe
I zacne białegłowy, które nic niekrzywe.
5Że Judasz Mistrza przedał, to namniej Piotrowi
Wadzić nie może ani świętemu Janowi;
I Hipermnestra
[331] w swej czci i chwale została,
Chocia tak wiele złych sióstr i przewrotnych miała.
3
1
Za jednę, co się słusznie gani i szkaluje,
Kiedy ta historya tego potrzebuje,
Sto inszych tak czcić będę i chwalić bez końca,
Że ich cnoty jaśniejsze zawżdy będą słońca.
5Ale się do swej prącej różnej wrócić muszę,
Która się wam podobać będzie, jako tuszę.
Śpiewałem o Zerbinie, który w onem czesie
Skoczył na krzyk i na dźwięk, który słyszał w lesie.
4
1Na ciasną ścieszkę między dwa pagórki wjachał,
Skąd głos słyszał, i tylko mało co ujachał,
Ujźrzał w ciasnej dolinie wtem nieznajomego
Rycerza leżącego, srodze zabitego.
5Kto to był? — powiem potem, a teraz zostawię
Francyą, a do wschodnich krajów się wyprawię
Szukać cnego Astolfa, który się już wracał
Ku domowi i konia na zachód obracał.
5
1
Pomnicie, żem go odszedł i zostawił w mieście
Złych, srogich żon, gdzie rządy kwitnęły niewieście,
I jako stamtąd jachał, napełniwszy srogiem
Strachem gmin wszytek swojem sczarowanym rogiem,
5Więc, jako towarzystwo jego wzniosło żagle
I od brzegu sromotnie ujachało nagle;
Dalej jadąc, powiadam, że koniem nawrócił,
1 do ormiańskiej ziemie stamtąd się obrócił.
6
1Śpieszniej jadąc, za kilka dni beł w Natolijej
[332],
Gdzie się udał gościńcem wielkiem do Brusyej
[333];
Stamtąd kończąc swą drogę, do morza przyjachał,
Przez które przeprawiony do Tracyej jachał;
5Z Tracyej nad Dunajem potem prostą drogą
Przez Węgry, a tak dobrze konia kłuł ostrogą,
Że mniej, niż za dwadzieścia dni, Morawę minął,
Czechy i Frankonią i kraj, gdzie Ren płynął.
7
1
Przejachał przez Ardenny las do Akwisgrany
[334],
Więc potem do Brabantów
[335], gdzie już spracowany
We Flandryej wsiadł w okręt, na morzu tak mocne
I tak potężne wiatry zastawszy północne,
5Że w południe z daleka obaczył Anglią,
Którą starzy pisarze zwali Brytanią;
Dalej koniem tak śpiesznie jachał, że w Londynie
Tegoż dnia o wieczornej właśnie beł godzinie.
8
1Tu słyszy, że król Otton stary cesarzowi
Na pomoc i na odsiecz poszedł Paryżowi
I że za niem przedniejszy wszyscy wyjeżdżali,
Którzy sławę i wiarę świętą miłowali.
5On się zaraz namyśla jachać do Francyej
I w porcie u Tamiza wsiada i z Angliej
Pod pełnemi wyjeżdża skwapliwy żaglami
I do Kalesu każe obracać sztyrami.
9
1Wiatrek, który z początku lekki beł i mały,
Kiedy się okręt puszczał miedzy morskie wały,
Coraz więtszy i coraz potężniejszy wstaje,
Nakoniec tak mocno dmie, że mu szyper łaje;
5Łaje szyper, bo widzi, że okręt wywróci,
Jeśli przeciwko niemu rufy nie obróci.
Bieżą po grzbiecie morskiem rączo prostą drogą,
Gdzie wiatr każe, kiedy iść, tam gdzie chcą, nie mogą.
10
1Raz się w prawą, drugi raz w lewą obracają,
Jako chcą srogie wiatry, co morzem władają;
Na ostatek od lądu idąc w pełnem biegu,
Uchwycili się blizko Rotomagu
[336] brzegu.
5Astolf na Rabikana siodło, na się zbroję
Kładzie, na bok broń zwykłą przypasuje swoję
I w dalszą drogę jedzie, mając on u siebie
Róg, który stał za tysiąc człowieka w potrzebie.
11
1I przyjachał pod wzgórek jeden położysty,
Gdzie obaczył zdrój piękny, jasny, przeźroczysty,
Właśnie o tej godzinie, właśnie o tem czasie,
Kiedy się bydło więcej na trawie nie pasie,
5Ale w chłody ucieka; i znojem strapiony
I pragnieniem, zdjął sobie z głowy hełm stalony
I swego Rabikana u drzewa jednego
Uwiązawszy, poszedł pić do zdroju onego.
12
1Jeszcze się beł nie napił Astolf upragniony,
Kiedy wieśniak, który beł w lesie utajony,
Wypadł z chróstu i wodze
[337] odwiązał koniowi
I wsiadszy nań, ujeżdżał na niem ku domowi.
5Usłyszy on zgiełk Astolf i głowę od wody
Podnosi i widome widzi swoje szkody;
I nie pijąc, rad nierad, źrzódło zostawuje
I swojego złodzieja goni i szlakuje.
13
1
On wieśniak nie we wszytkiem biegu w on czas bieżał,
Boby go beł Astolfus pewnie nie dobieżał;
Ale to wściąga, to wódz koniowi popuszcza,
I to cwałem, to się zaś kłosem sporem puszcza.
5Na ostatek po długiem bieganiu po lesiej
W pole wyszli i tam się zeszli w onem czesie,
Gdzie było moc rycerzów, wegnanych czarami,
Co bez więzienia byli więcej, niż więźniami.
14
1Do pałacu wielkiego wpadł wieśniaczek młody
Na koniu, który z wiatry mógł biegać w zawody.
Astolf za niem z daleka bieży przez zagony,
Hełmem, zbroją, orężem inszem obciążony.
5Nakoniec i on sam wbiegł; tu dopiero zginął
Ślad, którem szedł, bo wieśniak daleko wyminął;
Nie widzi go, nie widzi Rabikana więcej,
Bieży przecię, by wściekły, co może naręcej.
15
1
I tam i sam wartuje
[338] po budownem dworze,
Po salach i po izbach, po każdej komorze,
Bez pożytku, i już go poczyna nadzieja
Opuszczać, aby naleźć miał swego złodzieja.
5Nie wie, gdzie mu skrył konia, konia tak rączego,
Że na świecie nie było bez chyby rętszego;
Tak on cały dzień strawił, bez skutku szukając,
Tam i sam z góry na dół nakoło biegając.
16
1
Na ostatek, bieganiem wielkiem spracowany,
Postrzegł się, że on pałac beł uczarowany,
I wspomniał sobie książkę, co mu była dała;
Logistylla w Indyej, kiedy go żegnała,
5Książkę, co w niwecz wszytkie obracała czary,
Że nikomu nie mogły wadzić z żadnej miary;
W tę wejźrzawszy, w regestrze nalazł napisano,
Na której karcie szukać według liczby miano.
17
1Szeroko książka pałac on opisowała
I sposób zaraz kładła i ukazowała,
Jako od czarownika więźniowie zamknieni
Mieli być od Astolfa zaraz wyzwoleni,
5I że pod pałacowem progiem beł zawarty
Jeden zły duch, piekielny — tak mówiły karty —
I skoroby z progu beł kamień obalony,
Miał zniknąć, w lekkie dymy pałac obrócony.
18
1Nauczywszy się z księgi Astolf dostatecznie
O wszytkiem, chce do skutku onę rzecz koniecznie
Przyprowadzić, nie widząc u wrót żadnej straży,
I schyla się, chcąc patrzać, jako marmur waży.
5Skoro Atlant obaczył ręce wyciągnione,
Aby jego nauki były znieważone,
Bojąc się tego, co być może, z inszej miary,
Nowe gusła i nowe obraca nań czary.
19
1
Uczynił to djabelstwem, że się zdał od tego,
Czem beł, daleko różny, odjąwszy od niego
Własną postać: temu się zda olbrzym, a temu
Zbrojny rycerz z surową postawą owemu.
5Każdy w tej właśnie widzi postaci Anglika,
Jako w lesie Atlanta widział czarownika.
Wszyscy się na Astolfa razem obracali,
Aby to, co jem beł wziął kuglarz, odzyskali.
20
1
Mężny Rugier i śmiały Gradas i Iryldus,
Przesławna Bradamanta, Brandymart, Prasyldus,
I inszy cni rycerze w nowy błąd wpadali
I chcąc Astolfa zabić, mieczów dobywali.
5On, od wszytkich nakoło zewsząd obstąpiony,
Wspomniał sobie na swój róg, nieraz doświadczony;
I by beł nie zatrąbił, pewnie żeby byli
Na onym miejscu cnego rycerza zabili.
21
1Ale skoro jeno róg do gęby przyłożył
I dźwięk straszny wypuścił, tak wszytkich potrwożył,
Że w zawód uciekali, by gołębie w ciszą,
Kiedy więc wystrzeloną rusznicę usłyszą.
5Ale i czarnoksiężnik niemniej potrwożony
I na sercu niezmiernem strachem pomrożony,
Zbladł na twarzy i jako nadalej uchodzi,
Aż tam, gdzie go dźwięk strasznej trąby nie dochodzi.
22
1Uciekł sam strażnik, wszyscy uciekli więźniowie,
Oni tak sławni, oni tak wielcy mężowie,
Naostatek i konie powrozy porwały
I za swojemi pany różnie
[339] uciekały.
5Szczurek i biedna kotka w domu nie została:
Tak straszliwy głos trąba ogromna puszczała.
I Rabikan chciał uciec, ale poimany
Był od pana i znowu w stajni przywiązany.
23
1
Skoro wygnał Atlanta dźwiękiem swego rogu,
Podniósł Astolf kamienia, który beł na progu,
I nalazł pod niem pisma i znaki zakryte,
I charaktery
[340] dziwne, w kamieniu wyryte.
5Kamienie aż do gruntu wszytkie powyjmował
I co jeno tam nalazł, potłukł i popsował,
Wszytko czyniąc, jako go nauczyły rymy
Mądrej księgi; wtem pałac poszedł w lekkie dymy.
24
1Trafił potem do stajniej, kędy uwiązany
Na łańcuchu ze złota stał w skrzydła ubrany
Koń Rugierów, którego Atlant mu darował,
Kiedy go do Alcyny w drogę wyprawował;
5Potem mu Logistylla munsztuk urobiła
I jako jem miał Rugier rządzić, nauczyła,
Co na niem wszytkiej ziemie prawy bok z Indiej
Do Angliej okrążył, jadąc do Francyej.
25
1
Nie wiem jeśli pomnicie, że się beł odwiązał
I zdarł z uzdy, kiedy go u mirtu uwiązał,
Kiedy od srogiej ryby, przezeń wybawiona,
Znikła mu z oczu naga córa Galafrona;
5To dziwna była, jako stamtąd do dawnego
Trafił ubrany w pióra koń mistrza mojego;
U którego się potem przez wszytek czas chował,
Aż mu wszytkie gusła zniósł Astolf i popsował.
26
1
Nigdy się nie stawiło lepiej Astolfowi
Szczęście nad on czas, kiedy lotnemu koniowi
Panem został, bo ziemię i morze okrążyć,
Jako miał wolą Astolf, nie mógłby nadążyć
5Żaden inszy, krom tego, który ode wschodu
Mógł za kilkanaście dni przepaść do zachodu;
A już go beł i przedtem spróbował i wiedział,
Że lekko niósł i nie trząsł, gdy kto na niem siedział.
27
1
W Indyej go sprobował Astolf pomieniony,
Kiedy beł przez Melissę z ręku wybawiony
Niezbożnej czarownice onej, co mu była
Twarz człowieczą w mirtowe drzewo obróciła;
5Widział, jako mu swojem wędzidłem łeb dziwny
Logistylla rządziła, że nie był przeciwny,
I wiedział, jaki sposób dała Rugierowi,
Że posłuszny być musiał swojemu jeźcowi.
28
1Umyśliwszy wziąć konia, ubranego w skrzydła,
Siodłał go, potem różne przebierał wędzidła,
Wędzidła, które w stajniej na kołkach wisiały,
Tych koni, co za swemi pany uciekały;
5I jako mu się która podobała sztuka,
Tę z tego, tę z owego wyjąwszy munsztuka,
Jeden złożył dla niego nie twardy i wolny,
Aby się mniej przeciwił i mniej beł swowolny.
29
1
Że nań zaraz nie wsiada, Rabikan go bawi:
Nie wie, co z nim uczyni i gdzie go zostawi.
Kochał się w niem, nie mógł być lepszy do kopiej,
Aż z Indyej przyjachał na niem do Francyej.
5Na koniec się namyśla, aby go nie stracić,
Kazać go wieść i raczej od niego zapłacić,
Aniżli go porzucić na zdobycz pierwszemu
Tamtą drogą trafunkiem jakiem jadącemu.
30
1
Patrzy pilnie angielskie książę w onem czesie,
Jeśli mu się myśliwiec lub jaki chłop w lesie
Nie trafi, któryby mu jego kochanego
Rabikana chciał zawieść do miasta blizkiego.
5Cały on dzień i kiedy już wynikał drugi,
Czekał, żeby mu się kto do onej posługi
Trafił, ale bez skutku; aż kiedy świtało,
Dopiero, że ktoś jachał, tak mu się widziało.
31
1
Ale jeśli mam o tem ostatek powiedzieć,
Trzeba wam pierwej nieco o Rugierze wiedzieć
I o cnej Bradamancie. — Gdy się oddaliła
Cna para, że ich trąba w uszy już nie biła,
5Poznał Rugier zarazem to, co mu przez czary
Zakrywał do tej doby czarnoksiężnik stary;
Zakrywał i tego chciał, aby się nie znali,
Wzajem ci wszyscy, którzy w pałacu mieszkali.
32
1
Rugier się Bradamancie swojej przypatruje,
Niemniej i ona jemu i zbyt się dziwuje
Oboje, że tak wielkiej gusła były mocy,
Że jem tak długo ćmiły i rozum i oczy.
5Rugier obłapia swoję dziewicę nadobną,
Która się zstaje różej rumianej podobną,
I chciwie zbiera z jej ust pierwsze wdzięczne kwiaty
I szczęśliwej miłości swej owoc bogaty.
33
1
Częstokroć się wzajemnie oboje ściskali,
Częstokroć obłapiania swoje powtarzali,
Ciesząc się z obopólnej i szczerej miłości,
Że się w sercu nie mogły zmieścić ich radości,
5I żałując niezmiernie, że się nie poznali,
Kiedy w błędnem pałacu tak długo mieszkali,
I że się, będąc wespół z sobą, nie cieszyli
I tak wiele wesołych dni darmo stracili.
34
1
Jednak ona, jak mądra panna, w tem używa
Przystojnych kresów i tak chce mu być chętliwa,
Aby swoje uczciwe wcale zachowała,
A jego w pewności swej chęci zatrzymała;
5I mówi mu, jeśli chce nie znać w niej twardości
Do zbierania ostatnich owoców miłości,
Aby się naprzód okrzcił, potem, na co ona
Pozwoli, prosił o nię ojca jej, Amona.
35
1Rugier, coby beł dla niej nietylko pogański
Porzuciwszy, na zakon przystał chrześcijański,
Jako ociec, jako dziad, jako beli dawni
Z Przed laty tego domu przodkowie przesławni,
5Aleby jej kwoli dał chętnie na ostatek
Żywota, co go jeszcze zbywało, ostatek,
»Nie tylko — prawi — głowę w wodę, jako każesz,
»Ale i w ogień włożę, jeśli tak rozkażesz«.
36
1
Rugier zaraz wyjachał śpiesznie z tamtej strony
W dalszą drogę, aby beł co prędzej okrzczony,
Któremu Bradamanta przewodniczką była
I do Walumbrozy
[341] go stamtąd prowadziła —
5Tak zwano jeden klasztor, piękny i bogaty,
Nabożeństwem słynący przed dawnymi laty —
A kiedy w pole wielkie z lasu wyjeżdżali,
Białągłowę zbyt smutną na twarzy potkali.
37
1
Rugier, co zawsze z każdem ludzkości używał,
Tem więcej przeciw tej płci, której zawsze bywał
Przyjacielem, ujźrzawszy oczy opłakane
I jej piękne jagody, łzami umaczane,
5Ujęty beł zarazem żądzą i chciwością
Wiedzieć, jakąby była trapiona żałością;
I przystąpiwszy do niej, pierwej ją przywita
I pozdrowi, potem jej, czemu płacze, pyta.
38
1
Ona wtem upłakane oczy ucierała,
I cnemu Rugierowi tak odpowiedziała,
Z początku mu przyczynę swojej doległościv
Odkrywając i onej swej wielkiej żałości:
5»Z litości — pry
[342] — i z żalu, mój panie, ciężkiego,
»Który mam dla młodzieńca jednego pięknego,
»Łzy, jako widzisz, tę twarz teraz polewają,
»Którego w blizkiem zamku dzisiaj tracić mają,
39
1»Jedna młoda, nadobna panna miłowała,
»Co ojca Marsylego, hiszpańskiego miała
»Króla, w panieńskiej szacie to mowę zmyśloną,
»To oczy, to postawę chytrze uprzędzioną
[343];
5»Na każdą noc go niemal do siebie puszczała,
»Czego domowa czeladź długo nie wiedziała;
»Ale nie jest tak żadna tajemnica skryta,
»Aby nakoniec z czasem nie była odkryta.
40
1»Jeden naprzód postrzegszy, powiedział drugiemu,
»Dwaj zaś inszem, aż się to królowi samemu
»Odniosło i zawczorem tak tu powiadano,
»Że oboje na łóżku wespół poimano.
5»Król kazał, aby beli do wieże wsadzeni
»I jedno od drugiego różnie
[344] rozdzieleni;
»Onego spalić mają, a tak nieszczęśliwy
»Umrzeć musi i nie wiem, jeśli dotąd żywy.
41
1»Jam poszła, abym tylko przy ogniu nie była
»I na tak okrucieństwo wielkie nie patrzyła;
»Przyznam się, że żałuję serdecznie tej szkody,
»Że musi zginąć człowiek tak piękny, tak młody,
5»I bym w najwiętszem szczęściu i weselu była,
»Nie może być, abym go w żal nie odmieniła,
»Wspomniawszy sobie tylko na ognie złożone,
»Co palić będą członki piękne i pieszczone«.
42
1
Tak się zda Bradamancie, że jej nie smakuje
I że ją barzo ona nowina frasuje;
I zda się jej, że tak się boi o onego
Skazanego na ogień, jako o jednego
5Z braci swojej, a pewnie, że nie bez przyczyny,
O czem wam potem powiem; tak z onej nowiny
Smętna barzo, swojemu rzecze Rugierowi:
»Pomóżmy — prawi — jako temu młodzieńcowi!«
43
1Potem się obróciwszy, gdzie stała niewiasta
Upłakana, mówi jej: »Prowadź nas do miasta,
»A wiedz, że jeśli dotąd żyje, żyw zostanie,
»I bądź pewna, że mu się złego nic nie zstanie«.
5Rugier widząc życzliwość i pilne staranie
Swojej dziewki o niego, i sam przypadł na nie;
Wnętrzną żądzą zagrzany, chce pomóc onemu
Młodzieńcowi, na srogą śmierć osądzonemu.
44
1I do niewiasty mówi: »Czego czekasz więcej?
»Czemu nas nie prowadzisz do miasta co pręcej?
»Nie płakać tu, ale go ratować potrzeba,
»Bo jeśli zaś omieszkasz, nas nie będzie trzeba.
5»Ale jeśli do miasta wcześnie przyjedziemy,
»Bezpiecznie go z tysiąca mieczów uwiedziemy;
»Przeto się śpiesz, abyśmy na czas przybyć mogli
»I abyśmy mu pierwej, niż zgore, pomogli«.
45
1Postawa śmiałej pary i surowa mowa
Sprawiła to, że ona smętna białogłowa
Niewątpliwą nadzieją serce napełniła,
Którą już była pierwej do szczętu straciła.
5Lecz iż się barziej bała drogi zastąpionej,
Niż onej dalekości, w myśli rozdwojonej
Sama w sobie wątpliwa, namysły czyniła,
Bojąc się, aby próżna jej droga nie była.
46
1Potem rzecze: »Jeśli — pry
[345] — przez tę prostą drogę
»I przez równą pojedziem, ile baczyć mogę,
»Prawiebyśmy do miasta na czas przyjachali
»I jeszczebyśmy żywo młodzieńca zastali;
5»Ale jeśli pojedziem przez tę kamienistą
»Złą, nierówną, daleką i zbytnie górzystą,
»Boję się, że po czasie w miasto przyjedziemy
»I onego podobno w ogniu zastaniemy«.
47
1»Czemuż krótszą nie mamy — rzecze Rugier — jachać?«
Odpowie białagłowa: »Trudno tam przejachać,
»Bo grabiów z Pontyeru zamek jest na drodze,
»Którego się podróżni wszyscy strzegą srodze
5»Dla ustawy, którą tam ode trzech dni kładą
»Na panny i rycerze błędne, co tam jadą;
»W zamku mieszka Pinabel, człowiek niecnotliwy,
»Syn Andzelma starego, grabie z Altarywy
[346].
48
1»I rycerz i biała płeć tędy nie jachała,
»Żeby tu odnieść jakiej sromoty nie miała:
»Pieszo stamtąd iść muszą, białegłowy stroje
»I szaty zostawując, a rycerze zbroje;
5»Bo z dawnych lat nie było we wszytkiej Francyej
»I dotąd jeszcze niemasz lepszych do kopiej
»Nad tych czterech rycerzów, co onę zamkowi
»Ustawę poprzysięgli i Pinabellowi.
49
1»Powiem wam, jako zwyczaj i ona ustawa
»Stanęła ode trzech dni i skąd się ta sprawa
»Poczęła, a wy sądźcie, czy jest sprawiedliwa,
»Bo na nię kazał przysiądz rycerzom, czy krzywa.
5»Ma ten Pinabel panią tak złą, że na świecie
»Gorszej niemasz nietylko w tem naszem powiecie,
»Którą, kiedy z niem w drogę nie wiem, gdzie, jachała,
»Od rycerza jednego zelżywość potkała.
50
1
»Rycerz, o którem mówię, iż z baby szydziła,
»Którą za siodłem nosił, i źle ją ważyła,
»Powabił Pinabella, co w sobie hardości
»I postawy więcej miał, aniżli śmiałości;
5»Zbiwszy go z konia, kazał jego paniej, aby
»Za to, że sobie z jego przeszydzała baby,
»Pieszo szła i swe stroje i szaty zewlokła,
»W które się jego baba natychmiast oblokła.
51
1
»Będąc tak młoda pani barzo obelżoną,
»Na pomstę z gniewu, z wstydu wszytka obrócona,
»Złączona z Pinabellem, który wszytkich złości
»1 wszytkich jej pomagał zawżdy nieprawości,
5»Myśli we dnie i w nocy i nie sypia zgoła
»1 powiada, że nigdy nie będzie wesoła,
»Ażby tam także pieszo rycerze chodzili
»1 płeć biała i ta strój, ci zbroje stracili.
52
1
»A wtem czterej rycerze do zamku jednego
»Trafunkiem przyjachali Pinabellowego;
»Czterej wielcy rycerze, co niedawno byli
»Z barzo dalekich krajów w tę stronę przybyli,
5»Tak mężni i tak dzielni, jako powiadają,
»Że takich drugich czterech te wieki nie mają:
»Akwilant z bratem swojem rodzonem, Gryfonem,
»I Sansonet, mąż wielki, z młodzikiem Gwidonem.
53
1»Pinabel, który ludzkość z twarzy pokazował,
»Ale w sercu źle myślił, w dom ich poprzyjmował;
»Od którego we śpiączki beli poimani
»I tak długo u niego w więzieniu trzymani,
5»Aż się wszyscy musieli obowiązać tęgą
»Wy mieszkać tam rok cały i miesiąc przysięgą,
»Przez który czas, żeby tych wszytkich odzierali,
»Rycerzów, coby tamtem gościńcem jachali,
54
1»I ich paniom i pannom zawsze zsiadać z koni
»Kazali i szaty jem zabierali. Oni,
»Choć nieradzi i zbytnie z tego utrapieni,
»Przysięgli tak, jako chciał, gwałtem przymuszeni.
5»Do tych czasów jeszcze nikt tu z niemi nie gonił,
»Coby z siodła nie wypadł i piór nie uronił;
»A było ich przez
[347] liczby, lecz szczęścia nie mieli:
»Wszyscy pieszo iść i zbrój pozbywać musieli.
55
1
»I rozkazał, aby ten, na kogo los padnie,
»Wprzód sam jeden wyjeżdżał z tych, co byli na dnie;
»Lecz gdzieby przeciwnemu gońcowi nie sprostał
»I samby wypadł z siodła, a on w siedle został,
5»Inszy trzej, co zostaną, wszyscy jednem razem
»Powinni na zwyciężcę wychodzić zarazem.
»Patrzże: jeśli tak dobry jeden miedzy niemi,
»Co będzie, kiedy przydzie czynić ze wszytkiemi?
56
1»Ale ta rzecz, na którą i ja mam iść z wami,
»Nie chce zwłok, nie chce tego, widzicie to sami,
»Abyście się tem bojem teraz zabawiali;
»Bo chociażby tak beło, żebyście wygrali,
5»Co wam z twarzy i mężnej przystoi postawy,
»Przecię nie są godziny jednej takie sprawy;
»I boję się, że jeśli dziś tam nie będziecie,
»Obróconego w popiół młodzieńca najdziecie«.
57
1Rugier rzecze: »Nam na to patrzać nie potrzeba.
»My czyńmy, co możemy i co czynić trzeba,
»Jedźmy rychło, a puśćmy ostatek na Boga
»Lub na szczęście; ty nas wiedź, gdzie naprostsza droga.
5»Z tej gonitwy świadoma będziesz naszej mocy
»1 uznasz, jeśli będziem dobrzy do pomocy
»Temu, który z tak lekkich przyczyn dziś karany.
»Ma być, jako powiadasz, na ogień skazany«.
58
1
Ona się, nie mówiąc nic, zatem obróciła,
I w drogę się równiejszą i bliższą puściła.
Pół mile nie jachali przez gościniec prosty,
Kiedy ujźrzeli bramę i wysokie mosty,
5Kędy szaty i zbroje często utracają,
A czasem i żywota nieraz pozbywają;
A skoro ich z daleka z zamku obaczono,
Dwa razy, a nie więcej we dzwoń uderzono.
59
1Wtem z bramy przeciwko niem wyjeżdżał skwapliwy,
Trzęsąc się na podjezdku, jeden starzec siwy
I wołał wielkiem głosem: »Czekajcie! czekajcie!
»I albo się w zad wróćcie, albo myto dajcie.
5»I jeśli miejsca tego zwyczaju nie wiecie,
»Dostatecznie się o niem ode mnie dowiecie«.
I począł jem powiadać starzec wszytkę sprawę,
Jaką tam chować kazał Pinabel ustawę.
60
1Potem, jako beł zawsze zwykł czynić z inszemi,
Radził jem, namawiał ich słowy przystojnemi:
Każcie tej paniej płaszcz dać, a sami zsiadajcie
»Z koni swoich co prędzej i zbroję składajcie,
5»A w, niebezpieczeństwo się nie wdajcie, z takiemi
»Chcąc się bić rycerzami czterema mężnemi:
»Suknie, zbroje i konia, łatwie dostać wszędzie,
»Ale kto żywot straci, nań się nie zdobędzie«.
61
1Mówi Rugier starcowi, aby słów zaniechał.
»Wiem — pry
[348] — dobrze o wszytkiem, na tom tu przyjachał;
»Niechaj się, jeślim w skutku tak dobry, spróbuję
»Do tej sprawy, jakiem się być na sercu czuję.
5»Konia, zbroję i szaty, tak wiedz, panie stary,
»Na same gołe słowa nie posyłam w dary;
»Wiem, że i mój towarzysz na to nie pozwoli
»I dobijać się drogi zastąpionej woli.
62
1»Ale idź, a powiedz jem, niechaj wyjeżdżają
»Ci, co to ludzie ze zbrój i szat odzierają;
»Bo mamy dalej jachać i jednę rzecz sprawić
»Pilną barzo: długo się tu nie możem bawić.«
5»Ano masz już jednego — starzec odpowiedział —
»Który cię wprzód ma potkać«. I dobrze powiedział,
Bo jachał jeden, który na zbroi bogaty
Miał nasuwień
[349] czerwony, tkany w białe kwiaty.
63
1
Bradamanta Rugiera długo nalegała
[350]
I prosiła, aby się wprzód przed niem potkała
Z onym rycerzem, który nasuwień czerwony
Miał na sobie, białemi kwiaty przedzielony.
5Ale próżne jej groźby, próżne beły słowa;
Taka beła koniecznie wola Rugierowa,
Aby mu Bradamanta cugu
[351] ustąpiła,
A na miejscu na jego potkanie patrzyła.
64
1Rugier się u starego potem dowiadował,
Jako się ten, co na przód wyjachał, mianował.
Starzec powie, że to jest Sansonet w czerwonej
Dołmonie
[352] zwierzchniej, białem kwieciem przedzielonej.
5Nie mówiąc do siebie nic rycerze wspaniali,
Jeden z tej, drugi z tamtej strony zajeżdżali
I przeciw sobie drzewa ogromne złożyli
I na pełny bieg wodze koniom wypuścili.
65
1Tem czasem z Pinabellem z zamku beli wyszli
Pieszy w niemałej liczbie i na plac z niem przyszli
Przestrzegać i pilnować, aby zbroje kładli
Ci rycerze, którzyby beli z koni spadli.
