5647 free readings you have right to
Obudziliśmy się pośród deszczu, bijącego w okna, i nieprzyjemną w malutkich, niewygodnych powozach ciągnęliśmy podróż...
Obudziliśmy się pośród deszczu, bijącego w okna, i nieprzyjemną w malutkich, niewygodnych powozach ciągnęliśmy podróż. Góry daleko więcej są smutne i ponure podczas słoty, niż równiny, bo w górach ogromne masy mgły się gromadzą, a z nich deszcz drobny, ale przenikający kości. A potem w górach zawsze się spodziewamy pięknego widoku, o którym nie myślimy na równinach, i ten piękny widok, wydarty oczom naszym przez mgłę, w smutek wprawia, tak, jak lica pięknej kobiety, welonem zakryte.
Zygmunt Krasiński, Listy wybrane
Z rana przez jezioro Brienz udaliśmy się do pięknej kaskady Giessbach. Spadające jej potoki z...
Z rana przez jezioro Brienz udaliśmy się do pięknej kaskady Giessbach. Spadające jej potoki z wysokiej na 8 000 stóp góry, pięknie, diamentowo się wydawały przy promieniach jasnego słońca, a mnóstwo tęcz, jakoby girlandami z kwiatów wokoło ją opasywało. Poszliśmy na sam wierzch z Mickiewiczem i pamiętam, że z powodu tęczy, która zależy jedynie od położenia oka patrzącego, bardzo pięknie mi mówił o świecie, jakim by się wydał, gdyby w nim człowieka nie było. Jest miejsce w skale, gdzie fale wodospadu tak się w łuk zaginają, spadając z wysokości stu stóp, że można bezpiecznie i bez wielkiego zmoknienia stać pod nimi, a wtenczas, patrząc przez nie na okolicę, zdaje się, że się patrzy przez ruchomą kratę z roztopionego srebra.
Z trudnością nam przyszło zejść z góry Grimsel, u której stóp odkrywa się z boku...
Z trudnością nam przyszło zejść z góry Grimsel, u której stóp odkrywa się z boku największy z gleczerów alpejskich (po Mer de glace Chamounix), z którego Rodan swoje źródło bierze. Tu piłem pierwszą kroplę Rodanu, wychodzącą spod jaskini z lodu. Dalej szliśmy pomiędzy dzikiemi, ponuremi, nagiemi górami, udaliśmy się z wielkiem znużeniem na wierzchołek Furki, po ścieżce zasianej kryształami skalistemi, i stąd mieliśmy pyszny widok na całe pasmo gleczerów Oberlandu. Monotonna droga zawiodła nas do Andermatt, miasteczka, gdzie się kończy Oberland. Przechodziliśmy jeszcze tego dnia obok góry św. Gotharda, po której urwiskach zrobiona droga jest arcydziełem pracy ludzkiej i sztuki. Andermatt jest miasteczkiem, odległem o pół mili od Mostu Diabła, sławionego w tylu opisach. I w rzeczy samej, nigdzie szatan może na ziemi, nie mógłby stosowniejszego wybrać sobie miejsca: jest to most kamienny o sześciu arkadach zstępujących aż do dna przepaści, po której huczy i skacze w białawych falach rzeka Reuss; wokoło wieniec ze skał ostrych i jeżących się urwisk. Trzeba do mostu dochodzić przez jaskinię, czyli raczej galerię, w skale wykutą. Niezawodnie, jeśli anioł ciemności przebywa na ziemi, tam jest tron jego pośród czarnej nocy.
Z Brunnen wyjechaliśmy, by dostać się do sławnej góry Rigi, z której widok rozciąga się...
Z Brunnen wyjechaliśmy, by dostać się do sławnej góry Rigi, z której widok rozciąga się aż daleko za granice Szwajcarii do Włoch i Niemiec, i obejmuje wszystkie pasma gór helweckich z jednej strony, a z drugiej łańcuch Jury. Trzeba nam było do tego przechodzić przez miejsce, gdzie dawniej stało miasteczko Goldau, otoczone czterema wsiami, a gdzie teraz leżą piramidy kamieni, skał stosy, a nad nimi rośnie już trawa i młode krzewią się drzewiny. Już mija lat dwadzieścia, jak wpośród południa, w dniu pogodnym, wierzchołek góry Rosberg, wznoszącej się nad Goldau, zaczął się poruszać i drżeć cały, a potem cały upadł i pociągnął za sobą część góry. Z ogromnej wysokości walące się skały zawaliły Goldau i wsi cztery. Nie było w ludzkiej mocy odkopać pogniecionych chat i ciał umarłych; leżą one pod nagrobkiem ciężkim z głazów, które im przyrodzenie w swoim gniewie wystawiło. Na przestrzeni mili cała powierzchnia pokryta zwaliskami Rosbergu. Pięćset ludzi pod nimi usnęło snem śmierci. Lecz niezadługo już znowu przyrodzenie uśmiechać się będzie nad własnem spustoszeniem, wkrótce kwiaty, murawa i gaje rozwiną się na pogrobowiskach, i przyszłe pokolenie uprawiać będzie ziemię, ciężącą nad piersiami przeszłego.
Wyobraź sobie ocean chmur, widziany ze szczytów alpejskich, wyobraź sobie, że czarna ta mgła, zasłaniająca...
Wyobraź sobie ocean chmur, widziany ze szczytów alpejskich, wyobraź sobie, że czarna ta mgła, zasłaniająca dolinę, styka się z dwu stron z widnokręgiem i wisi nad czołami ludzi. To Przeznaczenie. A teraz spójrz na promienie słońca, rozbiegające się we wszystkie strony, na tęcze, ślizgające się po grzbietach obłoków, starające się swemi złotemi, srebrnemi, lazurowemi skrzydłami znieść te pełne smutku opary. To Opatrzność. Wreszcie, gdy w południowej godzinie słońce wzbije się wysoko, patrz, jak sklepienie to, szare i ponure, rozchodzi się we wszystkie strony, zabiera ze sobą piorun, znika, i jak pod niem zielone równiny uśmiechają się do błękitu w górze; to połączenie człowieka z Opatrznością, zwycięstwo ostateczne Opatrzności nad Przeznaczeniem. Wierz mi, dużo więcej w przyrodzie symboli, niż ludzie sądzą, więcej życia, niż przypuszczają, i więcej podniosłości, niż czują. Przyroda jest parabolą świata duchów.
Loading