Audiobooki Wolnych Lektur znajdziesz na naszym kanale na YouTube. Kliknij, by przejść do audiobooków i włączyć subskrypcję.
5648 free readings you have right to
Limby, wam nie będę tłumaczył wyrazów tu nieznanych, które mi brzmią głębiej i wznioślej niż...
Limby, wam nie będę tłumaczył wyrazów tu nieznanych, które mi brzmią głębiej i wznioślej niż te, które są już, jak otoczaki wyokrąglone, a jak wulkaniczny tuf — wyżłobione i puste, dzięki nadużyciu ludzkiego jęzora.
Tadeusz Miciński, Nietota
Winne były temu złowabne nimfy w postaci świerszczy, które mnie wiodły wciąż w swej kompanii...
Winne były temu złowabne nimfy w postaci świerszczy, które mnie wiodły wciąż w swej kompanii śpiewackiej, bardzo rade z tego, że ich łachocą skrzydełka. One mnie namówiły, abym się zwierzył, mówiąc, iż człowiek w języku Pralechów znaczy „dźwięczną mowę mający”…
Nie był sam. Czuł to, nie widząc nikogo. Ujrzał na ścianie odblask ręki. Fosforyzowała, wychodząc...
Nie był sam. Czuł to, nie widząc nikogo. Ujrzał na ścianie odblask ręki. Fosforyzowała, wychodząc z chmury czarnej. Nie wiedział, co by miała obwieścić — usłyszał, jak miecz upadł nagle i toczył się po posadzce. Miecz ten mignął w powietrzu i znalazł się w dłoni Widma — które ostrzem hartownym, skrzypiąc po granicie, wypisało w języku zaginionym Słowian indyjskich:Jestem. —Tak mocny był blask mgławicy w zwierciadłach krysztalnych, iż czytał wyraźnie to słowo wieczne, twórcze, niezgłębione, stanowiące pierwszy wschód ku cudownym świątyniom, nieznanym już na ziemi. Ręka widma tym jedynym wyrazem nakreśliła dziwny poemat wiekuistych doskonaleń Umarłego.
Nie był sam. Czuł to, nie widząc nikogo. Ujrzał na ścianie odblask ręki. Fosforyzowała, wychodząc z chmury czarnej. Nie wiedział, co by miała obwieścić — usłyszał, jak miecz upadł nagle i toczył się po posadzce. Miecz ten mignął w powietrzu i znalazł się w dłoni Widma — które ostrzem hartownym, skrzypiąc po granicie, wypisało w języku zaginionym Słowian indyjskich:
Jestem. —
Tak mocny był blask mgławicy w zwierciadłach krysztalnych, iż czytał wyraźnie to słowo wieczne, twórcze, niezgłębione, stanowiące pierwszy wschód ku cudownym świątyniom, nieznanym już na ziemi. Ręka widma tym jedynym wyrazem nakreśliła dziwny poemat wiekuistych doskonaleń Umarłego.
I zahuczał tako głos pana Ostafieja:— Jest albowiem osłostwem w czasach zamętu. —Tu pan Mogilnicki...
I zahuczał tako głos pana Ostafieja:
— Jest albowiem osłostwem w czasach zamętu. —
Tu pan Mogilnicki...
I zahuczał tako głos pana Ostafieja:— Jest albowiem osłostwem w czasach zamętu. —Tu pan Mogilnicki wzniósł rękę do kapelusza, uśmiechnął się uprzejmie, uścisnął dłoń pana Ostafieja, jako tego, co za jednym zamachem przebył najtrudniejszy poroh — pan Ostafiej zamilkł, jakby wpadł w kapustę — a Magnat Mogilnicki, kręcąc binoklami — mówił już sam wytrawnie, prawdziwy statysta krajowy, którego mowy, na imieninach wygłoszone, są drukowane we wszystkich organach prasy.
