Theme
Czyn
in work
Narcyssa i Wanda
↓ Expand fragment ↓Nie wiem, czy zmiana moralnych przekonań, czy po prostu organiczna zmiana ten wpływ wywarła, lecz...
↑ Hide fragment ↑Nie wiem, czy zmiana moralnych przekonań, czy po prostu organiczna zmiana ten wpływ wywarła, lecz wiem, że póki kochałam się w Karolu XII-tym i póki roiłam sobie, że kiedyś jak Klorynda z Jerozolimy wyzwolonej w szeregach wojennych wystąpię, póty hartowną byłam na głód, zimno, chorobę — nie lękałam się bólu. Jak sobie rozkwieciłam tę prawdę, że Karol, mój ideał, był po prostu wariatem, który żadnego śladu po sobie w cywilizacji ludów nie zostawił, i że więcej dobrego na świecie może zrobić szczęście niż cierpienie, bo zdolniejszym, energiczniejszym, chętniejszym, serdeczniej kochającym jest szczęśliwy niż cierpiący; jak sobie to powiedziałam i przez różne osobiste doświadczenia poparłam, zacząwszy od bólu zębów, skończywszy na znikczemnieniu ukochanych z jednej, a zacząwszy od szalonego walca, skończywszy na najsłoneczniejszym zachwyceniu serca i rozumu z drugiej strony, — jak więc to sobie powiedziałam, tak mię obrzydzenie na ból zdjęło i zdaje mi się, że wielkiego nie potrafiłabym już ze stoicyzmem przetrzymać.
↓ Expand fragment ↓Mam taką wyrozumiałość na twoje trudności z ich genezyjną mnożnością, że się aż boję pisać...
↑ Hide fragment ↑Mam taką wyrozumiałość na twoje trudności z ich genezyjną mnożnością, że się aż boję pisać dalej, by znów sobie później nie wyrzucać współ-grzechu — gorzej nawet — całego własnego grzechu — tego, co to w potocznej mowie nazywają „podbijaniem bębenka”. Jednak bądź pewna, że nikt lepiej ode mnie nie rozumie owego wyrażenia rozpaczy: „nie mogę”. „Lasciate ogni speranza” Dantego nigdy mię równym piekłem nie ogarniało. Speranza? — ileż razy, na dłużej czy na krócej, rozstawać się z nią musiałam: dzisiaj rozstałam już zupełnie! Mam nadzieję, że dziś zjem obiad, a jeszcze pierwej herbatę na śniadanie wypiję (bo trzeba ci wiedzieć, moja Wando, w tej chwili dopiero świecę zgasiłam, wstaję dość rano, budzę się jeszcze raniej, czego ci wcale nie życzę). Mam „nadzieję”, że jeśli nie skira — to kiedyś przed śmiercią — może za lat dwadzieścia lub trzydzieści, wodnej puchliny dostanę, a może będę żyła tak długo, długo, długo, jak fizjologiczne osobliwości, stracę pamięć, zdziecinnieję, będę się trzęsła jak galareta i cisnęła instynktowo do słońca jak jaszczurka — a który z antropologów (antropologia kwitnąć wtedy będzie przynajmniej) odkryje mię w jakim zakącie szpitalnym, czy u jakiej z ciotecznych ciotecznej prawnuczki i opisze w dziennikach. Mam inne prócz tego nadzieje — że nigdy nie zobaczę się z bratem moim Erazmem — że w szkołach i po pensjach wszystkich rosyjski język zaprowadzą, że się prawosławie rozszerzy, że obywatelstwo nasze do reszty wybiednieje, a dzieci jego do reszty pogłupieją — ogólnie mówiąc, mam nadzieję ujrzeć się kiedyś bez rodziny, rodu i narodu — innej żadnej na osobistość moją chronologicznie określoną do roku † nie mam wcale — na nie-osobistość poza rokiem † — to bez nadziei żadnej, naukowo, prawie matematycznie mogłabym powiedzieć, gdybym się znała z panią Matematyką — ale przynajmniej powiem rachunkowo, z pewnością jak o iloczynach z tabliczki Pitagorasa; wiem mnóstwo lepszych, jaśniejszych rzeczy — tylko chciałam ci wytłumaczyć, jak się bez nadziei obywam — w zwyczaj mi przeszło. Dante nie dość mi się groźnym wydaje — ale są pieczątki apokaliptyczne z godłami daleko straszniejszymi dla mnie. „Nie mogę”! — Słowacki jeszcze pierwej to sam powiedział w Kordianie: „Pomyśleć tak i nie móc o! hańbo! o! wstydzie! Nie móc, to piekło!” z tą różnicą, że on chciał „stanąć na myśli ludzkich piramidzie — i być najwyższą myślą wcieloną”, a ja chciałam… no, pominąwszy różne rzeczy, których dawniej chciałam — teraz mi tylko chodziło o zajęcie dla ciebie i dla siebie — jeśli wyraz zajęcie zbyt jeszcze intelektualny — więc po prostu o robotę. Nie możemy — cóż począć, moja Wandeczko? Świat się obejdzie i my obejść musimy. Nie pierwsze i nie ostatnie w bok się stoczymy z literackiego gościńca i w trawie przylegniemy.