5Przeciwko sobie mężni rycerze bieżeli
I w tokach swoich drzewa pochylone mieli,
Drzewa wielkie, ogromne, miąższe, mocne, nowe,
Młodociane i dobrze zaschłe, jesionowe,
66
1Jakich kilka dziesiątków dał beł w przeszłem czesie
Wyciąć mężny Sansonet w niedalekiem lesie,
Które beły na słońcu potem wysuszone,
A na ten czas beły dwie za niem przyniesione;
5Trzeba pewnie, żeby tarcz z dyamentu była
Albo z stali, żeby w się grotu nie puściła.
Jedno, gdy na plac wjachał, kazał przeciwnemu
Gońcowi dać, a drugie wziął sobie samemu.
67
1
Z temi, któreby beły podobno przebiły
Nakowalnie
[353], rycerze niezrównanej siły,
Zastawując się wzajem wielkiemi tarczami,
Uderzyli w się mężnie ostremi grotami.
5Rugierowa, co była przez czary zrobiona,
Została nieprzebita i nieprzebodziona,
Ona to od Atlanta tarcz czarnoksiężnika,
Najwiętszego po wszytkiem świecie czarownika.
68
1
Jużeście to nie w jednej pieśni u mnie mieli,
Jużeście to wielekroć ode mnie słyszeli,
Że kiedy ją odkryto, wzrok odejmowała
I pamięć i wszytek zmysł nagle odbierała;
5Ale ją Rugier zawsze pokrowcem nakrywał,
Odkrytej, krom potrzeby wielkiej, nie używał;
I tak twierdzą, że pewnie niepożyta była,
Kiedy w onem potkaniu grotu nie puściła.
69
1
Druga, która gorszego rzemieśnika miała,
Onego tak ciężkiego raza nie strzymała
I jako uderzona piorunem, do razu
Przepadła się i miejsce w tem dała żelazu;
5Miejsce dała żelazu, które weszło w ciało
I mięso mu i żyły w ramieniu porwało.
Tak na on czas Sansonet, mocno uderzony,
Od Rugiera beł z konia na ziemię zwalony.
70
1
Pierwszy to tam ze czterech, którzy tam mieszkali
Na to, aby niezbożną umowę chowali,
Przez którego nie tylko łup nie beł zdobyty,
Ale w onej gonitwie z siodła beł wybity:
5Tak ci, kto się weseli i trzęsie porożem
[354],
Płacze czasem i bywa częstokroć pod wozem.
A wtem znowu na wieży we dzwon uderzono
I aby wyjeżdżali drudzy, znak czyniono.
71
1
Skoro się ono pierwsze skończyło igrzysko,
Przystąpiwszy Pinabel Bradamanty blizko,
Pyta, kto to beł, co się tak dobrze postawił,
Że takiej hańby jego rycerza nabawił
5I tak go mężnie wybił i wysadził z siodła.
Sprawiedliwość go boska właśnie tam przywiodła
Właśnie na temże koniu, którego na górze
U jaskiniej uwiódł beł Amonowej córze.
72
1
Właśnie się było dziewięć skończyło miesięcy,
Spełna dziewięć miesięcy, jako z nią jadęcy
[355],
Jako dobrze pomnicie, zepchnął ją z wysoka
Na dół, gdzie Merlinowa leżała zewłoka
[356],
5Kiedy jej gałąź, co się powoli łamała
Pod nią, która z nią spadła, śmierci uchowała;
W ten czas wziął beł jej konia, mniemając, że ona
Na wieki być w jaskiniej miała pogrzebiona.
73
1Tak Bradamanta konia swojego poznawa,
Którego miał pod sobą: koń grabię wydawa.
Ale gdy głos i mowę jego usłyszała,
I pilniej mu z blizka w twarz i w oczy wejźrzała,
5»Ten to zdrajca — zawoła — ten to jest niecnota,
»Co mię okradł, co mię chciał pozbawić żywota!
»Grzech cię tu twój wprowadził teraz, abyś za tę
»Niecnotę wziął nagrodę i godną zapłatę«.
74
1
To mówiąc, do miecza się od boku porwała
I dobywszy go, chyżo za niem się udała;
Ale mu wprzód od zamku drogę zastąpiła
I żeby weń nie uciekł, dobrze opatrzyła.
5Wszytkie dopiero stracił Pinabel nadzieje,
Jako lis, gdy mu jamę zajadą od knieje;
Ani się chce obejźrzeć, ale wylękniony
W pole wypada, widząc zamek zastąpiony.
75
1
Blednie, jak trup, a konia to kole, to siecze,
Widzi, że ma dać garło, jeśli nie uciecze.
Bradamanta go bije coraz w dojeżdżaniu,
Grabia wszytkę nadzieję kładzie w uciekaniu.
5Ona tuż wszędzie za niem, z oczu go nie spuszcza:
Rozlega się po lesie, stgka wielka puszcza.
W zamku o tem nie wiedzą dotąd, bo się byli
Na Rugiera na on czas wszyscy zapatrzyli.
76
1
Dopiero trzej rycerze z zamku wyjeżdżali
I tam, kędy gonitwa była, przyjeżdżali,
Mając złą białągłowę przy sobie, co była
Ono prawo nieludzkie tam postanowiła.
5Wszytkiem trzem, bo każdy z nich woli iść ochotny
Na pewną śmierć, aniżli żywot wieść sromotny,
Serca z żalu, a twarzy od wstydu pałają,
Że się wszyscy trzej razem z jednem potkać mają.
77
1Okrutna nierządnica, która była wniosła
Onę ustawę, pierwej, niż potrzeba, doszła,
Przypominała jem ślub, który uczynili,
Aby się jej sromoty i krzywdy zemścili.
5»Jeśli go — prawi — z konia zwalę jednem drzewem,
»Co mi po towarzystwie? — tak z surowem gniewem
»Gwidon Dziki mówi złej niewieście — a jeśli
»Nie tak będzie, utni mi potem szyję, chceszli«.
78
1Toż Akwilant, toż mówi Gryfon, że gotowi
Pojedynkiem w bój wstąpić przeciw rycerzowi
I że umrzeć albo być poimani wolą,
Niżli się wszyscy razem z jednem bić pozwolą.
5»Na co spory, na co ta próżna wasza mowa? —
»Nierządnica jem mówi tak Pinabellowa —
»Po tom was tu przywiodła, abyście się bili,
»A nie, abyście nowe umowy czynili.
79
1»W ten czas jebyło czynić, kiedyście więźniami
»Beli, w ten czas się było bawić wymówkami,
»Już to wszytkopo czasie; cóż, czy nie pomnicie
»Swej przysięgi, czy zostać kłamcami wolicie?«
5Rugier tem czasem woła: »Awo piękne szaty
»Mojej panny, awo koń, awo rząd bogaty,
»Awo i nowe siodło, awo zbroje macie:
»Czegóż więcej, jeśli to chcecie mieć, czekacie?«
80
1Tu je Pinabellowa ciśnie białagłowa,
Tu obelżenia pełne Rugierowe słowa
Tak długo, aż się wszyscy, prawie przymuszeni,
Ruszyli razem, ale srodze zawstydzeni.
5Naprzód wypadli bracia rodzeni, cne plemię
Margrabię, co burgundzką trzyma żyzną ziemię;
Gwidon, co miał cięższy koń i mniejszej rączości,
Bieżał po zad za niemi w małej dalekości.
81
1Przeciwko niem biegł Rugier, zapalony gniewem,
Z temże, którem zbił z konia Sansoneta, drzewem,
Zakryty drogą tarczą, tarczą drogiej ceny,
Którą miał stary Atlant na górze Pyreny,
5Onę, mówię, co jasność taką wydawała,
Że jej żadna źrzenica nigdy nie strzymała,
Której Rugier za pomoc ostatnią używał,
Kiedy w niebezpieczeństwie jakiem wielkiem bywał.
82
1
Acz mu blask onej tarczy tylko trzykroć służył,
Trzykroć go tylko i to w wielkiem gwałcie użył;
Pierwsze dwa razy, kiedy z rozkosznego kraju
! Do chwalebniejszego się wracał obyczaju;
5Trzeci raz, kiedy między morskiemi wodami
Sroga ryba głodnemi groziła zębami,
Co już, już piękną dziewkę nagą pożreć miała,
Co mu to, wyzwolona, zaś tak źle oddała.
83
1
Trzy razy tylko beła od niego użyta
Przez wszytek czas, ale tak bywała nakryta,
Że ją mógł łatwie odkryć, kiedy beło trzeba,
Kiedy gwałt, kiedy wielka przypadła potrzeba.
5Z tą i teraz, jakom rzekł, w srogi bój wstępował,
A takie serce, taką śmiałość pokazował,
Że onych trzech rycerzów, które przeciw sobie
Widział, tak, jako dziecek
[357], bał się w onej dobie.
84
1Rugier właśnie Gryfona tak, jako wymierzył,
W róg tarczy wielkiem drzewem haniebnie uderzył;
On się chwieje tam i sam i głową nie włada
I z siodła na ostatek leci i wypada.
5Gryfon go zaś w pośrzodek paiża
[358] ugodził;
Ale iż grot na poprzek nie prosto przychodził
I Rugier miał tarcz gładką, zbyt polerowaną,
Szedł ślózem
[359], porząc wierzchem stal uhartowaną,
85
1I pokrowiec, który blask foremny
[360] zakrywał,
Na tarczy w kilku miejscach zdarł i porozrywał,
Blask foremny, na który wszyscy paść musieli,
Którzy tarcze odkrytej by najmniej zajźrzeli.
5Akwilant, który bieżał zarówno z Gryfonem,
Rozdarł grotem ostatek pokrowca stalonem
I tarcz odkrył; zaczem wnet blaskiem padł na ziemi
I brat bity i Gwidon, co bieżał za niemi.
86
1
I tam i sam, gdzie kogo blask zastał, padają;
Bo nie tylko wzrok, ale zmysły odbierają
Promienie przeraźliwsze i jaśniejsze słońca.
Rugier, który nie widzi boju jeszcze końca,
5Obraca koń i szable dobywa w obrocie
I rozczęty bój kończyć chce w zwykłej ochocie
I nie widzi nikogo zgoła przeciw sobie:
Wszyscy beli, jak martwi, padli przeciw sobie.
87
1
Rycerze, co na koniech beli przyjachali,
I pieszy, co się byli dziwować zebrali,
I białegłowy leżą po ziemi i konie
I tam i sam, ci na tej, ci na owej stronie.
5Wprzód się Rugier dziwuje, potem się postrzega,
Że rozdarty pokrowiec wisi i dosięga
Strzemienia, on pokrowiec jedwabny, czerwony,
Pod którem niewytrwany blask beł utajony.
88
1Obróci się na koniu i koń obracając,
Patrzy, swej towarzyszki oczyma szukając.
I jedzie na to miejsce, gdzie była została
W on czas, gdy się gonitwa pierwsza rozczynała.
5Ale skoro obaczył, że i tam nie była,
Myśli sobie, że pewnie w drogę się puściła
Skazanego młodzieńca od śmierci obronić
I przybyć w czas, widząc, że długo będą gonić.
89
1
I między leżącemi, których przeraziła
Przykra jasność, tę, co go. tam przyprowadziła,
Ujźrzał i wziął ją przed się i zbyt zasromany,
Jachał stamtąd, sam w sobie wszytek pomieszany,
5I w płaszcz jej, który miała, z pokrowca obraną,
Uwinął Atlantowę tarcz uczarowaną.
Zaczem przyszła do siebie i pierwszych dostała
Zmysłów, skoro na przykry blask patrzyć przestała.
90
1Rugier jedzie żałosny po swojej wygranej,
Nie śmie od ziemie podnieść twarzy zasromanej,
Rozumie, że mu będzie zawsze wymiatane
Na oczy tak niegodnie zwycięstwo dostane.
5Jako się mam poprawić — prawi — po tem błędzie
Każdy ganić, każdy mi tem urągać będzie,
Żem zwyciężył, tak będą mówić, nie siłami,
Nie męstwem jakiem, ale brzydkiemi czarami«.
91
1Kiedy tak jachał, pełny żalu i frasunku,
Czego chciał, czego szukał, to nalazł z trafunku:
Nadjachał, jadąc potem, studnią zbyt głęboką,
Obsypaną kamieniem i twardą opoką,
5Gdzie bydło napasione w południe chodziło
I upragnione w znoje letnie się poiło.
Rzekł Rugier: »Nie będziesz mię, o zła tarczy, lżyła,
»Nie będziesz mi już więcej sromoty czyniła!
92
1»Niechaj to będzie hańba moja ostateczna,
»Którą mam mieć na świecie, o tarczy bezecna!«
To mówiąc, zsiadszy z konia, zrzucił ją z ramienia
I patrzał koło siebie dużego kamienia;
5I nalazszy go, wziął go i z tarczą pospołu
Mocno związany wrzucił do wielkiego dołu
I rzekł: »Niechże tu z tobą, o tarczy zelżona,
»Wiecznie moja sromota będzie pogrzebiona!«
93
1
Studnia barzo głęboka i wód pełna była,
Kamień ciężki, tarcza coś mało mniej ważyła;
Oboje upuszczone, poszło na dół snadnie
I okryło się wodą i zostało na dnie.
5Tak wspaniałego dzieła zamilczeć nie chciała
Wieść błędna
[361], świegotliwa i w trąbę zagrała
I puściła dźwięk o tem po wszytkiej Francyej
I po przyległych krajach i po Hiszpaniej.
94
1
Skoro się ona dziwna przygoda rozniosła
I od głosu do głosu na wszytek świat poszła,
Rycerze z dalekich stron i blizkich jachali,
Aby tarczej tak zacnej, tak drogiej szukali.
5Ale nie mogli wiedzieć, gdzie kraj, gdzie ta była
Studnia, w której się sławna pawęza
[362] taiła;
Bo ona białagłowa, co na to patrzała,
Nigdy kraju i studniej objawić nie chciała.
95
1Skoro Rugier odjachał, zamek zostawiwszy,
I bój bez wielkiej prace prędko odprawiwszy,
Kiedy oni rycerze czterej zawołani
Postawili się słabo i jako słomiani,
5Wziąwszy tarcz, wziął i światło, które urażało
Wszystkie oczy i wszystkie zmysły odbierało;
Zaczem ci, co leżeli, blaskiem zarażeni
Powstawali tak, jako ze snu ocuceni.
96
1
Przez cały dzień ni o czem sobie nie mówili
Czterej rycerze, którzy z Rugierem gonili,
Jeno o onem dziwie, jako zaślepieni
Niewytrwanemi blaski, beli zwyciężeni,
5A wtem nowina przyszła przed zachodem słońca,
Że już grabia Pinabel doszedł swego końca;
Już i w zamku rycerze tę wiadomość mieli,
Lecz od kogo był zabit, jeszcze nie wiedzieli.
97
1
Bradamanta się była w pogonią
[363] puściła
Za niem i w wąwozie go ciasnem dogoniła;
I sto mu ran, przez piersi, przez boki zadała
I wszytkę krew z martwego wytoczyła ciała.
5A skoro on wielki smród, którem zarażony
Wszytek beł kraj tamteczny, przez nię był zniesiony,
Z koniem, którego jej beł uwiódł u jaskinie,
Wracała się do lasa, potem po równinie
98
1
Tam, gdzie była Rugiera zostawiła, chciała
Wrócić się, ale drogi naleźć nie umiała.
Po górach, po dolinach nakoło skręciła
I wszytkie okolice tam i sam zjeździła;
5Ale szczęście nie chciało, aby naleźć miała
Drogę, skądby Rugiera swego dojechała. —
Z drugą pieśnią was czekam, jeśli się kochacie
W historyej i jeśli mię radzi słuchacie.
Koniec pieśni dwudziestej wtórej.
XXIII. Pieśń dwudziesta trzecia
Argument
1Astolf leci pod nieby. Zerbin obwiniony
O śmierć Pinabellowę, bywa wybawiony
Od Orlanda. Rodomont na Frontynie jedzie,
Odjąwszy go Hipalce, co go indziej wiedzie.
5Grabia Orland straszliwy pojedynek z hardem
Odprawuje tatarskiem królem, Mandrykardem;
Potem od swojej dziewki mając niewytrwane
Urazy, wpadł w szaleństwo nigdy niesłychane.
Allegorye
1W tej dwudziestej trzeciej pieśni widziemy, jako napodlejszy człowiek siła złego nabroić może, ponieważ baba Gabryna tak wielkiego Tycerza, jaki beł Zerbin, mało o śmierć nie przyprawiła. W Rodomoncie, który wprzód mając za sromotę sobie wziąć konia białejgłowie, który mu się podobał i którego potrzebował, a potem go jej wziął gwałtem, ukazuje się, jako nietrudno o okazyą przywieść do skutku naszę wolą, byśmy tylko mieli z to siły. W Orlandzie potem, który dla swojej Angeliki stracił rozum i oszalał, ukazuje się rzeczą samą i doświadczeniem, jako jest moc wielka niezbednej miłości.
1. Skład pierwszy
1
Niech każdy, jako może, bliźniego ratuje,
Bo dobrze czynić rzadko kiedy się najduje
Bez nagrody; jeśli też chybi cię nagroda,
Przynamniej cię nie potka sromota i szkoda.
5Ale który drugiemu źle czyni, to próżno,
Musi mu dług zapłacić lub prędko lub późno.
Dobrze mówi przypowieść, że się potykają
Ludzie z ludźmi, a góry w miejscu zostawają.
2
1
Patrzaj, co Pinabella dopiero potkało
Za jego złe uczynki i co mu się zstało;
Krótko mówiąc, karanie wziął za swe zasługi
I zapłacił, choć późno, razem wszytkie długi,
5A Bóg, który przeciwko człowiekowi złemu
Pospolicie swą pomoc daje niewinnemu,
Bradamantę wybawił i zawsze każdego
Niewinnego wybawi i sprawiedliwego.
3
1
Tak wierzył zły Pinabel, że w jamę zepchniona
Bradamanta, miała być wiecznie pogrzebiona,
I nie myślił jej ujźrzeć wiecznie, nie rzkąc, za tę
Złość swoję przeciwko niej z rąk jej wziąć zapłatę.
5To mu nic nie pomoże, to go nie ratuje,
Że pomiędzy tak wielą zamków się najduje,
Zamków swoich ojczystych, gdzie między górami
Świecił się Wysoki Brzeg pod Pontyerami.
4
1
Wysoki Brzeg na on czas i przyległe włości
I wielkie w okolicy trzymał majętności
Stary Andzelmus, ociec Pinabella, który
Miał nieprzyjaźń z dawnych lat z domem Jasnej Góry
[364].
5Bradamanta, jakom rzekł, skoro dogoniła
Zdrajcę swego, pod górą w lesie go zabiła,
Który inszych pomocy do swojej obrony
Nie używał, krom wrzasku a prośby, strwożony.
5
1
Skoro tak fałszywego rycerza zabiła,
Co ją chciał pierwej zabić, na zad się puściła,
Gdzie się naleźć Rugiera swego spodziewała;
Ale się jej fortuna zła w tem sprzeciwiała,
5Która ją wprowadziła na ścieszkę omylną,
Nie tę, której szukała z chęcią tak usilną.
Tak wjachała w ciemny las, gęsty i głęboki
Właśnie w ten czas, gdy na świat padną ciemne mroki.
6
1A nie wiedząc, gdzie się tak późno podzieć miała,
Na tem miejscu, gdzie ją noc nalazła, została
Na trawie, gdzie beł gęstem liściem dąb nakryty,
Częścią śpiąc i czekając na rumiane świty,
5Część na Marsa, Jowisza i na błędne bogi
Insze patrząc, jako swe odprawują drogi;
Ale lub czuje lub śpi, twardem snem zmorzona,
Wszytka jest w swem Rugierze myślą utopiona,
7
1Ustawuje, wzdycha z serca i z samych wnętrzności,
Pełna smutku wielkiego i ciężkiej żałości,
Że w niej więcej, niż miłość, gniew mógł. »Tyś to sprawił,
»Zły gniewie, żeś mię mego miłego pozbawił:
5»Bym wżdy beła — powiada — drogę pamiętała,
»Kiedym się za tem zdrajcą bezecnem udała,
»Żebym tam, skądem wyszła, na zad zaś trafiła!
»Próżno to, o czem beła i pamięć straciła«.
8
1
Takie słowa na on czas i takie tęsknicę
W sercu i w ustach beły u mężnej dziewice,
A wtem wzdychania wiatry a łzy, co spadały
Z oczu, na piękną twarz deszcz obfity puszczały.
5Tem czasem po czekaniu długiem pożądany
Ukazał się na niebie piękny świt rumiany;
Ona też munsztuk w gębę włożyła koniowi
Tam, gdzie się pasł i wsiadszy, jachała ku dniowi.
9
1Jeszcze beła niewiele stamtąd ujachała,
Gdy na koniec gęstego lasu przyjachała,
Gdzie był przedtem on wielki pałac postawiony,
W którem więźnie swe chował czarownik uczony.
5Tu zastała Astolfa, który już był w skrzydła
Ubranemu koniowi w pysk włożył wędzidła
I stał myśląc, jako miał z Rabikanem sobie
Postąpić i komu go oddać w onej dobie.
10
1Z trafunku od niej tam był na on czas zastany,
Kiedy beł sobie z głowy szyszak zdjął spiżany
[365],
Tak, że jeno co trochę z lasu wyjachała,
Tak zaraz stryjecznego swojego poznała;
5I z daleka go jeszcze ludzko pozdrowiła,
A potem bliżej będąc, mile obłapiła
I twarz z hełmu odkryła i poznać się dała
I nadto mu imię swe własne mianowała.
11
1
Nie mógł nikogo naleźć Astolf — i tak wierzył —
Komuby się beł lepiej swojego powierzył
Rabikana i ktoby lepiej go pilnował
I do jego zwrócenia z drogi go dochował,
5Jako dziewka z Dordony; i tak mu się zdało,
Że mu ją Bóg lub szczęście w on czas tam posłało,
I jeśli ją rad widział, jeśli ją miłował,
Zawsze, tem więcej teraz, gdy jej potrzebował.
12
1A skoro obłapiania swoje powtórzyli
I braterskie
[366] się z sobą wzajem ucieszyli,
Ona jego, a on jej pilnie się pytali
I o swem powodzeniu sobie powiadali.
5Książę angielskie mówi: »Mamli w drogę jachać
»Samem ptakom zwyczajną, czas mi już wyjachać«.
I odkrył jej swe wszytkie zamysły, a potem
Ukazał jej koń, który biegał prędkiem lotem.
13
1Ona tego za żaden dziw sobie nie miała,
Kiedy go po powietrzu latając widziała
[367].
Znała go dobrze przedtem; na niem wywabiony
Do boju, wyjachał beł czarownik uczony
5Przeciwko niej; więc i to dobrze pamiętała,
Kiedy głowę i szyję za niem wyciągała
Tego dnia, kiedy Rugier z jej wielkiem lękaniem
Aż pod same obłoki wzniesiony beł na niem.
14
1
Mówi książę angielskie, że jej kochanego
Rabikana swojego chce dać tak rączego,
Że kiedyby go w biegu wodzą nie hamował,
Strzały z łuku puszczone w zadby zostawował,
5I zbroje i rynsztunek niepotrzebny, który
Chciał, żeby mu kazała wieźć do Jasnej Góry
I tak to opatrzyła, żeby go to cało,
Kiedy się na zadz drogi wróci, doczekało.
15
1»Bo że — powiada — lotem iść nam, ile mogę,
»Jako nalepiej się chcę ulżyć w tę swą drogę;
»Okrom szable a trąby swej nic nie chcę nosić«.
Acz mu na samejtrąbie pewnie było dosyć.
5Bradamanta kopią syna Galafrona
[368]
Przytem bierze, która tem była obdarzona
Przywilejem i która tak potężnie bodła,
Że każdego w gonitwie wypychała z siodła.
16
1
A kiedy się już Astolf w onę drogę puszczał
I osiadł lotne źwierzę, wódz mu nie wypuszczał
I z razu szedł od ziemie z lekka; ale potem
W okamgnieniu zginął jej z oczu prędkiem lotem.
5Tak, kiedy okręt z portu na głębią wychodzi,
Bojąc się skał i piasków i miałkich powodzi,
Zrazu pomału idzie; ale kiedy z brzegiem
Port zostawi, wiatr mija niedościgłem biegiem.
17
1
Skoro Astolf odjachał, dziwnie frasobliwa
Bradamanta zostawa, w myśli swej wątpliwa,
I nie wie, jako onej sprawie ma poradzić
I zbroję z bratniem koniem, gdzie chciał, zaprowadzić.
5Żądza ją wielka grzeje Rugiera swojego
Szukać, nie biorąc raczej przed się nic inszego;
Z którem, jeśliby go gdzie pierwej nie potkała,
Widzieć się w Walumbrozie pewnie spodziewała.
18
1Gdy tak stała wątpliwa, ujźrzała z daleka
Idąc przeciwko sobie trafunkiem człowieka
[369],
Któremu zbroję bratnią kazała ułożyć
I na Rabikana ją powiązaną włożyć,
5Potem za sobą koni dwu wieść w onej dobie,
Z których jeden nic, drugi zbroję miał na sobie;
Dwu miała: jeden dawny, drugi, co go była
Wzięła Pinabellowi, kiedy go zabiła.
19
1
Do Walumbrozy jachać stamtąd umyśliła,
Bo tam naleźć swojego Rugiera tuszyła;
Ale drogi tak, jako trzeba, nie wiedziała
I aby nie zbłądziła, bardzo się bojała
[370].
5On też chłop, który z nią beł i za nią jej konie
Prowadził, nie beł wiadom barzo w tamtej stronie.
Atoli się nakoniec na szczęście puściła
Tam, gdzie że Walumbroza być miała, tuszyła.
20
1Tam i sam patrzy pilnie kogo w onem boru,
Któryby jej ukazał drogę do klasztoru;
Ale niemasz nikogo. Z boru wyjachała
O dziewiątej i zamek z daleka ujźrzała,
5Zamek jeden z daleka na pagórku, który
Zdał się jej być podobny zbyt do Jasnej Góry;
I tak beło, bo potem i sama poznała,
Ze beła Jasna Góra, gdzie matka mieszkała.
21
1
Skoro miejsce poznała, trapić się poczęła
Na sercu i żałość ją okrutna ujęła,
Bo jeśli ją poznają, już, jako ma wolą,
Odjachać jej, rzecz pewna, więcej nie pozwolą;
5Jeśli też tam zostanie, tak ją palić będzie
Ogień srogiej miłości, że garła pozbędzie,
Jeśli swego Rugiera nie obaczy więcej
I co rzekł, w Walumbrozie nie ziści co pręcej.
22
1A kiedy tak wątpliwa długą chwilę była,
Nakoniec Jasną Górę minąć umyśliła
I przeciw klasztorowi konia obracała
Bogatej Walumbrozy, gdzie drogę wiedziała.
5Ale szczęście tak chciało, że onej godziny
Przedtem, niżli na górę wjachała z doliny,
Jednego z braciej swojej, Alarda
[371], potkała
I czasu przed niem gdzie się utaić nie miała.
23
1Wracał się w zad do domu, skoro lud rozprawił
I piechotę i jezdę na leżach postawił,
Którą, jako mu cesarz świeżo beł napisał,
W okolicznych miasteczkach zebrał i popisał.
5Pierwej się miedzy sobą wzajem pozdrowili
I braterskie witania nie raz powtórzyli;
Potem do Jasnej Góry pospołu jachali,
A to o tem, to owem oboje gadali.
24
1Do Jasnej Góry z bratem pospołu wjachała,
Kędy jej utrapiona matka jej czekała,
Ustawicznie smętną twarz łzami polewając
I darmo jej po wszytkiej Francyej szukając.
5Ale one witania, one obłapiania,
One z matką i bracią spólne całowania
Wszytkie za nic i wszytkie za fraszkę ważyła
Przeciwko tem, które z swem Rugierem czyniła.
25
1A nie mogąc wyjachać sama z Jasnej Góry,
Myśliła do klasztoru posłać kogo, który
Miał odnieść Rugierowi, czemu, jako chciała,
Za niem do Walumbrozy stamtąd nie jachała,
5I prosić go, jeśli go prosić beło trzeba,
Aby się, jako beło koniecznie potrzeba,
Okrzcił i prosił o nię, jako miał z nią zmowę,
Potem do skutku przywiódł małżeńską umowę.
26
1Przez tegoż posła konia odesłać mu chciała,
Konia, w którem, że się on zbyt kochał, wiedziała;
A zaprawdę, beł godzien łaski i miłości
Rugierowej dla cnoty i swojej dzielności,
5Bo takiego drugiego we wszytkiem pogaństwie
I we wszytkiem nie było prawie chrześcijaństwie,
Okrom Bryliadora, który beł Orlandów,
A Bajarda drugiego, który beł Rynaldów.
27
1Onego dnia, gdy Rugier osiadł dziwne zwierzę,
Które miało z obu stron przyprawione pierze,
Zostawił beł swojego Frontyną — onemu
Koniowi imię było to Rugierowemu —
5Wziąwszy go Bradamanta, do dom go posłała
I karmić go i z lekka przejeżdżać kazała,
Że w krótki czas, jako się w Jasnej Górze chował,
Tak, jako nigdy przedtem, zbyt się beł wychował
[372].
28
1Robotnice i szwaczki wszytkie, które miała,
Zwołała i pospołu z niemi haftowała,
Mało co przestawając, a wszytka robota
Z białych, czarnych jedwabiów była i ze złota;
5Z tej pokrowiec na siodło i dek
[373] urobiła
Dziwnie kosztowny, którem Fronty na nakryła.
Wtem córki Kalitrefy, mamki swej, przyzwała,
Której się swoich wszytkich tajemnic zwierzała.
