„Dziwny jakiś król — pomyślał Maciuś — nie chce wojować, a wypowiada wojnę, i cieszy się, że przegrywa; zupełnie dziwny król?”
— Wygrana wojna — to wielkie niebezpieczeństwo — mówił król jakby do siebie. Najłatwiej zapomnieć wtedy, po co się jest królem.
— A po co się jest królem? — naiwnie zapytał się Maciuś.
— Przecież nie po to, żeby nosić koronę, a — żeby dać szczęście ludności swojego państwa. A jak dać szczęście? Wprowadza się różne reformy.
„Oho — to ciekawe” — pomyślał Maciuś.
— A reformy — to najtrudniejsze — tak, to najtrudniejsze.
I tym razem tak smutnie zagrały skrzypce, jakby płakały, jakby się stało nieszczęście.
Długo w noc rozmyślał Maciuś. Przewracał się z boku na bok, a w uszach śpiewała mu smutna pieśń skrzypiec.
— Jego się zapytam. On mi poradzi. To musi być dobry człowiek. Jestem królem-reformatorem, a nie wiem, co to są reformy. A on mówi, że to takie trudne.
To znów myślał:
— Może on kłamie. Może oni się umówili między sobą, żeby właśnie ten trzeci dał mi do podpisania jakiś akt.
Bo nieraz już dziwiło Maciusia, dlaczego nic nie mówią z nim ani o pożyczce, ani o niczym. Przecież królowie zjeżdżają się, żeby mówić o polityce, o różnych ważnych rzeczach. A oni nic. Myślał, że nie chcą z nim mówić, bo mały. Więc dlaczego znów ten trzeci rozmawia z nim, jak z dorosłym.
Maciuś polubił smutnego króla, ale mu nie ufał. Bo królowie wcześnie uczą się być nieufni.