Wszak to jest tak naturalne, że to uczucie skromności i wstydliwości, które ci każe każdy śmielszy ruch, każde nawet niedyskretne spojrzenie mężczyzny odczuwać jako obrazę, przerodzić by się mogło we wstręt, w naturalny, a niepokonany protest całej twej natury, gdyby człowiek, który ci jest obojętny, chciał cię uczynić matką swych dzieci, dzieci, biorących początek nie z miłości, lecz z przymusu. Gdyby zaś do poddania się temu przymusowi skłaniać cię miała myśl, że mąż twój wynagrodzi ci go przez zapewnienie ci dostatecznego utrzymania, w takim razie żadne zręczne frazesy nie zdołałyby przed tobą ukryć tej prawdy, że sprzedałaś siebie za kawałek chleba albo za wygodne mieszkanie, ładne suknie i kosztowne meble.
Sądzę, że czujesz, jak cię sama ta myśl poniża.
Nie dość na tym, że musiałabyś znosić przymus, musiałabyś go jeszcze pokrywać, a co więcej, uroczystym, zaprzysiężonym kłamstwem maskować. Uznanie, że tylko miłość poważna i głęboka może być uczciwą i moralną podstawą związków małżeńskich, skłoniło Kościół do uczynienia jej warunkiem niezbędnym udzielanego nowożeńcom błogosławieństwa. Kochając czy nie kochając, będziesz musiała przed ołtarzem miłość swemu mężowi przysięgać, a czymże będzie związek oparty na krzywoprzysięstwie?