29
1
Częstokroć z nią, trzymając dobrze o jej wierze,
Rozmawiać była zwykła o swojem Rugierze,
Jako jej beł na sercu wyraźnie wyryty,
Jako gładki, jako beł rycerz znamienity;
5Tej zawoławszy rzecze: »Nad cię w pewną drogę
»Między wszytkiemi obrać lepszego nie mogę
»I wierniejszego posła, o Hipalko
[374] moja!
»W takiej cenie jest u mnie chęć i wiara twoja.
30
1»Jedź!« — powiada, potem jej wszytkiego naucza,
Gdzie ma jachać i to jej i owo porucza;
A skoro jej zleciła wszytko dostatecznie,
O to bardzo prosiła, aby ją koniecznie
5U niego wymówiła, że się nie stawiła
W Walumbrozie, ponieważ w tem jej przeszkodziła
Zła, przeciwna fortuna, która więcej nami
I naszemi rzeczami władnie, niż my sami.
31
1
Kiedy już na parepie
[375] Hipalka siedziała,
Aby wiodła Frontyna, wodze
[376] jej podała,
Dawszy jej tę naukę, jeśliby kto gwałtem
Chciał go jej wziąć, albo jej w drodze jakiem kształtem
5Złość wyrządzić, aby się z niem w rzecz nie wdawała,
Tylko mu zaraz, czyj beł on koń, powiedziała,
Tusząc, że drżeć na imię Rugierowe mieli
Namężniejszy rycerze, gdyby je słyszeli.
32
1
Wiele jej potem inszych przypomniała rzeczy,
Które, mówiąc z Rugierem, miała mieć na pieczy;
Które skoro w pamięć swą Hipalka zebrała,
Nie chcąc się więcej bawić, w drogę się udała.
5Przez pola, przez równiny, przez góry, przez lasy,
Już beła ujachała pięć mil w one czasy,
A dotąd ją ci wszyscy, co się z nią potkali,
Puszczali ani dokąd jachała, pytali.
33
1
Dopiero po południu, gdy zjeżdżała z góry
Na równiny, potkała Rodomonta, który
Sam jeden szedł piechotą, a wszytek beł zbrojny,
A przed nim śpiesznie bieżał karlik mały, strojny.
5Skoro jej wejźrząt w oczy, brzydkie rozpoczynał
Bluźnierstwa i swe bogi łajał i przeklinał,
Że na on czas onego konia tak pięknego
Nie nalazł raczej w ręku rycerza jakiego.
34
1Przysiągł to beł pohaniec i zaklął się srodze,
Pierwszy koń, który mu się miał trafić na drodze,
Wydrzeć; a to beł pierwszy, nad który piękniejszy
Nie mógł być i coby rząd mógł mieć kosztowniejszy;
5Udał mu się, tylko że sromoty się boi,
Widząc, że białejgłowie brać go nie przystoi.
Mówi często, patrząc nań, z gniewem i z łajaniem:
»Niestetyż mnie, że pana jego niemasz na niem!«
35
1Hipalka na to rzecze: »Szczęście twe tak chciało;
»By tu beł, prędkoć-by się konia odechciało:
»Nie tylko ty, ale nikt pewnie z jego panem
»Nie może być na świecie w męstwie porównanemu«.
5On jej: »Któż to tak cudzą sławę depce?« powie.
Hipalka mu, że to koń Rugierów, odpowie.
Rodomont zaś: »Więc go chcę, kiedy Rugierowi
»Należy, tak sławnemu temu rycerzowi.
36
1»A jeśli jest tak mężnem, jako twierdzisz o niem,
»I żaden mu nie zdoła, ja mu z jego koniem
»Nie zjadę i niechaj wie, że mu go nie stracę
»I owszem mu, jako chce, od niego zapłacę.
5»Powiedz mu, żem Rodomont, jeśli pytać będzie
»O moje imię, i to, że mię najdzie wszędzie,
»Jeśli ze mną boju chce, krom żadnej trudności,
»I pozna mię, bom znaczny z mej własnej światłości.
37
1»Gdzie przejdę, takie znaki po mnie zostawają,
»Że więtsze po piorunach nigdy nie zostają«.
Z takiem przepychem
[377] mówiąc przeciw Rugierowi,
Złote wodze
[378] na szyję włożył Frontynowi
5I wsiadł nań i Hipalkę zostawił żałosną.
Tkniona oną sromotą i krzywdą nieznośną,
Łaje mu, jako może, nieboga nagorzej;
On nie słucha i w górę pojeżdża tem sporzej.
38
1
Jedzie tam, gdzie go karzeł wiedzie, aby z hardem
Mógł swoję Doralikę naleźć Mandrykardem.
Hipalka mu, z daleka jadąc za niem, łaje
I klnie go i złorzeczy, co jej głosu zstaje.
5Co się tam dalej działo, Turpin opisuje,
Który w miejscu tem z drogi prostej występuje,
Potem się wraca znowu na gościniec bity
Do kraju, gdzie beł grabi a z Magance zabity.
39
1
Ledwie co Bradamanta stamtąd się puściła,
Co się szukać swojego Rugiera kwapiła,
Jako tam zła fortuna przyniosła Zerbina,
Z którem wszędzie pospołu jeździła Gabryna.
5Jedzie dalej i ujźrzy, nie wie, czyje ciało,
Które martwe pod górą w dolinie leżało,
I jako ten, co zawsze pobożność miłował,
Nieszczęsnego przypadku onego żałował.
40
1
Leżał grabia Pinabel zabity na ziemi,
Lejąc krew tak obfito ranami wielkiemi,
Że się zdało, że w ciele tak wiele ran było,
Jakby się na jego śmierć sto mieczów złączyło.
5Jachał dalej królewic szocki zawołany
Na szczęście śladem, co beł świeżo udeptany,
Aby się mógł dowiedzieć, przez kogo tam ono
Mężobójstwo tak srogie było popełniono.
41
1
Aby go tam czekała, powiedział Gabrynie,
Obiecując się wrócić pręcej, niż w godzinie.
Ona się zaraz blizko pod trupa pomknęła
I przypatrować się mu stąd i stąd poczęła,
5Myśląc, jeśli się jej co u niego zda, żeby
Wzięła temu, co tego już nie miał potrzeby,
Jako ta, co miała grzech ten między inszemi,
Że zbyt łakoma beła, wadami swojemi.
42
1
By była miała sposób, że rzeczy kradzione
Mogły być jakiem kształtem u niej utajone,
Zdarłaby beła z niego i zbroję i szaty
Wszytkie, spodnie i zwierzchnie, nasuwień
[379] bogaty;
5Dlatego, co skryć może tylko, odejmuje,
Ostatka, że nie bierze, haniebnie, żałuje.
Beł pas piękny na trupie; ten mu odebrała
I pod suknią oba jem boki przepasała.
43
1
Wrócił się prędko Zerbin, który darmo w tropy
Bieżąc za Bradamantą, patrzył bitej stopy,
Bo trafił ścieszkę, co się w kilka dróg dzieliła,
To na dół, to na górę, a ślady myliła.
5Do tego już też późny wieczór następował,
Nie radby beł gdzie w polu pod niebem nocował,
I dla noclegu śpiesznie pojachał z doliny
W towarzystwie niezbożnej, przeklętej Gabryny.
44
1
Dwie mili ujachawszy, pyszno zbudowany
Zamek ujźrzą, Wysoki Brzeg z dawna nazwany;
Tam się zastanowili w nocy dla noclegu,
Co od ziemie do nieba już szła w pełnem biegu.
5Ledwie co z koni zsiedli, srogie narzekanie
Usłyszą i wielki płacz i krzyk i wołanie.
Widzą potem, że wszędzie co żywo płakało,
Tak, jakoby co na tem wszytkiem należało.
45
1
Kiedy się o tem pytał, taką Zerbinowi
Sprawę dano, że świeżo grabi Andzelmowi
Staremu ktoś z nowiną dopiero przybieżał,
Że syn jego zabity niedaleko leżał.
5On chcąc uść podejźrzenia, czyni tę postawę,
Że dopiero od nich wie teraz onę sprawę;
Lecz myśli, że to ten beł mepochybnie, który
Srodze zamordowany leżał podle góry.
46
1
Po małem czasie ciało beło przyniesione,
Na marach z wielką liczbą świec przyprowadzone
Tam, gdzie beł wrzask okrutny i ręku łamanie
I żałosne po wszytkich stronach narzekanie.
5Wszyscy z oczu obfite dżdże na twarz spuszczali
I wołaniem i płaczem nieba przebijali;
Ale najupłakańsza twarz ojca nędznego
Była między wszytkiemi, Andzelma starego.
47
1Kiedy się tak na pogrzeb wielki gotowano
I wielu nań z dalekich krajów zapraszano
Według dawnych porządków, które zachowały
Dawne wieki, które już tych czasów ustały,
5Grabia stary, co płakał ustawnie na zeście
Syna swego, wytrąbić rozkazał po mieście,
Obiecując nagrodę i dar znamienity
Temu, przez kogoby beł srogi mord odkryty.
48
1
Poszła z głosu do głosu i z ucha do ucha
Od grabie obiecanej nagrody otucha,
Aż się także doniosła onej niezbożnice,
Co złością przechodziła tygry, medzwiędzice.
5Lub to dawna nienawiść wielka w niej sprawuje,
Upadek Zerbinowi nieschronny gotuje,
Lubo, żeby się mogła chlubić sprawiedliwie,
Że sama w ludzkiem ciele bez ludzkości żywię.
49
1
Lubo się też łakomstwem i oną uniosła
Obietnicą nagrody, do Andzelma poszła
I po przemowie, która jakiekolwiek miała
Podobieństwo, że Zerbin zabił, powiedziała,
5Syna jego, i pasa z pod suknie dobyła
I przed starem go grabią na stół położyła.
Poznał nieszczęsny ociec zabitego syna
Zwyczajny pas, który mu oddała Gabryna.
50
1
I z płaczem Bogu dzięki czynił, że objawił
Mężobójcę, i zaraz piechotę wyprawił,
Która szedszy do miasta, wszytko pobudziła
Pospólstwo i gospodę wkoło obstąpiła.
5Tak Zerbin nieszczęśliwy, który spał, bezpieczny,
I tej krzywdy nie czekał, był na ostateczny
Upadek od bezbożnej niewiasty podany,
W prierwospy
[380] od Andzelma grabie poimany.
51
1Onej nocy do ciemnej wieże beł wsadzony
I w łańcuchu i w pęcie aż na dno spuszczony.
Jeszcze beło nie weszło słońce, kiedy krzywy
Na zamku wyrok stanął i niesprawiedliwy,
5Aby na temże miejscu, gdzie beł wykonany
Zły uczynek, Zerbin beł rano ćwiertowany;
Inszego też opytu
[381] o tem nie czynili:
Dosyć było, że tak pan i wszyscy wierzyli.
52
1
Nazajutrz, skoro światu pełne mokrej rosy
Ukazała jutrzenka swoje złote włosy,
Wszyscy wyszli, »Niech umrze! niech umrze!« wołając,
Za grzech cudzy niewinnie Zerbinowi łając.
5Pospólstwo się do kupy z różnych stron schodziło,
Aby z miasta złoczyńcę w pole prowadziło,
Bez sprawy, bez porządku; Zerbin beł wsadzony
Na małego podjezdka i w pole wiedziony.
53
1Ale Bóg, który często niewinnych ratuje
I tych, co mu dufają, w przygodzie pilnuje,
Już mu był tak potężne zgotował obrony,
Że onego dnia pewnie nie miał być stracony.
5Trafił się tam cny Orland, który niewinnemu
Królewicowi przyniósł ratunek szockiemu;
Orland widzi moc ludzi, którzy się skupili
I smętnego rycerza na śmierć prowadzili.
54
1
Miał z sobą Izabellę piękną w onem czesie,
Którą z trafunku nalazł niedawno na lesie,
Córkę króla Galega
[382], od zbójców dostaną
I chwilę u nich w ciemnej jaskiniej chowaną
5Potem, jako rozbity okręt zostawiła,
Kiedy go niepogoda morska utopiła,
Samę jednak Bóg dziwnie od śmierci uchował,
Którą barziej, niż duszę swą, Zerbin miłował.
55
1Odtąd, jako od zbójców wyzwolona była,
W towarzystwie z Orlandem ustawnie jeździła;
A w on czas, kiedy on lud tak wielki widziała,
Co to było, Orlanda strwożona pytała.
5On powiedział: »Ja nie wiem«. Potem ją zostawił
Na górze, a sam się wskok w równinę wyprawił
I ujźrzawszy Zerbina, z pierwszego wejźrzenia
Osądził, że beł rycerz godny poważenia.
56
1
Przystąpiwszy pyta go, dla której przyczyny
I gdzie go one gęste prowadziły gminy.
On od ziemie podniósszy pochyloną głowę
Tak, że mógł dobrze słyszeć Orlandowę mowę,
5Wszytkę prawdę powiadał, jako się toczyła,
Tak dobrze, tak wyraźnie, że to jawna była
Orlandowi z jego słów, że nie beł nic krzywy
I niewinnie miał umrzeć rycerz nieszczęśliwy.
57
1
Ale skoro usłyszał, że go na noclegu
To potkało u grabie z Wysokiego Brzegu,
Tem beł tego pewniejszy, bo od nieprawego
Trudno się beło czego spodziewać inszego.
5Do tego nieprzyjaciel beł jeden drugiemu,
A to dla nienawiści i kwoli dawnemu
I niepojednanemu zaciągowi
[383], który
Beł między krwią z Magance, a krwią z Jasnej Góry.
58
1»Rozwiążcie go — zawoła surowemi fuki —
»Albo was pozabijam« — Orland na hajduki.
Jeden, co chciał być śmielszy miedzy niemi, rzecze:
»Niechaj wiem, kto to taki, co tak dobrze siecze?
5»A źlećby to tak fukać, kiedyby z szczerego
»Ognia beł, a my z słomy lub wosku miękkiego«.
I biegł z dobytą bronią przeciw francuskiemu
Rycerzowi; on składa drzewo przeciw niemu.
59
1
Zbroja, którą beł odjął w nocy Zerbinowi
I którą na się włożył, żadnej profosowi
[384]
Obrony, żadnej w on czas nie dała pomocy
Przeciw onej tak wielkiej Orlandowej mocy.
5Hełmuć wprawdzie nie przebił, bo był doświadczony,
Uderzył go w policzek grotem z prawej strony;
Ale tak beł ciężki raz, takie uderzenie,
Że zdechł zaraz i poszedł miedzy blade cienie.
60
1
W jednem biegu i drzewa nie wyjmując z toku,
Drugiemu, co za pierwszem stał na kilku kroku,
Przebił piersi na wylot. Wtem drzewo porzuca,
A wiernej Duryndanie ostatek porucza;
5Temu głowę do czysta, jak trzeba, ucina,
A temu ją na poły dzieli i rozcina.
Wielom przeciął gardziele, tak że ich zostało
Sto zabitych; co żywo potem uciekało.
61
1
Już ich zabił trzecią część, a ostatek goni,
Siecze, kole, dziurawi; żaden się nie broni:
Wszyscy, aby wolniejszy i lżejszy zostali,
Hełmy, tarcze, puklerze, spisy
[385] porzucali.
5Jedni w długą
[386], a drudzy poprzek uciekają,
Ci się w dołach, ci w lesie, ci po chróstach tają.
Tak się niemiłosiernie Orland w on dzień stawił,
Że, by mógł, jednegoby żywo nie zostawił.
62
1
Ośmdziesiąt ich — bo właśnie tak najdzie w Turpinie,
Kto czyta jego księgę — namniej ze sta ginie.
Nakoniec się obrócił po onem pogromie,
Gdzie serce Zerbinowi drżało niewidomie.
5Jako mu beł rad Zerbin, by nie wiem jakiemi,
Ja tego nie wyrażę rymami mojemi;
Padłby beł przed niem krzyżem rycerz zawołany,
Ale i na koniu beł i beł skrępowany.
63
1
Rozwiązał go szlachetny grabia w onem czasie
I pomagał mu zbroję co prędzej wziąć na się,
Odjętą ceklarzowi
[387] dopiero starszemu,
W którą się beł ustroił ku swojemu złemu.
5Tem czasem Izabella na dół się spuszczała,
Co beła sama jedna na górze została,
A teraz, skoro bitwy koniec obaczyła,
Spiesząc się, swe piękności z sobą przynosiła.
64
1
Skoro Zerbin obaczył z blizka twarz nadobną
Pięknej dziewki, rumianej jutrzence podobną,
Której już beł opłakał tak, jako zginionej,
Jako mu sprawę dano, w morzu utopionej,
5Tak, jakoby mu lodu w piersi nakładziono,
Drży od wielkiego zimna; ale zimno ono
Prędko beło w gorący ogień odmienione,
Którem mu serce beło nagle rozpalone.
65
1
By się beł na Orlanda nie oglądał, pewnie
Nie wytrwałby beł zaraz nadobnej królewnie
I obłapiłby ją beł; ale się hamuje,
Bo rozumie, że także Orland ją miłuje.
5Krótkie było wesele i jego radości;
Idzie z męki na mękę, z żałości w żałości,
Ciężej mu, że jest w cudzych ręku, bez pochyby,
Niż gdy słyszał, kiedy ją zjadły głodne ryby.
66
1
Na więtszy żal w ręku ją u tego zastawa,
Któremu on tak wiele powinien zostawa;
Wziąć mu ją nie przystało ani się godziło,
I kto wie, jakoby się to dzieło zdarzyło.
5Mniema, żeby to beł grzech sprosny i szkarady
[388]
Dać sobie wziąć tę zdobycz bez boju bez zwady,
A on tak jest powinien grabi, że nic z drogi
Nie uczyni
[389], kiedy mu da szyję pod nogi.
67
1Stamtąd dalej jachali cicho i w milczeniu
I stanęli przy jednem przejźrzystym strumieniu.
Zdjął sobie z głowy szyszak Orland utrudzony,
Toż i Zerbin uczynił, od niego proszony.
5Skoro w twarz Izabella znajomą wejźrzała,
Z wielkiej radości zbladła i nagle zmartwiała;
Potem się zstaje, jak kwiat śliczny, umoczony
W niepogodę, od słońca z rosy osuszony.
68
1
Bez względu się żadnego do niego porwała
I u szyje mu wisząc, mocno go ściskała;
Słowa ani przemówi, tylko co na ono
Nagłe poznanie łzami twarz leje i łono.
5Orland się ich wzajemnem żądzom przypatruje
Ani inszych dowodów więtszych potrzebuje,
Bo ognie ich miłości jawnie znać dawały,
Że to nie beł nikt inszy, jeno Zerbin śmiały.
69
1
Skoro się Izabella na słowo zdobyła,
Jeszcze z łez nie oschnąwszy, Orlanda chwaliła,
Jako się z nią obchodził, jako jej ratował
Od śmierci i jako się jej potem zachował.
5Zerbin, co Izabellę piękną z swem żywotem
Na jednej szali trzymał, zdumiał się, a potem
Uklęknął na kolana i grabi dziękował,
Że mu dwa jednem razem żywoty darował.
70
1
Dłużejby się bawili beli dziękowaniem
I wzajemnem przyjaźni swej ofiarowaniem,
By beli nie słyszeli huku w onem czesie,
Który się jem ożywał głośno w blizkiem lesie.
5Porwali się do koni i hełmy włożyli
Na głowy, które beli dopiero odkryli;
Ledwie siodeł dopadli, kiedy jadącego
Z lasu ujźrzeli z panną rycerza jednego.
71
1
Mandrykardem się własnem imieniem mianował,
Który Orlanda wszędzie szukał i szlakował,
Chcąc się zemścić koniecznie króla Manilanda
I Aldzierda, zabitych od grabie Orlanda.
5Acz dobrze w tem gonieniu potem beł leniwszy,
Gdy piękną Doralikę otrzymał, pobiwszy
Ułomkiem jesionowem jej ludzi tak siła
Wszytkich zbrojnych: tak dzielność wielka jego była.
72
1Mandrykard w one czasy ani myślił o tem,
Aby to miał być Orland; ale poznał potem
Że beł jeden z rycerzów błędnych, co wędrują
Po świecie i siły swej i szczęścia próbują.
5Na Zerbina mniej patrzał poganin surowy,
Ale grabię obejźrzał od stopy do głowy,
Potem przypatrzywszy się każdemu znakowi,
»Tyś to, którego szukam!« rzecze Orlandowi.
73
1»Już to dziesięć dni wyszło, jako cię szlakuję,
»Jako cię i tam i sam szukam i pilnuję,
»Pobudzony twą sławą, która się rozniosła
»O tobie i obozu pod Paryżem doszła,
5»Że jeden tylko uszedł w niedawnej potrzebie
»Z tysiąca, którzy beli zabici od ciebie,
»Żeś na głowę lud wszytek z Norycyej pobił
»I ludzie z Tremeseny i cudaś porobił.
74
1»Puściłem się za tobą zaraz onej doby,
»Abym się z tobą spatrzył
[390] i znał cię z osoby,
»l wiem, żeś to ty właśnie: znaki cię wydają
»Na zbroi, które wszytkie na cię się zgadzają.
5»I choćbyś nie miał znaków, choćbyś się, przebrany,
»Utaić chciał między stem, abyś beł nieznany,
»Samaby mi cię postać surowa wydała
»I żeś ty jest, nie inszy, jawnie ukazała«.
75
1
»Znać po tej samej sprawie i po twojej mowie,
»Żeś jakiś rycerz wielki — Orland mu odpowie —
»Bo w ladajakiem sercu żądze tak wspaniałe
»Nie zwykły nigdy bywać i tak okazałe.
5»Iż mię szukasz, chcąc ze mną przyść do znajomości,
»I z wierzchu mię i zewnątrz
[391] poznasz bez trudności
»I co jeno chcesz po mnie, na wszytkom gotowy:
»Ato, żebyś mię poznał, hełm zdejmuję z głowy.
76
1»Skoro mię z twarzy poznasz, potrzeba drugiemu
»Zamysłowi też dosyć uczynić twojemu,
»Abyś się ze mną w boju spatrzył i skosztował
[392]
»I abyś rzeczą samą poznał i sprobował,
5»Jeśli się z męstwem zgodzi ta moja postawa,
»Co dopiero ukaże Marsowa rozprawa«.
Powie na to poganin: »Co się tknie pierwszego,
»Nie potrzebuję więcej: pódźmy do drugiego.«
77
1
Stojąc od niego na trzy lub na cztery kroki,
Patrzy mu pilnie Orland na łęk i na boki;
U łęku nic nie wisi, buławy i toku
I koncerza nie widzi i miecza u boku.
5Pyta, jeśli się trafi, kiedy z drzewem goni,
Że chybi, jakiej inszej zwykł używać broni.
Odpowie mu Mandrykard na ono pytanie:
»Siłam ich tak zwojował; nie twe to staranie.
78
1»Uczyniłem przysięgę dawno Makonowi
[393],
»Póki szable nie wydrę gwałtem Orlandowi,
»Nie nosić inszej broni i dla tego za niem
»Wszędzie jeżdżę, abym ją w boju wygrał na niem;
5»A przysięgęm uczynił w ten czas, kiedym swoję
»Głowę okrył tem hełmem i wziął na się zbroję
»Hektorowę; jego to zbroja z tą przyłbicą,
»Który, jako miał umrzeć, już tysiąc lat liczą.
79
1
»Szable mi do całego, którą ukradziono,
»Rynsztunku nie dostaje; tak jednak mówiono,
»Że ma być u Orlanda, dla tego tak śmiały,
»Dufając jej, dla tego tak bywa zuchwały.
5»Ale jeśli mi się go trafi naleźć, tuszę,
»Że mu nie tylko szablę, ale wezmę duszę,
»I chcę się zaraz pomścić rodzica swojego,
»Agrykana, od niego srodze zabitego.
80
1»Orland go zdradą zabił, nie mógł też inaczej,
»Którego ja — lecz o tem niechaj milczę raczej«.
Ale grabia nie milczał: »Łżesz i ty i każdy,
»Co to mówi, i tegom dowieść gotów zawżdy;
5»Ato Orland przed tobą, co go szukasz, stoi.
»Zabiłem Agrykana tak, jako przystoi,
»Ato i szabla, którą, jeśli męstwem kupisz,
»Będzie twoja, jeśli mnie z niej gwałtem obłupisz.
81
1»A choć jest własna moja, atoć jej nie bronię,
»Ale się pierwej w boju masz rozpierać o nię;
»Powieszę ją na drzewie: niech nie będzie moja,
»Dokąd się nie rozprawiem, ale ani twoja:
5»Jeśli mię ty zabijesz, lubo też poimasz,
»Szablę sobie zarazem weźmiesz i otrzymasz«.
To mówiąc, Duryndmę odpasował sobie
I na małem ją drzewku wieszał w onej dobie.
82
1Już się oba od siebie nie bez gróźb i fuku,
Oddalili jako na pół strzelenia z łuku,
Już oba przeciw sobie konie wypuszczają
I kolą je bojcami i wódz nie wściągają;
5Już oba kopiami wielkiemi w się mierzą,
Na ostatek się w hełmy, w twarz prawie uderzą.
Drzewa onych tak ciężkich razów nie strzymały
I na tysiąc trzask poszły i w niebo leciały.
83
1Musiały drzewa, groty musiały pomylić,
Bo się sami rycerze nie chcieli nachylić;
Znowu się wielcy gońcy do siebie wracają
Z ułomkami, co całe po gałki zostają.
5Tak rycerze przywykli mieczom i żelazu,
Złamawszy wielkie drzewa do piewszego razu,
Jako chłopi, kiedy się lub o łąki wadzą
Lub o rolę, z kijami dalszy bój prowadzą.
84
1
Ale i te ułomki niedługo jem trwały
I do uderzenia się czwartego spadały;
A skoro się potłukły one małe części
Wielkich drzew, nie mieli nic krom palców a pięści.
5Gdziekolwiek ręką dojdzie — tak ich jadowity
Gniew zagrzewa — drą blachy i rwą gęste nity;
Nie tak kleszcze rwą mocno, nie tak biją młoty,
Kiedy swe odprawują kowale roboty.
85
1Nie wie, jako bój skończyć Sarracen gniewliwy
Z uczciwem swem, który beł tak barzo szkodliwy;
Głupie się tam czas traci, kiedy z każdej strony
Więcej cierpi, co bije, niżli uderzony.
5Poszli z sobą w cieśniejszą
[394], wtem poganin ściskał
I mocno do swych piersi Orlanda przyciskał,
Wierząc, że mu uczyni, jako Anteowi
Herkules cny uczynił beł zapaśnikowi.
86
1
Bierze go w pas i to go wielkiemi siłami
Pchnie od siebie, to go zaś potargnie rękami
Do siebie i biedzi się i z niem się morduje
I co się z wodzą jego dzieje, nie pilnuje.
5Orland się, jako może, na siedle opiera
I fortelów swych patrzy i sam się w się zbiera
I ściągnie rękę jego koniowi do grzywy
I zedrze uzdę z niego, końca boju chciwy.
87
1
Wszytką siłą poganin chce się o to kusić,
Aby go z konia zwalić, aby go udusić;
On się nie da nachylić i sam w się zebrany,
Konia jako najmocniej przyciska kolany.
5Ale tak beł targaniec od pohańca tęgi,
Że się grabi u siodła zerwały popręgi;
Ledwie Orland postrzega, że już jest na ziemi,
I ściska jeszcze siodło kolany mocnemi.
88
1Z takiem grzmotem spadł grabia, z siodłem obalony,
Jaki czyni zbrój pełny wór, z góry zrzucony.
Koń, który beł bez uzdy, bez munsztuka w gębie
I już nie czuł żadnego hamulca na zębie,
5Porwie się wielkiem pędem, drogi nie pilnuje
Ani gdzie las, gdzie równia, gdzie dół, upatruje;
I strachem przerażony, oślep w onem czesie
Bieży i niewściągniony Mandrykarda niesie.
89
1
Doralika widząc już swego miłośnika
Daleko i bojąc się stracić przewodnika,
Ostrogi w bok swojemu koniowi włożyła
I za niem się skwapliwa przez pole puściła.
5On gniewliwy na konia woła i pięściami
I karze go po bokach obiema nogami
I łaje mu, jakby miał rozum; lecz im więcej
Fuka nań i bije go, tem on bieży pręcej.
90
1
Koń, który beł lękliwy, mija proste drogi
I bieży w przek i sobie nie patrzyna nogi;
Już zbiegł z milę i jeszcze dalejbybeł bieżał,
Bybeł nad rów głęboki jeden nieprzybieżał,
5Wktóry oba we wszytkiem biegugiowpadali,
Choć tam sobie kobierca beli nie posłali.
Atoli jako jego dobre szczęście chciało,
Mandrykardowi się tam nic złego nie zstało.
91
1
Musi stanąć, musi się koń w rowie zasadzić,
Ale go trudno bez wódz
[395], bez uzdy prowadzić.
Łaje, bluźni, przeklina Tatarzyn gniewliwy
I trzyma go rękami za włosy u grzywy;
5Nie wie, co ma z nim czynić, a wtem Doralika:
»Uzdę mojego — rzecze — weź jednochodnika
[396],
»A włóż na swego konia, bo ten mój jest wolny
»I w uździe i bez uzdy namniej nie swowolny«.
92
1Ale się pohańcowi ona rzecz nie zdała,
Aby jachać bez uzdy Doralika miała;
Atoli nań fortuna tak łaskawa będzie,
Że się prędko gdzie indziej na uzdę zdobędzie.
5Z trafunku biegła pędem tamtędy Gabryna,
Która skoro zdradliwie wydała Zerbina,
Uciekała tak, jako wilczyca strwożona,
Od myśliwców z ogary i z charty goniona.
93
1
Oneż właśnie na sobie w on czas miała stroje,
Młode i nieprzystojne sobie i nieswoje,
Które beła niedawno Marfiza zewlokła
Pinabellowej paniej i w nię ją oblokła;
5Tejże konia pod sobą miała, nad którego
Trudno było na świecie naleźć gdzie lepszego.
