Theme
Marzenie
in work
Listy wybrane
↓ Expand fragment ↓Przy pięknem i jasnem świetle księżyca wszedłem pod te arkady, które tyle widziały pokoleń, ponad...
↑ Hide fragment ↑Przy pięknem i jasnem świetle księżyca wszedłem pod te arkady, które tyle widziały pokoleń, ponad któremi zaciężył lud królujący w dniach swej potęgi i które nie zwaliły się pod ciężarem ni ludzi, ni czasu. Księżyc stał jeszcze nisko na widnokręgu, wnętrze budynku było ciemne — starałem się wzrokiem swoim przebić ciemności. Serce moje biło, gdyż czułem się bliskim starożytnych czasów. Pogrążyłem się we wspomnieniach. Powoli promienie zaczęły przenikać poprzez szczeliny murów, poprzez aleje portyków i dziwnem było patrzeć, jak załamywały się w kątach, na kapitelach i kolumnach.
W kilku miejscach igrały znów z bluszczem, który zastąpił purpurę i jedwab cyrku. Wszedłem na pierwsze piętro, potem na drugie; wszędzie było ciemno i czarno. Znów się zatrzymałem i oddałem się głębokiemu dumaniu. Nade mną było niebieskie niebo, gwiazdami włoskiemi posiane, poniżej przepaść o całej wysokości Koloseum. Wspomnienia za wspomnieniami biegły ku mnie i wyobraźnia moja stopniowo się unosiła. Im wyraźniej występowały przedmioty dokoła mnie tem bardziej się przenosiłem do czasów, których już nie ma, a jednak żyją w ludzkiej pamięci. Zdawało mi się, że słyszę zmieszane odgłosy: krzyk przenikliwy gladiatora, później oklaski całego ludu, szmery pochwalne następowały po wściekłych wrzaskach, ryki lwów i tygrysów, a potem wśród tego wszystkiego muzyka greckiej fletni i dźwięki trąbki wojskowej. — Nagle jęki się podniosły i zapadły w ciszę, czułem że nie podniosą się więcej. Wtem szczęk mieczów i sztyletów starożytnych rozległ się pod sklepieniami, a potem zdawało mi się, że słyszę to tu, to tam upadek ciała, pokrytego pancerzem, lub staczanie się puklerza na piasek, a później znowu jakby szmer wielu wolno spływających strumieni i uczułem zapach krwi. Lecz ponad temi wszystkiemi krzykami i całym hałasem, panował jeden głos, choć cichy był i drżący. Unosił się pełen harmonii w powietrzu. Rzekłbyś: hymn nadziei, a jednak na zawsze miały się zamknąć wargi, z których wychodził. Można by powiedzieć: hymn śmierci, który śpiewa dziewica chrześcijańska przed połączeniem się z Bogiem.
W tej chwili księżyc ukazał się na murach Koloseum, jak gdyby wychodził z kępy bluszczu, opadającego w festonach ze szczytu budynku.
And thou didst shine rolling moon upon itd.
Kolumny, arkady, portyki, ławki cezarów, senatorów, ludu ukazały się blade i rozwalone. Arena wystąpiła z ciemności. Pośrodku krzyż się wznosił z czarnego drzewa. Krzyż ten wart dla mnie katedry mediolańskiej i kościoła Św. Piotra. On to przed wielu wiekami prześladowany był w tem miejscu, gdy Koloseum przedstawiało całą wielkość tych, którzy je wznieśli. I krzyż ten od czasu dni krwi i żałoby nie zmienił wcale swego wyglądu, nie jest ozdobami przybrany, i dziś stoi tam, gdzie go niegdyś nogami deptano, a pyszne Koloseum, które spoglądało z dumą na jego poniżenie, rozsypuje się w proch dokoła niego. Lecz nie zdaje się on chełpić swym tryumfem. W milczeniu wyciąga czarne ramiona ku dwom stronom budynku, jakby rzucał cień pokoju i błogosławieństwa na ziemię,
↓ Expand fragment ↓Nie umiem udawać, a z Warszawy na Syberię droga gotowa, wyznaczona, wyżwirowana. Jeślibyś dziś słyszał...