Tu pan Mogilnicki wzniósł rękę do kapelusza, uśmiechnął się uprzejmie, uścisnął dłoń pana Ostafieja, jako tego, co za jednym zamachem przebył najtrudniejszy poroh — pan Ostafiej zamilkł, jakby wpadł w kapustę — a Magnat Mogilnicki, kręcąc binoklami — mówił już sam wytrawnie, prawdziwy statysta krajowy, którego mowy, na imieninach wygłoszone, są drukowane we wszystkich organach prasy.
Lecz w otchłani był Bóg, czyli to niepojęcie radosne mówienie z nieskończonością.
Zrozumiał ksiądz Konstanty, że Polska tak obumarła od wierzchołka swego.Uprzytomnił nienawiść wzajemną narodowości, które...
Zrozumiał ksiądz Konstanty, że Polska tak obumarła od wierzchołka swego.
Uprzytomnił nienawiść wzajemną narodowości, które...
Zrozumiał ksiądz Konstanty, że Polska tak obumarła od wierzchołka swego.Uprzytomnił nienawiść wzajemną narodowości, które ją składają, zamęt partii, głuche wrzenie i mordercze wybuchy warstw przeciwko sobie — całe rojowisko szakalów, oszczekujących świątynię Ducha — a w tej świątyni martwa, zastęgła cisza, przerywana żarzeniem błyskawic! Nikt nie jest powołany, aby tę ciszę przerwał jakimś słowem, przyniesionym znad rzek Wieczności… chyba oszust!…
Uprzytomnił nienawiść wzajemną narodowości, które ją składają, zamęt partii, głuche wrzenie i mordercze wybuchy warstw przeciwko sobie — całe rojowisko szakalów, oszczekujących świątynię Ducha — a w tej świątyni martwa, zastęgła cisza, przerywana żarzeniem błyskawic! Nikt nie jest powołany, aby tę ciszę przerwał jakimś słowem, przyniesionym znad rzek Wieczności… chyba oszust!…
W Polsce: jak niepogoda w Tatrach łatwo odmieniają się ludzie, a jak lawina od byle...
W Polsce: jak niepogoda w Tatrach łatwo odmieniają się ludzie, a jak lawina od byle muśnięcia, spada potępienie szarym gradem kamieni.Nie mówią w oczy.Wszędzie spotka się węgorzowate omijanie kwestii.Z pajęczych, a duszących nici usnują zakrzepłą na szyję gargotę.Jest to psychologia tłumu nieszczęśliwego i zdeprawowanego; również i psychologia ludzi, którzy wszyscy uważają się za wodzów, nie radują się tym, iż Sprawa coś zyska, zajęci jedynie, iż przez nich — przez to najmilsze własne ego — powinien pójść wielki rum Zygmuntowskiego dzwonu.Polonus Polono lupus?To byłoby przynajmniej wojownicze, groźne.Lecz jest to z ludzi doborowych owo servum pecus, zawsze gotowe przyłączyć się do nagany lub pochwały Mangra.Po śmierci delikwenta oratorują nad jego trumną.Za życia sypią pod nogi jego rumaka bretnale; jeśli szedł bosonóż — wyleją jeszcze nań pomyje.
W Polsce: jak niepogoda w Tatrach łatwo odmieniają się ludzie, a jak lawina od byle muśnięcia, spada potępienie szarym gradem kamieni.
Nie mówią w oczy.
Wszędzie spotka się węgorzowate omijanie kwestii.
Z pajęczych, a duszących nici usnują zakrzepłą na szyję gargotę.
Jest to psychologia tłumu nieszczęśliwego i zdeprawowanego; również i psychologia ludzi, którzy wszyscy uważają się za wodzów, nie radują się tym, iż Sprawa coś zyska, zajęci jedynie, iż przez nich — przez to najmilsze własne ego — powinien pójść wielki rum Zygmuntowskiego dzwonu.
Polonus Polono lupus?
To byłoby przynajmniej wojownicze, groźne.
Lecz jest to z ludzi doborowych owo servum pecus, zawsze gotowe przyłączyć się do nagany lub pochwały Mangra.
Po śmierci delikwenta oratorują nad jego trumną.
Za życia sypią pod nogi jego rumaka bretnale; jeśli szedł bosonóż — wyleją jeszcze nań pomyje.
Loading