Prędko jakoś i nagle na pohańca wbiegła
Gabryna, że ani się, że tam stał, postrzegła.
94
1
Śmiała się Doralika i Mandrykard srodze,
Gdy w pięknem, w młodem stroju ujrzeli na drodze
Szpetną babę, co się już beła przestarzała
I twarz, jako koczkodan albo małpą, miała.
5Poganin jej uzdę wziąć z jej konia zamyśla
Na swój koń i prędko się na tę rzecz namyśla;
Zdarszy z jej konia uzdę, zatnie go wodzami
I okrzyknie i pędzi zjętego strachami.
95
1
On ucieka, co jeno mocy ma, i niesie
Babę, co z strachu zdycha wielkiego, po lesie,
Po górach, po równinach, po wielkich padołach,
Po skałach, po kamieniu, po chróście, po dołach.
5Ale mi nie tak wiele na babie należy:
Orlanda pewnie dla niej mój rym nie odbieży,
Który sobie powoli mocno powiązane
Zawlókł w siodło niedawno popręgi zerwane.
96
1
Wsiada znowu na konia i oczy obraca,
Patrząc, jeśli się na zad poganin nie wraca;
Ale iż go nie widzi i długiem czekaniem
Na miejscu nic nie sprawi, chce się puścić za niem.
5Tako beł obyczajny, nie myśli odjechać,
Nic nie mówiąc, i nie chce dawnego zaniechać
Obyczaju i żegna bez długiej przemowy
Izabellę z Zerbinem łagodnemi słowy.
97
1
Żałował barzo Zerbin, barzo żałowała
Izabella odjazdu jego i płakała;
I on i ona się z niem jachać napierali,
Nie chciał Orland i prosił, aby tam zostali,
5I tę wymówkę nalazł, że mu się nie godzi,
Co za nieprzyjacielem szukać go wychodzi,
Brać z sobą towarzysze, aby podejźrzany
W tem nie beł, że od niego chce być ratowany.
98
1
Prosił Orland, kiedy się już rozjeżdżać mieli,
Aby poganinowi to odpowiedzieli,
Jeśli ich pierwej potka — tak się on jem sprawi —
Że się jeszcze w tem kraju przez trzy dni zabawi,
5A że z tamtego kraju prosto się obróci
Do obozu i nazad do wojska się wróci,
Do wojska lilij złotych
[397], a to, aby o niem
Wiedział wszędzie, gdzieby chciał znowu boju po niem.
99
1
I to i każde insze jego rozkazanie
Obiecali wykonać, które włoży na nie.
Tak się stamtąd rycerze oba w onej chwili,
Zerbin w tę, Orland w owę stronę, obrócili.
5Grabia wziął Duryndanę pierwej, co wisiała
Na drzewie i zwyciężcy w nagrodę iść miała,
I przypasał ją na bok; potem koniem ruszył
Tam, kędy Mandrykarda naleźć sobie tuszył.
100
1
Ale iż beł pohańca zniósł koń z prostej drogi,
Zbywszy munsztuka, między ciernie, między głogi,
Dwa dni daremnie jeździł grabia tamtem krajem,
Nie mogąc się z niem potkać żadnem obyczajem
5I dowiedzieć się o niem; a wtem na zielonej
Łące, zielem i kwieciem pięknem ozdobionej,
Ujźrzał zdrój kryształowy, z tej i z owej strony
Pięknem, rozlicznem drzewem wkoło otoczony.
101
1
Południe wiatrek mały czyniło nagiemu
Pasterzowi i bydłu już napasionemu,
Którem i Orland w on czas zwolna beł chłodzony,
Zbroją, hełmem i tarczą wielką obciążony.
5Tu zsiadł dla odpoczynku w ciężkie letnie znoje,
Lecz miasto odpoczynku, wielkieś niepokoje
Nalazł w on dzień nieszczęsny, Orlandzie nieboże,
Tak wielkie, że ich pióro wypisać nie może.
102
1Obracając się wkoło, widzi popisane
Na skórach różne drzewa i pokarbowane;
Skoro okiem przebieżał od sęka do sęka,
Poznał, że to boginiej jego własna ręka.
5To miejsce było jedno z tych, kędy wieczorem
I z rana na przechadzki częstokroć z Medorem
Angelika z blizkiego domu więc chadzała,
Kiedy z niem u pasterza ludzkiego mieszkała.
103
1
Angelikę z Medorem pospołu związanych
Stem węzłów i na stu miejsc widzi napisanych;
Ile słów, raczej liter, tyle goździ było,
Któremi mu się serce żałosne dzieliło.
5Wynajduje sposobów sto, żeby nie wierzył
Temu, czemu na wielki żal swój już uwierzył,
I przymusza się wierzyć, że to insza była
Angelika co w drzewie imię swe wyryła.
104
1
Potem mówi: »Wżdyć ja znam to pismo: czy mało
»Tego było, co mi się widzieć go dostało
»I czytać? Może też być, że może zmyśliła
»Tego Medora tylko i mnie tak okrzciła«.
5Tem fałszywem mniemaniem myśli rozrywając,
Stał, sam na się fortelów i zdrad używając
W nadziei, na którą się w dowcipie zdobywał
I sam siebie umyślnie i chcąc oszukiwał.
105
1
Ale im więcej gasi ono podejirzenie,
Tem je barziej odżywia i puszcza w płomienie,
Nie inaczej, jako ptak nieostrożny, który
W sieć rozpiętą albo w lep trafi lipki pióry,
5Im więcej macha, chcąc się ratować, skrzydłami,
Tem się więcej uwikle i mota wiciami.
Potem tam przydzie, gdzie się góra zakrzywiała
Nakształt łuku, skąd struga piękna wynikała.
106
1
Pierwsze weście zdobiły około krynice
To bluszcze krzywonogie, to błędne
[398] macice.
Tu więc w nagorętsze dni szczęśliwi chadzali
Miłośnicy i zwykłych wczasów zażywali;
5Tu więcej, niż gdzie indziej, wnątrz i każda strona
Zwierzchnia pięknej jaskiniej miała ich imiona,
Częścią wapnem, a częścią krętą
[399] napisane,
Częścią końcem ostrego noża zrysowane.
107
1Wnidzie tam, zjęty żalem i serdeczną męką,
I ujźrzy w pierwszem weściu Medorową ręką
Wiersze w rzędy złożone, a takie się zdały,
Jakoby się dopiero beły napisały,
5O swych wielkich rozkoszach, których więc zażywał,
Kiedy tam z Angeliką dla chłodu chodzywał
[400];
Skład beł w swojem języku przyrodzonem złożył,
1wierzę, że beł piękny, jam go tak przełożył:
108
1
»Piękne drzewa! zielone mchy! przejźrzyste wody!
»I ty, piękna jaskini, ciemna z twemi chłody!
»Gdzie króla Galafrona córa zawołana,
»Angelika, od wielu próżno miłowana,
5»Naga na moich ręku częstokroć leżała,
»Za ten wczas, którym tu miał, gdyśwa tu chadzała,
»Nie mam wam co ja, Medor ubogi, darować,
»Jeno was wiecznie chwalić, jeno wam dziękować
109
1
»I prosić wszytkich, którzy miłości skusili,
»Którzyby się tu kiedy z przygody trafili,
»Lub rycerz lub biała płeć, luboby się stawił
»Z blizka lubo z daleka, aby błogosławił
5»Drzewa, zioła, jaskinią, chłody, wody żywe;
»Miejcie słońce i miesiąc i nieba życzliwe,
»Niechaj wam wszytkie nimfy tych krajów sprzyjają,
»Niech was trzody, niechaj was pasterze mijają!«
110
1
W arabskiem to języku w weściu u jaskinie,
Który grabia tak umiał, jako po łacinie,
Jak beło napisano, wszytko wyrozumiał,
Bo ten język tak dobrze, jak swój, grabia umiał.
5I często przejeżdżając pogańskie narody,
Nieraz przez to uchodził nieszczęścia i szkody;
Ale niech się nie chlubi, że mu się przygodził
Na on czas, bo mu teraz aż nazbyt zaszkodził.
111
1
Raz, dwa, trzy i czterykroć czyta przykre rymy,
Przykre rymy i różne tworzy w głowie dymy,
Myśląc, aby tam beło to pismo nie było,
Ale próżno; pismo się namniej nie mieniło,
5I coraz tak go gryzły żale niepojęte,
Mdłe serce zimną ręką czuł w sobie ujęte;
Na ostatek myśl i wzrok w popisane skały
Tak wlepił, że się i sam zdał być skamieniały.
112
1
Ledwie co żywy został: tak się był onemu
Wszytek dał w moc, nieszczęsny, żalowi wielkiemu —
Temu, który doświadczył, dać wiarę możecie,
Że nad tę niemasz więtszej żałości na świecie —
5Broda mu na pierś spadła, czoło pochylone
Z pierwszej swojej śmiałości beło obnażone;
Nie mógł mieć w onej swojej tak ciężkiej żałości
Słów na skargi, a na płacz łez i wilgotności.
113
1Nakoniec ciężka żałość wewnątrz w niem została,
Która nazbyt skwapliwie z niego wypaść miała,
Jako woda zostawa w naczyniu u szyje
Ciasnem, wewnątrz brzuchatem, gdy kto z niego pije;
5Bo skoro je tylko dnem wywróci do góry,
Wilgotność, co chce gwałtem prędko wypaść z dziury,
W onej się ciasnej drodze trudni i zachodzi
Sama sobie i ledwie kroplami wychodzi.
114
1
Skoro kęs przyszedł k sobie, myśl jego troskliwa
Rozbiera, jako mogła ta rzecz być fałszywa;
Że ktoś chciał jego pannę osławić, tak tuszy,
Dawając mdłej pociechę jakąkolwiek duszy,
5Albo mu to niechętny jemu ktoś z zazdrości
Wyrządził, aby umarł od wielkiej żałości;
Dziwuje się, nieznośną w sercu cierpiąc mękę:
Ktokolwiek beł, tak dobrze wyraził jej rękę.
115
1
Mając tej kęs nadzieje i słabej otuchy,
Zagrzewa w sobie trochę oziębione duchy
I wsiada utrapiony na Bryliadora,
Kiedy mroki spadały ciemnego wieczora.
5Jedzie dalej i ujźrzy z dachów dymy gęste,
Kurzące się i słyszy psów szczekanie częste
I ryk krów, co się z paszy do domu wracały,
I jedzie do noclegu, smętny i zbolały.
116
1Zsiadszy z Bryliadora, mówi parobkowi
Onego domu, aby obrok dał koniowi;
Ten mu zbroję zewłóczy, ten bót ciągnie z nogi,
Ten szyszak, ten mu złote chędoży ostrogi.
5Prawie do domu trafił, kędy leżał ranny
Medor i taką łaskę miał potem u panny.
Łóżka chce, nie wieczerzy Orland utrapiony,
Żałością, nie potrawą inszą nakarmiony.
117
1
Im więcej odpoczynku szuka i pokoju,
Tem więtszy ma niepokój: widzi na podwoju,
Po ścianach i po oknach, gdzie obróci oczy,
Pisma przykre, przyczynę swej ciężkiej niemocy.
5Chce pytać i zaś milczy i język hamuje
I wszelakie sposoby sam w sobie najduje,
Aby ona rzecz, co aż nazbyt jasna była,
Mgłą się, żeby mniej cierpiał, jaką zasłoniła.
118
1
Nie wskórywa, choć myśli oszukiwa swoje,
Choć nie pyta, bo ściany, okna i podwoje
Nie milczą; wtem coś złego przyniosło pasterza,
Który widząc tak barzo smętnego rycerza,
5Aby go uweselił, aby go rozruchał,
Historyą, której więc niejeden rad słuchał,
Której grabia umyślnie i chcąc nie chciał badać,
Ni z tego ni z owego począł mu powiadać,
119
1
Jako na Angeliki prośbę dał nadobnej
Złożenie
[401] w jednej swojej komorze osobnej
Medorowi, który beł okrutnie raniony,
Jako potem beł prędko przez nię wyleczony
5Z onej rany tak wielkiej, jako potem ona
Sama beła od srogiej miłości zraniona,
Jako ogniem tak barzo gorącem pałała,
Że miejsca samej sobie już nie najdowała;
120
1
Jako nie dbając, że się zacnie urodziła
I że namocnjejszego króla córką była
Z królów wschodnich, zagrzana miłością szaloną,
Chudemu się drabowi uczyniła żoną.
5Tem skończył historyą, że wyszedł na progi
I zawoławszy, kazał przynieść klejnot drogi,
Który mu Angelika, nagradzając wczasy
W jego ubogiem domu, dała w one czasy.
121
1Siekierą był on koniec pasterzowej mowy,
Która mu właśnie szyję odcięła od głowy,
Skoro się nad niem sroga miłość napastwiła
I tak się go ciężkiemi razami nabiła.
5Chce w sobie żal utaić, ale nie pomoże,
Tak się sili, że gwałtem strzymać go nie może;
Przez wzdychanie z ust, przez łzy z oczu, choć go dusi
Wypuścić go, rad nierad, nieszczęśliwy musi.
122
1
A kiedy mógł popuścić wodze swej żałości,
Zostawszy jeden tylko sam na osobności,
Z oczu zaczerwieniąłych, wziąwszy twarz na rękę,
Puszcza na dół na piersi niewstrąconą rzekę.
5Przewraca się a stęka, na miejscu nie może
Leżeć i w częste koła zwiedza wszytko łoże;
Ale je tak najduje twarde i kolące,
Jako kamienie, jako pokrzywy gorące.
123
1
Kiedy tak cierpiał one tęsknicę i cknienia
[402],
Przyszło mu jakoś na myśl, że okrom wątpienia
Na tem łóżku, na którem leżał, z swem sypiała
Gamratem
[403], gdy tam dziewka niewdzięczna mieszkała.
5Tak mu zarazem brzydkie i zmierzłe zostaje
I tak się z niego prędko porywa i wstaje,
Jako prędko Jcosiarz, co na sen zawrze oczy,
Widząc węża na trawie podle siebie, skoczy.
124
1W takiej ma nienawiści on dom, ono łoże
I pasterza samego, że wytrwać nie może
Dotąd, ażby wszedł księżyc, lub ażby ubrany
W światło Febus dzień przyniósł albo świt rumiany;
5Oblecze się we zbroję i konia wywiedzie
I do lasa w gęstwinę co nawiętszą jedzie,
I jeśli kogo niemasz, w koło się obziera
I strasznym wyciem bramę żalowi otwiera.
125
1
I kiedy słońce świeci i kiedy się kryje
W oceanie, ustawnie woła, krzyczy, wyje;
Strzeże się i miast i wsi i na miejsca bieży
Nieludne i na ziemi i pod niebem leży
5I sam się sobie często niezmiernie dziwuje,
Jako mu się tak wiele łez w oczu najduje,
Jako tak często wzdychać może i tak w onem
Z sobą samem rozmawia płaczu niewściągnionem:
126
1
»Nie są to już więcej łzy, które z podziwieniem
»Leję z oczu ustawnie tak żywem strumieniem.
»Tak wielkiemu żalowi łzy nie wydołały
»I ledwie w połowicy beł, gdy ciec przestały:
5»Wilgotność to żywotnia, ogniem wypędzona,
»Drogą, która do oczu wiedzie, wypuszczona,
»Ucieka, której leją tak wielki dostatek,
»Że mi żałość i żywot weźmie na ostatek.
127
1»Wzdychania, które w onych mękach znać dawają,
»Nie są pewnie wzdychania; nigdy nie bywają.
»Takie wzdychania, bo te na czasy próżnują:
»Mnie ustawicznie moje męki prześladują.
5»Miłość to ten wiatr czyni, która mię ogniami
»Pali, które rozżarza, machając skrzydłami.
»Twój to cud, o miłości, że choć mię tak palisz
»I w ogniu zawsze trzymasz, nigdy mię nie spalisz.
128
1»Nie jestem tem, czem się zdam z twarzy: już nieżywy,
»Już dawno jest pod ziemią Orland nieszczęśliwy;
»Jego go niewdzięcznica, która go zdradziła,
»Nie strzymawszy mu wiary, okrutnie zabiła.
5»Jam jest tylko jego duch, ale rozdzielony
»Od niego, ustawicznie w tem piekle męczony
»Przy jego cieniu, który sam został na świecie,
»Przykład wam, co w miłości nadzieję kładziecie«.
129
1Całą noc grabia błądził tam i sam po lesie,
Aż jednem razem zły go los jego przyniesie,
Kiedy się rozdniewało tam, gdzie beła jama,
W której przykre wydrożył Medor epigrama
[404].
5Krzywda ta, która w skale wrysowana była,
Tak go boli i tak go srodze zapaliła,
Żeby się beł na żądzą inszą wtem nie zdobył
Krom gniewu a wściekłości, a wtem szable dobył,
130
1
Posiekł pisma, porąbał krzywdy pełne skały
Tak, że pod niebo małe kamienie leciały.
Nieszczęśliwa jaskinia, miejsca nieszczęśliwe,
Które miały na sobie napisy dotkliwe,
5Już wiecznie nie użyczą trzodzie swoich cieniów
I pasterzom na ulgę słonecznych promieniów;
I źrzódło, że tak jasne beło, nie pomogło
I bezpieczne od gniewu jego być nie mogło.
131
1Czego jeno mógł dostać, trawy, ziemie, kłody,
Gałęzie i kamienie ciskał w piękne wody
I zmącił je ode dna, że były nieczyste,
I plugawe, bywszy tak przedtem przeźrzoczyste.
5Nakoniec spracowany, kiedy go już siły
Wszytkie, wielką zwątlone pracą, opuściły
I więcej się z wściekłością jego nie zgadzały,
Padł na ziemię i leżał w znak, zapamiętały.
132
1Padł na ziemię, jakom rzekł, i w znak się wywróciły
Nie mówi nic, tylko wzrok ku niebu obrócił;
Tak nie jedząc i nie śpiąc, trzy dni i trzy nocy
Leżał, nie dając zmysłom zemdlonem pomocy.
5I tak go ona żałość niezmierna trapiła,
Że go nawet rozumu wszytkiego zbawiła;
Czwartego dnia od wielkiej wściekłości porwany,
Rozdarł zbroję na sobie, z zmysłów już obrany.
133
1Daleko wielka tarcza, dalej hełm i przedni,
Dalej jeszcze na ziemi blach
[405] leży pośledni
[406];
Porozciskał i zbroję i wszytko oręże
[407],
To w trawę, to na rolą, to między gałęzie.
5Potem na sobie zdrapał wszytkie spodnie szaty
Inagie piersi i brzuch ukazał kosmaty
I wpadł w takie szaleństwo, że — ktoby to pisał,
Co czynił! — straszliwszego nikt nigdy nie słyszał.
134
1
W taką wściekłość, w szaleństwo tak niewymówione
Wpadł, że mu wszytkie zmysły zostały zaćmione;
Jeszcze dobrze, że szable nie wziął, bo co wiedzieć,
Czegoby beł nie zrobił; acz, mamli powiedzieć,
5Co jest, nic mu nie beło po niej do cudownej
Jego mocy i siły jego niewymownej.
Ukazał to tam zaraz, gdy jednem trząśnieniem
Wyrwał z ziemie wysoką sosnę i z korzeniem.
135
1Wyrwał i inszych kilka tak, jakoby krzaki
Jakie beły albo kopr albo anyż jaki;
Toż uczynił niezłomnem dębom i jesionom
I bukom i topolom i świerkom i klonom.
5Jako ptasznik rwie zielsko, pokrzywy, konopie,
Kiedy pole uprząta na sieć przy wąkopie
[408]
Lub przy chróście, tak właśnie on czynił z wielkiemi
Drzewami, ogromnemi i wystarzałemi.
136
1Wieśniacy porzuciwszy w polu swe roboty
I pasterze swe trzody, tam, gdzie wielkie grzmoty
I huk niewymówiony z daleka słyszeli,
Stąd i zowąd krokami wielkiemi bieżeli. —
5Ale iżem przedłużył i barzo się boję,
Abym się nie uprzykrzył komu, niech tu stoję;
O tem jego szaleństwie ostatek zostawię
Na drugą pieśń, a teraz niechaj was nie bawię.
Koniec pieśni dwudziestej trzeciej.
XXIV. Pieśń dwudziesta czwarta
Argument
1Zerbin Odorykowi złemu jego winę
Odpuszcza, za pokutę dawszy mu Gabrynę;
Potem chcąc bronić szable Orlanda mężnego,
Ginie, zabity ręką króla tatarskiego;
5Izabella go płacze. Pojedynek zwodzą
Mandrykard i Rodomont, potem się rozchodzą,
Aby Agramantowi prędko pomoc dali,
Którego już w obozie naszy dobywali.
Allegorye
1W tej dwudziestej czwartej pieśni w Zerbinie, który się z Mandryardem bije i nakoniec zabity zostawa, jako na wielu inszych miejscach w tej książce, chce autor ukazać ludziom chrześcijańskiem zły i niepobożny zwyczaj pozwolenia wolnego placu do pojedynku dlatego, aby się mogło przezeń poznać, kto ma sprawiedliwą, a kto niesprawiedliwą, gdyż to nie jest nic inszego, jeno upojnie przez tak zły śrzodek kusić Boga, który wielekroć z przyczyn od nas niepojętych dopuszcza na dobrych, że się jem źle dzieje i że niewinnie cierpią, choć się strzegą, wszelakiego niebezpieczeństwa, nie tak, jako owi czynią, którzy alba ze złości albo z hardości albo z próżnej chwały albo z jakiej złej inszej dyspozycyej dobrowolnie wdawają się w jawne niebezpieczeństwa pojedynków.
1. Skład pierwszy
1Kto wpadnie w lep miłości, niech wyrwie co pręcej
Skrzydła i niech się strzeże, by w niem nie lgnął więcej;
Bo według mądrych ludzi — jakoż podobieństwo —
Miłość każda jest jawnie wyraźne szaleństwo;
5I choć nie każdy z mózgu oszaleje taki,
Jako Orland, musi mieć szaleństwa znak jaki.
Aza to nie szaleństwo, kiedy dla drugiego
Ginę i w niwecz siebie obracam samego?
2
1
To szaleństwo jednoż jest, co wam rozum bierze,
Chocia ma różne skutki i nie w jednej mierze
Zawsze stoi, i jest tak, jak las wielki, kędy
Kto się trafi, pomylić i wpaść musi w błędy,
5Ten z owę, ten z tę stronę z drogi ustępuje;
Tem zamknę, że kto sobie miłość tak smakuje,
Że się w niej i starzeje, nie rzekę, obucha,
Ale godzien przynamniej kluzy
[409] i łańcucha.
3
1Ale mi rzecze który: »Czemu nas strofujesz
Z tego grzechu, a sam się inaczej sprawujesz?«
Tak powiadam, że i ja widzę swe błazeństwo,
Kiedy mię na jaki czas opuści szaleństwo,
5I staram się i tuszę, że tej prędko zbędę
Choroby i na pierwszy rozum się zdobędę;
Ale ten wrzód tak prędko nie schodzi, bo ciało
Już się prawie do samych kości zepsowało.
4
1Jużeście to słyszeli, jako nieszczęśliwy
Grabia zmysłów pozbywszy, wielkie czynił dziwy,
Jako zbroję i szaty, które miał na sobie
I szablę porozciskał różnie
[410] w onej dobie,
5Jako jesiony, sośnie
[411], dęby powyrywał,
Jako na grzmot, który się daleko ożywał,
Dziwować się pasterze przybiegli strwożeni,
Od złej gwiazdy albo swych grzechów pociągnieni.
5
1A widząc wielkie drzewa, z korzeńmi wyrwane,
I siły u szaleńca niewypowiedziane,
Uciekać chcą, jeno że nie wiedzą, gdzie, sami,
Jako się trafia zdjętem nagłemi strachami.
5Ujźrzawszy je szaleniec, z miejsca się porywa
Wielkiem pędem i głowę jednemu urywa,
Tak, żeby drugi trudniej urwał niewątpliwie
Lub jabłko na jabłoni lub śliwę na śliwie.
6
1
I za nogę wziął trupa onego bez głowy
I miał go za buławę szaleniec surowy;
Drugiem dwiema wyprawił na oczy sen wieczny,
Z którego się nie ockną aż w dzień ostateczny.
5Inszy wszyscy, co mieli na bieg prędsze nogi,
Uciekali tam i sam pędem w różne drogi.
Bieżałby beł za niemi jeszcze dalej śladem,
Jeno że się obrócił i udał się zadem.
7
1
Oracze mając przykład świeży przed oczami,
Zostawują swe pługi i radła z bronami,
Na kościoły, na domy śpiesznie uciekają,
Kiedy widzą, że drzewa mało pomagają,
5I patrzają z wysoka, jako mocną pięścią,
Paznokciami, zębami częścią woły, częścią
Konie tłucze i kąsa i musi być przedniem
Zawodnikiem
[412] koń, który może uciec przed niem.
8
1
Widzieć było i słyszeć, jako do gromady
Bieżały wsi przyległe i bliższe osady;
Rozlega się wszędzie dźwięk rogów, trąb drzewianych
[413],
Ale najbarziej słyszeć głos dzwonów śpiżanych
[414].
5Tysiącami jedni z gór na dół z koszturami,
Z siekierami, z kosami krzywemi, z rożnami,
Drudzy z dolin na górę biegli w onej chwili,
Aby na szalonego razem uderzyli.
9
1Jako kiedy na słonem brzegu w niepogodę
Rusza Auster podległą niepokojom wodę,
Pierwsza zda się, że tylko igra i żartuje,
Druga się już, niż pierwsza, więtszą ukazuje,
5Trzecia więtszą, niż druga, i dalej zasiąga,
I więcej się po piasku leje i rozciąga:
Tak się właśnie na on czas tłuszcza pomnażała,
Która z gór na Orlanda i z dolin bieżała.
10
1
Dwadzieścia ich zadławił, co naprzód przypadli
Bez sprawy, bez porządku i w ręce mu wpadli;
A to jem pokazało jawnie, że z daleka
Lepiej od szalonego stać było człowieka.
5Nie mogli mu zaszkodzić nic a nic, bo ciało
Orlandowe mieczów się i ran nie bojało
[415]
Dla łaski, którą mu dał Stworzyciel z tej miary,
Aby lepiej mógł bronić Jego świętej wiary.
11
1
By beł mógł Orland umrzeć, chłopstwo, co nań biło,
Niewątpliwa, żeby go tam było zabiło;
Ale go wieczne nieba tak udarowały,
Że bez zbroje, bez broni, mógł być zawżdy śmiały.
5Już też tłum ustępował i na zad uchodził,
Widząc, że mu żaden sztych, żaden raz nie szkodził;
On też, kiedy się wszyscy rozbiegli, powrócił
Od chłopstwa i do wsi się co bliższej obrócił.
12
1
We wsi niemasz nikogo: i wielcy i mali,
Ujęci wielkiem strachem, precz pouciekali.
Było tam dosyć potraw podłych i niedrogich,
Jako to u pasterzów i chłopków ubogich;
5Tam żołędzia od chleba nie rozeznywając
I żołądek tak dawno wypróżniony mając,
W tem, co zastał surowe lub było warzone,
Utopił zaraz ręce i zęby zgłodzone.
13
1
Stamtąd błądząc po onem okolicznem kraju,
Gonił ludzie i zwierze różnego rodzaju;
Nieraz w biegu na lesie jelenia dotrzymał,
Nieraz lub sarnę lubo zająca poimał;
5Nieraz się z niedźwiedziami i wieprzmi dzikiemi
Mocował i gołą je ręką kładł na ziemi
I ich mięsem i siercią brzuch osurowiały
[416]
Napełnił i żołądek posilił zgłodniały.
14
1
Tak po wszytkiej Francyej nie zahamowany
Biegał, aż na jeden most trafił, zbudowany
Przy jednej wielkiej wieży, która zbyt wysoka
Beła; pod mostem rzeka płynęła głęboka,
5Rzeka, co oba brzegi miała z twardej skały
Przykre i niedostępne — ale na czas mały
Grabię Orlanda w jego szaleństwie zostawię,
A królewicem szockiem teraz się zabawię.
15
1
Zerbin, skoro go Orland samego zostawił,
Małą chwilę na onem miejscu się zabawił,
Potem konia obrócił w Orlandowę kolej
I jachał sobie za niem z lekka i powolej.
5Jescze beł nie ujachał mile, gdy z daleka
Ujźrzał przywiązanego do konia człowieka,
Około którego szli jacyś niepoznani
Dwaj rycerze, a oba we zbroje ubrani.
16
1
Ale skoro beł bliżej, poznał go, poznała
I Izabella, która obok z niem jachała;
Odoryk to beł, co beł na koniu związany,
Owej ubogiej na straż, jako wilk, przydany.
5Temu najwięcej Zerbin między swemi wierzył,
Temu się Izabelle swojej beł powierzył,
Tusząc i miarę biorąc z jego życzliwości
Dawnej, że i w tem doznać miał jego wierności.
17
1
Prawie w ten czas onę rzecz królewna swojemu
Powiadała, jako się toczyła, miłemu,
Jako na brzeg na bacie uniesiona była
Pierwej, niżli się pod nią galera rozbiła,
5Jako od Odoryka nagabanie miała,
Jako się do jaskiniej rozbójcom dostała,
I jeszcze nie skończyła, gdy więźnia onego
Ujźrzeli, mocno w siedle pokrępowanego.
18
1
Dwaj, co go miedzy sobą śpiesznie prowadzili,
Poznali Izabellę zaraz w onej chwili;
Otem, który z nią jachał, to mniemanie mieli,
Że to Zerbin, nie inszy, zwłaszcza gdy widzieli
5Jego zacnego rodu herby zawołane,
Na tarczy, którą nosił, pięknie zmalowane.