↑ Hide fragment ↑Nie umiem udawać, a z Warszawy na Syberię droga gotowa, wyznaczona, wyżwirowana. Jeślibyś dziś słyszał, że udałem się do Warszawy, będziesz mógł powiedzieć: „Za kilka dni jeden lub dwa trupy rosyjskie gnić będą na nadbrzeżnych piaskach Wisły, a potem kilka dni jeszcze — i Zygmunt będzie na Syberii”. Zresztą niech to zostanie między nami, mój przyjacielu, lecz prędzej czy później ten los jest mi przeznaczony, kopalnie złota czekają na mnie pod dachem z wiecznego śniegu.
↓ Expand fragment ↓Piszę ciągle mój poemat polski. Są w tym poemacie pożary i walki, zabawy i rozkosze...
↑ Hide fragment ↑Piszę ciągle mój poemat polski. Są w tym poemacie pożary i walki, zabawy i rozkosze. Ulegam wpływom czasów, w których żyję. Prawda, że akcja rozgrywa się w chwili, gdy olbrzymie państwo rosyjskie kruszyło się od Bałtyku do morza Kaspijskiego w żelaznych rękach polskich wojowników. Był to wówczas również świat ginący, i zwycięzcy miotali się na jego gruzach z chciwością i śmiałością Hiszpanów Korteza w Meksyku. Toteż można tworzyć wspaniałe obrazy z tych dni tryumfu i żałoby, z tych nocy pożarów i rozpusty. Starałem się przede wszystkiem odmalować istotę fantastyczną, dziecię prawie, pochodzące ze Wschodu i przepalone namiętnościami — następnie uczucie niepodległości i życie awanturnicze wodza kozackiego, który, popłynąwszy w wątłej łodzi w dół Dniestru, przebył morze Czarne, by palić wioski Konstantynopola, podczas gdy sułtan, widząc z okien seraju dym i płomienie, kruszył z wściekłości w zębach swój cybuch bursztynowy — wreszcie zamęt w Rosji, wyprawy wodzów polskich, włóczących się awanturniczo aż do Azji i niszczących ten świat klejnotów, kwiatów i światła, gdzie ludy muzułmańskie zmieszały się z chrześcijańskiemi narodami. Wiek ten był dla nas średniowieczem. Wszystko w nim jest bohaterskie i nosi znamię energii. W Polakach, przebiegających na swych rumakach Rosję od morza do morza, widać olbrzymie szaleństwo, wiarę w siebie, poczucie siły indywidualnej barbarzyńców, którzy runęli na Rzym i Rzym pod nogi sobie rzucili. Tak samo padła Moskwa przed moimi przodkami. Ach, przodkowie moi byli wielcy i wierzyli w Marię. Wzywając jej imienia, cięli swemi szerokiemi szablami twarze swych wrogów i wrogowie padali, by nie powstać więcej. Dawna Polska miała dnie sławy olbrzymiej, a wspaniałej; mało jest narodów, które by tyle zdziałały i podbiły. Dla nas przeszłość jest niebem czystem, rozległem, gwiazdzistem. Zwrócić się ku niej, znaczy ku sławie się zwrócić. Przyszłość nasza tylko z przeszłości wytryśnie i litość mię bierze, gdy widzę, jak tylu ludzi czepia się Francuzów, żebrząc o wzory, jak o jałmużnę, gdy wystarczyłoby im klęknąć przy trumnach ojców, by wyczytać imiona bohaterów. Jakże mali, jakże bez wartości wydają się Dantony i Lamarki tam, gdzie byli Zamoyscy i Sobiescy! Ich potomkowie są niewdzięcznikami. Cała przyszłość ludzi dzisiejszych blednie wobec jednego z grobów tych ludzi z dawnych czasów.
↓ Expand fragment ↓Myśli moje innym popłynęły torem. Rozkosz bezwładu mię ogarnia; głos mój stał się cichy i...
↑ Hide fragment ↑Myśli moje innym popłynęły torem. Rozkosz bezwładu mię ogarnia; głos mój stał się cichy i rzadko kiedy słowo jakieś pada z ust moich. Ale dziwne sceny odgrywają się w mojej duszy i żyję w świecie, którym nie rządzi żadna jedność. Marzenia moje przenoszą się w przeszłość, potem podsuwają mi coś z przyszłości, lecz i to prędko znika. Białe żagle i błękitne fale, pieśni włoskie i dźwięki jakiejś obcej mowy wirują wkoło mnie. Wszystko o czem marzyłem i myślałem, wszystko co budziło we mnie niepewne pożądania, znowu przychodzi mi na pamięć — lecz to labirynt, gdzie błądzę na wpół odurzony, na wpół śpiący, a sił mi nie staje, by się ze snu otrząsnąć i skłaniam się ku temu czarowi, który mną włada, jak człowiek złamany zmęczeniem pochyla się ku łożu.
