Aż oto pewnego dnia znaleziono nieszczęśliwą w lesie, ale znaleziono ją nieżywą. Odzież miała poszarpaną, twarz mocno zeszpeconą, włosy z czaszki obdarte.
— Niedźwiedź ją pogłaskał — zawyrokowali ci, co ją znaleźli.
Przyniesiono ją i złożono nie opodal świętego dębu. Skruzda ni jednej łzy nie uroniła.
— Kara bogów, wola bogów! — zawołała jeno, wpatrując się w oszpeconą twarz
córki.
Geradajos ryknął ciężkim płaczem i rzucił gałąź na zeszpeconą twarz córki. A słudzy rzucali również gałęzie, aż usłali z nich
stos wielki. Wtedy Peleda podpaliła stos
ze stron wielu.
Buchnął ogień, ogarniając jedlinowe
i świerkowe igły. Zatrzeszczało, zahuczało i płomienie ogarnęły zwłoki Uagi. I długo,
długo palił się stos, nim zwęglił młode
członki.
Skruzda patrzyła na stos ten rozszerzonymi oczyma. Z trudnością ją od niego oderwano. Geradajos, nic nie mówiąc, wziął
oszczep i odszedł. A płaczki według zwyczaju zawodziły, powtarzając:
— Uaga! Uaga!
A gdy w jakiś czas została jeno kupa dymiącego popiołu, Skruzda kazała nad nim
usypać mogiłę, a obejmując ją, mówiła:
— Teraz mam córkę.
I śpiewała pieśni, jakby ją do snu kołysząc. Wkrótce znaleziono ją nieżywą na
mogile córki.
Usypano obok drugą.
O Geradajosie nikt nigdy nic nie słyszał.
Nad jego dworzyszczem zawisły czarne mgły
i dąb stary szumiał pieśń żałobną.
Znicz wygasł do szczętu.