Lecz, gdy się jego twarzy z blizka przypatrzyli,
Poznali i widzieli, że się nie mylili.
19
1
Spadli z koni i obie ręce wyciągnęli,
Bieżąc przeciwko niemu; potem go poczęli
Witać obadwa nizko i przystojną mową,
Z kolanem pochylonem i odkrytą głową.
5Patrzy Zerbin i widzi, że jeden Almoni,
Drugi zaś z Biskaliej beł Korebus, oni,
Co byli na okręcie od niego wysłani,
Zdrajcy Odorykowi na drogę przydani.
20
1
Almoni pierwszy tak rzekł: »Kiedy widzę z tobą
»Izabellę, że ato zeszliście się z sobą,
»Jako chciała fortuna i łaskawe nieba,
»Słów mi długich do ciebie w tej sprawie nie trzeba;
5»Bo dla jakiej przyczyny w powrozie wiedziemy
»Odoryka, mniemamy i tak rozumiemy,
»Że ta, co krzywdę więtszą od niego odniosła,
»Jui ci to wszytko dawno do uszu doniosła.
21
1
»I to wiesz pewnie, jakom został oszukany,
»Kiedym chytrze od niego beł precz odesłany,
»Więc i to, jako zaś beł Korebus raniony,
»Kiedy się Izabelli rzucił do obrony,
5»Gdy jej chciał gwałt uczynić; ale co się stało,
»Co się potem, jakom się w zad wrócił, przydało,
»Czego ona nie mogła widzieć ani wiedzieć,
»O tem ci tylko teraz krótko chcę powiedzieć.
22
1
»Skorom się w mieście zdobył na siodła, na konie,
»Wracałem się do morza na zad ku tej stronie,
»Kędym beł Izabellę strapioną zostawił
»I Odoryka, co mię dla niej. beł wyprawił;
5»I przyszedłem do brzegu właśnie na to miejsce,
»Kędy beli zostali, i dalej się jeszcze
»Pomknę, ale nie widzę nic, okrom nowego
»Śladu, na mokrem piasku świeżo wybitego.
23
1»Udałem się za niemi śpiesznie w one tropy
»Ku lasowi, gdzie beło trochę bitej stopy.
»Skorom wjachał do lasu, na głosem pobieżał,
»Którym słyszał, i trafię, gdzie Korebus leżał.
5»Pytałem go, gdzie się wżdy królewna podziała,
»Gdzie Odoryk, od kogo rana go potkała?
»Potem wiedząc od niego wszytko dostatecznie,
»Puściłem się w las, chcąc ich gdzie naleźć koniecznie.
24
1
»Kręcę się to tam, to sam i gdzie widzę drogę,
»Patrzę śladu, ale go upatrzyć nie mogę.
»Potem się wrócę, gdziem beł Koreba zostawił,
»Co beł około siebie ziemię tak ukrwawił,
5»Że gdzieby tam beł dłużej leżał i co pręcej
»Nie wziął jakiej pomocy, rzecz pewna, że więcej
»Trzeba mu beło księżej, aby go włożyli
»W ziemię, niżli doktorów, aby go leczyli.
25
1»Zaniosłem go do miasta i tam u jednego
»Postawiłem go w domu jego znajomego.
»Mieszkał w mieście cyrulik jeden doświadczony,
»Przez którego beł potem prędko uleczony;
5»Takżeśmy się na konie, na zbroje zdobyli
»I za Odorykiem się szukać go puścili,
»Co się na dworze króla biskalskiego chował,
»Alfonsa
[417], kędym potem bój z niem odprawował.
26
1»Król, z któremem kilkakroć o tej sprawie mówił
»I tę wszytkę rzecz wiedział, placu nie odmówił;
»Gdzie sprawiedliwość Boża, która w tem nie mogła
»Pochybić, i fortuna moja mi pomogła,
5»Że nieprzyjaciel w boju jawnie przekonany
»I kiedy mi się poddał, został poimany.
»Król, wiedząc jego wszytkie niecnoty, pozwolił,
»Abym go albo zabił albo go niewolił
[418].
27
1»Nie chciałem go zabijać, ale jako baczysz,
»Prowadzę go w łańcuchu, a ty czyń, co raczysz,
»I osądź go, kiedy go weźmiesz z mojej ręki,
»Jeśli ma zaraz na śmierć, jeśli iść na męki.
5»Słysząc, żeś do obozu francuskiego jachał,
»W tenem kraj, abych cię tu mógł naleźć, przyjachał;
»Teraz Bogu mojemu pokornie dziękuję,
»Że gdziem się mniej spodziewał, teraz cię najduję,
28
1»Ale i niemniej za to, że masz swą kochaną
»Izabellę, nie wiem, gdzie i jako dostaną,
»Bom ja tuszył, żeś jej już nie miał widzieć wiecznie«.
Skoro Zerbin dosłuchał wszytkiego statecznie,
5Nie odpowiada na to Almoniuszowi,
Tylko zbyt pilnie patrzy w twarz Odorykowi,
Nie z nienawiści jakiej, ale z żalu raczej,
Że mu Odoryk jego chęć oddał inaczej.
29
1Skoro koniec uczynił Almoni swej mowie,
Chwilę milczał cny Zerbin, rozbierając w głowie
Jako go ten, którego sobie między wielem
[419]
Najszczerszem, najdufalszem
[420] obrał przyjacielem,
5Śmiał tak okrutnie zdradzić; wtem ruszył języka
I przystąpiwszy bliżej, pytał Odoryka,
Jeśli to prawda beła, co mu w oczy zadał
Almoniusz i co nań wyraźnie powiadał.
30
1
On padszy krzyźem, na to: »Zawsze to najdziecie,
»Mój panie, że bez grzechu nikt nie jest na świecie
»I w ni w czem nie jest różny dobry ode złego,
»Jeno, że ten, kiedy jest od grzechu jakiego
5»Albo od jakiej żądze, choć małej, kuszony,
»Nie broni się i w moc się daje, zwyciężony;
»A tamten zaś odpiera, póki mu sił zstawa,
»Acz, jeśli żądza wielka, i on się poddawa.
31
1
»Kiedybych beł od ciebie w jakiem zostawiony
»Mocnem zamku, coby beł dobrze opatrzony,
»A jabych go bez szturmu, bez gwałtu strachowi
»Próżnemu kwoli poddał nieprzyjacielowi,
5»Mógłbyś mię mieć na zdrajcę; ale przyciśniony
»Wielką siłą, skusiwszy ostatniej obrony,
»Kiedybych to uczynił, według mego zdania
»Nie miałbych stąd sromoty ani urągania,
32
1
»Owszem chwałę u wszystkich; bo im jest możniejszy
»Nieprzyjaciel, tem ów jest wymówki godniejszy.
»Ja mniemam, żem nie winien tak wiele w tej mierze,
»Bo zamku, co beł mojej poruczony wierze,
5»Broniłem dotąd, póki obron dostawało,
»Póki mi sił i póki rozumu zstawało;
»Ale kiedy tak wielki gwałt na mnie nastąpił,
»Co za dziw, żem nie strzymał i żem mu ustąpił?«
33
1
Taka Odorykowa w on czas beła mowa,
Przydał i insze rzeczy tej służące słowa,
Ukazując, że go zbyt ostre bojca
[421] bodły,
Które go, niechcącego, na on grzech podwiodły.
5Jeśli co kiedy prośba usilna sprawiła,
Jeśli kiedy pokora skutek uczyniła,
Tu go mogła uczynić, bo wszytko najduje
Odoryk to, co serce błaga
[422], gniew hamuje.
34
1
Królewic stoi; w myślach swoich rozerwany,
Jeśli ma być od niego Odoryk skarany.
Kiedy patrzy na jego zdradę, bez wątpienia
Rozumie go być godnem śmierci i zginienia;
5Kiedy zasię na dufność wzajemną wspomina,
Kiedy sobie z niem dawną przyjaźń pizypomina,
Nie chce mu się go tracić i wodą litości
Gasi gniewy zawzięte i zapalczywości.
35
1
Kiedy tak chwilę Zerbin rozmyślał wątpliwy,
Jeśli miał za uczynek on tak niecnotliwy
Odoryka wolnością i zdrowiem darować,
Czy go na dalsze męki żywego zachować,
5Przybieżał poryżając
[423] koń, któremu z głowy
Dopiero mu zdjął uzdę Mandrykard surowy,
Niosąc babę na sobie, która przez swe zdrady
Królewica na koniec wydała szkarady.
36
1On koń, widząc z daleka w polu drugie konie,
Wielkiem się pędem udał prosto ku tej stronie,
Mając babę na grzbiecie, co srodze wrzeszczała
I bez skutku żadnego ratunku nie miała.
5Skoro ją Zerbin ujźrzał, bogom czynił dzięki,
Że mu bez wielkiej pracy podali do ręki
Onych dwu winowajców, którzy go zdradzili
I mało go o srogą śmierć nie przyprawili.
37
1Zerbin babę zatrzymać i wściągnąć rozkazał
I jako z nią postąpić, sam w sobie rozważał,
Jako ma z nią postąpić; naprzód myśli sobie,
Że jej najlepiej urżnąć nos i uszy obie;
5Potem zasię rozumie, że lepiej złośnicę
Na przykład wszytkim zdrajcom dać na szubienicę.
Różne męki i różne karania wymyśla,
Na ostatek się na te skłania i namyśla.
38
1Rzecze tak do Koreba i do Almoniego:
»Atom się go obmyślił zachować żywego;
»Bo acz nie ze wszytkich miar godzien odpuszczenia,
»Lecz przecię nie zasłużył śmierci i zginienia.
5»Niechaj żyje i niechaj będzie przy wolności,
»Kiedy to, jako mówi, uczynił z miłości,
»Bo próżno to: łatwie się błędy wymawiają,
»W które ludzie z gorącej miłości wpadają.
39
1
»Dobrze więtsze rozumy, niż u Odoryka,
»Czego nie u jednego pełno historyka,
»Miłość z miejsca ruszyła i ludzi tak siła
»Do gorszych i sprośniejszych grzechów przywodziła.
5»Dlatego mu odpuszczam i niech rozwiązany
»Zaraz będzie, a ja zań niech będę karany,
»Którym olśnął
[424], tej mu się rzeczy powierzając,
»Że ogień łatwie słomę spali, nie patrzając«.
40
1
Potem na Odoryka wejźrzawszy, tak rzecze:
»A toć twój grzech odpuszczam, niebaczny człowiecze!
»Aleć taką naznaczam zań pokutę, aby
»Dwanaścieś mi miesięcy pilnował tej baby
5»I miał ją w towarzystwie i we dnie i w nocy,
»Nie spuszczając jej z oka, i swojej pomocy
»Jej użyczał i żebyś o nię czynił w boju
»Z każdem takiem, coby jej nie chciał dać pokoju.
41
1»Do tego chcę po tobie, abyś ten rok cały
»Na każdy dzień z nią jeździł — a wszak to czas mały —
»Po Francyej tam i sam, od miasta do miasta,
»Tam konia obracając, gdzie każe niewiasta«.
5Takich do Odoryka słów królewic użył,
Który był więtsze, niż to karanie, zasłużył,
Co beło, rów mu jaki kazać wielki minąć,
Rów, który niepodobna rzecz beła ominąć.
42
1Tak wiele beła baba sprosna pozwodziła
Rycerzów i białej płci tak wiele zdradziła,
Różnych ludzi, że kto z nią w towarzystwie będzie,
Rzecz pewna, zwad, hałasów, kłopotów nabędzie.
5Tak oboje zostanie nieźle pokarane:
Ona za swoje grzechy, dawno podziałane,
On za to, że jej na się wziął niesprawiedliwie
Obronę; tak niedługo zginie niewątpliwie.
43
1
Tak na ten czas przezacny szocki rycerz tęgą
Odoryka uwiązał i ujął przysięgą,
Obiecując, gdzieby mu nie dotrzymał wiary,
Że wielkich mąk nie ujdzie i surowej kary
5Do pierwszego potkania i niechaj się prosi,
Jako chce, szyję straci i nic nie uprosi.
To mówiąc, Almoniemu rzekł i Korebowi,
Aby zdjęli powrozy z rąk Odorykowi.
44
1
Stało się wszytko podług Zerbinowej woli,
Acz go rozwięzowali prawie poniewoli,
Żałując, że się na niem tak, jako myślili,
Onej tak wielkiej jego zdrady nie zemścili.
5Tak jechał dalej stamtąd Odoryk żałosny
Z szpetną babą, mając żal na sercu nieznośny;
Co się jem potem stało, Turpin nie napisał,
Alem przecię o jednem historyku słyszał,
45
1
Którego nie mianuję, który dostatecznie
Pisze, że chcąc złej onej napaści koniecznie
Zbyć Odoryk, nie pomniąc na swoję przysięgę,
Włożył babie z konopi urobioną wstęgę
5Na szyję i zadzierzgnął węzeł i w porębie
Tuż ją przy samej drodze zawiesił na dębie.
Toż Almoni i jemu — tenże opisuje —
W rok uczynił, jeno że miejsca nie mianuje.
46
1
Zerbin, co wszędzie śladu Orlanda pilnował
I nie radby go stracił, do swych wyprawował,
Do wojska, którzy się oń frasować musieli,
Ponieważ nic tak długo o niem nie wiedzieli.
5Posłanemu od siebie Almoniuszowi
I który z niem pospołu jedzie, Korebowi,
Różne nauki, różne poruczenia dawa,
A z piękną Izabellą sam tylko zostawa.
47
1
Tak barzo Zerbin grabię Orlanda miłuje,
Nie mniej i Izabella, tak ich chęć ujmuje
Oboje dowiedzieć się, jeśli gdzie dojachał
Poganina, za którem szukać go wyjachał,
5Onego, przez którego z konia beł ściągniony
I od niego na ziemi w polu zostawiony,
Że się, póki dzień trzeci nie minie, nie wróci
Do wojska i z tamtego kraju nie powróci.
48
1
Ten beł kres naznaczony od grabie onemu
Rycerzowi, co szable nie ma, pogańskiemu.
Niemasz żadnego miejsca, niemasz żadnej strony,
Którejby beł nie zwiedził Zerbin pomieniony,
5Szukając i szlakując Orlanda, gdzie jachał,
Aż między drzewa gęste z trafunku przyjachał,
Drzewa, niewdzięcznej dziewki ręką popisane,
I nalazł je, z jaskinią srodze porąbane.
49
1Jedzie dalej, gdzie się coś świeciło, w gęstwinę
I błyszczącą się zbroję poznawa grabinę;
Potem i szyszak nalazł, ale nie on dawny,
Który kiedyś na sobie nosił Almont sławny.
5Słyszy potem, że koń rże gdzieś daleko w lesie
I na dźwięk się obróci i głowę podniesie:
I widzi po pięknej się łące pasącego
Bryljadora, na łęku munsztuk mającego.
50
1Nalazł i Duryndanę, co w trawie leżała,
Daleko od szyszaka, a pochew nie miała,
I dołomę
[425], na drobne płatki podrapaną
I tam i sam po różnych miejscach rozmiotaną.
5Izabella i Zerbin żałośnie patrzają,
Ale ani się, co to było, domyślają.
Wszytkich się przygód boi Zerbin utroskany,
Okrom tej, aby miał być z rozumu obrany.
51
1
Kiedyby tam beli krwie znak jaki widzieli,
Że go pewnie zabito, takby rozumieli;
A wtem ujźrzą, że właśnie przeciwko niem bieży
Pasterz jeden strwożony, który beł na wieży
5Trochę przedtem i widział z wielkim podziwieniem,
Kiedy dęby z ziemie rwał pospołu z korzeniem,
Blachy cisnął i szaty na sobie podrapał,
Bydła, ludzie zabijał, których beł nałapał.
52
1
Ten wszytko wypowiedział cnemu Zerbinowi,
Co się nieszczęśliwemu stało Orlandowi.
Zerbin ledwie dowierza, chocia świeże szlaki,
Chocia tego przed sobą ma tak wielkie znaki.
5Zsiada z konia skwapliwy, smutkiem napełniony
I okrutnem na sercu żalem przerażony,
I zbiera przedtem sławne i tak zawołane
Nieszczęśliwe ostatki, różnie
[426] rozmiotane.
53
1
Zsiadła i Izabella z konia i zbierała
Rozciskane oręże, a rzewno płakała;
A wtem ich nadjachała zbytnie utroskana
Piękna panna, na gładkiej twarzy upłakana.
5Chcecie wiedzieć, kto to jest i o co się psuje
Ustawiczną żałością, o co się frasuje?
Fiordyliza to piękna, co wszędzie swojego,
Wyjachawszy z Paryża, szukała miłego.
54
1Brandymart ją beł w mieście Karłowem zostawił
Ani jej żegnał, kiedy w drogę się wyprawił;
Gdzie go ośm albo dziewięć miesięcy czekała,
Ale, iż się nie wracał, za nim pojachała.
5Od morza się jednego do morza puściła
Drugiego i Pyreny i Alpy zjeździła,
Szukając go po wszytkich miejscach, okrom w owem
Pałacu, który dobrze znacie, Atlantowem.
55
1Kiedyby go w tem beła pałacu szukała,
Z Gradasemby go beła pospołu zastała,
Gdzie i Rugier i piękna beła Bradamanta
I Ferat jeszcze pierwej i cny pan z Anglanta.
5Ale skoro go Astolf swą wniwecz obrócił
Drogą księgą, Brandymart zarazem się wrócił
Do Paryża; lecz tego jeszcze nie wiedziała
Fiordyliza, co beła za niem wyjachała.
56
1
Z trafunku tam, jakom rzekł, pierwej nadjachała
Zerbina z Izabellą i zbroję poznała
I konia, który się pasł po łące chodzący
Samopas, mając munsztuk na łęku wiszący.
5Patrzy na pas nieszczęsny wielkiego rycerza,
A już też trochę przedtem także od pasterza
Dowiedziała się była o przypadku onem,
Że Orland zbył rozumu i został szalonem.
57
1Zerbin blachy, z orężem inszem rozmiotane
I do jednej gromady pospołu zebrane,
Chcąc, aby od żadnego nie beło człowieka
Ruszane, luboby tam przyjachał z daleka
5Lubo też beł tameczny, zawiesza na górze
Na sośnie i wydrążą na zielonej skórze:
»Orlandów to rynsztunek«. Tak się rym zamyka,
Jakoby rzekł: »Kto słaby, niechaj go nie tyka«.
58
1Skoro koniec uczynił tak chwalebnej sprawie,
Wsiadał na koń -w żałobnej i smętnej postawie;
Wtem się trafił Mandrykard, który widząc one
Rynsztunki, na wysokiej sośni powieszone,
5Pytał go, co to było. Zerbin, jako wiedział,
Wszytko Mandrykardowi szczerze wypowiedział.
Do sośniej
[427] się król hardy bliżej przystępuje
I ostrą Duryndanę z gałęzi zdejmuje.
59
1Zerbin woła: »Nie bierz jej! nie bierz, poganinie!
»Bo cię kłopot i wielkie nieszczęście nie minie;
»Jeśliś tak dostał sławnej Hektorowej zbroje,
»Żeś ją ukradł, takie jest rozumienie moje«.
5Wtem się chyżo do siebie obadwa porwali
I ostremi żelazy na się przycinali;
Już dźwięki z ciężkich razów dosięgały nieba,
A jeszcze w bój nie weszli słuszny, jako trzeba.
60
1Zerbin się zda prędkością podobien ogniowi;
Umyka się tam i sam mocnemu królowi,
I srogiej Duryndany najwięcej pilnuje,
I gdzie spadnie, tam koniem rączo uskakuje;
5Bo kiedyby na niego z tak potężnej ręki
Spadła raz Duryndana, musiałby przez dzięki
[428]
Iść w pola Elizejskie, tam, kędy mieszkają
Te dusze, które się tu w miłości kochają.
61
1
Jako więc śmiały złajnik
[429], gdy wieprza dzikiego
W polu, daleko stada, zastanie samego,
Obraca go z tej strony i z owej nakoło,
Ale on czeka, aż mu raz przydzie na czoło:
5Tak cny Zerbin pilnuje i nie spuszcza oka,
Gdzie Duryndana spada z nizka lub z wysoka,
I chcąc mieć zdrowie całe i cześć, jednem razem
Bije i umyka się przed srogiem żelazem.
62
1
Z drugiej strony, kiedy się poganin zamierzy
I kiedy srogą szablą zatnie i uderzy,
Zda się, że jest podobny wichrowi wściekłemu,
W marcu w lesie siły swe rozciągającemu,
5Kiedy wysokiem sośniom schyla głowy harde
Albo łamie gałęzi. Ale razy twarde
Tak są częste, że chocia pilnie się ich strzeże,
Jednego się nakoniec Zerbin nie ustrzeże.
63
1
Między mieczem a tarczą sroga szabla wpadła
I minąwszy miecz, potem przez tarczą przepadła.
Zbyt miąższy miał przedni blach, niemniej doskonały
Pancerz, którem okrywał żywot rycerz śmiały;
5Ale pancerz i zbroja w on czas nie pomogła
I wytrzymać srogiemu żelazu nie mogła.
I blach przedni i pancerz tak, jako zajęła,
Aż do samego łęku przeszła i przecięła.
64
1
I by beł nie skąpy raz, jako by beł goły
I nagi, takby go beł przedzielił na poły.
Jeszcze dobrze, że w piersiach nie miał znacznej dziury,
Że broń tylko dosięgła trochę wierzchniej skóry;
5Nie głęboka, ale tak długa rana była,
Żeby się beła dobrą piędzią nie zmierzyła:
Ciepła krew z piersi kropi wypolerowaną
Zbroję i cienką nicią puszcza krew rumianą.
65
1Takem widział niedawno, kiedy białą ręką
Moja pani, co dotąd z moją wielką męką
Serce trapi, na białej jedwabnicy
[430] szyła
I srebro karmazynem subtelnem dzieliła.
5Już niewiele Zerbina jego męstwo wzmaga,
Mało mu jego serce i siła pomaga,
Bo pewnie, że tatarski król miał nad niem siła;
I moc i zbroja jego doskonalsza była.
66
1
Ale się zdał być cięższy ten raz w pojedynku
Z widzenia, niżli w skutku, niż w samem uczynku,
Tak, że cna Izabella serce wylęknione
Czuje w sobie prawie w pół grotem przebodzione.
5Zerbin pełen wielkiego gniewu i śmiałości
I chcąc się pomścić onej rany i lekkości
[431],
Z obu rącz wielką siłą tak, jako wymierzył,
W pół szyszaka dużego pohańca uderzył.
67
1Nic się Zerbin na onem razie nie omylił,
Bo się poganin głową do łęku pochylił,
I by beł nie on szyszak, przez czary zrobiony,
Przedzieliłby mu beł łeb z tej i owej strony.
5Ale mu prędko oddał poganin surowy:
»I ja tak — prawi — umiem« i ciął go w róg głowy,
W szyszak, zebrawszy w kupę wszytkę siłę swoję
I tusząc, że mu przetnie w poły pierś i zbroję.
68
1
Zerbin, który tam trzymał wszytkę myśl, gdzie oczy,
W prawą stronę mu chyżo na koniu uskoczy,
Ale nie tak, aby się ostremu żelazu
Mógł uchronić i zdrowy uść ciężkiego razu;
5Bo tak mocno wściekła broń z góry uderzyła,
Że mu tarcz na dwie równe części rozdzieliła
I łokcia mu i uda lewego pod blachem
Znacznie dosięgła tylko za jednem zamachem.
69
1Zerbin wszytkie swe siły zbiera do pomocy
I siecze Mandrykarda co z najwiętszej mocy;
Ale zbroja pogańska wszytko wytrzymała
I żadnej w sobie skazy i rysy nie miała.
5A ów nie tylko, że go już tarczej pozbawił,
Ale mu w kilku miejscach zbroję podziurawił,
Szyszak potłukł i nadto przez dziewięć ran jeszcze
Zadał mu tam, gdzie beło najszkodliwsze miejsce.
70
1
Co dalej, to się słabsza siła pokazuje
W Zerbinie, a tak się zda, że tego nie czuje,
Bo serce zwykłą w sobie moc swoję chowało
I słabe i zemdlone ciało posilało.
5Tem czasem Izabella z strachu krwie pozbywszy,
Do pięknej Doraliki bliżej przystąpiwszy,
Prosi jej, aby z placu Mandrykarda zwiodła
I aby pojedynek straszliwy rozwiodła.
71
1
Doralika na prośbę jej, pełna litości,
Nie widząc jeszcze żadnej zwycięstwa pewności,
Czyni rada to, o co prosi, i od boju
Przywodzi miłośnika swego do pokoju.
5Zerbin także swe gniewy wściąga i hamuje
Kwoli swej Izabelli i bój zostawuje;
I jedzie w dalszą drogę stamtąd, zostawiwszy
Mandrykarda, o szablę boju nie skończywszy.
72
1Fiordyliza ujźrzawszy, że szabla grabina
Słabą miała obronę w on czas od Zerbina,
Gryzie się sama w sobie i srodze boleje
I płacze i od gniewu dobrze nie szaleje;
5Radaby Brandymarta swego z sobą miała
I gdzieby go nalazła i sprawę mu dała
O tem wszytkiem, tak tuszy, że się on pokusi,
Że Tatarzyn niedługo tej szable zbyć musi.
73
1I tam i sam po różnych miejscach wszędzie szuka
Brandymarta swojego, ale się oszuka,
Bo daleko od niego jeździ Fiordyliza,
A on się już beł dawno wrócił do Paryża.
5Jedzie dalej przez góry, przez pola, przez lasy,
Aż nad jednę przyjedzie rzekę w one czasy,
Gdzie Orlanda poznała, jako potem powiem,
Ale wprzód o Zerbinie niechaj wam dopowiem.
74
1Trapi go barziej, niżli wszytkie insze męki,
Że Duryndana przyszła do pogańskiej ręki,
Choć ledwie może siedzieć na koniu, zemdlały
Po krwi, którą surowe rany wylewały.
5Po małej chwili z niego żal i gniew ustąpił,
A ból mu tak gwałtowny, tak ciężki przystąpił,
Ból tak ciężki, tak srogi, żewidzi i czuje,
Że się już w niem mało co żywota najduje.
75
1Nakoniec nie mógł dalej jachać i mdleć począł
I aby sobie wytchnął i trochę odpoczął,
Stanął przy jednem zdroju, niedaleko lasu.
Izabella, co widzi, że tylko z niewczasu
5Samego musi umrzeć, żałosna, stroskana,
Nie wie, co rzec i co ma czynić upłakana;
O żadnem mieście stamtąd blizkiem nie wiedziała,
Żeby mu cyrulika jakiego dostała.
76
1Wzdycha, stęka, łzami się nieboga rozpływa,
A nieba niepobożne i srogie nazywa.
»Czemum — prawi — niestetyż! nędzna nie zginęła
»W ten czas, kiedym przez wielki ocean płynęła?«
5Zerbin, który mdłe oczy i blizkie skonania
W jej twarzy często trzyma, na jej narzekania,
Na jej skargi boleje barziej oną dobą,
Niż na to, że tak blizką widzi śmierć przed sobą.
77
1
»Bodajbyś mię tak — prawi — szczerze miłowała
»I po śmierci, kiedy już dusza wyńdzie z ciała,
»Jako niczego moje serce nie żałuje,
»Jeno, że cię bez wodza, samę zostawuję;
5»Bo kiedyby tak chciały wyroki przedwieczne,
»Abym ten żywot skończył i dni ostateczne
»Gdzie na bezpiecznem miejscu, a nie w cudzej stronie,
»Dosyćbym miał, kiedybym umarł na twem łonie.
78
1»Ale kiedy zła gwiazda tak chce, że cię muszę
»Zostawić, nie wiem, komu, przysięgam na duszę,
»Na te oczy i na te złote włosy twoje,
»Któremiś uwiązała dawno serce moje,
5»Że choćbym się do piekła złem duchom do ręki
»Dostał, nad wszytkie insze, które tam są męki,
»Taby beła nacięższa, gdybym sobie wspomniał,
»Gdybym, żem cię sierotą zostawił, przypomniał«.
79
1
Nieszczęsna Izabella, blada, jako chusta,
Schyla głowę i do ust jego swoje usta
Przykłada, na żałosnej twarzy upłakana,
Słabiuchna, jako róża, niewcześnie urwana,
5Róża, od chciwej ręki urwana na dworze,
Jeszcze w niesłuśznem wieku i w niesłusznej porze.
Odpowie mu: »Ja na to pozwolić nie mogę,
»Abyś beze mnie miał iść, miły mój, w tę drogę.
80
1
»Abych tu miała zostać, i myślić nie trzeba:
»Pójdę wszędzie za tobą, do piekła, do nieba!
»Niechaj obiedwie dusze jeden koniec mają,
»Niechaj z sobą na wieki pospołu mieszkają.
5»Nie tak cię prędko ujźrzę, miły, umarłego,
»Jako i sama umrę od żalu wielkiego;
»Gdzie też żal będzie tak mdły, że mnie nie zabije,
»Ten mi twój miecz, wiedz pewnie, te piersi przebije?
81
1»Mam nadzieję, że ciała nasze nieszczęśliwe
»Będą mieć lepsze szczęście martwe, niżli żywe;
»Trafi się kto podomno, że i mnie i ciebie,
»Litością przerażony, pospołu pogrzebie«.
5To mówiąc, gdy już wszytka zginęła otucha
Jego zdrowia, ostatki żywotniego ducha,
Które zła niewidomie śmierć kradła, zbierała,
Póki się go szczęt jaki bawił koło ciała.
82
1Wiele Zerbin, jeśli jej odpowie, uczyni;
Atoli odpowiedział: »O moja bogini!
