Theme
Plotka
in work
Lalka, tom pierwszy
↓ Expand fragment ↓W sali zrobił się ruch. Przybiegła zatrwożona panna Izabela, potem hrabina, wzięły prezesową pod ręce...
↑ Hide fragment ↑W sali zrobił się ruch. Przybiegła zatrwożona panna Izabela, potem hrabina, wzięły prezesową pod ręce i z wolna wyprowadziły do dalszych pokojów. W jednej chwili na Wokulskiego zwróciły się wszystkie oczy. Zaczęto z cicha szeptać.
Widząc, że wszyscy na niego patrzą i o nim mówią, Wokulski zmieszał się. Ażeby jednak pokazać obecnym, że ta osobliwa popularność nic go nie obchodzi, wypił jeden po drugim dwa kieliszki wina stojące na stoliku i wtedy spostrzegł, że jeden kieliszek, z winem węgierskim, należał do jenerała, a drugi, z czerwonym, do biskupa.
„Ładnie się urządzam — rzekł do siebie. — Gotowi jeszcze powiedzieć, że zrobiłem afront staruszce, ażeby wypić wino jej sąsiadom…”
Wstał z zamiarem wyjścia i zrobiło mu się gorąco na myśl o defiladzie przez dwa salony, w których czekają go rózgi spojrzeń i szeptów.
↓ Expand fragment ↓W salonach tymczasem rozmawiano.
— Jakaś zagadkowa figura ten pan — mówiła po francusku dama w brylantach...
↑ Hide fragment ↑W salonach tymczasem rozmawiano.
— Jakaś zagadkowa figura ten pan — mówiła po francusku dama w brylantach do damy w strusim piórze. — Pierwszy raz widziałam prezesową płaczącą.
— Naturalnie, historia miłosna — odpowiedziała dama z piórem. — W każdym razie zrobił ktoś złośliwego figla hrabinie i prezesowej wprowadzając tego jegomościa.
— Przypuszczasz pani, że…
— Jestem pewna — odparła wzruszając ramionami. — Niech pani wreszcie spojrzy na niego. Maniery bardzo złe, ale cóż to za fizjognomia, jaka duma!… Szlachetnej rasy nie ukryje się nawet pod łachmanami.
— Zadziwiające!… — mówiła dama w brylantach. — Bo i ten jego majątek, jakoby zrobiony w Bułgarii…
— Naturalnie. To zarazem tłomaczy, dlaczego prezesowa pomimo bogactw tak mało wydaje na siebie.
— I książę bardzo na niego łaskaw…
— Przez litość, czy nie za mało?… Niech tylko pani spojrzy na nich obu…
— Sądziłabym, że nie ma ani śladu podobieństwa.
— Zapewne, ale… ta duma, pewność siebie… Z jaką oni swobodą rozmawiają…
↓ Expand fragment ↓— Nie — mówił bas — on z tych dostaw nie obmyje się nawet szarym mydłem. Kupiec galanteryjny...
↑ Hide fragment ↑— Nie — mówił bas — on z tych dostaw nie obmyje się nawet szarym mydłem. Kupiec galanteryjny robi dostawy! Warszawiak jedzie do Bułgarii!…
— Pański brat, inżynier, jeździł za zarobkiem jeszcze dalej — odezwał się półgłos.
— Zapewne! — przerwał bas. — Czy może i sprowadzał perkaliki z Moskwy? Tu jest drugi sęk: zabija przemysł krajowy!…
— Ehe! he!… — zaśmiał się ktoś dotąd milczący — to już do kupca nie należy. Kupiec jest od tego, ażeby sprowadzał tańszy towar i z lepszym zyskiem dla siebie. Nieprawda?… Ehe! he!…
— W każdym razie nie dałbym trzech groszy za jego patriotyzm — odparł bas.
— Podobno jednak — wtrącił półgłos — ten Wokulski dowiódł swego patriotyzmu nie tylko językiem…
— Tym gorzej — przerwał bas. — Dowodził będąc gołym; ochłonął poczuwszy ruble w kieszeni.
— O!… że też my zawsze kogoś musimy posądzać albo o zdradę kraju, albo o złodziejstwo! Nieładnie!… — oburzał się półgłos.
— Coś go pan mocno bronisz?… — spytał bas posuwając krzesłem.
— Bronię, bom trochę o nim słyszał — odpowiedział półgłos. — Furmani u mnie niejaki Wysocki, który umierał z głodu, nim Wokulski postawił go na nogi…
— Za pieniądze z dostaw z Bułgarii!… Dobroczyńca!…
— Inni, panie, zbogacili się na funduszach narodowych i — nic. Ehe! he!…
— W każdym razie ciemna to figura — zakonkludował dychawiczny. — Rzuca się w prawo i w lewo, sklepu nie pilnuje, perkaliki sprowadza, szlachtę jakby chciał naciągnąć…