— Pan był przyrodnikiem? — spytał Ochocki.
— Tak.
— I w dodatku przyrodnikiem entuzjastą. Wiem, co pan przeszedł, od dawna szanuję pana z tego powodu… To za mało; powiem więcej… Od roku wspomnienie o trudnościach, z jakimi szamotał się pan, dodawało mi otuchy… Mówiłem sobie: zrobię przynajmniej to, co ten człowiek, a ponieważ nie mam takich przeszkód, więc — zajdę dalej od niego…
Wokulski słuchając myślał, że marzy albo że rozmawia z wariatem.
— Skąd pan to wie?… — spytał Ochockiego.
— Od doktora Szumana.
— Ach, od Szumana. Ale do czego to wszystko prowadzi?…
— Zaraz powiem — odparł Ochocki. — Byłeś pan przyrodnikiem entuzjastą i… w rezultacie rzuciłeś pan nauki przyrodnicze. Otóż, w którym roku życia osłabnął pański zapał w tym kierunku?…
Wokulski poczuł jakby uderzenie toporem w głowę. Pytanie było tak przykre i niespodziewane, że przez chwilę nie tylko nie umiał odpowiedzieć, ale nawet zebrać myśli.
Ochocki powtórzył, bystro przypatrując się swemu towarzyszowi.
— W którym roku?… — rzekł Wokulski. — W zeszłym roku… Dziś mam czterdziesty szósty rok…
— A zatem ja do kompletnego ochłodzenia się mam jeszcze przeszło piętnaście lat. To mi trochę dodaje odwagi… — rzekł jakby do siebie Ochocki.