»Przez tę miłość, którąś mi w on czas pokazała,
«Kiedyś dla mnie ojczyste brzegi zostawiała,
5»Proszę i rozkazuję, jeśli to nie siła,
»Abyś dotąd, póki jest Boża wola, żyła,
»Żyła zdrowa, a na to zawsze pamiętała,
»Jakoś ze mnie szczerego przyjaciela miała.
83
1»Może być, że Bóg, który nigdy nie opuści
»Swoich wiernych, nic złego na cię nie dopuści,
»Jako w ten czas uczynił, gdy cnego wyprawił
»Senatora rzymskiego
[432], aby cię wybawił
5»Od rozbójców, jako cię z morskich nawałności
»Zdrowo uniósł, jako cię uchował lekkości
[433]
»Od zdrajcę Odoryka; przeto nie umieraj
»I przed czasem się śmierci, proszę, nie napieraj«.
84
1Wierzę, że ta ostatnia Zerbinowa mowa
Nie beła zrozumiana od słowa do słowa.
Tak ustał, jako małe światło więc ustaje,
Kiedy mu wosku albo tłustości nie zstaje.
5Kto może wypowiedzieć godnie narzekania
Młodej dziewki, kto wrzaski, kto ciężkie wzdychania,
Kiedy ujźrzała, jako lód jaki, zimnego,
Na ręku już bez dusze swojego miłego?
85
1Opuszcza się i cięży na ciele i mdleje
I na martwą zewłokę
[434] łzy obfite leje
I tak wrzeszczy, że się głos daleko rozlega
Po polu i po lesie i nieba dosięga;
5Sama się na się sroży, drapie paznokciami
Piękną twarz, tłucze piersi niewinne pięściami,
Rwie złoty włos i co jej głosu i tchu zstawa,
Napełniać pól Zerbinem swojem nie przestawa.
86
1
Od onego ciężkiego smutku i żałości
Do takiej przyszła dziewka strapiona wściekłości,
Żeby się beła pewnie ręką swą zabiła
I miecz swego Zerbina w piersiach utopiła,
5By się jej nie beł trafił pustelnik z przygody,
Który tam często chadzał dla zdrojowej wody,
I by beł nie zawściągnął gwałtem śmiałej ręki,
Która się wydzierała na swą śmierć przez dzięki.
87
1
Mąż boży, który przy swej dobroci wrodzonej
Beł pełen pobożności, pewnie niezmyślonej,
I który beł dobremi przykłady wsławiony,
Jako beł kaznodzieja wielki i uczony,
5Poważnemi z niej słowy wybija przeklętą
Jej żądzą, a radzi jej na cierpliwość świętą
I kładzie jej przed oczy zacne białegłowy,
Tak te, które miał stary, jako zakon nowy,
88
1
Ukazując, że żaden pociechy nie czuje
Doskonałej, kto Boga szczerze nie miłuje,
A że wszytkie człowiecze nadzieje na świecie
Próżne są i mijają tak, jako cień lecie.
5I tak piękne i mądre słowa wynajdował,
Że w niej żądzą i upor na śmierć uhamował,
I przywiódł ją do tego, że mu ślubowała,
Że przyszły wiek na służbie Bożej strawić miała.
89
1
Nie może jej jednak ześć z pamięci i z myśli
Cny królewic, ciała tam zostawić nie myśli;
I lubo słońce świeci lubo padną mroki,
Chce mieć z sobą na każdy czas jego zewłoki.
5A wtem sobie ciężaru onego pomogli —
Bo pustelnik był duży
[435] — i tak, jako mogli,
Martwe ciało na konia smętnego włożyli
I nie bawiąc się, w drogę dalszą się puścili.
90
1Nie chce dziewki tak gładkiej, tak młodej pobożny
Pustelnik, który na grzech każdy beł ostrożny,
Żadną miarą prowadzić tam, gdzie swoję małą
Komórkę w gęstem lesie miał pod ostrą skałą,
5Kędy beły mieszkania i jamy zwierzęce.
Mówiąc »Trudno nieść ogień z słomą w jednej ręce«
Nie spuszcza się na rozum i na swe baczenie,
Aby w tak niebezpieczne miał wniść doświadczenie.
91
1
Do Prowence ją myśli, do zamku jednego
Blizko od Marsyliej zawieść, u którego
Beł klasztor jeden, wielkiem kosztem zbudowany,
Panieński i wielkiemi bogactwy nadany.
5W pierwszem miasteczku, które na drodze trafili,
Trunnę, w którą martwego rycerza włożyli,
Wczesną
[436] i zasmoloną, dobrze zrobić dali,
Potem tam, gdzie prowadził pustelnik, jachali.
92
1
Przez wiele dni część ziemie niemałą zwiedzili,
A zawsze ustronnemi drogami jeździli;
Bo, iż po wszytkich miejscach pełno beło wojny,
Obierali sobie kraj cichy i spokojny.
5Ale nakoniec beli w drodze zawściągnieni
Od pewnego rycerza i nie uważeni;
Októrem potem powiem, skoro pierwej z hardem
Odprawię się, tatarskiem królem, Mandrykardem.
93
1
Jako się skoro zwada ona, która była
Miedzy niem, a rycerzem szockim, dokończyła,
Miedzy gęstemi drzewy odpoczywał w cieniu
Przy jednem kryształowem, wesołem strumieniu;
5Ale pierwej zdjął siodło upracowanemu
Z grzbieta, a uzdę z gęby koniowi swojemu,
Aby się pasł na trawie; wtem w małą godzinę
Ujźrzał, że rycerz jakiś z gór wjeżdżał w równinę.
94
1
Skoro go Doralika na górze ujźrzała,
Choć jeszcze beł z daleka, zaraz go poznała;
Rzecze do Mandrykarda: »Widzisz tego, który
»Prosto naprzeciwko nam jedzie z onej góry?
5»Rodomont to jest hardy, jeśli się nie mylę;
»Będziesz miał z niem, rzecz pewna, wnetże krotofilę:
»Jedzie się mścić nad tobą swej dawnej lekkości
[437],
»Żeś mu mię wziął; trzebać tu siły i śmiałości«.
95
1
Jako jastrząb, kiedy więc gołębia prędkiego
Albo ptaka z daleka obaczy inszego,
Wznosi głowę i pióra wszytkie wymuskiwa
Na sobie i piękniejszy i weselszy bywa:
5Tak się w on czas wesoło król tatarski stawi,
Tusząc, że Rodomonta pewnie garła zbawi;
Konia bierze, w strzemionach nogę ma, a w ręku
Wodze
[438] trzyma i wsiada, ująwszy się łęku.
96
1
Skoro tak blizko beli, że fuki straszliwe
Mogli swe wzajem słyszeć i słowa dotkliwe,
Rodomont jął nań fukać i ręką i mową,
Mówiąc, że to zapłaci wnetże swoją głową,
5Że tego śmiał rozdrażnić, co miał z to śmiałości
[439]
I z to siły, że się mógł zemścić swej lekkości
Nad swem nieprzyjacielem i co obelżenia
Ani lekkiego nie zwykł cierpieć uważenia.
97
1
Odpowie mu Mandrykard z postawą surową:
»Darmo mię chcesz ustraszyć tą twą groźną mową,
»Której tylko na małe dzieci używają
»I na niewiasty, które, co jest bój, nie znają,
5»Nie na tego, który się barziej kocha w boju,
»Niż w odpoczynku i niż w nielubem pokoju.
»Jam gotów pieszo, konno, zbrojny i niezbrojny,
»Lub w polu lubo w szrankach, spatrzyć z tobą wojny«.
98
1
Ale ato już na się krzyczą i wołają
Z wielkiem gniewem i srogich mieczów dobywają,
Jako wiatr, który z razu ledwie że co dmucha,
A potem z gruntu dębów i jesionów rucha
5I ciemny proch i piasek aż pod niebo niesie,
Potem drzewa wysokie wali w gęstem lesie,
Domy w polu obala i wichry szalone
I grad niesie i bije trzody rozprószone.
99
1
Dwu pogan, którem równych świat nie miał, zagrzane,
Śmiałe serca i siły niewypowiedziane,
Odprawują straszliwy czyn surowej wojny
I bój, tak zuchwałemu nasieniu przystojny.
5Drży ziemia od wielkiego i srogiego dźwięku,
Kiedy szable spadają na się z mocnych ręku;
Skry ze zbrój, uderzonych ciężkiemi razami,
Aż do nieba gęstemi lecą tysiącami.
100
1
Srogi bój dwaj królowie mężni odprawują
Długi czas bez przestanku i tego pilnują,
Aby sobie wzajemnie zbroje zdziurawili
I do ciała śmiertelne sztychy wyprawili.
5Jako się bić poczęli, żaden dotąd jeszcze
Kroku nie ustępuje i jakoby miejsce
Ono beło zbyt drogie, oba go pilnują
I z koła tak małego nic nie występują.
101
1
Na ostatek Tatarzyn zuchwały mężnemu
Ciężki raz dał królowi w łeb algijerskiemu
Z obu rącz tak, że mu się w oczach rozświeciło,
Jakby się tysiąc przed niem świeczek zapaliło.
5Rodomont, jakoby już wszytkiej pozbył siły,
Bije głową grzbiet konia swego i pochyły
Strzemię gubi, w siedle się ledwie zatrzymuje
Przy bytności tej, którą tak barzo miłuje.
102
1
Ale jako łuk mocny i dobrze złożony
Z dobrej stali, od mocnej ręki wyciągniony,
Im się barziej wyciąga i im jest mocniejszy
Strzelec ten, który z niego strzela, tem lekcęjszy,
5Mocniej się znowu wraca i bełt wystrzelony
Z więtszą potęgą pędzi, z cięciwy puszczony:
Tak właśnie afrykański rycerz prędko wstawa
I nieprzyjacielowi sowito oddawa.
103
1
Rodomont także w czoło haniebnie uderzył
Śmiałego Mandrykarda tak, jako wymierzył;
Ale go nie obraził, bo mu twarz nakrywał
Szyszak, który Hektora trojańskiego bywał.
5Tak go jednak ogłuszył dobrze, że nie wiedział,
Jeśli dzień beł, jeśli noc; toli
[440] się osiedział
Przecię w siedle. Rodomont drugi raz uderzy
Na niego, a do głowy po staremu mierzy.
104
1
Koń Mandrykardów, który z góry spadającej
Szable się srodze boi, straszliwie świszczącej,
Pana swojego z wielkiem swojem złem ratuje:
Wspina się i chcąc uciec, przodek wystawuje,
5A wtem go sroga szabla w pół głowy trafiła,
Która na jego pana wyprawiona była;
Nie miał Hektorowego hełmu, nieszczęśliwy,
Jako pan, i zostawa martwy i nieżywy.
105
1
Ale Mandrykard prędko powstawa na nogi
Po onem ogłuszeniu i kręci miecz srogi;
Zr ze się w sobie i gniew go pali jadowity
Wewnątrz o to, że mu beł dzielny koń zabity.
5Afrykański go rycerz chce potrącić koniem;
Ale nie tak beł słaby, jako trzymać o niem:
Tak stał mocno na nogach jako kamień, bity
Od wałów, kiedy pod niem koń poległ zabity.
106
1
Rodomont, który koń czuł pod sobą zemdlony,
Na przedniem łęku z lekka ręką wyniesiony,
Wyjąwszy nogi z strzemion, siodło zostawuje
I z Mandrykardem w równy bój pieszo wstępuje.
5Dopiero się straszliwa bitwa zaczynała,
A nienawiść i pycha obu zagrzewała;
Ale nadjachawszy ich z przygody skwapliwy
Posłaniec, miedzy niemi rozwiódł bój straszliwy.
107
1
Nadjachał ich jeden z tych, co beli wysłani
I po wszytkiej Francyej różnie
[441] rozesłani
Od pogaństwa, aby ci, co się rozjachali,
Do swoich się chorągwi co prędzej wracali,
5Dając znać, że Agramant król beł porażony
I od cesarza Karla w obozie zamkniony;
I gdzieby prędkiej w rychle pomocy nie mieli,
Swoję klęskę i jawny upadek widzieli.
108
1
Poznawa je on poseł barziej po tych raziech,
Któremi na się siekli srodze po żelaziech,
Niż po herbach zwyczajnych i niżli po stroju,
Bo nikt inszy nie mógł zwieść tak srogiego boju;
5Nie ma jednak z to serca
[442], nie ma z to śmiałości,
Aby wszedł między one gniewy i wściekłości,
Choć go do nich król posłał i choć powiadają,
Że posłowie karani nigdziej nie bywają.
109
1
Ale do Doraliki, co stała na stronie
Idzie i powiada jej, jako w złej obronie
Z trochą wojska Agramant, Stordylan, Marsyli
W obozie od chrześcijan oblężeni byli.
5Powiedziawszy jej wszytko, prosi, aby poszła
I obiema rycerzom onę rzecz doniosła,
I nalega, aby ich jako pogodziła
I dać Agramantowi pomoc jem radziła.
110
1Miedzy srogie rycerze z wielkiem sercem wchodzi
I onych pojedynek straszliwy rozwodzi,
Mówiąc tak do obudwu, nadobna królewna:
»Przez miłość, którejem jest po was obu pewna,
5»Proszę, abyście szable do lepszej schowali
»Potrzeby i żebyście zaraz wyjeżdżali
»Do obozu naszego, który oblężony,
»Zguby albo pomocy czeka i obrony«.
111
1
Potem poseł powiedział, jako Sarraceni
Beli w niebezpieczeństwie wielkiem obleżeni,
Prosząc, aby na pomoc szli Agramantowi,
Od którego oddawa list Rodomontowi.
5Nakoniec tem zawarli i tak uradzili,
Aby oba rycerze pokój uczynili
Między sobą aż do dnia, w który obegnany
Ich obóz od chrześcijan będzie ratowany.
112
1
Ale skoro z onego będą wyzwoleni
Obleżenia i z królem swojem Sarraceni,
Aby się do swych pierwszych niechęci wrócili
I aby rozpoczęty bój z sobą skończyli
5Który gdy koniec weźmie, dopiero ukaże,
Komu przysądzić piękną Doralikę każe;
A ta, która przysięgę od nich odebrała,
Za obu, że ją strzymać mieli, ślubowała.
113
1
Była tam niecierpliwa na ten czas Niezgoda,
Którą barzo bolała ona ich ugoda;
Była także i Pycha i obiedwie chciały,
Aby ono jednanie jako rozerwały.
5Lecz Miłość więcej mogła, która tamże była,
Której najwiętsza jest moc i najwiętszą siła;
Ta przyłożone strzały do cięciwy miała
I pozad i Niezgodę i Pychę trzymała.
114
1Krótko mówiąc, chocia jej przeczyła Niezgoda,
Tak, jako Miłość chciała, stanęła ugoda.
Ale nie dostawało konia z nich jednemu,
Co beł w boju zabity; lecz dogodził temu
5Bryliador, co się pasł na łące zielonej
I z trafunku tam przyszedł do potrzeby onej,
Prawie na czas — ale już proszę dozwolenia,
Abych mógł na mały czas odeść dla wytchnienia.
Koniec pieśni dwudziestej czwartej.
XXV. Pieśń dwudziesta piąta
Argument
1Ratuje Ryciardyna
[443] Rugier zawołany,
Który beł na srogą śmierć ogniową skazany
O królewnę hiszpańską, piękną Fiordyspinę.
Aldygierej o braciej swej ma złą nowinę
5I z niewesołą twarzą gości w dom przymuje;
Potem się w drogę z niemi spiesznie wyprawuje
Pomódz Malagizemu i Wiwianowi
I wydrzeć je srogiemu z rąk Bertolagowi.
Allegorye
1W tej dwudziestej piątej pieśni Rugier, który nie oglądając się na żadne niebezpieczeństwo, jedzie wybawić od śmierci Ryciardyna, chocia go nigdy nie znał, ukazuje powinność prawdziwego rycerza, który swój własny żywot dla cudzego puszcza na odwagę. Ryciardyn na śmierć skazany, a potem ratowany, daje nam znać, że miłość zawsze wdaje ludzie w niebezpieczeństwo wielkie, chocia czasem z niego wychodzą, za jakiem szczęściem niespodziewanem.
1. Skład pierwszy
1O jako wielkie młodzi w sobie spory czują,
Którzy i sławy pragną i razem miłują,
I nie wiedzieć, która się mocniejsza najduje:
Czy chęć do czci, czy miłość? Często ustępuje
5Jedna drugiej. Zaprawdę, wielce poważali
Swą cześć oba rycerze, którzy zaniechali
Rozpoczętego boju dotąd, ażby byli
Z oblężenia swojego króla wyzwolili.
2
1
Ale tu miłość więtszą swą moc pokazała,
Bo, by była ich pani tak nie rozkazała,
Nie rozwiedliby beli onego potkania
I nie przyszliby beli nigdy do jednania
5I darmoby był czekał Agramant pomocy
Od nich, od chrześcijańskiej obegnany mocy;
Tem zawieram, że miłość nie zawsze zaszkodzi
I czasem się na wiele dobrego przygodzi.
3
1
Obadwa ci poganie pospołu jachali
Ku Paryżowi, aby swoich ratowali;
I piękna Doralika, która jem kazała
On bój rozwieść, w tęż drogę z niemi pojachała
5I karzeł mały, który tatarskiego w tropy
Króla gonił, pilnując wszędzie jego stopy
Tak długo, aż na niego przezeń nawiedziony
Beł Rodomont i na bój z niem naprowadzony.
4
1Stamtąd na piękną łąkę z trafunku wjachali,
Na której przy strumieniu rycerzów zastali
Dwu zbrojnych, dwu niezbrojnych; z niemi panna była,
Która się po zielonej łące przechodziła.
5Kto to beł? — Nie wzbraniam się wam o tem powiedzieć,
Ale mi o Rugierze wprzód trzeba powiedzieć,
Który onę sławną tarcz, przez czary zrobioną,
Wrzucił w głęboką studnią, w lesie nalezioną.
5
1
Jeszcze beł mile od tej studnie nie ujachał,
Kiedy go Agramantów posłaniec dojachał,
Z tych, co beli posłani po to, aby byli
Na pomoc mu rycerze jego zgromadzili.
5Ten na on czas powiada cnemu Rugierowi,
Że zbyt ciężko już beło tak Agramantowi,
Że jeśli wczesnej prędko pomocy nie będzie,
Wojsko zgubi, żywota i sławy pozbędzie.
6
1
Różne myśli na on czas Rugiera mieszały,
Co mu się beły w głowę wszytkie wraz zebrały,
Nie wie, jaką odprawę posłowi onemu
Dać ma, bo nie miał miejsca i czasu po temu
5Namyślić się; nakoniec przystojnemi słowy
Posła zbywszy, tam jachał, gdzie od białejgłowy
Był, jeśli to pomnicie, smętnej prowadzony
Na pomoc młodzieńcowi, co miał być spalony.
7
1I tak jachał w swą drogę tam, gdzie go niewiasta
Wiodła i po południu przyjachał do miasta,
Które w śrzodku Francyej król trzymał spokojnie,
Marsyli, pod cesarzem zdobyte na wojnie.
5Ani u mostu ani w bramie w onej chwili
Wolnego mu przejazdu namniej nie bronili,
Choć przy bramie i kolo przykopów niemało
Pospólstwa i żołnierstwa było się zebrało.
8
1Iż znano białągłowę, co go prowadziła
I co mu w onej drodze przewodnikiem była,
Dla tego i Rugiera nie zahamowano,
Który z nią beł, ani go, skąd jachał, pytano.
5Wjachał na plac i ujźrzał ogień zapalony
I lud około ognia wielki zgromadzony,
A we śrzodku młodzieniec stał, na śmierć skazany,
Blady na twarzy, mocno powrozy związany.
9
1
Rugier skoro mu wejźrzał w oczy umoczone
Łzami, które ku ziemi trzymał pochylone,
Ma go za Bradamantę swoję: tak nadobny
On młodzieniec we wszytkiem beł do niej podobny!
5Potem im mu się dalej z blizka przypatruje,
Tem go jej podobniejszem twarzą być najduje;
Mówi sobie: »Abo to ona nieomylnie,
Albom ja nie jest Rugier!« a patrzy weń pilnie.
10
1»Nic inszego; jeno że na to się puściła,
»Aby osądzonego na śmierć wyzwoliła,
»Potem jako się jej ta sprawa źle nadała,
»Poimana, jako to widzę, tu została.
5»Ach, czemu się kwapiła, że mię mieć nie mogła
»Z sobą, żebyśwa beła sobie spół pomogła!
»Jednak Bogu mojemu mam za co dziękować,
»Żem w czas przybeł, tak, że jej będę mógł ratować«.
11
1
I nie rozmyślając się nic, szable dobywa,
Bo kopiej na on czas nie miał i rozrywa
Gęsty lud, rozpuściwszy konia, i rozczyna
Srogie dzieło: temu łeb, a temu ucina
5Rękę razem z ramieniem i kręci nakoło
Ostrą szablą, tego tnie w gębę, tego w czoło.
Wszyscy, ujęci strachem, krzyczą i wołają,
Wszyscy jako nadalej z rynku uciekają.
12
1
Jako szpacy bezpieczni stadami latają
I powolej pokarmu po ziemi szukają,
Jeśli z góry krogulec rączy wpadnie na nie,
Albo jednego porwie z nich niespodziewanie,
5Wszyscy idą w rozsypkę, każdy zostawuje
Towarzystwo i aby sam uciekł, pilnuje:
Tak tam właśnie pospólstwa one uciekały,
Kiedy między nie z szablą wpadł bohatyr śmiały.
13
1
Czterem albo sześciom z nich zdjął do czysta głowy,
Którzy nie uciekali, bohatyr surowy
[444];
Sześciom je porozdzielał aż do samej gęby,
Niezliczonem po piersi, po oczy, po zęby.
5Prawda, że nie nakryli beli głów hełmami,
Ale ich przecię siła beło z misiurkami
[445];
Ale małoby beły i hełmy pomogły,
Boby pewnie tak wielkich strzymać sił nie mogły,
14
1
Taką miał moc cny Rugier, jaka być w człowieku
Najmocniejszem nie może dzisiejszego wieku,
Jakiej lwi i niedźwiedzie i jakiej zubrowie
[446]
I inszy co najsroższy nie mają źwierzowie;
5Podobno ziemie drżenie z jegoby zrównało
Wielką mocą albo też wielkie jakie działo,
Do którego, skoro knot i ogień przyłoży,
Drży i niebo i ziemia, morze sobą trwoży.
15
1
Nigdy mniej nad jednego, a czasem padali
Dwa od jednego cięcia, owszem powiadali,
Że i czterech zabijał jednem tylko razem
Z tych, którzy przyodziani nie byli żelazem;
5Bo takie ostrze jego szabla sroga miała,
Że natwardszą stal, jako mleko, rozcinała.
Faleryna ją beła w ogrodzie zrobiła
[447]
Organy
[448] na to, aby Orlanda zabiła.
16
1
Ale że ją zrobiła, prędko żałowała,
Gdy przez nię spustoszony swój ogród widziała;
A teraz, co mniemacie, jako wielkie rany
Czyniła, kiedy ją siekł mąż tak zawołany?
5Jeśli kiedy beł Rugier śmiały, jeśli siła
Jego widziana kiedy i wielka moc była,
Tu ją miał, tu jej użył, tu ją pokazował,
Gdy Bradamanty, jako rozumiał, ratował.
17
1
Ale mu wszyscy takie czynili obrony,
Jakie zając psom czyni, w polu naleziony;
Siła beło tych, którzy pobici zostali,
Ale tych nie mógł zliczyć, co pouciekali.
5Tem czasem białagłowa ręce rozwiązała
Młodzieńcowi i jako najlepiej umiała,
Oblokła go we zbroję, tarcz mu zawiesiła
Na ramieniu, bronią go dobrą opatrzyła.
18
1On się mści, swoją wielką krzywdą urażony,
I tak lud pospolity siecze potrwożony,
Że u każdego dobre mniemanie o sobie
Zostawuje dzielnością swoją w onej dobie.
5Już beło złote koła słońce utopiło
I w morze swoje wozy zachodnie wpędziło,
Kiedy Rugier zwyciężca i z młodzieńcem onem
Jachał z zamku, od śmierci przezeń wybawionem.
19
1
Który, skoro bezpieczny beł za zamkowemi
Murami i za bramą z Rugierem, pięknemi
Słowy, które w swej głowie w on czas wynajdował,
Rugierowi, wybawcy swojemu, dziękował,
5Że nie znając go nigdy, takiem mu się stawił
I z sromotnej go śmierci ogniowej wybawił,
Prosząc, aby mu imię swe własne powiedział,
Aby, komu tak wiele beł powinien, wiedział.
20
1Mówi Rugier do siebie: »Niebieską ozdobę,
»Twarz gładką i urodę i stan
[449] i osobę
»Widzę mej Bradamanty, ale słodkiej mowy
»Jej nie słyszę z pięknemi, uciesznemi słowy;
5»I dziwuję się, że mi tak barzo dziękuje,
»Czego wierny miłośnik jej nie potrzebuje.
»Lecz jeśliż to jest ona, czemuż wżdy własnego
»Tak prędko zapomniała imienia mojego?«
21
1I aby się dowiedział o tem pewnej sprawy,
Mówi mu: »Tak mi się zda, że cię znam z postawy,
»I myślę, gdziem cię widział, lecz sobie nie mogę
»Wspomnieć; ale mnie ty sam nawiedź na tę drogę
5»I powiedz, jeśliś się gdzie widział kiedy ze mną
»I nie utajaj swego imienia przedemną,
»Abym przynamniej wiedział, komu się przydała
»Moja siła i kogo dzisia ratowała«.
22
1
»Być może, żeś mię widział — rzekł mu — ja nie pomnię,
»Gdzie i kędy, i pewnie, że sobie nie wspomnię,
»Bym myślił, nie wiem jako; prawda, że szukając
»Szczęścia, jeżdżę po świecie, sławy dostawając.
5»Podobnoś to gdzie widział jednę siostrę moję,
»Co miecz nosi u boku, ubiera się w zbroję,
»Co mi tak jest podobna, jako powiadają,
»Że nas czasem i swoi nie rozeznawają.
23
1
»A bliźniętaśmy sobie. Nie dwaj, nie trzej byli,
»Nie pięć, nie sześć, którzy się w tem często mylili;
»Ale bracia i ociec, na ostatek matka
»Nie może nas rozeznać dobrze do ostatka.
5»Prawda, że to czyniło tylko między nami
»Różnicę, że ja chodzę z długiemi włosami,
»Jako mężczyzny chodzą, a ona plecione
»Ma warkocze, około głowy obwinione.
24
1
»Ale kiedy jednego dnia beła raniona,
»O czymby beło siła mówić, postrzyżona
»Od pewnego kapłana do pół uszu była,
»Aby się jej tem pręcej rana zagoiła.
5»Żadnego miedzy nami znaku już nie było
»I krom płci, krom imienia, nic nas nie różniło.
»Mnie Ryciardynem, one Bradamantą zową,
»Jam bratem a ona jest siostrą Rynaldową.
25
1»I jeśli wam nie przykro, sprawę usłyszycie
»Zbyt foremną
[450], której się barzo zadziwicie,
»Która mi się stąd, żem jej podobny, trafiła
»I pociech wprzód a potem mąk mię nabawiła«.
5Rugier, co historyej słodszej i wdzięczniejszej
Nie mógł słyszeć i uszom swojem przyjemniejszej
Nad tę, w której o jego miłej była mowa,
Chciał ją słyszeć, a on ją rozpoczął w te słowa:
26
1
»Trafiło się, że siostra w drogę się wybrała
»W tych dniach i kiedy przez las pewny przejeżdżała,
»Sarraceni ją w wielkiej gromadzie potkali
»I ranę jej, bo hełmu nie miała, zadali
5»Prawie wśrzód głowy; którą jeśli zgoić chciała,
»Włosy ostrzydz i urżnąć warkocze musiała,
»Bo rana wielka i zbyt niebezpieczna była,
»I w drogę, zbywszy włosów, dalszą się puściła,
27
1
»Miedzy lasy do zdroju trafiła z przygody,
»Z którego wynikały przeźrzoczyste wody,
»Gdzie strudzona, zdjąwszy hełm z głowy, z konia zsiadła
»I na sen się na trawie zielonej układła —
5»Nie wierzę, aby bajka mogła być piękniejsza,
»Jako ta historya moja teraźniejsza —
»A wtem się Fiordyspina
[451] Hiszpanka trafiła,
»Która po chróście prędkie zające goniła.
28
1
»Ta, kiedy siostrę moję zastała uśpioną,
»W żelazo okrom twarzy wszytkę obleczoną,
»Która, miasto kądziele, miecz u boku miała,
»Że to beł jakiś rycerz błędny, rozumiała.
5»Twarzy się i postawie męskiej przypatruje,
»Nakoniec serce w sobie zapalone czuje:
»W towarzystwo ją z sobą na myśliwstwo wzywa,
»Potem się sama jedna z nią gęstwą okrywa.
29
1
»A skoro się na miejscu osobnem ujźrzała
»I że jej tam nikt zastać nie miał, rozumiała,
»I mową i postawą serce zniewolone
»Odkrywa jej i ostrem sztychem przebodzione;
5»I z wzdychaniem i wzrokiem, srodze zapalonem,
»Daje jej znać o swojem utrapieniu onem,
»Raz zblednie, drugi raz się wstydem zafarbuje,
»Nakoniec ośmielona w usta ją całuje.
30
1»Moja siostra, która się tego domyśliła,
»Że królewna hiszpańska na płci się myliła,
»Nie mogąc jej w tem pomódz, czego ona chciała,
»W wielkiem się labiryncie
[452] zgoła najdowała.
5»»Lepiej, że tak omylne mniemanie o sobie
»»Wykorzenię — tak z sobą mówi w onej dobie —
»»Lepiej mi się, czemem jest, odkryć i ukazać,
»»Aniżli się nikczemnem mężczyzną pokazać«.