↓ Expand fragment ↓Marzenia naszej wyobraźni, złudzenia, będące w młodości formą naszego bytu, są przy rozważaniu analizy praktycznej...
↑ Hide fragment ↑Marzenia naszej wyobraźni, złudzenia, będące w młodości formą naszego bytu, są przy rozważaniu analizy praktycznej tego świata kłamstwem; lecz, widziane z pewnej wysokości, stają się prawdą wyższego świata, gdzie wszystko jest syntezą i gdzie nie znajdujemy wieczystej analizy krwi i potu. W naszych marzeniach, w tych podniosłych tworach, które jednak tłumowi muszą się często wydawać śmiesznemi, nie odczuwamy nigdy najpospolitszych trudności, gotowiśmy stawić czoło piorunowi niebieskiemu; ale, jeśli wypadnie nam zrobić dwa kroki, powiedzieć słów kilka, jednem słowem zbliżyć się do życia ziemskiego z jego codziennemi wypadkami, upadamy ze znużenia. A jednak, przysięgam, miałbym dość siły, by przebyć z kochanką swoją pustynię Sahary, gdyby kochanka moja była tem, czem są sny moje. Co to wszystko znaczy? Znaczy to, że niegdyś, w czasach poprzedzających upadek człowieka, światem rządziły prawa odpowiadające tym prawom, które dziś budzą się niekiedy w naszej duszy, i że po spełnieniu się naszych przeznaczeń, świat na nowo do tych samych praw powróci. A więc w marzeniu przebywamy w innym świecie, ale nie jesteśmy przez to ani nieukami, ani szaleńcami. Szaleństwem byłoby jedynie, gdybyśmy sądzili, że możemy zastosować prawa naszych marzeń lub naszej syntezy do analizy tego padołu; ale każdy z konieczności początkowo w błąd ten popada. Jedni w nim trwają: są to istoty słabe, niedoskonałe, ale pełne słodkiej poezji i nieszczęścia. Inni, oceniwszy należycie swoją młodość i nie zrozumiawszy wzniosłego ostrzeżenia niebios, wyobrażają sobie, że wszystko skończone i że świat rzeczywisty, to nędza i analiza. Ci również są istotami słabemi i niedoskonałemi, które kończą na zepsuciu materializmu. Mało jest ludzi, dość sił mających, by znosić trudności i przeszkody, by zdecydować się na wejście wprost do życia rzeczywistego, jedynego, które doprowadza do jakichkolwiek wyników, i by zachować przy tem niewzruszoną wiarę w obietnice, dane im w dniach ich szału, gdy spostrzegali chwilami sfery promieniste, do których nigdy później nie udało im się dotrzeć. Oni jedni czegoś dokonają. Złudzenia są więc symbolem. Trzeba umieć łączyć je z faktami. Zrazu odrzucamy stronę materialną życia, żyjemy wyłącznie życiem duchowem; to długo trwać nie może. Trzeba, by człowiek się przetworzył, by dusza przeniknęła ciało, a jeśli przeobrażenie to dokonało się w nim, dokona się ono również
↓ Expand fragment ↓O, gdybym choć raz mógł na jawie obaczyć wszystkie moje ukryte żądze, sklejone w ciało...
↑ Hide fragment ↑O, gdybym choć raz mógł na jawie obaczyć wszystkie moje ukryte żądze, sklejone w ciało, ubrane w formę! Ponieważ jestem mężczyzna, ta forma musiałaby być kobietą. Nie byłby to posąg Pigmaliona, ale ona, utworzona z żebra duszy mojej; poznałaby mnie, byłaby mną i sobą zarazem. O, wtedy, sam na sam ukląkłbym przed jej śnieżnem ciałem! Nie byłaby to Wenus grecka, owszem, w jej urodzie przebijałaby powaga Apollina belwederskiego, ale ta uroda wzniosła, ta duma wzroku, to panowanie nad wszystkimi w łzy by się rozpłynęło przede mną. Dla mnie ona by śpiewała piosenkę dziecinną, dla innych straszną pieśń natchnienia.