Schodzi wieczór cudowny — zbrodniarzy druh wierny;
Skrada się jak ich wspólnik, już na kształt niezmiernej
Alkowy — niebo z wolna zwiera swe sklepienia,
A ludzi żądz gorączka w dzikie bestie zmienia.
O wieczorze! o błogi! przez tych upragniony,
Co bez kłamstwa rzec mogą: „Naszymi ramiony
Pracowaliśmy dzisiaj!” Ciebie błogosławią
Umysły, co się jakimś dzikim bólem trawią,
Zaciekły badacz, gdy mu zaciąży skroń blada,
I zgarbiony robotnik, gdy łoża dopada.
Tymczasem w atmosferze, niby aferzyści,
Budzą się ociężali duchowie nieczyści