31
1
»A prawdę pewnie żywą i szczerą mówiła,
»Że to nikczemność wielka i wyraźna była,
»Nie człowiekowi, ale raczej spruchniałemu
»Drewnu raczej przystojna, gdyby ten, któremu
5»Chciałaby być tak piękna kwoli białagłowa,
»Trzymał skrzydła spuszczone, jako leśna sowa.
»Lecz to lekarstwo beło późne i leniwe:
»Tak barzo miłość serce raniła troskliwe.
32
1
»A do boku dlatego szable przypasała,
»Aby przez nię na świecie sławy nabywała.
»Urodziwszy się w ciepłej Afryce, gdzie swemi
»W Ardzilli morze tłucze brzeg wały strasznemi,
5»Z młodu zaraz kopią władnąć się uczyła,
»Z młodu tarcz siedmioskórą na ręce nosiła.
»Cóż potem: te wymówki nie beły przyjemne,
»Próżne wywody, słowa niewdzięczne, daremne.
33
1»Nie przeto w pięknej twarzy kochać się przestawa
»I w pięknych obyczajach i wszystka się dawa
»W moc miłości i serce, które od niej poszło,
»Do kochanych się oczu zarazem przeniosło.
5»Nie wie, przypatrując się jej męskiem ubiorom,
»Jako dogodzić żądzom i swojem przemorom
[453],
»Bo kiedy myśli, że jest dziewica, z żałości
»Umiera, od okrutnej zagrzana miłości.
34
1»Ktoby beł onego dnia widział jej wzdychanie
»I słyszał płacz i żałość i jej narzekanie,
»I samby beł z nią płakał. »Sroższa — tak mówiła —
»»Męka nad moję jeszcze na świecie nie była:
5»»W każdej inszej miłości swójbym skutek miała
»»I pożądnegobym
[454] się końca spodziewała;
»»Same tylko me żądze, czemu nie pomogą
»»Żadne dowcipy, końca swego mieć nie mogą.
35
1
»»Jeśliś mię, o miłości sroga, trapić chciała,
»»Kiedyś mi szczęśliwego żywota zajźrzała,
»»Mogłaś przestać na jakiej męce obyczajnej
»»I między miłośniki inszymi zwyczajnej:
5»»I w ludziachem i w stadzie nigdy nie widziała,
»»By samica samicę kiedy miłowała;
»»Niewiasta o niewiastę drugą nie dba ani
»»Owca owce pożąda ani łaniej łani.
36
1
»»Ja sama tylko taka na morzu, na ziemi,
»»Na powietrzu, którą ty trapisz tak ciężkiemi
»»Mękami na to, aby mój błąd na czas wieczny
»»Beł w twojem panowaniu przykład ostateczny.
5»»Niezbożna była żądza żony króla Nina
[455],
»»Która swego własnego miłowała syna,
»»Jako nie u jednego najdzie historyka.
37
1»»Biała płeć do mężczyzny żądze obracała
»»I każda pożądany skutek w niej uznała.
»»Pazyfae w drzewianą
[458] krowę, słyszę, wlazła
»»I na miłość swój sposób przecię wynalazła;
5»»Ale mnie nie rozwiąże sam Dedalus
[459] węzła
»»Najwiętszem swem dowcipem, w któremem uwięzła,
»»Którem mię zawiązało samo przyrodzenie,
»»Mistrz zbyt pilny, nad wszelkie mocniejszy stworzenie«.
38
1
»Takiego narzekania, takich słów używa
»I płacze ustawicznie dziewka nieszczęśliwa;
»Piersi tłucze, twarz drapie, krzywdę niewinnemu
»Wielką czyni swojemu włosowi złotemu.
5»Siostra, przypatrując się tak wielkiej żałości
»Nieszczęsnej dziewki, żądze i próżne chciwości
»Chce jej koniecznie wybić i wytrącić z głowy;
»Ale próżne jej słowa, próżne beły mowy.
39
1
»Ona, która pomocy, nie słów potrzebuje,
»Jeszcze barziej narzeka, ciężej się frasuje.
»Już się też do wieczora słońce nachylało
»Iw ocean się wielki ukryć gotowało,
5»Wcześna godzina, w którą do dom się wracają
»Myśliwcy, co na lesie spać wolej nie mają,
»Kiedy królewna siostrę pilnie nalegała,
»Aby do przyległego miasta z nią jachała.
40
1»Nie mogła jej odmówić i tak w onej dobie
»Na to miejsce pospołu przyjachały obie,
»Kędy mię niecnotliwi ludzie spalić chcieli,
»By beli w tem od ciebie przeszkody nie mieli.
5»Fiordyspina mej siestrze wielkie pokazuje
»Swe chęci i wszytkiem ją swem czcić rozkazuje;
»Która się w białogłowskie szaty tam przebrała,
»J że beła dziewicą, wszytkiem ukazała.
41
1
»Widziała, że pożytku stąd nie odnosiła
»Żadnego, że po męsku ubrana chodziła,
»I nie chciała koniecznie, aby z onej miary
»Cierpieć miała przygany i jakie przywary,
5»Aby ci, co nie dobrze o niej rozumieli,
»Stąd, że ją w męskich szaciech wielekroć widzieli,
»Teraz ją w białogłowskiem ujźrzawszy odzieniu,
»Już jej więcej nie mieli we złem podejźrzeniu.
42
1»Na jednem lotu obie onej nocy spały,
»Ale różny sen, różny odpoczynek miaty:
»Jedna śpi, druga oczu nigdy nie zawiera
»I trapi się i płacze i schnie i umiera.
5»Jeśli też onej ciężkiej, niespokojnej nocy
»Snu jej trochę krótkiego przypadnie na oczy,
»Śni się jej, te to sobie w niebie uprosiła,
»Że się w płeć Bradamanta lepszą obróciła.
43
1
»Jako chory, gorączką wielką upalony,
»Pragnie barzo i uśnie, w pragnieniu zemdlony;
»W onym śnie roierwanem, w onem niepokoju
»Wszytko mu się o wodzie śni i o napoju:
5»Tak i onej na żądzą i na jej pragnienie
»Sen przynosi wesołe i lube widzenie.
»Ocyka się i ręką, ocknąwszy, wartuje
[460],
»Ale darmo; bo czego szuka, nie najduje.
44
1
»O jak gorąco swego Makona prosiła,
»O jako częste śluby bogom swem czyniła,
»Aby cudem widomem, jawnem to sprawrili,
»Żeby w lepszą płeć siostrę moję odmienili.
5»Lecz fałszywi bogowie tego nie słuchali
»I podobno się z głupiej prośby naśmiewali;
»A wtem mroki i ona przykra noc minęła,
»I słoneczna się światłość odkrywać poczęła.
45
1»Skoro dzień wszedł, obiedwie zostawują łoże.
»Fiordyspina ulżyć swych mąk w sobie nie może;
»Której o swem odjeździe siostra powiedziała,
»Bo więcej w labiryncie
[461] onem być nie chciała.
5»Królewna jej na samem prawie rozjachaniu
»Hiszpańskiego dzianeta
[462] dała na żegnaniu
»Z drogiem rzędem i zwierzchni nasuwień
[463] przydała,
»Który sama z jedwabiów i z złota utkała.
46
1
»Chwilę ją Fiordyspina dobrą prowadziła,
»Potem płacząc do zamku swego się wróciła.
»Bradamanta tak śpiesznie stamtąd pojeżdżała,
»Że do Białej Góry w dzień onże przyjechała.
5»Matka i my, jej bracia, skoro ją ujźrzemy,
»Niezmiernie się z przyjazdu siostry radujemy;
»Bośmy o niej nic a nic długo nie słyszeli
»I takeśmy, że miała zginąć, rozumieli.
47
1
»Skoro z głowy hełm zdjęła, poczniem się dziwować
»Krótkiem włosom, któremi głowę opasować
»Zwykła była nakoło przedtem, i onemu
»Strojowi jej nowemu i cudzoziemskiemu.
5»Ona nam wszytkę sprawę z samego początku,
»Tak, jako się toczyła, odkrywa do szczątku:
»Jako ranę od pogan wielką w głowie miała
»I aby ją zgoiła, włosy zurzynała
[464];
48
1»Jako, kiedy usnęła na łące u wody,
»Trafiła na nię piękna łowczyna
[465] z przygody,
»Jako się jej fałszywa postać podobała,
»Jako od swych daleko w gęstwę z nią wjachała;
5»Więc jako, od okrutnej raniona miłości,
»Płakała na swe żądze i próżne chciwości,
»Jako z nią nocowała i to, co czyniła
»Przez wszytek czas, niżli się do domu wróciła.
49
1»Znałem ja Fiordyspinę, nie z powieści czyjej,
»Alem ją w Syrakucy
[466] widział we Francyej
[467].
»I barzo mi się w on czas jej twarz i uroda
»I oczy podobały i gładka jagoda;
5»Alem się nie śmiał w miłość tę wdać, bo szaleje
»Każdy, co się zaciąga w miłość bez nadzieje.
»Ale z onej powieści siestrzynej ożyły
»Dawne żądze i w sercu mi się odnowiły.
50
1
»Z tych nici tę osnowę, bo z inszych nie mogła,
»Miłość rozczęła i ta siła mi pomogła;
»Bo mi rady dodała i sposób mi pewny
»Ukazała, przez którym dostać miał królewny.
5»Widziałem sam, że ta rzecz łatwie wyniść
[468] miała,
»Bo jednakość dwu twarzy, która oszukała
»Wiele inszych, tem snadniej mogła Fiordyspinę
»Oszukać przezpodobną do siebie rodzinę..
51
1»Długom myślił, jeślim miał tej sprawy zaniechać,
»Na ostatek się zaraz namyślam wyjechać.
»Nikomu onej myśli swojej nie odkrywam,
»Niczyjej do tej sprawy rady nie zażywam;
5»Idę w nocy tam, kędy beła świetna zbroja,
»Z której się rozebrała beła siostra moja,
»I na konia jej wsiadam i pełny nadzieje
»Jadę, ani chcę czekać, aż się rozednieje.
52
1
»W nocy z domu wyjeżdżam, miłość ze mną jedzie,
»I prosto mię do pięknej Fiordyspiny wiedzie.
»A takem w one czasy jachał kłósem sporem,
»Żem na miejsce przyjachał przed samem wieczorem.
5»Szczęśliwym się poczytał ten, który nowiny
»O mnie naprzód do gładkiej zaniósł Fiordyspiny,
»Tusząc, że mu dać dobry upominek miała,
»Że się naprzód od niego o mnie dowiedziała.
53
1
»Żem ja beł Bradamantą, wszyscy rozumieli,
»Jakoś i ty rozumiał, i za tę mię mieli,
»Tem więcej, żem miał szaty i konia i zbroję,
»W której widzieli w przeszły dzień rodzoną moję.
5»A wtem przyszła po małem czasie Fiordyspina,
»Skoro jej przyszła o mem przyjeździe nowina,
»Z twarzą dziwnie wesołą, zbytnie się radując
»I niewymówione mi łaski pokazując.
54
1»Potem mi się u szyje uwiesza rękami
»I łączy wargi swoje z mojemi wargami.
»Co mniemasz, jeśli miłość, co mnie tam przywiodła,
»Srogiem sztychem serca mi w on czas nie przebodła?
5»Potem do osobnego gmachu mię prowadzi,
»Kędy beło niewolno chodzić jej czeladzi,
»I mówi mi, abym hełm i zbroję składała
»I ostrogi odjęła i miecz odpasała.
55
1
»Potem jednę swą szatę przynieść rozkazała,
»Zbyt bogatą, w którą mię sama ubierała,
»I jakobym niewiasta beła, w czepek złoty,
»Zbiera mi włosy, w czepek swej własnej roboty.
5»Ja też zmyślam i skąpo oczyma szafuję
»I żem dziewka, sposobem każdem ukazuję;
»Głos mię mógł tylko wydać, alem i ten zmyślił,
»Cienko mówiąc, a nikt się tego nie domyślił.
56
1
»Potem mię na przestroną salę prowadziła
»Kędy beła rycerzów i białych głów siła,
»Którzy się nam kłaniali zwyczajem dworowem
»Tak, jako się kłaniają księżnom i królowem.
5»O jakom z wielu szydził, którzy z podziwieniem,
»Nie wiedząc, że pod onem niewieściem odzieniem
»Mężczyzna beł potężny, oczy wytrzeszczali
»I chciwe wzroki we mnie ustawnie trzymali!
57
1»Skoro było chwilę w noc — a już się też była
»Dobrze przedtem wieczerza bogata skończyła
»I potem po wieczerzy stół beł poprzątniony,
»Przedniemi potrawami wszytek zastawiony —
5»Nie czeka, abym prosił o to, Fiordyspina,
»Po com do niej przyjechał, ale co siestrzyna
»Twarz do mojej podobna podomno sprawiła,
»Ażebym z nią nocował, sama mię prosiła.
58
1
»A skoro się i panie i panny rozeszły
»I wszytkie pacholęta z pokoju odeszły,
»Kiedym się ja i ona także rozebrała
»I jużeśmy leżeli, a świeca gorzała,
5»»Nie dziwuj się — jam tak rzekł napierwej królewnie —
»»Żem się prędko wróciła do ciebie, bo pewnie,
»»Jakeś sobie tuszyła, takeś rozumiała,
»»Żeś aż co wiedzieć kiedy widzieć mię nie miała.
59
1
»»Powiem pierwej, czemum się od ciebie śpieszyła,
»»Potem, czemum się prędko tak na zad wróciła.
»»Kiedybych była ognie twoje zgasić mogła,
»»Cna królewno, kiedyćby była co pomogła
5»»Moja bytność i moje przy tobie mieszkanie,
»»Zawszebym z tobą beła na twe rozkazanie.
»»Ale widząc, żem ci dać żadnej nie umiała
»»Pomocy ani mogła, od ciebiem jechała.
60
1
»»Fortuna mię życzliwa z gościńca bitego
»»W drodze zaprowadziła do lasu gęstego,
»»Gdziem niedaleko wielki krzyk i wrzask słyszała
»»Jakby białej płci, która o pomoc wołała.
5»»Bieżę tam i nad rzeką ujźrzę kryształową
»»Poimaną wędami ręką satyrową,
»»Nagą, nadobną dziewkę wśrzód miedzy wodami,
»»Który ją chciał zjeść i już kąsał ją zębami.
61
1
»»Przypadłam tam, abym jej była co pomogła,
»»I mieczem, bom inaczej pomódz jej nie mogła,
»»Onegom okrutnego rybitwa zabiła,
»»A ona z brzegu w wodę natychmiast skoczyła.
5»»Potem mi się oz wała zaraz z onej wody,
»»Mówiąc: Nie będziesz — prawi — za to bez nagrody:
»»Jam jest nimfa, która się pod wodami kryje
»»I która tu w tej rzece przeźrzoczystej żyje.
62
1»»Siła ja mogę, tak wiedz, i słowy i zioły
»»Przymuszam przyrodzenie, przymuszam żywioły.
»»Proś mię, o co żywnie chcesz, a ja, ile mogę,
»»Do wszytkiegoć, a ty się spuść na mię, pomogę.
5»»Na mój rym
[469] tu na ziemię księżyc zchodzi z nieba,
»»Woda gore, a ogień marznie, jako trzeba;
»»Często na proste słowa, którem wymówiła,
»»Słońcem zastanowiła i ziemięm ruszyła.
63
1
»»Nie proszę jej na ono jej ofiarowanie
»»O skarby i o zamki i o panowanie,
»»Nie, abym niezwyczajnych sił jakich dostała,
»»Nie, abym w każdym boju zwyciężcą została:
5»»Ale, aby albo cię jako pocieszyła,
»»Albo aby moję płeć w męską odmieniła;
»»Ani barziej o jedno, niż o drugie proszę,
»»Mając dosyć, że jedno ze dwojga odnoszę.
64
1»»Ledwie com jej onę swą prośbę przełożyła,
»»Jako się wszytka znowu w wodzie ponurzyła
»»I po małej się chwili z niej zaś ukazała
»»I inszej odpowiedzi żadnej mi nie dała,
5»»Jeno mię sczarowaną wodą pokropiła,
»»Co mi płeć, nie wiem, jako, zaraz odmieniła;
»»Czuję, widzę i ledwie wiarę temu dawam,
»»Ze z dziewice mężczyzną, dziwna rzecz, zostawam
65
1
»»I tybyś temu wiary, ja wierzę, nie dała,
»»Kiedybyś tego rzeczą samą nie doznała;
»»Toli
[470], jakom w pierwszej płci była twoją sługą,
»»Tak w tej być chcę, jeślić się na co z swą posługą
5»»Przydać mogę, i odtąd wszytkie wole moje
»»Są gotowe na każde rozkazanie twoje.«
»Takem rzekł, ona też wtem ręką doświadczyła,
»Ze to, com ja powiadał, prawda szczera była.
66
1
»Jako się pospolicie człowiekowi dzieje,
»Co o tej rzeczy, której zbyt pragnie, nadzieje
»Wszytkie stracił, od żalu tak, jako śnieg, taje
»Od słońca, że jej niema, że jej niedostaje,
5»Jeśli ją potem nagle z przygody najduje,
»Niepodobnie się z szczęścia onego raduje
»I ledwie sobie wierzy, od nagłej zastany
»Radości, w sobie samem wszytek pomieszany:
67
1»Tak Fiordyspina, która ręką się dotknęła
»Samej prawdy i rzeczy, której tak pragnęła,
»Nie wierzy swojej ręce, nie wierzy i oku
»I zda jej się, że się jej marzy w ciemnem mroku,
5»I rozumie wątpliwa, że podomno spała,
»I lepszej inszej próby w tem potrzebowała.
»»Jeśli to sen — powiada — i jeślim usnęła,
»»Życzę sobie, żebym się nigdy nie ocknęła«.
68
1»W bębny nie bito, w trąby trębacze nie grali,
»Kiedyśmy bój miłości z sobą rozczynali;
»Początkiem pierwszem beły częste całowania
»Naszej wojny, naszego onego potkania.
5»Inszych broni krom mieczów w szturmie używamy,
»Oszczepów, strzał i łuków i tarczy nie mamy;
»Bez drabinym wlazł na mur, chorągiew na wieży
»Wytknąłem: mój podemną nieprzyjaciel leży.
69
1»Jeśli beło, noc przedtem, wielkie narzekanie
»Na onem łożu i płacz i ciężkie wzdychanie,
»Ta druga beła śmiechu pełna i radości,
»Wesela i rozkoszy, smaku i słodkości.
5»Nie tak się wielą węzłów bluszcze i macice
»Do muru i do swojej przywięzują tycze
[471],
»Jakośmy byli w on czas gęstemi węzłami
»Spół ściśnieni: piersiami, rękami, nogami.
70
1»Kilka miesięcy ta rzecz miedzy nami trwała,
»Że o niej żadna żywa dusza nie wiedziała;
»Nakoniec, nie wiem jako, beła postrzeżona
»I królowi srogiemu potem odniesiona.
5»Ty, któryś mnie wybawił od tych, co już byli
»Wielki ogień, aby mię spalić, nałożyli,
»Możesz ostatek sprawy tej sam łatwie wiedzieć;
»Ale jakom żałosny, trudno wypowiedzieć«.
71
1
Tak w on czas Rugierowi tę sprawę odkrywał
I trudu nocnej drogi Ryciardyn ulżywał
Tą powieścią, wjeżdżając na górę wysoką,
Brzegami i doliną obeszłą
[472] głęboką;
5A do niej ścieszka ciasna prześcia pozwalała
I przykrą drogę trudnem kluczem otwierała.
Na wierzchu beł Agrymont
[473], piękny zamek, który
W opiece miał Aldygier
[474] swojej z Białej Góry.
72
1
Beł to brat Malagiza i Wiwianiego,
Z nałożnice spłodzony, syn Bowa
[475] zacnego;
I kto go własnem synem Gerardowem
[476] zowie,
Myli się i nie trzeba wierzyć jego mowie.
5Jakokolwiek, zawsze był hojny i wspaniały
Aldygierej i mądry i mężny i śmiały,
I wielką we dnie, w nocy straż na zamku trzymał.
Aby go wcale bratu swojemu dotrzymał.
73
1
Ten przyjął z wielką chęcią brata Ryciardyna
Stryjecznego, jako to rodzinę rodzina,
Bo jako rodzonego właśnie go miłował
I kwoli niemu barzo Rugiera szanował.
5Ale nie wyszedł przecię tam przeciwko niemu,
Jako beł zwykł i jako czyniał więc każdemu,
Bo miał jednę nowinę, z której beł żałosny
I dla której frasunek i żal czuł nieznośny.
74
1
I miasto pozdrowienia rzekł do Ryciardyna:
»Niedobra mię, mój bracie, dziś doszła nowina:
»Przez pewnego posłańca jestem obwieszczony,
»Że zły i niecnotliwy Bertolag z Bajony
[477]
5»O krew się naszę z srogą Lanfuzą
[478] targuje
»I za wielkie pieniądze u niej ją kupuje;
»Która mu bracią naszę na śmierć i na męki
»Malgiza
[479] z Wiwianem ma podać do ręki.
75
1»Od dnia tego, w który je od Ferata miała,
»W więzieniu je i w wieży zbyt ciemnej chowała
»Dotąd, aż z Bertolagiem zawarła umowy,
»Jakoście zrozumieli dopiero z mej mowy.
5»Temu je, jako słyszę, snać na umówioną
»Ma między jego pewnem zamkiem a Bajoną
»Godzinę jutro stawić, a sam snać kupować,
»Sam się ma o krew naszę zły człowiek targować.
76
1»Wyprawiłem na dobrem koniu z tą nowiną
»Do Rynalda naszego przed małą godziną;
»Aleć droga daleka: choć śpiesznie pobieży
»Mój posłaniec, boję się, że na czas nie zbieży.
5»Ludzi nie mam tak wiele, żebym wyniść w pole
»Mógł bezpiecznie i chocia są ochotne wole,
»Siły niemasz, bez której trudno co rozczynać,
»A wiem, jeśli ich kupi, że ich da pościnać«.
77
1
Wielką żałość przyniosła ta Ryciardynowi
Nowina, ale niemniej cnemu Rugierowi;
Który widząc, że bracia obadwa milczeli
I jakoby poradzić temu nie wiedzieli,
5Rzecze z wielką śmiałością: »Nie myślcie wy o tem
»I nie psujcie sobie głów darmo tem kłopotem;
»Już wy to temu memu poruczcie mieczowi;
»Ja upewniam, że bracia waszy będą zdrowi.
78
1»Nie proszę was o pomoc; już ja to sam sprawię,
»Ja to sam bez żadnego ratunku odprawię,
»Tylko mi wiadomego kogo z swej czeladzi
»Dajcie, który mię na to miejsce doprowadzi.
5»Usłyszycie wnet trzaski, ujźrzycie i trupy
»Tych, co się będą o te targować okupy«.
Tak mówił, a nie mówił pewnie rzeczy nowych
Jednemu z nich, co beł sił świadom Rugierowych.
79
1
Drugi go słucha jako tego, co rozumie
Siła o sobie, a nic albo mało umie.
Ale Ryciardyn potem na stronie go sprawił,
Jaki beł mąż, jako go od śmierci wybawił,
5Upewniając, że więcej, niżli obiecuje,
Uczyni. Aldygierej barzo go szanuje
I więcej go poważa i ma w uczciwości
Z jego męstwa i z jego tak wielkiej dzielności.
80
1
U stołu, u którego wylewał dostatek
Pełnem rogiem obfitość, czci go na ostatek.
Wszyscy się namyślili onych dwu rodzonych
Ratować, na niezbożne targi prowadzonych;
5A wtem też nastąpiły mroki ciemnej nocy.
I słudzy i panowie zawierali oczy
Wszyscy okrom Rugiera, którego troskliwa
Myśl frasuje i sen mu pożądny rozrywa.
81
1
Obleżenie obozu, o którem go doszła
Onegoż dnia od króla Agramanta posła
Nowina, tkwi mu w głowie i widzi, że snadnie,
Gdzie go wczas nie ratuje, nowem złem podpadnie.
5Widzi, że go nie minie sromotna przygana
Stąd, że z nieprzyjacioły jeździ swego pana;
Jeśli się jeszcze okrzci, dopieroż strachowi
Przypisować to będą albo niestatkowi!
82
1
W każdy inszy czas temu byłoby z tej miary
Wierzono, że to czynił dla prawdziwej wiary;
Ale że w ten czas, gdy król jego oblężony
Potrzebował pomocy jego i obrony,
5U wszytkich niedobrego nie ujdzie mniemania,
Że to raczej z bojaźni czyni i lękania,
Nie dla wiary tej, którą tak teraz wychwala;
To serce Rugierowi dzieli i przekala.
83
1
I to go niemniej trapi, że bez dozwolenia
Swej królowej odjachał i bez jej wiedzenia.
To tą myślą, to ową nachyla troskliwy
Na różne strony serce i umysł wątpliwy;
5Widzi, że go chybiło, czego on beł pewny,
Że ją miał naleźć w zamku hiszpańskiej królewny,
Do którego pospołu z sobą jachać mieli
Ratować Ryciardyna, jakoście słyszeli.
84
1
Potem wspomniał, że jej rzekł i obiecał jachać
Do Walumbrozy, gdzie się miał z nią pewnie zjachać;
Rozumie, że tam ona na to pojachała
I nie zastawszy go tam, zbyt się dziwowała.
5Radby do niej napisać list lubo wyprawił
Posłańca, aby się jej wymówił i sprawił,
Czemu do Walumbrozy, jako rzekł, nie jachał
I czemu nie żegnając, od niej precz odjachał.
85
1
Długo, jako sobie miał w tem postąpić, myślił,
Na ostatek list do niej napisać umyślił;
A choć nie ma nikogo do tej doby jeszcze,
Któryby go bezpiecznie zaniósł na swe miejsce,
5W drodze, jeśli się trafi, zamyśla jakiemu
Oddać go posłańcowi sam w ręce wiernemu.
Wtem wstaje i zawoła, aby zapalono,
Świece, pióro, kałamarz, papier przyniesiono.
86
1
Rzucili się natychmiast pilni pokojowi
I przynieśli to zaraz wszytko Rugierowi.
On, jako pospolicie zwykło bywać, w pierwsze
Pozdrowienia i służby swoje kładzie wiersze,
5Potem nowiny, jako od niego pomocy
Król potrzebował przeciw chrześcijańskiej mocy,
I że zginie, jeśli mu wcześnie nie przybędzie,
Albo u nieprzyjaciół pewnie w ręku będzie.
87
1
Przydawa, jako mu się na pomoc gotował,
Kiedy tego jego król po niem potrzebował,
Prosząc, aby i ona na to pozwoliła,
A niesławy mu z onej miary nie życzyła;
5Bo, mając być jej mężem, słusznie się wystrzegał,
Aby uszedł złej sławy, aby nie podlegał
Obmówiskom
[480], i jako w niej zmazy nie było,
Tak i onemu się jej pilnie strzedz godziło.
88
1
I jeśli przez wszytek czas dobremi sprawami
I przeważnemi sławy dostawał dziełami
I dostawszy jej, tego usilnie pilnował,
Aby jej nie oszpecił, aby ją zachował,
5Tem więcej teraz miał mieć więtszą pieczą o niej,
Ponieważ już i ona należała do niej,
Która mu już małżonką zostać obiecała
I z niem być we dwu ciałach jedną duszą miała.
89
1
A jako ją w tem ustnie i przedtem i potem
Upewnił, tak i przez list chciał jej dać znać o tem,
Że skoro ten czas minie, przez który swojemu
Obowiązany wiarą beł panu zwierzchniemu,
5Okrzei się i przystanie do prawdziwej wiary,
Do której się nachyla z dawna z każdej miary;
Potem ojca Amona, Rynalda i innych
Będzie prosił w małżeństwo o nię jej powinnych.
90
1»Proszę — prawi — u ciebie pilnie pozwolenia
»Wybawić mego pana pierwej z obleżenia,
»Abym uszedł przy mówek i ludzkiej obmowy,
»Bo wiem, żeby zelżywe beły o mnie mowy:
5»»Rugier, póki się jego królowi szczęściło,
»»Przestawał z niem, a teraz, gdy go odstąpiło
»»Szczęście i cesarz Karzeł mocniejszy zostawa,
»»Z jego nieprzyjacioły trzyma i przestawa«.
91
1»Na dwadzieścia dni tylko, a jeśli to siła,
»Więc na piętnaście proszę, żebyś pozwoliła;
»Pewienem, że przez ten czas król mój oblężony
»I z obozem swem będzie przez mię wyzwolony.
5»A wtem najdę przyczynę i sposób przystojny,
»Że mu czołem uderzę
[481] i zjadę z tej wojny.
»O to tylko dla mego proszę uczciwego,
»Ostatek niech twój będzie żywota mojego«.
92
1
W takie i w tem podobne słowa napisany
Beł list, który gotował Rugier zawołany;
Acz się on dobrze dłużej w tej rzeczy rozciągał
I pióra, aż beł arkusz pełny, nie zawściągał.
5Potem list napisany, jako umiał, złożył
I zapieczętował go i w zanadrze włożył,
Tusząc, że jutro w drodze potka kogo, który
Zaniesie go tajemnie jej do Białej Góry,
93
1
Skoro list on swój zawarł, zawarł także oczy
I nalazł odpoczynek i pokój tej nocy,
Bo sen przyszedł i ciało rózgą wyciągnioną
Skropił mu, w niepamiętnej
[482] Lecie
[483] omoczoną.
5I odpoczywał dotąd, aż się zaświeciły
Piękne zorze i kwieciem na wschodzie nakryły
I białem i czerwonem pola, góry, wody
I dzień biały ze złotej wychodził gospody.
