— Dziewczyno szalona! — rzekł derwisz. — Nigdy jeszcze żadna kobieta nie ośmieliła się w taką podróż wyruszyć! Tysiące rycerzy zginęło tam bez wieści, a ty, dziewczyno słaba i niedoświadczona, chcesz iść w ich ślady? Niedawno poszli tam dwaj młodzieńce i już nie powrócili.
— To na pewno moi bracia! — rzekła Parysada. — Daremne twe przestrogi, derwiszu. Nikt i nic nie odmieni mego postanowienia! Daj mi lepiej rady i wskazówki, abym mogła uniknąć niebezpieczeństw.
— Widzę, że nie odwiodę ciebie od twoich zamiarów — rzekł derwisz. — Wolę więc wspomóc cię radami i wskazówkami. Słuchaj tedy uważnie!
I derwisz słowo w słowo opowiedział Parysadzie to samo, co Bachmanowi i Perwicowi. Wyjął wreszcie złotą kulę z torby, którą miał u pasa, i podał kulę Parysadzie.
Parysada wzięła kulę i rzekła:
— Derwiszu, czy nie masz przypadkiem waty w swej torbie?
— Mam — odpowiedział derwisz.
— Daj mi spory kawał waty, bo mi się przyda.
Derwisz podał jej watę i spytał zdziwiony:
— Na cóż ci się przyda wata w tej podróży?
Uśmiechnęła się Parysada i odrzekła:
— Wszak sam mówisz, że czeka mnie walka z duchami niewidzialnymi. Duchom tym nie wolno przybrać żadnych kształtów, nie wolno zjawić się w postaci potworów lub strachów widomych. Nie mogą one przestraszyć moich oczu, jeno mogą przerazić moje uszy, szeptami i wrzaskami będą się starały zmusić mnie do tego, abym się obejrzała za siebie.
Pozatykam watą uszy — wata wszelkie wrzaski zgłuszy. Może mi się wówczas uda zdobyć trzy na Górze cuda, i może dowiem się, co się stało z mymi braćmi.
— Jesteś mądra i domyślna — rzekł derwisz. — Niech los ci sprzyja.