94
1A kiedy drobni ptacy śpiewać poczynali
I nowe światło głosy pięknemi witali,
Aldygierej, który sam chciał być Rugierowi
Przewodnikiem w tej drodze i Ryciardynowi
5I inszem, co strzedz mieli, aby poimani
Bracia Bertalogowi nie beli oddani,
Napierwej beł na nogach; co gdy usłyszeli
Oni dwaj, z miękkich także wstawali pościeli.
95
1
A skoro ciała jasnem okryli żelazem,
Ze dwiema stryjecznemi wyjachali razem,
Rugier prosiwszy długo darmo, aby byli
Onę sprawę na niego samego puścili;
5Ale oni z tej żądze wielkiej, którą mieli,
Ratować swojej braciej, iże rozumieli,
Żeby to beło jakieś wielkie niebaczenie,
Na tę prośbę twardziejszy
[484] beli, niż kamienie,
96
1
Przyjachali na miejsce za dnia, gdzie kupować
Więźniów miano i gdzie się targ miał odprawować.
Pole beło przestrone, wielkie i odkryte,
Ze wszytkich stron promieniem Febusowem bite;
5Dęby, sosny i buki żadne w niem nie były,
Tylko się szczere piaski z daleka świeciły,
Tu i owdzie odziane chróstami nizkiemi,
Miejscami nietykane pługami ostremi.
97
1Tu się oni rycerze trzej zastanowili
Na ścieszce tej równiny; potem obaczyli,
Że przeciwko niem jachał śpiesznie ktoś nieznany,
We zbroję ze złotemi strefami ubrany,
5Co miał na tarczy za herb namalowanego
W polu zielonem ptaka wiecznie żyjącego
[485] —
Ale uczynię koniec, by wam zaś nie było,
Że was tak długo bawię tą pieśnią, niemiło.
Koniec pieśni dwudziestej piątej.
XXVI. Pieśń dwudziesta szósta
Argument
1
Malagizy figury z marmuru białego
Ukazuje na studniej źrzódła rozkosznego;
Gdzie Mandrykard przyszedszy, srogie wszczyna wojny
Z Rodomontem; tych zasię obu Rugier zbrojny
5Wyzywa i krwawy bój stacza, odważony,
W dziele Marsowem z młodu dobrze wyćwiczony.
Doralikę unosi szkapa
[486] opętany;
Mandrykard ją z inszeni goni, rozgniewany.
Allegorye
1W pieśni dwudziestej szóstej przez Wiwiana i Malagiza, których Sarracenka Lanfuza złemu Bertolagowi z Bajony przedać chciała, lecz od Rugiera i Marfizy w samem razie niebezpieczeństwa ratowani z upadkiem nieprzyjaciół wolni zostali, przypomina się nieskończona dobroć Boga miłosiernego, który nad mniemanie i rozum ludzki z ostatnich zwykł wyrywać niefortun zginionych. Przez osoby wielkie i chwały godne, co pierwej, niż się urodzili, na rytych od wieków mogli być poznani figurach, snadno uważysz, jako cnota nie jeno w niebie swoje ma mieszkanie, ale i w pamięci wszytkich ludzi ustawiczne na świecie: wspomnienie.
1. Skład pierwszy
1Białą płeć przeszłe wieki tak wspaniałą miały:
Cnotę barziej, niż złoto drogie, miłowały;
Tych zaś późniejszych czasów rzadko się najdują,
Co zyskom ladajakiem marne nie hołdują.
5Po trzy i po cztery kroć godne szanowania,
W dobrych postępkach swoje co tylko kochania
Ugruntowały; niechaj sławne będą wszędzie
I po śmierci i póki świat nizki trwać będzie.
2
1Tak Bradamantę zacną nie mógł okazały
Skarb żaden ruszyć ani państwa, pełne chwały;
Cnoty wspaniałe, dzielność Rugiera mężnego
Upodobawszy, wzięła do kochania swego,
5I słusznie, bo takowe dzieła jego były
Iż go światu wszystkiemu znacznem uczyniły.
Szanował on ją wzajem według pomyślenia
I rzeczy dla niej czynił, godne podziwienia.
3
1
Już się beł w drogę puścił z dwiema rycerzami
Rugier, jakom powiedział niedawno przed wami,
Aby bracią z więzienia wybawił ciężkiego
W które przez zdradę wpadli grabie bajońskiego,
5Gdy ich zjechał bohatyr jakiś okazały,
A miał we środku samem swej tarcze znak mały,
Ptaka, jedyną rozkosz arabskiej krainy,
Co przez śmierć żywot bierze i rodzi się iny.
4
1Ledwie ich zoczył, zaraz dał znać po postawie,
Że mu miłe igrzysko w Marsowej zabawie.
»Będzie podomno — rzecze — który z was tak śmiały
»I przy męstwie animusz ukaże wspaniały,
5»Jeżeli dużem
[487] członkom są podobne siły,
»Co mi was na wejźrzeniu pierwszem zaleciły,
»Iż lub szablą lub drzewy spróbujem długiemi,
»Kto zostanie na koniu, kto będzie na ziemi«.
5
1
»Wygodziłbym ja — mówi Aldygier — wnet tobie,
»W jakiem jeno chcesz walki kosztować sposobie,
»Kiedyby zbytnia czasu ścisłość pozwoliła,
»Co nas w gwałtownej sprawie z domu wypędziła.
5»Ledwie tych kilka z sobą słów przerzec możemy:
»Tak rączo i tak chyżo śpieszyć się musimy.
»Sześćset człowieka namniej czeka nas zbrojnego,
»Z któremi trzeba się nam bić dnia dzisiejszego.
6
1
»Miłość prawdziwa, miłość szczera rozkazuje,
»Która natwardsze serca miękczy i ujmuje,
»Byśmy własną z więzienia bracią wyzwolili
»I w obietnicach się jem swoich uiścili.
5»Z tej przyczynyśmy zbroje wdziali na się twarde,
»Chcąc to sprawić, a w tamtych skrócić myśli harde«.
»Słuszną — odpowie drugi — wymówkę przymuję,
»A jednaką w was wszytkich dzielność upatruję.
7
1»I dlategom miał wolą serc waszych spróbować,
»Chcąc doznać, kto z nas czterech męstwem ma przodkować;
»Ale, że tam ukazać macie wasze siły,
»Gdzie słuszność chce, aby się wszytkie obróciły,
5»Przypuście mnie, proszę was, w lubą kompanią:
»Mam, jak wy, serce, męstwo, i me ręce biją;
»Doznacie, o doznacie bez wątpienia tego,
»Że towarzystwa godny jestem tak zacnego«.
8
1
Zda mi się, iż wy wszyscy, co dotąd nie wiecie,
Słyszeć imię rycerza nowego pragniecie,
Który się w towarzystwo wpraszał Rugierowi
Iz nim iść ku przyszłemu chciał zaraz bojowi.
5Jestto mężna Marfiza, co raz tęgi dała
Szotowi i Gabryny pilnować kazała,
Gabryny, baby starej, do wszystkich chytrości
Sposobnej, pełnej niecnót, pełnej różnych złości.
9
1Dwaj bracia z Jasnej Góry zaraz pozwolili,
Przyjaźni ucześniczką swych ją uczynili.
Rugier mniema, że to jest rycerz doświadczony,
Twarzy z hełmu nie mogąc widzieć z żadnej strony.
5Wtem Aldygier ukaże towarzystwu swemu
Chorągiew naprzeciwko pagórku bliższemu;
Z nią wiatry po powietrzu łagodne igrały,
Lud do bitwy sprawiony, stał wkoło niemały.
10
1Potem przypatrują się nowemu strojowi,
Co samemu zwyczajny tylko Murzynowi;
Poznali, że to właśni Sarracem byli,
Dwóch więźniów z twarzą smętną zacnych prowadzili,
5Za których Maganzowie według słowa swego
Złota nagotowali najwyborniejszego.
Krzyknie Marfiza: »Czegóż dłużej czekać chcemy?
»Bankiet się nam otwiera, gdy już tych widziemy!«
11
1
»Wezwanych spełna niemasz — Rugier się ozowie
»I tak na onę mowę Marfizy odpowie —
»Przydzie czekać: wnet sławny, wnet taniec zaczniemy,
»Na którem krok skrwawiony wielom pomylemy«.
5Ledwo wyrzekł, aliści obaczą na stronie
Drugą rotę; wiedziono przy niej muły, konie,
Złotem, srebrem i drogiem sprzętem naj uczone,
Co od grabie Murzyn brać miał za więźnie one.
12
1
Były szaty, obicia złotem przetykane,
Szable drogo oprawne, łuki malowane.
W śrzodku gminu dwaj bracia jadą poimani,
Do podjezdków podlejszych mocno przywiązani,
5Nic więcej, jeno targu czekali skończenia,
Który ich miał wiecznego nabawić więzienia.
Sam Bertolag z ich starszem rozmawia niecnota,
Za ich wolność gromady nie żałuje złota.
13
1
Już tu ścierpieć nie mogli dalej Amonowi
Synowie, za swą bracią garło dać gotowi.
Tak ten, jak ów wnet w toki kopie włożyli
Iobadwa wraz zdrajcę niemi uderzyli.
5Jeden w bok trafił, drugi niemniejszej beł szkody
Przyczyną, bo obiedwie przepędził jagody.
Padł Bertolag: bodaj tak koniec wszyscy mieli,
Co zyski sobie czynić z swoich szalbierstw chcielL
14
1
Rugier z Marfizą trąby inszej nie czekają,
Na onę kupę Maurów
[488], jak wściekli, wpadają.
Marfiza nie złamała wprzód swojego drzewa,
Aż trzech z koni zrzuciła, trzem wylała trzewa;
5Rugierowej zaś godny sam wódz ich był ręki:
Leci martwy do ziemie, umiera przez dzięki
[489].
Taż drugiego, trzeciego posyła w te strony
Gdzie Pluto z Prozerpiną mieszka zasępiony.
15
1
Stąd wnet między obiema urósł błąd stronami:
Maganzowie mniemają, iż z Sarracenami
Zmówiwszy się ci czterej, tak ich pożyć chcieli;
Przeciwnem zaś sposobem oni rozumieli:
5Grabiów zdrajcami głosem wielkiem nazywają,
Iż ich w ręce nieznanem żołnierzom wydają.
Czyn się Marsów zaczyna, świszczą żartkie strzały,
Drzewa trzeszczą, szable łby gęste zdejmowały.
16
1
Rugier, jak ptak, przepada w tę, to w owę rotę
I kończy należytą siłom swem robotę,
Raz dziesięciu obala, dwudziestu zaś potem.
Toż czyni i Marfiza, w swym szyszaku złotem
5Nieznana: leci z siodeł zgraja wysadzona,
Których chętnie przymuje ziemia, krwią skropiona.
Tak ich bronią przyłbice, tak zbroje stalone,
Jak się broni pożarom drzewo wysuszone.
17
1Chciejcie przypomnieć sobie, jeśliście widzieli
Albo przez czyje usta tę powieść słyszeli,
Co za zgiełki i jakie szemranie straszliwe
Zwykły więc pszczoły wszczynać, gdy swe garło chciwe
5Głodna zołna
[490], aby ich pożarła, otwiera:
Drżą, lękają się wszystkie, siła ich umiera;
Tę połknie, tę zabije, bez liczby ich psuje
I nadzieję do życia wszytkiem odejmuje.
18
1
Tak z tem gminem Marfiza i Rugier zaczyna,
Głowy, ramiona, piersi szkaradnie rozcina.
Ryciardot
[491] z bratem w tamte strony się udali,
Gdzie Maganzowie w kupie z swoją rotą stali.
5A iż beł, jako Rynald, serca wspaniałego
I obozy z młodych lat szczera rozkosz jego,
We dwójnasób przyczynia sił, męstwa, ochoty,
Płaci Magazeńczykom zdradę, złość, niecnoty.
19
1
Aldygier, sprawiedliwem gniewem poruszony,
Zdał się, jak w gęstej puszczej lew głodem zmorzony:
Przecina namocniejsze blachy bez trudności,
Spycha z koni rycerzów nawiętszej dużości
[492].
5Ale któżby ochotny, ktoby nie był śmiały,
Ktoby nie był on Hektor i Ajaks zuchwały,
Mając w swej kompaniej Rugiera zacnego
Z Marfizą, męstwa wzorem jedynem dziwnego?
20
1Serdeczna bohatyrka po stronach patrzała,
Kogo z więtszej dzielności przodkiem chwalić miała;
Dziwuje się, widząc ich siły niesłychane,
Ale ją Rugierowe, z żadnem niezrównane,
5Do zdumienia przywodzą, bo on ciężkie razy
Zadaje, sam namniejszej nie czuje obrazy.
Zda się jej, iż na Marsa patrzy żelaznego,
Który na ziemię zstąpił z nieba aż piątego
[493].
21
1
Nieuleczone, gdzie się chynie
[494], czyni rany:
Jnż pułk Maurów, już drugi zdrajców pomięszany;
Szyszak się kartą być zda przeciw szabli jego,
Jeśli nią z blizka srogi dosięże którego,
5Kruszy hełmy i przednie blachy w niwecz psuje,
Kogo tnie, śmierć mu w piekło drogę ukazuje;
Dzieli ciało od ciała, lecą w różne strony
Nogi po pas, brzuch od nóg z głową rozłączony.
22
1Kogo zajmie, dusza go zarazem odbiega,
I koń się przy swem panu śmierci nie wybiega;
Głowę we mgnieniu oka z łopatek zdejmuje,
Rozcięte aż do krzyżów piersi ukazuje..
5Jednem machnieniem piąci zarazem zabija,
Gdzie jeno z Balizardą ostrą się zawija.
Ostatka nie napiszę, bo nie uwierzycie
I snem raczej, niż prawdą, to męstwo okrzcicie.
23
1Turpin, choć szczerze pisze, pozwala i tego,
By według podobania wierzył każdy swego;
Przedziwne tu wysławia męstwa Rugierowe,
Które wy zwalibyście raczej plotki nowe.
5Jako pochodnia psować zwykła zimne lody,
Znowu je obracając prędko w mokre wody,
Tak przeciwko każdemu jest bojownikowi
Marfiza, co więc orzeł przeciwko wróblowi.
24
1
Rugier w niej oczy utkwił, pilno się dziwuje,
Ta zaś nad wszytkich w niem moc więtszą upatruje;
A jeśli go Marfiza Marsem rozumiała,
Nie mniejby mu się ona Belloną
[495] być zdała,
5By beł wiedział, że pannę hełm z zbroją nakrywa,
Która wzrok i mniemanie jego oszukiwa;
I ponno urosłaby spórka
[496] między niemi,
Kto rozlał krwie, kto więcej ciał złożył na ziemi.
25
1
Atoli dosyć było czterem sił, śmiałości
Zbić dwie rocie i posłać w podziemne nizkości.
Leżą trupy na polach, ostatek ucieka:
Brat brata, powinnego powinny nie czeka.
5Szczęśliwy, kto rączego jest pan zawodnika
[497]:
Gdzie mógł, jak mógł, uchodził sam bez przewodnika;
Ale kto pieszy został, wnet sprobował tego,
Co to jest być bez konia, co zaś mieć żartkiego.
26
1
Został łup, pole wolne zwycięzcy zacnemu;
Prostą Magazensowie drogą ku swojemu
Uciekają domowi, tędy zaś Maurowie,
A z panów pozostali wciąż gonią służkowie,
5Zostawiwszy dwu więźniów, sprzęt co kosztowniejszy,
Których wyzwolić skoczył Ryciard ochotniejszy;
Chłopięta zaś tłomoki z drogiemi rzeczami
Od mułów i od koni odwięzują sami.
27
1
Prócz wielkich sztuk od srebra, prócz dziwnej roboty
Jest siła zapon
[498], łańcuch jest niejeden złoty,
Więc i szat białogłowskich, w kwiaty rysowanych,
Perłami, dyamentem wkoło haftowanych,
5Nuż obicia z potrzebę nad podziw ślicznego,
Z jedwabiów i ze złota napół utkanego;
Wiele, wiele zdobyczy inszej w drogiej cenie,
Wino, chleb i potrawy dziwne na jedzenie.
28
1
Wnet na zdjęcie szyszaków wszyscy się zdumieli,
Widząc, jak wielką pomoc w bitwie z panny mieli,
Gdy warkoczem wspaniała bohatyrka złotem
Błysnęła, wdzięczną twarzą, białą szyją potem.
5Czczą ją i ważą wszyscy, proszą, aby swego
Nie taiła imienia, wieczności godnego;
Ona ludzka i zacnem kompanom życzliwa,
Niewiędziane jem dotąd swe imię odkrywa.
29
1
Nie mogą się nasycić, patrząc na dziewicę,
Gdy okazała złoty włos, zdjąwszy przyłbicę;
Ta zaś w Rugiera tylko wzrok bystry wlepiła,
Z niem mówi, jego serce i śmiałość chwaliła.
5Wtem słudzy do obiadu proszą gotowego,
Który na stole mieli u źrzódła jednego,
U źrzódła, gdzie słoneczny promień mirt wysoki
Zakrywał, jak więc ciemne Cyntyą obłoki.
30
1Jedna ze czterech dziwnych ta fontana
[499] była,
Co ręka Merlinowa kiedyś urobiła,
Najprzedniejszem marmurem wkoło otoczona,
Jak świeże mleko, białem, ślicznie wygładzona;
5Widziałbyś beł wyrznione boską ręką prawie
Od Merlina obrazy w swej własnej postawie;
Rzekłbyś, że tchną i żyją, by mówić umiały:
Tak cudowne w robocie swej skutecznej stały.
31
1
Tam z lasu jakaś straszna wychodzić się zdała
Bestya szpetna
[500], brzydka, wzrok okrutny miała,
Uszy ośle, łeb, zęby wilcze, od wielkiego
Wyschła głodu, a łapy cztery lwa srogiego;
5Ostatek liszki chytrej własna postać była;
I zdało się, iż cały świat w okrąg schodziła:
Pyszne Hiszpany, własną ziemię i Francyą,
Afrykę, Amerykę, Azyą, Anglią,
32
1
Wszędzież lud zabijając bez wszelkiej litości
Podły gmin, średnie stany i wielkiej zacności;
A nabarziej psowała, nabarziej szkodziła
Królom, książętom, panom, gdzie ich zaskoczyła.
5Dosiągła okrutnością swą dworu rzymskiego,
Zabiła z kardynałmi papieża samego,
Poszpeciła od Boga stolec poświęcony
Piotrów, zgorszenie brzydkie dawszy w tamte strony.
33
1Żaden mur przed straszliwą bestyą nie może
Wytrzymać i forteca żadna nie pomoże;
Z gruntu miasta wywraca, nikt się nie obroni,
Gdzie jeno kolwiek przydzie sroga, gdzie się skłoni.
5Śmie jeszcze honorowi uwłaczać boskiemu
[501],
Chcąc się za Boga udać gburowi
[502] prostemu,
Tem śmielej, tem bezpieczniej
[503], aby rozumiano,
Że jej od nieba klucze i od piekła dano.
34
1
Potem rycerz, bobkowem wieńcem ozdobiony,
Na tem marmurze z drugiej ukazał się strony;
Trzej inszy obok przy niem, na nich haftowane
I w kwiat złotej liliej
[504] szaty złotem tkane.
5Przy nich lew
[505], co zarazem rozgniewany godził
Na wspomniany brzydki dziw, poważnie wychodził#
Jedni na czołach mieli imiona pisane,
Drudzy u kraju szaty wierzchniej wyszywane.
35
1
Pierwszy, co swą utopił broń w brzuchu bestyej
[506],
Franciszkiem się mianował, król i pan Francyej;
Maksymilian drugi, równy cnotom jego,
Rakuszanin, tuż podle Karła stał piątego.
5Ten nienatkany
[507] gardziel
[508] przepędził źwierzowi,
Mężny, dość wspaniałemu czyniąc zamysłowi.
Z ręki Karła przeszyła strzała ustalona
Piersi: krew ziemię broczy, gwałtem wytoczona.
36
1Na kudłatem lew grzbiecie miał to pismo swoje:
»Dziesiąty«
[509]; a za uszy dziw porwał boje
I tak trząsł, gryzł, mordował, tak długo obracał,
Aż kości zdruzgotane wszystkie w niem namacał.
5Uweselił się zaraz świat i strachy wszytkie
Za fraszkę miał, porzucił pierwsze złości brzydkie.
Lud się schodził im dalej, tem więcej już śmiały
I patrzył na śmierć źwierza jeszcze zadumiały.
37
1
Tak Marfiza, jako trzej rycerze pragnęli,
Aby już dostateczniej zarazem wiedzieli,
Zrozumiawszy imiona, królów onych sprawy,
Co krwawe zdali się mieć z bestyą zabawy,
5I czemu ją zabili i dlaczego ona
Świat zwodząc, potem ptastwu w pokarm zostawiona;
Patrzą na się, jeśliby który co z nich wiedział,
Aby tę historyą zupełnie powiedział.
38
1Wnet Wiwiań wejźrzawszy na Malagizego,
Który słuchał, a słowa nie mówił żadnego:
»Tobie tę historyą powiedzieć potrzeba —
»Rzecze — boć to łaskawe wiedzieć dały nieba,
5»Co zacz te są osoby, co jako sztychami,
»Tak żartkiemi pożyli bestyą strzałami«.
Ten odpowie: »Przyszłych to macie obraz rzeczy,
»Których autora niemasz; Bóg je ma w swej pieczy.
39
1
»Ci wszyscy, co imiona wydrożone mają
»W marmurze, w wiekuistej pamięci zostają
»I jeszcze ich świat nie miał: po sześćsetnem roku
»Z wysokiego spuszczani przybędą obłoku.
5»Cień na tej studniej jakiś on prorok prawdziwy
»Spraw ich przyszłych ukazał i wizerunk żywy,
»Prorok Merlin, za króla co żył angielskiego
»Artura
[510], budowniczy źrzódła tak dziwnego.
40
1»Ta bestya wynidzie z piekła onych czasów,
»Gdy granice stanowić będą pól i lasów,
»Gdy chciwa ludzka żądza pakta i pomiary
»Mieć zechce, cnocie, słowu nie dodając wiary.
5»A chocia zrazu świata nie wzruszy wszytkiego
»I zostawi od jadów swych nieco wolnego,
»Ale potem różnych miejsc poturbuje siła
»I z bogatszemi będzie uboższych trudniła.
41
1»Od zaczęcia do wieku na potem przyszłego
»Więcej coraz przybywać będzie dziwu tego:
»Straszny, okrutny, wielki i nieporównany
»Róść będzie, aż nakoniec zostanie skarany.
5»Nigdy Piton
[511], o którem napisano siła,
»Ani Hydra
[512] tak sroga i okrutna była;
»Żadna bestya i śmierć nie wydoła temu,
»Coby szpetnością, złością rówień
[513] był naszemu.
42
1
»Srogie mordy uczyni, miejsca nie zostawi
»Wolnego, strachów różnych lud wszytek nabawi.
»Mało to, mało macie z wydrożenia tego:
»Więtsze grzechy popełni z uporu krnąbrnego.
5»Świat będzie gwałtu wołał i prętkich ratunków,
»Na który głos, aby go zbawili frasunków,
»Wynidą ci, których to czytacie imiona,
»Jaśniejszy, niż Tytona zgrzybiałego żona.
43
1
»Coby się srożej zstawił dziwowi brzydkiemu,
»Królowi nie porówna żaden francuskiemu;
»I słusznie, iż on przejdzie drugich w tej dzielności
»Bo podobnego nie ma w cnotach i ludzkości.
5»Siła po zad w królewskiej powadze zostawi,
»Wiele rozumem, męstwem swojem Frankom sprawi,
»Na ostatek, jak wszelka światłość ustępuje
»Słonecznej, tak on inszych dobrocią celuje.
44
1
»Ledwie pierwszego roku zdobić jego skronie
»Dopuszczą po obraniu królewskiej koronie,
»Alpes przejdzie i wszytko w okrąg popustoszy,
»Co potka, złamie, zwalczy, podłabi
[514], pokruszy;
5»Tak słusznem i wspaniałem gniewem poruszony
»Sprawi, że będzie przeszły sławnie wstyd zniesiony,
»Ozdobę francuskiemu narodowi wróci,
»Z którem w nieprzyjaciołach zbytnią hardość skróci.
45
1
»Stamtąd się pomknie w pola kraju lombardzkiego
»Z kwiatem młodzi przedniejszej królestwa swojego
»I Szwajcary tak zetrze, tak pogromi snadnie,
»Iż trząść porożem
[515] na myśl nigdy jem nie padnie.
5»Potem z kościołem bitwę i z Hiszpanem zwiedzie,
»Do wstydu Florentczyka wielkiego przywiedzie;
»Bo nad mniemanie wojsko tam zasię obróci,
»Gdzie niedobytą z gruntu fortecę wywróci
[516].
46
1»Do wzięcia jej najlepiej będzie mu służyła
»Ta broń, która bestyej garła pozbawiła
[517],
»Broń twarda, ostra, mocna, godna uczciwości,
»Co światu lubych dała przyczynę radości
[518].
5»Nie wytrzyma jej żaden miecz i głośne działa,
»Tył wnet każda chorągiew będzie podawała;
»Wszytko ona powali, przekopy trupami
»Wyrówna, przed nią miasta upadną z zamkami.
47
1»Takiej Franciszek mężnej dojdzie wspaniałości,
»Jaką mieć ma monarcha nawiętszej możności;
»Sercem wielkiem wielkiemu zrówna cesarzowi,
»Roztropnemi dziełami zaś Annibalowi.
5»Macedończyk go szczęściem nie przewyszszy swojem,
»Choć Indy, Persy, Greki krwawem stłoczył bojem;
»Szczodrobliwości dziwnej znaki poda takie,
»Iż mu nie wydołają przykłady wszelakie«.
48
1
To mówiąc Malagizy, wlał w wnich więtsze chęci,
Że prosili, by drugich z wiecznych niepamięci
Wyrwawszy, opowiedział przezwiski własnemi,
Co mają straszny bój wieść z dziwy piekielnemi.
5Wnet Bernarda
[519] imieniem przeczytał pierwszego,
W proroctwach Merlinowych nasprawiedliwszego,
Bernarda, przez którego sławna Bibiena
[520]
Tak będzie, jak jest piękna z Florencyą Sena
[521].
49
1
Żaden tam nie poprzedzi, żaden serdecznego
Tu Gonzaga, ten drugi jest z Aragoniej,
To Salwiat, wszyscy trzej głównemi bestyej
5Są nieprzyjaciołami; po nich następuje
Franciszek
[525], ojcowskich zaś kroków naśladuje
Federyk
[526], a powinnych i zięcia blizkiego
Ma w Ferrarzu, w Urbinie książęcia wielkiego.
50
1
Z tych jeden, Gwidobalda syn zacny dobrego
[527],
Nie chce rodzica wydać w wielkich cnotach jego;
Ottobon i Synibald z Fliszka
[528] tuż za niemi
Pędzą źwierza i razy mdlą coraz cięższemi.
5Ludwik z Gazola
[529] puszcza tak miernie
[530] swe strzały,
Iż wszędzie w miąższej szyi zarazem zostały,
Strzały, które mu Febus z łukiem dał złoconem,
Gdy go Mars przepasował mieczem ustalonem.
51
1
Gonią dziw za Gonzagą równemi stopami;
Przy nich Medici
[533] bieży i Hipolit
[534] trzeci,
Już go zdadzą się dopaść i trzymać za szczeci.
5Juljan
[535] nie myśli być od nich pośledniejszy,
Ani Ferant
[536] od brata swego mniej rzeźwiejszy;
Andrzej Dorya z Sforcą tak chwały jest chciwy:
Nie życzy, by go człowiek miał poprzedzić żywy.
52
1Zawołanej krwie bracia dwaj widzieć się dają,
A ta przyciska głowę Tyfeusa
[539] złego
Z nogami, które z węża są jadowitego.
5O, jako siła srogich ran dadzą źwierzowi,
O czem przyszły wiek powie późnemu wiekowi:
Franciszek
[540] z Peskaryej
[541] to niezwyciężony,
Drugi Alfonsa
[542] z Wastu
[543] imieniem okrzczony.
53
1
Ale gdzieżem Konsalwa
[544] podział z Hiszpaniej,
Ozdobę i jedyną światłość Iberyej
[545],
Którego Malagizy sprawy znamienite,
Potem szczodrobliwości wychwalał obfite?
5
Co też wzięła tęgi raz bestya od niego.
To ta trocha przeciwko silnej liczbie była,
Których ona pobiła i których raniła.
54
1
Tak w uciesznem igrzysku miedzy rozmowami
Po obiedzie zszedł jem czas temi zabawami;
A południowe słońce zaś oszukiwali,
Gdy obiciem promienie jego odbijali.
5Więc dla niebezpieczeństwa uczynił obrony
Wiwian, rozsadziwszy lud swój w różne strony.
Po chwili kompania ona obaczyła
Pannę, co właśnie do nich naprost się śpieszyła.
55
1
A beła to Hipalka, Fronty na dzielnego
Której hardy Rodomont wziął Rugierowego;
Goniła go, czasem łzy z prośbami mieszając,
Czasem szkaradne słowa z gniewu powtarzając.
5Ale u niebacznego gdy nic nie sprawiła,
Rugiera w Agrymoncie szukać powróciła,
Dowiedziawszy się w drodze, nie wiem tam, od kogo,
Iż go u Ryciardyna zastanie młodego.
56
1
Więc i miejsce wiedziała, bo tam razów wiele
Była i nawiedzała swoje przyjaciele.
Naprost podle fontany żywej się puściła
I tam siedzących w kupie owej obaczyła.
5Zdumieje się, a mądrze chcąc poselstwo sprawić,
Wolała się do czasu jeszcze z niem zabawić;
Poznawszy Bradamanty swojej rodzonego
Zmyśliła, iż Rugiera nie znała żadnego.
57
1
Do Ryciardyna mowy swoje obróciła,
Jakby w